R113. Neels Betty - Najcudowniejsze lato.pdf

(621 KB) Pobierz
7230456 UNPDF
BETTY NEELS
Najcudowniejsze
lato
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Matilda zakochała się po uszy. Po raz pierwszy
ujrzała owego nieznajomego, gdy sir Benjamin Fox
odczytywał pierwszą lekcję. Matilda popatrzyła wzdłuż
ławki na swoich dwu braci, którzy mieszkali w domu
podczas ferii, na dwie siostry i matkę, a potem jej
wzrok powędrował ku ławie dworskiej z boku prez­
biterium, w której siedziała lady Fox i członkowie jej
rodziny. Nieznacznie obróciła głowę i po drugiej
stronie głównej nawy, tuż obok doktora Bramleya,
zobaczyła nieznajomego. Był to mężczyzna wysoki,
o szerokich barach, jasnych włosach i wspaniałym
profilu. Niestety, nie rozglądał się tak jak ona. Kiedy
z ust sir Benjamina padło ostatnie biblijne imię,
wzrok Matildy spoczął na nim ponownie.
Jej ojciec zaintonował pieśń, parafianie powstali
z miejsc i dołączyli do niego ochoczo. Potem znów
siedli, żeby wysłuchać drugiej lekcji. Dyrektor miejs­
cowej szkoły odczytał ją bez pośpiechu, wyraźnie, tak
że tym razem Matilda słuchała, dopóki coś nie skłoniło
jej do zerknięcia raz jeszcze na drugą stronę nawy.
Nieznajomy patrzył na nią. Był tak przystojny, jak
przypuszczała. Patrzył bez uśmiechu, w kościele zresztą
byłoby to niestosowne, ale jakby natarczywie.
W jednej chwili poczuła błogość i podniecenie,
jakby przemieszane ze sobą. Wiedziała z całą pew­
nością, że właśnie się zakochała. Rozmyślała o tym
podczas kazania wygłaszanego przez ojca pilnując
się, żeby nie spoglądać na drugą stronę nawy. W tej
niewielkiej wiosce wszyscy się znali i interesowali
6
NAJCUDOWNIEJSZE LATO
sprawami bliźnich, szczególnie sercowymi. Matilda
zdawała sobie sprawę, że swoim dotychczasowym
postępowaniem rozczarowała całą wioskę. Trzy razy
proszono ją o rękę i trzy razy, zawsze grzecznie,
odmawiała, bez żalu patrząc, jak jej konkurenci
żenią się z kimś innym. Wkrótce skończy dwadzieścia
sześć lat, co przypominała jej często pani Chump ze
sklepu spożywczo-przemyslowego, a jednak wciąż
czeka. I oto pojawił się ten, którego chciałaby
poślubić, jakby spadł jej z nieba. Oczywiście, mógł
być żonaty, zaręczony, mógł być zaprzysięgłym
kawalerem. Trzeba się tego dowiedzieć, ale to żaden
kłopot - zapyta doktora Bramleya, z którym jest
zaprzyjaźniona.
Odśpiewano ostatnią pieśń i wszyscy zaczęli się
rozchodzić, przystając co chwila na krótkie pogawędki.
Rodzina pastora była lubiana, toteż posuwali się
w tłumie bardzo wolno. Kiedy dotarli wreszcie do
drzwi kościoła, Matilda zdążyła jeszcze zobaczyć
nieznajomego i towarzyszącego mu doktora, roz­
mawiających z sir Benjaminem. Lady Fox dotknęła
jego ramienia i wypchnęła do przodu swoją najstarszą
córkę, Roseanne. Matilda widziała, jak zabrali go ze
sobą i szli razem wysadzaną drzewami aleją prowa­
dzącą z dziedzińca kościelnego do dworu.
Patrzyła za nim, planując w duchu, że wypyta
o niego rano we dworze. Esme, jej młodsza, czterna­
stoletnia siostra, pociągnęła ją za rękę.
- Hej, Tilly. Założę się, że ci się bardzo spodobał,
bo mnie tak. Jest trochę za stary dla mnie, ale dla
ciebie w sam raz.
- Kochanie, co za głupstwa pleciesz.
- Spiekłaś raka, kiedy na ciebie popatrzył. Myślę,
że to te twoje włosy przyciągają wzrok. Jakby świeciły
nawet pod kapeluszem, wiesz? - Kiedy weszły na
dróżkę prowadzącą do ogrodu plebanii, dodała jeszcze:
NAJCUDOWNIEJSZE LATO
7
- Hilary także go zauważyła, ale ona jest oczywiście
zaręczona...
- Zapomnijmy o nim - zaproponowała pogodnie
Matilda. - Prawdopodobnie nigdy więcej już go nie
ujrzymy. - Mówiąc to, życzyła sobie z całego serca,
aby tak się nie stało. Czy mogłaby wyjść za mąż za
kogoś innego, teraz, kiedy go ujrzała i poczuła, że to
wreszcie miłość? Będzie musiała zostać starą panną,
pomagać we wszystkim ojcu, nosić ponure kapelusze
i niemodne stroje. Westchnęła na samą myśl o tym.
- Jestem pewna, że znowu się spotkacie. On chyba
jest ci przeznaczony - powiedziała Esme.
- Co za romantyczne głupstwa — ponownie skarciła
ją Matilda i poszła do kuchni, żeby pomóc w przygo­
towaniach do niedzielnego obiadu.
Matka pochylona nad piekarnikiem próbowała
widelcem pieczeń.
- Kochanie, daj jabłka do sosu, dobrze? Ciekawa
jestem, kim był ten wielkolud w kościele? Widziałaś
go? - Nie czekała na odpowiedź. - Zdaje się, że zna
Foxów. Muszę sprawdzić jutro, co mówią we wsi.
- Wyprostowała się i zamknęła drzwiczki piekarnika.
Musiała być kiedyś tak śliczna jak jej córka. Przy­
prószone siwizną włosy wciąż lśniły imponująco. - Pani
Fox miała okropny kapelusz. Ciekawa jestem, gdzie
ona je kupuje?
- Pewno robi je sama. - Matilda obierała jabłka.
Następnego ranka wstała wcześnie i kiedy matka
przygotowywała śniadanie, posortowała pranie i uru­
chomiła pralkę. Potem upewniła się, czy Esme już
wstała i czy zdąży na autobus do Sherborne na
korepetycje. Potem zbudziła obu chłopców. Druga
siostra, Hilary, wyjeżdżała do narzeczonego i właśnie
kończyła pakowanie. Wszyscy zasiedli do śniadania,
ale niewiele rozmawiano. Pierwsza wyszła z domu
Esme, potem chłopcy ruszyli na ryby, a pastor do
8
NAJCUDOWNIEJSZE LATO
szpitala w Salisbury. Jako ostatnia oddaliła się Hilary.
Pani Finch i Matilda sprzątnęły ze stołu, zostawiając
naczynia do pozmywania pani Coffin, która przy­
chodziła pomagać w gospodarstwie.
- Nie spóźnij się - ostrzegła pani Finch, kiedy
Matilda karmiła kota, Nelsona. Gniewało ją, że jej
piękna córka musi codziennie chodzić do pracy.
Praca w charakterze sekretarki lady Fox nie była co
prawda nieodpowiednia dla córki pastora, ale za to
źle płatna i obejmująca liczne osobliwe zajęcia, na
które żadna inna sekretarka by się nie zgodziła.
Jednakże, jak podkreślała Matilda, dzięki niej miała
pieniądze na ubranie, korepetycje Esme i na pokrycie
części wydatków związanych z konserwacją wielkiego
domostwa o przestarzałej instalacji wodociągowej,
w której wciąż coś się psuło.
Do dworu szło się tylko kilka minut. Matilda
uciekając przed drobnym deszczykiem weszła bocznym
wejściem, nie dlatego że nie wolno jej było używać
głównego, ale dlatego, że na lśniącej posadzce wielkiego
holu zostawały ślady wilgotnego obuwia. Wiedziała,
że pani Fletcher, służąca we dworze, na pewno dopiero
co skończyła ją polerować. Udała się do kuchni,
przywitała z kucharką i podkuchenną, potem poszła
do przedniej części budynku. Lady Fox właśnie
schodziła po schodach z plikiem listów w ręce.
- Dzień dobry, Matildo - powiedziała spoglądając
równocześnie na wielki zegar stojący w holu. Matilda
jednak zjawiła się punktualnie i nie było powodu do
robienia uwag, powiedziała więc: - Tyle dziś tych
listów, doprawdy tak bardzo jestem zajęta...
Lady Fox zmierzyła Matildę niezbyt przychylnym
wzrokiem. Nie znalazła w jej wyglądzie niczego
nagannego: bluzka w prążki, plisowana spódniczka
i tanie półbuty nie zasługiwały na ponowne spojrzenie.
Lecz ten niemodny strój nie zdołał zaćmić blasku
Zgłoś jeśli naruszono regulamin