Caine Rachel - Wampiry z Morganville 07 - Rozwiane cienie.pdf

(1046 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
RACHEL CAINE
ROZWIANE CIENIE
WPROWADZENIE
Witamy w Morganville - st ą d nie chce si ę wyje Ŝ d Ŝ a ć
A więc jesteście nowi w Morganville. Witajcie! Są trzy waŜne zasady, których
musicie przestrzegać, by dobrze się czuć w naszym spokojnym mieście:
• Nie przekraczajcie dozwolonej prędkości.
• Nie rzucajcie śmieci na ulicę.
• Cokolwiek robicie, starajcie się nie draŜnić wampirów.
Tak, dobrze przeczytaliście, wampirów. Pogódźcie się z tym.
Jako nowi śmiertelni mieszkańcy, musicie znaleźć sobie Opiekuna - wampira, który
zechce podpisać z wami umowę i chronić waszą rodzinę (zwłaszcza przed innymi
wampirami). W zamian będziecie płacić podatki tak jak w kaŜdym innym mieście. Naturalnie
w większości innych miast podatków nie płaci się w stacji krwiodawstwa.
Aha, oczywiście moŜecie zrezygnować z Opiekuna... ale wtedy lepiej od razu
zacznijcie trenować biegi, trzymajcie się z daleka od słabo oświetlonych uliczek i znajdźcie
sobie przyjaciół, którzy wam pomogą. MoŜecie zacząć od mieszkańców Domu Glassów -
Michael, Eve, Shane i Claire nieźle sobie radzą, chociaŜ i tak stale pakują się w kłopoty.
Witajcie w Morganville. Stąd nie chce się wyjeŜdŜać. A poza tym i tak nie moŜna.
Przykro nam.
ROZDZIAŁ 1
Przenikliwy, cienki pisk Eve Rosser rozbrzmiał w całym domu, odbijając się od
kaŜdej ściany, i dosięgnął Claire akurat wtedy, gdy z wielką przyjemnością przysypiała w
objęciach chłopaka.
- O rany, co jest? - Poderwała się i omal nie spadła z kanapy. Śmiertelne
niebezpieczeństwo nie było niczym nowym dla czworga mieszkańców Domu Glassów. Nikt
nie krzyczałby tak z powodu jakiegoś drobiazgu. Raczej unosiłby pytająco brwi. - Eve? Co
się stało?
Pisk wzmógł się i dołączył do niego łomot, jak gdyby Eve trenowała kick boxing z
podłogą.
- Cholera - powiedział Shane Collins, niechętnie wstając z kanapy. - Co znowu? Była
wyprzedaŜ w Upiornaliach i nikt jej nie powiedział?
Claire odruchowo szturchnęła go w ramię, po czym wypadła na korytarz, i pobiegła w
stronę źródła hałasu. Popędziłaby szybciej, ale w krzyku nie było paniki.
Brzmiał raczej... radośnie?
Eve miała jakiś atak. Darła się wniebogłosy i podskakiwała, zataczając małe kręgi jak
oszalały królik, który właśnie wstąpił do gotyckiej sekty. Dziwne wraŜenie potęgował jej
strój: zwiewna, czarna prześwitująca spódnica, czarne rajstopy we fluorescencyjnoróŜowe
czaszki, jakaś niezwykle skomplikowana konstrukcja przypominająca gorset z klamrami i
martensy. Włosy miała związane w dwa ogonki, które podskakiwały we własnym tańcu
zwycięstwa.
Claire i Shane przez chwilę wpatrywali się w nią w milczeniu, po czym wymienili
wymowne spojrzenia. Shane palcem zakreślił kółko przy skroni.
Claire pokiwała głową, wpatrując się w Eve szeroko otwartymi oczami.
Krzyk przerodził się w serię podnieconych pisków, a Eve na chwilę przestała
podskakiwać. Zamiast tego skierowała się wyraźnie w ich stronę, wymachując jakąś kartką z
takim entuzjazmem, Ŝe Claire z trudem tę kartkę zauwaŜyła.
- Wiesz, trochę tęsknię za starym Morganville - powiedział Shane bardzo spokojnym
głosem. - Tym ze złymi wampirami i śmiercią czyhającą na kaŜdym kroku. W starym
Morganville coś podobnego nigdy by się nie wydarzyło. Po prostu byłoby za głupie.
Claire prychnęła i chwyciła Eve za nadgarstek.
- Co jest, Eve?
Eve niechcący zgniotła kartkę. Widać było, Ŝe z trudem moŜe ustać w miejscu, tak
była podekscytowana. Usiłowała teŜ coś powiedzieć, ale nie mogła wyartykułować słowa. Z
jej ust wydobywały się wyłącznie piski, które mógłby zrozumieć tylko delfin.
Claire wyrwała jej kartkę. Rozprostowała ją i głośno odczytała: „Droga Eve.
Dziękujemy za wzięcie udziału w przesłuchaniu do naszego przedstawienia pod tytułem
»Samochód zwany poŜądaniem«. Proponujemy ci rolę Blanche DuBois”...
Przerwała jej kolejna seria wrzasków i podskoków. Claire poddała się, przeczytała
resztę po cichu i podała kartkę Shane'owi.
- Nieźle - mruknął z uznaniem. - To jest ten doroczny spektakl, który wystawiają
władze miasta?
- Czekałam na to całą wieczność. - Eve otworzyła szeroko oczy i wyglądała jak postać
z kreskówek anime. - Wieczność! Startowałam w przesłuchaniach od dwunastego roku Ŝycia.
Raz dostałam rolę jednej z rosyjskich tancerek w boŜonarodzeniowym przedstawieniu
Dziadka do orzechów.
- Ty tańczysz? - spytał Shane. Eve zrobiła obraŜoną minę.
- Chyba czasem chadzasz ze mną na imprezy i widzisz, ty ślepy kretynie?
- No wiesz, jest róŜnica między kręceniem tyłkiem na dyskotece a baletem.
Eve wycelowała w Shane'a umalowany na czarno paznokieć.
- JuŜ ja ci pokaŜę, jak się robi puenty. W kaŜdym razie, nie w tym rzecz. Zatańczę
Blanche. Blanche DuBois. Macie pojęcie, jaka to wielka rola?
- Gratulacje - powiedział Shane szczerze, przynajmniej tak to odebrała Claire. Shane i
Eve nieraz ranili się do krwi, ale bardzo się lubili. Naturalnie Shane, jako facet, nie mógł na
tym skończyć. - MoŜe i ja powinienem spróbować - dodał. - Skoro wzięli ciebie, to ja jako
Marlon Brando ich powalę.
- Skarbie, nikt nie lubi twojego Brando. Grasz, jakbyś parodiował Adama Sandlera.
Jako Sandler teŜ wypadasz fatalnie. - Eve się uspokajała, ale wciąŜ uśmiechała się jak
wariatka i Claire widziała, Ŝe w kaŜdej chwili moŜe znów zerwać się do szaleńczych skoków.
Właściwie całkiem przyjemnie było na to patrzeć. Podekscytowana Eve to fascynujący
widok. - O rany, muszę dowiedzieć się, kiedy są próby...
- Masz plan na drugiej stronie. - Claire wskazała kartkę. Daty i godziny prób były
wypisane starannym pismem. - Rany, nie będziecie się lenić.
- Oczywiście, Ŝe nie - mruknęła Eve, wpatrując się w kartkę. - PrzecieŜ całe miasto
będzie... cholera, muszę zadzwonić do szefa i zamienić się z kimś w pracy... - Eve zostawiła
ich i zbiegła na dół.
- To naprawdę taka wielka sprawa? - zdziwiła się Claire.
Shane wzruszył ramionami.
- Trudno powiedzieć. Ale wszyscy idą na przedstawienie, nawet wampiry. ChociaŜ
musicale nieszczególnie je kręcą.
- Musicale? Jakie musicale? Upiór w operze?
- Ostatnio widziałem Annie Get Your Gun. Gdyby wystawili Rocky'ego Horrora, to na
pewno bym się wybrał, ale podejrzewam, Ŝe tak daleko się nie posuną.
- Nie lubisz musicali? Chyba Ŝe o transwestytach z piłami łańcuchowymi?
- Halo, jestem facetem, przypominam, na wypadek gdybyś zapomniała.
Claire uśmiechnęła się i oblała ją fala ciepła.
- Pamiętam, pamiętam - odparła tak obojętnie, jak potrafiła, czyli nie całkiem
obojętnie. - Zmieniam temat, bo muszę iść do pracy. - Jedno spojrzenie za okno powiedziało
jej, Ŝe wiosenne popołudnie było lodowato zimne, a mroźny teksaski wiatr ciskał liśćmi i
tworzył minitrąby powietrzne. - Ty teŜ powinieneś się zbierać.
Shane błyskawicznie przycisnął ją do ściany, zamykając w ramionach jak w klatce. A
potem pochylił się i zaczął całować. Gdy dotknął ciepłymi wargami jej ust, Claire poczuła się
tak, jakby ktoś w jej wnętrzu rozpalił ognisko.
Shane całował i... To był bardzo długi pocałunek. W końcu połoŜyła mu dłoń na
piersiach, bez słów prosząc o litość.
Shane przestał natychmiast.
- Przepraszam. Potrzebowałem czegoś, co pomoŜe mi przetrwać kolejnych osiem
godzin w ekscytującym świecie gastronomii. - Shane pracował w Bryan's Barbecue i jak na
Morganville nie była to wcale najgorsza fucha. Dostawał tyle jedzenia, ile zdołał unieść, co
oznaczało, Ŝe jego współlokatorzy mogli jadać darmową pieczoną szynkę i kiełbaski, ilekroć
przytaszczył do domu torbę pełną Ŝarcia. Wynagrodzenie teŜ było przyzwoite, a przynajmniej
Shane tak twierdził. W dodatku mógł trzymać w ręku rzeźnicki nóŜ i strasznie mu się to
ponoć podobało. Kiedy szef nie patrzył, Shane wraz z kumplami urządzał sobie zawody w
rzucaniu do celu na tyłach restauracji.
- Przynieś bekon - poprosiła Claire i pocałowała go w nos. - I sos. W tym tygodniu
najadłam się juŜ tylu hot dogów z chili, Ŝe wystarczy mi do końca Ŝycia.
- No no, to są najlepsze chili dogi w mieście!
- Ale to jest bardzo małe miasto.
- Potwór - odparł z uśmiechem, ale szybko spowaŜniał i dodał: - UwaŜaj na siebie.
- Będę uwaŜać - obiecała.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin