WIERSZE.doc

(35 KB) Pobierz
WIERSZE

WIERSZE

KAROL WOJTYŁA

 

 

 

Emilii matce mojej

 

Nad Twoją białą mogiłą

Białe kwitną życia kwiaty -

- o, ileż lat to już było

bez Ciebie - duchu skrzydlaty -

 

Nad Twoją białą mogiłą

Od lat tylu już zamkniętą,

spokój krąży z dziwną siłą,

z siłą, jak śmierć niepojętą.

 

Nad Twoją białą mogiłą,

Cisza jasna promienieje,

Jakby w górę coś wznosiło,

Jakby krzepiło nadzieję.

 

Nad Twoją białą mogiłą

Klęknąłem ze swoim smutkiem -

o, jak to dawno już było

jak się dziś zdaje malunkiem.

 

Nad Twoją białą mogiłą

O Matko - zgasłe kochanie -

Me usta szeptały bezsiłą:

- Daj wieczne odpoczywanie -

 

 

***

Uwielbiam cię, siano wonne, bo nie znajduję w tobie

dumy dojrzałych kłosów.

Uwielbiam cię, siano wonne, któreś tuliło w sobie

Dziecinę bosą.

Uwielbiam cię, drzewo surowe, bo nie znajduję skargi

w twoich opadłych liściach.

Uwielbiam cię, drzewo surowe, boś kryło Jego barki

w krwawych okiściach.

 

Uwielbiam cię, blade światło pszennego chleba,

w którym wieczność na chwilę zamieszka,

podpływając do naszego brzegu

tajemną ścieżką.

 

 

***

To Przyjaciel. Ciągle wracasz pamięcią

do tego poranka zimą.

Tyle lat już wierzyłeś, wiedziałeś na pewno,

a jednak nie możesz wyjść z podziwu.

Pochylony nad lampą, w snopie światła wysoko związanym,

nie podnosząc swej twarzy, bo po co -

- i już nie wiesz, czy tam, tam daleko widziany,

czy tu w głębi zamkniętych oczu -

 

Jest tam. A tutaj nie ma nic prócz drżenia,

oprócz słów odszukanych z nicości -

ach, zostaje ci jeszcze cząstka tego zdziwienia,

które będzie całą treścią wieczności.

 

 

***

Miłość mi wszystko wyjaśniła,

Miłość wszystko rozwiązała -

dlatego uwielbiam tę Miłość,

gdziekolwiek by przebywała.

 

A że się stałem równiną dla cichego otwartą przepływu,

w którym nie ma nic z fali huczącej, nie opartej o tęczowe pnie,

ale wiele jest z fali kojącej, która światło w głębinach odkrywa

i tą światłością po liściach nie osrebrzonych tchnie.

 

Więc w tej ciszy ukryty ja - liść,

oswobodzony od wiatru,

już się nie troskam o żaden z upadających dni,

gdy wiem, że wszystkie upadną.

 

 

***

Ktoś się długo pochylał nade mną

Cień nie ciążył na krawędziach brwi.

Jakby światło pełne zieleni,

jakby zieleń, lecz bez odcieni,

zieleń niewysłowiona, oparta na kroplach krwi.

 

To nachylenie dobre, pełne chłodu zarazem i żaru,

Które się we mnie osuwa, a pozostaje nade mną,

chociaż przemija opodal - lecz wtedy staje się wiarą i pełnią.

 

To nachylenie dobre, pełne chłodu zarazem i żaru,

taka milcząca wzajemność.

 

Zamknięty w takim uścisku - jakby muśnięcie po twarzy,

po którym zapada zdziwienie i cisza, cisza bez słowa,

która nic nie pojmuje, niczego nie równoważy -

w tej ciszy unoszę nad sobą nachylenie Boga.

 

 

***

Z wolna słowom odbieram blask,

spędzam myśli jak gromadę cieni,

- z wolna wszystko napełniam nicością,

która czeka na dzień stworzenia.

To dlatego, by otworzyć przestrzeń

dla wyciągniętych Twych rąk,

to dlatego, by przybliżyć wieczność,

w którą byś tchnął.

 

Nienasycony jednym dniem stworzenia,

coraz większej pożądam nicości,

aby serce nakłonić do tchnienia

Twojej Miłości.

 

 

***

Za tę chwilę pełną śmierci dziwnej,

która w wieczność niezmierną opływa,

za dotknięcie dalekiego żaru,

w którym ogród głęboki omdlewa.

Zmieszały się chwila i wieczność,

kropla morze objęła -

opada cisza słoneczna

w głębinę tego zalewu.

 

Czyż życie jest falą podziwu, falą wyższą niż śmierć ?

Dno ciszy, zatoka zalewu - samotna ludzka pierś.

Stamtąd żeglując w niebo

kiedy wychylisz się z lodu,

miesza się szczebiot

dziecięcy - i podziw.

 

 

***

O jakże jesteś związane miejsce mojego mijania z miejscem narodzin...

Zamysł Boga spoczywa w twarzach przechodniów,

a głębia jego podąża za tokiem powszednich dni -

Obsuwając się w śmierć, odsłaniam oczekiwanie

i oczy utkwione w jedno miejsce

i w jedno zmartwychwstanie,

jednakże wieko ciała zamykam i pewnik jego rozpadu

powierzam ziemi.

Ty wschodzisz nad nią powoli i zamysł Twój

nadal zrównywasz z powierzchnią każdego dnia

oraz z cieniem przechodniów na ulicach

popołudniową porą... w ulicach naszego miasta

pod zmierzch...

Ty, Boże !

Ty Jeden możesz ciała nasze odebrać ziemi z powrotem !

 

 

***

Iść pod piarg, iść pod wiatr, iść ku burzom

W serce jąć Miarę Miar,

W serce wziąć Wiarę Wiar

Święty Urząd !

Nie wiem, czy dźwigną barki

od wiatru się struny kolebią

Moc wszystką ze mną wyszarpnij !

Otwórz mi żywe niebo ! Ziemio !...

Wianem mnie uwieńcz przez piersi !

Skrzydła porosną na hełmie

 

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin