Epikur twierdził.doc

(140 KB) Pobierz
Epikur twierdził, że szczęście polega na doznawaniu przyjemności, a nieszczęście na doznawaniu cierpień

Epikur twierdził, że szczęście polega na doznawaniu przyjemności, a nieszczęście na doznawaniu cierpień. Tu warto przytoczyć pojęcie eudajmonii, które Grecy rozumieli jako, mówiąc ogólnie, szczęście dane człowiekowi z woli dobrego bóstwa, lub dokładniej, jako życie możliwie najlepsze, w którym osiągnięta została dostępna człowiekowi doskonałość.
Filozof uważa, że człowiek jest już z natury szczęśliwy, jeśli tylko nie spotykają go cierpienia. Niech tylko nasze ciało będzie zdrowe, a dusza spokojna, a życie będzie rozkoszą.
Epikur dzieli przyjemności na dwa rodzaje: na fizyczne i duchowe. Jednak i tutaj należy zwrócić uwagę, na złożoność tego stwierdzenia. Przyjemności cielesne są bowiem bardziej zasadnicze, gdyż przyjemności duchowe nie mogły by bez nich istnieć, są one bowiem związane z podtrzymywaniem życia, a życie jest pierwszym warunkiem szczęścia. Jest to oczywiście słuszne podejście, ponieważ nie można filozofować z pustym brzuchem, jako że umysł głodnego filozofa nie skupiłby się w pełni na filozofowaniu, a byłby zaprzątnięty myślą o zaspokojeniu głodu. Jednak to właśnie dobra duchowe są wyższe, dają bowiem więcej przyjemności, gdyż dusza obejmuje nie tylko teraźniejszość, ale również przyszłość i przeszłość.
Epikur nie dzielił przyjemności ze względów jakościowych, ale ze względu na przyjemności bardziej i mniej przyjemne.
Stwierdził, że jeśli nasze dążenie do szczęścia nie koliduje z prawami natury, nie narusza dobrych obyczajów, nie zasmuca bliźniego, to nie należy się go wystrzegać, ale korzystać z życia ile się da. I tutaj chciałbym przytoczyć już raz wymienionych hippisów. Ruch ten dopasował do siebie hasła głoszone przez Epikura. Owszem, hippisi żyli zgodnie z prawami natury i starali się nie zasmucać bliźnich, jednak zapomnieli w swoim dążeniu do szczęścia o przestrzeganiu obyczajów i nadwerężaniu ciała. Łamali kanony, żyli w komunach hippisowskich i palili marihuanę, co raczej nie pasuje do haseł głoszonych przez tego filozofa.
Jednak największą wspólną cechą epikurejczyków i hippisów był pewien sposób życia, który zalecał nie wystawne życie, huczne uczty, wielkie majątki, lecz „grono przyjaciół i kwiaty w ogrodzie”. Dla epikurejczyków przyjemności najskromniejsze były przyjemnościami największymi. Jak mówi przysłowie „pieniądze szczęścia nie dają” najważniejszą wartością do szczęścia są oddani przyjaciele, bo „prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”. A to właśnie przyjaciele, na których można liczyć, którzy są niezawodni w każdej sytuacji, są potrzebni do osiągnięcia pełni szczęścia. Fakt, że niektórzy ludzie poprzez pieniądze czy pozycję czują się szczęśliwi nie znaczy wcale, że ich szczęście jest szczęściem prawdziwym.
Często bowiem zdarza się tak, że gdy traci się pieniądze i pozycję, wszyscy „przyjaciele” nagle odchodzą, zostawiając nas samych z problemami. Jednak jest to nieraz zbyt późny moment by starać się zrobić coś z własnym życiem...
Epikur wyodrębnia dwa zasadnicze środki na szczęście: cnotę i rozum. Jak sam mówi: „nie ma życia przyjemnego, które nie byłoby rozumne, moralnie podniosłe i sprawiedliwe, ani też nie ma życia rozumnego, moralnie podniosłego i sprawiedliwego, które nie byłoby przyjemne”. Cnota z kolei, to szczęście samo w sobie.
Filozof z wyspy Samos uważa za jeden z podstawowych środków do osiągnięcia szczęścia przyjaźń, o czym pisałem już wcześniej. Przyjaźń daje bowiem poczucie bezpieczeństwa, a poczucie bezpieczeństwa daje nam szczęście. Jednak przyjaźń jest tu tylko środkiem do osiągnięcia szczęścia- nie ma głębszej wartości. Szczęście nie może obejść się bez dóbr zewnętrznych. Odpowiednie zabezpieczenie finansowe- choćby po to by się najeść, wymienieni przed momentem przyjaciele, odpowiednie wpływy polityczne, uroda, pomagają w osiągnięciu szczęścia. Człowiek samotny, ułomny, biedny, chory nie będzie w pełni szczęśliwy. W tym miejscu chciałbym dodać, że filozofia Epikura była oparta na egoizmie.
Rozum to narzędzie niezbędne do kierowania się w życiu, które jest same w sobie szczęściem, lecz aby było nim w zupełności musi być pozbawione cierpień. Aby unikać cierpień przez lekkomyślność czy strach, należy kierować się rozumem.
Chcąc podsumować Epikura należy stwierdzić, iż przyjemność jest ostatecznym kryterium szczęścia, że szczęście da nam tylko pewien określony sposób życia, oznaczający życie cnotliwe( rozwaga, sprawiedliwość, umiar). Były to przede wszystkim cnoty użyteczne dla odczuć przyjemnych samego procesu życia, który to proces dla Epikura był „początkiem i końcem szczęśliwego życia”.

 

Epikur (341–271 p.n.e.), grecki filozof, twórca epikureizmu.

·         Bezmyślnych wyzwala ze smutku czas, mądrych logika.

·         Bogactwo nie jest ulgą w kłopotach – jest tylko zmianą kłopotów.

·         Gdy prosi cię nieprzyjaciel, spełń jego prośbę, ale strzeż się go potem podwójnie.

·         Jest rzeczą oczywistą, że pożytek z przemówień krótkich i przemówień długich jest taki sam.

·         Jeśli chcesz człowieka uszczęśliwić, nie dodawaj nic do tego, co posiada, ale ujmuj mu kilka z jego życzeń.

·         Kto zaś mówi, że jeszcze nie pora filozofować lub że pora już minęła, podobny jest do mówiącego, że jeszcze nie pora być szczęśliwym, a ta już przeszła.

·         Ktoś, kto tego co posiada nie uważa za największe bogactwo, będzie nieszczęśliwy nawet, gdyby posiadł cały świat.

·         Lepiej być nieszczęśliwym z rozumem niż szczęśliwym bez rozumu.

·         Miarą prawdy jest uczucie.

·         Naprzód spojrzyj, z kim jesz i pijesz, a dopiero potem, co jesz i pijesz.

·         Nie ma życia przyjemnego, które by nie było rozumne, moralnie podniosłe i sprawiedliwe, ani też nie ma życia rozumnego, moralnie podniosłego i sprawiedliwego, które by nie było przyjemne.

·         Nie można żyć szczęśliwie, nie żyjąc godnie, moralnie i uczciwie.

·         Nie tak bardzo potrzebna jest pomoc przyjaciół, ile wiara w ich pomoc.

·         Nie uczty i pochody świąteczne, rozkosze miłości i rozkosze podniebienia przy zastawnych stołach czynią życie słodszym, lecz trzeźwy umysł który... odrzuca błędne mniemania, najwięcej niepokoju sprawiające duszy.

·         O ile nie pogwałcisz praw, nie naruszysz dobrych obyczajów, nie zasmucisz bliźniego, nie nadwerężysz ciała, nie utracisz środków koniecznych do życia, to używaj jak chcesz swej ochoty.

·         Prawa ustanowione są dla sprawiedliwych nie dlatego, by nie popełniali nieprawości, lecz by jej nie doznawali.

·         Przyjaźń jest chyba największym darem, jaki mądrość może ofiarować, aby uczynić szczęśliwym całe życie.

·         Przyjemność brzucha jest podstawą i korzeniem wszelkiego dobra.

·         Przyjemność jest początkiem i celem życia szczęśliwego.

·         Spośród wszystkich sposobów, jakie Ci wskazuje mądrość, dla osiągnięcia szczęścia, najskuteczniejszym, najpewniejszym i najsłodszym jest przyjaźń.

·         Trzeba wyzwolić się ze strachu bogów i śmierci.

·         U wielu ludzi spokój jest odrętwieniem, wzruszenie wściekłością.

·         Wszelki ból jest złem, ale nie każdego bólu należy unikać.

·         Zło najstraszliwsze, śmierć, nie dotyka nas wcale, bo póki my jesteśmy, nie ma śmierci, a kiedy jest śmierć, nie ma nas.

·         Źle żyją, którzy ustawicznie żyć zaczynają.

·         Żyj niezauważony!

Niezależnie od tego, jak zdefiniujemy światopogląd, to w ostatecznej instancji ma on odniesienie do sensu życia. Światopogląd ma być tym, co uzasadnia nasze działania i nasz sposób bycia. Czy jednak da się zauważyć obecność tak rozumianego światopoglądu w ferworze życia codziennego? Wśród ludzi śpieszących się do pracy, tłoczących się w sklepie, pędzących w autach na autostradach? Wśród tych którzy boją się zwolnienia z pracy i tych, których z pracy już wyrzucili? Wśród tych, którzy robią gwałtowne kariery i tych, którym kariera się załamała? Wśród kobiet rodzących, mających rodzić i tych, które z jakichś powodów nigdy nie urodzą? Wśród mężów zdradzonych przez ich żony i kobiet przez mężów porzuconych? Czy ma dla nich wówczas jakiekolwiek znaczenie to, że świat stworzony został przez Boga lub - że sam powstał podczas wielkiego wybuchu?

Z całą pewnością są wśród nich głęboko wierzący, wierzący i niedowiarki, gorliwi patrioci, kosmopolici, zwolennicy globalizacji i antyglobaliści. Żadne badania nie wskazują, by wśród głęboko wierzących było mniej kłótni małżeńskich i dramatów życiowych, niż wśród niedowiarków.

Postawię tu wstępne hipotezy, które następnie spróbuję rozwinąć i uzasadnić.

1. Światopogląd jako fakt społeczny posiadający moc sprawczą jest zjawiskiem rzadkim. W praktyce mamy do czynienia albo ze światopoglądami ułomnymi posiadającymi moc sprawczą, ale pozbawionymi metafizyki, albo ze światopoglądami martwymi zawierającymi i metafizykę, i zasady powinności, ale nie funkcjonującymi w życiu praktycznym. Światopogląd w ścisłym tego słowa znaczeniu jest udziałem mistyków, niektórych świętych, geniuszy, wariatów, jurodiwych, proroków. W skali społecznej światopogląd jako siła sprawcza funkcjonował w pierwotnym chrześcijaństwie i później w licznych ruchach heretyckich, w pierwszej fazie komunizmu i faszyzmu, dziś w sprzysiężeniu ben Ladena, w niektórych sektach, ruchach protestu i ruchach alternatywnych. Nas interesuje tu jednak przede wszystkim społeczeństwo normalne czyli „bezświatopoglądowe”, będące osnową i moralną zasadą dzisiejszego cywilizowanego świata.

2.W życiu tak zorientowanego społeczeństwa uważanego dziś powszechnie za jedyne zdrowe i zasługujące na przetrwanie, czyli społeczeństwa ‘bezświatopoglądowego” wyróżnić możemy pewne moduły egzystencjalne, posiadające ukrytą niezwerbalizowaną i nieuświadamianą metafizykę. Moduły te układają się w dwie struktury: wertykalną i horyzontalną. Struktura wertykalna to trajektorie biograficzne i odpowiadające im mitonemy. 

3. Moduły horyzontalne (sposoby bycia) są najbardziej podstawowymi sposobami doświadczania egzystencji. Podstawowe sposoby bycia to: zatroskanie, świętowanie, sztuka, gra, ekstaza, zauroczenie, modlitwa. Między poszczególnymi sposobami bycia nie ma ciągłości, ani dialogu. Stąd osobowość zanurzona bez reszty w sposobach bycia jest osobowością w rozpadzie. Społeczeństwo pogrążone w sposobach bycia jest w stanie anomii, anarchii, chaosu. Niezbywalnym elementem życia, zarówno w sensie jednostkowym jak i społecznym jest transcendencja.

4. Codzienność dzisiejszego człowieka jest egzystencjalnie autonomiczna, oporna na ideę transcendencji, nie wymagająca metafizycznej legitymizacji. Zatem - nie potrzebująca światopoglądu, jako takiego. Jej światopoglądem jest „bezświatopoglądowość”. Posiada ona jednak ukrytą, niewerbalizowaną i nieuświadamianą metafizykę i soteriologię, którą może odsłonić badacz, ale która jest zasłonięta przed działającym podmiotem.

5. Sens działań i zdarzeń w życiu jednostki porządkowany jest w trajektoriach biograficznych zgodnie z obranym mitonemem. Obejmuje on generalne cele przyszłe, selekcję faktów i zdarzeń przeszłości, ich waloryzację i ocenę, rozpoznanie w tym świetle sytuacji dzisiejszej. Dla przykładu mogą to być mitonemy: bycie szczęśliwym, życie pełnią, bycie bogatym, bycie sławnym, życie twórcze, korzystanie z życia itp. Mitonemy nie potrzebują światopoglądu, jako takiego, ani transcendencji. Same są transcendencją wobec sposobów bycia. Nazywam je tu „światopoglądami ułomnymi”, w tym znaczeniu, iż jest w nich tylko część światopoglądu: całościowa wizja własnego życia. Nie ma natomiast metafizycznej legitymizacji tej wizji, która jest głównym elementem światopoglądu, jako takiego.

6. Potrzeba światopoglądu, jako takiego, w życiu jednostki pojawia się w sytuacji doświadczenia transcendencji, zarówno w klasycznej postaci doświadczenia religijnego, jak też doświadczenia szczytowego i innych form transcendencji analizowanych m.in. przez Maslowa i Bergera.

Wykłady moje dotyczą „człowieka empirycznego”, historycznego, będącego „produktem” określonych warunków historyczno-kulturowych, chęć przeanalizowania światopoglądu jako atrybutu człowieka rozumianego filozoficznie, odkładam na przyszłość. Taką chęć odczułem w wypowiedziach dr Klempczka i dr Mecha po poprzednim moim wykładzie w Krakowie. Ustalenia te dotyczą przede wszystkim człowieka Zachodu, człowieka żyjącego w określonej codzienności i realizującego określone trajektorie biograficzne, a więc - określony światopogląd ułomny.

Transcendencja może jednak być dana jednostce kulturowo w procesie socjalizacji, a zatem może być tak dany również określony światopogląd. Kształtuje on wówczas codzienność, która jest legitymizowana przez transcendencję, określaną przez Bergera jako „święty kosmos”. Taka jest, zgodna z zasadą szariatu, codzienność wielu muzułmanów, codzienność klasztorna, a także codzienność niektórych ekskluzywnych grup religijnych i pozareligijnych, takich, jak niektóre wspólnoty ekologiczne, czy wegetariańskie. Podobnie w systemach totalitarnych komunizmu i faszyzmu modyfikujący codzienność system ideologiczny wpajany był w procesie socjalizacji.

Tyle ustaleń ogólnych. Przejdźmy teraz do właściwego przedmiotu wykładu, jakim jest życie szczęśliwe. Rozumiem je jako trajektorię, która ma charakter mitonemu. Wiele baśni kończy się słowami: „ i żyli długo i szczęśliwie”. Życzy się długich i szczęśliwych lat, zwłaszcza - młodej parze. Mówi się też: ”to była bardzo udana, szczęśliwa para”. Tak mówi się o tych, którzy odeszli. O tych, którzy żyją, mówi się z pewnym przekąsem i odcieniem dystansu: „oni są ze sobą szczęśliwi”.

Życie szczęśliwe sprowadza się zatem do życia rodzinnego, zwłaszcza - do pożycia małżeńskiego. W innych trajektoriach mitonem szczęścia jest na ogół nieobecny. Nie mówi się o szczęśliwych generałach, nawet jeśli osiągnęli szczyty militarnych sukcesów i umarli w glorii sławy. To samo o politykach. Nikt nie powie o życiu szczęśliwym Clintona, czy Eisenhawera. Ten pierwszy już za życia przeszedł do historii, jako ekscentryczny erotoman, ten drugi ukazywany jest równolegle jako autor zwycięskich operacji aliantów w II wojnie światowej i dramatycznego romansu z adiutantką w tym samym czasie. Nie ma w zasadzie opowieści o szczęśliwych bogaczach. Modelową dla literatury przedmiotu może być biografia Onazisa, udręczonego nieustannymi romansami, kłopotami z dziećmi i nieudanym małżeństwem z Jacklin Kennedy, która zadręczała go rozrzutnością i zbędnymi wydatkami. Inny amerykański multimilioner Maxwell u szczytu sławy kończy życie samobójstwem. Nie mówi się też o szczęśliwych świętych. Wręcz przeciwnie, przeznaczeniem świętego jest rezygnacja ze szczęścia ziemskiego, męka i umartwianie się. Ale również to, co powinno być u świętego najwyższym szczęściem - osobisty kontakt z Bogiem - okraszony jest często nieziemskim bólem, zwątpieniem, poczuciem opuszczenia, określanym „ciemną nocą duszy”. Nawet święta Faustyna Kowalewska, która co wieczór obcuje twarzą w twarz z Chrystusem, w związku, który ma wszelkie znamiona związku erotycznego, nawet ona w swych pamiętnikach jawi się jako osoba pełna bólu i nieszczęścia. Nawet o Buddzie, który w nirwanie osiągnął szczyty szczęścia niedostępne nawet bogom - nawet o nim nie da się powiedzieć, że był „człowiekiem szczęśliwym”.

Życie szczęśliwe traktuję jako rodzaj mitonemu. Mówię tu o mitonemie, a nie o micie. Mit byłby jakimś wzorcem, wzorcową opowieścią, którą usiłuje się w życiu realnym naśladować, czy odtwarzać. Dziwne, ale trudno znaleźć taką wzorcową opowieść o życiu szczęśliwym. Mogę co najwyżej powołać się na dzieła moralno-dydaktyczne typu, Żywot człowieka poczciwego Mikołaja Reja czy rosyjski Domietroj. Teksty te nie są jednak dziś obecne w świadomości potocznej. Wygląda na to, że mitonem życia szczęśliwego nie przyoblekł się w mit, jako taki lub też mit ten został całkowicie zapomniany. Mitem jest miłość romantyczna, która ma swoje literackie prawzory i masę naśladowców, ale jest to miłość tragiczna, nieszczęśliwa.

Za chwilę przejdę do omówienia funkcji mitonemu życia szczęśliwego i przemian we współczesnym świecie Zachodu. Ustalmy jednak najpierw: wzory przeżywania erotyki, życia rodzinnego, związków mężczyzny z kobietą mają charakter kulturowy i są różne w różnych kulturach.

Marko Polo w swych opisach różnych krain średniowiecznej Azji podaje interesujące przykłady tamtejszych obyczajów. Opisując Tybet autor ten stwierdza:

„Trzeba też wiedzieć, że żaden mężczyzna za skarby świata nie pojmie za żonę dziewicę.

Oblubienica musi przed ślubem udokumentować ukochanemu, że jako panna miała bujne życie. Służą temu upominki, jakie zostawiają dziewczynie przygodni partnerzy seksualni. Marko Polo pisze dalej:

„ I nie szanowana, lecz raczej wzgardzana jest ta, która nie jest zdolna wykazać się dwudziestoma podarkami, iż miała dwudziestu mężów. W czasie uroczystości weselnych rozkłada swe podarki i pamiątki, zaś oblubieniec bardzo ją ceni mówiąc, że bogowie uczynili ją powabną w oczach mężczyzn.”

Opisując z kolei chińską prowincję Gajndu, Marko Polo opowiada:

„Wiedźcie bowiem, że jeśli jakiś mieszkaniec tej okolicy zobaczy obcego zbliżającego się do jego domu w poszukiwaniu mieszkania, natychmiast, skoro tamten wejdzie pod jego dach, on sam dom opuszcza i przykazuje żonie, aby pobożnie spełniała wszelkie jego życzenia, on sam zaś udaje się w podróż lub na wieś lub do winnic. (...) zauważyć trzeba, że ten spędza tam czasem trzy dni, czasem cztery, a niekiedy dziesięć i zabawia się w łożu z żoną tego nieboraka. (...) Skoro obcy odejdzie, gospodarz wraca radosny i szczęśliwy, odnajduje swą rodzinę i składa bogom dziękczynienie. I tak postępują w całym kraju.”

Podobną radosną opowieścią częstuje nas ten autor o szczęśliwym życiu mieszkańców krainy Kamul:   

"Życie pędzą w przyjemnościach, gdyż zajmują się tylko muzyką, śpiewem, tańcami, zamiłowanie mają do czytania i pisania, oddają się cielesnym rozkoszom. I zapewniam was, że gdy do domu przybędzie gość, są mu bardzo radzi i starają się uczynić wszystko, aby mu sprawić przyjemność. I rozkazują żonie, aby czyniła wszystko wedle woli gościa, podczas gdy sami dom opuszczają na dwa lub trzy dni, udając się w interesach lub do swych will, skąd baczą na wszystko, co rodzinie i obcemu może być potrzebne. Przez ten czas gość pozostaje w domu gospodarza z jego żoną i żyje wedle swej woli i śpi z nią w łóżku, jakby była jego własną i oddaje się rozkoszom. I wszyscy w tym mieście i w tej prowincji są rogaczami, lecz zaiste nie poczytują sobie tego za ujmę lecz przeciwnie za wielki honor i zaszczyt, gdyż jest to zwyczaj powszechny w tej prowincji.”

Podobne zwyczaje zachowały się u niektórych ludów syberyjskich po dzień dzisiejszy.

Otóż mężowie tych ludów nie mają problemów, że żony ich zdradzają: nie wieszają się z tego powodu, nie żądają rozwodu, nie urządzają awantur. Wręcz przeciwnie: chlubią się tym i są z tego powodu dumni i szczęśliwi. Mają inne problemy: z żonami niedorajdami, których nie stać na dwudziestu kochanków.

W dziejach Europy postśredniowiecznej funkcjonują dwa modele: miłości romantycznej i życia szczęśliwego. Oba modele są - używając zaproponowanego tu języka - światopoglądami ułomnymi. Metefizyka jest w nich ukryta implicite, nie jest wypowiadana, ani uświadamiana. Jest jednak obecna, bez nich żaden światopogląd ułomny nie zafunkcjonowałby.

Metafizykę miłości romantycznej ukazał Rugemont. Rougemont pisze:

„ Miłość szczęśliwa nie posiada historii. Romans zajmuje się tylko miłością śmiertelną - to jest miłością zagrożoną wyrokiem samego życia. Ani rozkosz zmysłowa, ani płodny spokój małżeństwa nie podniecają lirycznych doznań uczuciowych w literackiej kulturze Zachodu. Nie jest istotna miłość dopełniona, lecz pasja miłosna. A pasja oznacza cierpienie. Oto fundamentalny fakt”.

Zdaniem Rougemonta swoisty mit miłości w kulturze Zachodu ma źródła religijne, widzi on je w mistyce katarów, którą - po ich rozgromieniu - w symbolicznej formie upowszechniali trubadurzy. Wzorcem literackim jest dla niego średniowieczna opowieść o Trystanie i Izoldzie. Rougemont pisze:

„ W ten oto sposób predylekcja do przeszkody, której się pragnie, oznacza afirmację ku śmierci. Ale ku śmierci dobrowolnej u kresu szeregu prób, z których Tristan wyjdzie oczyszczony, ku śmierci, która staje się przeistoczeniem, a nie brutalnym przypadkiem. Chodzi o to, by sprowadzić zewnętrzny fatalizm do fatalizmu wewnętrznego, dobrowolnie przyjętego przez kochanków.

W tradycji Zachodu możemy zatem wyróżnić dwa wykluczające się modele stosunków mężczyzny i kobiety: miłość romantyczna i życie szczęśliwe. Moglibyśmy je nazwać światopoglądami w ścisłym tego słowa znaczeniu, gdyby nie to, że towarzysząca im pierwotnie metafizyka religijna dawno wyparowała, a dziś jej cień funkcjonuje poza świadomością aktorów. Są to więc dziś światopoglądy ułomne. Oba modele mają źródło religijne: życie szczęśliwe w biblijnej patriarchalnej ortodoksji i miłość romantyczne - w średniowiecznej herezji. Rougemont pisze:

„ Miłość - namiętność sławiona przez mit była w wieku XII, w okresie swego pojawienia się jest religią, w całej mocy, jaką ten termin zawiera - konkretnie: herezją chrześcijańską historycznie zdeterminowaną.

Z tej konkluzji można z kolei wysnuć wnioski:

że namiętna miłość zwulgaryzowana w naszych czasach przez powieść i film, jest niczym innym, jak przypływem dalekiego morza, anarchicznym wdzieraniem się w nasze życie herezji spirytualistycznej, do której szyfru zagubiliśmy klucz;

że u źródeł naszego kryzysu małżeństwa tkwi konflikt dwóch tradycji religijnych, co zmusza do decyzji, którą podejmujemy niemal zawsze nieświadomie nie znając przyczyn, celów, niebezpieczeństw.”

 

Funkcjonujący dziś w kulturze masowej model miłości romantycznej nazywa Rougemont mitem zdegradowanym. Pisze:

„Człowiek nowoczesny, człowiek namiętności, oczekuje od miłości fatalnej jakiejś rewelacji w życiu w ogóle lub o sobie samym. Jest to ostatni stęchły ślad pierwotnej mistyki, od poezji do pikantnej anegdoty - namiętność jest zawsze przygodą. Jest tym, co może zmienić życie, wzbogacić niespodzianką, ryzykiem, gwałtowną i miłą radością. To otwarcie się bramy wszelkich możliwości, to przeznaczenie, które zezwala na pożądanie. Wejdę tam, wedrę się, będę się wspinał, będę w tamten świat przeniesiony! Odwieczne złudzenie, najbardziej naiwne i najbardziej naturalne. Złudzenie wolności. Złudzenie pełni.”

Miłość romantyczna jest więc miłością nieszczęśliwą, miłością śmiertelną, w tym nieszczęściu i w śmierci tkwi wyblakły pogłos heroicznej mistyki wieszczące ostateczne zwycięstwo uczucia nad śmiercią i cierpieniem.

Przejdźmy jednak do życia szczęśliwego, bo to jest właściwym przedmiotem mego wykładu.

Najlepszą literacką egzemplifikacją problemu może być, moim zdaniem, Pani Bovary Flauberta. Takie właśnie udane spokojne życie zafundował autor swej bohaterce, pani Bovary. Mąż jest lekarzem, mają ładną córeczkę, służąca, która jest osobą całkowicie oddaną swojej pani i na swój sposób ją kochającą, małomiasteczkowe środowisko, przyjazne i życzliwe, bal w pałacu u markiza, nadzieja na dalszą karierę męża w medycynie... Słowem, życie szczęśliwe. Pani Bovary jest jednak tym przygnębiona. W tajemnicy swej duszy jest głęboko nieszczęśliwa.

„Znów rozpoczął się szereg jednakowych dni.

Miały więc tak już zawsze następować jedne po drugich, wciąż takie same, nie przeliczone i nic nie przynoszące. Życie innych ludzi choć płaskie, było urozmaicone czasem jakimś zdarzeniem. A jedna przygoda pociąga czasem całą nieskończoność innych, aż zmienia się wreszcie otoczenie. Ale w jej życiu nic się nie wydarzyło. Widać Bóg tak chciał! Przyszłość była jak czarny korytarz, z głucho zamkniętymi drzwiami na końcu.”

Emma, bo tak jest na imię pani Bovary, na każdym kroku doświadcza dobroci i czułości swego męża. To ją jeszcze bardziej denerwuje, bardziej nienawidzi go w tej jego dobroci i czułości, niżby to mogło się zdarzyć w kłótniach i konfliktach. Dobroć Karola upokarza ją i poniża. Rozsadza ją nieubłagana namiętność życia, jako dramatu. Kolejni kochankowie być może kochają ją szczerze, ale nie na tyle szczerze, by cokolwiek ryzykować, w godzinie próby zawodzą ją i opuszczają. Pozostaje mąż, Karol ze swoją dobrocią i zdolnością wybaczania. Ta dobroć jest jednak dla bohaterki nie do zniesienia. Popełnia samobójstwo.

Podobny motyw podejmuje Eliza Orzeszkowa w Chamie choć z mniejszym rozmachem i artyzmem, przygaszonym przez antymiejską, rustykalną ideologię społeczną.

Na pytanie: kim jest pani Bovary, Flaubert miał odpowiedzieć: pani Bovary, to ja. Dał w ten sposób do zrozumienia, że niezgoda na życie szczęśliwe jest czymś powszechnym, że wszystkich nas trapi potrzeba Emmy: zdarzeń dramatycznych, dzikich namiętność, „pełni życia.” W każdym bądź razie, potrzeba ta trapiła Flaubarta, a skoro bez wahania do tego się przyznał, uważał widać, że trapi ona też innych.

Pomijając ogrom dzieł beletrystycznych, teatralnych i filmowych ukazujących perypetie życia rodzinnego współczesnego człowieka, dwie prace analityczne zasługują tu na szczególną uwagę. To Fizjologia małżeństwa. Balzaka i Druga płeć. Simon de Baeuvoiere. Balzak jest jednak dziś już nieco zwietrzały wolę więc odwoływać się do analiz de Beauvoire.

Mitonem życia szczęśliwego ma genezę mieszczańską. Sprowadza się on do udanego, szczęśliwego pożycia dwojga ludzi, mężczyzny i kobiety, z zasady - męża i żony. Jest celem życia i sensem życia przede wszystkim kobiety.

Dla większości ludzi współczesnej cywilizacji Zachodu życie szczęśliwe sprowadza się przede wszystkim do sfery erotyki w ogóle, a w szczególności - do pożycia między mężczyzna, a kobietą. Jest to główny temat współczesnej literatury, filmu, rozwlekłych seriali telewizyjnych i mnóstwa poradników udanego życia. Znaczenie erotyki i przeżyć seksualnych w systemie Freuda i psychoanalizie podniesione zostało do rangi decydującego mechanizmu w funkcjonowaniu osobowości ludzkiej, motorem ludzkich dążeń, źródłem wyobrażeń religijnych, ideologicznych, światopoglądowych. Relację o życiu prywatnym, wielkich twórców filozofii i literatury, uważa się dziś za czasem główny element interpretacji dzieła i światopoglądu autora. Wiadomo na przykład dlaczego Ewdokimow napisał piękną książkę Kobieta a zbawienie świata - ożenił się z młodszą dwadzieścia lat kobietą i żył z nią „życiem szczęśliwym”. Wiadomo dlaczego Bertrand Russell wybitny filozof napisał tyle dzieł poślednich i dziwnych (Na podbój szczęścia, Małżeństwo i moralność itp.) - ożenił się z ekscentryczną młodą kobietą, trwoniącą pieniądze i głoszącą skrajne feministyczne, pacyfistyczne, socjalistyczne poglądy. Wiadomo, dlaczego Kirkegaard napisał Albo-albo - miał za sobą noc miłosną, fatalnie nieudaną. Wiadomo o roli Zofii Tołstoj w życiu i twórczości wielkiego pisarza, o inklinacjach seksualnych Gombrowicza czy Iwaszkiewicza itp.

Interesujące, że życie erotyczne jako wyznacznik, czy źródło światopoglądu twórcy nie występuje w interpretacji dzieł starożytności, czy nawet średniowiecza. Nic nie wiemy o życiu prywatnym Arystotelesa, czy Heraklita, o Platonie wiemy, że był homoseksualistą, ale podręczniki historii filozofii o tym nie wspominają - wygląda na to, iż jest to szczegół nie istotny. O Orygenesie wiadomo, iż dał się wykastrować, ale jest to ważne tylko dlatego, że przez to nie mógł zostać biskupem.

Tak czy inaczej, wydaje się słuszną być teza, iż dla człowieka nowożytnego Zachodu, dla jego poczucia sensu wystarczy światopogląd ułomny, bez zbędnej metafizyki, światopogląd zawarty przede wszystkim w mitonemach życia szczęśliwego, romantycznej przygody, życia pełnią.

Nie odnajdujemy go ani w kulturze ludowej, ani w kulturze dworskiej. W kulturze ludowej funkcjonuje mitonem „życia udanego”, które jest darem losu. Jego wyznacznikami jest dobre zdrowie, udane dzieci, powodzenie w gospodarstwie. Podobnie w tradycji szlacheckiej. Przedstawiając życie dworskie w dawnej Polsce, Stanisław Bystroń pisze:

„Jaką rolę mogła w problemach matrymonialnych odgrywać miłość, trudno orzec. Bywało zapewne rozmaicie w różnych środowiskach i różnych czasach.

Koligacje i majątek są najczęściej podstawowymi warunkami dojścia do skutku małżeństwa i przypadki wyjścia poza te przykłady są raczej rzadkie. Ale w obrębie własnej sfery, dobrze urodzonych i równych majątkiem, jeszcze wybór był dość obszerny i tutaj zapewne decydował „wzajemny efekt”, jak się najczęściej wyrażano. Pewne, że efekt ten nie był najczęściej gwałtowną, namiętną miłością; ludzie byli zbyt mało zróżnicowani, zbyt do siebie podobni, bardziej niż dziś do współżycia łatwi, więc czynnik ten tak wybitnej roli nie odgrywał. Młodzi zresztą najczęściej nie mieli czasu zbliżyć się do siebie, skoro kojarzono małżeństwa w umowach między rodzicami. Kawaler oświadczał się pannie wyuczonymi, barokowymi frazesami, panna przyjmowała kawalera, którego rodzice polecili i na tym często kończyły się przedmałżeńskie rozmowy”.

Dziewczyny wydawane były za mąż bardzo młodo, nawet w wieku 10 - 12 lat, często za sędziwych już panów i mówienie tu o miłości romantycznej byłoby raczej rzeczą śmieszną. Trudno też mówić o życiu szczęśliwym, w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Mąż i żona żyli odrębnym życiem, w odrębnych światach, niewiele mieli okazji czynić siebie „szczęśliwymi” lub też „nieszczęśliwymi”. Rozwiązłość obyczajów, zdaniem Bystronia zaczyna się w Polsce szerzyć dopiero w czasach saskich, zwłaszcza wśród bogatej szlachty, osiadającej w miastach, głównie pod wpływem wzorców płynących z Zachodu. Zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku mąż, był darem losu, a ni...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin