Hambly Barbara - Zimowe krainy 01 - Zguba smoków.pdf
(
1378 KB
)
Pobierz
Hambly Barbara - Zimowe krainy
Barbara Hambly
ZGUBA SMOKÓW
Tłumaczyła Anna Krawczyk-Łaskarzewska
Rozdział 1
Bandyci nieraz czatowali w ruinach starego miasta na rozstajach
czterech dróg. Jenny Waynest pomy
Ļ
lała,
Ň
e tego ranka jest ich
trzech.
Nie była pewna, czy podpowiadała jej to magia, czy po prostu
znajomo
Ļę
lasu i instynktowne wyczuwanie niebezpiecze
ı
stwa, wła-
Ļ
ciwe ka
Ň
demu, kto zdołał do
Ň
y
ę
dorosłego wieku w Zimowych
Krainach. Jednak gdy
Ļ
ci
Ģ
gn
ħ
ła cugle w pobli
Ň
u pierwszych znisz-
czonych murów, gdzie wci
ĢŇ
skrywała j
Ģ
jesienna mgła, poranna
szaro
Ļę
i g
ħ
ste korony drzew lasu, mimo woli zauwa
Ň
yła,
Ň
e ko
ı
skie
odchody w koleinie gliniastej drogi s
Ģ
Ļ
wie
Ň
e i jeszcze nie tkn
Ģ
ł ich
mróz, który zd
ĢŇ
ył obramowa
ę
li
Ļ
cie dookoła. Zwróciła równie
Ň
uwag
ħ
na cisz
ħ
panuj
Ģ
c
Ģ
w pobliskich ruinach; nawet królik nie
zaszele
Ļ
cił mi
ħ
dzy
Ň
ółtymi badylami turzycy porastaj
Ģ
cej stok wzgó-
rza, na którym niegdy
Ļ
znajdował si
ħ
stary ko
Ļ
ciół, po
Ļ
wi
ħ
cony
Dwunastu Bogom umiłowanym prze/ dawnych królów.
Wydawało jej si
ħ
,
Ň
e czuje zapach dymu. Zapewne kto
Ļ
potajem-
nie rozpalił ognisko na rozstajach, tam gdzie kiedy
Ļ
stała gospoda.
Uczciwi ludzie wybraliby jednak prost
Ģ
drog
ħ
i zdeptali pokryte ros
Ģ
,
pieni
Ģ
ce si
ħ
ws/
ħ
dzie zielsko. Klacz Jenny, Ksi
ħŇ
ycowy Ko
ı
, za-
strzygła uszami czuj
Ģ
c odór innych zwierz
Ģ
t. Jenny uciszyła j
Ģ
szeptem, przygładzaj
Ģ
c spl
Ģ
tan
Ģ
grzyw
ħ
na długim karku konia.
Wiedziała, czego mo
Ň
e si
ħ
spodziewa
ę
.
Zanurzyła si
ħ
w cisz
ħ
ochronnego płaszcza mgły i cienia, niby
przepiórka stapiaj
Ģ
ca si
ħ
z br
Ģ
zowym lasem. Sama troch
ħ
przypomi-
nała tego ptaka — ciemnowłosa i drobna, prawie niewidoczna na tle
szarej, kraciastej mozaiki północnych krain, szczupła, umi
ħĻ
niona
i mocna niczym korzenie ł
Ģ
kowych wrzosów. Po chwili milczenia
utkała z czarów smug
ħ
mgły i skierowała j
Ģ
na drog
ħ
prowadz
Ģ
c
Ģ
do
bezimiennych ruin miasta.
Robiła to ju
Ň
w dzieci
ı
stwie, jeszcze zanim s
ħ
dziwy, w
ħ
drowny
mag Cacrdinn nauczył j
Ģ
tajników mocy. Całe swoje trzydziesto-
siedmioletnie
Ň
ycie sp
ħ
dziła w Zimowych Krainach i doskonale
umiała wyczu
ę
zagro
Ň
enie. Oci
Ģ
gaj
Ģ
ce si
ħ
z odlotem ptaki jesieni,
drozdy i kosy, powinny ju
Ň
si
ħ
budzi
ę
w poskr
ħ
canej, br
Ģ
zowe]
g
ħ
stwinie bluszczu, która cz
ħĻ
ciowo zakrywała
Ļ
ciany starej gospo-
dy. Milczały. Po chwili Jenny wyczuła odór koni i bardziej przykry
smród niemytych ciał ludzkich.
Jeden z bandytów zapewne czyhał w ruinach starej wie
Ň
y, która
górowała nad drogami prowadz
Ģ
cymi na południe i wschód i stano-
wiła cz
ħĻę
systemu obronnego miasta w czasach, gdy pomy
Ļ
lne
rz
Ģ
dy króla dawały powód do bronienia czegokolwiek. Bandyci
zawsze si
ħ
tam ukrywali. Drugi, jak si
ħ
domy
Ļ
lała, czatował za
murami starej gospody. Niebawem zorientowała si
ħ
.
Ň
e trzeci opry-
szek obserwuje rozstaje z
Ň
ółtego zagajnika modrzewi nasiennych.
Swymi magicznymi zdolno
Ļ
ciami przywołała smród dusz bandytów,
stare
ŇĢ
dze i odra
Ň
aj
Ģ
ce wspomnienia jakiego
Ļ
hołubionego gwałtu
czy morderstwa, które na moment przydały blasku mocy ich
Ň
yciu,
składaj
Ģ
cemu si
ħ
wył
Ģ
cznie z zadawania i doznawania bólu fizycz-
nego. Sp
ħ
dziwszy całe
Ň
ycie w Zimowych Krainach wiedziała, ze ci
ludzie nie s
Ģ
w stanie porzuci
ę
niecnego procederu;
Ň
eby stworzy
ę
czary i spowi
ę
nimi umysły bandytów, musiała zapomnie
ę
zarówno
o nienawi
Ļ
ci, jak i o lito
Ļ
ci.
Skoncentrowała si
ħ
jeszcze mocniej. Przemy
Ļ
lnie zachwiała tym
kompostem wspomnie
ı
, szepcz
Ģ
c do ot
ħ
piałych umysłów bandytów
0 znu
Ň
onej senno
Ļ
ci ludzi, którzy czatuj
Ģ
zbyt długo. Je
Ļ
li stworzyła
złudzenia i ograniczenia prawidłowo, nie zauwa
ŇĢ
jej obecno
Ļ
ci
Poluzowała halabard
ħ
w olstrze na ł
ħ
ku. nieco szczelniej owin
ħ
ła si
ħ
kaftanem z owczej skóry i, niemal wstrzymuj
Ģ
c oddech i gwałtowne
ruchy, skierowała Ksi
ħŇ
ycowego Konia ku ruinom
M
ħŇ
czyzny na wie
Ň
y nie zobaczyła ani razu. Przez zbr
Ģ
zowiałe.
czerwone listowie głogu dostrzegła dwa konie, uwi
Ģ
zane do znisz-
czonego muru w pobli
Ň
u gospody. Z ich pysków wydobywały si
ħ
obłoczki pary. W chwil
ħ
pó
Ņ
niej ujrzała jednego z bandytów; krzepki
m
ħŇ
czyzna w poplamionych skórzanych bryczesach przykucn
Ģ
ł pod
krusz
Ģ
cym si
ħ
murem. Obserwował drog
ħ
, ale nagle poderwał si
ħ
1 zakl
Ģ
ł. Spu
Ļ
ciwszy wzrok zacz
Ģ
ł energicznie drapa
ę
si
ħ
po kroczu;
był rozdra
Ň
niony, ale nie okazywał specjalnego zaskoczenia. Nie
zauwa
Ň
ył przeje
Ň
d
Ň
aj
Ģ
cej obok Jenny. Trzeci bandyta siedział na
wychudłym czarnym koniu mi
ħ
dzy kruszej
Ģ
cym naro
Ň
nikiem muru
i zagajnikiem chropowatych brzóz. Tylko patrzył przed siebie pogr
Ģ
-
Ň
ony w marzeniach, które mu zesłała.
Znajdowała si
ħ
tu
Ň
przed nim, gdy z prowadz
Ģ
cej na południe
drogi dobiegł j
Ģ
chłopi
ħ
cy głos.
— Uwa
Ň
aj! — krzykn
Ģ
ł kto
Ļ
.
Jenny wyszarpn
ħ
ła halabard
ħ
z olstra. Bandyta przebudził si
ħ
nagle, zobaczył j
Ģ
i gło
Ļ
no zakl
Ģ
ł. K
Ģ
tem oka Jenny dostrzegła
p
ħ
dz
Ģ
cego w jej kierunku konia. Jeszcze jeden podró
Ň
nik, pomy
Ļ
lała
z ponurym rozdra
Ň
nieniem. To wypowiedziane przez niego w dobrej
intencji ostrze
Ň
enie wyrwało bandyt
ħ
z transu. Gdy złoczy
ı
ca rzucał
si
ħ
na ni
Ģ
. zd
ĢŇ
yła ujrze
ę
młodzie
ı
ca wynurzaj
Ģ
cego si
ħ
z mgły
i najwyra
Ņ
niej galopuj
Ģ
cego jej na ratunek.
Bandyta był uzbrojony w krótki miecz, ale zamierzył si
ħ
na ni
Ģ
płazem: chciał tylko str
Ģ
ci
ę
kobiet
ħ
z konia i nie uszkod/ic jej
zanadto, z mysi
Ģ
o pó
Ņ
niejszym gwałcie. Zamarkowała uderzenie
halabard
Ģ
,
Ň
eby uniósł bro
ı
. a potem zatopiła długie ostrze w odsło-
ni
ħ
te miejsce. Przywarła nogami do boków konia,
Ň
eby wytrzyma
ę
napór w momencie, gdy halabarda przeszywała brzuch m
ħŇ
czyzny.
Nie miał kolczugi pod skórzanym kaftanem. Zwin
Ģ
ł si
ħ
w kabł
Ģ
k.
wyj
Ģ
c i rozcapierzaj
Ģ
c palce. Oba konie miotały si
ħ
i dreptały w kół-
ko, przera
Ň
one zapachem gor
Ģ
cej, tryskaj
Ģ
cej na wszystkie strony
krwi. Zanim m
ħŇ
czyzna run
Ģ
ł w błotnist
Ģ
kolein
ħ
, Jenny obróciła
konia, z
ħ
by ruszy
ę
w sukurs bł
ħ
dnemu rycerzowi, tocz
Ģ
cemu nie-
zdarn
Ģ
, desperack
Ģ
walk
ħ
z bandyt
Ģ
, który cały czas ukrywał si
ħ
za
podniszczonym murem zewn
ħ
trznym.
Ruchy jej wybawcy kr
ħ
pował długi płaszcz /. aksamitu w kolorze
rubinowci czerwieni, który omotał plecion
Ģ
r
ħ
koje
Ļę
wysadzanego
klejnotami miecza. Ko
ı
był bez w
Ģ
tpienia lepiej przygotowany
i bardziej nawykły do walki ni
Ň
|ego wła
Ļ
ciciel. Tylko dzi
ħ
ki ma-
newrom du
Ň
ego, rudawego wałacha młodzieniec nie poniósł natych-
miastowej
Ļ
mierci. Bandyta, który dosiadł konia zaraz po ostrzegaw-
czym krzyku chłopca, zap
ħ
dził ich do g
ħ
stego zagajnika leszczyn,
rosn
Ģ
cego pod zniszczonym murem gospody. Kiedy Jenny skiero-
wała Ksi
ħŇ
ycowego Konia w wir walki, powłóczysty płaszcz mło-
dzie
ı
ca zawisł na ni
Ň
szych gał
ħ
ziach, po chwili za
Ļ
on sam został
haniebnie wyrzucony z siodła.
Podpieraj
Ģ
c si
ħ
praw
Ģ
r
ħ
k
Ģ
. Jenny zamaszystym ruchem uderzyła
brzeszczotem halabardy w uzbrojon
Ģ
w miecz r
ħ
k
ħ
bandyty. M
ħŇ
-
czyzna obrócił konia,
Ň
eby spojrze
ę
jej w twarz. Jenny mign
ħ
ły
Ļ
wi
ı
skie, osadzone blisko siebie oczy pod obrze
Ň
em brudnego,
Ň
elaznego hełmu. Za swoimi plecami wci
ĢŇ
słyszała krzyki sprawcy
poprzedniego napadu. Najwyra
Ņ
niej dochodziły one równie
Ň
do uszu
obecnego przeciwnika, gdy
Ň
uchylił si
ħ
przed pierwszym ciosem
i z rozmachem uderzył Ksi
ħŇ
ycowego Konia w pysk,
Ň
eby go spło-
szy
ę
, a potem spi
Ģ
ł własnego rumaka ostrogami, min
Ģ
ł Jenny i pognał
przed siebie, nie maj
Ģ
c ochoty ani na walk
ħ
z tak dalekosi
ħŇ
n
Ģ
broni
Ģ
,
ani na pomoc kamratowi, który wcze
Ļ
nie] t
ħ
walk
ħ
podj
Ģ
ł.
W zaro
Ļ
lach dzikiej ró
Ň
y rozległ si
ħ
trzask, to człowiek, który
ukrywał si
ħ
na wie
Ň
y, postanowił uciec we mgle. Potem zapanowała
cisza, przerywana bulgocz
Ģ
cym łkaniem umieraj
Ģ
cego bandyty.
Jenny zeskoczyła lekko z Ksi
ħŇ
ycowego Konia. Jej młody wy-
bawca wci
ĢŇ
miotał si
ħ
w krzakach jak gronostaj w sakwie, na wpół
uduszony paskiem wysadzanego klejnotami płaszcza. U
Ň
yła haka na
brzeszczocie halabardy,
Ň
eby wyci
Ģ
gn
Ģę
mu z r
ħ
ki długi miecz,
a potem weszła w g
Ģ
szcz i odgarn
ħ
ła fałdy aksamitu, którymi był
owini
ħ
ty. Zaatakował j
Ģ
r
ħ
kami jak człowiek oganiaj
Ģ
cy si
ħ
od os.
ale zaraz przestał stawia
ę
opór i zacz
Ģ
ł si
ħ
na ni
Ģ
gapi
ę
wybałuszo-
nymi szarymi oczami krótkowidza, jakby zobaczył j
Ģ
pierwszy raz
w
Ň
yciu.
Po długim, zdradzaj
Ģ
cym wielkie zaskoczenie milczeniu chrz
Ģ
k-
n
Ģ
ł i odpi
Ģ
ł ła
ı
cuch ze złota i rubinów, który spinał mu płaszcz pod
brod
Ģ
.
— Hm... dzi
ħ
kuj
ħ
ci. szlachetna pani — wyrzekł nieco zadysza-
ny i wstał. Wprawdzie Jenny przywykła do ludzi wy
Ň
szych od siebie,
ale mało kto mógł si
ħ
równa
ę
z tym młodzie
ı
cem. — Ja., hm.. —
Cer
ħ
miał delikatn
Ģ
i jasn
Ģ
jak włosy, które, mimo jego młodego
wieku, ju
Ň
zaczynały si
ħ
przerzedza
ę
, zapowiadaj
Ģ
c wczesne łysie-
nie. Mógł mie
ę
najwy
Ň
ej osiemna
Ļ
cie lat. Naturaln
Ģ
niezgrabno
Ļę
ruchów wielokrotnie pot
ħ
gował fakt,
Ň
e musiał podzi
ħ
kowa
ę
za
uratowanie
Ň
ycia osobie, któr
Ģ
miał po rycersku obroni
ę
.
— Jestem bezgranicznie wdzi
ħ
czny — powiedział i dygn
Ģ
ł
z niezwykłym wdzi
ħ
kiem. Takiej pozy nie ogl
Ģ
dano w Zimowych
Krainach, odk
Ģ
d królewska
Ļ
wita uciekła w
Ļ
lad za wycofuj
Ģ
cymi
si
ħ
wojskami króla. — Nazywam si
ħ
Gareth z Magloshaldon, bł
Ģ
kam
si
ħ
po tych ziemiach i pragn
ħ
ci zło
Ň
y
ę
najpokorniejsze wyrazy...
Jenny potrz
Ģ
sn
ħ
ła głow
Ģ
i uciszyła go podnosz
Ģ
c r
ħ
k
ħ
.
— Zaczekaj tu — powiedziała i odwróciła si
ħ
.
Zaintrygowany chłopak pod
ĢŇ
ył za ni
Ģ
.
Pierws/y bandyta, który j
Ģ
zaatakował, wci
ĢŇ
le
Ň
ał w gliniastej,
wypełnionej błotem koleinie. Tryskaj
Ģ
ca krew zamieniła to miejsce
w pl
Ģ
tanin
ħ
Ň
łobie
ı
przeplatanych rozdartymi wn
ħ
trzno
Ļ
ciami; wo-
kół unosił si
ħ
odra
Ň
aj
Ģ
cy smród. M
ħŇ
czyznajeszcze cicho poj
ħ
kiwał.
Jego szkarłatna krew wyrazi
Ļ
cie kontrastowała z matow
Ģ
blado
Ļ
ci
Ģ
mglistego poranka.
Jenny westchn
ħ
ła. Nagle zrobiło jej si
ħ
zimno; patrz
Ģ
c na swoje
dzieło i pami
ħ
taj
Ģ
c, co jeszcze zostało do zrobienia, poczuła si
ħ
zm
ħ
czona i nieczysta. Ukl
ħ
kła przy umieraj
Ģ
cym m
ħŇ
czy
Ņ
nie i zno-
wu otoczyła si
ħ
bezruchem własnej magii. Usłyszała,
Ň
e Gareth
zbli
Ň
a si
ħ
do niej; kroczył po zroszonych powojach szybko i rytmi-
cznie, ale potkn
Ģ
ł si
ħ
o własny miecz. Mimo znu
Ň
enia poczuła
irytacj
ħ
na my
Ļ
l.
Ň
e to wszystko stało si
ħ
przez niego. Gdyby nie
krzykn
Ģ
ł, i ona, i ten biedny, nikczemny, pogr
ĢŇ
ony w agonii drab
poszliby własnymi drogami...
...I z pewno
Ļ
ci
Ģ
byłby zabił Garetha po jej odej
Ļ
ciu. I jeszcze
innych podró
Ň
ników.
Ju
Ň
od dawna nie próbowała oddziela
ę
dobra od zła. tera
Ņ
-
niejszego ..powinien" od przyszłego ,.je
Ň
eli". Nawet gdyby istniał
porz
Ģ
dek rzeczy, przestała si
ħ
łudzi
ę
,
Ň
e oka
Ň
e si
ħ
wystarczaj
Ģ
co
prosty, by mogła go poj
Ģę
. Mimo to, kiedy wodziła palcami po
lepkich, spoconych skroniach umieraj
Ģ
cego bandyty, czyni
Ģ
c odpo-
wiednie znaki runiczne i szepcz
Ģ
c
Ļ
miertelne zakl
ħ
cia, miała wra
Ň
e-
nie, i
Ň
jej dusza jest skalana. Widziała, jak z m
ħŇ
czyzny uchodzi
Ň
ycie, i pogarda dla samej siebie sprawiała,
Ň
e czuła gorycz w ustach.
Gareth szepn
Ģ
ł za jej plecami:
— Pani... on jest... on jest martwy.
Wstała olrzcpui
Ģ
c spódnic
ħ
z zakrwawionego błota.
— Nie mogłam go zostawi
ę
łasicom i lisom — odparła szorst-
kim, zniecierpliwionym tonem, zbieraj
Ģ
c si
ħ
do odej
Ļ
cia. Ju
Ň
słysza-
ła, jak małe padlino
Ň
erne bestie zbieraj
Ģ
si
ħ
na nasypie nad zamglo-
nym odcinkiem drogi, przyci
Ģ
gane zapachem krwi. i niecierpliwie
czekaj
Ģ
, az zabójca porzuci swój łup.
Nigdy nic przepadała za czarami sprowadzaj
Ģ
cymi
Ļ
mier
ę
. Do-
rastaj
Ģ
c na terenie, gdzie panowało bezprawie, zabiła pierwszego
człowieka, kiedy miała czterna
Ļ
cie lat. a potem jeszcze sze
Ļ
ciu, nie
licz
Ģ
c tych, których zabrała z ziemskiego padołu jako jedyna aku-
szerka i uzdrowicielka od Gór Szarych po morze. Zadawanie
Ļ
mierci
nigdy nie przychodziło jej łatwo.
Miała ochot
ħ
odej
Ļę
, ale Gareth poło
Ň
ył jej r
ħ
k
ħ
na ramieniu
i spogl
Ģ
dał to na ni
Ģ
, to na zwłoki, z obrzydzeniem przemieszanym
z fascynacj
Ģ
. Przyszło jej do głowy,
Ň
e chłopak pierwszy raz widzi
Ļ
mier
ę
. Przynajmniej
Ļ
mier
ę
w tak gwałtownych okoliczno
Ļ
ciach.
Zielony aksamit ubrudzonego w podró
Ň
y kubraka, złocenia na bu-
tach, pofałdowane hafty ozdobionej
Ň
abotem koszuli z cienkiej ba-
wełny i wymy
Ļ
lny pierzasty stroik na włosach, których ko
ı
ce były
zielone — wszystko to
Ļ
wiadczyło, i
Ň
jest dworzaninem. W krainie,
z której przybył, wszystkie sprawy, nawet
Ļ
mier
ę
, bez w
Ģ
tpienia
załatwiano dbaj
Ģ
c o styl.
— Jeste
Ļ
... jeste
Ļ
czarownic
Ģ
! — wydusił.
K
Ģ
cik jej ust lekko zadr
Ň
ał.
— Rzeczywi
Ļ
cie — odparła.
Odsun
Ģ
ł si
ħ
od niej przera
Ň
ony. Zaczepiwszy o co
Ļ
butem, musiał
si
ħ
przytrzyma
ę
jakiego
Ļ
drzewka. Wtedy zauwa
Ň
yła mi
ħ
dzy ozdob-
nymi rozci
ħ
ciami r
ħ
kawa jego kubraka szpetn
Ģ
ran
ħ
, do której przy-
lepiła si
ħ
ciemna, mokra koszula.
— Nic mi nie b
ħ
dzie — protestował słabo, kiedy ruszyła,
Ň
eby
go podeprze
ę
. — Musz
ħ
tylko... — Usiłował niezdarnie str
Ģ
ci
ę
jej
r
ħ
k
ħ
i i
Ļę
dalej. Zerkał szarymi oczami krótkowidza na drog
ħ
, pokryt
Ģ
si
ħ
gaj
Ģ
cymi do kostek zwałami butwiej
Ģ
cych li
Ļ
ci.
— Musisz tytko usi
ĢĻę
. — Poprowadziła go do rozłupanego
kamienia granicznego i zmusiła,
Ň
eby usiadł i odpi
Ģ
ł diamentowe
spinki, które ł
Ģ
czyły r
ħ
kaw z reszt
Ģ
kubraka. Rana nie była gł
ħ
boka,
ale obficie krwawiła. Jenny rozplotła skórzane rzemyki, którymi
wi
Ģ
zała swoje kr
ħ
cone czarne włosy, i zacisn
ħ
ła je powy
Ň
ej rany.
Skrzywił si
ħ
i zasapał. Kiedy usiłował rozlu
Ņ
ni
ę
banda
Ň
, który zro-
biła oddzieraj
Ģ
c pas własnej koszuli, uderzyła go po r
ħ
kach, jakby
był niezno
Ļ
nym dzieckiem. Po chwili znowu spróbował si
ħ
podnie
Ļę
.
— Musz
ħ
znale
Ņę
...
— Znajd
ħ
je — przerwała stanowczo, domy
Ļ
laj
Ģ
c si
ħ
, O co mu
chodzi. Sko
ı
czyła opatrywa
ę
jego ran
ħ
i wróciła do leszczynowego
zagajnika, gdzie rozegrała si
ħ
walka mi
ħ
dzy Garethem i bandyt
Ģ
.
W mro
Ņ
nych promieniach co
Ļ
wyra
Ņ
nie błysn
ħ
ło w
Ļ
ród li
Ļ
ci. Oku-
lary, które dostrzegła, były pogi
ħ
te, a doln
Ģ
cz
ħĻę
jednego z okr
Ģ
-
głych szkieł ozdabiało rozchodz
Ģ
ce si
ħ
promieni
Ļ
cie p
ħ
kni
ħ
cie.
Otrz
Ģ
sn
ħ
ła je z brudu i wilgoci i przyniosła Garethowi.
— Posłuchaj — rzekła, kiedy młodzieniec usiłował je wło
Ň
y
ę
,
dygocz
Ģ
c na skutek osłabienia i szoku — trzeba si
ħ
zaj
Ģę
twoim
ramieniem. Mog
ħ
ci
ħ
zabra
ę
...
— Moja pani, nie mam czasu. — Spojrzał na ni
Ģ
mru
ŇĢ
c oczy,
gdy
Ň
niebo za jej głow
Ģ
robiło si
ħ
coraz ja
Ļ
niejsze. — Prowadz
ħ
poszukiwania, okropnie wa
Ň
ne poszukiwania.
Plik z chomika:
malbuj4512
Inne pliki z tego folderu:
Hambly Barbara - Zimowe krainy 02 - Smoczy cień.pdf
(1338 KB)
Hambly Barbara - Zimowe krainy 02 - Smoczy cień.doc
(1608 KB)
Hambly Barbara - Zimowe krainy 01 - Zguba smoków.pdf
(1378 KB)
Inne foldery tego chomika:
01 Kryminalne , sensacyjne
Anita Blake
Cast PC
Ćwiek Jakub
Dąbała Jacek
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin