Operacja Burzowy Smok - COBB JAMES.txt

(792 KB) Pobierz
COBB JAMES





Operacja Burzowy Smok





JAMES COBB





Przeklad

Andrzej Leszczynski



Piotr Beluch





Ksiazke te dedykuje trzem "dziadkom" Amandy: szefowi kadry podoficerskiej, Marshallowi R. Havemannowi, i pierwszemu matowi maszynowni, Jamesowi Vincentowi Cobbowi z marynarki wojennej USA oraz porucznikowi Woodrow Carlsonowiz Gwardii Narodowej stanu Idaho. Pragne szczegolnie podziekowac Sherillowi Hendrickowi, Laurelowi Leonardowi i Kathryn Cobb za pomoc w przeprowadzeniu wspanialego okretu "Cunningham" przez rozmaite sztormy szalejace na morzach codziennosci.





Rozdzial 1





Nad ciesnina Formosa15 lipca 2006, godz. 2.45 czasu lokalnego



"Ksiezycowy Pies 505", niezwykly obiekt przypominajacy krzyzowke rekina i groznej rai, sunal powoli na wysokosci szesciu tysiecy metrow ponad zwarta, szarawa powloka chmur rozjasnionych blaskiem gwiazd. W kabinie wielkiego F/A-22 "Sea Raptor" zarowno pilot jak i operator urzadzen pokladowych siedzieli na swoich stanowiskach w dosc niedbalych pozach. Byl to rutynowy nocny patrol, nie wymagajacy od nich szczegolnego skupienia, bez przeszkod mogli wiec nawiazac do sporu toczacego sie miedzy nimi juz od jakiegos czasu.

-Do diabla! Jestes przeciez kobieta. Powinnas zaproponowac mi jakies rozsadne wyjscie z tej sytuacji.

-Owszem, jestem kobieta, ale zaliczam sie do ludzi trzezwych i powaznych. Natomiast twoja zone okreslilabym jako kwalifikowana wiedzme, odznaczajaca sie w dodatku zlosliwym usposobieniem pieciolatka.

-Z tym to juz chyba troche przesadzilas, skarbie.

-Na pewno? W koncu to nie ja zamieniam ci zycie w pieklo. Za dziesiec sekund dojdziemy do markera Echo. Na moj znak skrec w lewo i wejdz na kurs zero jeden zero... Trzy... Dwa... Jeden... Teraz!

-Potwierdzam osiagniecie koordynat markera Echo i skrecam na kurs zero jeden zero w kierunku markera Fokstrot. Problem polega na tym, ze ona twierdzi, iz nie ma nic przeciwko temu, abym przedluzyl kontrakt.

Porucznik Alan Graves, przez kolegow zwany Kretem, byl zlotowlosym chlopakiem z Georgii toczacym beznadziejna walke o uratowanie rozpadajacego sie malzenstwa. Jego pierwszy oficer, porucznik Beverly Zellerman, ochrzczona mianem Pyzy, pulchna brunetka rodem z Oregonu, toczyla z kolei heroiczny boj o utrzymanie sie w granicach wzrostu i wagi okreslonych dla oficerow przez regulamin marynarki wojennej. Latali razem prawie od dwoch lat, czyli wystarczajaco dlugo, by przez kolejne fazy zawodowych i osobistych wspolzaleznosci dojsc do stadium zgranej, rozumiejacej sie bez slow zalogi.

Raz nawet, podczas dosc przygnebiajacego i suto zakrapianego alkoholem wspolnego urlopu w Singapurze, poszli razem do lozka. Ale pozniej przyznali sie przed soba nawzajem, iz zadne z nich nie moze tego zaliczyc do nazbyt frapujacych doswiadczen, i z wyrazna ulga powrocili do wczesniejszych, mniej zazylych stosunkow. Jedynym trwalym efektem owej przygody okazala sie poblazliwosc, z jaka kazde z nich traktowalo slabostki drugiej osoby.

-Moze mowic, co jej sie zywnie podoba, Krecie, musisz jednak pamietac, ze za kazdym razem, gdy poruszysz newralgiczny temat, przez caly nastepny tydzien bedzie ci bez przerwy ciosala kolki na glowie.

-Wiec wlasciwie czego, do cholery, chce ode mnie?

-Zebys zrezygnowal ze sluzby w marynarce i na dodatek wzial cala wine na siebie. Za piec lat, jesli zaczniesz narzekac i uzalac sie nad soba, powie ci z chytrym usmieszkiem: "Przeciez sam podjales taka decyzje".

Graves westchnal ciezko.

-Masz racje. Jak ja znam, jest to bardzo prawdopodobne.

Zmniejszyl nieco nacisk na drazek sterowy i zaczal stopniowo wychodzic z zakretu i wyrownywac lot. Wychylil sie z fotela i spojrzal przez ramie w glab samolotu, wypatrujac przez oszklona tylna czesc oslony kabiny ciemnej sylwetki podazajacego ewentualnie ich sladem mysliwca.

W gruncie rzeczy nie spodziewal sie go ujrzec na niebie. Przyrzady pokladowe nie wskazywaly na obecnosc w poblizu jakichkolwiek innych maszyn, a "Sea Raptor" byl najnowsza konstrukcja w swojej klasie, w zasadzie niewykrywalna przez urzadzenia naziemnych stacji powietrznej ochrony granic. Ale nawet podczas rutynowego patrolu "sprawdzanie szostej" powinno byc obowiazkiem kazdego pilota, zwlaszcza jesli w dole pod nimi w kazdej chwili mogla wybuchnac wojna.

Zdumiewalo to, ze w obecnej dobie lacznosci satelitarnej pojawia sie tak niewiele informacji o narastajacym konflikcie, zwlaszcza jesli wziac pod uwage jego skale oraz liczbe mozliwych ofiar, gdyz pod tym wzgledem mogla to byc jedna z najwiekszych wojen w historii ludzkosci.

W swiatowych sieciach informacyjnych krazyly tylko ogolnikowe wzmianki na ten temat. W ogole brakowalo materialow przekazywanych z terenu na zywo przez odwaznych reporterow. W codziennej prasie publikowano zaledwie lakoniczne notatki, natomiast w fachowych wydawnictwach ukazywaly sie przede wszystkim analizy dotyczace mozliwego wplywu konfliktu na rozwoj tradycyjnej taktyki wojskowej czy swiatowa polityke.

Historycy nawet nie potrafili znalezc zadnych analogii do zaistnialej sytuacji, dlatego mozliwy rozwoj wydarzen rozpatrywali wylacznie teoretycznie. Na dobra sprawe panowala zgodnosc co do jednej tylko rzeczy: wszystko zaczelo sie od masakry na placu Tienanmen.

Bunt spoleczenstwa narastal powoli, wrecz niezauwazalnie, a obserwatorzy zdali sobie z niego sprawe dopiero wtedy, gdy wladze Chinskiej Republiki Ludowej poczely zamykac granice niektorych prowincji dla obcokrajowcow, tlumaczac to koniecznoscia dokonania gruntownych reform cywilnych.

Dopiero po pewnym czasie w komunikatach naplywajacych z Pekinu zaczely sie bardzo ostroznie pojawiac takie okreslenia, jak "ugrupowania bandyckie" czy "kontrrewolucjonisci".

Ale wtedy juz satelity szpiegowskie pomogly ujawnic prawde. Obiektywy urzadzen nalezacych do globalnej sieci obserwacyjnej, zawieszonych na orbitach geostacjonarnych wysoko ponad terytorium Azji, wychwytywaly liczne pozary trawiace po nocach wioski i konczace sie licznymi ofiarami smiertelnymi, zamieszki na ulicach miast. Latem 2006 roku stalo sie juz oczywiste, ze ostatnie na swiecie komunistyczne imperium chwieje sie w posadach.

Nic jednak nie wrozylo rychlego upadku. Starcy wydajacy rozkazy zza murow Zakazanego Miasta uwaznie obserwowali rozpad Ukladu Warszawskiego oraz Zwiazku Radzieckiego i wiele sie nauczyli. Zmobilizowali wszelkie podlegle im sily i byli gotowi bronic swojej twierdzy do ostatka. Wszystko wskazywalo na to, ze wojna domowa w Chinach moze przyniesc znacznie wiecej ofiar niz druga wojna swiatowa. Fachowcy nie kryli opinii, ze zapewne juz do tej pory liczba zabitych byla przerazajaco duza.

Zadaniem "Ksiezycowego Psa 505" bylo przenikniecie owej gigantycznej kurtyny i zebranie na uzytek zachodnich wojskowych i politykow maksymalnie wielu informacji.

Lotniskowiec "Enterprise", z ktorego pokladu Kret i Pyza wystartowali godzine wczesniej, dryfowal piecset mil dalej na poludniowy wschod. Po dotarciu do ladu na wysokosci portu Szantu pilot skierowal maszyne na polnocny wschod, wzdluz ciesniny Formosa oddzielajacej kontynentalna czesc Chin od Tajwanu.

Zgodnie z rozkazami posuwali sie wzdluz linii brzegowej, dwadziescia mil w kierunku otwartego morza, rejestrujac wszelkie przechwytywane informacje. Samolot mial na pokladzie rozmaite urzadzenia wywiadu elektronicznego i sygnalowego, na dolnej powierzchni skrzydel stloczono mnostwo anten. To wyposazenie pozwalalo na wykonywanie roznych zadan, poczawszy od lokalizacji oraz identyfikacji naziemnych zrodel emisji fal radiowych czy radarowych, az po mierzenie natezenia rozmow w tradycyjnych sieciach telefonicznych badz wielkosci produkcji energii w elektrowniach.

Po zakonczeniu rekonesansu zgromadzone dane mialy zostac przekazane kilku odrebnym instytucjom, na przyklad Dowodztwu Wywiadu Marynarki Wojennej, Dowodztwu Wywiadu Wojskowego i CIA, gdzie analizowano je i porownywano z informacjami naplywajacymi z innych zrodel, usilujac z malenkich kawaleczkow ulozyc ten gigantyczny chinski puzel.

-Wiec co powinienem z tym zrobic, Pyzo?

-Chyba przyznac sie wreszcie przed soba, ze straciles panowanie nad sytuacja, i czym predzej wyskoczyc z pedzacego pociagu, zanim na horyzoncie pojawi sie dziecko i dodatkowo skomplikuje ci zycie.

-Szlag by to trafil!

-Dokladnie tak.

Przez chwile w gluchym milczeniu Graves wpatrywal sie w ciemnosc przed dziobem samolotu.

-Ale problem polega na tym, ze ja chyba wciaz ja uwielbiam.

-Ja tez moge powiedziec, ze chyba uwielbiam niedzielne wieczory przy butelce szkockiej, tyle ze nie dopuszczam, aby to uczucie zawladnelo calym moim zyciem - odparla Pyza, po czym dodala ciszej: - Zrozum, ze w twoim malzenstwie ten mechanizm uczuciowy juz przestal funkcjonowac.

Zellerman chciala szerzej rozwinac te mysl, lecz zamiast tego gwaltownie pochylila sie do przodu i popatrzyla na jeden z ekranow. Graves zauwazyl ten ruch w lusterku.

-Masz cos? - zapytal, zerkajac przez ramie.

-Jeszcze nie wiem.

Pospiesznie wcisnela pare klawiszy komputera, przywolujac na monitorze obraz przekazywany przez FLIS, przedni szperacz termolokacyjny.

-Chyba przecielismy wlasnie struge gazow wylotowych pocisku rakietowego.

-Jestes pewna?

-Raczej tak. Zlapalam trzy dosc wyrazne odczyty... Wyglada mi to na niewielkie obiekty z napedem turboodrzutowym lecace tuz ponad falami z szybkoscia okolo szesciuset wezlow... Cholera! Sa nastepne! Tym razem cztery. Poruszaja sie ze wschodu na zachod, sladem trzech poprzednich.

-Tylko kto strzela do kogo? - mruknal Graves.

-Tego nie wiem. Prawdopodobnie Chinczycy, ale trudno ocenic ktorzy. Nie mam pojecia, dlaczego rebelianci badz czerwoni mieliby odpalac rakiety w tym kierunku i z tej pozycji. O rety! Pojawily sie i mysliwce!

-Gdzie? - Graves odruchowo wyjrzal przez boczna szybe...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin