Lee Miranda - Sprzedana szejkowi.rtf

(221 KB) Pobierz

Miranda Lee

Sprzedana szejkowi

 

Sold to the Sheikh

Tłumaczyła Hanna Walicka


Prolog

 

Przez całe popołudnie arogancko wlepiał w nią piękne, ciemne oczy. Odkąd ich sobie przedstawiono, Charmaine przeczuwała, że przed końcem wyścigów jego wysokość Ali, książę Dubaru, uczyni jej jakąś propozycję.

Gdy tylko spostrzegła, że się nią interesuje, natychmiast pożałowała, iż zgodziła się wejść do jury oceniającego stroje pań podczas dorocznych wiosennych wyścigów konnych. Przyjemność brania udziału w tej imprezie nie rekompensowała niedogodności sytuacji, w której czuła się wydana na łup spojrzeń kolejnego playboya.

Musiała wytrwać do czwartej po południu, kiedy jury zakończy prace. Nie powinna okazywać zdenerwowania, choć podejrzewała, że do tego czasu książę nie ograniczy się do ścigania jej wzrokiem i przemówi. Myśli mężczyzny, które odgadywała, przejmowały ją dreszczem. Nic bardziej nie budziło jej niechęci niż zadufani w sobie, przystojni bogacze, którzy uważali, że mogą sięgnąć po każdą kobietę, która im się spodoba.

Ten zaś był więcej niż przystojny i zamożny. Charmaine nigdy w życiu nie spotkała kogoś równie imponującego. Był wyższy i smuklejszy niż inni arabscy książęta, starannie ogolony i ubrany w jasnoszary garnitur oraz śnieżnobiałą koszulę, która doskonale komponowała się z oliwkową cerą i kruczoczarnymi włosami. Miał wyrazistą twarz, prosty nos i hipnotyzujące oczy.

Wyglądał jakoś inaczej niż szejkowie, których widywała do tej pory. Jak każda supermodelka, obracała się wśród najbogatszych ludzi świata. Zasobni i sławni lubią otaczać się pięknymi dziewczynami.

Ani zaproszenie do prywatnej loży księcia Alego, ani to, że myślał o niej podczas całych wyścigów, wcale jej nie zaskoczyło. Z doświadczenia wiedziała, iż arabscy multimilionerzy przeceniają swój urok, a nie biorą pod uwagę moralności kobiet Zachodu. Bez wątpienia ten Arab uznał ją za łatwą zdobycz. Miała wielką ochotę utrzeć mu nosa i dać nauczkę.

Nie myliła się. Płonącym wzrokiem obejmował jej sylwetkę w obcisłej jedwabnej sukience i rozbierał spojrzeniem. Nie po raz pierwszy jej uroda wysokiej, długowłosej blondynki o błękitnych oczach wywoływała takie wrażenie. Charmaine olśniewała już w wieku szesnastu lat. Teraz, jako kobieta dwudziestopięcioletnia, zwracała uwagę wszystkich mężczyzn. Na wybiegu i podczas sesji zdjęciowych występowała najczęściej w skąpych kostiumach kąpielowych lub w eleganckiej bieliźnie sprzedawanej przez wytworne domy mody. Jako fotomodelka zarobiła dzięki temu sporo pieniędzy.

Niestety, mężczyźni, oglądając ją na bilbordach w skąpym stroju, zakładali, iż ciało ma również na sprzedaż. Wielu bogaczy sądziło, że można ją sobie kupić jako kochankę albo żonę. Charmaine traktowała to jak perwersyjną zabawę, zdając sobie sprawę, iż gdyby znali ją lepiej, zrozumieliby, że jest ostatnią kobietą, z którą chcieliby pójść do łóżka.

Książę Ali też pewnie przeżyłby rozczarowanie, gdyby zgodziła się na spełnienie którejś z jego fantazji. Właściwie robiła mu uprzejmość, z góry je odrzucając.

Z lekkim uśmiechem zajęła miejsce w loży obok jego wysokości. Siedział tak blisko, że czuła zapach wody kolońskiej i mogła dostrzec jego wyjątkowo długie rzęsy. Poza nimi w loży nie było nikogo. Nawet ochroniarzy. Widać książę zadbał, by nikt nie zakłócał tego sam na sam.

— Czekałem na panią z niecierpliwością — rzekł w sposób, który zdradzał, iż kształcił się w najlepszych angielskich szkołach. — Czy skończyła pani dzisiaj sędziowanie?

— Tak. Nie myślałam, że aż tak trudno będzie wybrać zwyciężczynię. Dużo tu świetnie ubranych kobiet.

— Gdybym ja zasiadał w jury, znalazłaby się tylko jedna kandydatka. Właśnie pani, moja piękna.

Charmaine opanowała irytację, pozwalając mu mówić.

— Zastanawiałem się, czy zechciałaby pani towarzyszyć mi dziś przy kolacji?

Pewnie masz na mnie apetyt, pomyślała Charmaine i spojrzała nań chłodno.

— Proszę wybaczyć — rzekła — lecz jestem dziś zajęta.

Pierwsza porażka nie zniechęciła księcia.

— Może innym razem. Słyszałem, że mieszka pani w Sydney, a ja bywam w tym mieście co tydzień.

Charmaine niewiele o nim słyszała. Jak większość szejków unikał rozgłosu. Lecz organizatorzy wyścigów w Melbourne z dumą opowiedzieli jej o szczodrości, z jaką rodzina królewska Dubaru wspierała ich przedsięwzięcie. Dowiedziała się, że Ali ma trzydzieści pięć lat i jest właścicielem wielkiej stadniny koni w Hunter Valley na północny zachód od Sydney. Ostatnio przynosiło mu to wielkie zyski. Jego rodzina uwielbiała wyścigi i posiadała stadniny także w Wielkiej Brytanii oraz Stanach. Książę był odpowiedzialny za interesy w Australii. Dyskretnie poinformowano ją również o reputacji, którą cieszył się wśród kobiet jako mężczyzna i kochanek. Nie wiedziała, czy ma to traktować jako ostrzeżenie czy zachętę. Uznała, iż jeśli w ten sposób chciał się jej zareklamować, to tracił czas.

Postanowiła szybko wyprowadzić go z błędu.

— Wracam do Sydney jutro po południu — ciągnął mężczyzna, nie spuszczając z niej wzroku. — W każdy piątkowy wieczór grywam z przyjaciółmi w karty w swoim hotelowym apartamencie, a w soboty bywam na wyścigach. W Melbourne jestem tylko ze względu na gonitwę, w której brały udział moje konie. Niestety, żaden nie wygrał.

— To przykre — powiedziała bez cienia sympatii w głosie, lecz książę zdawał się tego nie zauważać, jakby w ogóle nie brał pod uwagę, iż jakakolwiek kobieta może nie być zainteresowana jego słowami.

Charmaine aż uśmiechnęła się na myśl, że jego wysokość po raz pierwszy zazna odrzucenia.

— Znajdzie pani czas, by zjeść ze mną kolację w niedzielę wieczorem? — nalegał. — A może jakieś zobowiązania zatrzymują panią w Melbourne?

— Nie. Lecę do Sydney jutro rano. Lecz i tego wieczoru nie będę towarzyszyć waszej wysokości — odrzekła.

— Ma pani już inne plany?

— Nie.

— Kochanek nie pozwoli pani wybrać się ze mną na kolację? — spytał z rozbawieniem. — A może tajny protektor?

Irytacja Charmaine sięgnęła zenitu. Rozgniewały ją te przypuszczenia oraz fakt, że książę nie dopuszczał myśli, iż zwyczajnie może jej nie odpowiadać jego towarzystwo. Najbardziej zdenerwowało ją, że śmiał sugerować, iż jest czyjąś utrzymanką.

— Nie mam kochanka ani protektora. Proszę przyjąć do wiadomości, że nigdy nie będę miała czasu na kolację z mężczyzną pańskiego pokroju, więc proszę nie trudzić się zaproszeniami.

Na twarzy księcia odmalowało się zdumienie. Gniewnie zmarszczył brwi.

— Mojego pokroju? — powtórzył. — Mogę spytać, co pani ma na myśli?

— Owszem — odparła zimno. — Lecz wasza wysokość nie otrzyma odpowiedzi.

— Mam prawo wiedzieć, czemu potraktowała mnie pani tak grubiańsko.

Charmaine ogarnęła jakaś blokowana latami wściekłość.

— Prawo? — rzuciła i zerwała się z miejsca. — Jakie prawo? Złożył mi pan propozycję, a ja odmówiłam. Została powtórzona, więc wyraźnie stwierdziłam, że awanse z pańskiej strony nie są mile widziane. Nie widzę w tym grubiaństwa. To ja mam prawo nie chcieć być napastowana przez zepsutego aroganta, któremu nie wystarcza raz powiedziane „nie”. Moja odpowiedź zawsze będzie negatywna, książę. Proszę to zapamiętać. Jeśli będzie mnie pan nachodził, poproszę o pomoc policję.

Charmaine odwróciła się i wybiegła z loży. Trochę się obawiała, że ktoś zacznie ją ścigać. Była wdzięczna, iż książę dał temu spokój, bowiem gdyby tylko jej dotknął, chybaby go spoliczkowała. Zacisnęła palce na torebce aż do bólu, lecz to jej nie uspokoiło. Jeszcze kiedy siadała za kierownicą auta, cała się trzęsła. Nagle ujrzała w myślach zdumione oblicze księcia Alego i jęknęła. Tym razem posunęła się jednak za daleko.

Zwykle odmawiała mężczyznom znacznie uprzejmiej, ale ten człowiek uruchomił w niej agresję. Może dlatego, że był bardziej atrakcyjny niż inni. Nie mogła zapomnieć jego oczu. Pewnie uwiódł nimi wiele naiwnych Australijek. Ta myśl znów wznieciła jej gniew. Niewiele brakowało, by, wyjeżdżając z parkingu, uderzyła w jakiś samochód. Z trudem nakazała sobie spokój. Nie chciała przecież spowodować wypadku. W poniedziałek miała lecieć na Fidżi, ze względu na udział w kolejnej sesji zdjęciowej.

Nie czuj się winna, nakazała sobie. Tacy jak on nie mają uczuć zwykłych ludzi. Kierują się żądzami. Alemu nie udało się spełnić zachcianki. Wielkie rzeczy! I tak nie pójdzie sam na kolację ani do łóżka. Jakaś inna głupia dziewczyna go zaspokoi.

Jednak nie mogła przestać o nim myśleć przez cały następny tydzień. Pewnie zdecydowało o tym poczucie winy. Nigdy wcześniej nie dała się tak ponieść emocjom. Zwykle głęboko je ukrywała. Sposób, w jaki potraktowała księcia, nie leżał w jej naturze.

W końcu jednak zapomniała o całym zajściu i zajęła się pracą. Miała wiele do zrobienia, więc nie starczało jej czasu, by zajmować się mężczyznami podobnymi do księcia Alego. Z milszymi od niego też dała sobie spokój.

Media byłyby zdziwione, gdyby odkryły, że modelka uznawana za najbardziej seksowną na świecie żyje w celibacie. Charmaine zdawała sobie sprawę, iż takie informacje nie posłużyłyby jej karierze. Występowała w prowokacyjnych strojach. Dbała o to, by widywano ją w towarzystwie atrakcyjnych mężczyzn. Zwykle byli to koledzy po fachu, pracujący w branży mody, najczęściej geje. Bez trudu utrzymywała opinię wampa i w ten sposób więcej zarabiała.

Potrzebowała środków, by prowadzić swoją fundację pomocy dzieciom chorym na raka. Badania nad tą chorobą i próby ulżenia cierpieniom małych pacjentów oddziałów onkologicznych pochłaniały miliony.

Czasem popadała w depresję i traciła wiarę, że podoła zadaniu, lecz nie poddawała się i z wielką determinacją kontynuowała swoją misję. Zrobiłaby wszystko, by zdobyć jeszcze więcej środków na ten cel.


Rozdział pierwszy

Jedenaście miesięcy później. Październik, czas wiosny w Sydney.

 

— Podziwiam twoją odwagę, Charmaine — powiedziała Renée, studiując jadłospis, by wybrać coś na lunch. — Zastanawiałaś się, kto w przyszłą sobotę może wygrać aukcję, której stawką jest kolacja z tobą?

— Mam nadzieję, że jakiś bogacz. Mój cel to wylicytowanie dziesięciu milionów dolarów — roześmiała się Charmaine.

— A więc musiałby to być jakiś multimilioner lub nawiedzony wielbiciel.

Charmaine jeszcze raz uśmiechnęła się do przyjaciółki, która była nie tylko właścicielką zatrudniającej ją agencji, lecz przede wszystkim miłą osobą. Jej przyjazny stosunek do świata uwyraźnił się jeszcze bardziej, odkąd szczęśliwie wyszła za mąż, a teraz oczekiwała dziecka.

Charmaine musiała przyznać, że mąż Renée, Rico Mandretti, stanowił pozytywny wyjątek wśród boga — tych i przystojnych facetów, których nie darzyła sympatią. Kto mógł przypuszczać, iż taki playboy, król telewizyjnych programów kulinarnych, zamieni się w przykładnego męża i dobry materiał na przyszłego ojca?

A jednak tak się stało. Gdy Charmaine poznała go jako telewizyjną gwiazdę, ani trochę z nią nie flirtował, co uznała za dobry znak. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że Rico i Renée są parą. Jej stosunki z Renée ograniczały się do spraw zawodowych. Nie dochodziło między nimi do zwierzeń.

— Nie obchodzi mnie, co to za mężczyzna, jeśli tylko dobrze zapłaci za tę kolację. Nie musisz się obawiać o moje bezpieczeństwo, choć miło, że się o nie troszczysz. Reguły gry przewidują, że kolacja odbędzie się w restauracji hotelu Regency, a więc w miejscu publicznym. Gdyby pojawiły się kłopoty, mogę się natychmiast wycofać.

Renée nie wątpiła, że Charmaine da sobie radę. Była znacznie silniejszą i bardziej zdecydowaną osobą, niż pokazywały to zdjęcia, na których wyglądała jak uosobienie seksu, a zarazem niewinności i wrażliwości. Trudno zgadnąć, na czym to polegało. Może sprawiały to długie, jasne włosy, spływające falą aż do pasa, bo raczej nie pełne, namiętne usta ani zachęcający do flirtu blask niebieskich oczu.

Osobowość Charmaine łączyła w sobie wiele sprzeczności. Zapewne nikt z jej otoczenia nie wiedział, jaka była naprawdę. A już na pewno nie mężczyźni, z którymi się fotografowała, lecz którzy nic dla niej nie znaczyli.

Odkąd Renée znała Charmaine, nigdy nie widziała jej z ukochanym mężczyzną. Pewnie praca zawodowa i działalność dobroczynna nie zostawiały czasu na życie prywatne. Rico był innego zdania. Uważał, że Charmaine w przeszłości musiała się zawieść na jakimś mężczyźnie i stąd jej obecny cynizm w tych sprawach. Nie mógł uwierzyć, by jakakolwiek kobieta pragnęła spędzić życie samotnie. Jego żona nie chciała ryzykować utraty przyjaźni Charmaine, więc nie zadawała żadnych osobistych pytań. Była szczęśliwa, iż najpopularniejsza australijska modelka podpisała kontrakt z jej agencją.

Wcześniej Charmaine miała własnego agenta, lecz zwolniła go, gdy okazało się, że popełniał nadużycia. W sprawach finansowych była bezwzględna. Żądała wysokiej gaży i nie marnowała pieniędzy. Dużą część dochodów przeznaczała na założoną przez siebie fundację do walki z rakiem. Rok wcześniej leukemia zabrała jej małą siostrzyczkę. Po kilku miesiącach żałoby postanowiła zacząć pomagać chorym dzieciom i stąd fundacja.

Wykazywała niespożytą energię w gromadzeniu funduszy. Każdego nagabywała o datki lub ochotniczą pracę dla dobra małych pacjentów. Postarała się też, by Renée namówiła męża do prowadzenia sobotniej aukcji. Ją samą zwolniła ze wszystkich obowiązków ze względu na zaawansowaną ciążę. Renée spodziewała się bliźniaków. To był już siódmy miesiąc, lecz zamierzała przybyć na tę imprezę.

Właściwie z niecierpliwością czekała sobotniego wieczoru, kiedy spotka przyjaciół, Charlesa i Dominique, z którą będzie mogła pogadać o dzieciach. Nawet Ali obiecał pojawić się na aukcji. Właściwie nie miał zamiaru przyjść, póki Renée nie pokazała mu broszury zawierającej spis licytowanych rzeczy i nie wyjaśniła, jaki cel ma to przedsięwzięcie.

Zmiana decyzji księcia zdumiała wszystkich graczy z ich piątkowego karcianego kółka. Ali rzadko pokazywał się w publicznych miejscach. Chodziło o względy bezpieczeństwa. Jednak hotel Regency dbał o to, by bogaci klienci czuli się w nim swobodnie.

— Udało się zapełnić wszystkie miejsca przy moim stoliku — pochwaliła się Renée. — Jeszcze jeden z przyjaciół zgodził się przybyć. Czy wspominałam ci, że w każdy piątkowy wieczór w hotelu Regency grywam w pokera ze znakomitymi partnerami?

— Nic nie mówiłaś. O ile wiem, interesujesz się też wyścigami i masz własne konie.

— Tak. To moja druga namiętność. Okropna ze mnie hazardzistka. Pewnie cię zainteresuje, że wszyscy moi partnerzy od pokera to prawdziwi bogacze. Jest między nimi Charles Brandon. Słyszałaś o jego piwnym imperium?

— Tak. Spotkałam go ostatnio na jakiejś premierze. Jest bardzo zakochany w swojej żonie.

— Mhm. Na imię jej Dominiąue. Oboje mają złote serca. Z pewnością wezmą udział w aukcji. Nie mogę powiedzieć tego samego o naszym czwartym pokerowym partnerze, choć czasami bywa hojny. To…

— Co panie zamawiają? — spytała kelnerka, przerywając rozmowę.

— Proszę dać nam jeszcze chwilę do namysłu — rzekła Charmaine.

Restauracja, w której jadły lunch, znajdowała się w porcie, niedaleko centrum miasta. Należała do najmodniejszych i najprzyjemniejszych w sezonie wiosennym.

— Dajmy już spokój aukcji — zaproponowała Charmaine. — Zajmijmy się lepiej jadłospisem. Może raz zamówimy coś tuczącego? Wszystko budzi pokusy. Od miesięcy nie jadłam hamburgera, a słyszałam, że tu mają świetne. Na deser sernik z owocem mango. Och, zamówię go z kremem.

Renée roześmiała się, zdając sobie sprawę, iż modelki rzadko jadają podobne potrawy.

— Zamów, jeśli chcesz, lecz ja nie mogę. Ostatnio przybyło mi osiem kilo. Nim dotrwam do rozwiązania, przytyję drugie tyle.

— Znasz już płeć dzieci?

— Chłopiec i dziewczynka. Czyż nie jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie?

Kiedy poślubiła Rico, sądziła, że nie będą mieć dzieci. Ale dzięki miłości męża i podjętej terapii w wieku trzydziestu sześciu lat spodziewała się potomstwa. Oboje byli w siódmym niebie.

— Wyobrażam sobie — uśmiechnęła się Charmaine. — Moja mama też uważa się za szczęśliwą. Tylko ja jestem jakimś wyjątkiem.

Renée wysłuchała tego ze zdziwieniem. Przyjaciółka nigdy nie rozmawiała z nią o swojej rodzinie, więc sądziła, że nie utrzymuje z bliskimi kontaktu. Jej kariera nie pozostawiała przecież wiele czasu na sprawy osobiste.

Z artykułów prasowych wiedziała, iż rodzice Charmaine mają plantację bawełny w zachodniej części kraju. To odludny zakątek. Najbliższe miasteczko ma tylko jeden hotel i jeden supermarket. Jako piętnastolatka, Charmaine pracowała w tym sklepie w weekendy. Nudząc się, czytywała kolorowe czasopisma mówiące o życiu modelek i marzyła, by któregoś dnia zostać jedną z nich. W wieku szesnastu lat wysłała swoje zdjęcie na konkurs, w którym wybierano dziewczynę na okładkę popularnego tygodnika, i wygrała. Wkrótce potem znalazła się wśród modelek w Sydney.

Renée sama kiedyś zajmowała się prezentowaniem mody, więc wiedziała, jak starsze modelki traktują nowicjuszkę, tym bardziej taką, na której każdy strój wyglądał seksownie. Gdy tylko Charmaine na krótko wyjeżdżała do domu, pozostałe dziewczyny oddychały z ulgą, pozbywając się groźnej rywalki. Jako osiem — nastolatka była u szczytu sławy.

— Odziedziczyłaś urodę po mamie czy po tacie? — spytała Renée.

— Jestem podobna do obojga, lecz tylko z wyglądu, nie z charakteru. Mama to słodka istota, tato bardzo dobroduszny, ja zaś na zewnątrz potrafię udawać słodycz, lecz w środku prawdziwa ze mnie wiedźma — odparła ze śmiechem Charmaine.

— Ależ skąd — zaoponowała Renée. — W interesach potrafisz być twarda. Jednak nie w tym rzecz. Spotkałam w życiu sporo autentycznych wiedźm i wiem, że do nich nie należysz. Zapewniam cię, że żadna nie działałaby z takim oddaniem na rzecz dobroczynności.

— To moja jedyna pięta Achillesowa. Dzieci chore na raka. Biedne maluchy. Nie mogę znieść myśli, że ktokolwiek cierpi niesprawiedliwie, a tym bardziej dzieci. Przecież na to nie zasłużyły — rzekła smutno Charmaine.

Przecież się nie rozpłaczę, pomyślała. Łzy w niczym nie pomagają. Płaczą dzieci i ci, którym złamano serca, a już dawno nie jestem dzieckiem i nigdy więcej nikt mnie nie zrani. Wypiła łyk wody, by się opanować i uśmiechnęła się do przyjaciółki.

— Wybacz, zawsze daję się ponieść emocjom, gdy mówię o chorych dzieciach.

— Nie ma za co przepraszać. Doskonale cię rozumiem.

Charmaine roześmiała się tylko. Wiedziała, że kto sam tego nie zaznał, nie pojmie, co to znaczy patrzeć na cierpiące i umierające dziecko. Jednak Renée kierowały zapewne dobre intencje. Ile mogła mieć lat? Przekroczyła trzydziestkę? Była starsza? Pewnie tak, choć nadal wyglądała wspaniale. Niektóre kobiety promienieją podczas ciąży.

Przy stoliku znów pojawiła się kelnerka.

— Czy już mogę przyjąć zamówienie?

— Tak — odrzekła Charmaine i poprosiła o karaibski beefburger z frytkami i sałatą, a także sernik z kremem i capuccino.

Widząc zdumione spojrzenie przyjaciółki, zareagowała uśmiechem.

— Nie martw się, dziś już nie będę jadła kolacji, a jutro za karę wykonam więcej ćwiczeń na — sali gimnastycznej.

W myślach przemknęło jej, iż przez całe życie ponosi karę za niewybaczalny grzech wczesnej młodości, którego nigdy nie zapomni.

— Będziesz musiała, jeśli zamierzasz wbić się w tę suknię zaplanowaną na sobotni wieczór. Wygląda, jak szyta specjalnie dla ciebie.

— Masz rację. Zupełnie zapomniałam. Czy mogę zmienić zamówienie? — Charmaine zwróciła się do kelnerki. — Proszę coś mniej tuczącego, na przykład samą sałatę.

— Cieszę się, że pani również musi przestrzegać diety. Kiedy usłyszałam, co pani zamawia, a mimo to ma pani taką świetną figurę, byłam bardzo zazdrosna — ośmieliła się wtrącić kelnerka.

— Nie trzeba. Codziennie zadaję sobie okropne katusze. Tak więc, proszę rybę z grilla i sałatę bez sosu. Z deseru rezygnuję. Tylko czarna kawa. Co o tym sądzisz? — zapytała i uśmiechnęła się do Renée.

— Bardzo dobrze. Dla mnie to samo.


Rozdział drugi

 

W sali balowej hotelu Regency odbywały się zazwyczaj najważniejsze przyjęcia oraz imprezy kulturalne organizowane w Sydney. Tego wieczora podwoje otworzyły się dla bogatych sponsorów akcji dobroczynnej na rzecz dzieci chorych na raka. To było pierwsze wielkie przedsięwzięcie tego typu organizowane przez fundację Charmaine. Przez ostatnie pół roku przygotowania do tej imprezy pochłaniały każdą wolną chwilę dziewczyny. Nie miała czasu na życie towarzyskie, ograniczyła również obowiązki zawodowe modelki, które wymagałyby dłuższych wyjazdów za granicę.

Wszystkie wyrzeczenia okazały się warte osiągniętego efektu. Każdy stolik na sali zajmowali teraz goście, którzy zapłacili setki dolarów za bilety wstępu i kolację w doborowym towarzystwie. Właściciel hotelu wsparł przedsięwzięcie trzystoma posiłkami, chcąc włączyć się do akcji ze względu na pamięć o własnym bracie, który w młodości zmarł na raka.

Charmaine bez wahania skorzystała z oferty. Gotowa była na wiele, byle tylko osiągnąć cel i uzbierać dziesięć milionów dolarów dla chorych dzieci. Sama poddała się ostrej diecie, chcąc dobrze wyglądać w sukni, w której miała tego wieczora wystąpić na aukcji i przyciągać wzrok potencjalnych sponsorów przedsięwzięcia.

Ten strój miał swoją historię. Weszła w jego posiadanie, kiedy, zbierając fundusze dla swojej fundacji, odwiedziła bogatą właścicielkę domu jubilerskiego Campbell. Celeste Campbell okazała się hojną i bezpośrednią osobą. Gdy dowiedziała się o celu aukcji organizowanej przez Charmaine, opowiedziała jej o zdarzeniu, które miało miejsce dziesięć lat wcześniej i również łączyło się z licytacją. Jej stawką był słynny czarny opal, obecnie znajdujący się w Muzeum Australii. Doszło wówczas do próby rabunku i wymiany strzałów. Celeste pokazała suknię, którą wtedy nosiła, a Charmaine aż dech zaparło na ten widok, bowiem był to najbardziej prowokacyjny strój, jaki widziała w życiu. Pani Campbell powiedziała, że jest zbyt stara, by coś takiego na siebie wkładać, więc Charmaine natychmiast spytała, czy mogłaby go wypożyczyć na swoją aukcję. Od razu pomyślała, iż, mając na sobie taką suknię, natychmiast skłoni jakiegoś bogatego głupca do zapłacenia niebotycznej ceny za kolację w swoim towarzystwie. W końcu Celeste Campbell po prostu podarowała jej kreację.

Teraz, ubrana w nią, Charmaine czuła taką tremę jak przed pierwszym pokazem mody, w którym brała udział. Do tej pory trzymała nerwy na wodzy, jednak włożenie podobnego stroju stanowiło nie lada wyzwanie. Pełny biust Charmaine ledwie się mieścił za dekoltem, bowiem Celeste miała mniejszy rozmiar stanika. Nie rzucało się to w oczy, jako że szyję zdobił maskujący szyfon spływający wzdłuż ramion ku przegubom dłoni. Kreacja była w kolorze cielistym, na którym złotymi koralikami zaznaczono wzór sprawiający wrażenie, jakby dziewczyna nie miała na sobie nic poza skąpym bikini. Nawet z bliska suknia wyglądała jak goła skóra. Na pierwszy rzut oka z przodu rysowało się wyłącznie złote bikini, z tyłu zaś widok miał jeszcze bardziej prowokacyjny charakter. Poza szyfonem wokół talii na ciele Charmaine widać było coś na kształt złotego paseczka stringów. Program przewidywał, iż dziewczyna, jak przystało na modelkę, przespaceruje się po wybiegu i ukaże swe wdzięki potencjalnym chętnym na kolację we dwoje.

Kiedy poprzedniego dnia przeprowadzano próbę, Charmaine nie wydawało się to trudne może dlatego, że nosiła dżinsy. Teraz było inaczej. Przez cały wieczór nic nie jadła. Kiedy siedziała przy stoliku, suknia wyglądała całkiem skromnie. W końcu jednak musiała wstać i w tym bezwstydnym stroju wydać się na łup ludzkich spojrzeń.

Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Zwykle nie przeżywała w ten sposób swoich występów. Nie obchodziło jej, co ma na sobie i kto na nią patrzy. Niech sobie myślą, co chcą, powiedziała w duchu, próbując się opanować. Nie będę się przejmowała, jeśli tylko przysporzę fundacji pieniędzy.

Spojrzała na mały złoty zegarek i uznała, iż nadszedł czas, by rozpoczęto aukcję. Wtedy tuż za nią rozległ się gwizd podziwu. Obejrzała się, by spostrzec męża Renée, który pojawił się właśnie z uśmiechem na twarzy.

— Niezła suknia — zauważył. — Jesteś pewna, że nie aresztują cię za jej włożenie?

— Miewałam już na sobie znacznie mniej — odparła nerwowo.

— Tym razem im więcej, tym gorzej.

— Przestań mnie podrywać.

— Nigdy cię nie podrywam.

— To prawda — przyznała. — Wybacz. Jesteś bardzo miły jak na takiego przystojniaka.

Rzeczywiście Rico był wyjątkowo atrakcyjnym, wysokim brunetem, lecz w niczym nie przypominał macho, których nie znosiła, preferując mężczyzn eleganckich i delikatnych.

— Dziękuję ci — dodała. — Chyba już czas zaczynać prezentację. Niech biedne dzieci mają jakiś zysk!

— Zaczynamy — zgodził się Rico.

Aukcja rozpoczęła się nieźle, lecz czasy były trudne, więc niezależnie od tego, że Rico dwoił się i troił, kwota, która wpłynęła na konto fundacji, sięgała ledwie siedmiu milionów. Charmaine pomyślała, iż nawet gdyby wyszła na wybieg całkiem nago, nie znajdzie się mężczyzna gotów zapłacić trzy miliony za wspólną kolację.

— Może słabo się spisałem — zmartwił się Rico.

— Nie bądź śmieszny. Zrobiłeś, co mogłeś. To nie twoja wina. Ludzie skąpią pieniędzy. Miałam zbyt duże oczekiwania. Zobaczymy, ile da się zebrać w ostatnim podejściu. Nie jestem zbyt atrakcyjną nagrodą.

— Daj spokój. Kolacja z tobą to naprawdę coś. Urządzając licytację, zdobyłaś się na niezwykły gest.

— Chcę to już mieć za sobą — odrzekła obojętnie dziewczyna.

Rzeczywiście było jej wszystko jedno, kto wygra licytację.

Rico zaczął zachwalać uroki kolacji we dwoje, która miała odbyć się za tydzień w tym samym hotelu, w restauracji „Przy świecach”. Uśmiechnął się do dziewczyny pokrzepiająco, gdy wchodziła na wybieg świadoma, iż setki ludzkich oczu lustrują jej ciało. Prowadziło ją światło reflektora, więc widziała jedynie sylwetki widzów, bowiem szczegóły ginęły w mroku.

Miała wrażenie, że rozbierają ją spojrzeniami i sądziła, że to wina sukni.

— Muszę przypomnieć, że Charmaine została uznana za najbardziej seksowną kobietę Australii — grzmiał Rico do mikrofonu. — Sami widzicie, że to nie przesada. Kolacja z kimś takim to spełnienie marzeń. A więc, panowie, sięgnijcie do portfeli, by zasłużyć na ten przywilej.

Charmaine ogarnęło zmieszanie. Czuła się jak na targu niewolników. Z trudem uświadomiła sobie, iż to wszystko dla dobra chorych dzieci. Dziękowała Bogu, że nie zgodziła się na obecność prasy podczas aukcji. Już wyobrażała sobie, jakie zdjęcia i komentarze ukazałyby się w niedzielnych gazetach.

Ta myśl przyniosła jej ulgę, więc zdobyła się na prowokacyjny uśmiech i zatrzymała się w pozie budzącej pożądanie. Odwróciła głowę ku widowni, zatrzymała wzrok na Rico.

— Nie bądźcie skąpi! — wołał konferansjer. — Sam wziąłbym udział w aukcji, lecz nie mogę, bowiem moja piękna żona siedzi na sali — skinął głową ku stolikowi Renée, a Charmaine powędrowała wzrokiem za jego spojrzeniem i zamarła.

Dobrze, że w tym momencie się nie poruszała, bo pewnie potknęłaby się i upadła. Teraz zrozumiała, czemu czuła się rozbierana wzrokiem. Oto wśród widzów obok Renée siedział Ali, książę Dubaru.

Aroganckie spojrzenie mężczyzny zelektryzowało ją. Nie dopuszczała myśli, by Ali mógł być zaprzyjaźniony z żoną Rico. Jednak przypomniała sobie jego słowa sprzed roku o tym, że co tydzień grywa w karty z przyjaciółmi i bywa na wyścigach w Sydney. Przecież Renée również o tym wspominała podczas lunchu. W umyśle Charmaine zaczęła się materializować najgorsza z możliwości. Oto Ali przybył na aukcję, by zmusić ją do zjedzenia wspólnej kolacji, właśnie dlatego, że kiedyś mu odmówiła.

A więc za tydzień może siedzieć przy stole z mężczyzną, którego tak bardzo uraziła. Duma kazała odrzucić tę upokarzającą sytuację, lecz brawura podpowiadała, ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin