James Stephanie - Lekkomyślna namiętność.rtf

(670 KB) Pobierz
STEPHANIE JAMES LEKKOMYŚLNA NAMIĘTNOŚĆ

 

 

 

Stephanie

James

 

 

 

 

 

Lekkomyślna namiętność

 

Tytuł oryginału: Reckless Passion


ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Jak daleko posuniesz się, żeby mnie uwieść? — zapytał z zainteresowaniem Yale Ransom.

Wkładająca właśnie podany przez niego elegancki zamszowy płaszcz Dara Bancroft zamarła w bezruchu.

Uwieść? — powtórzyła ze zdziwieniem. — Nie mam pojęcia, o czym mówisz! Jeśli myślisz, że to dlatego zgodziłam się wyjść z tobą z tego przyjęcia...

Nie obrażaj się, kochanie — uspokoił ją szybko Yale narzucając jej płaszcz na ramiona.

Jego dłonie nie wyglądały jak ręce księgowego. Biedny człowiek. Tak się stara, ale zawsze znajdzie się jakiś drobiazg, który go zdradzi.

Chętnie się na to zgodzę — mówił dalej Yale otwierając przed nią drzwi. — Szukam przecież maklera, a twój szef twierdzi, że firma Edison, Stanford i Zane może mi w tym pomóc.

Panie Ransom — zaczęła chłodno Dara — nie wiem, jak prowadzi się interesy u was w Los Angeles, ale tutaj w Oregonie nie robimy tego w ten sposób!

Jaka szkoda — mruknął z żalem Yale. — To naprawdę bywa bardzo przyjemne.

Uważaj, Yale — ostrzegła go z uśmiechem. — Coraz gorzej ci idzie udawanie dżentelmena z Południa.

Naprawdę? A tak bardzo się staram.

Wiem — parsknęła śmiechem Dara. Pozwoliła mu się prowadzić w kierunku zaparkowanego przed domem alfa romeo. — Ale przy mnie nie musisz udawać.

Spojrzał na nią z ukosa swymi orzechowymi oczami. Ciemne oprawki okularów nie były w stanie ukryć niepewności tego spojrzenia.

Tak dobrze mnie znasz? — zapytał. — Po dwóch godzinach?

Makler musi umieć szybko oceniać sytuację — odparła z uśmiechem Dara.

I w tym krótkim czasie doszłaś do wniosku, że nie jestem typem dżentelmena z Południa, tak? — zapytał, pomagając jej wsiąść do samochodu.

No, cóż, wiem, że bardzo się starałeś, by udawać zacnego, konserwatywnego urzędnika, ale...

Ale?

Ale myślę, że zanim zostałeś urzędnikiem mówiącym z południowym akcentem, robiłeś w życiu wiele innych rzeczy! — odparła bez wahania.

Miała wrażenie, że jakaś dziwna, ale przyjemna fala przepływa przez jej żyły. Uczucie to zaskoczyło ją po raz pierwszy przed dwiema godzinami, kiedy wyciągnęła rękę do przedstawionego jej Yale’a Ransoma. Uśmiechnęła się do pary inteligentnych, zaciekawionych orzechowych oczu.

Yale Ransom odpowiedział jej szerokim, promiennym uśmiechem, który był niewątpliwie reakcją na jej zachowanie. Błysk pokrytego złotą koronką zęba zaskoczył Darę, ale mocny uścisk dłoni wiele powiedział jej o dopiero co poznanym mężczyźnie.

Niedługo pozostali sobie obcy. Z błogosławieństwem jej szefa, gospodarza przyjęcia, szybko stali się nierozłączni. Darze nie przeszkadzała świadomość, że to jej urok ma skłonić Yale’a, by powierzył swoje pieniądze ich firmie. Mężczyzna ten zainteresował ją wcale nie jako potencjalny klient.

Jest coś w tym człowieku, myślała Dara, siedząc w jadącym ulicami Eugene samochodzie. Coś, co bardzo działa na jej zmysły. Była pewna, że ich znajomość dopiero się zaczyna.

Trudno było jakoś logicznie wytłumaczyć, dlaczego właśnie Yale’a wybrała spośród wszystkich gości. Był dokładnie tym, za kogo chciał uchodzić. Właściwie nawet aż za bardzo.

Może to właśnie jest odpowiedź. Yale Ransom bardzo się starał, by udawać kogoś, kim pragnął być. Krótko ostrzyżone miodowobursztynowe włosy idealnie pasowały do eleganckich i niewątpliwie bardzo drogich rogowych oprawek okularów. Mieszkańcy doliny Willamette w stanie Oregon nigdy nie ulegali kaprysom mody, ale nawet w tym konserwatywnym środowisku ciemną marynarkę, spodnie i nie rzucający się w oczy krawat Yale’a Ransoma uznano by za wyjątkowo eleganckie.

Śnieżna biel kołnierzyka koszuli kontrastowała z jego ostro rzeźbioną twarzą ze zmarszczkami wokół oczu i zaciśniętymi ustami. Dara uznała, że Yale musi mieć jakieś trzydzieści siedem, osiem lat.

Tak, wszystko w nim było konserwatywne, spokojne, wystudiowane, godne zaufania i profesjonalne. Nawet lekki południowy akcent znamionować miał konserwatywnego dżentelmena, który nadal ceni takie cnoty jak honor i uczciwość.

Jednak Dara gotowa była zjeść swój własny zamszowy płaszcz, jeśli ten mężczyzna naprawdę wychowany był wśród kwitnących magnolii w bogatej, arystokratycznej rodzinie z Południa.

Była w nim pewna twardość, przecząca wizerunkowi spokojnego dżentelmena. Widać ją było we wszystkim, od ostro rzeźbionych rysów twarzy, której nie można było określić jako piękną, po sto osiemdziesiąt centymetrów znakomicie umięśnionego ciała. Elegancka marynarka i spodnie nie były w stanie ukryć jego męskiej siły, w każdym razie nie przed oczami Dary. Także szkła okularów nie przyćmiewały bystrości spojrzenia orzechowych oczu.

Przeprowadziwszy tę analizę, Dara uznała, że powinna się go strzec. Nie był w jej typie, a w wieku lat trzydziestu powinna już wiedzieć, jaki dokładnie mężczyzna nie jest w jej typie! Ale kiedy uśmiechnął się do niej promiennym uśmiechem, któremu błysk złotej koronki dodał nieco awanturniczości, cały ten pracowicie opracowany wizerunek legł w gruzach.

Od tej chwili intrygował ją niezmiernie. Jego silne ręce, orzechowe oczy, kontrast między rolą, jaką odgrywał, a tym, kim był naprawdę — wszystko to stanowiło fascynującą łamigłówkę.

Dokąd jedziemy? — zapytała bez szczególnego zainteresowania. Przejeżdżali właśnie przez miasteczko uniwersyteckie we wschodniej części miasta.

A czy to ważne? — zapytał grzecznie Yale, nie odrywając wzroku od przedniej szyby samochodu.

Raczej tak. Nie mam zamiaru jechać teraz z tobą do domu, Yale.

Rozumiem — mruknął po chwili.

Zwolnił i zjechał na pobocze. Szybkim, zdecydowanym ruchem wyłączył silnik i zwrócił się w jej stronę.

Czy to znaczy, że zamierzasz pojechać ze mną do domu później? — zapytał, obrzucając taksującym spojrzeniem całą jej postać.

Dara uśmiechnęła się protekcjonalnie.

Powtarzam ci, Yale, że my tu w Oregonie nie jesteśmy tacy szybcy. Wyszłam z tobą z przyjęcia, bo sugerowałeś, że pójdziemy do jakiegoś nocnego klubu na drinka i tańce. Tylko nie mów, że nie umiesz tańczyć — dodała. — Nie pasowałoby to do tak mozolnie wypracowanego wizerunku!

Dam sobie radę. Dokąd chciałabyś pójść? Jak mi ciągle przypominasz, jestem tu nowy i nie znam tutejszych lokali — dodał, celowo przerzucając na nią odpowiedzialność za wybór.

Nie ma ich wiele — odparła chłodno Dara. — Eugene liczy zaledwie sto tysięcy mieszkańców, ale jakoś sobie radzimy. Niech chwilę pomyślę...

Przygryzła wargę i zastanawiała się przez kilka minut. Yale nie odrywał od niej wzroku. Jego pewność siebie rozbawiła ją. Był przekonany, że wie, jak skończy się ten wieczór.

Ale tu, oczywiście, się myli. Dara nie miała zamiaru zaprzeczać, że czuje do niego dziwny pociąg, ale znała siebie na tyle dobrze, by wiedzieć, że potrafi panować nad swoimi uczuciami.

Dopóki nie rozwiąże łamigłówki, jaką jest Yale Ransom, będzie ostrożna.

Ciekawe, co o niej myśli mężczyzna, który od dwóch lat mieszkał w Los Angeles? pomyślała w pewnej chwili. Dara była szczerą osobą. Wiedziała, że jest w niej pewna miękkość. Niejeden mężczyzna myślał, że to także cecha jej usposobienia. Już dobre kilka lat wcześniej uznała, że nie ma co ich o to winić. Łagodnie zaokrąglone sto sześćdziesiąt centymetrów jej ciała można by ostatecznie określić jako dobrze uformowane. Nie była gruba, powtarzała sobie kilka razy w tygodniu, ale trudno było nie zauważyć jej wysokich, pełnych piersi i krągłości bioder.

W jej oczach odbijała się miękkość ciała. Duże, lekko skośne, szarozielone były pełne radości życia. Krótki, trochę zadarty nos, usta stworzone do uśmiechu i delikatny, łagodny podbródek nadawały jej nieco figlarny wygląd i patrząc na nie, nikt nie uważał, że Dara jest dziewczyną pozbawioną urody.

Lekko rudawe włosy rozdzielone przedziałkiem przycięte były równo z linią brody. Można Darę było nazwać kobietą atrakcyjną, ale na pewno nie pięknością. Co więc naprawdę myśli o niej Yale Ransom? Czy żartował mówiąc, że gotów jest dać się uwieść w zamian za powierzenie swych pieniędzy jej firmie?

Jeżeli nie możesz się zdecydować — przerwał te rozmyślania Yale — to może pojedziemy do mnie i tam, przy kieliszku brandy, zastanowisz się, dokąd chcesz iść potańczyć.

Spojrzała mu w oczy, a on uśmiechnął się. Z charakterystycznym dla siebie zdecydowaniem. Dara podjęła decyzję.

Dziękuję za zaproszenie — odparła uprzejmie. — Już wiem. Skręć za rogiem w lewo.

Wzruszywszy ramionami, Yale włączył silnik.

Z lekko skrywanym uśmiechem Dara poprowadziła go przez miasto do eleganckiej, urządzonej w wiejskim stylu restauracji połączonej z nocnym klubem. Parking był zatłoczony, musieli więc zostawić samochód na ulicy.

Czy jesteś pewna, że tu właśnie chcesz spędzić wieczór? — zapytał niepewnie Yale, pomagając Darze wysiąść z auta.

To teraz najmodniejsze miejsce — odparła.

Chyba nie jesteśmy odpowiednio ubrani — zauważył, spoglądając najpierw na swój raczej nobliwy garnitur, a potem na nią. Pod zamszowym płaszczem Dara miała szmaragdowozieloną suknię, w której bardzo się sobie podobała.

Zdejmij krawat i rozepnij marynarkę. Może wówczas nie będziemy aż tak różnić się od reszty.

Czy chcesz przez to powiedzieć, że jestem zbyt konserwatywny jak na twój gust? — zapytał Yale ujmując ją za łokieć.

Wydaje mi się, że jesteś trochę zbyt konserwatywny nawet jak na twój własny gust — zaryzykowała Dara.

Jako maklerce powinno ci się to podobać — odparł sucho.

No cóż, dopiero od niedawna jestem maklerką — wyjaśniła.

Naprawdę? A co robiłaś przedtem? — zapytał z autentycznym zainteresowaniem.

Kiedyś ci powiem, tylko mi przypomnij.

Lokal pełen był ludzi ubranych w stroje kowbojskie. Na estradzie przygotowywał się do występu zespół country and western.

Widzisz? Mówiłam ci, że to bardzo popularne miejsce — wtrąciła niepotrzebnie Dara. Choć stanęła na palcach, nie miała szans, by zauważyć jakiś wolny stolik.

O, jest. — Yale z trudem przekrzykiwał gwar.

Znalazłeś coś?

Skinął głową i poprowadził ją przez tłum. Miał rację obawiając się, że nie są odpowiednio ubrani. Większość klubowej klienteli miała na sobie dżinsy i kraciaste koszule. Wszędzie królowały imitacje kowbojskich kapeluszy i importowane piwo.

Wspaniale jest wychodzić wieczorem z silnym mężczyzną — powiedziała Dara z żartobliwym podziwem, kiedy Yale w końcu doprowadził ją do stolika.

My, księgowi, mamy swoje ukryte talenty.

Jak bardzo ukryte? — zapytała natychmiast Dara. — Właśnie tego próbuję się dowiedzieć.

Wobec tego powinniśmy pojechać do mnie, a nie przesiadywać tutaj.

Nie pytając o jej zdanie, zamówił angielskie piwo. Nie protestowała. Takie zachowanie pasowało do atmosfery lokalu.

Coś mi mówi, że w tym otoczeniu poznam ciebie lepiej — zasugerowała.

Myślisz, że dobrze się tu czuję?

A nie przypomina ci to miejsce Los Angeles?

Los Angeles jest wyjątkowe! — odparł z niesmakiem.

Tęsknisz za nim?

Ani trochę.

Mówiłeś, że żyłeś tam przez dwa lata. A gdzie mieszkałeś przedtem?

Yale uniósł do góry jedną brew i oparł się łokciami o stolik.

Czy to będzie przesłuchanie?

Zanim opracuję plan finansowy dla klienta, muszę go trochę poznać — odparła gładko Dara.

A więc, jak już mówiłem, powinniśmy pojechać do mnie. Dopiero tam poznałabyś mój prawdziwy charakter.

Kto tu kogo ma uwieść? — Roześmiane oczy Dary lekko spoważniały.

Masz rację — odparł pojednawczo Yale. — Chyba jestem zbyt natarczywy, prawda?

Boję się, że się rozczarujesz. Nie uwodzę potencjalnych klientów. Oczywiście, w sensie fizycznym. Wolę podejście intelektualne.

Intelektualne? — powtórzył ze sceptyzmem, nalewając piwo do szklanek. — Chcesz oczarować mnie swoim planem strategii rynkowej?

Coś w tym rodzaju. Ale muszę też wiedzieć, czy dobrze posługujesz się kalkulatorem, by ów plan docenić.

A więc to, czy jestem dobry w łóżku, jest dla ciebie bez znaczenia?

Istotne jest tylko, byś docenił moje maklerskie zdolności!

Wkrótce będę miał do tego okazję, prawda?

Czy powierzysz swoje sprawy firmie Edison, Stanford i Zane? — naciskała Dara.

Chyba tak. To małe miasto. Nie mam wielkiego wyboru.

Zgadza się — uśmiechnęła się Dara.

Tyle że nie wiadomo jeszcze, czy zostaniesz moją osobistą maklerką.

Chyba nie chcesz powiedzieć, że zależy to od mojej uległości? — powiedziała zaczepnie Dara, prowokując go do złożenia oficjalnej propozycji.

Tak jak się spodziewała, Yale nie zdobył się na to.

Tak właśnie myślałam — powiedziała słodko. — No to co, zatańczymy?

Już siedząc tutaj, czuję się wystarczająco głupio — wyjaśnił Yale, patrząc na zatłoczony parkiet. — Tam dopiero czułbym się jak idiota!

Spróbuj, Yale. Proszę.

Dlaczego tak ci na tym zależy?

Bo lubię tańczyć. Jak myślisz, po co cię tu sprowadziłam? — uśmiechnęła się Dara.

Chciałaś, żebym czuł się niepewnie?

Nie!

Nie udało jej się ukryć lekkiego poczucia winy. Rzeczywiście zamierzała trochę nim wstrząsnąć, zobaczyć go w sytuacji, kiedy nie będzie mógł skryć się za swoim wymyślonym wizerunkiem. Tak bardzo chciała dowiedzieć się, co kryje się za tą konserwatywną fasadą dżentelmena z Południa.

Jesteś chyba trochę za poważna na takie gierki, co? — zapytał Yale po chwili namysłu.

Gierki? Jakie gierki? Poprosiłeś, żebym wyszła z tobą z przyjęcia, a potem zapytałeś, dokąd chcę pójść potańczyć. A ja ci po prostu odpowiedziałam!

Przyglądał jej się przez chwilę, a potem gwałtownym ruchem odstawił szklankę.

No dobrze, zatańczmy.

Teraz? Akurat zaczęli grać sentymentalną melodię. Chciałam...

Chciałaś tańczyć. Tak czy nie?

Masz dziś pecha, Yale — odparła Dara, wstając. — Muszę cię znowu ostrzec — szepnęła, kiedy poprowadził ją na parkiet i bardzo ostrożnie wziął w ramiona.

Chodzi ci o ten mój dżentelmeński wizerunek? Nie ma się czemu dziwić. Prowokujesz mnie cały wieczór. Zastanawiam się, dlaczego. Czy myślisz, że w ten sposób skłonisz mnie do powierzenia wam moich pieniędzy?

A nie? — Dara z wdziękiem oparła głowę na jego ramieniu.

Sam nie wiem — przyznał Yale, przyciągając ją bliżej. — Kiedyś się dowiemy, prawda? Co masz przeciwko memu wizerunkowi? — zapytał z autentycznym zainteresowaniem.

Nie wiem — odparła szczerze Dara, przymykając oczy. — Coś mi po prostu nie pasuje.

Nie wierzysz, że naprawdę jestem księgowym?

Oczywiście, że wierzę. To nie to...

Jesteś śpiąca? — zapytał Yale, ignorując jej słowa.

Dara natychmiast otworzyła oczy.

Trochę. Maklerzy muszą wcześnie wstawać. Przychodzę do biura już o siódmej. O co ci chodzi? Nie lubisz, kiedy podczas tańca kobieta zasypia z głową na twoim ramieniu?

Nieszczególnie.

Wobec tego powinieneś zatańczyć ze mną coś szybkiego. To by mnie rozbudziło — zaproponowała Dara.

Zapamiętam to. Na razie postaraj się jednak nie zasnąć. Głupio by mi było, gdybym musiał cię znosić z parkietu.

Dlaczego jesteś taki zły?

Przeszkadza ci to?

Nie.

Może powinno — zauważył oschle.

Nie boję się, że mogę nie dostać od ciebie zlecenia.

Ale może Edison, Stanford i Zane nie byliby tacy zadowoleni!

Zobaczymy. Wieczór dopiero się zaczął!

Rzeczywiście, ale mówiłaś coś, że jesteś śpiąca.

Więc mnie rozbudź. Opowiedz mi o sobie, Yale.

Owszem, jeśli przestaniesz się do mnie przytulać — zastrzegł Yale. — Ile ty właściwie masz lat?

Za wiele na przytulanie — westchnęła Dara. — Mam trzydzieści. A ty?

Trzydzieści siedem — odparł krótko, jakby myślał o czymś innym. — Nie jesteś mężatką, prawda? Wolałbym nie mieć do czynienia z jakimś zazdrosnym mężem.

Nie bój się — uspokoiła go. — Nie jestem mężatką. Już nie.

Już nie — powtórzył w zamyśleniu. — Ale nią byłaś?

Tak.

Co się stało?

Naprawdę chcesz wiedzieć?

Tak — odparł z nagłym przekonaniem. — Chyba tak.

Po sześciu miesiącach małżeństwa mój mąż zdał sobie sprawę, że się pomylił. Na moje nieszczęście, jego była narzeczona, która zerwała z nim, żeby poślubić kogoś innego, mniej więcej w tym samym czasie dokonała takiego samego odkrycia. Wygląda na to, że mój mąż ożenił się ze mną tylko po to, żeby zrobić jej na złość. Kiedy oboje zdali sobie sprawę z tragicznej pomyłki, postanowili przeprosić swoich małżonków i wystąpić o rozwód.

Strasznie jesteś wyrozumiała — zauważył cicho Yale po chwili milczenia.

To było już tak dawno temu — wzruszyła ramionami Dara. — Właściwie już o wszystkim zapomniałam.

Ale i nie wyszłaś ponownie za mąż.

Nie. Są w życiu inne rzeczy — uśmiechnęła się Dara. — A ty, Yale? Byłeś kiedyś żonaty?

Tak.

Na próżno czekała na pełniejszą odpowiedź.

Dawno temu? — zapytała w końcu.

Mhm.

Zanim zostałeś dżentelmenem z Południa?

Ależ ty jesteś dociekliwa. — Jego uścisk stał się silniejszy, ale Dara przypuszczała, że bardziej z irytacji, niż z jakiegoś innego powodu.

Lubię znać swoich klientów — wyjaśniła z nadzieją na dalsze informacje o jego przeszłości.

Tak twierdzisz. Jesteś pewna, że chcesz tak dużo o mnie wiedzieć?

Chcesz powiedzieć, że to, co usłyszę, mogłoby mi się nie podobać?

Jest taka możliwość.

Zaryzykuj.

To kusząca propozycja.

Nie to miałam na myśli! — krzyknęła Dara, wściekła, że zinterpretował jej słowa w ten sposób.

Dlaczego mężczyźni zawsze koncentrują się na fizycznej stronie znajomości? Czy nie rozumieją, że są ważniejsze rzeczy między kobietą a mężczyzną?

Czyżby?

Prawie czuła, jak analizuje jej słowa, i niecierpliwie czekała na decyzję.

Może masz rację — odparł po chwili Yale. — Chyba będę ci musiał pokazać....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin