Simak Clifford D. - Projekt Papiez.txt

(644 KB) Pobierz
Clifford D. Simak

Projekt Papie�

Prze�o�y� Jaros�aw J�wiak
Tytu� orygina�u PROJECT POPE
Wydanie angielskie: 1981
Wydanie polskie: 1997
Prolog
Szeptacz zatrzyma� Thomasa Deckera o p� godziny drogi od domu.
Decker - powiedzia� Szeptacz, a jego g�os rozbrzmiewa� w umy�le Deckera. - 
Decker, 
wreszcie ci� dostan�. Tym razem b�dziesz m�j.
Decker obr�ci� si� na szlaku gry, kt�rym pod��a� ju� od d�u�szego czasu. 
Podni�s� 
strzelb� przytrzymuj�c j� z dala od cia�a, got�w przy pierwszej oznace 
niebezpiecze�stwa 
momentalnie przy�o�y� j� do ramienia.
W polu widzenia nie dzia�o si� jednak nic niepokoj�cego. G�szcz nieruchomych 
drzew i zaro�li ogranicza� szlak z obu stron. Wia� lekki wiatr, nie s�ycha� by�o 
ptak�w. 
Ca�kowity spok�j. Wszystko wydawa�o si� zamro�one w bezruchu, jakby utrwalone w 
ten 
spos�b na wieki. Decker!
S�owo to zabrzmia�o w jego m�zgu. Z zewn�trz nie dochodzi� �aden d�wi�k. Jedynym 
�r�d�em g�osu by� jego umys� i jak dot�d, w czasie wszystkich swoich 
wcze�niejszych 
spotka� z Szeptaczem, nie by� w stanie stwierdzi�, czy w jego umy�le 
rzeczywi�cie pojawi� 
si� jaki� d�wi�k. Rozpoznawa� po prostu s�owa, umieszczone przez kogo� w 
okre�lonym 
obszarze jego m�zgu - w okolicy czo�owej, tu� ponad oczami.
Nie tym razem, Szeptaczu odpar� nie otwieraj�c ust, formu�uj�c jedynie my�li i 
s�owa 
wewn�trz swego umys�u, tak aby Szeptacz m�g� je odczyta�. - Dzi� nie zagram w 
twoj� gr�. 
Sko�czy�em z tym.
Tch�rz, odrzek� Szeptacz. Tch�rz, tch�rz, tch�rz!
Do diab�a z twoimi gierkami, odpar� Decker. Tylko wyjd� i poka� si�, to 
zobaczymy, 
czy jestem tch�rzem. Mam ci� do��, Szeptaczu. Mam ci� ju� pot�d.
Jeste� tch�rzem, powt�rzy� Szeptacz. Ostatnim razem mia�e� mnie w zasi�gu 
strza�u i 
nie poci�gn��e� za spust. Jeste� tch�rzem, Decker, tch�rzem.
Nie mam �adnego powodu, �eby ci� zabija�, Szeptaczu. Prawd� m�wi�c nie mam 
nawet na to ochoty. Ale, tak mi dopom� B�g, wpakuj� ci kul� tylko po to, �eby 
mie� ci� 
wreszcie z g�owy.
Chyba �e ja dopadn� ci� pierwszy.
Mia�e� ju� swoj� szans� - odpar� Decker. - Musia�e� mie� ju� wiele sposobno�ci. 
Sko�czmy wi�c te pogaduszki. Nie chcesz mnie zabi� tak samo, jak ja nie chc� 
zabi� ciebie. 
Jedyne czego pragniesz, to kontynuowa� gr�. A ja mam ju� do�� twoich g�upich 
gierek. Jestem 
g�odny, zm�czony i chc� wreszcie i�� do domu. Nie mam zamiaru bawi� si� w 
chowanego, 
ganiaj�c za tob� po lesie.
W trakcie rozmowy zd��y� si� ju� zorientowa�, gdzie schowa� si� Szeptacz i 
powoli 
ruszy� szlakiem w kierunku miejsca, gdzie tamten siedzia� ukryty w zaro�lach.
Tym razem ci si� poszcz�ci�o, powiedzia� Szeptacz. Znalaz�e� kup� kamieni. Mo�e 
nawet diamenty.
Cholernie dobrze wiesz, �e to nieprawda. By�e� tam ze mn�. Ca�y czas mi si� 
przygl�da�e�. Wyczu�em ci�.
Ci�ko pracujesz, kontynuowa� niezra�ony Szeptacz. Powiniene� by� znale�� 
diamenty 
i przedtem, i teraz.
Nie szuka�em diament�w.
Co robisz z kamieniami, kt�re znajdziesz?
Po co zadajesz g�upie pytania? Wiesz dobrze, co z nimi robi�.
Oddajesz kapitanowi statku, kt�ry je sprzedaje w Gutshot. Robi z ciebie g�upka. 
Dostaje za nie trzy razy wi�cej, ni� m�wi.
Tak mi si� te� wydawa�o, powiedzia� Decker. Ale co mi tam! Potrzebuje pieni�dzy 
bardziej ni� ja. Zbiera fundusze na kupno dzia�ki na planecie nazywanej Kwiatem 
Jab�oni. 
Sk�d to nag�e zainteresowanie?
Nie sprzedajesz mu chyba wszystkiego?
Rzeczywi�cie, zatrzymuj� sobie lepsze sztuki.
M�g�bym si� nimi zaj��.
Ty, Szeptaczu? I co by� z nimi zrobi�?
Wysz�ifowa�. Wypolerowa�. Okroi�.
Umiesz szlifowa� kamienie, Szeptaczu?
C�, nie ko�czy�em �adnej szko�y, je�li o to ci chodzi, Decker. Jestem tylko 
amatorem.
Teraz wiedzia� ju� dok�adnie, gdzie schowa� si� Szeptacz. Gdyby poruszy� si� 
odrobin�, Decker wpakowa�by mu kulk�. Nie da� si� og�upi� gadk� o kamieniach i 
szlifowaniu. Wiedzia�, �e Szeptacz podtrzymywa� rozmow� tylko po to, �eby 
zamydli� mu 
oczy.
Rzeczywi�cie powinien ju� z tym sko�czy�. Ten ukryty klown od miesi�cy dawa� mu 
si� we znaki, �ledzi� go i wsz�dzie za nim pod��a�, straszy�, zmusza� do 
uczestniczenia w tej 
idiotycznej grze, robi�c z niego kompletnego g�upca.
M�g�bym pokaza� ci w strumieniu niedaleko st�d, powiedzia� Szeptacz, miejsce, 
gdzie 
znajdziesz mas� kamieni. Jest tam taki jeden, wielki samorodek nefrytu, kt�ry 
chcia�bym 
dosta�. Je�li wydob�dziesz dla mnie nefryt, mo�esz zatrzyma� sobie ca�� reszt�.
Sam go sobie wydob�d�, odpar� Decker. Je�li wiesz, gdzie jest, to na co czekasz?
Ale� ja nie mog�, odrzek� Szeptacz. Nie mam ramion, kt�re m�g�bym wyci�gn��, 
d�oni, kt�rymi m�g�bym go obj��, ani si�y, aby go unie��. Ty musisz to dla mnie 
zrobi�. Chyba 
nie masz nic przeciwko temu? Przecie� jeste�my kumplami. Tak d�ugo prowadzimy 
ju� t� gr�, 
�e w�a�ciwie jeste�my starymi przyjaci�mi.
Niech ja ci� tylko dorw�, mrukn�� Decker. Znajd� si� tylko w zasi�gu strza�u...
To nie mnie mia�e� w zasi�gu strza�u, odpar� Szeptacz. To by� tylko m�j cie�, 
kszta�t, 
kt�ry dzi�ki mnie uzna�e� za moj� osob�. Kiedy zobaczy�e� kszta�t i nie 
strzeli�e�, 
zrozumia�em, �e jeste� moim przyjacielem.
Wszystko jedno, powiedzia� Decker. Nawet je�li to by� cie�, nast�pnym razem 
poci�gn� za spust.
Mogliby�my by� przyjaci�mi, ci�gn�� Szeptacz. Sp�dzili�my razem dzieci�stwo. 
Razem baraszkowali�my i bawili�my si�. Dorastali�my poznaj�c siebie nawzajem, 
wi�c teraz, 
kiedy ju� dojrzeli�my...
Dojrzeli�my?
Tak, Decker. Nasza przyja�� dojrza�a. Nie musimy ju� wi�cej gra�. Taki by� 
porz�dek 
rzeczy. By� mo�e zachowa�em si� g�upio narzucaj�c ci ten rytua�, ale tego 
w�a�nie wymaga�a 
nasza przyja��.
Rytua�? Zwariowa�e�, Szeptaczu.
Rytua�, kt�rego nie pozna�e�, nie zrozumia�e�, a mimo to gra�e� ze mn�. Nie 
zawsze 
robi�e� to z ochot�, nie zawsze wprawia�o ci� to w dobry humor. Cz�sto 
przeklina�e� mnie, 
w�cieka�e� si� i by�e� ��dny mojej krwi, ale jednak gra�e� ze mn�. A teraz, 
kiedy rytua� zosta� 
zako�czony, mo�emy razem i�� do domu.
Po moim trupie! Nie b�dziesz mi si� p�ta� po mieszkaniu.
Nie b�d� si� p�ta�. Zajm� ma�o miejsca. M�g�bym po prostu wcisn�� si� w jaki� 
k�t. 
Nawet by� mnie nie zauwa�y�. Tak bardzo potrzebuj� przyjaciela, ale musz� wybra� 
go 
starannie. Musimy do siebie pasowa�.
Szeptaczu, odpar� Decker, tracisz czas. Nie mam bladego poj�cia, o co ci chodzi, 
ale 
tracisz czas.
Mogliby�my by� dla siebie mili. Szlifowa�bym twoje kamienie, rozmawia�bym z tob� 
w 
samotne noce i siedzia�bym z tob� przed kominkiem. Mamy sobie do opowiedzenia 
tyle 
ciekawych historii. A ty, by� mo�e m�g�by� mi pom�c z Watykanem.
Z Watykanem?! oburzy� si� Decker. Co do cholery masz wsp�lnego z Watykanem?
Rozdzia� I

Uciekaj�c Jason Tennyson dotar� do stromego pasma g�rskiego le��cego na zach�d 
od 
Gutshot. Gdy tylko dojrza� �wiat�a miasta, nacisn�� przycisk katapulty i poczu�, 
�e podrywa 
go w g�r� si�a, kt�rej si� nie spodziewa�. Na moment ogarn�a go ciemno��, lecz 
ju� po 
chwili, kiedy obr�ci� si�, ponownie ujrza� miasto. Wydawa�o mu si�, �e zauwa�y� 
przelatuj�c� 
lotni�, ale teraz nie mia�o to ju� �adnego znaczenia. Lotnia kontynuowa�a sw�j 
lot nad 
Gutshot, lekko obni�aj�c pu�ap nad oceanem otaczaj�cym ma�e miasteczko i port 
kosmiczny 
od strony przeciwnej ni� g�ry. Zgodnie z jego obliczeniami, oko�o 
osiemdziesi�ciu 
kilometr�w w g��b morza, lotnia uderzy w wod� i zostanie zniszczona. Mia� 
nadziej�, �e 
razem z ni� zginie dr Jason Tennyson, ostatnimi czasy nadworny lekarz 
margrabiego 
Daventry. Radar w bazie lotniczej Gutshot niew�tpliwie wy�apa� lotni� i ju� 
�ledzi� jej kurs 
nad wod�, ale ma�a wysoko��, na jakiej si� znajdowa�a, uniemo�liwia�a utrzymanie 
d�u�szego 
kontaktu.
Tempo spadania zmniejsza�o si�, lecz w pewnej chwili, gdy spadochron otworzy� 
si� 
ca�kowicie, Tennyson wyrzucony zosta� w bok i zacz�� si� hu�ta� wychylaj�c 
daleko na boki. 
Wpad� w komin wznosz�cego si� powietrza i poczu�, �e spadochron spychany jest w 
kierunku 
majacz�cych w oddali szczyt�w, a ko�ysanie ustaje. Po chwili jednak wyrwa� si� i 
zacz�� 
powoli opada� w d�. Zwisaj�c na ko�cach lin pr�bowa� zgadn��, gdzie wyl�duje. 
Wygl�da�o 
na to, �e b�dzie to po�udniowy kraniec portu kosmicznego. Wstrzyma� oddech i 
zacisn�� 
kciuki. Przesun�� r�ce mi�dzy linkami spadochronu i chwyci� torb� lekarsk�, 
przyci�gaj�c j� 
do klatki piersiowej. Oby tak dalej, modli� si�. Oby tylko tak dalej. Jak dot�d 
sz�o mu 
nadspodziewanie dobrze. Przez ca�y czas ucieczki udawa�o mu si� utrzymywa� 
lotni� na 
ma�ej wysoko�ci. Mkn�� przez noc, omijaj�c bazy, kt�rych radary przeszukiwa�y 
niebo. W 
tych pe�nych nienawi�ci czasach rywalizuj�cych ze sob� lenn utrzymywano sta�� 
kontrol� 
przestrzeni powietrznej. Nikt nie wiedzia� kiedy i z kt�rej strony nadejd� 
pikuj�cy w ataku 
wojownicy.
Spogl�daj�c w d�, pr�bowa� oceni� odleg�o�� od ziemi, ale panuj�ce ciemno�ci 
sprawia�y, �e nie m�g� nic dojrze�. Czu�, �e jest spi�ty, wi�c postanowi� si� 
odpr�y�. Kiedy 
spadnie, powinien by� rozlu�niony.
Skupisko �wiate� miasta znajdowa�o si� w niewielkiej odleg�o�ci na p�noc. 
B�yszcz�ca plama portu kosmicznego le�a�a na wprost, tu� przed nim. W pewnym 
momencie 
�wiat�a portu znik�y i Tennyson na uginaj�cych si� nogach opad� wreszcie na 
ziemi�. Rzuci� 
si� w bok, przyciskaj�c do siebie torb�. Spadochron opad� tu� ko�o niego i 
Tennyson 
pr�bowa� teraz wyswobodzi� si� z pl�taniny linek i sznur�w.
Jak zauwa�y�, wyl�dowa� blisko skupiska du�ych magazyn�w, na po�udniowym 
brzegu portu i to w�a�nie one zas�oni�y go przed �wiat�ami. Szcz�cie 
najwyra�niej go nie 
opuszcza�o. Nawet gdyby mia� mo�liwo�� zaplanowania tego wcze�niej, nie m�g�by 
wybra� 
lepszego miejsca na l�dowanie.
Jego wzrok z wolna przyzwyczaja� si� do nocnych ciemno�ci. Po chwili rozpozna�, 
�e 
znajduje si� tu� obok alei przebiegaj�cej pomi�dzy dwoma magazynami. Zauwa�y� 
te�, �e 
magazyny ustawione zosta�y na palach wysoko�ci o...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin