Blekitnooki chlopiec - HARRIS JOANNE.txt

(762 KB) Pobierz
JOANNE HARRIS





Blekitnooki chlopiec





Przelozyla Anna Klosiewicz





Tytut oryginalu BLUEEYEDBOYCopyright (C) Frogspawn Limited 2010

All rights reserved

Projekt okladki

Dark Crayon/ Piotr Cieslinski

Redaktor prowadzacy

Katarzyna Rudzka

Redakcja

Ewa Witan

Korekta

Anna Sidor

Grazyna Nawrocka

Lamanie

Ewa Wojcik

ISBN 978-83-7648-462-4

Warszawa 2010

Wydawca

Proszynski Media Sp, z o.o.

02-651 Warszawa, ul. Garazowa 7

www.proszynski.pl

Druk i oprawa





ABEDIK S.A.





ul. Luganska 1,61-311 Poznan

Dla Kevina, ktory takze ma blekitne oczy





i chcialbym tylko wiedziec

Jak sie panu podoba ten blekitnooki

chlopiec



Panie Smierc*





E.E. Cummings, "Buffalo Bill"* Przel. Stanislaw Baranczak (Edward Estlin Cummings, "150 wierszy", wybral i przelozyl Stanislaw Baranczak, Wydawnictwo Literackie, Krakow-Wroclaw 1983).





CZESC PIERWSZA

BLEKIT





Pewnego razu zyla sobie wdowa, ktora miala trzech synow: Czarnego, Brazowego i Blekitnego. Najstarszy, Czarny, mial sklonnosc do zmiennych nastrojow i agresji. Sredni, Brazowy, byl niesmialy i nudny. Ale to Blekitny stal sie ulubiencem matki. Blekitny, ktory byl morderca.





1.





Autorem tego bloga jest blekitnookichlopiec, piszacy na:Niegrzecznichlopcyrzadza

Wpis zamieszczony o: 02:56 w poniedzialek, 28 stycznia

Status: publiczny

Nastroj: nostalgiczny

Slucham: "Ice Cream For Crow" Captaina Beefhearta

Jego zdaniem kolorem morderstwa jest blekit. Blekit lodu, blekit zaslony dymnej, blekit odmrozen, martwego ciala i workow na zwloki. To rowniez jego kolor, na tyle rozmaitych sposobow, krazacy w jego ciele niczym ladunek elektryczny i wrzeszczacy, jakby kogos mordowali.

Blekit wszystko zabarwia. On dostrzega, wyczuwa obecnosc tego koloru wszedzie, od blekitu ekranu komputerowego po niebieska linie zyl na grzbietach jego dloni, wypuklych i poskrecanych niczym slady insektow zyjacych w piasku plazy kolo Blackpool, dokad jezdzili co roku cala czworka w dniu jego urodzin. Zjadal wtedy lody w rozku, brodzil w morzu i wyszukiwal pod kepami wodorostow male kraby, ktore wrzucone do wiaderka umieraly potem w zarze palacego urodzinowego slonca.





11





Ma zaledwie cztery lata, wiec te jego drobne zabojstwa kryja w sobie dziwna niewinnosc. Sam czyn jest wolny od zlej intencji, stoi za nim jedynie zachlanna ciekawosc poznania tego stworzenia, ktore probuje uciec, krazac po dnie niebieskiego plastikowego wiaderka, zeby w koncu wiele godzin pozniej umrzec z rozrzuconymi szczypcami i jasnym podbrzuszem wystawionym do gory w daremnym akcie kapitulacji. Do tego czasu zawsze zdazyl juz stracic zainteresowanie obiektem swoich badan i wracal do palaszowania lodow kawowych (wyrafinowany wybor jak na tak malego chlopca, ale te o smaku waniliowym nigdy nie nalezaly do jego ulubionych), wiec kiedy pod koniec dnia przychodzila pora, aby oproznic wiaderko przed powrotem do domu, czul lekkie zdziwienie na widok martwego zyjatka, zastanawiajac sie, jak cos takiego w ogole moglo istniec.Matka znajduje go na piasku, jak z szeroko otwartymi oczami szturcha niezywego kraba czubkiem palca. Martwia ja nie tyle mordercze sklonnosci syna, ile raczej fakt, ze jej maly chlopiec jest tak podatny na sugestie, ze wiele rzeczy wyprowadza go z rownowagi w sposob, ktorego ona nie rozumie.

-Nie baw sie tym - mowi mu teraz. - Zostaw to paskudz

two.

-Dlaczego? - pyta synek.

Dobre pytanie. Wiaderko z morskimi stworzeniami stalo

nieruszane caly dzien. Chlopiec zamysla sie na dluzsza chwile.

-Nie zyja - dochodzi wreszcie do wniosku. - Zlapalem je

wszystkie, a teraz one nie zyja.

Matka bierze go w ramiona. Tego wlasnie sie obawiala. Jakiegos wybuchu, moze potokow lez, sytuacji, ktora sprawi, ze inne matki beda patrzec na nia z gory, drwiaco.

-To nie twoja wina - zaczyna uspokajac synka. - Po prostu

zdarzyl sie drobny wypadek, nie ma w tym twojej winy.





12





Wypadek, mysli sobie chlopiec. Nawet on wie, ze to klamstwo. Zaden wypadek, to rzeczywiscie byla jego wina, wiec fakt, ze matka temu zaprzecza, wprowadza w jego glowie jeszcze wieksze zamieszanie niz jej pelen napiecia glos i sposob, w jaki goraczkowo sciska go w objeciach, znaczac jego podkoszulek sladami olejku do opalania. Chlopiec probuje sie wyrwac - nienawidzi brudu - a matka uwaznie mierzy go wzrokiem, pelna obaw, czyjej maly synek przypadkiem nie zacznie plakac.A on sie zastanawia, czy nie powinien tak zrobic. Moze matka tego wlasnie od niego oczekuje. Chlopiec wyczuwa jej niepokoj, proby chronienia go przed bolem. Jej lek ma zapach kokosow, tak jak olejek do opalania, i posmak tropikalnych owocow. I nagle to do niego dociera - nie zyja, nie zyja! - wiec naprawde wybucha placzem.

Matka kilkoma kopnieciami zasypuje piaskiem reszte jego polowu - slimaka, krewetke, malenka plaszczke, wszystkie wyciagniete z wody i chwytajace powietrze malymi pyszczkami wygietymi dramatycznie w polksiezyc. Podspiewuje przy tym z usmiechem: "Ojej! Juz ich nie ma!", probujac przemienic to w zabawe. Przyciska go do siebie mocno, zeby nawet cien poczucia winy nie zasnul spojrzenia jej blekitno-okiego chlopca.

Maly jest taki wrazliwy, mysli sobie. Ma tak zaskakujaco bujna wyobraznie. Jego bracia naleza do zupelnie innego gatunku, maja kolana cale w strupach, rozczochrane wlosy i ciagle urzadzaja w lozkach zapasy. Oni nie potrzebuja jej opieki. Maja siebie nawzajem. Maja swoich kolegow. Lubia lody waniliowe, a kiedy bawia sie w kowbojow (dwa palce ulozone na ksztalt pistoletu), niezmiennie wcielaja sie w bohaterow pozytywnych, ktorzy sprawiaja, ze czarne charaktery musza poniesc kare.

Ale on zawsze byl inny. Ciekawski. Podatny na wplywy. "Za duzo myslisz", powtarza mu czasem z mina kobiety





13





zakochanej zbyt mocno, aby dostrzec jakas skaze w obiekcie swojej milosci. Chlopiec juz wie, ze matka go uwielbia i chce chronic przed calym swiatem, oslaniac przed kazdym cieniem przemykajacym po blekitnym niebie jego zycia, przed wszelka krzywda, nawet taka, ktora moglby zrobic sobie sam.Bo matczyna milosc jest bezkrytyczna, wolna od egoizmu i pelna poswiecenia; milosc matki potrafi wybaczyc wszystko: wybuchy zlosci, lzy, obojetnosc, niewdziecznosc czy okrucienstwo. Milosc matki to czarna dziura, ktora pochlania kazda krytyke, odpuszcza kazda wine, wybacza bluznierstwo, kradziez i klamstwo, przemienia nawet najohydniejszy czyn w cos, co nie jest jego wina.

"Ojej! Juz ich nie ma!"

Nawet morderstwo.

Dodaj komentarz

Kapitanmordercakroliczkow: LOL, stary, naprawde wymiatasz! ClairDeLune: Blekitnookichlopiec, to bylo swietne. Mysle, ze powinienes napisac cos wiecej na temat swoich relacji z matka i tego, jak na ciebie wplynely. Nie sadze, zeby ktokolwiek rodzil sie zly. Po prostu czasem dokonujemy niewlasciwych wyborow, to wszystko. Z niecierpliwoscia czekam na ciag dalszy! JennyTricks: (post usuniety) JennyTricks: (post usuniety) JennyTricks: (post usuniety) blekitnookichlopiec: Rany, dziekuje bardzo...





2.





Autorem tego bloga jest blekitnookichlopiec.Wpis zamieszczony o: 17:39 w poniedzialek, 28 stycznia

Status: prywatny

Nastroj: Cnotliwy

Slucham: "Brothers In Arms" Dire Straits

Moj brat nie zyl zaledwie od jakiejs minuty, kiedy ta informacja do mnie dotarla. Tyle to wlasnie trwa: szesc do siedmiu sekund na nagranie zdarzenia kamera telefonu komorkowego, czterdziesci piec na umieszczenie filmiku na YouTube, dziesiec na poinformowanie o tym tweetem wszystkich przyjaciol - 13:06; "Rany! Wlasnie widzialem straszny wypadek samochodowy" - a stad juz prosta droga do istnej powodzi wiadomosci na moim blogu: SMS-y, e-maile, wszystkie te "o moj Boze!".

No coz, mozecie sobie darowac kondolencje. Nienawidzilismy sie z Nigelem od dnia moich narodzin i nic, co moj brat kiedykolwiek zrobil - wliczajac w to wyzioniecie ducha - nie skloniloby mnie do zmiany zdania. Ostatecznie jednak to byl moj brat. Nie myslcie, ze tak kompletnie brak mi wyczucia. A mama na pewno mocno to przezywa, chociaz Nigel nigdy nie





15





byl jej ulubiencem. W kazdym razie z trzech synow pozostal jej juz tylko jeden. Wasz szczerze oddany blekitnookichlopiec jest teraz niemal zupelnie sam na tym swiecie.Policja jak zwykle sie nie spieszyla. Czterdziesci minut, tyle zajelo im dotarcie do nas. Mama akurat byla na dole, zajeta przygotowywaniem lunchu: kotletow z jagnieciny z kartoflami puree plus na deser ciasto. Od miesiecy jadlem niewiele, ale nagle poczulem wilczy glod. Wyglada na to, ze potrzeba smierci ktoregos z moich braci, zebym nabral apetytu.

Ze swojego pokoju sledzilem cala scene. Radiowoz, dzwonek do drzwi, szmer rozmowy, w koncu krzyk. Stukot uderzajacego o sciane stolika z telefonem w holu, kiedy matka osunela sie na ziemie, podtrzymywana przez dwojke funkcjonariuszy, chwytajac powietrze wyciagnietymi przed siebie rekami. A potem odor przypalajacego sie tluszczu, pewnie tych kotletow, ktore zostawila na ogniu, kiedy szla otworzyc drzwi.

To byl sygnal dla mnie. Pora sie wylogowac i wypic piwo, ktorego sie nawarzylo. Przez chwile wahalem sie, czy moge zostawic w uchu jedna ze sluchawek iPoda. Mama byla tak przyzwyczajona do ich widoku, ze pewnie nawet by nie zauwazyla, ale policjanci to zupelnie inna sprawa, a ostatnia rzecza, jakiej teraz potrzebowalem, bylo wyjscie na nieczulego dupka.

-Och, B.B., stalo sie cos strasznego.

Matka ma ciagoty do dramatyzmu. Wykrzywiona twarz, szeroko rozwarte oczy, usta jeszcze szerzej, niczym maska Meduzy. Wyciagnela rece, jakby chciala sciagnac mnie w dol, wbijajac mi palce w plecy i zawodzac do prawego ucha - bezbronnego teraz bez sluchawki iPoda - a niebieskie od tuszu lzy kapaly mi na kolnierzyk koszuli.



...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin