Arthur Katherine - Na zawsze twój.pdf

(464 KB) Pobierz
Keep My Heart Forever
KATHERINE ARTHUR
Na zawsze twój
Tytuł oryginału: Keep My Heart Forever
Przekład: Justyna Kubicka-Daab
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Autobus kołysał się, zarzucając na każdym zakręcie drogi wiodącej przez
łagodne wzgórza i głębokie, wąskie doliny Zachodniej Wirginii. Maggie Preston
poprawiła się na niewygodnym siedzeniu żałując, że nie wynajęła samochodu.
Droga wydawała jej się dłuższa niż zwykle. Za każdym zakrętem pojawiał się
następny, zamykając jedną, a otwierając kolejną wąską dolinę. Było tak, jakby
jakaś powracająca fala zabierała ją ze sobą w głąb krainy, która kiedyś była jej
domem. Na bladozielonych wzgórzach, pod nagimi drzewami leżały jeszcze płaty
topniejącego śniegu, wyglądające z daleka jak przybrudzone dywany.
Maggie wzdrygnęła się. Widok był znajomy, a jednak czuła się obco. Na
przystanku autobusowym w Beckley ludzie przyglądali się jej, ale najwyraźniej nie
poznawali. Pasażerowie autobusu do Spring Mountain nie czytują Vogue ani nie
kupują drogich kosmetyków, na których mogliby rozpoznać charakterystyczną
twarz Maggie, przypominającą swym owalem kształt serca, otoczoną falami
rudawych włosów. Posyłali jej ciekawskie spojrzenia, zastanawiając się pewnie, co
ta elegancka kobieta w czarnym płaszczu z futrzanym kołnierzem robi między nimi
– skromnie ubranymi ludźmi o zmęczonych twarzach. Pewien wysoki mężczyzna z
czarnymi jak węgiel włosami przyglądał się jej szczególnie długo. Stał oparty o
laskę i mierzył ją wzrokiem od stóp do głów. Szeroko rozstawione oczy patrzyły na
nią spod gęstych, ciemnych brwi, a na jednej z nich widniała ukośna, biała blizna.
Mimo że miał na sobie przyzwoity garnitur, patrzył na nią z takim chłodem, że
poczuła się nieswojo w tak eleganckim stroju. Ot, jeszcze jeden zgorzkniały,
okaleczony górnik, pomyślała. A jednak nie mogła zapomnieć tego spojrzenia,
które sprawiło, że poczuła się jeszcze bardziej obco.
Powinnam częściej przyjeżdżać do domu, pomyślała Maggie, osaczona nagle
przez dojmujące poczucie samotności. Droga od konkursu modelek do zawrotnego
sukcesu była niczym skok z trampoliny, podczas którego nie ma czasu na oglądanie
się za siebie. W ciągu ostatnich pięciu lat była w domu tylko dwukrotnie. Raz przy
okazji przeprowadzki rodziców do nowego domu, który im kupiła. Drugi raz, a
było to rok temu, kiedy przyjechała przedstawić rodzicom Rogera Balfoura. Chcieli
poznać owego przystojnego, zamożnego nowojorczyka, o którym tak
entuzjastycznie pisała w swych rzadkich listach. Roger wypadł całkiem dobrze.
Maggie poczuła się jednak nieswojo, kiedy ojciec poruszył sprawę
zanieczyszczania środowiska przez jedną z fabryk koncernu chemicznego Balfour
w pobliżu Charlestonu.
Kiedy lecieli z powrotem do Nowego Jorku, Maggie powiedziała:
– Mam nadzieję, że nie masz za złe pytań ojca. To jego obsesja od
dwudziestu lat, kiedy to zachorował na pylicę. Nowe przepisy o warunkach pracy
w kopalni pojawiły się za późno, by mu pomóc.
Roger wzruszył ramionami:
– Skądże znowu. To całkiem zrozumiałe. Poza tym od kogoś, kto widzi tylko
jedną stronę zagadnienia, nie można oczekiwać, że zrozumie trudne problemy
właściciela fabryki, rozdartego między tym, co dobre dla środowiska, a własnym
zyskiem. Powiedziałem to twemu ojcu: u nas wszystko odbywa się zgodnie z
prawem.
Potem szybko zmienił temat i zaczął mówić o operze, którą zamierzali tego
wieczoru obejrzeć.
Maggie pomyślała, że Roger tak naprawdę unika kontaktu z nieprzyjemną
stroną życia. Była jednak na tyle uczciwa wobec siebie samej, by przyznać, że i jej
znacznie lepiej jest w eleganckim nowojorskim apartamencie, który kupiła jako
lokatę kapitału, zgodnie z radą Rogera.
Maggie westchnęła ciężko. Nie powinna winić Rogera za to, że taki jest. To
nie jego wina, że nigdy nie poznał biedy. I choć w jej rodzinie, utrzymującej się z
renty ojca i dodatkowych prac podejmowanych przez matkę, nigdy niczego nie
brakowało, znała i przyjaźniła się z wieloma biednymi dziećmi.
W autobusie powstało zamieszanie. Pasażerowie zaczęli zdejmować bagaże
z półek i kierować się ku wyjściu, z ulgą opuszczając swe niewygodne miejsca.
Maggie wychyliła się i ujrzała przed sobą mały, przypominający konstrukcję z
zapałek, mostek nad Spring River, w najwęższym miejscu doliny. W tej dolinie,
otoczonej wzgórzami, leżało miasteczko Spring Mountain. Dom.
Podniecenie i jednocześnie jakiś dziwny lęk sprawiły, że poczuła
przyspieszone bicie serca. Tylko spokojnie, powiedziała do siebie stanowczo.
Wkrótce wszystko się wyjaśni. W zaproszeniu na trzydziestą piątą rocznicę ślubu
rodziców, cel wizyty Maggie, matka napisała: „Ojciec nie czuje się dobrze. Nie
wiem, jak wiele rocznic jest jeszcze przed nami”. To, że matka tak otwarcie
mówiła o złym stanie zdrowia ojca, sprawiło, że Maggie pełna była złych przeczuć,
a jednocześnie czuła się winna, że w ostatnich latach tak zaniedbała rodziców.
Wiedziała, że są dumni z jej sukcesu, i że doceniają to wszystko, co dla nich robiła.
A jednak te nieprzyjemne uczucia nie opuszczały jej.
Autobus zatrzymał się przed niewielkim budyneczkiem, który oprócz dworca
mieścił też restaurację. Maggie podążyła za pasażerami do wyjścia. Nagle znalazła
się w górze, poderwana z ziemi silnym, niemal niedźwiedzim uściskiem.
– Jak się ma moja piękna siostra? – spytał radosny, męski głos.
– Bruce! – krzyknęła. – Postaw mnie z powrotem!
Dopiero stojąc na ziemi, wpatrzona w jasnoniebieskie oczy brata, zarzuciła
mu ręce na szyję i pocałowała.
– Wspaniale wyglądasz – powiedziała, mierząc go wzrokiem. – Po prostu
wspaniale. Ten skórzany płaszcz jest bardzo szykowny.
Bruce z wyraźnym zadowoleniem wzruszył ramionami.
– Nie narzekam. Zostałem właśnie głównym księgowym w Balfour
Chemicals. – Maggie otworzyła usta ze zdziwienia i Bruce roześmiał się.
– To cudownie! – krzyknęła, rzucając mu się na szyję. – Roger, drań, nie
wspomniał mi o tym. Nigdy nie wprowadza mnie w swoje interesy, ale to mógł mi
powiedzieć.
– Poprosiłem go, by zostawił to mnie – powiedział Bruce, sięgając po
walizki Maggie. Uśmiechnął się triumfująco. – Chodź, zobaczysz moje nowe cacko
– powiedział, zmierzając w stronę parkingu.
– O rany! – rzekła Maggie na widok jasnoczerwonego ferrari. – To jest coś –
powiedziała, dotykając z zachwytem błyszczącej karoserii.
– Przyjemny, prawda? – pochwalił się Bruce i otworzył drzwi. – A jak
zobaczysz moje gniazdko…! – dodał, siadając koło niej. – Właśnie wprowadziłem
się do nowego mieszkania na obrzeżach Charlestonu. Sztuczne jeziorko, basen,
korty tenisowe. W każdym pokoju wmontowany jest system głośników, jest wanna
z biczami wodnymi i kuchnia, jakiej sobie nawet nie wyobrażasz. Idealna
garsoniera. I jeszcze ten samochód… – Uśmiechnął się i mrugnął do siostry.
– Musiałeś się nieźle zasłużyć – zauważyła Maggie.
Zapięła pasy i wstrzymała oddech, gdy wóz ruszył i w rajdowym tempie
przemierzał wzgórza miasteczka. Było oczywiste, że Bruce z radością korzysta z
owoców swojej pracy. Dlaczego więc ona miałaby czuć się winna, ciesząc się
swoimi?
Bruce pokonał ostatni zakręt na wzgórzu i, wzbijając chmurę żwiru,
zahamował ostro przed domem, w którym mieszkali teraz starzy Prestonowie.
Maggie uśmiechnęła się z zadowoleniem. Widok rozłożystego domu z ogromnymi,
wychodzącymi na dolinę oknami sprawił, że myślała teraz o swym sukcesie z
radością.
Na dźwięk otwieranych drzwi samochodu przerwała rozmyślania, a na ich
miejsce wrócił lęk związany z przyjazdem do domu.
– Poczekaj – zatrzymała brata. – Jak jest naprawdę z tatusiem?
Bruce dopiero po chwili spojrzał na Maggie. Jego chłopięca twarz nabrała
teraz twardego, pełnego złości wyrazu.
– Nie bardzo wiem, jak ci o tym powiedzieć. Najlepiej będzie, jak sama
wkroczysz do tego gniazda szerszeni.
– Do gniazda szerszeni? Nie rozumiem – powiedziała. – Z tego, co pisała
mama, wywnioskowałam, że z taty zdrowiem jest coraz gorzej.
– I tak, i nie – powiedział Bruce, spuszczając wzrok i marszcząc brwi. –
Potrzebuje teraz tlenu częściej niż kiedyś i czasami bywa apatyczny, ale lekarz
twierdzi, że nowych zmian w płucach nie ma. Prawdziwy problem polega na tym,
że ojciec nie jest już tak przychylny twojemu małżeństwu z Rogerem Balfourem.
Spojrzał na Maggie z błyskiem w oku.
– Jak tam sprawy się mają? Usidliłaś go już?
– Nie nazwałabym tego w ten sposób, ale Roger zapowiedział, że po moim
powrocie wybierzemy pierścionek zaręczynowy. Zamierzam się na to zgodzić,
więc właściwie jest usidlony. A o co chodzi?
Zauważyła, że Bruce wałczy z własną, niezrozumiałą dla niej złością.
Wybuchł nagle, a w jego oczach pojawiły się złowrogie ogniki.
– To ten przeklęty Galen Kendrick! Jest prawnikiem grupy ekologów,
zaciekle oskarżających Balfour Chemicals. Był tu i rozmawiał z ojcem, który
oczywiście wierzy w te wszystkie głupie kłamstwa. Próbowałem przekonać ojca,
ale on teraz uważa, że Roger Balfour to taki sam nieodpowiedzialny potwór, jak
właściciele kopalń sprzed czterdziestu lat. My wiemy, jak jest naprawdę. To
wspaniały facet.
Maggie zachmurzyła się.
– To może być poważna przeszkoda, prawda? A co na to mama?
Bruce skrzywił się.
– Jest po stronie ojca, jak zwykle. Nie byłoby źle, gdybyś w czasie pobytu w
domu nie afiszowała się swym związkiem z Rogerem. Staraj się łagodzić sytuację.
Zimny wyraz twarzy Bruce'a zmienił jego łagodne rysy w kamienną maskę.
– Musimy pozbyć się tego cholernego Kendricka, i to szybko. Nie zdaje
sobie sprawy, że bawi się kosztem poważnych ludzi.
– Będę ostrożna – obiecała Maggie mimo drżenia, które ogarnęło ją, gdy
słuchała gróźb Bruce'a. Kiedyś, dawno temu, ona i Galen Kendrick byli
serdecznymi przyjaciółmi. Był ciężko ranny w wypadku samochodowym.
Dorabiała sobie wtedy, czytając mu lektury szkolne. Nie mógł ruszać
obandażowanymi rękami, a spod warstwy gipsu na twarzy widoczne były jedynie
oczy. Nieco później, gdy był już w stanie wrócić do szkoły na wózku inwalidzkim,
ale czekał jeszcze na operację plastyczną twarzy, dawni przyjaciele opuścili go.
Stał się cichy i poważny, a niedawna walka ze śmiercią uczyniła go znacznie
dojrzalszym. Mimo że był kilka lat starszy od Maggie, spędzał z nią długie godziny
na poważnych dyskusjach o sensie życia. Nie zdziwiło jej, że został gorącym
orędownikiem sprawy, którą uważał za ważną.
– Co się z nim teraz dzieje? – zapytała Maggie, wysiadając z samochodu. –
Mam na myśli jego zdrowie – wyjaśniła w odpowiedzi na ostre spojrzenie Bruce'a.
– Czy jest jeszcze na wózku? Czy udało się zoperować twarz?
Bruce wydął wargi.
– O, tak. Twarz jest w porządku. Porusza się używając jedynie laski, ale
wątpię, czy jest mu ona naprawdę niezbędna. Myślę, że służy mu na rozprawach,
zjednując sympatię sądu.
Maggie uniosła brwi, ale nic nie odpowiedziała. Olśniło ją nagle. Ten
człowiek w Beckley, który tak się jej przyglądał, to był Galen Kendrick! Jak mogła
Zgłoś jeśli naruszono regulamin