Terrorysci XX wieku.pdf

(107 KB) Pobierz
Terrorysci XX wieku
Terrorysci XX wieku
XXI wiek nie rozpoczął się 1 stycznia 2001 roku. Nowe stulecie rozpoczęło się bardzo
niedawno, we wtorek 11 września. Tego dnia świat usłyszał wiadomość z Nowego Jorku:
Prezydent George W. Bush: Dziś zdarzyła się tragedia narodowa. Dwa samoloty uderzyły w
World Trade Center, najwyraźniej w terrorystycznym ataku na nasz kraj. Rozmawiałem z
wiceprezydentem, gubernatorem Nowego Jorku i szefem FBI. Kazałem, by wszystkie środki
rządu federalnego zostały przeznaczone na pomoc ofiarom i ich rodzinom. Przeprowadzimy
pełne dochodzenie, żeby ścigać i złapać ludzi, którzy popełnili tę zbrodnię. Terroryzm
przeciwko naszemu narodowi nie może mieć szans.
To, co stało się na Manhattanie, bez względu na liczbę ofiar i skalę zniszczeń, zmieni
Amerykę i zmieni świat, rozpoczynając zupełnie nowy czas. Ale historia już to zna…
Wtedy też historia nagle zmieniła bieg, niespodziewanie i za sprawą przypadku.
Było to rankiem 28 czerwca 1914 roku, gdy następca tronu austro-węgierskiego arcyksiążę
Franciszek Ferdynand i jego małżonka Zofia przybyli do Sarajewa.
Na trasie przejazdu z dworca do ratusza stanęło ośmiu zamachowców, młodych chłopców
należących do nielegalnej organizacji. Trzech z nich miało odegrać główną rolę: uczeń
gimnazjum Gavrilo Princip, uczeń gimnazjum Trifko Grabež, czeladnik drukarski Nedeljko
Čabrinowić. Chcieli, aby południowi Słowianie zjednoczyli się pod przewodnictwem Serbii. I
uważali, że arcyksiążę Franciszek Ferdynand, gdy obejmie tron po leciwym cesarzu
Franciszku Józefie, uniemożliwi zjednoczenie. Przyjazd arcyksięcia do Sarajewa, gdzie miał
obserwować wielkie manewry wojskowe, dawał im wymarzoną okazję do wykonania
zamachu.
Pierwsza próbę podjął Cabrinovič, gdy samochód z arcyksięciem podjechał na odległość
kilkunastu metrów.
Bomba, którą rzucił, eksplodowała za daleko i jedynie odłamek zranił oficera.
Słysząc wybuch, drugi z zamachowców, Gavrilo Princip, uznał, że zamach udał się i poszedł
do pobliskiej kawiarni, gdzie spiskowcy mieli spotkać się po akcji, aby uczcić śmierć tyrana.
Tymczasem arcyksiążę po krótkim pobycie w ratuszu postanowił pojechać do szpitala, aby
odwiedzić rannego oficera.
Od tego momentu o biegu historii i losie milionów ludzi miał decydować przypadek.
Kierowca arcyksięcia zmylił drogę i przypadkowo wjechał w ulicę, na której znajdowała się
kawiarnia, gdzie Princip oczekiwał na swoich kolegów.
Ten, widząc przez okno nadjeżdżający samochód, wyskoczył na ulicę. Podbiegł do toczącego
się powoli po kocich łbach kabrioletu i strzelił dwukrotnie. Pierwsza kula trafiła Franciszka
Ferdynanda w szyję i rozerwała tętnicę, druga - raniła śmiertelnie Zofię, która osunęła się na
kolana męża. Arcyksiążę, usiłując ręką zatamować krew wypływającą z rany, tulił żonę i
krzyczał: Sofrel! Sofrel! Nie umieraj! Musisz żyć dla naszych dzieci!
Lekarz był na miejscu, ale nic nie mógł zrobić. Książęca para skonała po kilku minutach.
Zabójca został schwytany. 4 lipca 1914 roku odbył się pogrzeb arcyksięcia. Wydawałoby się,
że sprawa dobiegła końca, ale w europejskich stolicach zaczęła działać straszliwa machina...
Śmierć następcy tronu austro-węgierskiego ugodziła w autorytet monarchii i rząd Austro-
Węgier postanowił ukarać zdradziecką Serbię, skąd pochodzili zamachowcy.
28 lipca Austro-Węgry wypowiedziały wojnę Serbii. Car Rosji nie miał ochoty bezczynnie
patrzeć, jak wojska austriackie panoszą się na Bałkanach, i wydał rozkaz mobilizacji swoich
wojsk.
Wtedy odezwały się Niemcy, które 1 sierpnia w godzinach popołudniowych ogłosiły
mobilizację i wypowiedziały wojnę Rosji. Kilka godzin później przygotowania do wojny
rozpoczęła Francja.
Europa pogrążała się w konflikcie, który zamienił się w czteroletnią wojnę.
Walczące państwa zmobilizowały 67,5 miliona, z których zginęło lub zaginęło ponad 9
milionów, a rany odniosło prawie 13 milionów żołnierzy. Ta wojna pochłonęła również około
50 milionów osób cywilnych, zabitych i zmarłych z powodu głodu i epidemii, będących
bezpośrednim następstwem stanu wojny.
Czy to Princip i jego kilkunastoletni koledzy ponoszą odpowiedzialność za ten kataklizm?
Nie. Terroryzm jest tylko narzędziem.
Wojna w Europie i tak by wybuchła, gdyż konflikty między mocarstwami były nabrzmiałe, a
nie istniały międzynarodowe instytucje i mechanizmy, które mogłyby je rozładować.
Młodzi terroryści byli zaś narzędziem w rękach grupy ludzi, o której do dzisiaj niewiele
wiemy. Zamach na arcyksięcia zaplanował szef serbskiego wywiadu Dragutin Dimitrijević.
Zamachowców szkolono na terenie Serbii. Tam otrzymali pieniądze i broń: granaty ręczne i
pistolety browning z magazynów serbskiej armii. 3 czerwca przeszli przez granicę z Bośnią
prowadzeni przez agentów serbskiego wywiadu.
Ta sprawa nigdy do końca nie została wyjaśniona, choć jej następstwa były tak straszliwe.
Generał Dan Shomron, szef piechoty i oddziałów spadochronowych armii izraelskiej, był
doświadczonym oficerem. Doświadczenie bojowe zdobył w 1973 roku, gdy dowodził
pancerną brygadą na Synaju podczas wojny izraelsko-egipskiej. Nikt nie pomyślałby, że
można mu zarzucić brak dyscypliny, a jednak, gdy wieczorem 28 czerwca 1976 roku premier
Icchak Rabin odrzucił plan zbrojnego uderzenia na lotnisko w Entebe, generał Shomron nie
podporządkował się poleceniu. W dalszym ciągu przygotowywał zbrojną akcję uwolnienia
zakładników. Byli to żydowscy pasażerowie samolotu Air France, który w niedzielę 27
czerwca został uprowadzony w czasie lotu z Aten do Paryża. Czterej porywacze, dwaj
terroryści z niemieckiej grupy Baader-Meinhoff oraz dwaj Palestyńczycy z Ludowego Frontu
Wyzwolenia Palestyny, zmusili pilota, aby skierował samolot do Benghazi w Libii.
Zatankowali paliwo i polecieli do Entebe w Ugandzie. Tamtejszy dyktator marszałek Idi
Amin, choć deklarował neutralność, w istocie popierał i ochraniał terrorystów.
Następnego dnia, 29 czerwca radio ugandyjskie podało warunki porywaczy: uwolnienie 53
terrorystów więzionych w Izraelu, Niemczech, Kenii, Szwajcarii i Francji; grozili
wymordowaniem pasażerów i wysadzeniem samolotu. Wkrótce wybrali spośród pasażerów
Żydów, których zamknęli w jednej z sal dworca lotniczego, a pozostałych zwolnili i pozwolili
na powrót do Paryża. Tym samym stało się oczywiste, że terroryści nie cofną się przed
wymordowaniem zakładników.
Wojskowi izraelscy proponowali dokonanie desantu na lotnisko Entebe, ale premier odrzucił
ten plan jako zbyt ryzykowny.
- W moim planie jest jeden słaby punkt - powiedział generał Shomron, gdy wieczorem 1 lipca
został wezwany na naradę do sztabu generalnego. - Pierwszy samolot musi wylądować nie
budząc podejrzeń ochrony lotniska w Entebe. Jeżeli to się nie uda, dojdzie do strzelaniny, w
której może zginąć kilkanaście osób.
Obecny na naradzie minister obrony Shimon Peres słuchał go z zainteresowaniem. Uważał, że
plan został przygotowany bardzo sumiennie i ma szansę powodzenia. Należało do tego
przekonać tylko premiera.
- Popieram ten plan - powiedział minister do generała Shomrona - ostateczna decyzja należeć
jednak będzie do rządu. - Rozumiem, że ja będę dowodził operacją - ni to zapytał, ni
stwierdził generał Shomron.
Peres spojrzał na szefa sztabu i widząc, że tamten kiwa głową, odpowiedział: jest pan
dowódcą operacji; niech pan zbierze swój oddział.
Te słowa wskazywały na to, że minister nie obawiał się odrzucenia planu przez premiera.
Rozpoczęły się przygotowania do nadzwyczaj trudnej akcji, w której ludzie wyruszający na
ratunek uwięzionym pasażerom mieli przeciwko sobie nie tylko terrorystów, ale także
żołnierzy i lotnictwo oszalałego dyktatora Ugandy.
Plaga porwań samolotów pasażerskich rozpoczęła się w 1968 roku i szczególną aktywność
wykazywali terroryści z Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny.
Ta forma odpowiadała im z wielu względów. Uprowadzenie samolotu było łatwe. W końcu
lat sześćdziesiątych nikt nie rewidował pasażerów ani nie sprawdzał ich bagaży. Wniesienie
pistoletu czy granatu na pokład nie przedstawiało większych trudności. Ryzyko porażki było
znikome. Tylko jeden na dziesięciu porywaczy trafiał do więzienia. I w taki łatwy sposób
zdobywali to, na czym im najwięcej zależało: rozgłos. Ekipy telewizyjne otaczały lotnisko, na
którym stał uprowadzony samolot, za ich pośrednictwem świat dowiadywał się o istnieniu
organizacji i jej programie. Któż na świecie słyszałby o Al Fatah lub Ludowym Froncie
Wyzwolenia Palestyny, gdyby nie uprowadzenia samolotów.
Ta forma terrorystycznej walki osiągnęła apogeum we wrześniu 1970 roku, gdy w ciągu
jedenastu dni uprowadzono kilka samolotów, na których pokładach było trzystu pasażerów, a
cztery samoloty wartości 50 milionów dolarów zostały wysadzone na pustyni Zarka.
Mijały lata, a cywilizowany świat nie umiał obronić się przed tym zagrożeniem. Wojsko
miało specjalne oddziały, ale przystosowane do prowadzenia akcji sabotażowych na tyłach
wroga. Najlepsi żołnierze nie wiedzieli, jak walczyć z kilkoma bandytami chroniącymi się za
zakładnikami. Nie mieli odpowiedniej broni: wojskowe karabiny w ogóle się do tego nie
nadawały, granaty były bezużyteczne. Policjanci też nie byli przygotowani do tej walki.
Dopiero w 1972 roku w Niemczech powstała specjalna jednostka GSG-9, ale trzeba było do
tego tragedii w Monachium. 5 września 1972 roku podczas Olimpiady grupa terrorystów
palestyńskich wdarła się do wioski olimpijskiej. Zabili trenera zapaśników i sztangistę oraz
uwięzili 9 sportowców. Rząd niemiecki zmobilizował ogromne siły. Wioskę otoczyło 12
tysięcy policjantów i 25 strzelców wyborowych - nie umieli jednak walczyć z terrorystami.
Popełnili błędy, które stały się przyczyną masakry. Podczas strzelaniny, jaka wybuchła o
godz. 23.00, terroryści wymordowali zakładników.
Było oczywiste, że cywilizowany świat musi się uzbroić i wydać walkę terroryzmowi. Tylko
sprawne, zwycięskie akcje podejmowane w obronie uprowadzonych mogły to zmienić. Akcja
w Entebe stała się jedną z tych, które ugodziły w terroryzm z wielką siłą.
W niedzielę 3 lipca 1976 roku samoloty z komandosami wystartowały o godzinie 15.30, choć
rząd wciąż dyskutował nad zasadnością przeprowadzenia akcji. Generał Shomron uznał, że
zawsze można zawrócić samoloty, gdyby ministrowie uznali, że nie należy dokonywać ataku.
Jednakże po kilku minutach od startu dowiedział się, że rząd wydał zgodę.
Po siedmiu godzinach lotu izraelskie samoloty z komandosami znalazły się w rejonie Entebe.
Rozpoczynała się najtrudniejsza część operacji. Pierwszy samolot musiał wylądować nie
wywołując alarmu ochrony lotniska. Dlatego podszedł do lądowania tuż za brytyjskim
samolotem rejsowym, który nadlatywał zgodnie z rozkładem. Ten manewr pozwolił oszukać
wroga. Izraelski C-130 Herkules toczył się po pasie, a wieża kontrolna wciąż nie zdawała
sobie z tego sprawy.
Generał Shomron zwrócił się do swoich żołnierzy: - Chłopcy, ta operacja jest już sukcesem,
chociaż jeszcze nie padł żaden strzał .
Najtrudniejsza część, której tak się obawiał, przeszła gładko.
Z otwartej rampy ładunkowej samolotu wyjechał wielki czarny mercedes i dwa samochody
terenowe Land Rover. To miało jeszcze bardziej zdezorientować ugandyjskich żołnierzy.
Wiedzieli bowiem, że takim samochodem porusza się dyktator Idi Amin.
Komandosi podjeżdżali do budynku dworca lotniczego, w którym przetrzymywano
zakładników. Dowodzący nimi podpułkownik Jonathan Netanyahu nakręcił tłumik na swój
pistolet maszynowy. Nagle w ciemnościach dostrzegli kilku żołnierzy ugandyjskich. Jeden z
nich dał znak, aby się zatrzymali. Netanyahu strzelił do pierwszego kładąc go trupem, dwaj
inni uciekli ostrzeliwując się. Komandosi wyskoczyli z samochodów i ruszyli w stronę
dworca. Pierwsze drzwi były zablokowane, ale drugie ustąpiły pod razami kolb. Wpadli do
sali, gdzie na podłodze leżeli zakładnicy. Jeden z terrorystów poderwał się, ale nie zdążył
nawet nacisnąć na spust. Dwaj inni też zginęli zanim zdołali oddać celne strzały. - Pozostać
na podłodze! - komandosi krzyczeli do pasażerów. - Pozostańcie na podłodze!
Jeden nie posłuchał, zerwał się na równe nogi. Któryś z komandosów uznał, że to terrorysta, i
strzelił, zanim zorientował się, że był to bezbronny człowiek.
Od momentu rozpoczęcia akcji minęło ledwie 15 sekund, a zakładnicy byli wolni.
Na pasie lądowały izraelskie samoloty, z których wyjeżdżały opancerzone samochody. Ogień
ich karabinów maszynowych powstrzymywał ugandyjskich żołnierzy i osłaniał odwrót
komandosów i uwolnionych pasażerów.
Walki wybuchły w kilku miejscach starego i nowego dworca, gdzie ugandyjscy żołnierze i
kilkunastu terrorystów otworzyli ogień.
Tuż przed północą, po 57 minutach walk, pierwszy z izraelskich samolotów z uwolnionymi
zakładnikami wystartował biorąc kurs na Nairobi, gdzie musiał pobrać paliwo przed powrotną
drogą. Ostatni oddział komandosów opuścił Entebe 42 minuty później. Straty wśród
komandosów były niewielkie: zginął trafiony w szyję ppłk Netanyuahu, trzej żołnierze
odnieśli rany. Zginęli trzej zakładnicy oraz pasażerka, która, choć jeszcze przed atakiem
została odwieziona do szpitala, została później zamordowana na rozkaz Idi Amina.
Rok później w czerwcu 1977 roku w Holandii specjalny oddział zaatakował molukańskich
terrorystów, którzy opanowali pociąg i wzięli 110 zakładników. W czasie kilkuminutowej
akcji w pociągu zginęło sześciu z dziewięciu terrorystów.
W październiku 1977 roku w Mogadiszu do szturmu na uprowadzony samolot Lufthansy
ruszyła specjalna niemiecka jednostka antyterrorystyczna GSG-9. Komandosi zabili trzech z
czterech porywaczy i uwolnili 86 pasażerów.
Siła i zdecydowanie, z jakim cywilizowany świat odpowiedział na terrorystyczne ataki,
zaczęły zmniejszać pole działania tych, którzy uznali, że są ponad prawem. Ale terroryzm nie
zanikł. Zmienił swą postać.
Był niedzielny poranek 16 marca 1978 roku. Minęła godzina 9.00, gdy samochód Aldo Moro,
wielokrotnego premiera Włoch i przywódcy chrześcijańskiej demokracji, wjechał na ulicę
Mario Fani w Rzymie. Nagle przed maską pojawił się samochód osobowy, co zmusiło
kierowcę wiozącego Aldo Moro do gwałtownego hamowania. Zatrzymali się i w tym
momencie rozległy się strzały. Czterech z pięciu członków obstawy nie zdołało nawet
wyciągnąć broni. Piąty wyskoczył z samochodu i strzelił trzy razy zanim przeszyły go kule.
Napastnicy wywlekli Aldo Moro i wtłoczyli go do swojego samochodu. Po kilkunastu
sekundach na ulicy w centrum Rzymu w podziurawionych kulami samochodach pozostały
zwłoki czterech ochroniarzy oraz ranny kierowca, który zmarł po przewiezieniu do szpitala.
18 marca terroryści przysłali fotografię premiera Aldo Moro siedzącego na tle emblematu
Czerwonych Brygad. Ta organizacja powstała na przełomie 1970 i 1971 roku, stawiając sobie
za cel rozbicie kapitalistycznego państwa. Było to jedno z wielu terrorystycznych ugrupowań
w państwach zachodniej Europy uderzające w to, co uważali za symbol wrogiego
społeczeństwa: domy towarowe, ambasady, banki.
W połowie lat 70. postanowili "podnieść celowniki" i mierzyć w "głowę społeczeństwa" -
najwybitniejszych polityków, prawników, przemysłowców.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin