Pociąg Do Przyszłości.doc

(121 KB) Pobierz

POCIĄG DO PRZYSZŁOŚCI
jacqu


No cóż, wakacje się kończą, trzeba wracać na studia. Pociąg. Ludzie się kotłują w wagonach. Ech, nie lubię jeździć, gdy pociąg jest taki przepełniony. Ale lepsze to niż autobus. Jeden wagon jest oznaczony jako Intercity. Wszyscy patrzą na to podejrzliwie, boją się wchodzić. Pociąg nie jest intercity, to „zwykły” pospieszny TLK, więc to pewnie jakaś pułapka. Wsiądziesz, a konduktor dołoży ci taką dopłatę, że... Ale na wagonie jak byk stoi: klasa druga. Przeszedłem wzdłuż wagonu. Prawie pusty. Pytam się kogoś w środku, czy to jest „normalna” druga klasa, na co słyszę:
    – Mam nadzieję, że tak.
    Więc wsiadam. Wchodzę do jednego z pustych przedziałów. Po chwili korytarzykiem przechodzi jakiś przystojniak, zatrzymuje się, pyta, czy wolne, czy można?
    – Wolne – odpowiadam i gestem ręki zapraszam go, żeby usiadł.
    – Tam tłok, a tu tyle pustego? – dziwi się.
    – Bo to wagon intercity – odpowiadam spokojnie, z uśmiechem.
    – Rezerwacja? Za jakąś dopłatą? – patrzy mi prosto w oczy.
    – Dupa, nie rezerwacja – odpowiadam wzruszając ramionami. – Nigdzie nic takiego nie pisze.
     – No to ok. Nie lubię tłoku, ale samotnie też nie lubię podróżować.
    Już miałem spytać, czy daleko jedzie, gdy on po wrzuceniu torby na półkę wyjął książkę i po prostu zaczął czytać. Pomyślałem: to po co mu towarzystwo, jak pewnie już do końca podróży nie usłyszę od niego ani słowa.
    Jednak po jakimś czasie odłożył książkę, że go nie wciąga, że to nie jest to, o czym myślał. I zaczęliśmy gadać. Oplotkowaliśmy kolej, ich zasrane porządki i idiotyczne przepisy. Później o polityce, wiadomo, temat rzeka, nie zostawiliśmy suchej nitki ani na premierze, ani na prezydencie, a dokładniej mówiąc na premierze tym i tamtym oraz na kolejnych prezydentach. Wszystkich premierów najnowszej RP obaj nie pamiętaliśmy. Wreszcie o telefonach komórkowych, mega pikselach – i wtedy okazało się, że studiujemy na tej samej uczelni! Więc kolejny temat: absurdy naszej Alma Mater... Trochę na wesoło, trochę z politowaniem. Kto układa te standardy akademickie? Po co nam spora część wiedzy, która nigdy potem do niczego nam się nie przyda?
    Pomyślałem, że jadąc pół dnia razem, może się nawet zaprzyjaźnimy w tym pociągu?
    Bywały chwile, że nie rozmawialiśmy o niczym, on drzemał, a ja gapiłem się w okno, stopniowo przenosząc wzrok z jego odbicia w szybie – na niego samego. Gładka, śniada, opalona cera, delikatne ale męskie rysy twarzy. Dobrze zbudowany. Przez koszulę widać muskulaturę ramion, i nie tylko ramion. Podobał mi się. Wtedy w spodniach zauważyłem... No, naprawdę jest nieźle zbudowany... Chyba mu się śni coś – hmmm... konkretnego, że tak mu pałę mocno widać...
    Przebudził się, a ja szybko uciekłem wzrokiem, lekko zawstydzony. Chyba zauważył, gdzie patrzę. Trochę sam się zmieszał. Poprawił spodnie. Jego niebieskie oczy uciekły od mojego spojrzenia...
    – Gdzie to jesteśmy? Daleko jeszcze? – zapytał obojętnie.
    – Dwadzieścia minut i meta – odpowiedziałem takim samym tonem.
    Dojechaliśmy. Wziął swoją torbę, ja swoją, wyszliśmy na korytarz. Stałem za nim wpatrując się jak osioł w jego opięte spodniami pośladki i uda. Fajny chłopak, przystojny, zbudowany... Ech...
    Wysiedliśmy. I ze zwykłym „cześć” każdy z nas ruszył w swoim kierunku. I co – i ma się to wszystko tak głupio skończyć? Zawróciłem, wyjdę tamtym przejściem. Przyspieszyłem. Już byłem za nim.
    – A może umówimy się kiedyś gdzieś na piwo? – odezwałem się cicho.
    Zaskoczyłem go, ale ucieszył się z tej propozycji.
    – Jasne! Daj namiary – odrzekł i wyjął swoją komórkę.
    – Po piętnastym, będziemy mieć więcej czasu...
    – Dobra myśl!
    Zapisał moje imię, mój numer, ja wklepałem jego cyferki, a do imienia dopisałem „pociąg”. Pamięć jest zawodna...

    Rok akademicki zaczął się pełną parą. Minął jeden piętnasty, i drugi, i trzeci...
    Nie zadzwonił. Ani ja....
    Nie wiadomo kiedy semestr minął, zaczęła się sesja.
    Nie spotkaliśmy się.
    Tego wieczora, jak zwykle zasiadłem do komputera i zacząłem przeglądać anonse. Może wśród tych wyuzdanych, przesiąkniętych brutalnym seksem ogłoszeń znajdzie się coś ciekawego? Nic... Nic... Nic... I oto... jest coś, z kategorii „widziałem cię”. I... poczułem, jak mi się robi gorąco. Zaczynało się tak: „Jechałeś pociągiem w wagonie intercity. Mieliśmy się umówić na piwo... Zgubiłem komórkę, straciłem wszystkie namiary...” Przygładziłem włosy. Data, pociąg, wagon – wszystko się zgadzało! Nie pamiętam już, jak byłem ubrany, ale opisał mnie bardzo dokładnie! Nawet kolor mojej podróżnej torby się zgadzał! Serce zaczęło mi żywiej bić. Więc on chyba też mi się mocno przyglądał, gdy mnie zmorzył sen...
    Nie wiedziałem, co odpisać – i czy w ogóle odpisać! Wówczas, w pociągu, zastanawiałem się, czy on jest gejem, ale nic na to nie wskazywało... Jeszcze raz wróciłem do ogłoszenia. Kilka razy czytałem ostatnie zdanie: „Bardzo długo się zbierałem, żeby napisać, bo w ogóle nie wiem, czy jesteś gejem i czy zaglądasz na tę stronę, ale ma nadzieję, że jakimś cudem ponownie złapiemy kontakt.”
    Siedziałem wyprostowany w krześle i nie potrafiłem się ruszyć. To było jak bajka. To było niemożliwe! Niemożliwe – a jednak jest...! Zryw...!
    Odpisałem. Napisałem, że to ja, że przepraszam, że się nie skontaktowałem dużo wcześniej, gdy być może jeszcze miał tamten swój telefon... Ale i tak było mi głupio... Co mam dalej napisać? Może na początek tyle wystarczy? Dodałem: „Tak, jestem gejem i cieszę się...” – po czym słowa „cieszę się” skasowałem.
    Odpisał jeszcze tego samego wieczora! Czytałem z wypiekami na twarzy. „Znasz pub... – tu była nazwa; oczywiście, że znałem! – Zapraszam Cię na piwo i na bilard. Będziesz miał czas jutro, 19:00?”
    Zgodziłem się bez wahania. Teraz mam dużo wolnego czasu!

    Obawiałem się tego spotkania. Jak mam się zachować? Jak on się zachowa? Co powie? Co ja mam powiedzieć? Zwykłe „Cześć, co słychać, jak leci...?” Nie, to by było głupie...    
    Tymczasem...
    Zobaczyłem go już z daleka. Podszedłem na lekko drżących nogach.
    – Cześć! Dawnośmy się nie widzieli! – uśmiechnął się i mocno uścisnął mi rękę.
    I prysło całe moje skrępowanie i ta głupia niepewność. Gadaliśmy, jakbyśmy byli starymi znajomymi, którzy się dawno nie widzieli. O wszystkim i o niczym, tylko nie o pogodzie i nie – o seksie. Ani też o partnerach, dawnych czy obecnych. Zresztą, chyba obaj wyczuliśmy, że jesteśmy singlami. I dalej, z kijami bilardowymi w ręku, omijając stojące na bandzie wysokie szklanice piwa, za to trafnie strzelając w bile, dalej rozmawialiśmy na te same bzdurne tematy, o jego nowej pracy, którą dostał i która trochę podreperuje jego studencki biedny budżet. W końcu, przerywając tę jego opowieść, wraz z kolejnym uderzeniem bili o bilę, wystrzeliłem:
    – Dlaczego napisałeś to ogłoszenie?
    Musiałem się dowiedzieć, dlaczego przez tyle miesięcy wciąż byłem w jego pamięci? Dlaczego chciał się ze mną spotkać?
    Uśmiechnął się.
    – Wiesz, jak długo się zbierałem, żeby je napisać? Nie wierzyłem. To byłoby zbyt piękne, że ty... tak samo jak ja... Ale pomyślałem, że spróbuję, że wykorzystam jeszcze tę szansę, tę możliwość. Nie będzie odpowiedzi, trudno, pogodzę się. Tak jak pogodziłem się z tym, że nigdzie na uczelni nie mogłem cię spotkać. Ale... tyle wydziałów, tyle gmachów w różnych krańcach miasta... Bywa.
      – Dlaczego... właśnie mnie...?
     – No... wiesz, tam wtedy, w tym pociągu... – wbił wzrok w stół. – A potem szlag mi trafił telefon i koniec. Gdybym znał twoje nazwisko, to szukałbym cię na przykład na nk. Wtedy pomyślałem, że... Zacząłem cię szukać na różnych portalach, zacząłem sprawdzać listy znajomych... Może mnie gdzieś zaprosiłeś?  Chciałem być chociaż twoim znajomym... A tu nic i nic. Została mi jeszcze ta możliwość. Spróbowałem.
    – I trafiłeś...
    – To był ślepy traf. Niedorzeczne przypuszczenie. Wydawało mi się, wtedy, w pociągu, że mi się przyglądasz, tak inaczej, badawczo... Podobało mi się to.
    – Nie spałeś?
    – Drzemałem, ale obudziłem się wcześniej. Widziałem. Wtedy...
    – Co wtedy?
    – Poczułem głupie podniecenie... Na twój widok. Twoje oczy... Nie mogłem już udawać. A ty nagle odwróciłeś wzrok.
    Serce mi mocniej zabiło, a nogi mi się zrobiły miękkie jak z waty. Pierwszy raz w życiu usłyszałem takie wyznanie. Mój widok go podniecił? Mój wzrok? Co zrobić...? Ująłem go za rękę. Powiedz coś, no mów dalej... – powtarzałem sobie w myśli. Ale on już powiedział. Teraz ja musiałbym coś na to odpowiedzieć, ale – jakby mi mowę odjęło.
    – Piotrek – wybąkałem – przyglądałem ci się wtedy, bo mi się spodobałeś. A uciekłem wzrokiem nie dlatego, że... że zauważyłem... no wiesz, nawet pomyślałem, że musiało ci się przyśnić coś super... ale że spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. I poczułem coś takiego, nieznanego, głębokiego... Wystraszyłem się. Wolałem odwrócić wzrok, żeby nie zrobiło się niezręcznie. Nie wiedziałem czy ty... – urwałem.
    – No, mów dalej, nie przerywaj... – patrzył mi prosto w oczy, a ja z trudem wytrzymywałem jego wzrok.
    – Więc wolałem się pilnować, żeby się nie zrobiło jeszcze bardziej niezręcznie.
    – Teraz też jest niezręcznie – powiedział po chwili, a ja ponad bilardowym stołem w jego dżinsach zauważyłem... I znów te jego oczy. I rumieniec na policzkach? I oczy mu się dziwnie szklą...
    Co zrobić? No co mam zrobić? Myśl, durniu, myśl!
    – Chodźmy stąd... jeśli chcesz... U mnie możemy spokojnie porozmawiać, mojego współlokatora nie ma. Wyjechał.
    Skinął głową.
    Wyszliśmy. Przez całą drogę, jadąc autobusem, nie rozmawialiśmy. Ja rozmyślałem. Nie miałem żadnych myśli seksualnych, nie! Po prostu jeszcze nigdy nie miałem znajomego geja. Niech to będzie najpierw taka sobie znajomość, a co z niej wyjdzie, zobaczymy. A te moje profile na wiadomych portalach – to raczej były zabawy dla zaspokojenia mojej fantazji. Teraz mam koło siebie przystojniaka, który najwyraźniej coś do mnie czuł. Szukał mnie. No i widziałem jego podniecenie, wtedy w pociągu i dziś, przy tym bilardowym stole. Jego ciasne dżinsy go zdradziły. Zresztą, on nawet nie próbował tego ukryć. Czy się zakochał? Co ja mam zrobić...?
    Wysiadamy na moim przystanku. Pokazuję mu drogę do mojego bloku. Wchodzimy do klatki. Mówię, że drugie piętro. Idziemy. Wkładam klucz do zamka. Otwieram drzwi. Biorę kurtkę z jego rąk, wieszam ją do szafy w przedpokoju. On oznajmia, że musi skorzystać z łazienki. Ja wyciągam browarek, stawiam na stoliku. Za chwilę on wraca, powoli siada obok mnie, wzrok ma spuszczony, znów wygląda nieśmiało. Próbuję coś powiedzieć, ale palcem ucisza moje usta, po czym przybliża swoje... Całujemy się. Jestem w szoku. Pierwszy raz się całuję z facetem. Ale to jest super, chcę więcej. Sięgam ustami do jego szyi – bluza mi przeszkadza. Przerywam, chwytam oddech – i rozpinam ją, ściągam mu bluzę, teraz koszulkę, kładę go lekko w tył i zaczynam ustami i językiem badać jego tors. Schodzę coraz niżej, trafiam na spodnie, widzę, że są mocno napięte w kroku. Delikatnie rozsuwam suwak. Pod spodem ma białe bokserki. Ściągam je. Od razu wyskoczył mi w górę jego wielki, gruby penis. Przez spodnie nie wydawał się taki ogromny. Trzymam go w dłoni i patrzę z podziwem. Pierwszy raz widzę coś takiego na żywo. Jejku, jaką mam na niego ochotę! Biorę do ust... Widzę, że jest mu dobrze. Ale on wstaje, kładzie mnie na plecy, ściąga pospiesznie, niemal zrywa ze mnie ubranie i zaczyna gładzić mój brzuch. Zaczyna mnie całować, idzie od ust przez szyję, bark, tors, brzuch, dochodzi do spodni, rozpina mi je jednym zdecydowanym ruchem. Czuję, jak mi się robi gorąco, gdy... zaczyna mi robić loda. Wyprężyłem się. Jakbym nie wiedział, co się dzieje. A przecież doskonale wiem! Chwytam go za głowę, gładzę go po włosach. On podnosi mi nogi do góry i... Co on robi? Zaczyna mi lizać dziurkę? Tak... Boże, czemu wcześniej nie wiedziałem, że to takie bombowe uczucie! Liże mi jądra, penisa, powoli przechodzi w górę, wraca do mojej twarzy. Znów się całujemy. Nie... bo już nie mogę! Przewracam go na plecy, przykrywam sobą. Spodnie krępują nam stopy, więc spycham je w dół, jemu i sobie. On ma łaskotki! Przypieram go całym ciężarem ciała i zaczynam ustami pieścić jego najczulsze miejsca, pod pachami i na biodrach. Skręca się, posykuje, rzuca się! To dobrze, to znaczy, że jednak wiem, jak pieścić chłopaka! On aż wyje, tak mu dobrze. Prosi, żebym przestał... Odrywam się, bo brakło mi oddechu. On przewraca się na brzuch. Daje mi dostęp do swoich pośladków. Jakie apetyczne, pełne, jakie gładkie... Zaczynam je pieścić palcami... Na plecach też ma łaskotki. Wije się, ale ja na nim siedzę, nie ma szans się uwolnić. W końcu schodzę z niego, znów się całujemy, leżąc bokiem. Obaj dłońmi poznajemy drugiego. Ocieramy się penisami, trzymamy je w swoich dłoniach. Jest świetnie!
    – Mogę...? – pyta, a ja nie wiem, o co mu chodzi! Dopiero gdy dotyka mnie swoim twardym, rozpalonym penisem...
    – Ale ja... jeszcze nigdy tak... – wyszeptałem, a on zaczął pieścić mnie tak intensywnie, że po raz kolejny nie wiedziałem, co się ze mną dzieje.  Poślinił palec, włożył go w moją dziurkę. Spiąłem się, ale – o dziwo – to było przyjemne. Jakbym od dawna o tym marzył! Uśmiechnął się, widząc moją reakcję, wsunął palec głębiej, a mnie jakby prąd przeleciał. I... przymierzył fallusa. Pocierał nim moją dziurkę, a ja myślałem, że wylecę w powietrze. I nagle... ból. Omal w głos nie zawyłem. Jego gorący, twardy penis zaczynał się we mnie wdzierać... To nie było przyjemne, pot oblał mnie od karku aż po samą dupę. Ale... wytrzymam? Wytrzymam! Muszę! Bo z nim – tego chcę!... Powoli robił sobie miejsce we mnie, wyciągał i wsuwał swoją maczugę, z każdym ruchem coraz głębiej, a ja przygryzałem wargi, czekając na finał, kiedy zdobędzie mnie sobą – całym sobą, kiedy wreszcie poczuję, że on już naprawdę jest we mnie... Boli...! Ale nie jestem naiwny, wiem, że na początku tak musi być... Wszedł... Przykrył mnie całego. Czułem nad sobą jego rozpalony oddech, a w sobie...
    – Jestem... – wyszeptał.
    – Czuję – odpowiedziałem, ale nie wiem, czy mój głos przebił się przez ściśnięte gardło.
    – Ty też jesteś... moim pierwszym... jak coś będzie nie tak...
    Gryzłem własne pięści, ale w tej chwili pogryzłbym jego. Z radości!
    – Będzie dobrze... Już. Jestem gotowy...
    I – rzeczywiście byłem...
    Nie miałem żadnych doświadczeń, ale czułem, że mówi prawdę. Jego ruchy były niewprawne, twarde, jakby kanciaste. Bolało jak jasny piernik Podświadomie czułem, że powinien to robić inaczej.
    – Idź na całość... – wyszeptałem jak idiota, a on...
    – Nie wiem, jak... Bardzo mnie ściskasz...
    No tak... Zeszły się dwa prawiczki, pomyślałem, i obaj nie wiedzą jak – i sam z własnej głupoty w głos bym się roześmiał. I naraz, w tej samej chwili... jego mocny ruch w tył i głęboki w dół sprawił, że całe moje wnętrze zadrżało. Tak, jeszcze raz... I zrozumiałem: daj się na luz, daj się na luz! – powtórzyłem sobie w myślach i powoli, stopniowo z każdym jego ruchem zacząłem odczuwać dziwną, nieznaną mi do tej pory przyjemność.
    – Tak... – utwierdzałem go. – Tak, dobrze...
    Było mi coraz lepiej. Poprawiłem się, żeby mieć lepsze pole manewru i zacząłem miarowo poruszać biodrami.
    – Mnie też – usłyszałem po chwili.
    – Nie przestawaj...
    – Teraz na pewno nie przestanę...
    Czułem, jak porusza się we mnie i czułem pod sobą, jak mocno pręży się mój penis. Każdy ruch Piotrka wgniatał mnie w kanapę, a ja swoim ciałem zgniatałem własnego penisa, jakbym... jakbym kochał się z kimś, jakbym też wprowadził go w... W co? W drugie ciało? Wiem, złudzenie, ale jakie... jakie niesamowite, jakie podniecające!
    – Jeszcze – szeptałem, kręcąc dupą. – Jeszcze! – a on pracował niezmordowanie. W pewnej chwili poczułem, że wzbiera we mnie orgazm. Całe cało zaczęło mi drgać, przestałem myśleć, zacząłem jęczeć i ...
    – Nie przerywaj, nie, do końca...
    – Nie mogę, nie mogę... Już...!
   
    Daleko później uświadomiłem sobie, że był to mój największy orgazm, jaki kiedykolwiek przeżyłem. Piotr leżał obok mnie, trzymał mnie w ramionach, a ja jego. Pewnie usnęliśmy. Jak długo? Nie wiem...
    – Zostaniesz na noc? – spytałem wybudzony, gładząc jego policzek.
    – Jeśli mnie nie wyrzucisz...
    Byliśmy nadzy, objęci, wtuleni w siebie. Było mi cudownie.
    Obudziłem się rano u jego boku. On jeszcze spał. I nagle poczułem się bardzo... bardzo niekomfortowo. Co dalej? Co teraz...? Analizowałem wszystko, co się wydarzyło. Jak szybko z osoby, która zaledwie podejrzewała siebie o lekki biseksualizm, stałem się osobą, która ponad kontakty z dziewczyną na pewno będzie przedkładała kontakty z facetem. Nie miałem jeszcze dziewczyny, ale juz miałem – chłopaka... Tak szybko to wszystko się wydarzyło. Czy nie za szybko? Ile go znam? Tak naprawdę to dopiero kilka godzin. Naszej wspólnej podróży nie mam tutaj co liczyć. Ale – dobrze mi było...!
    Delikatnie wysunąłem się z pościeli. Popatrzyłem w jego nagie pośladki. Co za chłopak... Wszedłem do łazienki. Pod ożywczym strumieniem tuszu wciąż analizowałem to, co było i sam siebie pytałem: co dalej? Co teraz? Jak się zachować...?
    Jak? Po prostu powycierać się, ubrać, pójść do kuchni, zrobić śniadanie... śniadanie dla dwojga... pierwsze śniadanie dla dwojga...
    Wychodziłem z uśmiechem na ustach. I – naraz ten uśmiech zastygł mi na wargach: w sypialni nie było nikogo. Jego rzeczy zniknęły, on też... Przedpokój pusty. W szafie nie ma jego kurtki...
    Usiadłem pod drzwiami. Dlaczego...? Więc to wszystko miało być tylko taką sobie jednorazową przygodą? Czy to znaczy, że zakochałem się w człowieku, który miał być tylko kumplem, który mi się, co prawda, podobał, ale miał być tylko kumplem? A on...? Więc po co tak wytrwale mnie szukał, po co mnie odnalazł? Chciało mi się płakać...
    Po tygodniu dostałem wiadomość, tą samą drogą: przez ogłoszenie: „Przepraszam, że wyszedłem bez pożegnania. Bałem się, że mnie rano wyrzucisz na pysk. Jeśli się myliłem, odpisz.”
    Siedziałem i patrzyłem w monitor. Kilka razy czytałem, to samo. Czy dobrze to rozumiem...? „...że mnie rano wyrzucisz na pysk...” – dlaczego miałbym go wyrzucić? „Jeśli się myliłem...”
    Jeśli się myliłem... A jeśli to ja się myliłem?    
    Wciąż siedzę i patrzę. Na co jeszcze patrzę...? Człowieku, zrób coś!


    – Co kupiłeś? – przyglądałem się Piotrkowi wchodzącemu z torbami pełnymi zakupów.
    – A, same dobre rzeczy. Szynkę, ser, pomidory, oliwki, bułki, te, które tak lubisz, no i składniki na tę dziwną potrawę, którą chciałeś przygotować. Nie zapomniałem chyba o niczym – jego twarz była taka promienna…
    – To świetnie – wstałem od komputera. – Poczekaj, umyję ręce i pomogę ci to wszystko ogarnąć – i zniknąłem za drzwiami łazienki.

    To już dwa miesiące od tego dnia. Od tego spotkania, które zmieniło całe moje życie. On je zmienił. Cały ten czas był taki cudowny. Nie ma nic cudowniejszego na świecie, niż kłaść się spać i budzić się w ramionach człowieka, który ci się podoba i jesteś świadom, że ty mu się też podobasz. Chciałbym, żeby ten czas nigdy nie minął.
    A spotkanie... pamiętam, jakby to się stało dzisiaj. Pół roku wcześniej poznaliśmy się w pociągu, później pół roku zero kontaktu i ogłoszenie na stronie, że mnie szuka. Następnie to właśnie spotkanie, które skończyło się cudownie, prawie cudownie. Prawie, bo rano go nie było... Ale tydzień później znów napisał… Co mu odpisałem? Otóż właśnie – sam sobie się dziwię, że napisałem tak: „Draniu jeden, jak mogłeś! Najpierw mnie rozkochujesz w sobie, a po pierwszej wspólnej nocy sprawiasz, że życie traci sens. Wiesz, jak się czuję? I co to za tłumaczenie, że się bałeś. A to wszystko, co ci mówiłem, o czym rozmawialiśmy? To nic nie znaczyło? Jeśli chcesz się jeszcze do mnie kiedykolwiek odezwać, zrób to jak najszybcie...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin