HISTORIA DLA ŻYCIA.pdf

(442 KB) Pobierz
Nietzsche_Fryderyk_Wilhelm_-_O_pożytkach_i_szkodliwoÅłci_historii_dla_życia
1
Fryderyk Nietzsche
O poŜytkach i szkodliwości historii dla Ŝycia
Przedmowa
„Poza tym nienawidzę wszystkiego, co mnie jedynie poucza nie zwiększając mojej aktywności ani jej
bezpośrednio nie oŜywiając" 3 '. Są to słowa Goethego i niechaj jako dobitne ceterum censeo rozpoczną nasze
rozwaŜania o wartości historii. Chcemy mianowicie pokazać, dlaczego pouczenie bez Ŝywej inspiracji, dlaczego
wiedza, która usypia aktywność, dlaczego historia jako zbytkowny nadmiar poznania i luksus powinna być nam
do głębi, wedle słów Goethego, nienawistna - dlatego mianowicie, Ŝe brak nam rzeczy najkonieczniejszych, a
zbytek jest wrogiem tego, co konieczne. Rzecz jasna, potrzebujemy historii, ale inaczej niŜ potrzebuje jej
rozpieszczony próŜniak w ogrodzie wiedzy, gotów patrzeć z wyŜszością na nasze prymitywne i pozbawione
wdzięku potrzeby i konieczności. Historia jest nam potrzebna do Ŝycia i do czynu, nie zaś, by odwodziła nas na
wygodny dystans od Ŝycia i czynu lub zgoła upiększała Ŝycie samolubne i czyny tchórzliwe a złe. Chcemy słuŜyć
historii, jeśli słuŜy ona Ŝyciu: ale przy pewnej intensywności uprawiania historii i pewnej jej ocenie Ŝycie psuje się
i wyrodnieje: widać to po niektórych osobliwościach naszych czasów, a rozpoznanie tego fenomenu jest dziś
konieczne, choć moŜe być bolesne.
Starałem się opisać uczucie, które przysporzyło mi wiele udręk; zemszczę się na nim, ujawniając je publicznie.
MoŜe opis ten skłoni kogoś do deklaracji, Ŝe uczucie takie jemu równieŜ nie jest obce, Ŝe jednak u mnie wypada
nie dość czysto i głęboko ani teŜ nie zostało wyraŜone z naleŜną pewnością i dojrzałością doświadczenia. Tak
powie ten czy ów; większość rzeknie mi, Ŝe jest to uczucie opaczne, nienaturalne, wstrętne i wprost
niedozwolone, ba - Ŝe w ten sposób sprzeniewierzyłem się potęŜnej tendencji historycznej, jaka od dwóch pokoleń
zaznacza się wyraźnie wśród Niemców. CóŜ, w kaŜdym razie fakt, Ŝe odwaŜyłem się to uczucie odmalować z
natury i wystąpić z nim publicznie, będzie raczej z korzyścią niŜ ze szkodą dla powszechnych dobrych manier,
poniewaŜ tym samym daję wielu ludziom sposobność do wygłaszania komplementów pod adresem wspomnianej
tendencji. Sam zaś zyskuję coś, co jest dla mnie jeszcze cenniejsze niŜ dobre maniery - szansę, Ŝe zostanę
publicznie pouczony o naturze naszych czasów i przywołany do porządku.
TakŜe i to rozwaŜanie jest niewczesne o tyle, Ŝe coś, z czego czasy słusznie są dumne, kultura historyczna,
próbuję rozumieć jako szkodę, ułomność i wadę czasów, a nawet sądzę, Ŝe wszyscy cierpimy na trawiącą
gorączkę historyczną, i powinniśmy przynajmniej wiedzieć, iŜ za nią cierpimy. Skoro Goethe słusznie powiedział,
Ŝe wraz z cnotami rozwijamy i nasze błędy, i skoro, jak powszechnie wiadomo, hipertrofia cnoty - a czymś takim
wydaje mi się historyczny zmysł naszych czasów - moŜe doprowadzić naród do zguby tak samo jak hipertrofia
występku, to niechaj będzie mi wolno w ten sposób rzeczy rozwaŜać. Na moje usprawiedliwienie i to moŜna
powiedzieć, Ŝe poŜywką owego dręczącego poczucia były przede wszystkim moje własne doświadczenia, i tylko
dla porównania przytaczam doświadczenia cudze, oraz Ŝe będąc dzieckiem dzisiejszych
czasów, mogłem dojść do tak niewczesnych doświadczeń jedynie jako wychowanek czasów dawniejszych,
zwłaszcza greckich. Wszak juŜ z tytułu profesji, jako filolog klasyczny, mam chyba do tego prawo: gdyŜ nie
wiem doprawdy, jaki sens miałaby filologia klasyczna w naszych czasach prócz niewczesnego oddziaływania - to
znaczy działania wbrew czasom, a przeto oddziaływania na czasy obecne, w nadziei, Ŝe działa tym samym na
korzyść czasów przyszłych.
Popatrz na stado, które pasie się opodal: nie zna ono wczoraj ani dzisiaj, hasa, Ŝre, odpoczywa, trawi, znowu
hasa, i tak od rana do nocy i dzień po dniu, z zachciankami i niechęciami krótko uwiązanymi u kołka chwili, i
dlatego wolne od melancholii i znuŜenia. Człowiekowi cięŜko na to patrzeć, gdyŜ pyszni się przed zwierzętami
swym człowieczeństwem, a zarazem zazdrości im szczęścia - jedynym jego pragnieniem bowiem jest na wzór
zwierzęcia nie zaznawać przesytu ani cierpień, a przecieŜ daremne to pragnienie, bo zarazem człowiek nie chce
być jak zwierzę. Zwraca się do zwierzęcia z pytaniem: Dlaczego nie mówisz mi o swym szczęściu i tylko na mnie
patrzysz ? Zwierze chciałoby odpowiedzieć i rzec: Bierze się to stąd, Ŝe zawsze zapominam, co chcę powiedzieć -
ale tymczasem zapomniało juŜ odpowiedzi i milczy, a człowiek się dziwi.
Dziwi się takŜe samemu sobie, Ŝe nie umie nauczyć się zapominania i wciąŜ ogląda się na przeszłość: choćby
podąŜał najdalej i najszybciej, łańcuch podąŜa wraz z nim. Istny dziw: chwila, nadchodząca w mgnieniu oka, w
mgnieniu oka przemijająca, chwila, która tuŜ przedtem była niczym i zaraz potem jest niczym, powraca jak
widmo i zakłóca spokój chwili następnej. Ze zwoju czasu odrywa się kartka po kartce, przepada, ulatuje - i
powraca, spada człowiekowi prosto w ręce. Człowiek mówi wtedy: „przypominam sobie", i zazdrości zwierzęciu,
które natychmiast zapomina i dla którego kaŜda chwila naprawdę umiera, pogrąŜa się w nocy i mgle i na zawsze
gaśnie. Zwierzę Ŝyje a h i s t o r yc z n i e : mieści się w teraźniejszości bez reszty, jak liczba całkowita, bez
2
dziwacznych ułamków, zwierzę nie umie udawać, niczego nie ukrywa i w kaŜdym momencie ukazuje się jako to,
czym jest, moŜe zatem być tylko uczciwe. Człowiek natomiast zmaga się z wielkim i coraz większym cięŜarem
przeszłości: garbi się od tego albo wykoślawia, cięŜar utrudnia mu chód niczym niewidzialne, mroczne brzemię,
którego człowiek pozornie moŜe się zaprzeć i którego w kontaktach z bliźnimi nader chętnie się zapiera: aby
wzbudzić ich zazdrość. Dlatego wzrusza go - niczym wspomnienie utraconego raju - widok pasącego się stada
albo tym bliŜszy jego sercu widok dziecka, które nie ma jeszcze za sobą nic przeszłego, czego musiałoby się
wypierać, i bawi się w błogim zaślepieniu miedzy opłotkami przeszłości i przyszłości. Zabawa ta jednak musi
zostać zakłócona: dziecko zostaje wyrwane, zbyt wcześnie, ze stanu niepamięci. Dopiero wówczas zaczyna
rozumieć słowo „było", hasło, z jakim przystępują do człowieka walka, cierpienie i przesyt, aby przypomnieć
mu, czym naprawdę jest jego istnienie - nigdy nie dopełnionym imperfectum. JeŜeli na koniec śmierć przynosi
upragnione zapomnienie, to jednocześnie odbiera teraźniejszość, odbiera byt i przypieczętowuje świadomość, Ŝe
byt jest jedynie nieprzerwaną byłością, rzeczą, która Ŝyje tym, Ŝe samą siebie neguje i pochłania, sama sobie
przeczy.
JeŜeli szczęście, jeŜeli gonitwa za nowym szczęściem w jakimś sensie jest tym, co Ŝyjących trzyma przy Ŝyciu
i pcha do Ŝycia, to spośród filozofów najwięcej racji ma bodaj cynik: szczęście zwierzęcia, cynika doskonałego,
jest Ŝywym dowodem słuszności cynizmu. Najmniejsze szczęście, jeśli tylko trwa nieprzerwanie i uszczęśliwia,
to bez porównania więcej szczęścia niŜ szczęście największe, które zjawia się tylko jako epizod, poniekąd jak
kaprys, szalony wybryk pośród morza zniechęcenia, niedosytu i wyrzeczeń.
Przy najmniejszym i przy największym szczęściu zaś istotą szczęścia jest zawsze jedno i to samo: umiejętność
zapomnienia albo, mówiąc uczenie, zdolność odczuwania na sposób ahistoryczny, dopóki szczęście trwa. Kto nie
umie przysiąść na progu chwili, puszczając całą przeszłość w niepamięć, kto nie jest zdolny trwać w miejscu jak
bogini zwycięstwa, nie doznając zawrotu głowy ani lęku, ten nigdy nie dowie się, czym jest szczęście, a co
gorsza nie uczyni nigdy nic, co uszczęśliwia innych. Weźcie przykład skrajny, człowieka, który nie posiadałby w
najmniejszym stopniu siły zapominania, który skazany byłby na to, by wokół siebie widzieć tylko stawanie się:
człowiek taki nie wierzy juŜ we własne istnienie, nie wierzy juŜ w siebie, wszystko rozpływa mu się w ruchome
punkty i sam się zatraca w tym strumieniu stawania się - jako prawowity uczeń Heraklita na koniec nie odwaŜy się
nawet kiwnąć palcem. Koniecznym elementem wszelkiego działania jest zapomnienie: tak jak wszelkie Ŝycie
organiczne potrzebuje nie tylko światła, ale i ciemności. Człowiek, który chciałby odczuwać tylko historycznie,
byłby jak ktoś zmuszony do powstrzymywania się od snu albo jak zwierzę, które miałoby Ŝyć tylko z
przeŜuwania. A więc: moŜna Ŝyć niemal bez wspomnień, a nawet Ŝyć szczęśliwie, jak dowodzi przykład zwierząt;
ale nie moŜna Ŝyć bez zapomnienia. Albo, by wyrazić się w tej materii jeszcze prościej: i s t n i e j e p e wi e n
st o p i eń be zse nnośc i, p r z eŜu wa n i a , z m ys ł u hi s t o r yc z nego, p r z y k t ó r y m Ŝy w a i s t o t a d o z n a j e
s z k ó d i w k ońc u ginie, c z y będ z i e to c z ł o w i e k c z y na r ó d , c z y k u l t u r a .
Aby określić ten stopień, a wraz z nim granicę, jakiej pamięć o przeszłości nie moŜe przekroczyć, jeŜeli
przeszłość nie ma się stać grabarzem teraźniejszości, trzeba by dokładnie wiedzieć, jak wielka jest
p l a s t yc z n ość człowieka, narodu czy kultury; mam na myśli siłę, która sprawia, Ŝe coś powstaje i rośnie samo z
siebie, która przekształca samego siebie, przetwarza i wchłania rzeczy przeszłe i obce,
leczy rany, zastępuje to, co utracone, czymś innym, własną mocą odtwarza strzaskane formy. Są ludzie, którzy
siłę tę posiadają w tak małym stopniu, Ŝe wystarczy jedno przeŜycie, jeden ból, często tylko drobna krzywda,
małe draśnięcie, a wykrwawiają się bez ratunku; są z drugiej strony tacy, którym najstraszliwsze i najbardziej
okropne niedole Ŝyciowe, a nawet własna niegodziwość tak niewiele mogą zaszkodzić, Ŝe pośród tych
przypadków lub zaraz potem dochodzą do znośnego stanu, powraca im swego rodzaju spokój sumienia. Im
silniejsze korzenie ma najbardziej wewnętrzna natura człowieka, tym więcej będzie on sobie przyswajał i
zawłaszczał z przeszłości; najpotęŜniejszą, najsilniejszą naturę zaś poznać byłoby po tym, Ŝe jej zmysł
historyczny, choćby bezmiernie wybujały, nigdy nie mógłby stać się niebezpieczny i szkodliwy; natura taka całą
przeszłość, własną i cudzą, zagarniałaby ku sobie, wchłaniała i włączała w swój krwiobieg. A czego natura taka
nie ujarzmi, o tym umie zapomnieć; to juŜ nie istnieje, horyzont jest zwarty i gładki, nic nie przypomina o tym, Ŝe
poza horyzontem są jeszcze jacyś ludzie, namiętności, nauki, cele. I jest to powszechne prawo; wszelka Ŝywa
istota moŜe stać się zdrowa, silna i płodna tylko w obrębie horyzontu; jeśli nie zdoła zakreślić wokół siebie
horyzontu i jeśli zbyt jest zajęta sobą, by utkwić wzrok w cudzym horyzoncie, zdąŜa powolnie lub gwałtownie
ku przedwczesnej śmierci. Pogoda, spokojne sumienie, radosne działanie, ufne spojrzenie w przyszłość -
wszystko to, tak w przypadku jednostki, jak narodu, zaleŜy od tego, czy istnieje owa Unia, oddzielająca sferę
przejrzystą i jasną od nieprzeniknionego mroku; czy umie się we właściwym czasie zapomnieć i we
właściwym czasie pamiętać; czy siłą instynktu odgadnie się, kiedy trzeba czuć historycznie, a kiedy ahistorycznie.
Zapraszam oto czytelnika, by zechciał zastanowić się nad twierdzeniem: a h i s t o r yc z n ość i h i s t o r yc z n ość są
d l a z d r o w i a j e d n o s t k i , n a r o d u i k u l t u r y j e d n a k o w o ni e z będ n e .
Na to kaŜdy natychmiast zauwaŜy: historyczna wiedza i historyczne czucie człowieka moŜe być bardzo ograniczo-
ne, jego horyzont ciasny jak horyzont mieszkańca alpejskiej doliny, sądy jego mogą być niesprawiedliwe, przy
kaŜdym doświadczeniu moŜe błędnie mniemać, iŜ jemu pierwszemu było ono dane — a mimo tych niesprawiedliwości i
3
błędów człowiek taki tchnie niezmąconym zdrowiem i krzepą, aŜ miło popatrzeć; podczas gdy tuŜ obok sprawiedliwszy i
uczeńszy słabuje i ginie w oczach, poniewaŜ linie jego horyzontu wciąŜ przesuwają się niespokojnie, poniewaŜ oplatany
znacznie delikatniejszą siecią kryteriów sprawiedliwości i prawdy nie moŜe powrócić do prostych a mocnych chęci i
pragnień. Widzieliśmy natomiast zwierzę, na wskroś ahistoryczne, którego horyzont ogranicza się niemal do
jednego punktu, a które przecieŜ Ŝyje poniekąd szczęśliwie, a przynajmniej bez przesytu i bez udawania; musimy
przeto zdolność do poniekąd ahistorycznego odczuwania uznać za waŜniejszą i pierwotniejszą, ona bowiem stanowi
fundament, na którym w ogóle dopiero moŜe wyrosnąć coś porządnego, zdrowego i wielkiego, coś naprawdę
ludzkiego. Ahistoryczność to jak gdyby atmosferyczna otoczka, w której powstaje Ŝycie, a wraz ze zniszczeniem tej
atmosfery zanika. To prawda: dopiero gdy człowiek myśląc, zastanawiając się, porównując, dzieląc i łącząc
ogranicza ten ahistoryczny Ŝywioł, dopiero gdy wśród tej osnuwającej mgły rozbłyśnie promień światła, a więc
dopiero gdy człowiek potrafi spoŜytkować przeszłość dla potrzeb Ŝycia i przetwarzać to, co się wydarzyło, znowu w
dzieje - dopiero wtedy człowiek staje się człowiekiem - ale pośród nadmiaru historii człowiek znowu zanika, i bez
ahistorycznej otoczki nigdy by się nie zaczął i nie odwaŜył się zacząć. Gdzie czyny, których zdołałby dokonać, gdyby
nie zanurzy się uprzednio w oparach ahistoryczności? Albo, porzucając obrazy i sięgając do przykładu: wyobraźmy
sobie człowieka, którego drąŜy i porywa gwałtowna namiętność, do kobiety albo jakiejś wielkiej idei: jakŜe zmienia
się jego świat! Patrząc wstecz, czuje się ślepcem, z boku dobiegają go obce, głuche, puste dźwięki; to, co w ogóle
postrzega, nigdy przedtem nie było tak prawdziwe, tak namacalnie bliskie, barwne, dŜwięczące, rozświetlone, jak gdyby
dostępne naraz wszystkim zmysłom. Wszystkie oceny zmieniły się i straciły wartość; tylu rzeczy nie umie juŜ cenić, bo
zaledwie je odczuwa; zadaje sobie pytanie, czy podobna, by tak długo słuŜył za błazna obcym słowom i obcym
opiniom; zdumiewa się, Ŝe jego pamięć obraca się niestrudzenie w kółko, a jednak jest zbyt słaby i zmęczony, aby
odwaŜyć się choć raz wyskoczyć poza zakreślony krąg. Jest to stan najbardziej niesprawiedliwy, ciasny, niewdzięczny
wobec tego, co przeszłe, ślepy na niebezpieczeństwa, . głuchy na przestrogi: mały wir Ŝycia w martwym morzu nocy i
zapomnienia; a przecieŜ ten stan - na wskroś ahistoryczny, kontrhistoryczny - jest źródłem nie tylko czynów
nieprawych, ale takŜe kaŜdego czynu prawego, i Ŝaden artysta nie stworzy obrazu, Ŝaden wódz nie osiągnie
zwycięstwa, Ŝaden naród nie wybije się na wolność, jeŜeli przedtem, pogrąŜeni w owym ahistorycznym stanie, nie
będą tego obrazu, tego zwycięstwa, tej wolności pragnęli i do nich dąŜyli. Jeśli ten, kto działa, jest według słów
Goethego zawsze bez sumienia 8 B , to jest teŜ zawsze nieświadomy; zapomina o wielu rzeczach, by jednej dokonać, jest
niesprawiedliwy wobec tego, co jest juŜ za nim, i zna tylko jedno prawo, prawo tego, co ma się stać. KaŜdy
działający kocha swój czyn nieskończenie bardziej, niŜ czyn na to zasługuje; a najlepsze czyny dokonywane są z takim
nadmiarem miłości, Ŝe choćby wartość ich skądinąd była niepomiernie wielka, to aŜ takiej miłości na pewno nie są
warte.
Gdyby ktoś zdołał tę ahistoryczną atmosferę, w której rodziły się wszystkie wielkie wydarzenia dziejowe, zbadać
na wielu przykładach, wywęszyć i odetchnąć nią, moŜe jako istota poznająca zdołałby wznieść się do stanowiska
ponad hi stor yc z ne go, które Niebuhr opisał jako moŜliwy rezultat rozwaŜań historycznych. „W jednej sprawie
przynajmniej - powiada on - historia, w jasnym i obszernym ujęciu, jest uŜyteczna: dowiadujemy się z niej, Ŝe
równieŜ największe i najwznioślejsze umysły rodzaju ludzkiego nie wiedzą, jak przypadkowo ich oko przybrało tę
właśnie formę, dlaczego widzą właśnie tak, a nie inaczej, oraz domagają się gwałtem, by i inni widzieli tak, a nie
inaczej, gwałtem, poniewaŜ świadomość ich jest wyjątkowo intensywna. Kto tego nie wie i nie pojął, w sposób pewny i
potwierdzony na wielu przypadkach, ten dostaje się w niewolę potęŜnego ducha, który daną formę wypełnia
przemoŜną namiętnością". Stanowisko takie moŜna nazwać ponadhistorycznym, poniewaŜ ten, kto je zajmuje, nie
mógłby juŜ odczuwać najmniejszej pokusy dalszego Ŝycia i współdziałania w dziejach, a to dlatego, Ŝe rozpoznał, iŜ
warunkiem wszelkich dziejowych wydarzeń jest owa ślepota i niesprawiedliwość działającego; sam uleczyłby się teŜ z
traktowania historii zbyt serio, albowiem — W odniesieniu do kaŜdego człowieka, kaŜdego przeŜycia, wśród Greków czy
wśród Turków, w jakiejś godzinie pierwszego lub dziewiętnastego stulecia - nauczyłby się odpowiadać na pytanie,
jak i po co się Ŝyje. Kto spyta swoich znajomych, czy chcieliby raz jeszcze przeŜyć ostatnie dziesięć albo dwadzieścia
lat, łatwo się przekona, który z nich byłby zdatny do takiego ponadhistorycznego stanowiska: wprawdzie wszyscy
odpowiedzą „Nie!", ale rozmaicie będą owo „nie" uzasadniali. Jedni powołają się na nadzieję, Ŝe „następne dwadzieścia
lat będzie lepsze"; to ci, o których drwiąco powiada David Hume:
Andfrom the dregs of life hope to receiye, What the first sprightly running coułd not gjve.
Nazwijmy ich ludźmi historycznymi; spojrzenie w przeszłość popycha ich ku przyszłości, dodaje otuchy i zagrzewa
do tego, by dalej mierzyć się z Ŝyciem, rozpala nadzieję, Ŝe dobre czasy jeszcze nadejdą, Ŝe szczęście mieszka za górą, na
którą właśnie się wspinają. Tacy historyczni ludzie wierzą, Ŝe sens istnienia ujawnia się w miarę procesu istnienia,
spoglądają wstecz tylko po to, by z rozwaŜań nad dotychczasowym procesem nauczyć się rozumieć teraźniejszość i
tym silniej poŜądać przyszłości; nie wiedzą wcale, jak ahistorycznie myślą i działają mimo całej swej historyczności, i
Ŝe całe ich zajmowanie się dziejami bynajmniej nie słuŜy czystemu poznaniu, lecz Ŝyciu.
Ale na to pytanie, na które usłyszeliśmy oto pierwszą odpowiedź, moŜna odpowiedzieć równieŜ inaczej. Odpowiedź
wprawdzie znowu będzie brzmiała „Nie!", ale to „nie" będzie inaczej uzasadnione. Będzie to „nie" człowieka
ponadhistorycznego, który nie w procesie widzi zbawienie, dla którego świat w kaŜdej chwili jest czymś ostatecznie
4
gotowym i w kaŜdej chwili osiąga kres. Czy więc dziesięć nowych lat moŜe nauczyć czegoś, czego nie zdołało nauczyć
dziesięć lat minionych?
Czy sensem nauki jest szczęście, rezygnacja, cnota czy teŜ pokutowanie — co do tego ludzie ponadhistoryczni
nigdy się między sobą nie zgadzali; ale niezaleŜnie od róŜnic w sposobie widzenia przeszłości jednomyślnie uznają
twierdzenie, Ŝe przeszłość i teraźniejszość są jednym i tym samym, mianowicie mimo całej róŜnorodności są pod
względem typowych cech jednakie i jako wszechobecność nieprzemijalnych cech typowych stanowią statyczną kon-
strukcję o niezmiennej wartości i wiecznie jednakim znaczeniu. Podobnie jak setki róŜnych języków odpowiadają tym
samym, stałym co do typu potrzebom ludzkim, i komuś, kto rozumiałby owe potrzeby, wszystkie te języki nie
powiedziałyby niczego nowego - tak ponadhistoryczny myśliciel objaśnia sobie dzieje narodów i jednostek od
wewnątrz, sposobem wieszczka przenika odwieczny sens róŜnych hieroglifów, a na spływające wciąŜ nowe potoki
znaków, znuŜony, nie chce juŜ nawet patrzeć: bo wszak stojąc pośród nie kończącego się zalewu wydarzeń, musi w
końcu odczuwać dosyt, przesyt, ba - obrzydzenie! MoŜe więc największy nawet śmiałek będzie ostatecznie gotów za
Giacomo Leopardim powiedzieć do swego serca:
... Za nic się nie liczą
Wzruszenia twoje, ani westchnień godna
Ziemia. Męką, goryczą
Jest Ŝycie, niczem nadto, a świat błotem.
Uspokój się.
Zostawmy tedy ponadhistorycznym ludziom ich obrzydzenie i mądrość: dziś cieszmy się raczej z całego serca,
Ŝeśmy niemądrzy, i zróbmy sobie święto — my, czynni, kroczący naprzód, czciciele procesu. MoŜe nasza ocena
historyczności jest tylko zachodnim przesądem; byleśmy tylko w ramach tego przesądu nie ustawali i dalej kroczyli
naprzód! Byleśmy tylko umieli coraz lepiej uprawiać historię z poŜytkiem dla Ŝycia! Bo chętnie przyznamy ludziom
ponadhistorycznym, Ŝe posiedli więcej mądrości - skoro moŜemy być pewni, Ŝe posiadamy więcej od nich Ŝycia, w
takim razie bowiem nasza niemądrość ma przed sobą więcej przyszłości niŜ ich mądrość. I aby nie było cienia
wątpliwości co do sensu takiego przeciwstawiania Ŝycia i mądrości, sięgnę po z dawna sprawdzoną metodę i
postawię wprost kilka tez.
Historyczny fenomen, rozpoznany wyraźnie i całkowicie, przetworzony w fenomen poznawczy, jest dla tego, kto go
rozpoznał, martwy: poznający rozpoznał w nim bowiem szaleństwo, niesprawiedliwość, ślepą namiętność i w ogóle
cały jego ziemski zamglony horyzont, a tym samym poznał jego dziejową moc. Jako poznający juŜ działaniu tej mocy nie
podlega; cóŜ - moŜe podlega jej jeszcze jako Ŝyjący.
Historia rozpatrywana jako czysta nauka i domena autonomiczna byłaby czymś w rodzaju podsumowania i
Ŝyciowego bilansu ludzkości. Wykształcenie historyczne jest moŜe czymś dobroczynnym i obiecującym na przy-
szłość jedynie w orszaku potęŜnego nowego nurtu Ŝycia, na przykład rozwijającej się kultury, a więc tylko wtedy, gdy
panuje nad nim i przewodzi mu jakaś wyŜsza siła, a nie gdy ono samo panuje i przewodzi.
Historia, jeśli słuŜy Ŝyciu, słuŜy mocy ahistorycznej i w tej podrzędnej roli nigdy nie moŜe i nie powinna stać
się czystą nauką, tak jak na przykład matematyka. Pytanie, w jakim stopniu Ŝycie w ogóle potrzebuje usług historii,
naleŜy zaś do najdonioślejszych pytań i trosk tyczących zdrowia człowieka, narodu, kultury. Albowiem przy pewnym
nadmiarze historii Ŝycie kruszy się i wyrodnieje, a w rezultacie wyrodnieje sama historia.
" śe Ŝycie potrzebuje usług historii, to naleŜy pojąć równie wyraźnie jak twierdzenie, które będzie do
udowodnienia potem - Ŝe nadmiar historii szkodzi Ŝyciu. śyjący pozostaje w trojakim stosunku do historii: jako
istota czynna i dąŜąca do czegoś, jako kustosz i czciciel, jako istota cierpiąca i łaknąca wyzwolenia. Tym
trojakim odniesieniom odpowiadają trzy rodzaje historii: wolno zatem rozróŜnić rodzaj m o n u me n t a l n y, rodzaj
a n t y k w a r y czny i rodzaj kr yt ycz ny.
Historia jest przede wszystkim domeną charakteru czynnego i mocarnego, tego, który stacza wielki bój, który
potrzebuje przykładów, nauczycieli, pocieszycieli, a pośród swych towarzyszy i we współczesności nie moŜe ich znaleźć.
W tym sensie historia była domeną Schillera, gdyŜ nasze czasy -jak powiadał Goethe - są tak marne, Ŝe poeta wśród
otaczających go ludzi nie znajduje juŜ charakterów, jakich mu trzeba. Z myślą o człowieku czynnym Polibiusz na
przykład uwaŜa historię polityczną za właściwe przygotowanie do rządzenia państwem i za najlepszą nauczycielkę,
która wspominając niepowodzenia innych, wzywa nas, byśmy godnie znosili odmiany losu. Kto nauczył się w tym
upatrywać sens historii, ten z odrazą patrzy na ciekawskich podróŜników albo pedantycznych mikrologów,
którzy wspinają się na piramidy wielkiej przeszłości; tam gdzie sam znajduje podnietę do naśladowania i
doskonalenia się, wolałby nie spotykać próŜniaka, który wałęsa się w poszukiwaniu rozrywki lub sensacji niczym
po galerii pełnej cennych obrazów. Aby nie zwątpić i nie nabrać wstrętu w tłumie słabych i wyzbytych nadziei
próŜniaków, w tłumie pozornie czynnych, a naprawdę tylko podnieconych i rozgorączkowanych towarzyszy,
człowiek czynny spogląda za siebie i przerywa bieg do celu, aby przez chwilę odetchnąć. Jego celem jest
szczęście, moŜe nie jego własne szczęście, często szczęście jego narodu albo ludzkości w ogóle; ucieka wstecz,
chroniąc się przed rezygnacją, uŜywa historii jako leku przeciwko rezygnacji. PrzewaŜnie nie czeka go nagroda,
najwyŜej sława, to jest zaszczytne miejsce w świątyni historii, gdzie sam z kolei moŜe stać się dla przyszłych
5
pokoleń nauczycielem, tym, który pociesza i ostrzega. Jego przykazanie brzmi: to, co kiedyś zdołało szerzej
zakreślić pojęcie „człowiek" i piękniej je wypełnić, musi istnieć wiecznie, aby pojęcie to wiecznie rozszerzać i
wzbogacać. Aby wielkie momenty w walce prowadzonej przez jednostki tworzyły łańcuch, aby łączyły się w
szczytny pochód ludzkości przez stulecia, aby dla mnie te wzloty dawno minionych momentów nadal tchnęły
Ŝyciem, blaskiem i wielkością - oto główna myśl wiary w człowieczeństwo, wyraŜająca się w postulacie historii
mo n u me n t a l n e j . Ale właśnie postulat wieczności rzeczy wielkich rozpala najstraszliwszą walkę. Wszystko
bowiem, co jeszcze Ŝyje, krzyczy: Nie! Nie twórzmy monumentów — brzmi hasło strony przeciwnej. Tępy
nawyk, małostki i nikczemnostki, jakich pełno w świecie, na wzór cięŜkiej atmosfery ziemskiej spowijając
wszystko, co wielkie, stają się zawadą, mylącym pozorem, dławiącą mgłą na drodze, którą wielkość zmierza do
nieśmiertelności. Droga ta wiedzie jednak przez ludzkie mózgi! Przez mózgi zalęknionych zwierząt krótkiego
Ŝywota, które wciąŜ na nowo wynurzają się z niebytu i przez krótki czas z wysiłkiem stawiają opór zniszczeniu.
Istoty te chcą nade wszystko jednego: Ŝyć za wszelką cenę. CóŜ im do owego uciąŜliwego wyścigu z
pochodniami, którym jest historia monumentalna i dzięki któremu wielkość Ŝyje dalej! A przecieŜ wciąŜ na nowo
budzą się nieliczni, którzy patrząc na minioną wielkość, wzmocnieni tym widokiem doznają takiej błogości, jak
gdyby Ŝycie ludzkie było wspaniałą rzeczą i jak gdyby najpiękniejszym owocem tego gorzkiego zioła była
świadomość, Ŝe przedtem ktoś kiedyś juŜ przebył drogę istnienia dumnym i mocnym krokiem, ktoś inny z
zadumą, ktoś trzeci pełen miłosierdzia i niosąc pomoc - a wszyscy pozostawiając po sobie naukę, Ŝe najpiękniej
Ŝyje ten, kto nie dba o istnienie. JeŜeli pospolity człowiek traktuje ten spłachetek czasu z tak przygnębiającą
powagą i zachłannością, to tamci umieli na drodze do nieśmiertelności i historii monumentalnej zdobyć się na
olimpijski śmiech, a przynajmniej na wzniosłe szyderstwo; często zstępowali do grobu z ironią - bo grzebiąc ich,
cóŜ właściwie grzebano? Jedynie to, co jako szlaka, śmieć, próŜność, zwierzęcość zawsze im ciąŜyło, co dawno
juŜ było przedmiotem ich wzgardy, a teraz oto staje się pastwą zapomnienia. Ale jedno przeŜyje, monogram ich
najgłębszej istoty, dzieło, czyn, rzadka intuicja, twórcze osiągnięcie: będzie Ŝyło, gdyŜ potomność się bez niego
nie obejdzie. W tej najwznioślejszej formie sława jest przecieŜ czym innym niŜ najwyborniejszym kąskiem
naszej miłości własnej, jak określił ją Schopenhauer, jest wiarą we wspólnotę i ciągłość tego, co wielkie w kaŜdym
czasie, jest protestem przeciwko przemianom pokoleń i przemijaniu.
Na cóŜ zatem współczesnemu człowiekowi potrzebne monumentalne rozpatrywanie przeszłości, zajmowanie się
klasycznymi i niepowszednimi dziełami dawniejszych czasów? Dowiaduje się on w ten sposób, Ŝe wielkość, która
kiedyś była, była w kaŜdym razie kiedyś m o Ŝ l i w a, a zatem kiedyś znowu będzie moŜliwa; kroczy odwaŜnie swą
drogą, gdyŜ oto rozwiała się wątpliwość, która opada go w godzinach słabości, czy przypadkiem nie pragnie niemoŜ-
liwego. ZałóŜmy, Ŝe ktoś sądzi, iŜ wystarczy setka produktywnych, w nowym duchu wychowanych i działających
ludzi, aby połoŜyć kres modnej teraz w Niemczech ogładzie - jakŜe pokrzepi go świadomość, Ŝe kultura renesansu
wydŜwigneła się na barkach takiej stuosobowej garstki. A jednak - aby na tym samym przykładzie nauczyć się zaraz
czegoś nowego - jak płynne i rozedrgane, jak niedokładne byłoby takie porównanie! śeby czerpać z niego pomocną
siłę, trzeba by pominąć tyle róŜnic, gwałtem wtłoczyć niepowtarzalny kształt przeszłości w ogólną formę, strzaskać
wyraziste linie, obłamać wystające rogi - w imię zgodności! W gruncie rzeczy to, co kiedyś było moŜliwe,
okazałoby się moŜliwe po raz drugi tylko wówczas, gdyby rację mieli pitagorejczycy twierdząc, Ŝe przy tej samej
konstelacji ciał niebieskich równieŜ na ziemi powtórzyć musi się to samo, i to w najdrobniejszych szczegółach: zawsze,
ilekroć gwiazdy znajdą się w określonym układzie względem siebie, stoik znów sprzymierzy się z epikurejczykiem, by
zamordować Cezara, i zawsze przy innym znów układzie Kolumb będzie odkrywał Amerykę. Tylko wówczas, gdyby
ziemia po piątym akcie za kaŜdym razem rozpoczynała swą sztukę od nowa, gdyby było pewne, Ŝe ten sam splot
motywów, ten sam deus ex machina, ta sama katastrofa powracają w określonych interwałach - tylko w takim razie
mocarz mógłby poŜądać historii monumentalnej z całą jej ikoniczną p r a wd z i wośc ią, czyli kaŜdego faktu w jego
szczegółowej swoistości i niepowtarzalności, a wiec nie prędzej zapewne niŜ astronomowie staną się na powrót
astrologami. Do tej chwili historia monumentalna nie potrzebuje owej pełnej prawdziwości: zawsze będzie zestawiała,
uogólniała i wreszcie utoŜsamiała rzeczy róŜne, zawsze będzie zacierała odmienność motywów i bodźców, aby kosztem
causae zmonumentalizować effectus, to jest przedstawić jako wzór godny naśladowania; jakoŜ z niewielką przesadą
moŜna te historię, w miarę moŜności abstrahującą od przyczyn, nazwać zbiorem „efektów samych w sobie", wydarzeń,
które w kaŜdym czasie będą efektowne. Ludowe święta, religijne i wojenne rocznice obchodzi się właśnie ku czci
takich „efektów samych w sobie": to one nie dają spać ambitnym, one są amuletem na piersi przedsiębiorczych, one - a
nie prawdziwy historyczny splot przyczyn i skutków, który - w pełni rozpoznany - dowiódłby jedynie, Ŝe w grze
przyszłości i przypadku nigdy nie powtarza się identyczny rzut kości.
Dopóki duszą dziejopisarstwa są podniety, jakie czerpie zeń mocarz, dopóki przeszłość musi być opisywana jako
godna naśladowania, moŜliwa do naśladowania i powtarzalna - dopóty zachodzi niebezpieczeństwo, Ŝe będzie nieco
przekręcana, upiększana interpretacją, a tym samym bliŜsza tworom wolnej fantazji; bywają czasy, które niezdolne są w
ogóle rozróŜniać między monumentalną przeszłością a mityczną fikcją: poniewaŜ z obu tych światów moŜna czerpać
dokładnie te same podniety. JeŜeli tedy monumentalne ujecie przeszłości d o m i n u j e nad innymi, to znaczy nad
antykwarycznym i krytycznym, sama przeszłość doznaje szkody: całe wielkie jej partie zostają zapomniane,
wzgardzone i spływają nieprzerwanym szarym potokiem, a tylko pojedyncze upiększone fakty sterczą niczym wyspy; u
tych nielicznych postaci, które w ogóle widać, rzucają się w oczy nienaturalne i cudowne właściwości, jak owo
Zgłoś jeśli naruszono regulamin