Kamień małżeństw 73.doc

(75 KB) Pobierz
Rozdział 73

Rozdział 73

Harry udał się do klasy transmutacji w niejakim oszołomieniu. Z każdym krokiem raz za razem odtwarzał w swoim umyśle wydarzenia ostatnich kilku minut – każde gorące spojrzenie, każdy obezwładniający pocałunek i każdą delikatną pieszczotę długich palców Snape’a.
Severus naprawdę miał piękne dłonie.
Młodzieniec zadrżał, rozdarty pomiędzy oszałamiającą przyjemnością, paraliżującym szokiem, a palącym skórę zażenowaniem.
O mój Boże, pomyślał, uświadamiając sobie nagle, że dopiero co obściskiwał się z Mistrzem Eliksirów. A przynajmniej sądził, że tak właśnie było – nie wiedział dokładnie, co konkretnie zawiera się w zwrocie „obściskiwać się”. Wprawdzie zawsze sądził, że nierozerwalnie była z tym związana kanapa, a oni przecież leżeli na podłodze. Ale wciąż… To było dokładnie tak dobre, jak zawsze to sobie wyobrażał, a może nawet lepsze.
Cóż, nie było tak w pierwszej chwili, pomyślał. Początkowo, kiedy Snape był zdenerwowany, Harry się przestraszył. Zauważył, że ma talent do doprowadzania Severusa do takiego stanu.
Jednakże potem coś się zmieniło – poczuł to w tym samym momencie, w którym jego współmałżonek zaczął zachowywać się nieco inaczej. A kiedy mężczyzna szeptał do niego i całował go tak ostrożnie, tak delikatnie, Harry poczuł, że coś stopiło się wewnątrz niego. Sądził, że te kilka pocałunków, które dzielili wcześniej, było niesamowitych, ale nawet one nie sprawiły, że czuł się tak, jak teraz. W połączeniu z głosem Mistrza Eliksirów – czy ktokolwiek inny na świecie miał tak niesamowicie seksowny głos jak Severus Snape? – chłopiec po prostu całkowicie poddał się tamtej chwili.
Dlaczego tak się działo, że – choć Potter chciał widzieć samego siebie jako tego silnego i agresywnego – zawsze kończył obezwładniony przez uczucie unieruchamiającego go, potężnego mężczyzny? Severus zawsze dominował podczas tych kilku poprzednich pocałunków – nawet dziś, gdy zniknęła jego gwałtowność, zastąpiona czymś znacznie przyjemniejszym, Snape wciąż miał całkowitą kontrolę nad Harrym i skutecznie obezwładniał jego zmysły. A z jakiegoś dziwnego powodu ciało młodzieńca na to odpowiedziało. Wystarczyła myśl o tym, w jaki sposób jego współmałżonek nim manipulował, kontrolował go, ocierał się o niego oraz o ciele Mistrza Eliksirów przyciskającym się do jego własnego, żeby Potter musiał zatrzymać się na korytarzu w celu odzyskania kontroli. Cholera jasna – nie uda mu się wejść do klasy transmutacji, będąc tak zaczerwienionym i podnieconym jednocześnie.
Myśl o profesor McGonagall odsunęła od niego to uczucie. Moment później młodzieniec kontynuował swoją podróż, zażenowany kierunkiem, w jaki pognały jego myśli.
To chyba jest normalne, pomyślał. To właśnie o tym najprawdopodobniej myśleli wszyscy uczniowie w jego wieku, a z pewnością o takiego typu rzeczach dyskutowali – w dość prymitywny sposób – wszyscy chłopcy w swoich dormitoriach.
Cóż, być może nie o tym dokładnie – z pewnością nie rozmawiali w takich kategoriach o żadnym z nauczycieli, a już bez wątpienia nie o Mistrzu Eliksirów. Jeszcze rok temu Harry byłby przerażony samą myślą o tym. Właściwie, kiedy o tym wszystkim myślał, przypomniało mu się, że słyszał kilku uczniów podczas ich trzeciego roku – głównie dziewcząt oczywiście – wspominających w ten sposób o Remusie Lupinie. I bez wątpienia wszyscy mówili o Sinistrze. Kilka tygodni temu jednak usłyszał grupkę Puchonek, rozmawiających o tym, jak bardzo lubią sposób, w jaki Mistrz Eliksirów pochyla się nad nimi podczas zajęć.
Harry zmarszczył brwi.
Ostatecznie zdecydował, że to jest całkowicie normalne. Zawsze czuł się nieco w tyle podczas dyskusji ze swoimi dawnymi współlokatorami z dormitorium. Nigdy nie miał obsesji na punkcie seksu, choć najwyraźniej pozostali chłopcy ją mieli. Było zupełnie tak, jakby jego hormony nie zaczęły się burzyć, a przynajmniej nie do czasu, kiedy przyszło mu żyć z Severusem.
Został nękany snami, na które zupełnie nie był przygotowany. Nawet myśl o takiej możliwości, o zainteresowaniu się mężczyznami, kompletnie wybiła go z rytmu – zwłaszcza dodając do tego fakt, że najwyraźniej polubił raczej gwałtowną, dominującą naturę, którą jego współmałżonek reprezentował swoim charakterem. Merlinie, pomyślał, dlaczego nie ma na ten temat żadnych książek – tak jak do quidditcha chociażby?
Dotarł do drzwi klasy transmutacji, otworzył je i próbował w ciszy wśliznąć się do środka. Lekcja już trwała, choć każdy i tak odwrócił się, by spojrzeć na niego, gdy wchodził. Profesor McGonagall, trzymająca w jednej ręce ciężką księgę, a w drugiej różdżkę, patrzyła na niego surowo, kiedy kroczył w stronę jedynego wolnego miejsca znajdującego się obok Neville’a.
- Miło, że już pan do nas dołączył, panie Potter – zauważyła nauczycielka, kiedy każda para oczu w pomieszczeniu śledziła jego ruchy.
Ta lekcja była łączona między Gryfonami i Ślizgonami, więc młodzieniec zaczął podejrzewać, że każdy obecny w sali mógłby odgadnąć, gdzie był tego ranka. Najprawdopodobniej wszyscy umierali z ciekawości, żeby dowiedzieć się, co się działo. Przynajmniej Draco tak wyglądał, a Ron i Hermiona – siedzący tuż przed Longbottomem – rzucili mu stanowcze, pytające spojrzenie.
- Dziękuję, pani profesor – odpowiedział McGonagall. – Przepraszam za spóźnienie.
Kobieta skinęła głową, po czym zaczęła kontynuować swój wykład. Najwyraźniej pracowali teraz nad całkowitą przemianą kamienia w rzeczywistą książkę. Neville popchnął swój podręcznik w stronę Pottera, ponieważ ten wyszedł z komnat bez swoich szkolnych przyborów.
Harry próbował słuchać wykładu – naprawdę się starał – ale wszystko, o czym potrafił teraz myśleć, to co wcześniej robił z Severusem. Niemal z rozbawieniem pomyślał, że jest umówiony na randkę z Mistrzem Eliksirów. Przyszło mu do głowy, że niemal rok temu taka myśl z pewnością napełniłaby go przerażeniem.
Raczej ciężko było to sobie chociażby wyobrazić. Będzie tak, jak Ron i Hermiona wyglądają na swoich własnych randkach? Będą patrzeć na siebie z głupkowatym wyrazem twarzy i trzymać się za ręce?
Potter nawet nie potrafił sobie tego wyobrazić. Był całkowicie poważny, gdy mówił, że Snape nie spaceruje w świetle księżyca – Severus nie był typem człowieka, który zachowuje się w tak głupi, romantyczny sposób.
A jednak to jego współmałżonek jako pierwszy podniósł temat jakiegokolwiek romansu. Uczucie ciepła rozlało się wewnątrz całego ciała młodzieńca – zrozumiał, że Snape robi to wszystko na swoją korzyść, bo wie, że Potter nawet nie mógłby pomyśleć o innym rodzaju związku – tym bardziej znanym jego współmałżonkowi. A co, jeśli to jedyny powód, dla którego to robi? Harry zmarszczył brwi. Co, jeśli Mistrz Eliksirów po prostu chce uprawiać z nim seks i przeskoczy wszystkie obręcze, byle tylko dostać to, czego pragnie?
Ale ledwie potrzebował do tego Harry’ego, prawda? Severus mógłby znaleźć dowolną liczbę osób, z którymi mógłby uprawiać seks, jeśli naprawdę był aż tak zdesperowany. Oczywiście jeśli chodzi mu tylko o to, znajdzie kogoś bardziej odpowiadającego jego gustom niż wychudzony Gryfon. A jeśli już o to chodzi, to jeżeli on właśnie był tym, kogo pragnął Mistrz Eliksirów, to Snape raczej nie potrzebował skakania przez żadne obręcze – Potter nie był do końca pewien, czy zatrzymałby swojego współmałżonka, gdyby on sam tego nie zrobił. Z pewnością jego ciało tego nie chciało, bez względu na chaos panujący w jego głowie i sercu. Czy będzie w stanie się oprzeć, jeśli dziś wieczorem będą leżeć obok siebie w łóżku, a Severus weźmie go w ramiona i ponownie zacznie go całować?
Zorientował się, że jego ciało drży na samą myśl o tym, a twarz czerwienieje. Dzięki tym wszystkim rozmowom z różnymi Weasleyami, miał dość jasne wyobrażenie o tym, czego powinien się spodziewać – lub przynajmniej rozumiał mechanikę seksu między dwoma mężczyznami. Jednakże rzeczywistość była nieco przytłaczająca – naprawdę ciężko było Harry’emu wierzyć, że nie będzie bolało.
Bill i Charlie powiedzieli mu, że jeśli wszystko zostanie zrobione dobrze, to raczej nie powinno boleć, ale Potter wciąż o tym myślał i nie potrafił tak do końca w to uwierzyć. Jak może nie boleć?
A potem Draco nie wydawał się cierpieć przez jakikolwiek rodzaj bólu po nocy spędzonej z Charliem. Zorientował się, że spogląda na blondyna, który starannie robił notatki z lekcji. Harry pomyślał, że może oni właściwie tego jeszcze nie robili – a przynajmniej nie tej jednej, specyficznej czynności. Niektóre z tych rzeczy, które zostały mu opisane, brzmiały przyjemnie – dziwnie, ale przyjemnie.
A potem Potter przypomniał sobie, w jak entuzjastyczny sposób Charlie wszystko mu wyjaśniał, po czym potrząsnął przecząco głową – nie, oni z pewnością już to zrobili.
Cholera jasna.
Harry westchnął. Wiedział, że powinien był zakraść się do pokoju kuzyna w te wakacje i rzucić okiem na jego kolekcję porno, gdy Dursleyów nie było akurat w domu. Może wtedy nie czułby się tak zaskoczony tym wszystkim.
Młodzieniec był tak pochłonięty przez swoje myśli, że ledwie zauważył, że lekcja się już skończyła, a ludzie zaczęli wychodzić z pomieszczenia. Niemal natychmiast został otoczony przez Rona, Hermionę i Draco.
- Więc jak było? – zapytała z niecierpliwością panna Granger.
Gryfon zorientował się, że blednie, gdy tylko usłyszał pytanie przyjaciółki. Co, do cholery? Nie powiedział przecież ani słowa – nie mogli wiedzieć, co zrobił Severus ani – tym bardziej – o czym on, Harry, myślał.
- Właśnie, kumplu – zgodził się Ron. – Mam nadzieję, że to nie było zbyt bolesne.
Potter był całkowicie pewien, że jego twarz z momentu na moment staje się coraz bardziej czerwona.
- Co? – zapytał zszokowany. – My nie… Mam na myśli, że on…
- Nie trzymaj nas w niepewności, Potter! – zażądał Malfoy. – Opowiedz nam wszystko ze szczegółami!
