Dalton Margot - Super Romance 19 - Trzy brzdące i tatuś.pdf

(893 KB) Pobierz
Three waifs and a daddy
81747886.002.png
Margot Dalton
Trzy brzdące i tatuś
81747886.003.png
Rozdział 1
Promienie grudniowego słońca, blade i wątłe jak złota przędzą przenikały przez
gałęzie drzew, rozsnuwając mgielną pajęczynę pośród ciemnych, spowitych białym
puchem sosen. Powietrze było dojmująco rześkie, wibrujące świeżością i zimnem.
Wyżłobione nartami bruzdy znaczyły szlak, który wybiegał zakolem z małej
przesieki i niknął pomiędzy drzewami; mocno odciśnięte, równoległe koleiny
zachęcały do przejażdżki. Słońce bawiło się rzucaniem cieni, obrysowując
najłagodniejsze zakręty, wzniesienia, tworząc ciemne, sekretne zakamarki nad
gładzizną szlaku, obrębionego ściegiem dołków wybitych narciarskimi kijkami.
Dzień był powszedni, pora popołudniowa i mało kto wybrał się na nartostradę.
Milczący las za przesieką, niechętny intruzom, odgradzał się od świata
nieprzeniknioną ścianą. Cichy i pusty szlak biegł donikąd.
Raptem ten tajemniczy nastrój uległ zakłóceniu. W oddali zza zakrętu wyłonił
się narciarz, sunąc prędko i pewnie w stronę przesieki. Miał na sobie obcisłe
granatowe spodnie narciarskie, wyraziście podkreślające świetną muskulaturę
długich nóg, oraz gruby skandynawski golf o biało-niebieskim wzorze. Jego
ciemnoniebieskie oczy harmonizowały bezbłędnie z barwą tkaniny.
Był to wysoki, posągowo zbudowany blondyn, a zwinność z jaką swobodnie
mknął naprzód, nadawała mu niemal wygląd bożka.
Kiedy jednak mężczyzna przystanął, spojrzał do góry i uśmiechnął się na widok
małej czarnej wiewiórki parskającej na wysokiej gałęzi – wyglądał już całkiem po
człowieczemu. W oczach lśniły mu wesołe iskierki, na opaleniźnie lewego policzka
pojawił się sympatyczny dołeczek, a rozwarte usta zaokrągliły się w uśmiechu.
Odchylił głowę do tyłu, potrząsając strzechą złocistych włosów i uniósłszy jeden z
kijków w kierunku wiewiórki, zawołał:
– Hej, po co ten rwetes maleńka? I w ogóle co ty tam robisz? Czy nie powinnaś
już spać zimowym snem? Przecież to już prawie Boże Narodzenie.
Wiewiórka popatrzyła naft czujnymi ślepkami i umilkła.
Narciarz sięgnął ręką do tyłu, wymacując zapięcie niewielkiej torby,
przytroczonej do pasa. Wyjął z niej kartonowy pojemnik z sokiem jabłkowym,
81747886.004.png
otworzył go, wypił do dna, po czym starannie umieścił pusty karton w torbie.
Następnie sprawdził wiązania butów, wykonał kilka zamachów muskularnymi
ramionami, ujął kijki i pochyliwszy się popędził dalej.
Niebawem dotarł na szczyt najzdradliwszego odcinka tej części trasy, bacząc
czy nie blokuje jej gromadka dzieci, bądź jacyś zabłąkani narciarze.
Ale wśród zaśnieżonego pejzażu widniała tylko jedna postać. Była to kobieta.
Stała na czubku wzgórza, zapierając się nieporadnie kijkami, wpatrzona z
desperackim napięciem na prowadzące stromo w dół zakrętasy szlaku. Mijając ją
Jim zauważył pulchne kształty wbite w turkusowe spodnie do joggingu, obfity
brzuszek, obciśnięty białym swetrem i siwe loczki wokół wystraszonej twarzy,
wymykająca się spod włóczkowej czapeczki, również w kolorze turkusowym.
Jim skinął starszej pani głową i ominąwszy ją uskokiem w bok, ugiął nogi i
pognał w dół po stoku, płużąc ostro aż śnieg kurzył mu się spod desek. Na wirażu
wykręcił zgrabnie idealną krystianię, po czym przyjął kuczną pozycję i wziąwszy
kijki pod pachę pędził w dół, uśmiechając się radośnie, podczas gdy wiatr świstał
mu w uszach i rozwiewał włosy, a drzewa migotały zawrotnie przed oczami.
Wkrótce szlak przeszedł w gładką płaszczyznę, ale zaraz jął się znów wspinać
ku drzewom. Jim zatrzymał się roześmiany i wciąż jeszcze podniecony pędem
udanego zjazdu. Nagle spoważniał i z zachmurzoną lekko twarzą obejrzał się za
siebie. Przez moment wahał się, spoglądając do tyłu na pustą przestrzeń
nartostrady. W końcu, zmarszczywszy brwi, obrócił się i ruszył z powrotem w
długą, uciążliwą drogę pod górę.
Kiedy dotarł do zakrętu i znalazł się pod stromym zboczem, zobaczył, że tęga
dama wciąż tkwi na szczycie, samotna i nieruchoma na tle ogromnych czarnych
sosen.
Jim spoglądał na nią przez chwilę, po czym żwawo zaczął się wspinać po stoku.
Jodełkując sprawnie, osiągnął wierzchołek z zadziwiającą szybkością. Wsparł się
na kijkach i zatrzymał wzrok na turkusowej grubasce. Odpowiedziała mu smutnym
spojrzeniem brązowych oczu, z wyrazem niepokoju na miłej pomarszczonej
twarzy.
– To wcale nie takie straszne, proszę pani – odezwał się łagodnie Jim. – Z
początku trzeba tylko trochę płużyć, to cały sekret. Odcinek Za zakrętem nie jest
81747886.005.png
już taki spadzisty.
– Ale ja nie umiem płużyć – odparła żałośnie. – Drugi raz w życiu przypięłam
narty. Ledwie się mogę utrzymać na nogach, co dopiero mówić o płużeniu.
Jim stłumił uśmiech. Było coś bardzo ujmującego, coś wzruszająco dziecięcego
w sposobie, w jaki starsza pani chwiała się na błyszczących, nowiutkich nartach,
zerkając z przygnębieniem na stromy pagórek.
– Jeżeli jest pani nowicjuszką – powiedział z powagą – nie należało wychodzić
na tę trasę. Jest zaliczana do wybitnie trudnych, przede wszystkim z powodu tego
jednego zjazdu.
– Och – rzekła z zażenowaniem. – Naprawdę? A więc to nie jest Szlak
Wiewiórczy?
Tym razem Jim nie zdołał opanować uśmiechu. Jego ciemnoniebieskie oczy
zamigotały ognikami– Raczej nie – odpowiedział z rozbawieniu – To Szlak
Leśnych Wilków.
– Och – powtórzyła z przestrachem i nagle na widok jego uśmiechniętej twarzy
z charakterystycznym – dołeczkiem, pojawił się w jej oczach ów rozpoznawczy
błysk tak dobrze znany Jimowi.
– O, mój Boże! Pan jest, zaraz, wyleciało mi z głowy pańskie nazwisko...
Futbolista, prawda?
– Jim Fleming – przedstawił się zwięźle, a widząc, że się waha i czerwieni
zakłopotana, dodał pogodnie: – Czyżby kibicowała pani meczom futbolowym?
– Raczej nie – zaśmiała się ciepło. – W gruncie rzeczy uważam futbol za jedną
z najbardziej niemądrych gier. Znam pańską twarz – wyjaśniła, schylając się, żeby
podciągnąć grubą wełnianą skarpetę – bo moi dwaj wnukowie mają plakat z pana
fotografią... No, wie pan, ten na którym stoi pan z futbolowym kaskiem pod pachą,
uśmiechnięty właśnie tak, jak teraz.
– Znam ten plakat – przytaknął Jim bez entuzjazmu..
– Wisiał od wieków nad łóżeczkami moich wnuków. Przeczytałam im w
pańskiej obecności mnóstwo bajeczek na dobranoc. Nic dziwnego, że od razu pana
poznałam.
Jim roześmiał się. Rozmowa z tą zażywną babcią zaczynała mu sprawiać
przyjemność.
81747886.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin