PAWEŁ ZYZAK.docx

(24 KB) Pobierz

BLOG AUTORSKI: PAWEŁ ZYZAK

O ANTONIM MACIEREWICZU

 „To był i jest człowiek chropowaty. Nie ma w sobie nic z taniej ogłady Kwaśniewskiego. Nie jest mistrzem tego, co Amerykanie nazywają small talk. To nie jest osoba, która chce coś udawać, podszywać się pod kogoś. Jest, można wręcz powiedzieć, na swój sposób jakoś anachroniczny. W 1995 roku Kwaśniewski wcielał w życie nowoczesne techniki marketingowe i rozumiał, że do zwycięstwa potrzeba przede wszystkim aktorstwa, cynizmu, przysłowiowych niebieskich oczu, disco polo, chudnięcia oraz obietnic, których nikt nie będzie potem pamiętał. (…) Całkowicie lekceważył te zabiegi socjotechniczne, były poniżej jego godności. Granie, udawanie – to nie dla niego. Nie chciał się przypodobać za wszelką cenę, staromodnie uznał, że autentyczna wielkość, nie potrzebuje reklamy, inaczej niż tandeta, która nie ma szans na zwycięstwo bez kłamliwej zachęty” – napisał w 1995 r. w swej broszurce Solidarność i duma człowiek sprawujący dziś funkcję premiera Polski. Należy przytaknąć tak wnikliwej diagnozie de facto choroby politycznej, która może dotknąć każdego polityka cierpiącego na zanik osobowości lub nie dość silnego by stawić opór własnym demonom. Jednakże zamiast do człowieka, o którym w tekście mowa – Lecha Wałęsy, bardziej owa charakterystyka pasuje do Antoniego Macierewicza, któremu nawet wcale nie trzeba ujmować umiejętności Small talk.

 

Wspaniałe Pokolenie

 

Amerykanie posługują się także terminem Greatest Generation na określenie pokolenia, które urodziło się w okresie Wielkiego Kryzysu lat 20. bądź w czasie II wojny światowej. W praktyce jednak do tego pokolenia wlicza się także członków tzw. Lost Generation, walczących w obu wojnach światowych. Wspaniałe Pokolenie tworzyło późniejszą elitę kraju. Walcząc na frontach II wojny światowej, nie straciło przeświadczenia, że walczy o wolność instytucji i umysłów. Walczy ze złem, które na własne oczy widziało pod postacią dwóch totalitaryzmów. Jedynie Ameryka, zdaniem jego przedstawicieli, jest w stanie skutecznie przewodzić w tej walce.

Ze Wspaniałego Pokolenia wywodzili się kolejni prezydenci Stanów Zjednoczonych z obu stron sceny politycznej, od Dwighta Eisenhowera, aż po George’a Busha seniora. Od końca lat 80. Wspaniałe Pokolenie, częściowo z przyczyn biologicznych, poczęło ulegać presji kolejnych generacji. Zmienili się zwłaszcza Demokraci, gdzie grupa tzw. Nowych Demokratów - wśród nich np. Bill Clinton, odłożyła na bok treści antytotalitarne, kładąc lżejszy nacisk na sprawy socjalne i silniejszy na ekologię i prawa mniejszości, głównie zresztą seksualnych.

 

Pokolenie surogatów

 

Zarysowana tu zmiana przetoczyła się również po 1945 r. przez całą Europę, za wyjątkiem obozu sowieckiego. Na ziemiach polskich wojna formalnie zakończyła się dopiero po 1989 r. Może także i z tego powodu w polskiej historiografii nie zadomowił się, jak np. we francuskiej od czasów de Gaulle’a, termin „pokolenie wojenne”. Drugi powód to z pewnością nieporównywalna do innych miejsc eksterminacja elity przez Rzeszę Niemiecką i ZSRS. Trzeci, emigracja polityczna, na której pozostali najwybitniejsi ocaleli. Kilkadziesiąt lat walki, obojętnie, czy biernej, czy czynnej, z komunizmem spowodowało, że III RP dożył tylko ułamek ułamka odpowiedników „pokoleń wojennych” na Zachodzie. Dzieci pokolenia wojennego, rodzące się de facto pod okupacją sowiecką przejmowały tym sposobem obowiązki polskiego Lost/Greatest Generation.

Antoni Macierewicz, który urodził się tuż po wojnie, w 1948 r., jest namacalnym przykładem przedstawiciela pokolenia, o którym mowa. Wciąż dla dzisiejszych pokoleń atrakcyjnego, ponieważ komunizm dla Polaków jest doświadczeniem nieodległym. Legiony młodych Amerykanów i Francuzów kontakt z „pokoleniem wojennym” swoich rodziców straciły już w 1968 r., co zaowocowało szerokim buntem.

 

Odsiadka z socjologiem

 

Antoni Macierewicz doświadczył komunizmu szczególnie mocno. W 1949 r. stracił ojca, członka podziemnego Stronnictwa Pracy, zamordowanego przez UB. Wyrastał w buncie wobec sowieckiej rzeczywistości, poszukując dlań podstaw intelektualnych. Równolegle wraz ze swymi rówieśnikami, w ekstremalnych wręcz warunkach, odkrywał własne korzenie oraz dziedzictwo kulturowe swej ojczyzny.

W 1966 r. rozpoczął studia historyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Rok później idąc w ślady ojca, członka działającej w okresie zaborów Ligi Narodowej, założył wśród studentów Ligę Niepodległościową. W 1967 r. został komendantem jednej z najstarszych drużyn harcerskich, tzw. „Czarnej Jedynki”. Wraz z kolegami, m. in. z Piotrem Naimskim i Andrzejem Celińskim, stworzył nurt harcerstwa nawiązujący do tradycji przedwojennego ZHP. Był jednym z liderów protestów marcowych w 1968 r. i współorganizatorem strajku okupacyjnego. Przeobraził Ligę Niepodległościową w Komitet Strajkowy. Po zdławieniu protestu, trafi na kilka miesięcy do aresztu. Przebywał w jednej celi z wybitnym socjologiem, Jakubem Karpińskim.

 

Założyciel KOR

 

Ze swym kolegą z „Gromady Włóczęgów”, zaplecza instruktorskiego dla „Czarnej Jedynki”, Januszem Kijowskim zorganizował pomoc dla ofiar Grudnia’70. Studia Antoni Macierewicz ukończył w roku 1971. Wrócił jeszcze na uniwersytet w połowie lat 70, by się doktoryzować, wszak wkrótce zapłacił za swą działalność antykomunistyczną. Krótko po powstaniu Komitetu Obrony Robotników zwolniono go z pracy na UW.

Rok 1976 r. jest rokiem przełomowym w biografii Macierewicza. W artykule Refleksje o opozycji opublikowanym w londyńskim „Aneksie” pod pseudonimem Marian Korybut przedstawił zwarty i dojrzały program funkcjonowania opozycji. We współpracy z Janem Józefem Lipskim, Piotrem Naimskim i Wojciechem Onyszkiewiczem, we wrześniu tego roku napisał Apel do społeczeństwa i władz PRL, pod którym podpisał się m. in. Wojciech Ziembiński, Adam Szczypiorski, czy Jacek Kuroń. Sygnatariusze domagali się „amnestii dla skazanych i aresztowanych i przywrócenia wszystkim represjonowanym pracy”. Od momentu wysłania tego pisma na ręce marszałka Sejmu PRL datuje się powstanie KOR.

 

Przyczyny odwiecznego sporu

 

            W październiku 1977 r. Macierewicz założył pismo „Głos”. Początkowo pisali doń zarówno działacze o horyzontach lewicowych, jak i wyrażający poglądy niepodległościowe. W pierwszym numerze periodyku, Macierewicz, Kuroń i Adam Michnik podpisali wspólnie artykuł Sprawa polska – sprawa rosyjska. „Gwarancją suwerenności Polski jest suwerenność narodów dzielących nas od Rosji i polityka godząca w suwerenność tych narodów jest antypolska” – pisali. Wkrótce, po scysji dotyczącej nad nie wydrukowanym artykułem Adama Michnika, z redakcji odeszli Kuroń, Lipski, Jan Lityński i Michnik. „Niepodległościowcy” nawiązali współpracę z ROPCiO Andrzeja Czumy i Leszka Moczulskiego, „lewica” nawiązała zaś kontakty z formacjami lewicowymi za granicą.

            Posunięcia Macierewicza nie uszły uwadze SB, która od września 1976 r. rozpracowywała go, jako współzałożyciela i działacza KOR w ramach Sprawy Operacyjnego Rozpracowania krypt. „Gracze”. Zaczął więc figurować w aktach SOR „Hazardziści” prowadzonej przeciwko ROPCiO, a następnie w SOR „Arka”, wymierzonej w grupę części działaczy ruchu, którzy utworzyli w 1979 r. Ruch Młodej Polski. Jeszcze w listopadzie 1976 r. na Macierewicza nałożono formalne zastrzeżenie wyjazdów zagranicznych do wszystkich krajów świata, paraliżując częściowo jego kontakty z Zachodem. Zdjęto je dopiero 13 lat później – w listopadzie 1988 r….

Współpracownicy Antoniego Macierewicza zarzucali grupie Kuronia, to co część „komandosów” przed marcem 1968 r. zarzucała grupie Michnika – elitaryzm i „centralizację” poglądów. W marcu 1978 r. Macierewicz na łamach „Głosu” subtelnie polemizował z grupą Kuronia: „Dylematy, które obecnie stoją przed nami nie dadzą się rozwiązać ani przez przygotowanie ogólno radowego przewrotu, ani przez rachuby na »liberalną« grupę w PZPR”. Czynił to także później, zawsze przestrzegając ram taktownej polemiki. W marcu 1980 r. stwierdzał: „W Polsce działa około 30 ugrupowań i pism niezależnych. (…) W sprawach zasadniczych niemal wszystkie grupy zajmują stanowisko identyczne, choć różnie wyrażane i motywowane. Sztuczna jedność więcej może zaszkodzić niż pomóc”.

 

W „Solidarności”

 

Tuż po strajkach sierpniowych w 1980 r. Macierewicz przy współudziale Jarosława Kaczyńskiego i Jana Olszewskiego zorganizował punkt informacyjny dla strajkujących z całej Polski. Dwa miesiące później współtworzył Ośrodek Badań Społecznych przy Regionie Mazowsze NSZZ „Solidarność”. W ośrodku znalazł się także Bronisław Komorowski, kroczący za Macierewiczem od czasów harcerskich. Od grudnia tego roku Macierewicz wydawał „Wiadomości Dnia”, nie porzucając jednakże redakcji „Głosu”. Publikowali w nim m. in. kolega założyciela KOR z okresu „Czarnej Jedynki” Ludwik Dorn, socjolog Jadwiga Staniszkis, Marek Karpiński, brat Jakuba, Jarosław Kaczyński i Piotr Wierzbicki.

Komunistom nie udało się zatrzymać Macierewicza 13 grudnia 1981 r. Do 16 grudnia wraz z Anną Walentynowicz uczestniczył w strajku w Stoczni Gdańskiej. Po sforsowaniu murów zakładu przez ZOMO, został aresztowany. Przyszły minister kilkakrotnie zmieniał miejsca pobytu, aż w końcu trafił do ośrodka internowania w Nowym Łupkowie, skąd jesienią 1982 r. uciekł. Ukrywał się do 1984 r. Już na wolności podjął się redagowania tygodnika „Wiadomości”. Od 1987 r. założone przezeń stowarzyszenie „Wolność i Solidarność” nawiązało współpracę z Grupą Roboczą Komisji Krajowej. Złożona z byłych liderów Komisji Krajowej grupa, kontestowała legalność decyzji podejmowanych „w imieniu” „Solidarności” przez zjednoczone ośrodki Lecha Wałęsy i Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej. Kontestatorzy twierdzili m. in., że skoro nie ma KK, Wałęsa nie ma prawa tytułować się Przewodniczącym.

 

Przez spór do współpracy

 

             Antoni Macierewicz w przeciwieństwie do swoich najzagorzalszych przeciwników mocno ograniczał się w personalizowaniu polityki. Współpracując z grupą Andrzeja Gwiazdy i Mariana Jurczyka, w odróżnieniu od nich dostrzegał w Wałęsie pewien potencjał do wykorzystania. Złudzenia stracił dopiero 4 czerwca 1992 r. W fascynującej polemice ze znakomitym historykiem Jerzym Łojkiem nad opublikowanym przez niego Kalendarzem Historycznym, stanął w styczniu 1986 r. w obronie późniejszego prezydenta: „W całym rozdziale o »Solidarności« krytykuje Pan Lecha Wałęsę. Ponosi on z pewnością jako Przewodniczący Związku największą odpowiedzialność za jego losy. (…) Nie podoba się Panu Wałęsa. Ale tylko on z kierownictwa związku rozumiał niebezpieczeństwa przed jakimi stała »Solidarność«”.

Uznanie Macierewicza dla Wałęsy za zablokowanie strajku generalnego w marcu 1981 r. wynikało z krytycznych przekonań na temat polskich powstań. Rzeczywiście, zawsze zbliżał się do opcji chrześcijansko-narodowej, której sprzyjał jego ojciec, jednakże pozostawał otwarty na różne znajomości i różne poglądy. „Endecy mieli rację, gdy wskazywali na naród jako podmiot polityki – wyjaśniał swe stanowisko Łojkowi –  choć często z tej racji wywodzili błędne i szkodliwe dla narodu koncepcje i działania. Starzy z PPS (…) mieli absolutna rację, gdy podkreślali wagę imponderabili[ów]. I oni jednak błądzili nie dostrzegając waloru pracy społecznej, (…) a zwłaszcza czyniąc z walki zbrojnej ideologię. Współczesny ruch niepodległościowo-narodowy nie pragnie być garstką straceńców, nie pragnie uprawiać martyrologii przegranych powstań, straconych szans i pogrzebanych nadziei”.

            Łojek krytykował zaś Macierewicza za program sojuszu opozycji i Kościoła z wojskiem PRL, który przyszły szef MSW ogłosił w liście z września 1982 r., tuż przed ucieczką z Nowego Łupkowa. Idea sojuszu „którą swego czasu ogłosił »Głos«, a która -mówiąc szczerze - trochę mnie przeraziła. – ripostował historyk – Wiemy doskonale, jaką strukturą jest »wojsko«, bo nie chodzi tu przecież o żołnierzy z poboru, ani o kapitanów w garnizonach, ale o ludzi w stopniach generalskich”. W innym fragmencie Łojek ostro polemizował: „Nie bardzo rozumiem, kogo ma Pan na myśli, twierdząc, że nie tylko endecy ewoluowali w kierunku totalitarnym. Kto jeszcze? Komuniści w założeniu byli totalitarni, a koncesjonowana PPS była przywłaszczeniem sobie nazwy bez mandatu większości członków i działaczy niepodległościowego socjalizmu”.

            Spierali się ze sobą przedwojenny chadek i piłsudczyk. Czas zweryfikował, że Macierewicz pomylił się co do intencji Wałęsy, co zresztą przyznał w wywiadzie z Jackiem Kurskim i Piotrem Semką oraz co do jakości wojska, dogłębnie zinfiltrowanego przez wewnętrzne służby sowieckie i peerelowskie. Łojek za to nie uwzględnił w swej argumentacji prokomunistycznych nurtów w SL i PPS przed wojną, i bratania się sanacji z radykalnym odłamem SN u schyłku lat 30. Niemniej debata była i jest dowodem na otwartość Macierewicza. Dopuszczał on nawet możliwość udostępnienia łamów swej gazety dla zwolennika orientacji prorosyjskiej lub proniemieckiej, byleby tylko mieściła się w „polskiej myśli niepodległościowej”.

 

Konstruktywna krytyka Wałęsy

 

            Macierewicz nie zgodził się na udział w przygotowaniach do „okrągłego stołu”, choć środowisko Klubu Myśli Politycznej „Dziekania”, które współtworzył razem z Stanisławem Stommą, Aleksandrem Hallem, Marcinem Królem i Mirosławem Dzielskim, zdecydowało się na ten krok. Krytykował koncept podchodzenia do rozmów z komunistami na ich warunkach. Radził poczekać. Później krytykował sposób funkcjonowania rządu Mazowieckiego i transformację ustrojową: „Powstał w ten sposób pseudodemokratyczny system polityczny, który w majestacie prawa i głosami posłów wyrosłych z dawnej opozycji umacnia w przyspieszonym tempie siłę aparatu policyjnego i przekształca dawną nomenklaturę w warstwę pseudokapitalistyczną”.

Równocześnie liczył na to, że Wałęsa od chwili zwołania „okrągłego stołu” prowadzi przebiegłą politykę, która pomoże Polsce wrócić na czoło peletonu państw zrzucających sowiecka niewolę. „Można więc sądzić, że Wałęsa raz jeszcze pragnie rozegrać partię przy tradycyjnym stoliku rozmów, w ramach dotychczasowego establishmentu, wtedy gdy narastająca presja społeczna wymusi na obecnej ekipie zwrócenie się doń o pomoc. (…) Przyspieszenie, o którym mówi jest niezbędne i leży w interesie narodowym. A dziś tylko Wałęsa może to przeprowadzić” – pisał w marcu 1990 r.

 

Wybory uczniów

 

Współpracujący uprzednio Macierewiczem Komorowski przyjął w tym czasie zaproszenie do rządu Tadeusza Mazowieckiego i został szefem dyrektora gabinetu w ministerstwie ds. współpracy z organizacjami politycznymi i stowarzyszeniami, na którego czele stanął właśnie Aleksander Hall. Teraz to Komorowski decydował o użyciu „aparatu policyjnego” - Milicji Obywatelskiej, aby pacyfikowała „radykałów” z KPN na katowickim dworcu, czy przekonywał górali z Poronina, aby oszczędzili pomnik Lenina, który działacz podziemia Stefan Niesiołowski ponoć kiedyś próbował wysadzić. Drogi polityków rozeszły się, ale Macierewicz pozostał wstrzemięźliwy w wypowiadaniu się na temat Komorowskiego. Dopiero w ostatnich latach, gdy związała ich sprawa WSI, Macierewicza, z pozycji likwidatora służby, Komorowskiego, jako marszałka sejmu angażującego się po stronie byłych oficerów WSI w dyskredytację pracy likwidatorów, dziennikarze próbowali nakłonić Macierewicza do zwierzeń na temat dawnej, ponoć zażyłej znajomości. Bezskutecznie.

 

„Kombatanctwo” słuszne

 

Gdyby historia Polski po 1945 r. zakończyła się happy endem biografie wybitnych polityków sprowadzałyby się do „nudnych” konfrontacji różnic ideowych. Nie byłoby skutecznych ucieczek, spektakularnych starć z milicją, 10-milionowych związków zawodowych. Nie byłoby „zoologicznego antykomunizmu” i „palenia stosów”. Narzekalibyśmy, jak młodzi Amerykanie, że nasza historia jest nudna. Bylibyśmy jednak wolni od klasy politycznych prowokatorów. Jak wyjaśniał Józef Mackiewicz: „(…) Prowokacja polityczna to użycie najświętszych symboli narodowych i najgłębszych jego uczuć przeciwko narodowi”. Polityków, którzy jeszcze w 2010 r. mówią mniej więcej tak: „Ja swoją działalnością w PRL udowodniłem, że jestem godny i patriota”, zapominając przy tym o swojej kondycji moralnej w ciągu 20 lat wolnej Polski. Gdyby historia Polski potoczyła się w Azji, w starciu choćby z najłagodniejszym z tamtych komunizmów, liczba owych „niezłomnych” zostałaby zredukowana do kilku ludzi formatu Macierewicza.

 

W kuluarach III RP

 

            Brutalny atak na rząd Jana Olszewskiego i jego upadek nie zakończył kariery politycznej współzałożyciela KOR. Już jako polityk demokratycznej III RP, po rozstaniu ze Zjednoczeniem Chrześcijańsko-Narodowym, próbował swoich sił zakładając partię o nazwie Akcja Polska. Nie odnosiła ona jednak sukcesu. Poza autorytetem i sprytem, w nowych realiach należało mieć dojście do pieniędzy i koneksji, a Macierewicz pozostał nonkonformistą. Przywykł również do elitarnych środowisk z doby podziemia antykomunistycznego, kiedy coraz bardziej liczyły się szable i widowiskowa erystyka. Połączył swe siły z Ruchem Odbudowy Polski Jana Olszewskiego i w 1997 r. wszedł po raz drugi do sejmu. Znowuż, w ROP nazywanym formacją prawicową, mieszały się ze sobą różne orientacje niepodległościowe. Spajała je jednak troska o szarego obywatela, zabiedzonego przez sowiecki PRL, a później postkomunistyczną III RP. Dwie kolejne partie Macierewicza Ruch Katolicko-Narodowy i Ruch Patriotyczny zawiodły go na listy, wpierw  Ligi Polskich Rodzin, a następnie Prawa i Sprawiedliwości, z których wchodził do sejmu.

Z pewnością w „dwudziestoleciu” był jednym z najbardziej aktywnych posłów. Między 2004 a 2005 r. zasiadał w sejmowej komisji śledczej ds. prywatyzacji PKN Orlen. Nie tylko zasiadał, ale także aktywnie włączył się w wyjaśnienie jednej z najbardziej bulwersujących prowokacji zorganizowanych przez formację postkomunistyczną. W rządzie Jarosława Kaczyńskiego, wykonując funkcję wiceministra obrony rozwiązywał i weryfikował WSI, aby stanąć następnie na czele polskiego kontrwywiadu wojskowego. Wówczas zrozumiał jak bardzo „niepolskim” wojskiem była „armia ludowa”. W kończącej się właśnie kadencji sejmu kieruje zespołem parlamentarnym ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy samolotu Tu-154 w Smoleńsku, w której zginął prezydent Polski Lech Kaczyński, zakrawającej na bombę, mogącą wywrócić polską politykę do góry nogami.

 

Czas ciekawych polityków

 

Polska straciła swoje Wspaniałego Pokolenie, ponieważ zamiast stać się beneficjentem zwycięstwa nad pierwszym ze swoich agresorów, znalazła się w stanie permanentnej okupacji przez drugiego nich. W ekstremalnych warunkach chowały się kolejne pokolenia odcięte niejako od pępowiny i zdane na siebie w diagnozowaniu falującej naokoło rzeczywistości. Antoni Macierewicz należy do tych przedstawicieli naszych elit, którzy zdiagnozowali poprawnie także zagrożenia czyhające w pertraktacjach z komunistami. Rozumiał, że przy „okrągłym stole” nie było ani „konsensusu”, jak twierdzi część dawnej opozycji, ani nie było „obalenia komunizmu”, jak twierdzi druga, jednoosobowa jej część, zresztą rozwiązań wzajem się wykluczających.

Smutno nieraz patrzeć z jaką, delikatnie mówiąc, śmiałością dziennikarze odnoszą się do Macierewicza, stając się w ten sposób ofiarami własnej propagandy, która np. nie zdążyła jeszcze opublikować przyzwoitego zdjęcia założyciela KOR. Poziom pytań i płytkość wysuwanych przez polskich żurnalistów wniosków nt. poglądów, zamierzeń, osiągnięć Macierewicza wystawiłby na próbę cierpliwość najstarszego mnicha, a co dopiero człowieka miażdżonego w ten sposób od początku wolnej Polski liberalnej – czyli tej tolerancyjnej i posiadającego rodzinę. I jaka jednocześnie pobrzmiewa wysoka samoocena u niektórych demaskatorów: „Umysł Macierewicza kilka razy zaprowadził polskie życie publiczne na skraj przepaści” – pisze taki działacz „Gazety Wyborczej” Kalukin. Owszem Antoni Macierewicz jest człowiekiem, który się ceni, bo jeśli człowiek samego siebie nie ceni, nie ceni także bliźniego. Dlatego dostanie od czasu do czasu taki żurnalista kąśliwą ripostą między oczy. Problem w tym, że ludzie, którzy próbują wręcz zniszczyć Macierewicza, wraz z jego dorobkiem, zwyczajnie siebie nie cenią. Odnosi się wrażenie, że to ludzie nienawidzący odbicia w lustrze, zakompleksieni z powodu własnej miałkości intelektualnej, ze zła które dawno temu uczynili lub które czynią. Niezdolni do myśli twórczej, jedynie odtwórczej. Czują się zagubieni, więc „niedoskonałości” muszą przykryć butą i nienawiścią.

Macierewicz jest jednym z najciekawszych polityków, z którym rozmowa może być ucztą intelektualną. Zwłaszcza w sporze. Można go krytykować, można się odeń różnić. Tylko trzeba mieć jeszcze czym, no poza oczywiście długością krawata i „kolorem oczu”. Wbrew znawcom technologii politycznej, przyszłość w polskiej polityce należy do wyrazistych polityków, twardo broniących swych poglądów. Podobnie, należy do nich racja historyczna

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin