Pasierbica Senatora.rtf

(4565 KB) Pobierz

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

        Gdyby nie cisza, która na moment zapadła, nikt z nich nie usłyszałby dzwonka. Zignorowali jednak ten dźwięk, bo zabrzmiał raczej jak kolejny krzyk i nie przerwał kłótni.

        – To ty! Dobrze wiem, że to ty wyciągnąłeś mi koszule z plecaka. Ktoś cię widział! Oddawaj natychmiast albo... albo zobaczysz! Drobny chłopak ręką zwiniętą w pięść wymachiwał przed nosem innemu, dwa razy od siebie większemu. Zapłacisz mi za to, zobaczysz!

        – Zapłacę? Większy, z lewą ręką w gipsie, splunął na podłogę. Komu? Może tobie?

        Niby z pogarda rozejrzał się po pokoju, ale nawet na moment nie spuścił wzroku z przeciwnika.

        – Oddawaj!

         – Odczep się! A po co mi ta twoja szmata? Pewnie aż ruszą się od pluskiew!

         Mniejszy ani myślał się wycofać, choć dla wszystkich dzieciaków, z zainteresowaniem przyglądających się awanturze, było jasne, że za chwile ten większy rzuci go na ziemie.

        Dla Belli Swan też było to jasne. Wrzaski dobiegły ją, kiedy znalazła się w gabinecie dyrektora, gdzie właśnie miała wysłuchać złych wiadomości z całego tygodnia. Przywitała więc te wrzaski z ulgą. Choć na chwile oznaczały odroczenie. Błyskawicznie, biorąc po trzy stopnie naraz, zbiegła na dół i wprawnie rozdzieliła szykujących się do walki chłopców.

        – Przestańcie! W tej chwili!

        Kibice rozstąpili się posłusznie, a na środku pozostali tylko Mike i Kieł. Bella, jeszcze zanim wybiegła z gabinetu Kajusza Schneidera, dobrze wiedziała, kto szuka zwady i awanturuje się.

        – Spróbuj tylko uderzyć go tym gipsem, a sam wylądujesz w szpitalu – ostrzegła Mike’a, odsuwając od niego Kła, który zawdzięczał to przezwisko krzywemu zębowi.

        Drobny chłopak opierał się, ale stracił równowagę i upadł. Bella wsparła się pod boki i spojrzała na Mike’a. Jego zagipsowane ramie nadal uniesione było do góry.

        – Weź sobie jeszcze pochodnie i będziesz wyglądał jak Statua Wolności - zauważyła z przekąsem.

        Któreś z dzieciaków parsknęło śmiechem, ale ona nie zwróciła na to uwagi. Mike uśmiechnął się. Choć był to uśmiech iście anielski, w jego spojrzeniu nie było niczego świętego.

        – Lepiej stąd przejdź, panno Bello.

        – Tak? Żebyś mógł powiedzieć, że wyrzuciliśmy cię z powrotem na ulice? O to ci chodzi, co? A przecież trzymamy cię tu tylko dla twojego dobra.

        – W tej noclegowni?

        Mike, z wciąż uniesiona ręką, zrobił krok do przodu.  Choć był od niej cięższy o co najmniej dwadzieścia kilo, Bella nawet nie mrugnęła. Usłyszała trzask drzwi wejściowych, ale nie spojrzała w tamta stronę. Miała tylko nadzieje, że to któryś z wychowawców.

        – Wcale się ciebie nie boje.

        – To popełniasz błąd, panno Bello.

        – Codziennie sobie to powtarzam.

        – Więc przejdź stąd. Kieł szuka guza.

        – A od kiedy ty tak chętnie dajesz komuś to, czego szuka?

        Ostrzegam cię

        Mike zrobił kolejny krok w jej stronę. Bella ani drgnęła.

        Przestań, Mike. Wiem...

        Nie skończyła, bo z grupy otaczającej Mike’a nagle wyłonił się mężczyzna w ciemnobrązowym garniturze, chwycił rękę chłopaka, te bez gipsu, i mocno pociągnął go do tyłu. Bella po raz pierwszy zauważyła na twarzy Mike’a jakieś uczucie. Zaskoczenia. Wylądował na obitym spłowiałym płótnem krześle.

        Tylko spróbuj ja tknąć. Mężczyzna stanął tuż przy nim. Chyba że chcesz, żebym wezwał policje.

        Mike szybko doszedł do siebie i przybrał obojętną pozę.

        Och, ale się boje.

        Wyjdźcie Bella zwróciła się do dzieciaków, z otwartymi ustami przyglądających się nieznajomemu. Idźcie do kuchni i zajmijcie się kolacja.

        Nie sprawdzając, czy jej posłuchali, ruszyła w stronę Mike’a.

        Niech się pani trzyma od niego z daleka.

        Mężczyzna zagrodził jej drogę.

        – Nie wiem, kim pan jest...

        Jeśli chce pani jakoś pomóc, proszę znaleźć kogoś, kto tu pracuje. Jeśli w ogóle jest ktoś taki mruknął pod nosem.

        – Na przykład ja.

        Miałem na myśli kogoś z personelu.

        Mężczyzna nawet na nią nie spojrzał. Bella zerknęła na Mike’a. Śmiał się z niej, choć poznać mógł to tylko ktoś, kto znał go dobrze. Poczucie humoru było jedna z niewielu jego dobrych cech. Nieraz z tego

korzystała, próbując odnaleźć mu powrotna drogę do cywilizacji. Spróbowała i teraz.

        Widzisz, co zrobiłeś? powiedziała, na moment ignorując nieznajomego. – Podważyłeś mój autorytet. Za kare zmywasz dziś naczynia. Wszystkie.

        Musiałabyś tu pracować, żebyś mogła mi rozkazywać prychnął Mike.

        Bella zdobyła się na uśmiech i spojrzała na mężczyznę. Właściwie dopiero teraz tak naprawdę mu się przyjrzała. Był szczupły, dobrze zbudowany, miał błyszczące mahoniowe włosy, brązowe oczy, wydatne kości policzkowe i wąskie usta, które ani na moment się nie uśmiechnęły. Postanowiła to zmienić.

        Jestem Bella Swan, zastępca dyrektora tego zoo. Niech się pan odsunie od Mike’a. Gryzie.

        Mężczyzna spojrzał na nią, ale ani na chwile nie odwrócił się plecami do Mike’a, czym bardzo zyskał w jej oczach.

        – Zastępca dyrektora? Jego wzrok powędrował od jej znoszonych adidasów po krótkie, złote loczki okalające jej młoda twarz. Nie wiedziałem, że schronisko „Pierwszy Dzień” kierowane jest przez zespół rockowy.

        Ignorując ten komentarz, Bella wyciągnęła rękę.

        – A pan?

        Edward Cullen.

         Mężczyzna po chwili wahania uścisnął jej dłoń. Podobnie jak wszyscy w Ponte Reynaldo, znała to nazwisko. Edward Cullen. Powinna się domyśleć.

        Pan prokurator. Bella szybko opuściła rękę. Spodziewaliśmy się pana dopiero za godzinę.

        Zauważyłem.

        Uprzejmy uśmiech zniknął z jej twarzy. Zaledwie przed paroma minutami, w gabinecie Kajusza Schneidera, dowiedziała się, że „Pierwszy Dzień” odwiedzi ten popularny prokurator, znany wszystkim z częstych wystąpień w telewizji. Nawet tydzień byłby za krótki, by udało jej się zdobyć na uprzejmość wobec jakiegokolwiek polityka. Jej zapas dobrych manier był już wyczerpany.

        Jeśli ruszysz się z tego krzesła, zanim ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin