Style Linda - Sprawa Sary Jane.pdf

(1084 KB) Pobierz
Her Sister's Secret
Linda Style
Sprawa Sary
Jane
0
161358057.001.png 161358057.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Mężczyzna, który zamordował Morgan, stał po drugiej stronie drogi,
niespełna trzydzieści kroków od niej.
Odwróć się, draniu.
Whitney Sheffield, ukryta za słupkiem podpierającym starą estradę
dla orkiestry, uniosła aparat fotograficzny do oka i wypstrykała za jednym
zamachem pół tuzina klatek. Zrobiła większe zbliżenie, wyregulowała
ostrość. W ustach i w gardle miała sucho.
Diabeł wcielony.
Ze ściśniętym ze strachu i wzburzenia sercem obserwowała przez
wizjer Rhysa Gannona przechadzającego się jak paw wśród bandy
oberwańców na motocyklach. Byli poubierani w skóry i brudne
wyświechtane dżinsy, obwieszeni łańcuszkami, u których dyndały klucze.
Kilku miało głowy obwiązane bandanami albo skórzane czapki naciśnięte
na długie, skołtunione włosy.
Rozejrzała się. Gdyby znalazła jakieś miejsce, z którego lepiej by
było widać, to może...
Dostrzegła prześwit między grubymi sosnowymi belkami i spojrzała
przez wizjer na wąską, górską uliczkę. Potem przesunęła obiektyw na
motocykle stojące rzędem przed frontem sklepu jakby żywcem
przeniesionego z Dzikiego Zachodu. Przywodziły na myśl żelazne konie
uwiązane do żerdzi.
Część motocyklistów siedziała okrakiem na niskich siodełkach albo
stała oparta o swe maszyny, inni zachowywali się jak rozwydrzona banda
1
wyrostków; poszturchiwali się, rozdzielali między siebie kuksańce,
pohukiwali i darli się tak głośno, że słychać ich było chyba w Phoenix.
No no... Spójrz w tę stronę...
Wstrzymując oddech, zrobiła jeszcze kilka zdjęć. Niedobrze. Nie
odwracał się, a bliżej nie mogła podejść, boby ją zauważyli.
Przyglądała się Gannonowi przez teleobiektyw, jak przechodzi od
jednego obdartusa do drugiego, i pomimo nienawiści, jaką czuła do tego
człowieka, musiała w głębi duszy przyznać, że jest przystojny. W pewnej
chwili zatrzymał się.
O, właśnie! Daj im wreszcie te prochy... i odwróć się, do cholery!
Potrzebowała dowodu. Choć dłonie trzęsły się jej jak w febrze, a
serce omal nie wyskoczyło z piersi, postanowiła, że nie odejdzie stąd,
dopóki go nie zdobędzie.
Jeden z oberwańców pokazał palcem w jej kierunku. Boże! Schowała
się błyskawicznie za słupek i mocno zacisnęła powieki. Czyżby ją
zobaczyli? Czyżby przyjeżdżając tutaj, popełniła największy w życiu błąd?
Ale nie miała przecież wyboru. Znalazła w końcu Rhysa Gannona, a
nie trzeba było Sherlocka Holmesa, by wydedukować, że ten człowiek w
każdej chwili może znowu przepaść jak kamień w wodę. Liczył się czas.
Tak więc, niewiele myśląc, zaangażowała się w coś stojącego w
zupełnej sprzeczności z jej uregulowanym trybem życia - i teraz nie
przypominała sobie, żeby kiedykolwiek tak się bała.
Odczekała chwilę, a potem wzięła głęboki oddech i ostrożnie
wyjrzała zza słupka. Stwierdziwszy, że motocykliści nie patrzą już w jej
stronę, odetchnęła z ulgą i powolnym ruchem uniosła aparat do oka.
2
Gannon nadal stał plecami do niej. Wyglądał dokładnie tak, jak go
opisywała Morgan. Kruczoczarne włosy podwijające się na kołnierzu,
czarna skórzana kurtka, buty z cholewami i obcisłe dżinsy - krótko
mówiąc, typ spod ciemnej gwiazdy. Whitney znalazła go w tej zabitej
dechami dziurze po trzech miesiącach poszukiwań.
Były to dla niej trzy trudne miesiące pełne żałoby i rozpaczy po
śmierci Morgan. Rozpaczy i niepewności, czy kiedykolwiek uda jej się
odnaleźć córeczkę siostry.
Tropiła uparcie tego łotra i w końcu go dopadła. Stał teraz
trzydzieści kroków od niej wysoki, barczysty i promieniujący pewnością
siebie charakterystyczną dla mężczyzn, którzy nie dadzą sobie w kaszę
dmuchać.
Znowu ruszył w rundkę od motocyklisty do motocyklisty,
przybijając z każdym piątkę. Jeden z oberwańców zapuścił silnik i
podgazował go. Zaraz potem ryknął drugi silnik, i następny. Chłodne
październikowe powietrze wypełniły dzikie pohukiwania. Spod tylnych
kół trysnęły strugi żwiru i stalowa kawalkada ruszyła z kopyta, oddalając
się w kłębach kurzu i spalin.
Myśląc, że Gannon odjedzie z nimi, Whitney chwyciła torbę i
przygotowała się do podjęcia pościgu. Ale kiedy kurz opadł, okazało się,
że Gannon został. Wsunął rękę do kieszeni kurtki i wyciągnął małą
paczuszkę.
Whitney przeszedł dreszcz podniecenia. Teraz! Poderwała aparat do
oka, ale zanim zdążyła nacisnąć spust migawki, Gannon schował
paczuszkę z powrotem do kieszeni, wszedł po drewnianych schodkach i
zniknął we wnętrzu sklepu.
3
Kurczę! Whitney spojrzała na zegarek, a potem na niebo. Piąta
godzina, a już się ściemnia. I co teraz? Zacisnęła zęby, założyła ręce na
piersi i wlepiła oczy w drzwi sklepu motocyklowego. Zaczeka, obojętne
jak długo miałoby to potrwać.
A jeśli motocykliści wrócą? Wzdrygnęła się na tę myśl i zatarła
zziębnięte dłonie.
Czekała, przeklinając człowieka, przez którego się tu znalazła. Rhys
Gannon. To nazwisko jest prawdopodobnie tak samo fałszywe jak
wszystko, co go otacza. Ale obojętne, jak się naprawdę nazywa, to on, w
jej przekonaniu, jest odpowiedzialny za śmierć siostry.
Nie, nie zamordował jej w ścisłym tego słowa znaczeniu, ale
przyczynił się do jej śmierci. Wciągnął Morgan w narkotyki i zmuszał ją
do prostytucji, żeby samemu mieć za co ćpać, a kiedy w końcu się
zbuntowała i odeszła, porwał ich dziecko, by zmusić Morgan do powrotu.
Whitney zacisnęła pięści. Tak, jest winien, zupełnie jakby to on
własnoręcznie wepchnął Morgan do gardła tę garść prochów.
Teraz za to zapłaci.
Whitney poczuła dławienie w gardle, do oczu napłynęły jej łzy.
Zamrugała. Żal mieszał się w niej z poczuciem winy. Nie było jej przy
siostrze, kiedy ta jej potrzebowała, i nic już tego nie zmieni.
Walcząc z wyrzutami sumienia, wciągnęła w płuca haust powietrza.
Za późno już, by pomóc Morgan - ale jeszcze nie za późno, by wypełnić
jej ostatnią wolę.
Odnajdzie Sarę Jane, trzyletnią siostrzenicę, której nigdy nie
widziała. Odnajdzie ją i wywalczy prawo do opieki, tak jak to obiecała
Morgan. Nie zawiedzie siostry po raz drugi.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin