"Budzisz się rano i pierwszą myślą, jaka pojawia się w twojej głowie jest jedzenie. Dopadasz lodówki i obżerasz się, nie pamiętając bożym świecie. A potem wymiotujesz, z oczu kapią ci łzy, rumieniec na twarzy to prawie purpura. Nie pomaga obiecywanie, nie pomaga klnięcie na siebie w duchu, nie pomaga żyletka w ręce. To moje drugie ja. Znam je tylko ja sama. Inni znają radosną, wesołą, zadbaną dziewczynę" - opowiada na jednej ze stron internetowych osoba cierpiąca na bulimię.
Zaburzenie łaknienia o choroba, która coraz częściej dotyka młode dziewczęta. Wrażliwe, ambitne, z dużym poczuciem odpowiedzialności, dążące do perfekcji. Uczą się w elitarnych szkołach. Perspektywicznie myślą o swojej przyszłości. Studiują, czasem na więcej niż jednym kierunku, a do ego jeszcze pracują. O bulimii nie mówią często nawet najbliższym. To dla nich wstyd, że napięcie i stres rozładowują nadmiernym objadaniem się i napadami niepohamowanego głodu. A przecież one nie mogą być słabe...
Historia Izy
Iza ma 18 lat i uczy się w renomowanym liceum. Na bulimię choruje od roku. Zgodziła się opowiedzieć, jak wygląda życie z czymś "takim ".Ma nadzieję, że dzięki temu uda się jej ostrzec inne dziewczyny. Z pozoru nic nie zdradza choroby. Jest wysoka i szczupła. Ma duże, niebieskie oczy, delikatne rysy twarzy i długie, jasne, kręcone włosy. Ta burza loków, jak twierdzi, kiedyś była dużo gęstsza. Jedynie krostki na palcach mogą niepokoić, ale na o Iza ma zawsze jakieś wymyślone uzasadnienie, na przykład, że się zadrapała. Jej życie z pozoru także nie różni się od prowadzonego przez rówieśniczki. Szkoła, lekcje angielskiego, nauka, której w tym roku szczególnie dużo ze względu na maturę i egzamin wstępny na studia, czasem spotkania ze znajomymi. Tyle tylko, że od roku tym życiem, wydawałoby się bardzo dobrze zorganizowanym, rządzi bulimia. Iza nie potrafi niczego tak do końca zaplanować. Nie wiadomo, kiedy pojawi się atak. A występuje aż cztery razy dziennie, o różnych porach. Bez względu na miejsce. Także w szkole, w przerwie między lekcjami. - Budzisz się rano i rozpoczynasz walkę z sobą, żeby nie zjeść, a potem nie wymiotować - opowiada. Podczas ataku, nad którym nie może zapanować, może zjeść wprost niewyobrażalne ilości jedzenia. Najpierw idą warzywa i owoce, później rzeczy bardziej kaloryczne, a na końcu słodycze. I tak na przykład, wilczy głód bulimiczka może zaspokoić, pochłaniając naraz cały tort lub bochenek chleba, a do tego jeszcze kilka kanapek i zupę. Kiedy już nic nie ma w lodówce i zjadło się nawet to, czego się nie lubi, zostają mrożonki i potrawy w proszku. -Gdy atak mija i odzyskuję świadomość tego, co się stało, czuję wstyd i obrzydzenie do siebie. Potwornie boli mnie żołądek, mam wrażenie, że zaraz pęknę. Ledwo mogę się poruszyć - wyznaje.
Jedzenie jest dla niej pocieszycielem
w obliczu samotności, przyjemnością, dzięki której rekompensuje sobie brak poczucia bezpieczeństwa. Jednak zaraz po ataku obżarstwa pojawia się lęk przed u życiem. Torsje powodują chwilową redukcję napięcia. Wyrzuca się z siebie nadmiar tłumionych problemów i stresów. - Wymiotuje się w różnych warunkach i na różne sposoby. W domu często wykorzystywałam do tego siatki, tak aby rodzice nic nie zauważyli - opowiada Iza. Często bulimiczki stosują środki przeczyszczające i odwadniające. Spokój trwa krótko. Chwilę potem przychodzą potężne wyrzuty sumienia. Iza ma dwie osobowości - zdrową i tę, która ciągle kalkuluje. Obsesja na punkcie jedzenia sprawia, że cały czas kontroluje swój wygląd, którym dawniej wcale się tak nie martwiła. Miała, jak chyba każdy, jakieś kompleksy, ale dało się z nimi żyć. Teraz nie lubi robić zakupów z koleżankami. Nie chce, żeby ktoś widział, jak przymierza kolejną parę spodni, których rozmiar nie odpowiada jej wymiarom. Tabele kalorii zna na pamięć i może je wyrecytować o każdej porze dnia i nocy. Wie, co z czym może być strawione, jakie to daje efekty. - Osoby chore na bulimię powinny być gastrologami - uśmiecha się smutno. Non stop sprawdza wagę, katuje się morderczymi ćwiczeniami. Piciem sześciu litrów wody dziennie chce zabić uczucie głodu, mimo że nadmiar płynu wywołuje opuchliznę twarzy. - Nawet gdy nic nie jem, to wydaje mi się, że coś muszę zrobić, żeby zrzucić zbędne kilogramy. Wtedy wychodzę z domu i mogę przejść 10 km - opowiada. Jeśli dla kogoś
słowo "bulimia"
pozostaje terminem medycznym, znanym jedynie z nazwy, ciężko mu zrozumieć mechanizmy kierujące taką osobą. - O ile na temat anoreksji ludzie posiadają jakąś wiedzę, o tyle o bulimii nie mają praktycznie żadnej -stwierdza jedna z bulimiczek. Większość chorych uważa, że w naszym społeczeństwie pokutuje mit rozpieszczonych i rozkapryszonych dziewczynek, które stwarzają sobie śmieszne, wyimaginowane problemy. Tymczasem bulimia to poważna kwestia natury psychologicznej, z którą bardzo ściśle łączy się kontekst rodzinny. Dr Barbara Józefik w swojej książce "Anoreksja i bulimia psychiczna" dokonuje szczegółowej charakterystyki rodziny bulimicznej, w której dzieci są w dużym stopniu obciążone odpowiedzialnością za rozwiązywanie trudności małżeńskich i przetrwanie rodziny. Dużą wartość mają słowa. Szczególne znaczenie przywiązuje się do perfekcji. Silne pragnienie spełnienia oczekiwań społecznych sprawia, że członkowie rodziny chcą zataić swoje problemy. Atmosfera i sytuacje rodzinne ukształtowane są przez tajemnice. Rodzice, ciągle niezadowoleni, są bardzo krytyczni wobec swoich pociech. Podręcznikowe symptomy występują także w rodzinie Izy. Źle wpływają na nią ciągnące się latami kłopoty rodzinne. Uważa, że ma bardzo słaby kontakt z rodzicami, którzy wiecznie wymagali od niej dużej samodzielności, nawet w obliczu problemów. Zawsze miała spełniać ich własne, nie zrealizowane marzenia i dążyć do ideału. Dobre oceny w szkole, elitarny kierunek studiów i świetlana kariera zawodowa. O tym, że od niedawna ma chłopaka, Iza w ogóle im nie powiedziała. Liczy się tylko nauka. Niech rodzice dalej tak myślą. I tak by nie zrozumieli. - Często osoby, które chorują na bulimię są bardzo wrażliwe, biorą na siebie nadmierną odpowiedzialność, są niezwykle ambitne, a przy tym borykają się z niskim poczuciem własnej wartości - wyjaśnia mgr Iwona Piwowarczyk, psycholog - psychoterapeuta z Krakowskiego Ośrodka Terapii. Zaburzenie łaknienia - jak alarmują statystyki - spotyka osoby z coraz o niższej grupy wiekowej. Najmłodsze pacjentki mają 13 lat. - Z pewnością jest to także uwarunkowane kulturowo. Młode dziewczyny chcą sprostać lansowanym współcześnie wzorcom piękna - tłumaczy dr Magdalena Pilecka z Kliniki Psychiatrii, do której rocznie trafia ok.70 osób z tym problemem.
Podjęcie decyzji o leczeniu
dla większości jest jednak bardzo trudne. Bulimiczki najpewniej czują się w wirtualnym świecie. Tutaj mogą być anonimowe i dać upust swoim emocjom, umiejętnie maskowanym w realnym życiu. W internetowych pamiętnikach i na różnych forach opisują zmagania z chorobą. Dzięki temu istnieje możliwość poznania osób, którym udało się wygrać. Są też jednak minusy. Bardzo często dziewczyny dzielą się różnymi radami: jak zniwelować uczucie głodu lub jak ukrywać się przed najbliższymi z jedzeniem. Wprost roi się od pytań w stylu: Chcę zacząć wymiotować, żeby schudnąć, ale jak to zrobić? Czy głęboko trzeba włożyć palce do gardła? Dodatkowo ma dopingować wymienianie się zdjęciami modelek. - Osoby chorujące na bulimię, wybierają tę formę radzenia sobie ze stresem, bo czują się opuszczone emocjonalnie przez bliskich, w zmaganiach z chorobą również czują się osamotnione. Za pomocą Internetu szukają wsparcia, chcą znaleźć bezpieczny kontakt z tymi, którzy je zrozumieją. Często najbliżsi bardzo długo nie widzą, że coś złego się z nimi dzieje - wyjaśnia mgr Piwowarczyk. Rodzice Izy o chorobie dowiedzieli się pół roku temu. Przez przypadek. Zauważyli, że wymiotuje i o ich zaniepokoiło. Tak jest zazwyczaj. Bulimiczki w końcu zostają "nakryte". Zdarza się, że ktoś z rodziny znajduje na przykład garnek z wymiocinami schowany w pokoju pod łóżkiem lub "przyłapuje" chorą podczas ataku obżarstwa.
Terapia
Jednak o właśnie dzięki rodzicom Iza zdała sobie sprawę z tego, że jest chora. Słowo "bulimia" zostało wtedy po raz pierwszy głośno wypowiedziane. - Wcale jednak nie poczuli się w jakimkolwiek stopniu winni. Są przekonani, że to środowisko rówieśnicze wywiera na mnie presję i mam kompleksy wobec innych dziewczyn. Powiedzieli, że muszę iść na terapię - tłumaczy. Jednak nie rodzinną, czyli wspólnie z rodzicami. Na to nie mają czasu, dużo pracują. Musi się sama uporać z tym problemem. I to jak najszybciej, bo ta choroba mnóstwo kosztuje. Z lodówki błyskawicznie znikają ciągle uzupełniane zapasy jedzenia. Zresztą Iza też woli sama przez to przejść. - Bardzo niewiele rodzin decyduje się na taką terapię. A nawet jeśli, to rzadko potrafią wytrwać do końca. Na ogół wynika to z braku zrozumienia choroby oraz lęku przed konfrontacją z własnymi trudnościami emocjonalnymi. Współczucie, empatia, to uczucia, których brakowało także w ich życiu. Często reagują złością i wrogością - mówi mgr Piwowarczyk. Chore także wolą leczenie indywidualne, ze względu na poczucie winy, które czują wobec najbliższych. Iza od 4 miesięcy spotyka się raz w tygodniu z psychoterapeutą. Krok po kroku, stara się otworzyć przed drugą osobą i mówić wprost o tym, co czuje. - Bulimia to choroba, która odcina od ludzi. Straciłam kontakt z wieloma znajomymi i rodziną - wyznaje Iza. Często musiała odwoływać spotkania z powodu ataków, a z czasem zaczęła unikać wypadów z przyjaciółmi "do miasta, żeby coś zjeść". To dla niej raczej męka niż przyjemność. W odbudowaniu zaufania do ludzi i relacji z otoczeniem ma pomóc psychoterapia. Wspólnie z psychoterapeutą szuka się odpowiedzi na pytanie: dlaczego nieświadomie wybrało się taką drogę i jakie są inne sposoby radzenia z problemami. - Osobom chorym na bulimię towarzyszy uczucie osamotnienia, najczęściej u podłoża choroby jest depresja. Aby mogły z niej wyjść, konieczna jest praca nad urealnieniem obrazu własnej osoby, wzmocnieniem pewności siebie i samoakceptacji. Paradoksem jest to, iż są o osoby wyposażone w różne talenty i zdolności, wrażliwe i inteligentne - wyjaśnia mgr Piwowarczyk. Iza zażywa silne leki antydepresyjne. Wcześniej kilka razy próbowała popełnić samobójstwo. Mówi, że wykańcza ją labilność nastrojów. Stała się bardzo wrażliwa na krytykę, która wywołuje u niej bezgraniczny smutek. Najdrobniejsza uwaga wyprowadza ją z równowagi. Ma ochotę wtedy krzyczeć i rzucać czym popadnie. - Dawniej tę nadwrażliwość ukrywałam pod płaszczykiem pewności siebie. Udawałam, że z dystansem podchodzę do różnych spraw - stwierdza. Teraz każdego dnia
walczy sama z sobą.
Nie jest łatwo. Kuchnia w domu jest zamknięta na klucz. Rodzice decydują za nią, co ma jeść. Czasem nie może wytrzymać. Wówczas, nawet po północy pokonuje dwukilometrową trasę do osiedlowego sklepu. Zaczęła palić, pije dużo kawy i wody. Stara się jeść regularnie i jak najmniej kalorycznych rzeczy, żeby później nie obudziło się w niej poczucie winy, którego poprzez torsje będzie musiała się pozbyć. Obiecała sobie jednak, że pokona chorobę. - Bulimiczki to zwykle bardzo silne osoby. Potrafią wiele wytrzymać i to jest też część ich problemu. Gdy zdecydują się na leczenie, starają się realizować o postanowienie w sposób konsekwentny. W dobrej relacji terapeutycznej, w oparciu o poczucie odpowiedzialności i determinację można odzyskać zdrowie. Dlatego też, mimo że proces leczenia jest długi i trwa minimum od dwóch do czterech lat, jest to choroba z której można się wyleczyć - wyjaśnia mgr Piwowarczyk. Iza tłumaczy, że ma teraz dla kogo walczyć. Bardzo pomaga jej bliskość i determinacja partnera. Chce poprawić oceny w szkole - zawsze miała najwyższe. Przez chorobę często opuszczała zajęcia, bo ataki bardzo osłabiają, męczą organizm. Omdlenia czy zasypianie na lekcjach, w domu nad książkami czy w tramwaju utrudniają normalne funkcjonowanie. Niedawno Iza nie poszła do szkoły na skutek 40-stopniowej gorączki, która okazała się reakcją na torsje. Poza tym stan jej organizmu jest bardzo słaby. Od pół roku nie ma już miesiączki. Schudła 16 kg. Pogłębia się anemia. Żołądek odrzuca niektóre produkty. Pojawiły się rany w przełyku i kaszel krwią. Opinia lekarza brzmi: jeśli by zaprzestała leczenia, za rok wewnętrzne narządy, m.in. nerki, wątroba i żołądek nie będą już funkcjonować. Nie leczona bulimia prowadzi bowiem do całkowitego wyniszczenia organizmu. Schorzenia jamy ustnej, obecność w niej kwasu żołądkowego, schorzenia gardła, grzybice, pleśniawki, zaburzenia metabolizmu, gospodarki wodnej, pękające naczynia krwionośne w oczach i na twarzy, wypadanie zębów i włosów to tylko niektóre z konsekwencji ej choroby. Mimo wszystko Iza jest dobrej myśli. Ma marzenia i chce je spełnić. Zjeść coś bez poczucia winy i kalkulacji. Cieszyć się z tych nawet najdrobniejszych rzeczy. I patrząc w lustro móc powiedzieć: "kocham siebie".
Imię bohaterki zostało zmienione
AnnabellePe