Sri Aurobindo - Przygoda świadomości II.doc

(677 KB) Pobierz
ROZDZIAŁ 13 : POD ZNAKIEM BOGÓW

97

 

ROZDZIAŁ  13 :  POD  ZNAKIEM  BOGÓW

 

 

 

              Kiedy Sri Aurobindo opuścił więzienie w Alipore, zastał scenę polityczną oczyszczoną poprzez egzekucje i masowe deportacje rządu brytyjskiego. Podjął jednak swą pracę, wydając bengalski tygodnik, a następnie — w języku angielskim — „Karmayogin” z bardzo symbolicznym mottem z Gity: „Joga to umiejętność w akcji”. Ryzykując ponowne uwięzienie, Sri Aurobindo potwierdził raz jeszcze ideał kompletnej niepodległości oraz odmowę współpracy z Brytyjczykami; teraz nie zajmował się jedynie przeznaczeniem Indii, ale już przeznaczenie świata. Osiągnął ponadumysłową świadomość, z poziomu której widać „wielkie obszary czasu i przestrzeni”. Ciekawiła go też przyszłość człowieka — co człowiek może uczynić?

 

 

              Osiągnął limity ludzkiej świadomości. Tam w górze wydawało się, że nic nie istnieje poza wysubtelnioną białością, odpowiednią dla innego rodzaju istot lub innego rodzaju egzystencji, ale nie dla płuc Ziemian. Gdy ktoś wchodzi na mistyczną ścieżkę lub wolniejszą ścieżkę — poety, artysty czy wszystkich wielkich twórców — świadomość ostatecznie wydaje się tak samo zanikać gdzieś na granicy tej bieli, gdzie wszystko się kasuje. „Ktoś”, kto mógł służyć jako pomost, zanika — wszystkie pulsacje zamierają, wszystkie wibracje ustają w mrozie tego światła. Trochę wcześniej lub nieco później istota ludzka rozpływa się w Nie-ludzką, jakby celem tego ewolucyjnego wznoszenia się było jedynie pozostawienie małości człowieka poza sobą i powrót do Źródła, którego przede wszystkim nie powinniśmy nigdy opuszczać. A nawet, przyjmując, że istniał jakiś nieznany nam stopień świadomości poza Nadumysłem, czyżby nie była to już bardziej subtelna, bardziej zanikająca pozycja? Człowiek wznosi się coraz wyżej w coraz to większą boskość, ale i coraz to dalej od Ziemi. Jednostka może być przemieniona, ale świat pozostaje ten sam. Jaka zatem jest nasza ziemska przyszłość, jeżeli nie istnieje nic poza ponadumysłową świadomością?

 

 

              Wszyscy mamy nadzieję, że rozwój świadomości i nauk połączonych razem, przyniesie lepszy, bardziej ludzki świat i bardziej harmonijne życie. Ale życia nie zmieniają cuda, jest ono zmieniane przy pomocy instrumentów. A mamy tylko jeden instrument —  Umysł; nasze idee przyniosły naukowe odkrycia. Jeśli więc pragniemy patrzeć w przyszłość, nie pozwalając podnosić się naszym obecnym okolicznościom i ich pozornym triumfom — inni triumfowali już przed nami w Tebach, Atenach, Ujjainie — wtedy powinniśmy przyjrzeć się bliżej naszemu instrumentowi, czyli Umysłowi. Bo jaki on jest — taka będzie nasza przyszłość. Wydaje się, że wszystko — najpiękniejsze idee, najwyższe schematy twórczości, najczystsze akty miłości ulegają zniekształceniu i skażeniu w tej samej minucie, w jakiej osiągną one poziom życia. Nic nie dociera do nas w czystej postaci. Umysłem — wynaleźliśmy już najpiękniejsze systemy, ale Życie ich nie zaakceptowało. Mówiąc tylko o obecnej naszej cywilizacji — co pozostało z czystego komunizmu dwadzieścia lat po śmierci Lenina? Co pozostaje nawet z Chrystusa pod masą dogmatów i zakazów? Sokratesa otruto, a Rimbaud uciekł na pustynię abisyńską; znamy los następców Fouriera — tych od zaniechania gwałtu; Katarowie skończyli na stosie. I historia powraca wciąż jak Moloch. Możemy teraz nawet tryumfować po wielu upadkach, ale jakiego następnego tryumfu jesteśmy już upadkiem? Czy jest to chronologią zwycięstw czy klęsk? Życie wydaje się być zrobione z jakiejś beznadziejnie zniekształcającej substancji, w której wszystko jest połykane, jak na piaskach Egiptu wszystko jest zrównywane w nie odpartym przyciąganiu grawitacyjnym. „Rzeczą jasną jest — zauważa Sri Aurobindo — że Umysł nie był w stanie radykalnie zmienić ludzkiej natury. Można iść dalej, zmieniając w nieskończoność ludzkie instytucje, a jednak niedoskonałość będzie przełamywać się przez nie wszystkie… Musi istnieć inna potęga, która będzie w stanie nie tylko oprzeć się, ale i przezwyciężyć to ciążenie do dołu…”1

 

 

              Ale nawet gdyby nasze idee dosięgły życie w swej czystej formie, wciąż jeszcze nie byłyby zdolne do stworzenia czegoś innego — za wyjątkiem może wojskowego, albo może świętego, wygodnego i religijnego porządku — zawsze jednak jakiegoś bardzo podobnego porządku, ponieważ Umysł zna jedynie systemy i pragnie zamknąć wszystko wewnątrz nich.

Powód, dla którego człowiek zmaga się z życiem, staje się albo empiryczny, albo doktrynalny”.2 Chwyta ziarenko prawdy, kroplę boskiej iluminacji i przemienia w prawo dla wszystkich — ciągle myli jedność z uniformizmem. I nawet jeśli jest zdolny pojąć potrzebę różnorodności, to praktycznie nie jest zdolny wprowadzić jej w życie, ponieważ wie jak radzić sobie z tym, co skończone i podobne, podczas gdy świat zatłoczony jest nieskończoną różnorodnością. „Idee same w sobie są częściowe, zatem — niewystarczające. Nie tylko odnoszą częściowy triumf, ale nawet gdyby sukces ich był totalny, ciągle jeszcze rozczarowywałyby; ponieważ nie są całościowymi prawdami życia, nie mogą zatem bezpiecznie rządzić i doskonalić życia. Wymyka się ono regułom i systemom, które nasz pracowity rozum usiłuje narzucić. Okazuje się ono zbyt złożone, pełne nieskończonej ilości potencjałów, aby być tyranizowane przez arbitralny intelekt człowieka… Korzenie trudności tkwią w tym, że u podstawy życia i egzystencji, wewnętrznej i zewnętrznej, istnieje coś, czego intelekt nigdy nie jest w stanie uchwycić i skontrolować, czyli — Absolut, Nieskończoność. Poza wszystkim istnieje w życiu Absolut, którego dana rzecz szuka na swój własny sposób. Wszystko, co skończone, dąży niezmiennie do wyrażenia tego, co nieskończone, co do którego czuje, że jest jego rzeczywistą prawdą. Więcej — nie tylko każda z klas, typów czy tendencji w Naturze prze w kierunku poszukiwania własnej, ukrytej prawdy,na swój własny sposób, ale i każda indywidualna jednostka wnosi w ten proces swe własne wariacje. Nie jest to więc tylko Absolut, Nieskończoność sama w sobie, która rządzi swoją własną ekspresją w tak wielu formach i tendencjach, ale jest tam również zasada nieskończonego potencjału i wariacji niepojętej dla rozumującego intelektu; gdyż rozum ma do czynienia tylko z tym, co ustalone i skończone. W człowieku trudność ta osiąga szczyt (acme). Nie tylko rodzaj ludzki nie jest ograniczony w swym potencjale, nie tylko każda z jego potęg i tendencji szuka swojego własnego absolutu — a zatem jest w naturalny sposób niespokojna pod sztywną kontrolą rozumu — ale również w każdym człowieku te stopnie, metody i kombinacje różnią się, każdy człowiek należy nie tylko do wspólnej ludzkości, ale i do Nieskończoności w sobie samym i jest przez to unikalny. Dzieję się tak, gdyż rzeczywistością naszej egzystencji jest, iż intelektualny rozum i inteligentna wola nie mogą ustosunkowywać się do życia jako jego niezawiśli władcy, nawet jeśli obecnie mogą być naszymi najlepszymi instrumentami i mogą być w naszej ewolucji także najważniejsze i najbardziej pomocne…”3

 

 

              Jeżeli ewolucja ma być — jak podkreśla Sri Aurobindo — ewolucją świadomości, możemy założyć, że ludzkość nie ugrzęźnie na zawsze na obecnym mentalnym poziomie. Jej umysł stanie się bardziej oświecony i bardziej intuicyjny i może ostatecznie otworzy się dla Nadumysłu. Można by pomyśleć, że ludzkość otwarta dla Nadumysłu mogłaby być już zdolna do radzenia sobie ze skomplikowaną różnorodnością życia. Nadumysł jest wszak boską świadomością, tą samą świadomością największych proroków, jakich znał świat, masą stabilnego światła; wydawałoby się więc, że wszystko powinno być zharmonizowane w tym wszechobejmującym świetle. Na nieszczęście, dwa fakty rozbijają tę nadzieję. Pierwszy ma związek z nierównym rozwojem różnych jednostek, a drugi — z samą naturą Nadumysłu. Nadumysł rzeczywiście wydaje się zadziwiająco potężny w porównaniu z naszym umysłem, ale jest to wyższość stopniowana w ramach tego samego typu; nie przechodzi się poza samo zjawisko umysłu, tylko staje się na jego szczycie. Nadumysł może więc poszerzyć ludzki zakres, ale go nie zmienia. Może człowieka wywyższyć do boskości, ale również „ukolosalnić”,4 jak to ujmuje Sri Aurobindo; gdyż jeśli człowiek wzbogaci swoje ego zamiast duszy o te nowe potęgi, stanie się po prostu Supermanem Nietschego, a nie bogiem. Nie potrzebujemy superświadomości, potrzebujemy innej świadomości. A nawet — gdyby człowiek zgodził podporządkować się swojej duszy zamiast ego — Nadumysł wciąż nie byłby w stanie zmienić życia z tego samego powodu, dla którego ani Chrystus, ani wszyscy wielcy prorocy zmienić go nie mogli. Nadumysł nie jest nową zasadą świadomości — jest w końcu tym, który przewodniczył ewolucji od czasu pojawienia się człowieka. To z niego pochodziły wszystkie wyższe idee i siły twórcze; żyliśmy pod znakiem bogów przez tysiące lat, czasami dzięki głosom naszym proroków i religii, czasami zaś dzięki głosom naszych poetów i wielkich twórców. Wystarczająco jasne jest, że żaden z nich nie zmienił świata — choć na pewno znacznie go polepszyli. Czy możemy choć powiedzieć, że nasze życie jest bardziej „żywe” niż życie Ateńczyków?

 

 

              Niedostatki Nadumysłu biorą się z kilku powodów. Pierwszym z nich jest zasada podziału.( Jednak nadmieniliśmy wcześniej, ze nad-umysłowa świadomość jest „masą stałego światła”, ma wizję kosmicznej harmonii, kosmicznej jedności, ponieważ widzi światło we wszystkim, jako swoje własne. Jako taki, nie jest to zasada podziału wewnątrz podziału, jak w normalnym umyśle ; jest to zasada podziału wewnątrz jedności).  Nadumysł jasno widzi, że wszystko jest jednością, ale z powodu własnej struktury świadomości, w praktyce nie może się powstrzymaś od dzielenia jedności; „Widzi wszystko, ale spostrzega to z własnego punktu widzenia”.5 Musimy tylko przypomnieć sobie pozornie sprzeczne głosy naszych proroków, aby zdać sobie sprawę, że każdy z nich spostrzegał jedność, ale widział ją z własnego punktu widzenia. Ich świadomość jest jak reflektor omiatający świat i obejmujący wszystko wiązką swego bezcieniowego światła kończącą się w jednym punkcie. I tak oto znajdujemy się przed serią pozornie trudnych do pogodzenia doświadczeń lub wizji boskości. Niektórzy widzą kosmiczną boskość wszędzie, inni zaś — Transcendent wszędzie poza kosmosem, a jeszcze inni — wszędzie wewnętrzną boskość. Wyznają też np. prawdę osobowego Boga, Boga bezosobowego, prawdę Nirwany, Miłości, Potęgi, Piękna, Intelektu — czyli prawdy niezliczonych mędrców, sekt, kościołów, wizjonerów, którzy przekazali Słowo. I wszystkie boskie prawdy są całkowicie prawdziwymi i szczerymi doświadczeniami, ale każda z nich jest jedynie pojedynczym promieniem całkowitego Światła. Naturalnie ci wielcy prorocy są wystarczająco mądrzy, aby rozpoznać prawdę w innej z boskich ekspresji; są mądrzejsi od ich własnych kościołów i wiernych! Ale są nadal jeszcze związani przez zasadniczą niezdolność świadomości, która nie może powstrzymać się od dzielenia — tak jak pryzmat dzieli światło na kolory. Czy to umysłowa, czy nadumysłowa — świadomość może doświadczyć tylko jednej prawdy w jednym czasie. To jest właśnie to, co wyrażają wszystkie dawne i obecne mitologie. Każdy z bogów jest wcieleniem pojedynczej kosmicznej potęgi — miłości, mądrości, destrukcji, wzrostu… Budda wyraża transcendentne Zero i widzi tylko Zero; Chrystus wyraża kochającą Dobroczynność i tylko Ją widzi — i tak dalej. Niezależnie jak wysoko każda z tych prawd jest umieszczana, jest tylko jedną z Prawd. Im bardziej Nadumysłowa prawda schodzi z płaszczyzny na płaszczyznę, aby wcielić się w życie, tym bardziej staje się ona rozczłonkowana — zaczynając od prostych podziałów, nieodmiennie kończy się ona w superpodziałach. Od Buddy do „wehikułów” i od Chrystusa do chrześcijańskich sekt — proces jest bardzo widoczny. Nie stosuje się to jedynie do dziedziny religii, ale do wszystkich obszarów życia, ponieważ funkcją Nadumysłu jest właśnie wprowadzanie do gry jednej i tylko jednej możliwości w danym czasie: „Daje on każdej możliwości jej pełny, oddzielny rozwój i satysfakcję… Może dać intelektowi jego najostrzejszy intelektualizm i logice — jej najbardziej nieugiętą logikę. Może dać pięknu najwspanialszą pasję najbardziej świetlistych form i świadomości, która je odbiera — najwyższe wyżyny i głębię ekstazy…6  To właśnie w taki sposób miliony idei sił podzieliły nasz świat: komunizm, indywidualizm, pacyfizm, wojowniczość, epikureizm, ascetyzm etc. Każda z nich jest jedną z twarzy boskiej Prawdy, każda jest promieniem bóstwa. Nie istnieje coś takiego jak absolutny błąd, istnieją jedynie części Prawdy. Oczywiście — możemy widzieć tę Jedność, Prawdę w innych i dążyć do sformułowania syntezy, ale nawet nasze syntezy nie przywrócą Jedności, ponieważ będą ciągle syntezami mentalnymi, „zaschniętymi kwiatami, a nie jednością”, jak powiada Matka. Będzie to wciąż pryzmat zabawiający się wmawianiem sobie, że wszystkie kolory pochodzą z jednego Światła, tymczasem jednak w praktyce wszystkie kolory są rozszczepione w świecie. Wszystkie sprzeczne siły, emanowane przez płaszczyznę nadumysłową, są rezultatem tego początkowego podziału. I znów musimy tu podkreślić, że nie jest to sprawą intelektualnych spekulacji, filozoficznym problemem do rozwiązania, ale kosmicznym faktem, organiczoną rzeczywistością, jak igły na grzbiecie jeża. Aby podziały zniknęły — pryzmat musi zniknąć. Świat jest podzielony i pozostaje podzielony tak długo, jak długo zasada mentalnej świadomości — wysoka czy niska, zwyczajna lub nadzwyczajna — pozostanie rządcą tego świata.

 

 

              Możemy sobie jednak wyobrazić, że w stosunkowo bliskiej przyszłości ewolucyjnej, jedna doskonała istota nadumysłowa lub nawet kilka takich jednocześnie mogą ucieleśnić się na Ziemi. Każda część mniej ewoluowanej ludzkości, która skupiłaby się wokół tych oświeconych centrów, byłaby w stanie żyć bardziej harmonijnym życiem i do takiego stopnia życie uległoby zmianie — byłoby to więc coś w rodzaju jedności. Ale byłaby to jedność wewnątrz pojedynczej, świetlistej wiązki światła; niektórzy byliby skąpani w tej wiązce czystego piękna, np. podczas gdy inni pozostaliby w wiązce integralnego komunizmu, opartego na rzeczywistej braterskiej miłości (biorąc pod uwagę obecne trendy ewolucyjne, wiązki te byłyby raczej wiązkami twardego światła, skupionymi wokół jakiejś ekonomicznej lub tytanicznej ideologii). Ale nawet gdyby takie boskie centra miały pojawić się na Ziemi, to nie tylko ich zakres byłby sprzeczny z różnorodnością życia, ale byłyby one ciągle zagrożone przez otaczające ciemności — ludzie są na nierównych poziomach wzrostu, to fakt, o którym dość często zapominamy. Jest to stałą słabością we wszystkich naszych wielkich strukturach. Nasze centra łaski byłyby jak gdyby „wyspami światła7 pośrodku mniej ewoluowanej ludzkości, która naturalnie miałaby tendencje do inwazji, tamowania lub „wyrównywania w dół” uprzywilejowanego światła. Wszyscy znamy losy Grecji i Rzymu pośrodku barbarzyńskiego światła. Wydawałoby się zatem, że świat idzie naprzód w oparciu o mądrzejsze ewolucyjne prawo, gdzie nic nie może być zbawione, jeśli wszystko nie będzie zbawione. Ekskomuniki i piekła są dziecinnym produktem Ignorancji, naszymi własnymi fantastycznymi przypuszczeniami na temat Ziemi i tego, co ponad nią; nie mógłby istnieć raj, gdyby był choć jeden człowiek w piekle! Ponieważ istnieje tylko jeden Człowiek. W dodatku, zakładając, że jedna z owych „wysp światła” mogłaby — poprzez potęgę swego centrum — zapobiec przeciekom z zewnątrz, nic nie gwarantowałoby przetrwania tej opieki poza czas istnienia Potęgi centrum. Historia wszystkich religii, wszelkiego okultyzmu, inicjatorów, przywódców lub innych ruchów masowych w świecie jest ewidencją faktu, że po śmierci Mistrza i jego bezpośrednich uczniów, wszystko ulega rozproszeniu, zwulgaryzowaniu, spłaszczeniu, zniekształceniu lub — po prostu umiera. Aż dotąd prawo grawitacji zawsze wydawało się nie do obalenia. Jeśli ma zatriumfować ewolucja — życie musi zostać transformowane w całej swej rozciągłości, a nie tylko jeden jego fragment, nie tylko uprzywilejowana wiązka światła czy błogosławiona wyspa. Do tego celu potrzebny jest inny rodzaj potęgi: Potęga zdolna oprzeć się prawu ciążenia; innymi słowy — niepodzielne lub globalne pryncypium świadomości zdolne do zawarcia w sobie niezliczonej różnorodności życia, bez obcinania z niej czegokolwiek.

 

 

              Jeśli spojrzymy na ewolucyjną przyszłość z indywidualnego punktu widzenia — zamiast kolektywnego — zobaczymy, że nadumysł nie przynosi nam i tej żywej pełni, do której aspirujemy. Jeśli celem ewolucji miałoby być li tylko wyprodukowanie kilku więcej Beethovenów i Shelley'ów, i może nawet kilku Super-Platonów, nie możemy się jakoś oprzeć wrażeniu, że jest to jakąś marną kulminacją tylu milionów lat i tylu miliardów jednostek zużytych po drodze. Beethoven czy Shelley, czy nawet Święty Jan nie mogą być celem ewolucji, bo inaczej życie nie miałoby sensu; dla kogo nie jest jasne, że ich dzieła dlatego są tak warte podziwu, ponieważ są niejako odcięte od kontaktu z ziemskim życiem? Wszyscy oni mówią nam, że jest o tyle piękniej tam w górze, niż tu na dole, z milionami złotych ptaków i boską muzyką. Wszystko wydaje się wydarzać tam na górze — ale co dzieje się tutaj? Tutaj życie toczy się po staremu. Niektórzy być może powiedzą, że te ulotne, wzniosłe myśli, te poezje, kwartety, te boskie momenty wizji warte są o wiele więcej niż wszystkie godziny naszego życia razem wzięte. I mają w tym rację. Ale właśnie o to tu chodzi! Jest to przyznaniem, że życie jest bolesnym brakiem, że cel życia nie istnieje w życiu. Potrzebujemy prawdy, która łączy się z ciałem i Ziemią, a nie tylko prawdy ponad naszymi głowami. Nie szukamy rekreacji, ale re-kreacji.

 

              Aż do obecnej chwili było to tak, jak gdyby indywidualny postęp ewolucji stanowiło odkrycie wyższych poziomów świadomości i — gdy się już tam dostanie — zbudowanie własnego, prywatnego gniazdka z odcięciem się od reszty świata. Wyspy światła na oceanie ekonomicznego filistynizmu — ta z muzyką, tamta z poezją, inna znów z matematyką czy religią i jeszcze inne na samotnej łodzi lub w mnisiej celi, a każda miałaby swoje własne niebo lub hobby, jakby jedynym celem życia w ciele było uciec od życia i od ciała. I tak naprawdę, potrzebujemy tylko spojrzeć na nasze własne życie — nigdy nas w nim nie ma! Jesteśmy zwykle przed lub po, zaabsorbowani we wspomnieniach lub nadziejach, a owo tutaj i teraz jest mizerne i nudne, nie wiemy nawet, czy w ogóle istnieje, z wyłączeniem tych jedynie momentów, które nie należą do życia jako takiego. Nie możemy winić Kościołów; wszyscy żyjemy w „tym, co poza”, cały czas; one jedynie nauczają większego „poza”. Nawet Rimbaud mówi: „Prawdziwe życie jest gdzieś tam jeszcze”. Sri Aurobindo szukał prawdziwego życia tu, na dole: „Życie — a nie odległe, wysoko wzniesione ekstatyczne Poza-Życie — jest polem naszej jogi”.8 I zdawał sobie sprawę, że szczyty świadomości nie są wystarczające, aby uczynić z życia prawdziwe życie. Możemy dotykać Nadumysłu, znaleźć jego radość i dzwoniący bezkres, ale nie stosuje się to do życia, które nadal jedynie zgrzyta. „Kiedy jesteś tak wysoko w górze świadomości — zauważa Matka — widzisz rzeczy i wiesz, ale kiedy schodzisz w dół, w Materię — jest to jak woda wylewana na piasek…” Wysłaliśmy nasze rakiety hen, wysoko w duchowe nieba, skupiliśmy nasze energie na tym, co w człowieku najlepsze, nie zwracając zbytniej uwagi na najniższe poziomy, zadowoleni już z tego, że ta prymitywna natura w nas była wystarczająco uśpiona, aby nie przeszkadzać w snach o boskości; ale właśnie dokładnie dlatego życie pozostaje prymitywne, tak jak my sami:

„Żywić nadzieję na prawdziwą zmianę ludzkiego życia bez zmiany ludzkiej natury — jest irracjonalną i nie duchową propozycją; jest to prośba o coś nienaturalnego i nierealnego: o niemożliwy cud”.9  Jest to również przyczyną, dlaczego nasze wyspy światła podlegają okresowym inwazjom naszego własnego wewnętrznego barbarzyństwa i ukrytych zrakowaceń, tak jak podlegały im inne wyspy Aten lub Teb. Oto dlaczego umierają znowu i znowu, jak gdyby Władca ewolucji wycierał nam nos o ziemię, aby za każdym razem przypominać, że nie znaleźliśmy jeszcze całego światła, jeśli znajdujemy je tylko gdzieś tam „ponad”. Życie nie umiera z wyczerpania; umiera, ponieważ nie znalazło siebie. Przez całe wieki zmierzaliśmy wszelkie ścieżki „w górę”, podbijaliśmy wyspę po wyspie, ale znaleźliśmy jedynie połowę Tajemnicy i za każdym razem byliśmy niszczeni. Być może dzieje się tak nie dlatego, że historia jest beznadziejna czy żeby nas karać za nasze „grzechy” lub domagać się ekspiacji za jakąś wątpliwą Winę — wszystko to może być po to, abyśmy znaleźli tutaj w Materii tę drugą połowę Tajemnicy. Ścigani przez Śmierć i Nieświadomość, ujarzmieni przez cierpienie i zło — posiadamy jedyne wyjście, które nam pozostaje: nie ucieczka, ale odnalezienie w głębinach Śmierci i Nieświadomości, w samym sercu Zła — klucza do boskiego życia. Oznacza to transformację barbarzyństwa i wiecznej nocy w dole, a nie odgrodzenie jej li tylko od naszych wysp. Po wzniesieniu się świadomości, musi nastąpić zejście; po iluminacji tam w górze – radość tu w dole oraz transformacja Materii. „Można powiedzieć, że kiedy koło to jest prawdziwie ukończone i dwa ekstrema zostaną połączone, kiedy to, co najwyższe objawi się w tym, co najbardziej fizyczne — najwyższa Rzeczywistość w sercu atomu — wtedy doświadczenie osiągnie swoją prawdziwą konkluzję. Wydaje się — mówi Matka — że nie można rozumieć naprawdę, dopóki nie rozumie się całym własnym ciałem”.

 

 

              Gdyż Sekret, który Sri Aurobindo zwie Supramentalnym, nie jest jedynie czymś o jeden stopień wyżej od nadumysłu; nie jest to super-umysł, albo super wzlot — jest to nowy Znak, nie związany z bogami i religiami, ale od którego zależy sama przyszłość ewolucji.

 

 

              Pewnego wieczoru, w lutym 1910 r., w mniej niż rok po jego uwolnieniu z więzienia w Alipore, pojawił się ktoś w biurze „Karmayogin”, aby ostrzec Sri Aurobindo, że ma być on ponownie aresztowany i deportowany na Wyspy Andamańskie. Nagle usłyszał on Głos, wymawiający trzy wyraźne słowa: „Jedź do Chandernagore”. W dziesięć minut później Sri Aurobindo był na pokładzie pierwszej łodzi płynącej w dół Gangesu. Był to koniec jego politycznego życia, koniec integralnej jogi i początek jogi supramentalnej.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin