5 - Pretty Little Liars -Wicked - Rozdział 19.doc

(101 KB) Pobierz
PROLOG



Pretty Little Liars – Wicked                                                                  Nikczemność

ROZDZIAŁ 19

Z ciasteczek szczęścia

raczej nie wynika nic dobrego

 

W czwartek wieczorem po treningu pływackim Emily stała przed sięgającym do podłogi lustrem na szkolnym basenie i mierzyła uważnym spojrzeniem swój strój. Założyła swoje ulubione czekoladowo-brązowe sztruksy, jasno-różową bluzkę z maleńkim koronkowym mankietem i ciemno-różowe buty na płaskim obcasie. Czy to był odpowiedni wygląd na kolację w „China Rose” z Isaac’iem? A może był zbyt dziewczyński i nie w jej stylu? Nie, żeby wiedziała, co ostatnio kwalifikuje się jako jej styl.

- Coś się tak wystroiła? – Emily aż podskoczyła, gdy zza rogu wypadła Carolyn. – Masz randkę?

- Nie! – zaprzeczyła prędko przestraszona Emily.

- Kto to? Znam ją? – Carolyn porozumiewawczo przechyliła głowę.

. Emily zacisnęła zęby.

- To tylko kolacja z chłopakiem. Przyjacielem. Tylko to.

- Mamie też sprzedałaś tą historyjkę? – Carolyn pochyliła się szybko i poprawiła kołnierzyk Emily.

Właściwie, Emily dokładnie to powiedziała matce. Pewnie była jedyną dziewczyną w Rosewood, która mogła powiedzieć rodzicom, że spotyka się z chłopcem i nie musiała wysłuchać żadnego paranoicznego wykładu o tym, że seks to poważna sprawa, i powinien dotyczyć osób bardziej od niej starszych i zakochanych.

Od wczorajszego pocałunku z Isaac’iem kręciła się w mgiełce konsternacji. Kompletnie nie miała pojęcia, co działo się na którejkolwiek lekcji. Kanapka na obiad z masłem orzechowym i galaretką równie dobrze mogła zawierać trociny i sardynki. I prawie się nie wzdrygnęła, gdy po treningu Mike Montgomery i Noel Kahn pomachali do niej na parkingu i zapytali, czy miło spędziła bożonarodzeniową przerwę.

- Czy istnieje lesbijska wersja Mikołaja? – krzyczał z przejęciem Mike. – Siedziałaś na jej kolanach? Czy są elfy-lesbijki?

Emily nie poczuła się nawet urażona, i to też ją martwiło skoro takie żarty już jej nie przeszkadzały, czy oznaczało to, że już nie jest lesbijką? Ale czy właśnie to nie była ta wielka, przerażająca rzecz o niej samej, którą w ciągu kilku ostatnich miesięcy sobie uświadomiła? Pod, dla którego rodzice odesłali ją do Iowa? Kim była, jeśli czuła do Isaaca to samo, co do Mayi i Ali? Hetero? Bi? Pomylona?

Choć bardzo chciała powiedzieć rodzinie o Isaac’u (jak na ironię, był wzorcowym chłopcem, którego można by im przedstawić), to czuła się zmieszana. A jeśli jej nie uwierzą? Jeśli będą się śmiać? Jeśli się rozzłoszczą? Wiele z jej winy przeszli jesienią. I teraz tak po prostu znowu podobają się jej chłopcy? A wiadomość od „A” do pewnego stopnia była słuszna. Nie miała pojęcia, do jakiego stopnia konserwatywny jest Isaac, ani jak zareaguje na tajemnice z jej przeszłości. Może będą dla niego krępujące i już nigdy się do niej nie odezwie?

Emily zatrzasnęła swoją szafkę, przekręciła tarczę zamka i zarzuciła na ramię brezentową torbę.

- Powodzenia. – zanuciła pogodnie Carolyn, gdy Emily wychodziła. – Na pewno jej się spodobasz. – Emily skrzywiła się, ale jej nie poprawiła.

China Rose” znajdowała się kilka mil dalej Route 30 w niedużym, odosobnionym budynku obok rozpadającej się budowli, gdzie kiedyś było źródło. Żeby się tam dostać, Emily musiała przejechać przez parking obok pasmanterii Kinko’s i rynku Amiszów, gdzie sprzedawano domowej roboty jabłkowe masło i obrazy na lakierowanych drewnianych płytach przedstawiające wiejskie zwierzęta. Gdy wysiadła z samochodu, parking był upiornie cichy. Zbyt cichy? Włoski na jej karku zaczęły się unosić. Emily nie zadzwoniła wczoraj wieczorem do Arii, żeby przedyskutować sprawę Nowego „A”. Prawdę powiedziawszy, Emily za bardzo się bała, żeby z kimkolwiek o tym porozmawiać, i uznała, że jeśli po prostu nie będzie o tym myśleć, to samo się skończy. Aria też do niej nie oddzwoniła. Emily zastanawiała się, czy też próbuje wyprzeć sprawę ze świadomości.

„Bowl-O-Rama” w Rosewood także była budynkiem handlowym, chociaż był on właśnie w trakcie przeróbki na kolejny „Whole Foods[1]”.

Emily, Ali i pozostałe właśnie tutaj przychodziły na kręgle w piątkowe wieczory na początku szóstej klasy, zaraz po tym jak się zaprzyjaźniły. Początkowo Emily uważała, że to dziwne. Sądziła, że będą chodzić raczej do Centrum Handlowego „King James”, tam, gdzie Ali i jej poprzednia świta spędzały weekendy. Ale Ali powiedziała, że potrzebuje przerwy od tego miejsca, i od wszystkich innych osób z Rosewood Day.

- Nowi przyjaciele potrzebują czasu tylko dla siebie, nie sądzicie? – powiedziała im Ali. – I nikt ze szkoły nas tu nie znajdzie.

Była to ta sama kręgielnia, gdzie Emily po raz pierwszy i ostatni zapytała Ali o Kapsułę Czasu – i złowieszcze słowa Iana z tamtego dnia. Wygłupiały się na alejce, naładowane słodką energią z wodotrysku z gazowanymi napojami w snack barze i sprawdzając, czy nie uda im się strącić większej ilości kręgli, jeśli będą rzucać kulę spomiędzy nóg. Tamtej nocy Emily czuła się wyjątkowo odważna i bardziej skłonna do roztrząsania przeszłości, której wszystkie tak mocno usiłowały unikać. Kiedy wstała Spencer, żeby rzucić kulą, a Hanna i Aria pobiegły do automatów, Emily odwróciła się do Ali, która pilnie rysowała uśmieszki na marginesach karty wyników.

- Pamiętasz kłótnię, w jaką wdał się twój brat z Ianem, tego dnia, kiedy ogłoszono Kapsułę Czasu? – zapytała Emily od niechcenia, zupełnie jakby sama nie zastanawiała się nad tym od wielu tygodni.

Ali odłożyła zawiązany na supeł ołówek i przez blisko minutę wpatrywała się w Emily. W końcu pochyliła się i ponownie zawiązała i tak mocno napięte sznurówki.

- Jason to świr. – wymamrotała. – Kiedy tamtego dnia mnie podwoził do domu, dokuczałam mu z tego powodu.

Ale Jason nie podwoził Ali do domu – odjechał szybko czarnym autem, a Ali i jej świta ruszyły w stronę lasu.

- Czyli ta kłótnia cię nie zdenerwowała, tak?

Ali z szerokim uśmiechem uniosła wzrok.

- Spokojnie, Killer! Potrafię o siebie zadbać! – wtedy Ali po raz pierwszy nazwała ją „Killer”, jakby była jej osobistym pitbullem do ochrony, i to przezwisko do niej przylgnęło.

Patrząc na to z perspektywy czasu Emily zastanawiała się, czy Ali nie poszła wtedy spotkać się z Ianem, i maskowała to kłamstwem o jeździe do domu z Jasonem. Emily, wytrząsając z głowy myśli o Ali, zatrzasnęła drzwi Volvo, włożyła kluczyki do kieszeni, i ruszyła krótką, wyłożoną cegłami ścieżką do frontowych drzwi „China Rose”. Wnętrze restauracji było upodobnione do pokrytej strzechą chaty, z bambusową powłoką zasłaniającą sufit i wielkim akwarium wypełnionym nadętymi srebrzystymi złotymi rybkami. Emily przemknęła obok poczekalni działu z daniami na wynos, zapach imbiru i dymki drażnił jej nos. Grupka kucharzy kręciła się nad wokami[2] w chaotycznej otwartej kuchni. Na szczęście, nie dostrzegła żadnych znajomych twarzy z Rosewood Day.

Isaac machał do niej znad stolika w tylnej części pomieszczenia. Emily odmachała, zastanawiając się, czy jej twarz przypadkiem nie drga w nerwowych tikach. Podeszła do niego na trzęsących się nogach, usiłując nie wpaść po drodze na żaden z ciasno zgrupowanych stolików.

- Cześć. – powiedział Isaac. Miał na sobie granatową koszulę, która podkreślała jego oczy. Odgarnięte z twarzy włosy odsłaniały rzeźbę kości policzkowych.

- Cześć. – odparła Emily. Gdy siadała nastąpiła wymowna pauza.

- Dzięki, że przyszłaś. – powiedział raczej oficjalnie Isaac.

- Nie ma za co. – Emily starała się mówić nieśmiało i powściągliwie.

- Tęskniłem za tobą. – dodał Isaac.

- Och. pisnęła Emily, nie miała pojęcia, jak na to odpowiedzieć. Żeby nie być do tego zmuszoną, pociągnęła łyk wody.

Kelnerka, przerywając im, podała menu i ręczniki do rąk. Emily położyła ręcznik na nadgarstkach, usiłując się uspokoić. Przyjemna wilgoć na skórze nasunęła jej na myśl czas, gdy razem z Mayą wybrały się popływać w strumieniu Marwyn jesienią. Woda była taka ciepła i kojąca od popołudniowego słońca, jak w ciepłej kąpieli.

Brzęk patelni przerwał myśli Emily. Na niebiosa, dlaczego przyszła jej do głowy Maya? Isaac spojrzał na nią z zainteresowaniem, jakby wiedział, o czym myślała. Jeszcze bardziej się zarumieniła.

Emily wbiła wzrok w podkładki pod talerze z chińskimi znakami zodiaku, z mocnym postanowieniem oderwania myśli od Mayi. Na krawędziach podkładek były także zwykłe znaki zodiaku.

- Jaki jest twój znak zodiaku? – rzuciła.

- Panna. – odparł natychmiast Isaac. – Chojny, nieśmiały perfekcjonista. A twój?

- Baran. – odpowiedziała Emily.

- To znaczy, że pasujemy do siebie. – Isaac posłał jej uśmieszek.

- Znasz się na astrologii? – zdumiona Emily uniosła brwi.

- Ciocia się tym interesuje. – wyjaśnił Isaac przeciągając ręcznikiem po dłoniach. – Ciągle u nas przesiaduje, i kilka razy do roku robi mi horoskop. Od szóstego roku życia wiem wszystko o księżycowym węźle i ascendencie. Jeśli chcesz, tobie też postawi horoskop.

- Byłoby świetnie. – zachwycona Emily uśmiechnęła się szeroko.

- A czy wiesz, że tak naprawdę wcale nie jesteśmy tymi znakami, którymi nam się wydaje? – Isaac pociągnął łyk zielonej herbaty. - Widziałem coś na ten temat na Science Channel[3]. Ludzie stworzyli zodiak tysiące lat temu, ale w międzyczasie Ziemia powoli przesunęła się na swojej orbicie. Konstelacje zodiaku i miesiące, kiedy pojawiają się na niebie są przesunięte o cały jeden znak. Nie do końca zrozumiałem cały wykład, ale, technicznie rzecz biorąc, nie jesteś Baranem. Jesteś Bykiem.

Emily nie mieściło się to w głowie. Byk? Całe jej życie było idealnie dopasowane do tego, co właściwe dla Barana: od wyboru stroju po najlepszy dla niej styl pływania. Ali dokuczała jej, że godne zaufania, uparte Barany mają zawsze najnudniejsze horoskopy, ale Emily lubiła swój znak. O Bykach wiedziała jedynie, że są niecierpliwi, zawsze muszą być w centrum uwagi i czasami są zdzirowate. Spencer była Bykiem. Ali też. A może w rzeczywistości były Rybami?

Isaac pochylił się do przodu odsuwając na bok menu.

- A ja jestem Lwem. I mimo to wciąż do siebie pasujemy. - odłożył menu. – A teraz, skoro astrologię mamy już za sobą, co jeszcze powinienem o tobie wiedzieć?

Uporczywy, cichy głosik w głowie Emily twierdził, że jest jeszcze mnóstwo rzeczy, które powinien wiedzieć, ale dziewczyna wzruszyła tylko ramionami.

- Może najpierw opowiedz mi o sobie?

- Okay. – Isaac z namysłem napił się wody. – Cóż, gram nie tylko na gitarze, ale także na fortepianie. Uczę się tego od trzeciego roku życia.

- Łał. – zakrzyknęła Emily. – Też się uczyłam, jak byłam młodsza, ale stwierdziłam, że to zdecydowanie zbyt nudne. Rodzice na mnie krzyczeli, bo nigdy nie ćwiczyłam.

Isaac uśmiechnął się.

- Mnie rodzice też zmuszali do ćwiczeń. A zatem… co jeszcze? Cóż, tata jest właścicielem firmy cateringowej. A ponieważ jestem miłym facetem i jego synem, a co za tym idzie tanią siłą roboczą, dużo pracuję na imprezach, które obsługuje.

- Czyli umiesz gotować? – Emily wyszczerzyła się.

- Niee, w kuchni jestem żałosny – nawet tosta nie potrafię zrobić. Ja tylko obsługuję. W przyszłym tygodniu będę na zbiórce funduszy w tej klinice dla oparzeń. To też szpital chirurgii plastycznej, ale mam nadzieję, że impreza nie będzie zbierać pieniędzy także na to. – wykrzywił się zabawnie.

Emily wytrzeszczyła oczy. W okolicy była tylko jedna klinika oparzeń i chirurgii plastycznej.

- Mówisz o szpitalu William Atlantic?

Isaac, uśm...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin