Hambly Barbara - Zimowe krainy 01 - Zguba smoków.pdf

(1378 KB) Pobierz
Hambly Barbara - Zimowe krainy
Barbara Hambly
ZGUBA SMOKÓW
Tłumaczyła Anna Krawczyk-Łaskarzewska
Rozdział 1
Bandyci nieraz czatowali w ruinach starego miasta na rozstajach
czterech dróg. Jenny Waynest pomy Ļ lała, Ň e tego ranka jest ich
trzech.
Nie była pewna, czy podpowiadała jej to magia, czy po prostu
znajomo Ļę lasu i instynktowne wyczuwanie niebezpiecze ı stwa, wła-
Ļ ciwe ka Ň demu, kto zdołał do Ň y ę dorosłego wieku w Zimowych
Krainach. Jednak gdy Ļ ci Ģ gn ħ ła cugle w pobli Ň u pierwszych znisz-
czonych murów, gdzie wci ĢŇ skrywała j Ģ jesienna mgła, poranna
szaro Ļę i g ħ ste korony drzew lasu, mimo woli zauwa Ň yła, Ň e ko ı skie
odchody w koleinie gliniastej drogi s Ģ Ļ wie Ň e i jeszcze nie tkn Ģ ł ich
mróz, który zd ĢŇ ył obramowa ę li Ļ cie dookoła. Zwróciła równie Ň
uwag ħ na cisz ħ panuj Ģ c Ģ w pobliskich ruinach; nawet królik nie
zaszele Ļ cił mi ħ dzy Ň ółtymi badylami turzycy porastaj Ģ cej stok wzgó-
rza, na którym niegdy Ļ znajdował si ħ stary ko Ļ ciół, po Ļ wi ħ cony
Dwunastu Bogom umiłowanym prze/ dawnych królów.
Wydawało jej si ħ , Ň e czuje zapach dymu. Zapewne kto Ļ potajem-
nie rozpalił ognisko na rozstajach, tam gdzie kiedy Ļ stała gospoda.
Uczciwi ludzie wybraliby jednak prost Ģ drog ħ i zdeptali pokryte ros Ģ ,
pieni Ģ ce si ħ ws/ ħ dzie zielsko. Klacz Jenny, Ksi ħŇ ycowy Ko ı , za-
strzygła uszami czuj Ģ c odór innych zwierz Ģ t. Jenny uciszyła j Ģ
szeptem, przygładzaj Ģ c spl Ģ tan Ģ grzyw ħ na długim karku konia.
Wiedziała, czego mo Ň e si ħ spodziewa ę .
Zanurzyła si ħ w cisz ħ ochronnego płaszcza mgły i cienia, niby
przepiórka stapiaj Ģ ca si ħ z br Ģ zowym lasem. Sama troch ħ przypomi-
nała tego ptaka — ciemnowłosa i drobna, prawie niewidoczna na tle
szarej, kraciastej mozaiki północnych krain, szczupła, umi ħĻ niona
i mocna niczym korzenie ł Ģ kowych wrzosów. Po chwili milczenia
utkała z czarów smug ħ mgły i skierowała j Ģ na drog ħ prowadz Ģ c Ģ do
bezimiennych ruin miasta.
Robiła to ju Ň w dzieci ı stwie, jeszcze zanim s ħ dziwy, w ħ drowny
mag Cacrdinn nauczył j Ģ tajników mocy. Całe swoje trzydziesto-
siedmioletnie Ň ycie sp ħ dziła w Zimowych Krainach i doskonale
umiała wyczu ę zagro Ň enie. Oci Ģ gaj Ģ ce si ħ z odlotem ptaki jesieni,
drozdy i kosy, powinny ju Ň si ħ budzi ę w poskr ħ canej, br Ģ zowe]
g ħ stwinie bluszczu, która cz ħĻ ciowo zakrywała Ļ ciany starej gospo-
dy. Milczały. Po chwili Jenny wyczuła odór koni i bardziej przykry
smród niemytych ciał ludzkich.
Jeden z bandytów zapewne czyhał w ruinach starej wie Ň y, która
górowała nad drogami prowadz Ģ cymi na południe i wschód i stano-
wiła cz ħĻę systemu obronnego miasta w czasach, gdy pomy Ļ lne
rz Ģ dy króla dawały powód do bronienia czegokolwiek. Bandyci
zawsze si ħ tam ukrywali. Drugi, jak si ħ domy Ļ lała, czatował za
murami starej gospody. Niebawem zorientowała si ħ . Ň e trzeci opry-
szek obserwuje rozstaje z Ň ółtego zagajnika modrzewi nasiennych.
Swymi magicznymi zdolno Ļ ciami przywołała smród dusz bandytów,
stare ŇĢ dze i odra Ň aj Ģ ce wspomnienia jakiego Ļ hołubionego gwałtu
czy morderstwa, które na moment przydały blasku mocy ich Ň yciu,
składaj Ģ cemu si ħ wył Ģ cznie z zadawania i doznawania bólu fizycz-
nego. Sp ħ dziwszy całe Ň ycie w Zimowych Krainach wiedziała, ze ci
ludzie nie s Ģ w stanie porzuci ę niecnego procederu; Ň eby stworzy ę
czary i spowi ę nimi umysły bandytów, musiała zapomnie ę zarówno
o nienawi Ļ ci, jak i o lito Ļ ci.
Skoncentrowała si ħ jeszcze mocniej. Przemy Ļ lnie zachwiała tym
kompostem wspomnie ı , szepcz Ģ c do ot ħ piałych umysłów bandytów
0 znu Ň onej senno Ļ ci ludzi, którzy czatuj Ģ zbyt długo. Je Ļ li stworzyła
złudzenia i ograniczenia prawidłowo, nie zauwa ŇĢ jej obecno Ļ ci
Poluzowała halabard ħ w olstrze na ł ħ ku. nieco szczelniej owin ħ ła si ħ
kaftanem z owczej skóry i, niemal wstrzymuj Ģ c oddech i gwałtowne
ruchy, skierowała Ksi ħŇ ycowego Konia ku ruinom
M ħŇ czyzny na wie Ň y nie zobaczyła ani razu. Przez zbr Ģ zowiałe.
czerwone listowie głogu dostrzegła dwa konie, uwi Ģ zane do znisz-
czonego muru w pobli Ň u gospody. Z ich pysków wydobywały si ħ
obłoczki pary. W chwil ħ Ņ niej ujrzała jednego z bandytów; krzepki
m ħŇ czyzna w poplamionych skórzanych bryczesach przykucn Ģ ł pod
krusz Ģ cym si ħ murem. Obserwował drog ħ , ale nagle poderwał si ħ
1 zakl Ģ ł. Spu Ļ ciwszy wzrok zacz Ģ ł energicznie drapa ę si ħ po kroczu;
był rozdra Ň niony, ale nie okazywał specjalnego zaskoczenia. Nie
zauwa Ň ył przeje Ň d Ň aj Ģ cej obok Jenny. Trzeci bandyta siedział na
wychudłym czarnym koniu mi ħ dzy kruszej Ģ cym naro Ň nikiem muru
i zagajnikiem chropowatych brzóz. Tylko patrzył przed siebie pogr Ģ -
Ň ony w marzeniach, które mu zesłała.
Znajdowała si ħ tu Ň przed nim, gdy z prowadz Ģ cej na południe
drogi dobiegł j Ģ chłopi ħ cy głos.
— Uwa Ň aj! — krzykn Ģ ł kto Ļ .
Jenny wyszarpn ħ ła halabard ħ z olstra. Bandyta przebudził si ħ
nagle, zobaczył j Ģ i gło Ļ no zakl Ģ ł. K Ģ tem oka Jenny dostrzegła
p ħ dz Ģ cego w jej kierunku konia. Jeszcze jeden podró Ň nik, pomy Ļ lała
z ponurym rozdra Ň nieniem. To wypowiedziane przez niego w dobrej
intencji ostrze Ň enie wyrwało bandyt ħ z transu. Gdy złoczy ı ca rzucał
si ħ na ni Ģ . zd ĢŇ yła ujrze ę młodzie ı ca wynurzaj Ģ cego si ħ z mgły
i najwyra Ņ niej galopuj Ģ cego jej na ratunek.
Bandyta był uzbrojony w krótki miecz, ale zamierzył si ħ na ni Ģ
płazem: chciał tylko str Ģ ci ę kobiet ħ z konia i nie uszkod/ic jej
zanadto, z mysi Ģ o pó Ņ niejszym gwałcie. Zamarkowała uderzenie
halabard Ģ , Ň eby uniósł bro ı . a potem zatopiła długie ostrze w odsło-
ni ħ te miejsce. Przywarła nogami do boków konia, Ň eby wytrzyma ę
napór w momencie, gdy halabarda przeszywała brzuch m ħŇ czyzny.
Nie miał kolczugi pod skórzanym kaftanem. Zwin Ģ ł si ħ w kabł Ģ k.
wyj Ģ c i rozcapierzaj Ģ c palce. Oba konie miotały si ħ i dreptały w kół-
ko, przera Ň one zapachem gor Ģ cej, tryskaj Ģ cej na wszystkie strony
krwi. Zanim m ħŇ czyzna run Ģ ł w błotnist Ģ kolein ħ , Jenny obróciła
konia, z ħ by ruszy ę w sukurs bł ħ dnemu rycerzowi, tocz Ģ cemu nie-
zdarn Ģ , desperack Ģ walk ħ z bandyt Ģ , który cały czas ukrywał si ħ za
podniszczonym murem zewn ħ trznym.
Ruchy jej wybawcy kr ħ pował długi płaszcz /. aksamitu w kolorze
rubinowci czerwieni, który omotał plecion Ģ r ħ koje Ļę wysadzanego
klejnotami miecza. Ko ı był bez w Ģ tpienia lepiej przygotowany
i bardziej nawykły do walki ni Ň |ego wła Ļ ciciel. Tylko dzi ħ ki ma-
newrom du Ň ego, rudawego wałacha młodzieniec nie poniósł natych-
miastowej Ļ mierci. Bandyta, który dosiadł konia zaraz po ostrzegaw-
czym krzyku chłopca, zap ħ dził ich do g ħ stego zagajnika leszczyn,
rosn Ģ cego pod zniszczonym murem gospody. Kiedy Jenny skiero-
wała Ksi ħŇ ycowego Konia w wir walki, powłóczysty płaszcz mło-
dzie ı ca zawisł na ni Ň szych gał ħ ziach, po chwili za Ļ on sam został
haniebnie wyrzucony z siodła.
Podpieraj Ģ c si ħ praw Ģ r ħ k Ģ . Jenny zamaszystym ruchem uderzyła
brzeszczotem halabardy w uzbrojon Ģ w miecz r ħ k ħ bandyty. M ħŇ -
czyzna obrócił konia, Ň eby spojrze ę jej w twarz. Jenny mign ħ ły
Ļ wi ı skie, osadzone blisko siebie oczy pod obrze Ň em brudnego,
Ň elaznego hełmu. Za swoimi plecami wci ĢŇ słyszała krzyki sprawcy
poprzedniego napadu. Najwyra Ņ niej dochodziły one równie Ň do uszu
obecnego przeciwnika, gdy Ň uchylił si ħ przed pierwszym ciosem
i z rozmachem uderzył Ksi ħŇ ycowego Konia w pysk, Ň eby go spło-
szy ę , a potem spi Ģ ł własnego rumaka ostrogami, min Ģ ł Jenny i pognał
przed siebie, nie maj Ģ c ochoty ani na walk ħ z tak dalekosi ħŇ n Ģ broni Ģ ,
ani na pomoc kamratowi, który wcze Ļ nie] t ħ walk ħ podj Ģ ł.
W zaro Ļ lach dzikiej ró Ň y rozległ si ħ trzask, to człowiek, który
ukrywał si ħ na wie Ň y, postanowił uciec we mgle. Potem zapanowała
cisza, przerywana bulgocz Ģ cym łkaniem umieraj Ģ cego bandyty.
Jenny zeskoczyła lekko z Ksi ħŇ ycowego Konia. Jej młody wy-
bawca wci ĢŇ miotał si ħ w krzakach jak gronostaj w sakwie, na wpół
uduszony paskiem wysadzanego klejnotami płaszcza. U Ň yła haka na
brzeszczocie halabardy, Ň eby wyci Ģ gn Ģę mu z r ħ ki długi miecz,
a potem weszła w g Ģ szcz i odgarn ħ ła fałdy aksamitu, którymi był
owini ħ ty. Zaatakował j Ģ r ħ kami jak człowiek oganiaj Ģ cy si ħ od os.
ale zaraz przestał stawia ę opór i zacz Ģ ł si ħ na ni Ģ gapi ę wybałuszo-
nymi szarymi oczami krótkowidza, jakby zobaczył j Ģ pierwszy raz
w Ň yciu.
Po długim, zdradzaj Ģ cym wielkie zaskoczenie milczeniu chrz Ģ k-
n Ģ ł i odpi Ģ ł ła ı cuch ze złota i rubinów, który spinał mu płaszcz pod
brod Ģ .
— Hm... dzi ħ kuj ħ ci. szlachetna pani — wyrzekł nieco zadysza-
ny i wstał. Wprawdzie Jenny przywykła do ludzi wy Ň szych od siebie,
ale mało kto mógł si ħ równa ę z tym młodzie ı cem. — Ja., hm.. —
Cer ħ miał delikatn Ģ i jasn Ģ jak włosy, które, mimo jego młodego
wieku, ju Ň zaczynały si ħ przerzedza ę , zapowiadaj Ģ c wczesne łysie-
nie. Mógł mie ę najwy Ň ej osiemna Ļ cie lat. Naturaln Ģ niezgrabno Ļę
ruchów wielokrotnie pot ħ gował fakt, Ň e musiał podzi ħ kowa ę za
uratowanie Ň ycia osobie, któr Ģ miał po rycersku obroni ę .
— Jestem bezgranicznie wdzi ħ czny — powiedział i dygn Ģ ł
z niezwykłym wdzi ħ kiem. Takiej pozy nie ogl Ģ dano w Zimowych
Krainach, odk Ģ d królewska Ļ wita uciekła w Ļ lad za wycofuj Ģ cymi
si ħ wojskami króla. — Nazywam si ħ Gareth z Magloshaldon, bł Ģ kam
si ħ po tych ziemiach i pragn ħ ci zło Ň y ę najpokorniejsze wyrazy...
Jenny potrz Ģ sn ħ ła głow Ģ i uciszyła go podnosz Ģ c r ħ k ħ .
— Zaczekaj tu — powiedziała i odwróciła si ħ .
Zaintrygowany chłopak pod ĢŇ ył za ni Ģ .
Pierws/y bandyta, który j Ģ zaatakował, wci ĢŇ le Ň ał w gliniastej,
wypełnionej błotem koleinie. Tryskaj Ģ ca krew zamieniła to miejsce
w pl Ģ tanin ħ Ň łobie ı przeplatanych rozdartymi wn ħ trzno Ļ ciami; wo-
kół unosił si ħ odra Ň aj Ģ cy smród. M ħŇ czyznajeszcze cicho poj ħ kiwał.
Jego szkarłatna krew wyrazi Ļ cie kontrastowała z matow Ģ blado Ļ ci Ģ
mglistego poranka.
Jenny westchn ħ ła. Nagle zrobiło jej si ħ zimno; patrz Ģ c na swoje
dzieło i pami ħ taj Ģ c, co jeszcze zostało do zrobienia, poczuła si ħ
zm ħ czona i nieczysta. Ukl ħ kła przy umieraj Ģ cym m ħŇ czy Ņ nie i zno-
wu otoczyła si ħ bezruchem własnej magii. Usłyszała, Ň e Gareth
zbli Ň a si ħ do niej; kroczył po zroszonych powojach szybko i rytmi-
cznie, ale potkn Ģ ł si ħ o własny miecz. Mimo znu Ň enia poczuła
irytacj ħ na my Ļ l. Ň e to wszystko stało si ħ przez niego. Gdyby nie
krzykn Ģ ł, i ona, i ten biedny, nikczemny, pogr ĢŇ ony w agonii drab
poszliby własnymi drogami...
...I z pewno Ļ ci Ģ byłby zabił Garetha po jej odej Ļ ciu. I jeszcze
innych podró Ň ników.
Ju Ň od dawna nie próbowała oddziela ę dobra od zła. tera Ņ -
niejszego ..powinien" od przyszłego ,.je Ň eli". Nawet gdyby istniał
porz Ģ dek rzeczy, przestała si ħ łudzi ę , Ň e oka Ň e si ħ wystarczaj Ģ co
prosty, by mogła go poj Ģę . Mimo to, kiedy wodziła palcami po
lepkich, spoconych skroniach umieraj Ģ cego bandyty, czyni Ģ c odpo-
wiednie znaki runiczne i szepcz Ģ c Ļ miertelne zakl ħ cia, miała wra Ň e-
nie, i Ň jej dusza jest skalana. Widziała, jak z m ħŇ czyzny uchodzi
Ň ycie, i pogarda dla samej siebie sprawiała, Ň e czuła gorycz w ustach.
Gareth szepn Ģ ł za jej plecami:
— Pani... on jest... on jest martwy.
Wstała olrzcpui Ģ c spódnic ħ z zakrwawionego błota.
— Nie mogłam go zostawi ę łasicom i lisom — odparła szorst-
kim, zniecierpliwionym tonem, zbieraj Ģ c si ħ do odej Ļ cia. Ju Ň słysza-
ła, jak małe padlino Ň erne bestie zbieraj Ģ si ħ na nasypie nad zamglo-
nym odcinkiem drogi, przyci Ģ gane zapachem krwi. i niecierpliwie
czekaj Ģ , az zabójca porzuci swój łup.
Nigdy nic przepadała za czarami sprowadzaj Ģ cymi Ļ mier ę . Do-
rastaj Ģ c na terenie, gdzie panowało bezprawie, zabiła pierwszego
człowieka, kiedy miała czterna Ļ cie lat. a potem jeszcze sze Ļ ciu, nie
licz Ģ c tych, których zabrała z ziemskiego padołu jako jedyna aku-
szerka i uzdrowicielka od Gór Szarych po morze. Zadawanie Ļ mierci
nigdy nie przychodziło jej łatwo.
Miała ochot ħ odej Ļę , ale Gareth poło Ň ył jej r ħ k ħ na ramieniu
i spogl Ģ dał to na ni Ģ , to na zwłoki, z obrzydzeniem przemieszanym
z fascynacj Ģ . Przyszło jej do głowy, Ň e chłopak pierwszy raz widzi
Ļ mier ę . Przynajmniej Ļ mier ę w tak gwałtownych okoliczno Ļ ciach.
Zielony aksamit ubrudzonego w podró Ň y kubraka, złocenia na bu-
tach, pofałdowane hafty ozdobionej Ň abotem koszuli z cienkiej ba-
wełny i wymy Ļ lny pierzasty stroik na włosach, których ko ı ce były
zielone — wszystko to Ļ wiadczyło, i Ň jest dworzaninem. W krainie,
z której przybył, wszystkie sprawy, nawet Ļ mier ę , bez w Ģ tpienia
załatwiano dbaj Ģ c o styl.
— Jeste Ļ ... jeste Ļ czarownic Ģ ! — wydusił.
K Ģ cik jej ust lekko zadr Ň ał.
— Rzeczywi Ļ cie — odparła.
Odsun Ģ ł si ħ od niej przera Ň ony. Zaczepiwszy o co Ļ butem, musiał
si ħ przytrzyma ę jakiego Ļ drzewka. Wtedy zauwa Ň yła mi ħ dzy ozdob-
nymi rozci ħ ciami r ħ kawa jego kubraka szpetn Ģ ran ħ , do której przy-
lepiła si ħ ciemna, mokra koszula.
— Nic mi nie b ħ dzie — protestował słabo, kiedy ruszyła, Ň eby
go podeprze ę . — Musz ħ tylko... — Usiłował niezdarnie str Ģ ci ę jej
r ħ k ħ i i Ļę dalej. Zerkał szarymi oczami krótkowidza na drog ħ , pokryt Ģ
si ħ gaj Ģ cymi do kostek zwałami butwiej Ģ cych li Ļ ci.
— Musisz tytko usi ĢĻę . — Poprowadziła go do rozłupanego
kamienia granicznego i zmusiła, Ň eby usiadł i odpi Ģ ł diamentowe
spinki, które ł Ģ czyły r ħ kaw z reszt Ģ kubraka. Rana nie była gł ħ boka,
ale obficie krwawiła. Jenny rozplotła skórzane rzemyki, którymi
wi Ģ zała swoje kr ħ cone czarne włosy, i zacisn ħ ła je powy Ň ej rany.
Skrzywił si ħ i zasapał. Kiedy usiłował rozlu Ņ ni ę banda Ň , który zro-
biła oddzieraj Ģ c pas własnej koszuli, uderzyła go po r ħ kach, jakby
był niezno Ļ nym dzieckiem. Po chwili znowu spróbował si ħ podnie Ļę .
— Musz ħ znale Ņę ...
— Znajd ħ je — przerwała stanowczo, domy Ļ laj Ģ c si ħ , O co mu
chodzi. Sko ı czyła opatrywa ę jego ran ħ i wróciła do leszczynowego
zagajnika, gdzie rozegrała si ħ walka mi ħ dzy Garethem i bandyt Ģ .
W mro Ņ nych promieniach co Ļ wyra Ņ nie błysn ħ ło w Ļ ród li Ļ ci. Oku-
lary, które dostrzegła, były pogi ħ te, a doln Ģ cz ħĻę jednego z okr Ģ -
głych szkieł ozdabiało rozchodz Ģ ce si ħ promieni Ļ cie p ħ kni ħ cie.
Otrz Ģ sn ħ ła je z brudu i wilgoci i przyniosła Garethowi.
— Posłuchaj — rzekła, kiedy młodzieniec usiłował je wło Ň y ę ,
dygocz Ģ c na skutek osłabienia i szoku — trzeba si ħ zaj Ģę twoim
ramieniem. Mog ħ ci ħ zabra ę ...
— Moja pani, nie mam czasu. — Spojrzał na ni Ģ mru ŇĢ c oczy,
gdy Ň niebo za jej głow Ģ robiło si ħ coraz ja Ļ niejsze. — Prowadz ħ
poszukiwania, okropnie wa Ň ne poszukiwania.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin