003. Roberts Nora - (Letnie rozkosze 02) - Wywiad z potworem.pdf

(844 KB) Pobierz
Microsoft Word - 003. Roberts Nora - Wywiad z potworem
NORA ROBERTS
WYWIAD Z POTWOREM
PROLOG
.. .przy pełni białego, zimnego ksi ħŇ yca. Cienie o Ň ywione podmuchami przenikliwego
wiatru drgały na zlodowaciałej Ļ nie Ň nej połaci. Czer ı i biel. Czarne niebo, biały ksi ħŇ yc,
czarne cienie, biały Ļ nieg. I nic poza tym jak okiem si ħ gn Ģę . Pustka, brak koloru i Ň ałosne
zawodzenie wiatru w nagich konarach drzew. Wiedział jednak, Ň e nie jest sam, Ň e po Ļ ród tej
czerni i bieli nie mo Ň e czu ę si ħ bezpieczny. W zmro Ň onym sercu czaił si ħ strach. Oddychał z
trudem, wypuszczaj Ģ c z ust białe obłoczki pary. Nagle tu Ň obok na biel Ļ niegu padł czarny
cie ı . Nie miał dok Ģ d ucieka ę .
Hunter zaci Ģ gn Ģ ł si ħ papierosem i przez kł Ģ b dymu spojrzał na ekran monitora.
Michael Trent nie Ň ył. Hunter stworzył go tylko po to, by u Ļ mierci ę w ksi ħŇ ycow Ģ noc. Czuł
satysfakcj ħ i ani odrobiny Ň alu dla postaci, któr Ģ zd ĢŇ ył pozna ę lepiej ni Ň samego siebie.
Na tym zako ı czy rozdział, pozostawiaj Ģ c szczegóły Ļ mierci Michaela wyobra Ņ ni
czytelnika. Stworzył nastrój ostatecznej przegranej, zr ħ cznie rozło Ň ył akcenty, nie eksplikuj Ģ c
nic do ko ı ca. Ten rodzaj pełnej niedopowiedze ı narracji irytował, ale i fascynował
miło Ļ ników jego ksi ĢŇ ek. Osi Ģ gn Ģ ł swój cel, był zadowolony. A to rzadko mu si ħ zdarzało.
Stworzył rzecz, która przera Ň ała, zapierała dech w piersiach, kazała gubi ę si ħ w
domysłach. Z zimn Ģ precyzj Ģ eksplorował najciemniejsze zak Ģ tki ludzkiego umysłu. To, co
niemo Ň liwe, czynił wiarygodnym, co niesamowite - zwyczajnym. Z pozoru zwyczajne,
przyprawiało o lodowaty dreszcz. U Ň ywał słów jak malarz u Ň ywa palety i budował
opowiadania tak barwne i jednocze Ļ nie tak proste, Ň e czytelnik chłon Ģ ł je jednym tchem.
Pisał horrory. Bardzo poczytne horrory. Od pi ħ ciu lat uchodził za mistrza gatunku.
Miał na swoim koncie sze Ļę bestsellerów, cztery z nich doczekały si ħ ekranizacji. Krytycy
piali z zachwytu, ksi ĢŇ ki szły jak woda, wielbiciele z całego Ļ wiata zasypywali go listami. A
Hunter miał to wszystko w nosie. Pisał dla siebie. Umiał opowiada ę i dlatego to robił. Je Ļ li
przy okazji bawił ludzi, to dobrze. Pisałby niezale Ň nie od tego, jak jego opowie Ļ ci byłyby
przyjmowane przez krytyk ħ i czytelników. To była jego praca. Zapewniała mu poczucie
prywatno Ļ ci. Dwie najwa Ň niejsze rzeczy w jego Ň yciu - praca i poczucie prywatno Ļ ci.
Nie uwa Ň ał si ħ za samotnika, dziwaka stroni Ģ cego ! od ludzi. Po prostu Ň ył tak, jak
chciał, do niczego nie musiał si ħ zmusza ę . Tak samo Ň ył, zanim przyszła sława, sukces,
pieni Ģ dze.
Gdyby kto Ļ go zapytał, czy seria bestsellerów zmieniła w jaki Ļ sposób jego Ň ycie,
zdziwiłby si ħ . Dlaczego cokolwiek miałoby si ħ zmieni ę ? Wcze Ļ niej, zanim „Diabelski dług”
423716934.001.png
znalazł si ħ na pierwszej pozycji w rankingu „New York Timesa”, te Ň był pisarzem. Jak teraz.
Gdyby chciał, Ň eby w jego Ň yciu co Ļ si ħ zmieniło, zostałby hydraulikiem.
Byli tacy, którzy twierdzili, Ň e to tylko poza, Ň e wykreował swój wizerunek
ekscentryka dla zwi ħ kszenia efektu. ņ e to kwestia promocji. Inni utrzymywali, Ň e hoduje
wilki, jeszcze inni mówili, Ň e w ogóle nie istnieje, Ň e jest wymysłem sprytnych wydawców.
Hunter Brown nie przejmował si ħ tym wszystkim ani troch ħ . Słuchał tylko tego, co chciał
usłysze ę , widział, co chciał widzie ę , i wszystko skrz ħ tnie notował w pami ħ ci.
Nacisn Ģ ł kilka klawiszy i otworzył nowy rozdział w swoim edytorze tekstów. Kolejny
rozdział, kolejne słowo, kolejna ksi ĢŇ ka. To było dla niego znacznie wa Ň niejsze ni Ň wszelkie
spekulacje krytyków.
Tego dnia sp ħ dził przy komputerze sze Ļę godzin i miał zamiar popracowa ę
przynajmniej jeszcze ze dwie. Opowie Ļę spływała mu z palców sama, niczym chłodny,
klarowny strumie ı .
A palce stukaj Ģ ce w klawiatur ħ były pi ħ kne: długie, szczupłe, opalone. Takie palce
mogłyby komponowa ę koncerty i poematy epickie. Tymczasem powoływały do Ň ycia
koszmary i potwory; nie wilkołaki, ale monstra z krwi i ko Ļ ci, monstra, które przyprawiały o
trwog ħ . Dbał o realizm opowie Ļ ci, osadzał j Ģ w codzienno Ļ ci, tak by wydawała si ħ
wiarygodna. Upiory, które kreował, mogły zamieszkiwa ę - i zamieszkiwały - w ka Ň dym z nas,
ukryte w zakamarkach ludzkiego umysłu. On je tylko wywoływał. Cal po calu otwierał
szczelnie zamkni ħ te drzwi, za którymi kryj Ģ si ħ nasze l ħ ki.
Zapomniany papieros dopalał si ħ w dawno nie opró Ň nianej popielniczce. Zbyt wiele
palił. Nałóg był jedyn Ģ zewn ħ trzn Ģ oznak Ģ presji, pod któr Ģ Ň ył i któr Ģ sam sobie narzucał.
Chciał napisa ę ksi ĢŇ k ħ przed ko ı cem miesi Ģ ca; sam sobie wyznaczył termin. Wiedziony
niezrozumiałym impulsem, zgodził si ħ wzi Ģę udział w zje Ņ dzie pisarzy, który miał si ħ odby ę
we Flagstaff na pocz Ģ tku czerwca.
Rzadko brał udział w publicznych imprezach, a je Ļ li ju Ň , to starał si ħ omija ę te
nagło Ļ nione przez media. Na zjazd we Flagstaff zaproszono zaledwie dwustu pisarzy.
Wygłosi referat, odpowie na pytania i wróci do domu. Nie we Ņ mie honorarium za
wyst Ģ pienie.
Tylko w tym roku odrzucił kilkana Ļ cie zaprosze ı od presti Ň owych organizacji na
rynku wydawniczym. Presti Ň go nie interesował, ale udział w spotkaniu Zwi Ģ zku Pisarzy
Arizony uwa Ň ał za swoj Ģ powinno Ļę . Doskonale wiedział, Ň e nic nie ma za darmo.
Ņ nym popołudniem pies le ŇĢ cy u jego stóp podniósł łeb. Zgrabne zwierz ħ o
szarosrebrnej sier Ļ ci i bystrym spojrzeniu wilka.
423716934.002.png
- Ju Ň czas, Santanas? - Pogłaskał swojego towarzysza po głowie i wył Ģ czył komputer.
Dobrze si ħ pracowało, ale do Ļę na dzisiaj. Dzie ı dobiegał ko ı ca, zmierzchało ju Ň .
Z zabałaganionego gabinetu przeszedł do salonu o wysokich oknach z niewielkimi
szybami i otwartej wi ħŅ bie dachowej. Wn ħ trze pachniało wanili Ģ i stokrotkami. Otworzył
drzwi na taras i spojrzał na g ħ sty las otaczaj Ģ cy dom. Las go chronił przed lud Ņ mi. Był mu
potrzebny. Zapewniał spokój, dawał poczucie tajemnicy i pi ħ kna. Podobnie jak wysokie
rdzawe Ļ ciany kanionu. Słyszał szum strumienia, wdychał czyste przedwieczorne powietrze.
Napawał si ħ widokiem, odgłosami i zapachami. Nie miał ich zawsze.
Po chwili dojrzał j Ģ . Szła powoli kr ħ t Ģ Ļ cie Ň k Ģ wiod Ģ c Ģ do domu. Pies zacz Ģ ł macha ę
ogonem.
Czasami kiedy na ni Ģ patrzył, nie mógł uwierzy ę , Ň e kto Ļ tak pi ħ kny nale Ň y do niego.
Ciemnowłosa, drobna, poruszała si ħ z wdzi ħ kiem, który przyprawiał go o niemal bolesny
zachwyt. Sara. Praca i poczucie prywatno Ļ ci, dwie najwa Ň niejsze rzeczy w jego Ň yciu. I Sara.
Jego Ň ycie. Była warta zmaga ı , rozczarowa ı , l ħ ków, cierpienia. Wszystko dla niej.
Podniosła głow ħ i u Ļ miechn ħ ła si ħ szeroko, błyskaj Ģ c aparatem ortodontycznym.
- Cze Ļę , tata!
423716934.003.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Tydzie ı , w którym oddawano „Celebrity” do druku, oznaczał nieprzytomny chaos w
redakcji. Wszystkie działy ogarniała gor Ģ czka. Wszystkie biurka zarzucone były materiałami.
Telefony si ħ urywały. W powietrzu czuło si ħ panik ħ narastaj Ģ c Ģ z ka Ň d Ģ godzin Ģ . Zespół
zaczynał gry Ņę i k Ģ sa ę , zgodnie twierdz Ģ c, Ň e nie zd ĢŇ y z numerem. W wi ħ kszo Ļ ci redak-
cyjnych pokoi Ļ wiatła paliły si ħ do pó Ņ nej nocy. Królował zapach kawy i smród papierosów.
Wzmacniano si ħ glukoz Ģ , łykano całe opakowania tabletek przeciw zgadze, z r Ģ k do r Ģ k
przechodziły krople do oczu. Po pi ħ ciu latach pracy Lee traktowała comiesi ħ czne wybuchy
paniki jako co Ļ najnormalniejszego pod sło ı cem.
„Celebrity” był licz Ģ cym si ħ , poczytnym magazynem i przynosił miliony dolarów
rocznie. Obok materiałów o ludziach sławnych i bogatych na jego łamach mo Ň na było znale Ņę
artykuły wybitnych psychologów i uznanych dziennikarzy, obok wywiadów z gwiazdami pop
- rozmowy z wielkimi politykami. Pismo odznaczało si ħ Ļ wietn Ģ szat Ģ graficzn Ģ , a rzetelnie
pisane teksty zawsze poprzedzała staranna dokumentacja. Krytycy mogli nadawa ę mu miano
plotek z klas Ģ , jednak okre Ļ lenie „z klas Ģ ” nigdy nie było tu lekcewa Ň one.
Krótko mówi Ģ c, „Celebrity” bił na głow ħ konkurencj ħ i był jednym z najlepiej
sprzedaj Ģ cych si ħ miesi ħ czników w kraju. Lee Radcliffe potrafiła to doceni ę .
- Jak wyszedł materiał o rze Ņ bach?
Lee zerkn ħ ła na Bryan Mitchell, która nale Ň ała do najbardziej wzi ħ tych fotografików
na Zachodnim Wybrze Ň u. Z wdzi ħ czno Ļ ci Ģ przyj ħ ła kubek kawy. W ci Ģ gu ostatnich czterech
dni spała wszystkiego mo Ň e dwadzie Ļ cia godzin.
- Dobrze - rzuciła krótko.
- Lepsze rzeczy mo Ň na znale Ņę na Ļ mietniku. Nie rozumiała, jak dziewczyna, która
jest tak dobra w swoim rzemio Ļ le, mo Ň e by ę kompletnie Ļ lepa na sztuk ħ nowoczesn Ģ .
- To je fotografuj. - Wzruszyła ramionami. Bryan ze Ļ miechem pokr ħ ciła głow Ģ .
- Kiedy kazali mi zrobi ę zdj ħ cie tej kompozycji z czerwonego i czarnego drutu,
miałam ochot ħ wył Ģ czy ę Ļ wiatła.
- Wyszło wspaniale.
- Przy dobrym o Ļ wietleniu złomowisko te Ň wyjdzie wspaniale. Ja potrafi ħ operowa ę
Ļ wiatłem, ty słowem.
Lee u Ļ miechn ħ ła si ħ nieznacznie, my Ļ l Ģ c o dziesi ħ ciu rzeczach równocze Ļ nie.
- Pracowała Ļ nad tym zdj ħ ciem cały dzie ı , prawda?
423716934.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin