Steel Danielle - Radość przez łzy.doc

(1278 KB) Pobierz
Danielle Steel

1

 

Danielle Steel

Radość przez łzy

 

 

Nigdy nie rezygnuj z marzeń.

Gdzieś, kiedyś, wreszcie, jakoś wszystkie się spełnią.

 

India Taylor trzymała w gotowości swój aparat fotograficzny kiedy w pogoni za piłką futbolową po płycie boiska przygalopowała gromada dziewięcioletnich chłopców.

Czterech z nich runęło na murawę, tworząc kłębowisko ciał, z którego wystawała plątanina rąk i nóg: india przypuszczała, że może być wśród nich jej syn, ale nie widziała Sama, zajęta gorączkowym wypstrykiwaniem kliszy.

Jak zwykle obiecała, że będzie robić zdjęcia drużynie piłkarskiej, i jak zwykle z przyjemnością spełniała w ten ciepły majowy dzień swój obowiązek.

Dzieciom towarzyszyła wszędzie-na meczach piłkarskich, baseballowych i tenisowych, na treningach pływackich i zajęciach z baletu-czyniąc to zresztą zarówno z poczucia obowiązku, jak i dla przyjemności.

Jej życie, skoncentrowane wokół pozaszkolnych zajęć potomstwa, urozmaicały niekiedy wizyty u weterynarza, ortodonty czy też pediatry.

Mając czwórkę dzieciaków pomiędzy dziewiątym a czternastym rokiem życia, india odnosiła czasem wrażenie, iż mieszka w samochodzie, a całe zimy spędza na odśnieżaniu wjazdu do garażu.

Kochała swoje dzieci, styl życia, męża.

Los potraktował ich wszystkich dobrze a chociaż nie był taki, o jakim marzyła W młodości okazał się znacznie łatwiejszy do zniesienia, niż kiedyś sądziła.

Marzenia dzielone dawniej z Dougiem przestały mieć znaczenie dla życia, jakie wiedli, ludzi, jakimi się otaczali, czy wreszcie punktu, do którego dobrnęli w ciągu owych szesnastu lat dzielących chwilę obecną od momentu, gdy poznali się w Kostaryce, gdzie pracowali oboje dla Korpusu Pokoju.

Ich życie było teraz wypadkową pragnień Douga, jego wizji wspólnego losu, znalazło się w punkcie, do którego to on chciał dotrzeć i o którym marzył-mieli duży wygodny dom w Connecticut, poczucie bezpieczeństwa, gromadę dzieciaków i psa rasy labrador.

Codziennie o tej samej porze Dougwyruszał z domu, by pociągiem odjeżdżającym o siódmej pięć ze stacji Westport dotrzeć do pracy w Nowym Jorku.

Widywał te same twarze, rozmawiał z tymi samymi ludźmi obsługiwał tych samych klientów.

Zatrudniony przez jedną z największych firm marketingowych w kraju, zarabiał całkiem przyzwoite pieniądze, podczas gdy w młodości nie przywiązywał do forsy wielkiego znaczenia.

W istocie nie przywiązywał żadnego.

Był równie szczęśliwy jak teraz, kopiąc rowy melioracyjne i mieszkając pod namiotem gdzieś w Nikaragui, peru czy Kostaryce.

India uwielbiała tamto życie, tamte emocje, wyzwania, wreszcie poczucie, że robią coś użytecznego dla ludzkości.

Niebezpieczeństwa zaś, z którymi się niekiedy spotykali, tylko dodawały jej energii.

Zdjęcia zaczęła robić znacznie wcześniej, już jako nastolatka wyuczona przez ojca, który był korespondentem nowojorskiego, timesa"i większość dziecięcych lat Indii spędzał w niebezpiecznych misjach wszędzie tam, gdzie toczyły się wojny i wybuchały konflikty.

India podziwiała fotografie ojca i przepadała za jego opowieściami, marząc, że kiedyś sama będzie prowadzić podobne życie.

Marzenia te spełniły się, kiedy będąc w Korpusie Pokoju zaczęła jako wolny strzelec współpracować z amerykańską prasą.

Misje wiodły ją w dżungle i góry, pozwalały stanąć oko w oko z bandytami i partyzantami.

Nigdy nie myślała o podejmowanym przez siebie ryzyku, niebezpieczeństwo nic dla niej nie znaczyło, w istocie potrzebowała dreszczyku emocji.

Zachwycała się ludźmi, widokami, zapachami, rozkoszowała swą pracą, delektowała poczuciem wolności.

Gdy zakończyła się ich misja w Korpusie Pokoju, a Doug wrócił do Stanów, india pozostała jeszcze przez kilka miesięcy w Ameryce Południowej i Środkowej, później zaś w poszukiwaniu tematów odwiedziła Afrykę i Azję.

I zdołała dotrzeć do wszystkich najgorętszych miejsc.

Gdziekolwiek pojawiały się problemy była tam India ze swym aparatem.

W duszy i we krwi miała coś, czego nigdy tak naprawdę nie miał Doug, który ich kostarykańską przygodę uważał jedynie za ekscytujące preludium do, prawdziwego życia".

Dla Indii to właśnie było prawdziwe życie, coś, czego rzeczywiście pragnęła.

Po dwóch miesiącach towarzyszenia gwatemalskiej armii powstańczej miała wiele fantastycznych zdjęć dorównujących pracom ojca.

Przyniosły one Indii nie tylko międzynarodowe uznanie, lecz również kilka nagród za tematykę, przenikliwość fotoreporterki i odwagę.

Kiedy później wspominała tamte czasy, uświadamiała sobie, iż była zupełnie innym człowiekiem, osobą, o której niekiedy myśląc, zadaje sobie pytanie, co się z nią stało.

Gdzie podziała się tamta kobieta, ten pełen pasji wolny duch. Była teraz zaledwie znajomą, o której w gruncie rzeczy nic się nie wie.

Czasami, późną nocą, india zastanawiała się, jakim cudem może ją satysfakcjonować życie tak diametralnie odmienne od dawnego, bezgranicznie uwielbianego.

Zarazem jednak pojmowała z całkowitą jasnością, iż teraz uwielbia życie, które dzieli z Dougiem i dziećmi.

To, co robiła dziś, było dla Indi równie ważne jak to, co robiła kiedyś, nie miała poczucia, iż złożyła w ofierze wartość dla siebie najwyższą- nie, skłonna była raczej sądzić, iż po prostu zamieniła ją na inną, odmienną pod każdym względem, ale przynoszącą równie cenne nagrody.

Powtarzała sobie, jak wiele znaczy poświęcenie dla Douga i dzieci.

Nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości.

jednak, zwłaszcza przeglądając stare zdjęcia, nie próbowała przeczyć, że swoje dawne życie i dawną pracę traktowała z prawdziwą pasją.

Niektóre wspomnienia były tak wyraziste..

Wciąż pamiętała tamto podniecenie, mdlącą świadomość, że grozi jej niebezpieczeństwo, dreszcz towarzyszący wybraniu najwłaściwszego momentu, owej decydującej cząstki sekundy, gdy obiektyw aparatu chwytał wszystko, co należało uchwycić.

Nic nie mogło się z tym równać.

Była zadowolona, że przeszła przez ten etap, ale chwilami odczuwała ulgę, że jest etapem zamkniętym.

Bo nie ulegało wątpliwości, że zamiłowania, skłonność do takich a nie innych emocji odziedziczyła po ojcu.

Zginął w Da Slang, rok po zdobyciu Nagrody Pulitzera.

India miała wówczas piętnaście lat i już wiedziała, że pójdzie w jego ślady-był to kurs, którego w owym czasie zmienić nie mogła i nie chciała.

Pragnęła i musiała nim podążyć.

Zmiany w jej życiu nastąpiły szybko.

Wróciła do Nowego Jorku półtora roku po Dougu i to tylko dlatego, że wystosował ultimatum.

Oświadczył bez ogródek, że jeśli zależy jej na wspólnej przyszłości, niech lepiej przyciągnie zadek do domu"i przestanie ryzykować życie w Pakistanie czy Kenii.

Z podjęciem trudnej decyzji borykała się krótko.

Wiedziała, że życie podobne do życia ojca, może nawet Pulitzer, jest w zasięgu ręki, lecz znała również niebezpieczeństwa.

Za karierę ojciec zapłacił życiem i-do pewnego stopnia-małżeństwem.

Bo żył tak naprawdę tylko wtedy, kiedy stawiając wszystko na jedną kartę, wśród eksplodujących wokoło bomb, czyhał na to właściwe, idealne ujęcie.

Doug przypomniał Indii z naciskiem, że jeśli chce małżeństwa i jakiejkolwiek stabilizacji, będzie musiała wcześniej czy później zrezygnować ze swej pracy.

Miała dwadzieścia sześć lat, kiedy wyszła za Douga, a potem jeszcze dwa lata współpracowała z, timesem"przygotowując fotoreportaże z wydarzeń krajowych, kiedy jednak-zaczynała wtedy dwudziesty dziewiąty rok życia na świat przyszła Jessica, ostatecznie zrezygnowała z kariery, wraz z rodziną przeniosła się do Connecticut i na zawsze zatrzasnęła drzwi za swoim dawnym życiem.

Takie warunki jednoznacznie postawił Doug, ona zaś je przyjęła, sądząc, iż zdoła przygotować się psychicznie do stawienia czoła nowej sytuacji.

Było jednak, musiała to przyznać, gorzej niż przewidywała: strasznie brakowało jej pracy, kiedy poświęciła się macierzyństwu.

Później coraz rzadziej spoglądała za siebie z żalem, a wreszcie nawet na to nie miała czasu: urodziwszy w ciągu pięciu lat czworo dzieci, ledwie dawała sobie radę z nadmiarem obowiązków i tylko cudem znajdowała wolne chwile, by włożyć do aparatu nową kliszę.

Pieluchy, ząbkowanie, pielęgnacja, gorączki, grupy przedszkolne i jedna ciąża po drugiej wypełniły jej życie bez reszty.

Jedynymi osobami, które widywała regularnie, był położnik, pediatra i inne kobiety w jej sytuacji, których cały świat obracał się wokół potomstwa.

Wiele całkowicie zrezygnowało z karier zawodowych, kilka zrobiło w nich przerwę, czekając momentu gdy dzieci nieco podrosną.

Życie tych lekarek, prawniczek, pisarek, pielęgniarek, malarek i architektek ułożyło się identycznie.

Niektóre ciągle narzekały, india jednak-tęskniąc wprawdzie za pracą-była zadowolona.

Uwielbiała towarzystwo swoich dzieci i odczuwała radość nawet wtedy, gdy będąc w kolejnej ciąży kończyła dzień kompletnie wyczerpana.

a Doug wracał do domu zbyt późno żeby jej w czymkolwiek pomóc.

Takie życie wybrała, taką decyzję podjęła, z takiej umowy musiała się wywiązać.

Wcale zresztą nie miała ochoty pozostawiać dzieci samym sobie w imię kontynuowania kariery.

Nadal- zresztą bardzo rzadko, najwyżej raz na kilka lat robiła w pobliżu domu fotoreportaż na jakiś temat ale już dawno oświadczyła swojemu agentowi, że to wszystko, na co ją stać.

Na więcej po prostu nie miała czasu.

Przed urodzeniem jessiki nie wiedziała natomiast i nie potrafiła w pełni zrozumieć, jak bardzo raz podjęta decyzja oddali ją od dawnego życia, od fotografowania partyzantów w Nikaragui umierających dzieci w Bangladeszu, powodzi w Tanzanii-i jak bardzo odmieni ją samą.

Wiedziała tylko, że musi postawić kropkę zamykającą pierwsze rozdziały jej autobiografii i postawiła ją -zapominając o zdobytych wyróżnieniach, przeżytych przygodach, aż wreszcie o swoim talencie.

Podzielała, choć nie do końca, przekonanie Douga, iż rezygnacja z tego wszystkiego jest ceną, jaką trzeba zapłacić za posiadanie dzieci.

Po prostu nie było alternatywy, Niektóre ze znajomych kobiet zdołały wcisnąć pracę zawodową pomiędzy obowiązki domowe: dwie przyjaciółki Indii-prawniczki-parę razy w tygodniu jeździły do miasta-żeby nie stracić kontaktu z zawodem, pewna malarka tworzyła w domu, kilka piszących pań usiłowało borykać się ze swoimi opowiadaniami i artykułami gdzieś między północą a czwartą nad ranem, by jednak w końcu poddać się z powodu najzwyklejszego braku sił.

W przypadku Indii podobne rozwiązania nie wchodziły w grę: nie mogła żadnym sposobem kontynuować swej pracy w tej dawnej postaci.

Utrzymywała wprawdzie kontakt z agentem, ale okazjonalne robienie zdjęć podczas imprez charytatywnych w Greenwich było marną namiastką prawdziwej, wymarzonej pracy.

Zresztą i to irytowało Douga.

Uczyniła więc ze swego aparatu ważny instrument macierzyństwa, dokumentując poszczególne etapy życia dzieci: portretując ich przyjaciół, uwieczniając wydarzenia szkolne i- jak w tej chwili-sportowe, nie miała innego wyjścia.

Była skrępowana, zakorzeniona w swym życiu na tysiące widocznych i niewidocznych sposobów.

Taki był skutek umowy z Dougiem, a także, jak powtarzali, ich wspólnych pragnień.

India uczciwie wywiązywała się ze swych powinności, ale aparat fotograficzny- trzymany w dłoni, przytknięty do oka czy też zawieszony na ramieniu towarzyszył jej nieustannie.

India nie potrafiłaby wyobrazić sobie bez niego życia.

Chwilami rozmyślała niezobowiązująco o powrocie do zawodu, kiedy dzieci podrosną, może za pięć lat, gdy Sam pójdzie do szkoły średniej.

Na razie nie wchodziło to w grę Sam miał zaledwie dziewięć lat, Aimee jedenaście, jason dwanaście, Jessica czternaście-a kolejne dni Indii przypominały szaleńczą jazdę na karuzeli, z której dostrzega się przemykające przed oczyma ciągle te same widoki: pozaszkolne imprezy sportowe, pikniki, mecze Małej Ligi, lekcje gry na pianinie.

Aby sprostać temu wszystkiemu, India nie mogła myśleć o sobie czy usiąść choćby na pięć minut.

Odpoczywała jedynie latem, kiedy wyruszali na Capę Cod.

Doug corocznie spędzał tam z nimi trzy tygodnie, dojeżdżając na weekendy przez całą resztę wakacji, które wszyscy uwielbiali w jednakowym stopniu.

India zawsze przywoziła z nich mnóstwo doskonałych zdjęć, a poza tym nie była tak związana nadmiarem obowiązków.

Jak w Westport miała do dyspozycji ciemnię, w której przesiadywała godzinami, kiedy dzieci odwiedzały przyjaciół, były na plaży czy też grały w siatkówkę albo tenisa, a skoro prawie wszędzie mogły dojechać na rowerach, Indii odpadało również sporo pracy w charakterze szofera.

Sytuacja poprawiła się zwłaszcza w ciągu ostatnich dwóch lat, kiedy Sam trochę podrósł i dojrzał.

To sprawiało, że czasem India zaczynała się zastanawiać nad swoją własną dojrzałością.

Doznawała poczucia winy w związku z książkami, których nie miała czasu przeczytać, czy też z polityką, którą przestała się interesować.

Odnosiła chwilami wrażenie, że wprawdzie cały świat idzie do przodu, ale ona pozostała na uboczu.

Nie miała już świadomości, że dojrzewa czy ewoluuje. Wszystko sprowadzało się do tego, żeby ugotować obiad, odwieźć gdzieś dzieci, dobrnąć do następnego roku szkolnego.

Brakło w tym miejsca na dojrzewanie, pracę nad sobą.

W ciągu minionych czternastu lat, od narodzin Jessiki, życie Indii nie uległo dosłownie najmniejszym zmianom, życie wypełnione pracą, ofiarami, poświęceniem.

Ale rezultaty India widziała to jak na dłoni-były warte zapłaconej ceny.

Miała zdrowe szczęśliwe dzieci, które żyły w znajomym bezpiecznym świecie, gdzie wszystko kręciło się wokół nich, gdzie nie miały wstępu rzeczy szpetne, groźne czy nieprzyjemne i gdzie powodem największych urazów bywały kłótnie z dzieciakami sąsiadów albo zgubione prace domowe.

Nie znały- tak, jak znała je India-poczucia osamotnienia.

W każdej chwili mogły liczyć na troskę i opiekę.

Ich ojciec zaś każdego wieczora przychodził na kolację, co z punktu widzenia Indii miało szczególne znaczenie, ponieważ jej ojciec z reguły nie przychodził.

Potomstwo Indii żyło w zupełnie innej rzeczywistości niż dzieci, które India fotografowała dwadzieścia lat temu: głodujące, niewyobrażalnie udręczone dzieci z państw Trzeciego świata, dzieci toczące codzienną walkę o przetrwanie, uciekające przed wrogami, a wreszcie padające ofiarą chorób, powodzi i głodu.

India dziękowała Bogu, że Jessica, Aimee, Jason i Sam nigdy nie zakosztują takiego losu.  Najmłodszy syn, który przed chwilą zdobył właśnie bramkę, przecisnął się przez gęstwę gratulujących mu kolegów i pomachał do matki.

India uśmiechnęła się, zrobiła jeszcze kilka zdjęć, a potem Powoli podeszła do ławki, na której siedziały matki innych chłopców.

Rozplotkowane nie zwracały na grę uwagi, po prostu były tam, jak ławka, pejzaż, sprzęt.

Jedna z nich, Gail Jones, uśmiechnęła się na widok podchodzącej Indii, a kiedy ta wyciągała z kieszeni następną rolkę filmu, zrobiła dla niej miejsce obok siebie.

Drzewa były pokryte młodą zielenią, wszystkim dopisywał humor.

Gailpodała Indii kartonowy kubeczek cappuccino: był to niemal rytualny poczęstunek, mile widziany szczególnie zimą, kiedy chłopcy grali w piłkę na śniegu, a ich biedne matki żeby nie zmarznąć, przytupywały albo spacerowały wokół boiska.

jeszcze tylko trzy tygodnie i chwilowo koniec ze szkołą stwierdziła z wyrazem ulgi na twarzy Gail, upijając łyk parującej kawy.

-Boże, jak ja nienawidzę tych meczów.

Strasznie żałuję, że nie mam córek, przynajmniej jednej.

To życie kręcące się wokół suspensoriów i korków pewnego dnia doprowadzi mnie do szaleństwa.

India uśmiechnęła się w odpowiedzi, umieściła film w aparacie i zatrzasnęła wieczko.

Wysłuchiwanie narzekań Gail nie było dla niej niczym nowym-Gail narzekała od dziewięciu lat, szczególnie z powodu przerwanej kariery prawniczej.

Po jakimś czasie miałabyś po uszy również baletu, uwierz mi.

Ta sama koncepcja, odmienny strój, większe naciski- odparła India z przekonaniem.

Jessica zrezygnowała z baletu tej wiosny, po ośmiu latach nauki, India zaś nie była pewna, czy decyzję córki przyjęła z ubolewaniem czy z ulgą.

Zapewne będzie jej brakować pokazów, ale z pewnością jakoś się obejdzie bez wożenia Jessiki na zajęcia trzy razy w tygodniu.

Ale przynajmniej baletki są ładniejsze niż buty piłkarskie-stwierdziła Gail przyłączając się do Indii, która wstała i wolnym krokiem ruszyła wokół boiska, chciała bowiem zrobić kilka ujęć z innych pozycji.

Przyjaźniły się, odkąd Taylorowie zamieszkali w Westport.

Gail miała trzech synów: najstarszy był rówieśnikiem Jessiki, młodsi- bliźniacy- przyszli na świat pięć lat później.

W ciągu owych pięciu lat Gail z zawodu prawnik procesowy, usiłowała wznowić karierę, lecz po urodzeniu bliźniaków ostatecznie dała za wygraną.

W tej chwili żywiła przeświadczenie, że minęło zbyt wiele czasu, aby chociaż rozważać myśl o powrocie do macierzystej kancelarii adwokackiej.

Starsza od Indii o pięć lat-miała czterdzieści osiem twierdziła, iż nie ma już ochoty dać się uwięzić na sali sądowej.

Powtarzała, że tak naprawdę brak jej tylko inteligentnych rozmów.

Mimo ciągłego narzekania przyznawała czasem iż jej obecne życie jest łatwiejsze: to mąż musi toczyć swe codzienne bitwy na Wall Street.

Może istotnie to życie, tak samo jak życie Indii odmierzane datami meczów i godzinami dyżurów samochodowych, było łatwiejsze, ale bezgranicznie Gail nudziło, co- tym razem w przeciwieństwie do Indii oznajmiała często i bez owijania w bawełnę.

Nieustannie nosiła w sobie jakiś niepokój.

No i co tam ostatnio kombinujesz?-zapytała Gail życzliwie, dopijając cappuccino.

-Jak stoją sprawy w raju Normalnie.

Roboty po uszy.

-India, zajęta fotografowaniem, słuchała słów przyjaciółki półuchem.

Zrobiła jeszcze jedno zdjęcie Samowi, a potem kilka następnych, kiedy drużyna przeciwna strzeliła gola.

-Za kilka tygodni ruszamy na Capę.

W tym roku Doug dołączy do nas później niż zwykle, dopiero w sierpniu.

A my w lipcu wyjeżdżamy do Europy-powiedziała Gail bez entuzjazmu, budząc na krótką chwilę zazdrość Indii, która od lat usiłowała namówić Douga na podobną eskapadę.

Doug zawsze odpowiadał że powinni poczekać, aż dzieci nieco podrosną, na co India ripostowała, że jeśli poczekają jeszcze trochę, dzieci rozpoczną studia i będą podróżowały na własną rękę.

Na razie jej argumenty jakoś nie trafiały Dougowi do przekonania: nie lubił zbytnio oddalać się od domu.

Dni wielkiej przygody minęły dlań bezpowrotnie. Brzmi to interesująco-stwierdziła India spoglądając na przyjaciółkę.

Pod względem fizycznym obie kobiety zupełnie się różniły.

Drobna, emanująca energią Gail miała krótkie ciemne włosy, ale i oczy przywodziły na myśl dwie sadzawki wypełnione gorącą czekoladą.

India była wysoka i smukła, miała klasyczne ciemnoniebieskie oczy i długi warkocz blond.

Twierdziła, że nosi włosy w taki właśnie sposób, bo nigdy nie ma czasu ich czesać.

Obie były piękne i żadna z nich nie wyglądała na swój wiek: nikt by się nie domyślił, że przekroczyły czterdziestkę.

A co w Europie?-zapytała India z ciekawością.

Włochy i Francja, no i dodatkowo parę dni w Londynie.

W gruncie rzeczy żadna tam przygoda czy też podróż wysokiego ryzyka, ale cóż innego wchodzi w grę, kiedy człowiek ma dzieciaki na karku?

Jeff przepada za londyńskimi teatrami.

Na dwa tygodnie lipca wynajęliśmy dom w Prowansji, skąd pojedziemy autem do Włoch, żeby pokazać chłopcom Wenecję.

Ta podróż, jakże odmienna od leniuchowania na Capę Cod, wydała się Indii czymś wspaniałym.

W sumie spędzimy tam sześć tygodni-ciągnęła Gail.

Chociaż nie jestem pewna, czy ja i Jeff wytrzymamy ze sobą tak długo.

Że już nie wspomnę o chłopcach.

Jeff zaczyna wariować po dziesięciu minutach spędzonych w towarzystwie bliźniaków.

Zawsze mówiła o mężu w taki sposób, w jaki mówi się o irytujących współlokatorach, aczkolwiek India była przekonana, że mimo zrzędzenia i wbrew dowodom wskazującym na coś przeciwnego Gail kocha Jeffa.

Na pewno będzie wspaniale i zobaczycie kawał świata powiedziała, chociaż i jej perspektywa wielogodzinnych przejazdów samochodem, w którym zostali uwięzieni trzej rozdokazywani chłopcy, nie wydawała się zbyt pociągająca.

Z dzieciakami i Jeffem, który nieustannie będzie mi kazał coś tłumaczyć, nie mogę nawet liczyć na romansik z jakimś przystojnym Włochem- dodała Gail, co rozbawiło Indię.

Gail miała skłonność do opowiadania o innych mężczyznach, może zresztą nie tylko do opowiadania.

Często wspominała Indii, że w ciągu dwudziestu lat spędzonych z jeffem miała kilka romansów i że-co było dla Indii zdumiewające -romanse te wpłynęły uzdrawiająco na jej małżeństwo.

Taka, terapia"jednak nie pociągała Indii i nie budziła jej aprobaty, ale też w niczym nie osłabiała sympatii do Gail.

Może Włochy wskrzeszą w Jeffie romantyzm-pocieszała India.

Zarzuciła aparat na ramię i patrzyła na drobną, ożywioną kobietę, która była kiedyś postrachem sal sądowych.

Rzecz zresztą łatwa do uwierzenia: gail nikomu nie pozwalała dmuchać sobie w kaszę, a już na pewno nie swojemu mężowi.

Ale była lojalną przyjaciółką i mimo narzekań- oddaną matką.

Nie sądzę, żeby nawet transfuzja krwi weneckiego gondoliera obudziła w Jeffe romantyzm.

No i obecność dzieciaków dwadzieścia cztery godziny na dobę na pewno w tym nie pomoże.

A tak nawiasem mówiąc, słyszałaś, że Lewisonowie są w separacji:-India skinęła głową.

Nigdy nie interesowała się szczególnie lokalnymi ploteczkami, zbyt zajęta domem, dziećmi i mężem.

Miała kilkoro bliskich przyjaciół, ale ciekawskie śledzenie meandrów życia innych ludzi nie fascynowało jej i nie pociągało.

-Dan zaprosił mnie na lunch.

India zerknęła na przyjaciółkę z zainteresowaniem, gailzaś posłała jej łobuzerski uśmiech.

Nie patrz na mnie w taki sposób-powiedziała.

Potrzebuje tylko darmowej porady prawnej i ramienia, na którym mógłby się wypłakać.

A ty nie mydl mi oczu.

-To, że India trzymała się na dystans od miejscowych skandali, nie odebrało jej przenikliwości.

Znała zamiłowanie Gail do flirtów z cudzymi mężami.

Dan zawsze cię lubił.

Ja też go lubię.

I co z tego. Nudzę się, a on jest samotny, wkurzony i nieszczęśliwy.

Z tego może wyjść wspólny lunch, ale niekoniecznie namiętny romans.

Uwierz, słuchanie faceta, który użala się, jak często Rosalie darła się na niego, że ignoruje dzieci i w niedzielę ogląda mecze, wcale nie jest podniecające.

Daniela nie stać w tej chwili na nic innego.

Wciąż zresztą liczy, że zdoła ją skłonić do pojednania.

To sytuacja zbyt skomplikowana, nawet dla mnie.

Gail sprawiała wrażenie osoby, która nie może sobie znaleźć miejsca.

Utrzymywała-a India nie miała powodów, abyw to wątpić-że jeff nie fascynuje jej od lat.

Zupełnie zrozumiałe, nie był bowiem typem fascynującego mężczyzny.

w tym momencie India uświadomiła sobie, że w gruncie rzeczy nigdy nie zapytała Gail, co w jej przekonaniu jest fascynujące.

Czego ty chcesz, gail?

Dlaczego zawracasz sobie głowę lunchem z jakimś facetem?

Co ci to daje?

Obie miały mężów, dzieci i dość najrozmaitszych obowiązków żeby bez reszty wypełnić nimi całe dni.

Gail jednak zawsze sprawiała na Indii wrażenie kobiety poszukującej czegoś trudnego do zdefiniowania, ulotnego.

To dodaje pieprzu do mojego życia.

A jeśli wyjdzie z tego coś więcej-tym lepiej, podładuję akumulatory, poczuję, że znowu żyję.

Będę kimś innym niż tylko szofer i gospodyni domowa.

Czy ty nigdy tego nie pragnęłaś?

Przewierciła Indię wzrokiem, jakby ta była oskarżonym na procesie. Niewiem- odparła szczerze India.

-Nigdy się nad tym nie zastanawiałam.

Więc może powinnaś.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin