wiersze Jana Brzechwy.doc

(89 KB) Pobierz

Chrząszcz – Jan Brzechwa

 

W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie

I Szczebrzeszyn z tego słynie.

 

Wół go pyta: "Panie chrząszczu,

Po co pan tak brzęczy w gąszczu?"

 

"Jak to - po co? To jest praca,

Każda praca się opłaca."

 

"A cóż za to pan dostaje?"

"Też pytanie! Wszystkie gaje,

 

Wszystkie trzciny po wsze czasy,

Łąki, pola oraz lasy,

 

Nawet rzeczki, nawet zdroje,

Wszystko to jest właśnie moje!"

 

Wół pomyślał: "Znakomicie,

Też rozpocznę takie życie."

 

Wrócił do dom i wesoło

Zaczął brzęczeć pod stodołą

 

Po wolemu, tęgim basem.

A tu Maciek szedł tymczasem.

 

Jak nie wrzaśnie: "Cóż to znaczy?

Czemu to się wół prożniaczy?!"

 

"Jak to? Czyż ja nic nie robię?

Przecież właśnie brzęczę sobie!"

 

"Ja ci tu pobrzęczę, wole,

Dosyć tego! Jazda w pole!"

 

I dał taką mu robotę,

Że się wół oblewał potem.

 

Po robocie pobiegł w gąszcze.

"Już ja to na chrząszczu pomszczę!"

 

Lecz nie zastał chrząszcza w trzcinie,

Bo chrząszcz właśnie brzęczał w Pszczynie.

 

Entliczek – Pentliczek – Jan Brzechwa

 

Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek,

A na tym stoliczku pleciony koszyczek,

 

W koszyczku jabłuszko, w jabłuszku robaczek,

A na tym robaczku zielony kubraczek.

 

Powiada robaczek: "I dziadek, i babka,

I ojciec, i matka jadali wciąż jabłka,

 

A ja już nie mogę! Już dosyć! Już basta!

Mam chęć na befsztyczek!" I poszedł do miasta.

 

Szedł tydzień, a jednak nie zmienił zamiaru,

Gdy znalazł się w mieście, poleciał do baru.

 

Są w barach - wiadomo - zwyczaje utarte:

Podchodzi doń kelner, podaje mu kartę,

 

A w karcie - okropność! - przyznacie to sami:

Jest zupa jabłkowa i knedle z jabłkami,

 

Duszone są jabłka, pieczone są jabłka

I z jabłek szarlotka, i komput [placek], i babka!

 

No, widzisz, robaczku! I gdzie twój befsztyczek?

Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek.

 

Grzyby – Jan Brzechwa

 

Król Borowik Prawdziwy szedł lasem

Postukując swym jedynym obcasem,

A ze złości brunatny był cały,

Bo go muchy okrutnie kąsały.

Tedy siadł uroczyście pod dębem

I rozkazał na alarm bić w bęben:

"Hej, grzyby, grzyby,

Przybywajcie do mojej siedziby,

Przybywajcie orężnymi pułkami.

Wyruszamy na wojnę z muchami!"

 

Odezwały się pierwsze opieńki:

"Opieniek jest maleńki,

A tam trzeba skakać na sążeń,

Gdzie nam, królu, do takich dążeń?!"

 

Załkały surojadki:

"My mamy maleńkie dziatki,

Wolimy życie spokojne,

Inne grzyby prowadź na wojnę."

 

Zaszemrały modraczki:

"Mamy całkiem zniszczone fraczki,

Mamy buty wśród grzybów najstarsze,

Nie dla nas wojenne marsze."

 

Zastękały czubajki:

"Wpierw musimy wypalić fajki,

Wypalimy je, królu, do zimy,

W zimie z tobą na wojnę ruszymy."

 

A król siedzi niezmiennie pod dębem,

Każe znowu na alarm bić w bęben:

"Przybywajcie, pieczarki, maślaki,

Trufle, gąski, purchawki, koźlaki,

Bedłki, rydze, bielaki i smardze,

Przybywajcie, bo tchórzami pogardzę!"

 

Ledwo rzekł to, wtem patrzy, a z boru

Maszeruje pułk muchomorów:

"Przychodzimy z muchami wojować,

Ty nas, królu, na wojnę prowadź!"

 

Wojowały grzybowe zuchy,

Pokonały aż cztery muchy.

Król Borowik winszował im szczerze

I dał wszystkim po grzybowym orderze

 

Hipopotam – Jan Brzechwa

 

Zachwycony jej powabem hipopotam błagał żabę:

„Zostań żoną moją, co tam, jestem wprawdzie hipopotam,

Kilogramów ważę z tysiąc, ale za to mógłbym przysiąc,

Że wzór męża znajdziesz we mnie i że ze mną żyć przyjemnie.

Czuję w sobie wielki zapał, będę ci motylki łapał

I na grzbiecie, jak w karecie, będę woził cię po świecie,

A gdy jazda już cię znuży, wrócisz znowu do kałuży.

Krótko mówiąc – twoją wolę zawsze chętnie zadowolę,

Każdy rozkaz spełnię ściśle. Co ty na to?”

„Właśnie myślę, dobre chęci twoje cenię,

A więc owszem. Mam życzenie...”

„Jakie, powiedz? Powiedz szybko, moja żabko, moja rybko,

I nie krępuj się zupełnie, twe życzenie każde spełnię,

Nawet całkiem niedościgłe...” „Dobrze, proszę: nawlecz igłę!”

 

Jajko

 

Było sobie raz jajko mądrzejsze od kury.

Kura wyłazi ze skóry,

Prosi, błaga, namawia; „Bądź głupsze!”

Lecz co można poradzić, kiedy się ktoś uprze?

Kura martwi się bardzo i nad jajkiem gdacze.

A ono powiada że jest kacze.

Kura prosi serdecznie i szczerze:

„Nie trzęś się, bo będziesz nieświeże”.

A ono właśnie się trzęsie

I mówi, że jest gęsie.

Kura do niego zwraca się z nauką.

Że jajka łatwo się tłuką

A ono powiada, że to bajka.

Bo w wapnie trzyma się jajka.

Kura czule namawia: „Chodź, to cię wysiedzę”.

A ono ucieka za miedzę,

Kładzie się na grządkę pustą

I oświadcza, że będzie kapustą.

Kura powiada: „Nie chodź na ulicę,

Bo zrobią z ciebie jajecznicę”.

A jajko na to najbezczelniej:

„Na ulicy nie ma patelni”.

Kura mówi: ” Ostrożnie! To gorąca woda!”

A jajko na to; „Zimna woda! Szkoda!”

Wskoczyło do ukropu z miną bardzo hardą

I ugotowało się na twardo.

 

Kłamczucha – Jan Brzechwa

 

"Proszę pana, proszę pana,

Zaszła u nas wielka zmiana:

Moja starsza siostra Bronka

Zamieniła się w skowronka,

Siedzi cały dzień na buku

I powtarza: kuku, kuku!"

"Pomyśl tylko, co ty pleciesz!

To zwyczajne kłamstwa przecież."

"Proszę pana, proszę pana,

Rzecz się stała niesłychana:

Zamiast deszczu u sąsiada

Dziś padała oranżada,

I w dodatku całkiem sucha."

"Fe, nieładnie! Fe, kłamczucha!"

"To nie wszystko, proszę pana!

U stryjenki wczoraj z rana

Abecadło z pieca spadło,

Całą pieczeń z rondla zjadło,

A tymczasem na obiedzie

Miał być lew i dwa niedźwiedzie."

"To dopiero jest kłamczucha!"

"Proszę pana, niech pan słucha!

Po południu na zabawie

Utonęła kaczka w stawie.

Pan nie wierzy? Daję słowo!

Sprowadzono straż ogniową,

Przecedzono wodę sitem,

A co ryb złowiono przy tym!"

"Fe, nieładnie! Któż tak kłamie?

Zaraz się poskarżę mamie!"

 

Kto z kim przestaje – Jan Brzechwa

 

Kto z kim przestaje, takim się staje.

Na pewno znacie te obyczaje?

Bocian po deszczu człapał piechotą,

bo lubi nogi zanurzać w błoto.

Świnia podobne miewa słabostki

i chętnie w błoto włazi po kostki.

Ona do niego szła przy sobocie

żeby jej pomóc nurzać się w błocie.

Kwiczała, dzięki dzięki stokrotne

bardzo mi służą kąpiele błotne!

Tak spotykali się wciąż na zmianę

bocian ze świnią, świnia z bocianem.

Lecz minął okres pierwszych uniesień

powiało chłodem, nastała jesień

I bocian starym swoim zwyczajem

właśnie zamierzał rozstać się z krajem.

Wtem wpadła świnia zirytowana.

To w błocie byłam dobra dla pana?

W błocie, w kałuży i nawet w bagnie

a teraz pan mnie porzucić pragnie?

Niech pan pomyśli co pan wyczynia?

Odrzecze bocian, wiem, jestem świnia!

Kto z kim przestaje, takim się staje.

Rzekł. I odleciał w dalekie kraje

 

Kwoka – Jan Brzechwa

 

Proszę pana, pewna kwoka

Traktowała świat z wysoka

I mówiła z przekonaniem:

"Grunt to dobre wychowanie!"

Zaprosiła raz więc gości,

By nauczyć ich grzeczności.

Pierwszy osioł wszedł, lecz przy tym

W progu garnek stłukł kopytem.

Kwoka wielki krzyk podniosła:

"Widział kto takiego osła?!"

Przyszła krowa. Tuż za progiem

Zbiła szybę lewym rogiem.

Kwoka gniewna i surowa

Zawołała: "A to krowa!"

Przyszła świnia prosto z błota.

Kwoka złości się i miota:

"Co też pani tu wyczynia?

Tak nabłocić! A to świnia!"

Przyszedł baran. Chciał na grzędzie

Siąść cichutko w drugim rzędzie,

Grzęda pękła. Kwoka wściekła

Coś o łbie baranim rzekła

I dodała: "Próżne słowa,

Takich nikt już nie wychowa,

Trudno... Wszyscy się wynoście!"

No i poszli sobie goście.

Czy ta kwoka, proszę pana,

Była dobrze wychowana?

 

Listopad – Jan Brzechwa

 

Złote, żółte i czerwone

Opadają liście z drzew,

Zwiędłe liście w obcą stronę

Pozanosił wiatru wiew.

 

Nasza chata niebogata,

Wiatr przewiewa ją na wskroś,

I przelata i kołata,

Jakby do drzwi pukał ktoś.

 

W mokrych cieniach listopada

Może ktoś zabłąkał się?

Nie, to tylko pies ujada.

Pomyśl także i o psie.

 

Strach na wróble wiatru słucha,

Sam się boi biedny strach,

Dmucha plucha-zawierucha,

Całe szyby stoją w łzach.

 

Jakiś wątły wóz na szosie

Ugrzązł w błocie aż po oś,

Skrzypią, jęczą w deszczu osie,

Jakby właśnie płakał ktoś.

 

Mgły na polach, ciemność w lesie,

Drga jesieni smutny ton,

Przyjdzie wieczór i przyniesie

Sny i mgły, i stada wron.

 

Wyjść się nie chce spod kożucha,

Blady promyk światła zgasł,

Dmucha plucha-zawierucha,

Zimno, ciemno, spać już czas.

 

Mrówka – Jan Brzechwa

 

Wół

Miał odwieźć do szkoły stół.

 

Powiada do osła: "Na wieś

Stół ten do szkoły zawieź."

 

Osioł pomyślał: "O, źle!"

I rzecze do kozła: "Koźle,

 

Odwieź ten stół, bardzo proszę,

Dostaniesz za to trzy grosze."

 

Zawołał kozioł barana:

"Odwieź ten stół jutro z rana."

 

Baran był na podwórku,

Do psa więc powiada: "Burku,

 

Odwieź, bo mnie nie ochota!"

Pies wezwał do siebie kota

 

I warknął: "Kocie-ladaco,

Ty zająć się masz tą pracą!"

 

Kot stołu wieźć nie zamierza,

Przywołał w tym celu jeża.

 

Jeż myśli: "Gdzie stół, gdzie szkoła?"

Więc szczura do siebie woła

 

I mówi: "Do pracy, szczurze,

Stół odwieź szybko, a nuże!"

 

Szczur chciał się myszą wyręczyć,

Lecz mysz nie lubi się męczyć,

 

Więc rzecze do żaby: "Żabo,

Stół odwieź, bo mnie jest słabo."

 

Żaba jaszczurkę zoczyła:

"Jaszczurko, bądź taka miła,

 

Najmocniej proszę cię, zawieź

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin