ROZDZIAŁ 57: TĘSKNOTA
Najważniejszą rzeczą, jaką Harry wyniósł ze swoich notatek w dzienniku był fakt, że nawet jeśli wydarzenia przepowiedziane we śnie nie miały wpływu na więź między nim a ojcem, to i tak wolał wiedzieć, czy dojdzie do rozwiązania adopcji. Gdyby tak się stało... no cóż, jakoś by sobie poradził. Może z jakiegoś nieznanego aktualnie powodu Snape będzie musiał zmienić ich sytuację prawną. Nie była to radosna perspektywa, ale też nie oznaczałoby to końca świata. Nadal byliby dla siebie ojcem i synem. Tego nic nie było w stanie odwrócić i Harry wiedział to z niezachwianą pewnością.
Tym niemniej jednak wolał być przygotowany i dlatego właśnie chciał rozstrzygnąć, czy prorocze sny za każdym razem się spełniały. Czy przyszłość była już ostateczna i niezmienna? Czy jedyne, co mógł zrobić, to tylko w nią zajrzeć? A może mógł odmienić koleje losu?
Wiedział, że Snape nie odpowie mu na te pytania. Do Trelawney też nie zamierzał udawać się po radę. Pozostawało mu przeprowadzić poszukiwania samemu.
Był z tego nawet zadowolony. Najwyższy czas, by sam zaczął dążyć do rozwiązania swoich problemów, nie czekając, aż Snape, Remus czy Draco go w tym wyręczą. Jak dotąd tylko czerpał od innych sugestie na temat kroków, jakie powinien podjąć. Harry postanowił, że wreszcie weźmie odpowiedzialność za siebie. Ponieważ prorocze sny były ostatnio jedyną manifestacją jego magicznej mocy, zdecydował, że zacznie od tego punktu.
Następnego dnia zafiukał do pani Pince i poprosił o przesłanie książek o proroczych snach. Kolejne kilka dni spędził na przeglądaniu zebranych materiałów i stwierdził, że nie były zbyt przydatne. Tym niemniej jednak znalazł w nich jedną rzecz wspólną: wszystkie podkreślały istnienie silnego związku między wszelkimi snami a aktualnym stanem emocjonalnym; prorocze sny nie były tu wyjątkiem. Zapoczątkuj dziennik snów, doradzały książki. Zapisuj sny zaraz po obudzeniu, tak szczegółowo, jak tylko zdołasz. Potem zacznij rozważać ich znaczenie.
To ostatnie brzmiało zupełnie jak słowa Trelawney, jednak Harry orzekł, że notowanie może być dobrym pomysłem. Szczegóły jego ostatniego snu zaczynały już zacierać się w jego pamięci; lepiej przelać je na papier, zanim rozmyją się całkowicie. Pamiętnik mógł świetnie służyć temu celowi.
Tego wieczoru – a był to piąty dzień, od kiedy Ron znów przychodził do lochów – Harry zaczekał, aż Draco wyjdzie z sypialni, po czym wyjął swój dziennik. Poszedł do salonu i stanął obok Snape'a, który siedział na sofie i czytał wypracowanie Rona z eliksirów.
- Proszę pana – zagadnął cicho – potrzebne mi zaklęcie.
- Dłonie znów cię bolą?
- Nie, na razie nie. - Harry zniżył głos. - Mógłby to pan zaczarować tak, żebym tylko ja mógł to otworzyć? I... no, zwłaszcza żeby Draco nie mógł się do tego dobrać.
Ron musiał to usłyszeć, bo prychnął wymownie.
Snape nie skomentował tego, tylko rzucił zaklęcie i oddał synowi pamiętnik z powrotem. Po chwili odezwał się do Rona:
- Panie Weasley, słówko, jeśli można.
Rudzielec podszedł do nich powoli. Z każdego jego ruchu dawała się wyczytać złość i uraza, ale odezwał się uprzejmie:
- Tak, proszę pana?
Mistrz Eliksirów otaksował go wzrokiem.
- Proszę nie stać tak nade mną. Niech pan siada.
Ron zajął jedno z wolnych krzeseł, ale nie wyglądał na zrelaksowanego.
- „Własności eliksirów łączonych z zaklęciami” – przeczytał Snape nagłówek eseju. - Rozwinął pan tylko dwa podpunkty, podczas gdy zadanie mówiło wyraźnie o czterech. Proszę to dokończyć.
- Jest dwanaście cali – odparł Ron, zaciskając szczęki. - Tak, jak było zadane, proszę pana.
- A pan wykonał tylko połowę zadania, nawet jeśli długość eseju się zgadza. Te dwa podpunkty są dobrze opracowane, ale temat jako całość nie został wyczerpany.
Chłopak spojrzał na pergamin w ręku nauczyciela.
- D... dobrze opracowane?
Snape zrobił znudzoną minę.
- Owszem, mamy tu połowę dobrego wypracowania. Nie muszę chyba wskazywać, iż połowa równa się pięćdziesięciu procentom, a to fatalna ocena. Dlatego proszę dokończyć.
- Dobre wypracowanie – wydukał Ron z ogłupiałą miną.
- Potencjalnie – poprawił Snape.
Chłopak najwidoczniej to przetrawił, bo odszedł z powrotem do stołu. Przygryzł koniuszek pióra i zaczął przeglądać podręcznik. Po chwili pochylił się w kierunku Harry'ego i zerknął, co ten pisze.
- Pamiętnik? - zapytał szeptem.
Harry podniósł głowę, zaskoczony. Od chwili swojego powrotu Ron zachowywał się wobec niego poprawnie, ale po raz pierwszy wykazał zainteresowanie czymś poza lekcjami i jak najszybszym powrotem do wieży Gryffindoru.
- Uhm. Dostałem od Dudleya – odparł Harry. - Ja... mam różne rzeczy do przemyślenia. Pisanie mi pomaga.
Ron zmarszczył lekko brwi, ale po chwili czoło wygładziło mu się, a w oczach zabłysnął cyniczny ognik.
- Przynajmniej masz dość rozumu by pojąć, że Ślizgon zrobi dosłownie wszystko, żeby poznać twoje najskrytsze myśli.
Harry miał ochotę wytknąć koledze, że jego bracia zrobiliby dokładnie to samo. Nie wyobrażał sobie, aby Fred i George, znalazłszy pamiętnik któregoś z rodzeństwa, nie przełamali zaklęć ochronnych i nie zostawili paru niespodzianek. Chłopak wolał jednak nie wspominać, że uważa Draco za brata. Z pewnością nie polepszyłoby to całej sytuacji. Może kiedyś... w dalekiej przyszłości... po tym, kiedy Ron przywyknie już do tego, że Snape został ojcem Harry'ego.
- Ona ma na imię „Draco”, a nie „Ślizgon” - odrzekł Harry, pilnując się, by ton jego głosu był miły i uprzejmy.
Ron i tak się naburmuszył.
- O co mu chodzi, że mówi do mnie po imieniu? Przedtem przynajmniej był wredny, a teraz zachowuje się... nie wiem. Jakoś dziwnie.
Harry wzruszył ramionami.
- Poprosiłem go, żeby mówił do ciebie „Ron”.
- Co, został twoim ślizgońskim pupilkiem? Robi wszystko, co mu każesz?
- Wie, że mam już serdecznie dosyć, kiedy moi przyjaciele robią sobie z mojego życia arenę walki.
Ron wzdrygnął się, jakby dostał w twarz.
- Przyjaciele? Mówisz o nim?
- Nie. Mówię o tobie. Słuchaj... nie chcę się kłócić. Na żaden temat. Dopóki on traktuje cię uprzejmie, mógłbyś robić to samo.
Kiedy Ron przewrócił oczami, Harry się nie odezwał, tylko powrócił do pisania.
***
Przez trzy dni z rzędu Harry zapisywał swój sen na nowo, a na koniec porównał wszystkie wersje. Zaskakujące, ile sobie przypomniał za trzecim razem. Nie był w stanie wydobyć z pamięci już więcej szczegółów, stwierdził więc, że zrekonstruował sen najlepiej, jak było można.
Zatem co teraz? Wszystkie książki mówiły raczej o jasnowidzach, których przepowiednie we śnie były ukryte za symbolami. Gryfon orzekł, że to się go nie tyczy, ponieważ jego prorocze sny – te, które się spełniły – były dosłowne. Nawet sen o braciach, który, jak się okazało, mówił o czymś głębszym niż braterstwo poprzez przynależność do tego samego domu. W żadnej książce Harry nie znalazł odniesień do takich snów, stwierdził więc, że musi zdobyć jakieś lepsze materiały. O wiele lepsze – a w Hogwarcie oznaczało to wyłącznie jedną rzecz.
Następnego dnia Snape wyjaśniał im, na czym polega retrogradacja planet. Harry nie mógł się dobrze skupić, bo myślał głównie o swoim planie, a nie o astronomii. Wreszcie nauczyciel strzelił palcami, likwidując wyczarowany przez siebie miniaturowy Układ Słoneczny, i polecił im skończyć wypracowania. „Tym razem bez błędów” - nakazał, ale mniej szorstko niż zawsze. Nie dało się nie zauważyć, że Mistrz Eliksirów rzeczywiście starał się nie drażnić Rona.
Kiedy wreszcie Snape odszedł od stołu, Harry przystąpił do pracy, ale nie nad wypracowaniem. Ukrył się za podręcznikiem i zaczął pisać.
Kochana Hermiono,
Dzięki, że przychodzisz mnie tak często odwiedzać i przyprowadzasz ze sobą tylu Gryfonów. Cieszę się, że Ron nie musi już przepisywać tych głupich zdań. Nie jestem ślepy; przyznaję, że w całej tej sprawie Severus zachował się naprawdę podle. Okazało się, że miał również na myśli pewien skomplikowany plan, który miał na celu mi pomóc. Niestety wszystko to było zupełnie bez sensu. Czasami Ślizgoni za bardzo kombinują, żeby wyszło im to na dobre. Strasznie się o to pokłóciliśmy, i jeszcze o inne rzeczy. Przez chwilę czułem się paskudnie, ale już wszystko sobie wyjaśniliśmy.
Może to zabrzmi dziwnie, ale z jednej strony cieszę się, że się posprzeczaliśmy. Teraz nie czekam już jak na szpilkach, aż spadnie cios. (Przepraszam za te dziwne metafory. Severus narzeka, że w moich esejach używam zbyt wiele analogii do quidditcha. Uznałem to za zabawne, biorąc pod uwagę, że to właśnie ty zawsze mnie za to krytykowałaś. Chyba muszę skończyć ten temat, zanim mi się wymsknie, że macie ze sobą wiele wspólnego. Tak, zdecydowanie muszę skończyć.) Zaś co do kłótni, to mam wreszcie uczucie, że jesteśmy razem na dobre i na złe, jak normalna rodzina. Bardzo się z tego cieszę.
Tyle nowości. Oczywiście mam pewien powód, że do ciebie piszę zamiast czekać na kolejne odwiedziny. Chciałbym Cię prosić o przysługę. To dla mnie bardzo ważne. Pamiętasz, jak mi powiedziałaś, że do końca semestru masz pozwolenie na korzystanie z Działu Ksiąg Zakazanych? Wiem, wiem, że to pozwolenie ma służyć Ci tylko do studiów nad zaawansowaną numerologią. Okazało się jednak, że ja też potrzebuję pewnych książek z tego działu. Wszystko, co pani Pince miała na ogólnym, już przerobiłem. Bardzo byś mi pomogła, gdybyś zdobyła mi jakieś pozycje na temat proroczych snów.
Dobrze wiedzieć, że mam przyjaciół, na których mogę polegać. Potrzebuję tych pozycji tak szybko, jak się da. Jak sądzisz, mogłabyś wejść jutro do biblioteki i wynieść stamtąd parę tomów? Przynieś je ze sobą albo przekaż Ronowi, jak będzie tu schodził. Wielkie dzięki, Hermiono. Naprawdę wielkie dzięki.
Pozdrawiam,
Harry
PS. Draco powiedział, że jesteś ładna.
Harry schował list do koperty i podsunął ją Ronowi. Po chwili stwierdził, że może powinien wymazać ten fragment o Draco. Na koniec wzruszył ramionami. Wierzył, że Ron nie będzie próbował czytać jego korespondencji, zaś co do Hermiony, to z pewnością właściwie zrozumie ten dopisek. Nie będzie myślała, że Draco się w niej zakochał czy coś w tym guście. Harry sam nie wiedział, czemu to napisał. Może chciał udowodnić, że Ślizgon nie jest aż tak uprzedzony, jak to okazywał.
Gryfon odchrząknął i wyszeptał do Rona:
- Możesz oddać to dzisiaj Hermionie?
Zanim rudzielec odpowiedział, wtrącił się Snape.
- A zatem panna Granger udziela ci korepetycji z zakresu ruchów retrogradujących planet, czyż nie tak, Harry? - wycedził ironicznie.
Chłopak wywrócił oczami.
- To jest list.
- Masz skłonność do zajmowania się korespondencją w najmniej ku temu odpowiednich momentach.
- Napiszę ten esej rano. I tak oddajemy go dopiero w piątek. Dzisiaj nie mam nastroju na pisanie wypracowań - odparł Harry i posłał ojcu znaczące spojrzenie.
Snape, zdaje się, zrozumiał przesłanie.
- Może więc zagramy w szachy?
- Pewnie.
Harry zdjął szachy z półki i zaczął trącać figury palcem, żeby się obudziły. Biała królowa ziewnęła i oparła głowę z powrotem na rękach, jednak kiedy Snape spiorunował ją wzrokiem, szybko się ożywiła.
Ron udawał, że ich ignoruje. Harry jednak widział, że obserwuje grę kątem oka. Kiedy Harry po raz pierwszy poruszył skoczkiem, Ron się skrzywił. Kiedy zrobił ruch wieżą, rudzielec głośno jęknął. W oczach Snape'a błysnęło rozbawienie.
Kiedy rozgrywka się zakończyła – oczywiście wygraną nauczyciela – Mistrz Eliksirów zwrócił się do Rona:
- Panie Weasley, uważa pan, że poradziłby sobie lepiej?
Ron zerknął na niego sponad pergaminu z zaskoczoną miną, po czym omiótł szachownicę wzrokiem i w milczeniu skinął głową.
- Mógłby to pan zademonstrować? - zapytał Snape.
Gryfon wyglądał, jakby bardzo go kusiło. Bez wątpienia przebiegła mu przez głowę myśl, jak wspaniale byłoby pokonać znienawidzonego profesora.
- Nie, dziękuję. Muszę to skończyć, a czeka na mnie jeszcze mnóstwo pracy domowej – odparł.
- Może innym razem – odrzekł uprzejmie Snape i zasiadł z powrotem na sofie, gdzie zaczął przeglądać jakieś czasopismo o eliksirach.
- Nie zapomnij oddać Hermionie listu – przypomniał Harry Ronowi. Potem wziął podręcznik do astronomii, usiadł obok ojca i razem czytali w ciszy.
Następnego dnia w południe, kiedy Draco warzył coś w pracowni, wygasły kominek w salonie nagle ożył. Harry podskoczył w miejscu, strącając ze stołu swoje wypracowanie z astronomii.
Spojrzał w stronę szmaragdowych płomieni, spodziewając się, że zobaczy Snape'a. Nauczyciel rzadko kontaktował się z nimi w ciągu dnia, ale takie okazje się zdarzały. Jednak twarz, która ukazała się w ogniu, nie należała do Mistrza Eliksirów.
- Harry, mógłbyś zafiukać do mojego gabinetu na małą pogawędkę? - zapytał Albus Dumbledore, bez swojego zwykłego uśmiechu.
Chłopak był w szoku, że go w ogóle zaproszono. Dyrektor unikał go już od dłuższego czasu. Po chwili Harry przypomniał sobie, jak się poparzył podczas rozmowy z Hagridem i odruchowo postąpił krok w tył.
Dumbledore miał zniecierpliwioną minę.
- Proszę cię, Harry – naciskał dość surowo. - Muszę natychmiast z tobą porozmawiać.
Gryfon zamrugał.
- Proszę pana, może by pan zafiukał tu do nas na dół.
- Wolałbym przedyskutować tę kwestię w zaciszu mojego gabinetu.
Tę kwestię? To nie brzmiało jak zwykła towarzyska pogawędka. Raczej, jakby Harry znalazł się w tarapatach.
Dyrektor westchnął.
- Harry, czy mam tam zafiukać i zabrać cię ze sobą? Wiem, że masz pewne obawy związane z podróżowaniem tą drogą.
Kiedy chłopak to usłyszał, przez chwilę stał jak wryty. Wiedział, że nie powinien dłużej bać się płomieni. Przed świętami fiukali już razem ze Snape'em. Wprawdzie podczas rozmowy z Hagridem Harry się poparzył, ale ojciec uprzytomnił mu, że podróż wymaga mniej mocy niż rozmowa. Zatem Harry powinien bez problemu skorzystać z sieci.
Musiał tylko się na to zdecydować. Wziąć odpowiedzialność za siebie. Co innego mu pozostawało? Odwlekać to tak długo, aż Snape się nie zniecierpliwi i nie wepchnie go do kominka? Harry wiedział, że jeśli jego ojciec będzie przekonany, że to jest najlepsze wyjście, zrobi to bez chwili wahania.
Gryfon już sobie wyobrażał, jaka awantura by wtedy wybuchła. Lepiej do tego nie dopuszczać. Najwyższy czas, by sam pokonał swoje lęki.
- Już idę, profesorze – powiedział. Przez głowę przemknęła mu myśl, by wejść do pracowni i poinformować Draco o swoich zamiarach. Stwierdził jednak, że denerwuje się wystarczająco i bez publiczności. Oczywiście nie zamierzał tak po prostu zniknąć, więc wziął szczyptę proszku, podszedł do paleniska i zawołał:
- Draco, idę zafiukać do dyrektora.
W odpowiedzi usłyszał jakieś niewyraźne słowa. Cisnął proszek w ogień i zawołał:
- Gabinet profesora Dumbledore'a!
Płomienie buchnęły wyżej, a Harry poczuł, że jest wsysany w głąb. Przed oczami przemykały mu różne miejsca podłączone do sieci Fiuu, po czym na koniec znalazł się w kominku dyrektora. Usiadł na obmurowaniu i z gwałtownym śmiechem strzepnął sadzę z koszulki. Wiedział, że zachowuje się dziwnie, ale powodem nie była podróż. Po prostu był szczęśliwy.
Udało mu się! Zrobił to sam!
I wcale się nie poparzył!
Dumbledore wstał zza biurka, podszedł do kominka i podał chłopakowi rękę. Harry podniósł się, zaskoczony siłą uścisku dłoni starego czarodzieja. Dyrektor może i wyglądał na kruchego i wiekowego, ale biada temu, kto dał się na to nabrać. Gryfon skończył się otrzepywać i zasiadł w wygodnym, wyściełanym krześle. Dumbledore podsunął mu paterę z dropsami i Harry wziął jednego.
- A zatem – zagaił dyrektor, z westchnieniem sadowiąc się w swoim fotelu – zorientowałeś się już, jak sądzę, czemu powinniśmy porozmawiać.
Dumbledore przechodzi od razu do rzeczy? Harry spodziewał się raczej kilkuminutowej pogawędki o niczym nad filiżanką herbaty. Tak czy inaczej, nie miał pojęcia, czemu go wezwano.
- Eee, pomyślał pan, że musimy nadrobić zaległości?
- Harry – odrzekł dyrektor karcąco. - Doprawdy.
- Co takiego?
- Ile razy ci mówiłem, że możesz przyjść do mnie z każdym problemem?
Chłopak wziął głęboki oddech.
- Profesorze, nie wiem, czemu chciał pan się ze mną zobaczyć. Naprawdę.
- Aha. - Dumbledore zadumał się i zerknął na Harry'ego sponad swoich okularów-połówek. - Pewna uczennica, prefekt Gryffindoru, została przyłapana na przeszukiwaniu bez pozwolenia Działu Ksiąg Zakazanych. Czy to ci coś mówi?
O nie. Chłopak uśmiechnął się z wysiłkiem i próbował robić dobrą minę do złej gry, ale wiedział, że już za późno. Sprawa była interesująca, gdyż był pewien, że nawet jeśli Hermiona zostałaby złapana na gorącym uczynku, przyjęłaby całą winę na siebie. Nigdy by nie wydała przyjaciela.
Teraz Harry musiał ją ratować. Doprawdy, czasami ciężko było być Gryfonem.
- Proszę jej nie winić – powiedział, kładąc dłonie na biurku. - To ja ją o to poprosiłem. To nie jej wina. Ale... skąd pan wiedział, że jestem w to wplątany?
Dyrektor spojrzał na niego z ukosa.
- Zebrała książki z pewnej konkretnej dziedziny, co było wysoce podejrzane. Zaś z tego, co wiem, w ostatnich czasach mamy w Hogwarcie tylko jednego ucznia, któremu zdarzyło się śnić prorocze sny.
- Severus... eee, to znaczy profesor Snape opowiedział panu o moich snach?
Dumbledore uśmiechnął się.
- Wiem, Harry, że kiedyś ciągle cię ganiłem za brak szacunku wobec niego. Teraz jednak, kiedy został twoim ojcem, możesz jak najbardziej nazywać go po imieniu. A tak przy okazji, jak się między wami układa? Wszystko w porządku?
Aha, teraz znowu jakieś pogaduszki o błahostkach.
- Super, wszystko gra – odparł Harry, pomijając milczeniem ostatnią kłótnię z ojcem.
Jak się okazało, Dumbledore wcale nie zamierzał prowadzić pustych pogaduszek. Dążył prosto do sedna sprawy.
- Skoro tak, to dlaczego poprosiłeś pannę Granger o przeszmuglowanie dla ciebie książek z Działu Ksiąg Zakazanych? Jestem pewien, że Severus mógłby przynieść ci je od razu.
- Eee... - Harry nie bardzo wiedział, jakiej udzielić odpowiedzi. - Potrzebowałem zdobyć odpowiedź na parę pytań – wymamrotał. - Przeczytałem książki z działu ogólnego, ale niespecjalnie mi pomogły. Wydawało się więc logiczne, by...
- Nie skierowałeś się z tymi pytaniami do ojca?
- No cóż, zważywszy, że z wróżbiarstwa dostał Trolla, to raczej nie.
Kolejny ciepły uśmiech.
- Widzę, że sporo ze sobą rozmawialiście. Dobrze to słyszeć. Jednak co do twoich snów, Harry, być może ja mógłbym odpowiedzieć na twoje pytania?
- W zasadzie chodzi mi o jedno – przyznał Gryfon. - Kiedyś pytałem już o to Severusa, ale nie udzielił mi odpowiedzi. Może pan będzie w stanie to zrobić. Czy prorocze sny zawsze muszą się spełnić?
Dyrektor poprawił sobie okulary i wsunął do ust cytrynowego dropsa.
- Cóż, gdyby tak się nie działo, nie byłyby prorocze.
- Też tak myślałem – odrzekł Harry. - Ale chodzi o to, że... Coś miało stać się faktem, ale mój sen temu zapobiegnie. Na przykład: śniłem, że zginę, spadając z miotły. Przestanę więc w ogóle latać. Czy nie można zmienić w ten sposób przyszłości?
Głos Dumbledore'a stał się bardzo poważny.
- Harry, czy w swoich snach widziałeś czyjąś śmierć?
- Nie, wcale nie. To tylko taki przykład.
- Na pewno?
- Na pewno. Czegoś takiego bym nie ukrywał.
- Mam taką nadzieję – odparł starzec surowo. - Muszę jednak stwierdzić, Harry, że dzieje się tu coś niepokojącego. Wcześniej na Grimmauld Place nie wahałeś się przed opowiedzeniem Lupinowi o swoich snach. Teraz jednak... Twoje poszukiwania świadczą, że miałeś prawdopodobnie więcej takich snów, które najwyraźniej cię w jakiś sposób zmartwiły. Mimo to z nikim na ten temat nie rozmawiałeś, zgadza się?
- Owszem – przyznał chłopak powoli.
- Harry... - Dumbledore zamilkł, po czym kontynuował łagodnym tonem: - Obawiam się, że twoje sny nie są już tylko twoją własnością. W razie, gdyby dotykały jakiejkolwiek kwestii związanej z Voldemortem, wojną lub Zakonem... nie wolno ci zatrzymywać ich dla siebie.
Gryfon wiedział od lat, że jego życie jest własnością ogółu. Może właśnie dlatego lubił Severusa – Mistrz Eliksirów nie patrzył na niego jako na bohatera, którego jedynym zadaniem było ratowanie świata.
Harry westchnął.
- Moje sny nie tyczyły się żadnej z tych spraw.
Dumbledore pogłaskał się po brodzie i łagodnie zapytał:
- Czy przed Samhain nie uważałeś tak samo? Nawet jeśli nie zdawałeś sobie z tego sprawy, twoje sny sygnalizowały wydarzenia związane bezpośrednio z Voldemortem. Jak możesz być pewien, że teraz tak nie jest?
- Nie mówimy o snach, tylko o jednym śnie, panie profesorze – poprawił Harry. - Pierwszym śnie od wielu miesięcy.
- Jednak nie wspomniałeś o nim Severusowi? Ani słowa?
Gryfon odwrócił wzrok i pokręcił głową.
- Mój chłopcze... powinieneś się nad tym zastanowić.
- Zastanawiałem się – przyznał Harry. - I to długo.
- Skoro po adopcji wszystko się tak dobrze układa, to czemu się wahasz?
Chłopak nie wiedział, co odpowiedzieć. Nie chciał dzielić się z dyrektorem prawdziwymi powodami swojego milczenia. Oczywiście, że wolałby wyznać ojcu prawdę. Nie czuł się dobrze, ukrywając coś przed nim. Jednakże... świadomość, że czeka ich rozwiązanie adopcji, była bardzo dużym obciążeniem. Harry wolałby o tym w ogóle nie wiedzieć. Jedyną nadzieję pokładał w tym, że prorocze sny być może się czasami nie sprawdzały.
Dumbledore potrząsnął głową.
- Harry, jestem zmuszony nalegać, być porozmawiał z jakimś członkiem Zakonu, skoro nie chcesz podejmować tego tematu z Severusem. Być może Artur Weasley...
- Nie – wyrzucił Harry od razu, wchodząc dyrektorowi w słowo. Wolał sobie nie wyobrażać, jak poczułby się jego ojciec, gdyby dowiedział się, że Harry poszedł do kogoś innego z tak ważną sprawą. - Proszę pana, jestem absolutnie pewien, że Zakon nie ma z tym nic wspólnego. To sprawa osobista. Nie chcę robić burzy w szklance wody. Po prostu potrzebuję odpowiedzi na pytanie.
- Jeśli prorocze sny są w istocie przepowiedniami – powiedział Dumbledore, kiwając głową z powagą – to obawiam się, Harry, że zawsze będą się spełniać.
Chłopak zmarszczył brwi.
- Skoro tak, to dlaczego tak bardzo starał się pan zmienić mnie w jakiegoś zbawcę czarodziejów? Znaczy, robił pan wszystko, za wyjątkiem uczenia mnie prawdziwej walki...
- Porozmawiam o tym z Severusem, gdy tylko odzyskasz magię – odrzekł dyrektor.
Harry skrzywił się. Było wiele rzeczy, które wolałby robić zamiast pojedynkować się z ojcem. Istniało ku temu kilka powodów. Cóż, może Snape zgodzi się mu doradzać, gdy będzie ćwiczył z Draco. Tak byłoby o wiele lepiej.
- Po co zadawać sobie tyle kłopotu? - zapytał. - Skoro przyszłość jest już ustalona, po co się starać?
- W twoim przypadku ma to duże znaczenie, Harry. Żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje. Przepowiednia mówi, że przyszłość może się potoczyć dwoma torami.
- Dobra, już rozumiem – mruknął Gryfon. - Czy jednak nie jest to dziwne? Przecież w tej chwili obaj żyjemy.
- Cóż, przepowiednie trudno się interpretuje – zgodził się Dumbledore. - To jeszcze jeden powód, dla którego nie powinieneś zachowywać swojego snu tylko dla siebie. Harry, porozmawiaj z Severusem.
Chłopak wiedział, że stary czarodziej nie popuści.
- Powiem mu – odrzekł. Zdał sobie sprawę, że to, co go dotąd powstrzymywało, było w istocie związane ze snem. Czemu miałby niepokoić Severusa, skoro sen mógł się nie spełnić?
Jednak teraz wiedział, że tak się nie stanie... a przynajmniej Dumbledore tak uważał. A kiedy szło o wiedzę, to nikt nie miał jej więcej niż dyrektor. Rozwiązanie adopcji było już zatem pewne – tak po prostu.
A skoro tak, Harry nie powinien ukrywać tego przed Severusem. Przed Samhain właśnie świadomość tego, co się będzie działo, dała chłopakowi determinację i siłę. Teraz musiało być tak samo. Jego ojciec zasługiwał na to, by przygotować się na bieg zdarzeń. Nawet jeśli będą musieli rozwiązać adopcję, to nadal pozostaną ojcem i synem... czyż nie? Wciąż będzie miał swój pokój w mieszkaniu Snape'a, wciąż będzie tam mile widziany...
Czy aby na pewno? - odezwał się cichy, dokuczliwy głosik w jego głowie. - Może pakowałem się, bo miało się stać coś dziwnego. Na przykład mój dalszy pobyt u niego zakończyłby się dla niego Azkabanem, czy coś w tym stylu... Nie bardzo rozumiem, jak mogłoby do tego dojść, ale co, jeśli tak by się stało? Magourzędniczka mówiła przecież o tym, że spotykają się w „strasznych okolicznościach”. Jeśli przeze mnie miałoby mu się coś stać, to wolałbym wyjechać i już nigdy się z nim nie zobaczyć. Adopcja byłaby wtedy ostatnią rzeczą, którą bym się przejmował.
Harry nie wątpił, że w każdych okolicznościach Snape pozostałby dla niego ojcem, a on dla Snape'a synem, ale to mogło nie wystarczyć. Nie straciłby wprawdzie ojca, ale mógłby go więcej nie widywać, zważywszy na to, w jakim świecie żyli.
Voldemort... Knot i jego banda imbecyli... Azkaban... Wielu czarodziejów, którzy nigdy nie zrozumieją, że Mroczny Znak na ramieniu Snape'a nie świadczy dłużej o tym, kim on naprawdę jest... A Harry był w końcu Harrym Potterem, Chłopcem, Którzy Przeżył, By Należeć Do Wszystkich Za Wyjątkiem Siebie. Doprawdy, zbyt wiele było rzeczy, które mogły stanąć pomiędzy nimi.
Niepewność chłopaka musiała się odbić na jego twarzy, bo Dumbledore najwyraźniej nie uwierzył jego słowom.
- Przejdźmy teraz do innych kwestii – oznajmił oficjalnym tonem. - Jako że popchnąłeś pannę Granger do złamania regulaminu, przez co swoją drogą utraciła dostęp do Działu Ksiąg Zakazanych, muszę poinformować opiekuna twojego domu. Teraz masz oczywiście dwóch opiekunów. Jak sądzę, będą musieli omówić sprawę ewentualnych konsekwencji.
- A pan się już upewni, że Severus dowie się, o jakie książki prosiłem Hermionę – dodał Harry. - A on mnie wtedy zapyta, czemu nie rozmawiałem z nim o moim proroczym śnie! Doprawdy, czy pan przypadkiem nie był w Slytherinie?
- Och, wszyscy mamy w sobie coś ze Ślizgona – przyznał dyrektor beztroskim tonem.
- A i owszem – odparł Harry sucho. Różne myśli przemknęły mu przez głowę i stwierdził, że spróbuje wygrać tutaj coś dla siebie. Przecież i tak miał zamiar powiedzieć Snape'owi o śnie. - Proszę pana, a może się dogadamy? Co pan na to, żeby Hermiona odzyskała dostęp do Działu Ksiąg Zakazanych, nie ponosząc konsekwencji za złamanie regulaminu. Ja za to zrobię jak pan sobie życzy i porozmawiam z ojcem o moim śnie.
- Porozmawiasz z nim tak czy inaczej – oświadczył Dumbledore łagodnie. - Nie masz wyboru.
- Owszem, jednak jeśli zgodzi się pan na moją propozycję, będę do pana dużo lepiej nastawiony – odparł Harry słodko. Kiedy dyrektor nie odpowiedział, chłopak przybrał kwaśny ton. - No doprawdy! Pozwalał mi pan przecież łamać dziesiątki punktów regulaminu! Zachęcał mnie pan do tego, bym łamał je, o ile mam słuszny powód. Teraz jest tak samo.
- Ukrywanie czegoś przed ojcem kwalifikuje się jako słuszny powód?
- Nie, ale próby samodzielnego zrozumienia mojego stanu bez narzucania się wszystkim wokoło już tak! - odparował Gryfon. - Bardzo pana proszę.
- No cóż... - Dumbledore posłał chłopakowi jeden ze swoich najbardziej anielskich uśmiechów. - Mamy szczęście, że nie rozmawiałem jeszcze z Minerwą.
Harry'emu prawie wymknęło się: „Mój tyłek uratowany”. Zamiast tego powiedział jednak:
- Dziękuję panu.
Dyrektor otaksował go wzrokiem, tym razem już bez uśmiechu.
- Harry, prorocze sny nigdy nie są błahe – oznajmił z surowym wyrazem twarzy. - Widziałeś coś znaczącego, coś co najprawdopodobniej tyczy się spraw, o których należy poinformować Zakon. Koniecznie porozmawiaj o tym z ojcem.
Gryfon kiwnął głową. Ostatnie dwa słowa zwróciły mu na coś uwagę.
- Kiedy przyszliśmy tu z Severusem, by wypełniać papiery adopcyjne, wydawało mi się... sprawiał pan wrażenie, jakby nie chciał pan tej adopcji. Teraz jednak nazywa go pan moim ojcem, więc chyba już panu przeszło?
Dumbledore strzelił palcami i na jego biurku pojawił się imbryczek z herbatą, talerz kanapek z ogórkiem i rzeżuchą i mała paterka z maślanymi ciastkami przyprószonymi cukrem-pudrem. Dyrektor nalał herbaty i gestem wskazał Harry'emu, by ten się poczęstował.
- Zdaje mi się, że Severus nie wspomniał ci, iż raz lub dwa razy w tygodniu spotykamy się na herbacie?
- Słusznie się panu zdaje – odparł Harry.
- Uhm. - Stary czarodziej wsunął sobie ciastko do ust. - Lubię być na bieżąco w sprawach kadry. Zaś co do Severusa... - Dyrektor uśmiechnął się. - Nie mogę nie pytać o to, jak ci się wiedzie, i tak od słowa do słowa... Wszedł w rolę ojca, jakby nigdy w życiu nic innego nie robił, prawda? Powinienem wcześniej zdać sobie z tego sprawę. Zawsze był jednym z najbardziej sumiennych opiekunów domu.
Harry zastanowił się nad tym przez chwilę. Może wieloletnia opieka nad Slytherinem rzeczywiście nauczyła Snape'a wielu rzeczy.
- Hmmm – mruknął, nie wiedząc, co powiedzieć. - Wie pan, zdarzają się nam wzloty i upadki...
- To najnormalniejsza rzecz pod słońcem, mój chłopcze.
- Pewnie – potwierdził Harry. - Chodzi jednak o to, że to weszło u niego w nawyk – reaguje na różne rzeczy jak opiekun domu. Może mógłby mu pan uświadomić, że nie zachowuje się jak ojciec, kiedy odbiera mi punkty za coś, co w zasadzie jest sprawą czysto rodzinną.
- Może ty powinieneś o tym wspomnieć – odrzekł Dumbledore łagodnie.
- Ależ próbowałem, proszę mi wierzyć. Chyba jednak to do niego nie dotarło.
Dyrektor kiwnął głową z powagą.
- Porozmawiam z nim o tym. Chyba jednak wiesz o tym, że Severus odgadnie, iż to ty podsunąłeś mi tę myśl.
Harry wysączył łyk herbaty, żeby ukryć uśmiech.
- Wszystko w porządku.
Dumbledore chciał coś odpowiedzieć, ale przerwał mu trzask dobiegający od strony kominka. Płomienie podskoczyły do góry, kiedy uaktywniła się sieć Fiuu. Z paleniska chwiejnym krokiem wybiegł Snape w rozwianych szatach, rozsypując dookoła popiół.
- Harry gdzieś zniknął! - wykrzyknął, zanim jeszcze przestąpił obmurowanie kominka. Potknął się o nie, jakby nogi odmawiały mu posłuszeństwa.
- Nie, wcale nie – odparł Harry i wstał z krzesła, żeby ojciec go zobaczył.
Mistrz Eliksirów otworzył usta, a w jego oczach błysnęła nieopisana ulga. Przez jedną chwilę w komnacie zaległa absolutna cisza. Po chwili wyjąkał coś, co było kompletnie niedorzeczne.
- A, tutaj jesteś.
- No, tak – odrzekł Gryfon uspokajającym tonem, mając wrażenie, że jego ojciec nie otrząsnął się jeszcze z szoku. - Profesor Dumbledore zaprosił mnie na herbatę...
W mgnieniu oka Snape ruszył w jego kierunku i przyciągnął chłopaka do siebie. Objął go tak mocno, jakby chciał go udusić. Zanim Harry zdążył zareagować, Mistrz Eliksirów odepchnął go na odległość wyciągniętych ramion i potrząsnął nim mocno, krzycząc:
- Jesteś doprawdy najbardziej bezmyślnym dzieckiem, jakie kiedykolwiek znałem! Draco niemal stracił głowę ze zmartwienia...
Dumbledore położył rękę na dłoni Snape'a i ten przestał potrząsać synem.
- Tylko Draco, Severusie?
Snape naburmuszył się i gwałtownie cofnął się o krok, krzyżując ramiona na piersi.
- Doprawdy, byłem słusznie zatroskany idiotyczną decyzją tego dzieciaka, by wy...
Margaret_Lengyel