Multiplikacje.doc

(97 KB) Pobierz


"Multiplikacje"


Multiplikacje, (2004) - dramat jednoaktowy.


Autor: Grzegorz Górski

Tytuł: Multiplikacje – dramat jednoaktowy

(Inspiracją do napisania tej sztuki stał się wiersz Anity Simonjetz pod tytułem „Multiplikacja”. W sztuce wykorzystano obszerne fragmenty wiersza za zgodą autorki.)

(Pokazana jest tylko dość wąska, przednia część sceny oddzielona od pozostałej, tylnej części, opuszczoną ścianą w szaroniebieskim kolorze. Na ścianie duże, widoczne dla publiczności, obrazy Paul Delvaux”The break of day”, The Village of the Mermaids, The awakening of the forest”. Pod ścianą po prawej jedno, po lewej dwa krzesła, na nich siedzą pacjentki w identycznych pidżamach, z łysymi głowami-po chemioterapii, twarze szaroniebieskie ledwo odcinają się od tylnej ściany. Po lewej pusta ściana z otwartym, wyciętym łukowato przejściem. Po prawej  poruszane wiatrem białe firany. Przed dwoma krzesłami mały stolik z gazetami. Światło przyćmione, poza dobrze oświetlonymi punktowo obrazami. Na podłodze sceny przesuwa się i kłębi mgła. Scena przedstawia sen. W scenie tej cały czas słychać z offu  szepty, słowa wypowiadane w różnych językach, z wyraźnym echem – jak rozmowa w zaświatach)

 

Scena 1

Kobieta1: (wstaje, podchodzi do obrazu „The break of day”, przygląda się mu)
Dlaczego one mają włosy?

Kobieta2: (nie odwraca głowy, mówi przed siebie)
Widocznie nie są jeszcze po chemii.

Kobieta3:
Ale będą, wszystkie kiedyś będą, wszystkie! Jesteśmy tylko statystyką przypadków, pomyłek nieomylnego.

Kobieta2:
Nie bądź taka zgorzkniała.

Kobieta3:
To nie gorycz. To słodycz akceptacji. Zrozumiałam jego grę.

Kobieta1: (wpatrzona w obraz)
Identyczne.

Kobieta3:
Powielił w miliony niewypolerowane klejnoty.

Kobieta2: (wstaje, patrzy na obraz „The Village of the Mermaids”)
Siedzą, czekają na swoją kolej.

Kobieta3:
Całkiem jak my. Świat nic a nic się nie zmienia.

Kobieta1: (wpatrzona w obraz)
Tylko .....
paul boi się morza ...

Głos z offu: (słychać wyraźnie)
i dlatego
zamknął na skobel wstążki studnię pełną kryształów
o turkusowej poświacie a może to
było tylko potłuczone lustro
tnące ostrymi brzegami jedwabną skórę nocy
zniknęło w soli w piasku ostatnie odbicie

Kobieta1: (wpatrzona w obraz)
paul szlocha albo bezsilnie złorzeczy

Głos z offu: (słychać wyraźnie)
w samotność tchnie oddech farby i ludzki mechanizm

(z prawej wchodzi mężczyzna, grając na flecie prowadzi za sobą kilka, ubranych identycznie jak postacie na scenie, bezwłosych kobiet. Poruszają się jak zahipnotyzowane. Kobieta 1,2 i 3 dołączają do nich, schodzą ze sceny na lewo. Zza szaroniebieskiej ściany słychać narastający krzyk kobiecy. Miesza się on z powtarzanym z offu głosem)

Głos z offu: (coraz głośniej)
w samotność tchnie oddech farby i ludzki mechanizm

Scena 2

 

(unosi się szaroniebieska ściana. Scena w głębi przedstawia pokój, elegancko umeblowany. Drzwi z tyłu na środku, biblioteczki, obrazy, kwiaty. Po prawej komputer z przesuwającym się po ekranie barwnym” screensaverem”. Po lewej sofa. Obok sofy stolik a na nim telefon. Na sofie siedzi krzycząca kobieta=Julia. Obudziła się właśnie ze snu, koc zsunięty częściowo na podłodze, okulary nierówno zawieszone na twarzy, spadająca w tym momencie książka. Przestaje krzyczeć, poprawia okulary, włosy, oddycha głęboko. Nad jej głową na ścianie oświetlony mała lampką obraz Henri Rousseau Surprise”. Na ścianie po prawej także oświetlony taką samą lampką obraz tego samego autora Horse Attacked by a Jaguar”. W innych miejscach widać wyraźne ślady po wiszących kiedyś obrazach. Lampki oświatlają puste prostąkąty po trzech obrazach.)

(Julia podchodzi do przodu sceny, sprawia wrażenie, że jest jej zimno, otula się własnymi rękami)

Julia:
Znowu ta mgła. Nie zamknęłam drzwi na taras. (podchodzi na prawo odsuwa wiszącą firanę, słychać zamykanie oszklonych drzwi na taras. Julia znowu ma dreszcze. Przez środkowe drzwi z tyłu wchodzi Iwona)

Iwona:
Co u ciebie? Wpadłam na moment w drodze do sklepu. Co, zimno ci?

Julia:
Zasnęłam nad książką. Miałam dziwny sen. Nie wiem dlaczego obudziłam się z krzykiem. Choć nie było w nim nic strasznego.

Iwona: (podchodzi do barku)
Zrobić ci drinka? Masz mleczko kokosowe?

Julia:
W lodówce.

Iwona:
Piłam (Iwona otwiera lodówkę pod barkiem) taki na bardzo dystyngowanym przyjęciu. Nawet mi smakował, ma coś w sobie. Gładko idzie i podobno łagodzi obyczaje (podchodzi do Julii z kileliszkiem) i znosi wszelki opory ciała!

Julia: (upija łyczek)
Smakuje jak olejek do opalania.

Iwona:
Takie pija się w wyższych sferach.

Julia:
Gratulacje. Wypijesz dwa kieliszki i możesz iść na plażę opalać się cały dzień. Skóra nie schodzi. Medal za wynalazek.

Iwona: (podchodzi do komputera)
Sprawdzę swoją pocztę, OK? (siada przy komputerze i loguje się)

Julia: (podchodzi do sofy, poprawia koc,siada na sofie, podnosi książkę, przygląda się jej)
Znowu nie dzwonili. (patrzy na telefon, kładzie na nim rękę) Martwię się o Krzysztofa.

Iwona: (stukając na komputerze, bez odwracania głowy)
Przecież mówili, że to kwestia znalezienia dawcy.

Julia:
Jak dotąd nie mogli go znaleźć. Krzysztof ma jakieś rzadkie antygeny HLA. Teraz ten sen ...

Iwona:
Znajdą. Tyle razy wałkowałaś ten temat. Znajdą. Kwestia czasu.

Julia:
Którego nie ma.

(na komputerze włącza się muzyka)
Julia:
Co to?

Iwona:
Mój cyberprzestrzenny amant przysłał mi w załączniku razem z dość niecną propozycją. (czyta z ekranu, mówi do siebie) Jaki tajemniczy.... tak, ... chciałbyś ... już lecę....

Julia:
Ty dalej swoje. Kim on jest?

Iwona:
Nie wiem. On także nic o mnie nie wie. Otworzyłam skrzynkę mailową na lipne nazwisko teraz mogę sobie pofantazjować. Tego mi brakowało w tym sflaczałym życiu.

Julia:
I nie wiesz gdzie on jest?

Iwona:
Może być w Afryce, może w Australii, a może to mój sąsiad z naprzeciwka. (Iwona wylogowuje się, wstaje od komputera) Na codzień pewno nieszczęśliwy w małżeństwie, ale jak siądzie do komputera (zatrzymuje się przy obrazie „Horse Attacked by a Jaguar”) staje się lwem salonowym, (gładzi obraz) gorącym kochankiem, wyrafinowanym oprawcą, ale wie o tym tylko on ....(podchodzi do Julii)  no i cały jego anonimowy świat. Co czytasz?

Julia: (otwiera książkę, czyta)
w szarości zbiegłego jak złoczyńca zmierzchu
napięły łuki brwi arkady sennego miasteczka
kobiety niebieskie kserokopie gładkie jak futro foki
syreny złe siostry o za dużych stopach
i wszystkie mają takie same oczy

Iwona: (podnosi kieliszek Julii)
Nic dziwnego, że potem masz sny. Nie będziesz już piła.

(Julia zaprzecza ruchem głowy. Iwona wypija z jej kieliszka)

Julia:
Takie same oczy, kserokopie... klony.

Iwona: (szybko podchodzi do Julii)
Ty chyba tego nie zrobiłaś?

(Julia milczy)

Iwona:
Powiedz, że tego nie zrobiłaś.

Julia:
Nie miałam wyjścia.

Iwona: (zdenerwowana)
Zwariowałaś! (opamiętuje się) Przepraszam, nie powinnam ciebie osądzać, sama nie wiem jak bym postąpiła na twoim miejscu.

Julia:
Nawymyślaj mi.

Iwona:
Nie, nie chciałam. (idzie szybko w kierunku barku) Muszę się napić. (nalewa, wypija, zastanawia się, milczy)

Julia: (po chwili milczenia)
No, powiedz coś. Zrównaj mnie z błotem, tylko nie milcz.

Iwona:
Słowo stało się ciałem.

Julia: (ze złością)
Przestań.

(środkowymi drzwiami wchodzi Krzysztof. Widać, że jest chory. Brak włosów na głowie, szaroblada twarz.)

Krzysztof: (mówi z trudem)
Witam panie. Dzwonili z kliniki?

Julia:
Nie, nie dzwonili, może jutro. Cały czas siedzę przy telefonie.

(Iwona chce coś powiedzieć, ale rezygnuje, odwraca głowę)

Julia: (do Krzysztofa)
Jak się dzisiaj czujesz?

Krzysztof:
Bosko. Całkiem bosko.... pójdę się położyć (wychodzi)

(Iwona patrzy ze zdziwieniam na Julię)

Julia:
On nic nie wie i chciałabym, ....żeby nigdy się nie dowiedział.

Iwona:
Nie może się nie dowiedzieć.

Julia:
Zabiję cię jak mu powiesz. Nie chcę widzieć potem, do końca życia, jego wdzięczności.

(Julia siedzi na sofie wpatrzona w telefon)

Iwona:
Albo nienawiści.

Scena 3

 

(Opuszczona zostaje ściana z obrazami. Tym razem przód sceny jest dobrze oświetlony, bez punktowego światła na obrazy. Z lewej, sunąc nogami wchodzi Krzysztof. W scenie tej nie ma tajemniczości snu, ani głosów z offu)

Krzysztof: (wpatruje się w pierwszy obraz)
Musiał ją bardzo kochać ... (podchodzi do kolejnego obrazu) aby obdarzyć tą samą twarzą całe miasto kobiet. (dotyka ręką płótna obrazu. W tym momencie wchodzi z prawej kobieta – niska, w szarym fartuchu. W rękach trzyma robótkę na drutach)

Kobieta w szarym fartuchu:
Proszę nie dotykać eksponatów. (siada na krześle, zaczyna robótkę) To, że zapłacił bilet nie znaczy, że wszystko może. Gdyby każdy tak macał, to by już ich nie było.

Krzysztof: (nie zwraca na nią uwagi)
W ilu oczach jest moja twarz? (przykłada twarz do obrazu)

Kobieta w szarym fartuchu: (unosi się z krzesła)
Bo wezwę strażnika.

Krzysztof:
Czy jest tu jakieś lustro?

Kobieta w szarym fartuchu:
W ubikacji. Co, źle się czuje. Niech idzie na pole. Tutaj przychodzą takie, co wiedzą na co patrzeć. Niech idzie.

Krzysztof:
Chciałbym już odejść.

(Z prawej wchodzi Iwona, jest bardzo ekstrawagancko ubrana, w mini i wydekoltowana, podchodzi do Krzysztofa. Kobieta w szarym fartuchu obrzuca ją pogardliwym spojrzeniam, siada na krześle i zajmuje się robótką)

Iwona:
Co tu robisz?

Krzysztof: (pokazuje gestem obrazy)
Podobno nie umiem patrzeć, więc .... smakuję, wczuwam się, wącham ....

Kobieta w szarym fartuchu:
Byle nie macał. (znowu obrzuca spojrzeniem Iwonę)

Krzysztof:
On przeżywa w nieskończoność tą pierwszą, a może jedyną miłość.

Iwona:
Jak się czujesz?

Krzysztof:
Myślisz, że to sprawiedliwe?

Iwona:
Normalne. Ich już nie ma, przynajmniej dla niego. Są obojętne.

Krzysztof:
A ja?

Iwona:
Dzwonili z kliniki?

Krzysztof:
Nie. Co tu robisz?

Iwona:
Mam się z kimś spotkać. A może to ty jesteś tym tajemniczym nieznajomym? Czekasz na kogoś?

Krzysztof: (śmieje się, śmiech przechodzi w kaszel)
Na dawcę.

Iwona: (całuje go w policzek. Kobieta w szarym fartuchu, spogląda na nich, mruczy  pod nosem  niezrozumiale jakieś przekleństwa)
Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Muszę lecieć, może on jest w innej sali.

Krzysztof:
Jak go poznasz?

Iwona:
To on ma mnie poznać. (wychodzi na prawo. Kobieta w szarym fartuchu podnosi się, idzie za nią)

Kobieta w szarym fartuchu:
Widział to kto? Dom schadzek sobie wydra wybrała... (wychodzi za nią)

 

Scena 4

 

(Zmienia się oświetlenie. Światło staje się przyćmione, poza dobrze oświetlonymi punktowo obrazami. Z lewej wchodzi ten sam co w scenie1  mężczyzna, grając na flecie prowadzi za sobą kilka bezwłosych kobiet. Poruszają się jak zahipnotyzowane. Po podłodze sceny przesuwają się za nimi resztki mgły wdmuchiwane z lewej. Słychać z offu niezrozumiałe szepty)

Krzysztof:
Więc to już?

Głos z offu: (teraz wyraźnie. W tym czasie kawalkada wolno przesuwa się na prawo)
przychodzą noce o czterech księżycach
jak bezcieleśni pasterze zegarów
rzucają pomarańcze cieni w złote okno pustyń
za drzwiami rośnie las pszczoły
roją na zamkniętych wylotkach ust
zamykają z trzaskiem pułapki srebrne muszle snów
i gwiazdożerne ryby wypływają na łów

(Krzysztof chce dołączyć do nich, ale kobiety zatrzymują go gestem ręki)

Krzysztof: (błagalnym głosem)
Chciałbym już odejść.

(znowu gest rozkazujący pozostanie. Kawalkada wychodzi na prawo, Krzysztof na lewo)

 

Scena 5


(unosi się szaroniebieska ściana. Scena w głębi przedstawia ten sam pokój co w scenie 2. Na sofie siedzi Julia, trzyma rękami poduszkę na brzuchu. Kołysze się do przodu i tyłu. Na jej kolanach leży otwarta książka. Wchodzi Iwona nie ubrana już tak wyzywająco)

Iwona: (mówi od drzwi)
No i nie przyszedł. Wystawił mnie do wiatru. Ubrałam się ... (spostrzega, że Julia źle się czuje) Co ci jest?

Julia:
Jest mi niedobrze, chyba zaraz zwymiotuję.

Iwona:
A oczekiwałaś czegoś innego?

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin