Antologia - Moje nadprzyrodzone wesele.pdf

(950 KB) Pobierz
163666317 UNPDF
ANTOLOGIA
Moje nadprzyrodzone wesele
My Big Fat Supernatural Wedding
Tłumaczyła: Ilona Romanowska
Leslie Esdaile Banks
Zauroczeni
163666317.001.png
Górska dolina w Południowej Karolinie
Hattie McCoy wygładziła przód swojej fałdzistej białej sukienki i usiadła pod
pobliskim drzewem. Westchnęła z zadowoleniem, wędrując wzrokiem po parze
młodych kochanków.
– Hattie – dobiegł ją ciepły znajomy głos, po czym pojawiło się równie
znajome widmo Ethel. – Nie powinnyśmy w ten sposób szpiegować naszych
krewnych, szczególnie w tak delikatnych sytuacjach. To, że my są duchy i że
możemy, nie znaczy, że powinnyśmy.
– Wiem – powiedziała Hattie. Odczekała, aż jej wieloletnia przyjaciółka w
pełni się zmaterializuje i usiadła obok niej. – Ale spójrz tylko na nich. Tacy młodzi i
tacy zakochani.
Ethel Hatfield uśmiechnęła się.
– Gdyby mnie kto pytał, to jeśli tych dwoje nie będzie uważać, to jak nic
zmajstrują dziś dziecko.
– Wiem! – zawołała śpiewnie Hattie, klaszcząc w dłonie z radości. – Czyż nie
byłoby to boskie?
Jej przyjaciółka przytaknęła, ale zaraz zmarszczyła brwi.
– Eee, ten urok celibatu, który rzuciły nasze rodziny, przeszkodzi jak nic. –
Spojrzała w górę. – A poza tym będzie burza. To znowu sprawka tych Hatfieldów i
McCoy’ów! To nie ma sensu: zawsze czary trzynastu ciotek z jednej strony
przeciwko czarom trzynastu wujków z drugiej... Wiesz, jak to jest z tym ich
ukorzenianiem. Dlaczego po prostu nie przestaną i nie zostawią spraw własnemu
biegowi?
– Właśnie dlatego tu przyszłam – wyszeptała Hattie, kładąc dłonie na swych
znikających biodrach. – Tyle lat, a te nasze rodziny ciągle prowadzą wojnę. To
kompletna bzdura! To ukorzenianie, rzucanie złych uroków i babranie się w rzeczach
przynoszących pecha, phi!
Ethel pofrunęła w stronę drzewa, pod którym leżeli kochankowie.
– Dziewczyno, trzymaj tę gałąź, zanim spadnie i spróbuj ich przegonić z koca,
a ja podszeptam tym gołąbkom, coby powstrzymały się do czasu, aż wszystko
wyprostujem.
Hattie zakryła usta i zachichotała z radości – tym razem ucieszona, że przy
przejściu do drugiego świata pozwolono im przybrać stare dziewczęce postacie.
– Chyba nie mieliby nic przeciwko, gdyby trafił ich teraz piorun. Będzie
pioruńsko trudno dostać się pomiędzy nich – zaśmiała się jej przyjaciółka. – I nie
jestem pewna, czy tego chcę. Patrz, jak się o siebie ocierają i uderzają. Litości!
– Rany, dziewczyno, nie udawaj, żeś już zapomniała, jak to jest. Miłość to
diabelnie silna rzecz, magia sama w sobie – powiedziała Hattie z figlarnym
uśmieszkiem.
Oba duchy zawirowały w słońcu, aż stały się lśniącymi pyłkami.
– Kochana! – wykrzyknęła Ethel. – Jak myślisz, co najpierw zmajstrują,
chłopca czy dziewczynkę?
163666317.002.png
***
Południowa Karolina, obecnie
Wyrwał się z pocałunku jak tonący. Słodki oddech Odelii obmył jego wargi
ciepłą pokusą. Usta dziewczyny były tak blisko, że ciągle mógł poczuć smak
mrożonej miętowej herbaty, którą przed chwilą wypiła. Jego oczy pożądały każdego
centymetra ciemnej, satynowej skóry, a jego dłonie ześliznęły się po ramionach
Odelii, chcąc zsunąć cieniutkie ramiączka żółtej koszulki.
– Wiem, że ciężko czekać, ale nie możemy – wyszeptała. – Nie powinniśmy.
Wpatrywał się przez chwilę w jej twarz, w piękne brązowe oczy wyrażające
prośbę. Ale zmaganie i namiętność, jaką również w nich zobaczył, jej ciało przy jego
ciele gorące niczym parne popołudnie – to było ponad siły chłopaka.
– Przecież niedługo się pobierzemy – powiedział cicho, leniwie głaszcząc jej
ramiona. – Jesteśmy zaręczeni.
Uniósł dłoń dziewczyny i pocałował jej wierzch, a potem wnętrze. Drugą ręką
głaskał aksamitne włosy Odelii.
Zawahała się, zerkając na dwukaratowy kamień chwytający i rozszczepiający
światło słoneczne na jego policzku, który delikatnie muskała. Spojrzała w oczy
swojego mężczyzny, ale cóż mogła mu powiedzieć?
Ich romans szybki i nagły zaczął się na ostatnim roku studiów, a po dwunastu
miesiącach zaowocował zaręczynami. Cały rok wstrzemięźliwości, którą nakazał im
pastor, był najtrudniejszą rzeczą, jaką musiała w życiu znieść. Oboje przez cały ten
czas tajemniczo zwlekali z powiadomieniem swoich rodzin o nowym wydarzeniu, co
też było nie do wytrzymania. Wiedziała jednak, dlaczego ukrywa przed rodziną
istnienie Jeffa i zdawała sobie również sprawę, dlaczego Jeff nigdy nie zaprosił jej do
swojego domu, by przedstawić narzeczoną rodzinie.
Mogła tylko się modlić, żeby krewni chłopaka nie nosili pokoleniowej urazy,
która obrosła już legendą i żeby zaprzestali czarów. Bo co do swoich bliskich nie
miała złudzeń – według nich wszyscy McCoy’owie byli nikczemnymi ludźmi
rzucającymi uroki: i rodzice Jeffersona, i jego wszyscy liczni krewni. Nie!
Niemożliwe! Jeff był taki logiczny, zrównoważony i tak daleki od przesądów, że
niemożliwe, by jego rodzina była tak szalona jak Hatfieldowie.
Gdy tak patrzyła w oczy narzeczonego, wiedziała, że żadnym sposobem nie
będzie w stanie wytłumaczyć mu obłędu, w którym dorastała. Może po ślubie jakoś
mu to łagodnie zakomunikuje. Ale jak wytłumaczyć to, że jej tatuś był tak blisko
doktora Myszołowa, mistrza w ukorzenianiu, że już bliżej nie można? Albo że
wszystkie jej ciotki parały się przytwierdzaniem korzeni, a na nieszczęśników, którzy
ośmieliliby się pokrzyżować im plany, czekały niewytłumaczalne racjonalnie
konsekwencje? Studia były dla Odelii ucieczką od tych wszystkich nieczystych
spraw. Poszukiwania intelektualne i studencki kościół stały się dla niej tarczą przed
163666317.003.png
kuchenną magią, którą uprawiali jej krewniacy. Jeśli jednak rodzina wystraszy tego
faceta, to ona umrze śmiercią naturalną!
– Jeff – powiedziała cicho, nie mogąc się od niego oderwać. – Nie chcę, by
cokolwiek stanęło między nami. Nie chcę kusić losu ani wywołać Gniewu.
Gdybyśmy szybko się pobrali, po cichu, ty i ja...
– Chcesz uciec z ukochanym? – zamruczał, przykładając usta do jej szyi,
wydychając słowa, tak że wręcz je czuła na skórze, nie tylko słyszała.
Im więcej o tym myślał, pieszcząc dziewczynę, tym bardziej podobał mu się
jej pomysł. No bo czy naprawdę mogliby teraz, na dwa tygodnie przed imprezą z
okazji ukończenia studiów, ot tak poinformować rodziny i zamienić przyjęcie w ślub-
niespodziankę? Niedorzeczność! Wcześniej wydawało się to całkiem logiczne: i tak
miał być tort, jedzenie, goście i proboszcz – wszystko, czego by potrzebowali to
pozwolenie, kwiaty i suknia. Garnitur Jeff już miał.
– OK – wydusił wreszcie, nie przestając jej całować. – I tak nie zniosę
długiego narzeczeństwa i całego tego ślubnego zamieszania.
Siedzieli sobie teraz na pikniku pod koronami drzew, które dawały poczucie
intymności. Żarliwe zainteresowanie chłopaka płatkiem jej ucha sprawiło, że
zapomniała o wszystkim, co mówił pastor, i o tym, jakie niebezpieczeństwa ze strony
rodziny mogą na nich czyhać, jeśli posuną się za daleko. Tymczasem Jeff łaskotał
ucho Odelii swym oddechem w taki sposób, że ciarki przeszły jej po plecach. Miał
taki ładny zapach... głęboki, bogaty, męski i ziemisty... i boski! Jego wysoka
sylwetka była jak masywny dąb. Boże, mogła tylko pozwolić ustom, by smakowały
jego czekoladową skórę i zanim się spostrzegła jej palce mierzwiły jego krótkie,
gęste włosy.
– Zrobiłbyś to dla mnie? – wyszeptała, gwałtownie oddychając, gdy całował ją
po ramieniu.
– Dla ciebie zrobię wszystko – powiedział rozgorączkowany do jej ucha. –
Wszystko. Dziewczyno, kocham cię.
To było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Uciekła myślami, wyobrażając
sobie wspólną przyszłość. Mogliby mieć przed sobą piękne życie. On, świeżo
upieczony prawnik, zaczyna swoją pierwszą pracę w Seattle. Ona z tytułem magistra
dołączyłaby do niego jako żona i zajęłaby się pracą społeczną daleko, daleko od
domu. Mogliby kochać się dzień i noc, bo ich związek byłby pod ochronnym
płaszczem Wszechmogącego, nawet jej rodzina nie mogłaby nic popsuć. „Czy aby?”
– zastanawiała się. Może nawet ich dzieci urodziłyby się normalne, bez genu magii
lub skłonności do czarów...
Odwzajemniła natarczywy pocałunek, wiedząc nazbyt dobrze, że to
lekkomyślność. Wszystkie te noce, gdy byli tak blisko złamania obietnicy, że
poczekają, przytłoczyły ją teraz z całą siłą. Ból, jaki wzbudził w niej Jeff, był jak
ogień płonący od momentu, gdy się poznali.
Każda taka noc tylko pogarszała sytuację. Każde spotkanie ze znajomymi czy
wspólne zebrania w grupie kościelnej spowodowały, że teraz była gotowa
163666317.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin