R070. Field Sandra - Clementina.pdf

(370 KB) Pobierz
28905184 UNPDF
Sandra Field
Clementina
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Mało kto by się domyślił, że dwaj mężczyźni stojący przy bramce kontrolnej
lotniska to ojciec i syn.
Ojciec, Graham MacNeill, wyglądał tylko na zmęczonego. Syn natomiast,
Joshua MacNeill, najwyraźniej był skrajnie wyczerpany. Ściśnięty paskiem beżowy
trencz podkreślał szerokość jego ramion, nie zdradzając przy tym, jak bardzo
ostatnio schudł. Jego twarz poorana była bruzdami, a w starannie ostrzyżonych
włosach srebrzyły się nitki siwizny.
Joshua z pewnością nie wyglądał przeciętnie. Kilka stojących tam kobiet parę
razy zwracało ku niemu spojrzenie. Był jednym z tych mężczyzn, z których
emanowała męskość, i to tym wyraźniej, że on sam nie był świadom jej siły.
Joshua, któremu nie w głowie było teraz zastanawianie się, jakie wrażenie robi
na płci przeciwnej, zwrócił się do ojca:
— Tato, jesteś pewien, że chcesz już wracać do Vancouveru? Wiem, że to teraz
twój dom, ale mógłbyś zostać tu ze mną tak długo, jak zechcesz .
Graham odchrząknął i odparł dość bezceremonialnie:
— Już dosyć siedziałem ci na karku. Czas, abym wyjechał i zostawił ci
całkowitą swobodę.
— Ja tego tak nie odczuwam, tato — odpowiedział Joshua zdecydowanie. —
Ocaliłeś mi życie.
— Daj spokój, Josh, nie ma sensu do tego wracać.
Josh oparł dłonie na ramionach ojca.
— Nigdy nie będę w stanie odwdzięczyć ci się za wszystko, co dla mnie
zrobiłeś. Ciągle bym siedział w tym... więzieniu, gdybyś mnie nie odnalazł.
Zawdzięczam ci życie, tato. — Głos ochrypł mu z emocji.
Objął ojca ramionami i przycisnął niezręcznie. Ojciec wydał mu się
drobniejszy, niż oczekiwał, i Josh poczuł nagłe, bolesne ściśnięcie serca. Zanim
odpłynęła jego odwaga, zdążył dodać:
— Zaniedbywałem cię całe lata. Nie zasługuję na to, co dla mnie zrobiłeś.
Graham przygładził włosy trzęsącą się dłonią. — Jesteś moim synem — rzekł.
— Drugi raz też zrobiłbym to samo. Dbaj o siebie, Josh, proszę cię! Wolałbym,
żebyś pojechał ze mną. Odzyskałbyś dawną energię.
— Czy Halifax ciągle straszy cię dawnymi wspomnieniami, tato?
Wydawało się, że Graham przede wszystkim zainteresowany jest teraz młodą
parą, obejmującą się namiętnie kilka metrów dalej.
— Można by to tak określić. Nigdy właściwie nie zapomniałem Arabelli, Josh.
Wiem, że jej nie lubiłeś, ale to z jej powodu nie ożeniłem się ponownie.
Arabella przez dwa lata była macochą Josha. Z jej powodu rozwiedli się jego
rodzice, a ona sama porzuciła męża, aby poślubić Grahama.
— Tak, nigdy jej nie lubiłem. Ale miałem wtedy zaledwie piętnaście lat.
— Przez nią odsunęliśmy się od siebie. I to zostało nawet po jej odejściu.
— Czy wiesz, co się z nią dzieje? Gdzie mieszka?
— Nie. Myślałem nawet, żeby ją odszukać, ale jaki to ma sens? Mam
sześćdziesiąt dwa lata, a ona pewnie prowadzi szczęśliwe życie z kimś innym.
— Moje postępowanie wtedy szczególnie wam nie pomogło.
Graham skrzywił się w uśmiechu.
—Tak, ale jej córka nienawidziła mnie tak samo, jak ty Arabelli.
Wzruszył ramionami i mówił dalej lżejszym tonem:
— Ale skoro już mówimy o małżeństwie, to czy nie czas, abyś i ty spróbował?
Nie miałbym nic przeciw temu, żeby zostać dziadkiem. Pomyśl o tym, dobrze? I
przyjedź mnie odwiedzić, jeśli nabierzesz na to ochoty.
— Przyjadę. Nie zamęczaj się pracą, tato. — Słowa maskowały uczucie,
którego żaden z nich nie chciał okazać.
Uścisnęli się znowu, a potem Graham z teczką w ręku ruszył do bramki
kontrolnej, a Josh do postoju taksówek. Jak się tylko zainstaluje, zacznie szukać
mieszkania. I może po drodze zastanowi się, co właściwie tu robi, w Halifaksie.
Dlaczego tak go ciągnie do miasta, w którym się urodził.
Dom był po prostu idealny.
Josh stał przy bramie, smagany zimnym, kwietniowym wiatrem. Zbyt długo był
w tropikach. Zapomniał już, jak zmienna potrafi być wiosną pogoda kanadyjska na
wschodnim wybrzeżu i jaki ostry bywa wiatr od Atlantyku.
Ogród otaczający dom był osłonięty żywopłotem i dość chwiejnym parkanem.
Widać było rozkwitające kępki żółtych i fioletowych krokusów. Ptaki świergotały
wokół karmników zawieszonych wśród różanych gąszczy; Josh już widział w
wyobraźni siebie, jak siedzi w słońcu na ławce tuż obok.
Dom w stylu wiktoriańskim, z kilkoma mansardowymi oknami i trzema
kominami na pozieleniałym dachu, wymagał, tak samo jak ogród, aby ktoś się nim
zajął.
— Chcę tu mieszkać — pomyślał Joshua, i pod ciężarem zmęczenia poczuł
przypływ nadziei. — Ten dom na mnie czekał.
Otworzył furtkę i wszedł na ścieżkę prowadzącą do domu.
Była szósta piętnaście. W ogłoszeniu podano, aby się zgłaszać po szóstej. Miał
nadzieję, że nikt go nie wyprzedził.
Nacisnął dzwonek. Nie zapaliło się żadne światło. Może przyszedł za wcześnie.
Nacisnął dzwonek ponownie. A potem obejrzał się. Usłyszał zbliżające się w
uliczce kroki i głos niosący się z wiatrem. Ktoś śpiewał. Kobieta.
Była wysoka, z grzywą splątanych, brązowych włosów. Poruszała się
energicznie. Śpiewała z większym zapałem niż precyzją. Josh rozpoznał bohaterski
chór z „Judy Machabeusza” Haendla. Gdy go zobaczyła, zatrzymała się.
— Przyszedłem w sprawie mieszkania.
— O! — zamknęła furtkę i zbliżyła się powoli. Miała na sobie błyszczący,
czerwony płaszcz deszczowy i duży szal, udrapowany na szyi. Zatrzymała się u
podnóża schodków i powiedziała:
—Obawiam się, że przyszedł pan na próżno. Wynajmuję tylko kobietom.
Oczy mu się zwęziły.
— Słucham?
—Wynajmuję tylko kobietom — powtórzyła. — Zawsze to zaznaczam w
ogłoszeniu; tym razem zapomniałam.
Josh był przygotowany na to, że apartament mógł już być wynajęty. Ale nie
przypuszczał, że może go nie mieć tylko dlatego, że jest mężczyzną. Nie wierząc,
że mówiła serio, zapytał:
— Czy nie moglibyśmy wejść do środka i przedyskutować tego?
— Nie ma o czym dyskutować.
Weszła na stopnie i zatrzymała się niecały metr od niego.
— Naprawdę bardzo mi przykro, jeśli sprawiłam panu kłopot. Muszę
zadzwonić do gazety i zmienić ogłoszenie, zanim je jutro powtórzą.
— Więc nie ma pani jeszcze nikogo? — rozjaśnił się.
— Ktoś może dzwonić do mnie właśnie teraz, więc wybaczy pan...
Zaczęła szukać klucza w torebce. Josh stał jak wrośnięty w ziemię. Nie
wiedział, jak poradzi sobie z sytuacją, ale jednego był pewien: nie zejdzie pokornie
ze schodów i nie oddali się od tego cudownego domu tylko dlatego, że nie jest
kobietą.
Rzuciwszy okiem na kobietę szybko zorientował się, że nie ma zamiaru
zmienić decyzji. Umiał oceniać ludzi od pierwszego wejrzenia. Jeszcze
zobaczymy, pomyślał, i rzekł spokojnie:
—Nazywam się MacNeill. Ponieważ zachwyciłem się tym, co widziałem z
zewnątrz, jestem gotów wynająć apartament bez oglądania. Oszczędzi to pani
kosztów następnego ogłoszenia.
Znalazła już klucz. Patrząc na niego bez uśmiechu, oczami szarymi i chłodnymi
jak deszcz, powiedziała:
—Opłaciłam trzydniowe ogłoszenie. Nie wynajmuję mężczyznom. Do
widzenia, panie MacNeill.
Odwróciła się, włożyła klucz do zamka i pchnęła drzwi. Szybko, jak na
człowieka, który dopiero co wyszedł z ciężkiej choroby, Josh wtargnął do domu,
prawie zderzając się z nią w drzwiach, zatrzymał się co najmniej o metr od niej, a
potem powiedział, oddychając szybko i patrząc śmiejącymi się oczami:
— Niech się pani nie boi, drzwi zostaną otwarte i może pani w każdej chwili
wyjść. Ja tylko...
— Czy wyglądam na przestraszoną? Nie boję się, jestem wściekła.
Josh rzekł zadziornie:
—To nierozsądne z pani strony. Mógłbym przecież być mordercą,
gwałcicielem lub złodziejem. Tak się jednak składa, że nie jestem żadnym z nich.
Jestem kandydatem na lokatora, który prędzej cholery dostanie, niż pozwoli się
odesłać tylko dlatego, że ma niewłaściwą płeć.
Zamknęła drzwi.
— Nie stać mnie na to, aby ogrzewać ganek — rzekła, patrząc na niego z furią.
— A teraz, panie MacNeill...
— Zapłacę dwa razy tyle, ile pani bierze. Pomaluję frontowe schodki. Wypielę
ogród. Jedyna rzecz, na którą się nie zgadzam, to chodzić w spódnicy.
Ze złością zapaliła światło.
— Cóż za wspaniałe schody! — wykrzyknął Josh spontanicznie.
— Nie zapraszałam pana w celu podziwiania moich schodów. W ogóle pana
nie zapraszałam. Proszę, żeby pan natychmiast wyszedł!
— Nie wyjdę!
— Więc wezwę policję!
—Proszę bardzo — powiedział łagodnie. — Powiem im, że pani wynajmuje
tylko kobietom. Jestem pewien, że „Dekret o Wynajmie i Właścicielach
Nieruchomości” musi mieć klauzulę zabraniającą dyskryminacji płci. A jeśli nie —
to Karta Praw Człowieka na pewno ma. Ciekawe, co powiedzą na to prawnicy.
Już szła w kierunku telefonu, ale odwróciła się gwałtownie i wybuchnęła:
— Przez ostatnie pięć lat mieszkały tu tylko kobiety i nikt nie zgłaszał
zastrzeżeń!
— A co ma pani przeciwko mężczyznom?
— Nic. Ale, jak pan może zauważył, góra i dół tego domu nie są wyraźnie
oddzielone. Więc czuję się swobodniej wynajmując mieszkanie kobietom, a nie
mężczyznom.
— Bardzo sobie cenię poczucie spokoju i odosobnienia — odrzekł Josh. —
Może pani być pewna, że będę tego przestrzegał.
— Wie pan — rzekła ze słodyczą — ma pan dużo czelności. Oferuje mi pan
dwukrotny czynsz nie wiedząc, ile zażądam, ładuje mi się pan do domu jak
pospolity złodziej, grozi sądem — wybaczy pan, że nie uznam pana za idealnego
lokatora.
Josh od wielu już lat nie czuł w sobie takiej energii. Uśmiechnął się do niej
leniwie.
—Myli się pani. Mogę pani przedstawić listy polecające i stan konta
bankowego. Nie palę, i wyrosłem z lat, kiedy się urządza szalone prywatki. Czego
jeszcze może pani żądać?
—Na przykład głosu sopranowego.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin