Mroczny Krzyzowiec - MACLEAN ALISTAIR.txt

(459 KB) Pobierz
MACLEAN ALISTAIR





Mroczny Krzyzowiec





ALISTAIR MACLEAN





Przelozyl

Robert Ginalski





Prolog

Maly zakurzony czlowieczek w malym zakurzonym pokoju. Zawsze tak o nim myslalem - ot, maly zakurzony czlowieczek w malym zakurzonym pokoju.

Sprzataczka nigdy nie przekroczyla progu tego gabinetu, ktorego okna, wychodzace na Birdcage Walk, stale zaslanialy grube, ciemne od sadzy kotary. Nikt zreszta nie mial prawa wstepu do krolestwa pulkownika Raine'a, chyba ze on sam tam akurat urzedowal. Jego zas trudno byloby posadzic o alergie na kurz, ktory zalegal doslownie wszedzie. Na debowej podlodze wokol wytartego dywanu. Na polkach, szafkach, kaloryferach, poreczach foteli i telefonach. Pokrywal smugami blat porysowanego biurka, upstrzony ciemnymi latami w miejscach, gdzie pulkownik niedawno przesuwal jakies gazety czy ksiazki. Pylki wirowaly uporczywie w promieniu slonca, wpadajacym przez szpare miedzy kotarami na srodku okna. A choc swiatlo potrafi platac najrozniejsze figle, to nie potrzeba bylo szczegolnie bujnej wyobrazni, by dostrzec patyne kurzu na rzadkich, zaczesanych do tylu szpakowatych wlosach i w glebokich bruzdach zlobiacych szare, zapadniete policzki i wysokie, cofniete czolo pulkownika.

Wystarczylo jednak spojrzec mu w oczy ukryte w grubych faldach powiek, a zapominalo sie o kurzu. W oczy rzucajace twarde blyski niczym kamienie szlachetne, oczy o barwie czystej akwamaryny wyplukanej z grenlandzkiego lodowca, tyle ze ciut chlodniejsze.

Pulkownik wstal na powitanie, gdy ruszylem ku niemu od drzwi. Wyciagnal do mnie zimna, koscista dlon takim ruchem, jak gdyby podawal mi lopate, wskazal krzeslo naprzeciwko jasnej fornirowanej plyty wstawionej z przodu biurka, a zupelnie nie pasujacej do mahoniowej reszty, i usiadl. Siedzial sztywno wyprostowany, z rekami lekko splecionymi przed soba na zakurzonym blacie.

-Witaj, Bentall. - Jego glos doskonale pasowal do oczu, pobrzmiewal w nim trzask pekajacego lodu. - Szybko dotarles. Podroz minela przyjemnie?

-Niestety nie, pulkowniku. Ktoremus z naszych rodzimych potentatow przemyslu wlokienniczego nie spodobalo sie, ze wysadzili go z samolotu w Ankarze, zebym mogl zajac jego miejsce. Chce na mnie naslac swoich adwokatow, a przy okazji zalatwi, zeby BEA przestala obslugiwac trasy europejskie. Inni pasazerowie zbojkotowali mnie zupelnie, stewardesa traktowala mnie jak powietrze, a do tego rzucalo jak cholera. Ale poza tym bylo milo i przyjemnie.

-Zdarza sie - stwierdzil sucho. Przy pewnej dozie dobrej woli ledwie dostrzegalny tik w lewym kaciku jego ust mozna by wziac za usmiech, choc nie bylo to takie pewne, dwadziescia piec lat wsciubiania nosa w cudze sprawy na Dalekim Wschodzie najwyrazniej doprowadzilo do zaniku miesni policzkowych Raine'a. - Spales chociaz?

Potrzasnalem glowa.

-Nie zmruzylem oka.

-Szkoda. - Starannie ukryl swe zatroskanie i odchrzaknal cicho. - No coz, Bentall, niestety znow czeka cie podroz. Jeszcze dzis. Odlatujesz z Londynu o jedenastej w nocy.

Przez chwile milczalem, dajac mu do zrozumienia, ze z trudem hamuje slowa, ktore mi sie cisna na usta. W koncu z rezygnacja wzruszylem ramionami.

-Znow Iran?

-Gdybym chcial cie przerzucic z Turcji do Iranu, to nie sciagalbym cie az do Londynu, zeby ci o tym powiedziec, juz chocby ze strachu przed gniewem rodzimego przemyslu wlokienniczego. - W kaciku jego ust zaigral nastepny cien usmiechu. - Tym razem znacznie dalej, Bentall. Do Sydney. Zdaje sie, ze Australia to dla ciebie nowe terytorium?

-Do Australii? - Zerwalem sie na rowne nogi, nawet nie zdajac sobie z tego sprawy. - Do Australii?! Nie czytal pan mojego telegramu z zeszlego tygodnia, czy co? Osiem miesiecy pracy, wszystko zapiete prawie na ostatni guzik, brakowalo mi tygodnia, gora dwoch...

-Siadaj! - przerwal tonem rownie cieplym jak jego oczy. Mialem wrazenie, ze wylano mi na glowe kubel lodowatej wody. Raine spojrzal na mnie przeciagle i rozgrzal glos do temperatury niewiele tylko nizszej od tej, w ktorej topnieje lod. - Doceniam twoja troske, ale martwisz sie niepotrzebnie. Miejmy nadzieje, ze we wlasnym, dobrze pojetym interesie nie lekcewazysz naszych, hm... przeciwnikow tak, jak najwyrazniej lekcewazysz swoich pracodawcow. Spisales sie znakomicie, Bentall, i jestem pewien, ze w kazdym innym departamencie rzadowym, ktory bardziej dba o takie drobiazgi, czekalby cie juz co najmniej Order Imperium Brytyjskiego albo jakas inna blyskotka. Ale w tej sprawie twoj udzial sie skonczyl. Nie zycze sobie, zeby ktorys z moich wywiadowcow wystepowal dodatkowo w roli kata.

-Przepraszam, pulkowniku - mruknalem bez przekonania. - Nie znam calosci...

-Ostatni guzik jest juz prawie zapiety, ze uzyje twojej przenosni - ciagnal Raine, jak gdyby mnie nie uslyszal. - Przeciek, niemal katastrofalny przeciek informacji z Instytutu Badawczego i Zakladow Paliwowych Hepwortha zostanie wkrotce zatamowany. Raz na zawsze. - Obrzucil wzrokiem zegar elektryczny na scianie. - Za jakies cztery godziny. Ale juz teraz mozemy uznac, ze sprawa ta nalezy do przeszlosci. Ci z rzadu beda dzis spac spokojnie.

Przerwal, rozplotl dlonie, oparl lokcie o blat biurka i spojrzal na mnie ponad zlaczonymi czubkami palcow obu rak.

-A raczej powinni spac spokojnie - sprostowal z cichym, suchym westchnieniem. - Ale w dzisiejszej dobie obledu na punkcie bezpieczenstwa zrodla ministerskiej bezsennosci sa niewyczerpane. Dlatego wlasnie cie tu sciagnalem. Przyznaje, ze moglbym skorzystac z innych agentow, choc zaden z nich nie ma twoich specyficznych - a w tym wypadku absolutnie niezbednych - kwalifikacji. Gnebi mnie jednak niejasne, niesprecyzowane przeczucie, ze ta historia nie jest calkiem pozbawiona zwiazku z twoim poprzednim zadaniem.

Siegnal po plastikowa skladana teczke i pchnal ja w moja strone.

-Rzuc na to okiem.

W pierwszej chwili chcialem odpedzic od siebie nadciagajaca chmure kurzu, lecz zdusilem w sobie ten odruch, wzialem teczke i wyjalem kilka spietych kartek.

Byly to wycinki prasowe z "Daily Telegraph" z ofertami pracy za granica. U gory kazdej kartki widniala grubo zakreslona czerwonym dlugopisem data, a nizej tak samo zaznaczone ogloszenie. Najstarszy wycinek pochodzil sprzed niecalych osmiu miesiecy i w przeciwienstwie do pozostalych zawieral nie jedno, lecz trzy wyroznione ogloszenia.

Oferty zamiescily australijskie i nowozelandzkie firmy prowadzace dzialalnosc w zakresie techniki, inzynierii, chemii i prac badawczych. Jak mozna sie bylo spodziewac, poszukiwano specjalistow z wysoko rozwinietych galezi nowoczesnej technologii. Widywalem juz podobne ogloszenia, naplywajace z calego swiata. Eksperci w dziedzinie aerodynamiki, miniaturyzacji, hipersoniki, elektroniki, fizyki, od radarow i najnowszych technologii paliw byli ostatnio w cenie. Jednak zakreslone ogloszenia wyroznialy sie nie tylko tym, ze pochodzily z tych samych stron. Istotne znaczenie mial fakt, ze proponowano posady na najwyzszych szczeblach kierowniczych i dyrektorskich, z czym wiazaly sie astronomiczne w moim pojeciu wynagrodzenia. Gwizdnalem cicho i zerknalem z ukosa na pulkownika, lecz jego lodowate zielone oczy obserwowaly jakis punkt na suficie, oddalony o tysiace mil. Wobec tego raz jeszcze przejrzalem wycinki i schowalem je do teczki, ktora pchnalem z powrotem do Raine'a. W porownaniu z nim, dokonalem powaznego wylomu w pokladzie kurzu zalegajacego blat biurka.

-Osiem ogloszen - odezwal sie Raine swym cichym, suchym glosem. - Kazde ma ponad sto slow, ale w razie potrzeby potrafilbys je odtworzyc z pamieci slowo w slowo. Mam racje, Bentall?

-Chyba tak, pulkowniku.

-Nadzwyczaj rzadki dar - mruknal. - Zazdroszcze ci. No, slucham.

-Ta oglednie sformulowana oferta dla specjalisty od napedu i paliw rakietowych mowi o pracy przy silnikach umozliwiajacych dziesieciokrotne przekroczenie predkosci dzwieku. Takie silniki nie istnieja. W gre wchodza tylko rakietowe, w ktorych rozwiazano juz problemy metalurgiczne. Szukaja wybitnego eksperta z zakresu paliw, a z wyjatkiem garstki zatrudnionych w wielkich zakladach lotniczych i na kilku uniwersytetach, wszyscy warci zachodu specjalisci w tej dziedzinie pracuja w Zakladach Badawczych Hepwortha.

-Wlasnie dlatego ta sprawa moze sie wiazac z twoja ostatnia robota - przerwal mi, kiwajac glowa. - Chociaz to tylko domysl, ktory moze sie okazac zupelnie bezpodstawny. Prawdopodobnie to jeszcze jeden slepy trop. - Machinalnie wodzil palcem wskazujacym po grubej warstwie kurzu. - Co jeszcze?

-Wszystkie oferty pochodza z tych samych stron - podjalem. - Z Nowej Zelandii albo ze wschodniego wybrzeza Australii. Wszystkie sa pilne. Wszystkie mowia o bezplatnym i umeblowanym mieszkaniu, o domu dla kandydata, ktory zostanie zatwierdzony, i o poborach

minimum trzykrotnie wyzszych niz te, na jakie najlepsi z nich mogliby liczyc u siebie w kraju. Najwyrazniej chca przyciagnac naszych najwybitniejszych fachowcow. We wszystkich ofertach podkresla sie, ze kandydaci powinni byc zonaci, ale ze nie ma mozliwosci zakwaterowania dzieci.

-Nie sadzisz, ze to troche dziwne? - wtracil Raine od niechcenia.

-Nie, pulkowniku. Zagraniczne firmy czesto poszukuja zonatych pracownikow. W obcym kraju ludzie nie zadomawiaja sie z dnia na dzien. Tym, ktorzy maja na glowie rodziny, trudniej jest spakowac manatki, wsiasc w pierwszy lepszy pociag i wrocic do ojczyzny. Te firmy placa tylko za przelot w jedna strone. Kilkutygodniowe czy kilkumiesieczne oszczednosci nie wystarcza na pokrycie kosztow powrotu calej rodziny.

-Ale tam nie ma mowy o rodzinach. - Pulkownik nie ustepowal. - Tylko o zonach.

-Moze obawiaja sie, ze tupot malych nozek zakloci prace wysoko platnych mozgow. - Wzruszylem ramionami. - Albo maja ograniczone mozliwosci mieszkaniowe. Albo dzieci bedzie mozna sprowadzic pozniej. Podaja tylko tyle, ze "mozliwosc za...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin