SZYMON ZIMOROWIC ROKSOLANKI to jest RUSKIE PANNY na wesele B.Z. z K.D. przez SYMEONA ZIMOROWICA Leopo[oliensem] Roku Pa�skiego MDCXXIX dnia XXVIII lutego we Lwowie wprowadzone, a teraz �wiatu �wie�o pokazane, Roku Pa�skiego 1654 PRZYGOTOWANIE TEKSTU NA PODSTAWIE PIERWODRUKU: RADOS�AW GRZE�KOWIAK. PODSTAWA TEKSTU: ROXOLANKI, to jest RUSKIE PANNY..., W KRAKOWIE, W DRUKARNI WDOWY Y DZIEDZICOW FRANCISZKA CEZAREGO, I.K.M. TYPOGRAPHA, BODLEIAN LIBRARY - OXFORD, SYGN. Bodl. Lib. Polon.. B. 156; PIERWODRUK: SZYMON ZIMOROWIC, ROKSOLANKI TO JEST RUSKIE PANNY. WYDA� R. GRZE�KOWIAK, WARSZAWA 1999, S. 21-116 WSZYSTKIE WYRӯNIKI W TEK�CIE - ZGODNIE Z �YCZNIENIEM WYDAWCY +UKOCHANYM OBLUBIE�COM B. Z. i K. D. Te kwiatki zbioru mego, na polach uszczknione Kastalijskich, niech b�d� tobie po�wi�cone, Ucieszny Rozymundzie z Lilidor�, kt�ry Chcia�e� mi� by� wprowadzi� na askrejskie g�ry, K�dy pod lasem siadszy Kalliroe �liska Z piersi nabrzmia�ych wody obfite wyciska. Lecz daremnie, abowiem w p� zacz�tej drogi W�ciek�a Lachezis kos� podcina mi nogi I pierwej w niepami�tnym chce mi� k�pa� zdroju, Ni�bym wiekopomnego skosztowa� napoju; St�d jako zgruchotany garniec wod� leje, Tak znacznie we mnie si�a wrodzona niszczeje. Przeto� p�ki si� m�odo�� moja nie przesili A dnia mego ku nocy wiecz�r nie nachyli, Cokolwiek-em kwiateczk�w zebra� na Aonie I jakom wiele s�ysza� pie�ni w Helikonie, Do ciebie ch�tnie nios�. Ty, siedz�c za sto�em Godowniczym, przyjmi je niezmarszczonym czo�em. Ja nie dbam, cho� ta praca do drukarskiej prasy Nie przyjdzie ani przysz�e obacz� jej czasy; Je�li ty przeczytawszy dasz �askawe zdanie I pochwalisz, dosy� si� mej ��do�ci zstanie. Ale pr�na ma chluba - tylko to przebiera N[a]wdzi�czniej �ab�� gard�em, gdy prawie umiera, Ja za� cichuchno wi�dn� jako letnie siano, Kt�re str�ci�a ze pnia ostra stal porano. Namilsi oblubie�cy, dusze ulubione, �yjcie za mnie, a ile blada Persefone Dni mi skr�ci, p�dz�c mi� za s�oniowe wrota, Niechaj wam B�g przed�u�y tyl[e] lat �ywota. Ja, cho� od was odejd� w elizyjskie b�onie, I tam kwiatki na wasze prz�ta� b�d� skronie. +DZIEWOS��B Owo� ja, HYMEN, do was, wdzi�czni oblubie�cy, Przychodz� na biesiad�. Panny i m�odzie�cy, Nie rozrywajcie moim dobrej my�li przy�ciem: Na tom skronie obtoczy� wawrzynowym li�ciem, �e nigdy krotochwili weso�ej nie psuj�, Owszem, w ma��e�skich godach ch�tnie ulubuj�. On ci ja jest bo�eczek m�odziuchny, pieszczony, Syn ida[li]jskiej matki, wnuk krasnej Dyjony, Przyrodny Kupidyn�w, nie Kupido przeci�. Aby ludzie samopas nie �yli na �wiecie, �eby ziemskie nie sta�y pustyniami kraje, M�om nieunoszonym p�odne �ony raj�, Panienkom sromie�liwym panicze ochotne Sposabiam w towarzystwo cz�sto do�ywotne. St�d mi� starzy ojcowie nazywali sprawc� Ma��e�skiego przymierza abo �lubodawc�. Nie dziwujcie, �e jestem na postaci m�ody Anim statkiem osypa� m�odziuchnej jagody: Jeszczem ja �wiata tego dziecinne pieluchy Z pierwocinami odda� matce z�otoruch�j; Nadto, gdy pokolenia nast�pne rozp�adzam, I sam coraz m�odniej�, coraz si� odradzam. Jako winna macica p��d sw�j wielomnogi Przez ka�doroczne zwyk�a rozkrzewia� po�ogi, Z kt�rej na miejsce macior m��d� wynika nowa, Tak te� nienaganione one Boskie s�owa: "Rozrastajcie si�, ludzkie rozmna�ajcie plemi�" Mieszka�cami �ywymi nape�ni�y ziemi�. Cokolwiek �wiat okr�g�y swym ko�em zamyka I k�dy s�o�ce ga�nie, i k�dy wynika, Wszytkim obywatelom daj� pomno�enia. I tu do was przyby�em nago, bez odzienia, Nie boj�c si� syto�skich �nieg�w ani osi Arktowej, kt�r� Wodnik ilijacki rosi: Ogie� mi� przyrodzony i ze wn�trz zagrzewa, I z wierzchu swym p�omieniem cia�o mi odziewa. Je�li mi� te� spytacie, na co �uk napi�ty Z sercow�adnymi nosz� w mym ko�czanie pr�ty, Czemu mi w r�ku ogniem pa�a lana �wi�ca, Temu: skoro krn�brnego napadn� panicza, A on wysoko buja nad ziemskimi stany, Zaraz mu w serce siej� z tego �uku rany; Tak�e i was, panienki, kiedy szyje wasze Ukrywacie przed jarzmem, t� pochodni� strasz�. Bo nies�usznie do sp�ku ludzkiego przychodz� Ci, kt�rzy mog�c, sobie podobnych nie rodz�; Owszem, �wiat�o�ci dziennej za�ywa� niegodni, �e drugim nie podaj� �ywotniej pochodni. Przeto� niechaj przede mn�, k�dy chce, kto stroni, Uj�rzy, je�li hardego pi�ra nie uroni. Dozna� mi� Polifemus, niegdy syn Neptun�w, Chocia� si� bog�w nie ba� ani ich piorun�w. Skorom mu tylko g�adk� Galate� schwali�, Wszytek si� jako Etna siarczysta rozpali�, �e z jamy jego ciemnej g�sty dym wypada�, �e te� on krwawo�yrca, kt�ry ludzie jada�, Galantowa� si� umia�: wpoj�rz�d oceana Cia�o olbrzymskie k�pa� stoj�c po kolana, Nauczy� si� grabiami poczesa� czupryny, Sierpem brody przystruga�. Dla m�odej dziewczyny Cz�sto z stodziurnej surmy piszczek jednooki Ogromne g�osy na wiatr wypuszcza� szeroki. Niejednego nied�wiedzia dla ko�ucha zabi�, �eby tylko do siebie Galate� zwabi�. Wt�� m�nemu Pelidzie Pryjamowa cora Podoba�a si�. Chocia� brata jej, Hektora, Na placu po�o�ywszy, trupokupc� zosta�, Stara� si�, aby grzecznej Polikseny dosta�. Ociec by� nie od tego, dlatego� pan m�ody Bezbronny do Cyntego ko�cio�a na gody Przyszed�, ale ni� wiar� Pryjam�wnie �lubi�, Przy o�tarzu go Parys niem�ski zagubi�. Nie wspominam dziewoi twojej, Enomanie, Uchodz�cej zalot�w na pr�dkim rydwanie: Wszak jej nie ratowa�y wo�niki obrotne Ani poszosne, ani wozy bystrolotne, Kiedy w�asny forytarz wyda� j� na jatki, Skoro do niej wyjacha� Tantalowic g�adki. Wszak i ty, Rozymundzie, zaledwie� wyczyta� Imi� p�brata mego, kiedy� si� go chwyta�, Jeszcze� go z twarzy nie zna� ani� jego krzywych S�ucha� obietnic, ani fortel�w zdradliwych, A ju� w niewinnych latach zamys�ami twymi Buja�e� r�wno z jego pi�ry pierzchliwymi. On si� nad tob� pastwi� za tw� ludzko�� srodze, Oczy twoje da� �lepej chciwo�ci za wodze. Ilekro� si� do serca wemkn�� on go�� chytry, Wznieciwszy gorzki ogie� z smrodliwej salitry, Ku�nie swoje za�o�y� - tam swe strza�y kowa�, Tam je ostrzy�, tam twoj� krwi� one hartowa�. Ty zasi� swej krewko�ci zostawszy rozrutnym, Obra�e� z towarzyszem przestawa� okrutnym; Wola�e� swe zabawy mie� z niemi�osiernym Zab�jc� ni�li ze mn�, przyjacielem wiernym. Jam tobie kwiatki zbiera� po �wi�tym Syjonie, Jam na Libanie wieniec sk�ada� na twe skronie, Jam dostawa� balsamu z raju twej m�odo�ci, Jam owoc z palmy zrywa� dla twojej wieczno�ci, A ty ode mnie spieszno na attyckie gory Uchodzi�e� do m�drej rzkomo Terpsychory. Przeci� jednak musia�e� min�� Terpsychor�, A otrzyma� tysi�ckro� wdzi�czn� Lilidor�; Prawda, ma�o pomog� muzy mi�kkoliczne, Kiedy moje dochodz� strza�y sercotyczne. Nie wiedzia� przedtym Febus, syn wielkiej Latony, Co by za w�adz� mia�a kr�lowa z Ankony. Wszytkie lata m�odo�ci swojej i godziny Po�wi�ci� wieczno�piewnym pannom M[nem]ozyny. Z nimi usiadszy blisko askrejskiej fontany, Na g�o�notwornej arfie waleczne hetmany, Nieu�yte bojary, hardomy�lne grofy Wychwala�, zawi�zuj�c g�adkim rymem strofy. Milej mu by�o, siedz�c u ao�skiej studnie, P�askim g�osem wykwintnie za�piewa� w po�udnie Abo tr�b� i staln� wzi�wszy rohatyn�, Bie�e� z my�liw� siostr� w moskiewsk� krain� I tam zabija� �ubry, tury i nied�wiedzie, Ni�eli przy podwice siada� na biesiedzie. Dlatego� si� moimi uciechami brzydzi�, K�dy mi� kolwiek zoczy�, wsz�dy ze mnie szydzi�: "Na co - prawi - ten sajdak nosisz na twych karkach? Poniewa� do strzelania nie masz si�y w barkach, Mnie to raczej marsowe or�e przystoi, Kt�rego si� wieprz gro�ny i m�ciwy lew boi. A ty, licha dziecino, zaniechawszy �uku, G�owni� podkurzaj gach�w przemierz�ych na bruku; Mnie strza�y daruj". - "Prawda, Febe, z twojej kusze Nieme bestyje martwej pozbywaj� dusze, M�j zasi� be�t z pieszczonych wypuszczony rog�w Przejmie ciebie i twoich przechwalonych bog�w". To rzekszy, z lampsackiego pa�acu ci�ciw� Wrzuci�em mu do piersi strza�� zapalczyw�, A drug�, kt�ra niech�� i nienawi�� czyni, Utopi�em w Penejskiej m�odziuchnej kniehini. Pierwsza by�a arabskim powleczona z�otem, Ta zasi� przyt�piona o�owianym grotem, Przeto� Apollo ca�ym sercem ku niej pa�a, Nimfa za� obowi�zk�w ma��e�skich niedba�a Woli jelenie �lidzi� po kniejach nieludnych, Zaniechawszy urody i zalot�w trudnych. Tytan, co na ni� wej�rzy, z mi�o�ci umiera: Jako ogie� chrost suchy i plewy po�era, Tak p�omie� jego serce gor�ce otacza; Czasem bierze otuch�, a czasem rozpacza. Widzi warkocz po szyjej bia�ej rozpuszczony, Pi�kny, cho� superfinem w k�ko niespleciony, Patrzy na oczy r�wne gwiazdom wyiskrzonym, Dziwuje si� paluszkom z krzyszta�u toczonym. To wargi, to ramiona okr�g�e przechwala I to, czego nie doj�rza�. On tak si� rozpala, Panna od niego oczy odwraca wstydliwa. Cyntyjus krzyknie: "Post�j, panienko poczciwa, Nie uciekaj przede mn�, s�u�ebnikiem wiernym! Tylko owcy l�kliwej przed wilkiem ob�ernym Lub garlicy przed or�em, kt�ry j� chce szkodzi�, Abo �ani przede lwem przys�usza uchodzi�, Ale ja nie umys�em wilczyce drapie�nej Spiesz� do twych r�anych ust i szyjej �nie�nej. Pohamuj bieg, niebogo, �eby� bie��c marnie, Nie ugodzi�a n�k� na o�ciste tarnie. Uchod� lekko, za tob� i ja p�jd� miernie, Waruj upa�� na ska�� abo ostre ciernie. Przy tym rzu� na mi� by raz okiem przyjacielskim. Patrz, kto goni. Nie jestem sko[t]opasem sielskim, Nie zrodzi�em si� kmieciem ani prostym gburem, �ebym chodzi� za byd�em gromadzkim z koszturem. W delfickiej ziemi, w ksi�stwie patarajskim �licznym I na Tenedzie jestem dzier�awc� dziedzicznym. Umiem do kupy sprz�ga� wierszyki podwojne I na lutni przebiera� trafi� strony strojne. Nie nowina mi �piewa� przy szemrz�cym flecie, Nie nowina kancony grawa� na kornecie. Mog� galardy z w�osk� pergameszk� skoczy�, Pl�sy ruskie wyprawia�, polskim ta�cem toczy�. Chocia�em z padewskimi nie siada� doktory, Przeci� lekarzem ka�dy przyznawa mi� chory: Znam ja, kt�rej chorobie przygodzi si� ziele. Niestety�, cho�-�e ludzi uzdrowi�e...
pokuj106