Ze szczegółami!
Jeżeli istniałoby zaklęcie, które otworzyłoby pod nim ziemię i pochłonęło go do jej wnętrzna, Harry natychmiast by je rzucił. Czy był skazany na spędzenie reszty życia, przeprowadzając tak upokarzające rozmowy na temat seksu? I dlaczego, na Merlina, Ron zadawał takie pytania w obecności Hermiony? Normalnie był przerażony, gdy podnoszono podobne tematy w mieszanym towarzystwie.
- Harry! – zaprotestowała panna Granger. – Wizengamot… Co tam się wydarzyło?
Myśli chłopca zatrzymały się niemal z piskiem. Wizengamot? Och, mój Boże, pomyślał. Jęknął i zaczerwienił się z zakłopotania – rzeczywiście udało mu się wyrzucić ze swojego umysłu kompletnie wszystko, pomijając oczywiście ostatnią rozmowę z Severusem.
Tak, pomyślał, to całkowicie naturalne – był normalnym szesnastolatkiem, jeżeli charakter jego myśli był właśnie taki.
- A, to – odetchnął z ulgą.
Dlaczego jego życie musi być aż tak skomplikowane?
- A ty myślałeś, że o co pytamy? – zapytał Draco, ze zdezorientowaniem marszcząc brwi.
- Nie pytaj – mruknął cicho Harry. – Wizengamot… To… oni… Cholera jasna, nie wiem, od czego zacząć.
- Panie Potter. – Głos profesor McGonagall przykuł uwagę ich wszystkich. – Pan i pozostali macie teraz zielarstwo. Jeśli nie ruszycie w stronę cieplarni, spóźnicie się, a sądzę, że do tej pory opuścił pan już wystarczającą ilość zajęć. Będzie lepiej, jeśli się pospieszycie.
Posłusznie kiwnęli głowami nauczycielce, po czym skierowali się do drzwi, śpiesząc się, by dogonić swoich kolegów z klasy, którzy już dawno zniknęli za długim korytarzem. Biegnąc, Harry obiecał opowiedzieć im o wszystkich szczegółach wydarzeń dzisiejszego ranka po kolacji, kiedy będą mieli więcej czasu. Choć sfrustrowani opóźnieniem, zgodzili się.
Ledwo zdążyli wejść do cieplarni, zanim profesor Sprout rozpoczęła zajęcia.
Młodzieniec jęknął, kiedy nauczycielka ogłosiła, że rośliny, którymi będą zajmować się na dzisiejszej lekcji, są dość potężnymi afrodyzjakami i wykorzystuje się je w wielu eliksirach miłości. Wyglądało na to, że jego umysł był skazany na chodzenie niewłaściwymi ścieżkami przez resztę dnia.
 

* * *


Prorok Codzienny puścił w obieg wieczorne wydanie gazety, które krążyło wokół uczniów Hogwartu jeszcze przed tym, jak Harry i jego przyjaciele zeszli na kolację. Po raz pierwszy Potter był zadowolony widokiem Proroka, ponieważ uwalniał go od konieczności wyjaśniania przyjaciołom najważniejszych szczegółów dzisiejszego dnia – wszystko było wydrukowane czarno na białym na stronach gazety. Chociaż raz historie ukazane w tej gazecie okazały się zaskakująco trafne, choć Harry’emu przyszło do głowy, że prasa nie została dzisiaj wpuszczona do komnat Wizengamotu. Większość ich historii musiała pochodzić bezpośrednio z sądowych rejestrów, a nie z notatek samopiszących piór czy chaotycznych relacji różnych dziennikarzy.
Nawet opisy pojedynków stoczonych przez Severusa były zaskakująco trafne – Harry przeczytał je z fascynacją, ponieważ widział jedynie końcówkę ostatniego. Najwyraźniej zarówno jego współmałżonek, jak i Syriusz walczyli z kilkoma mężczyznami przed pojawieniem się młodego czarodzieja. Przypuszczał, że szczegóły dotyczące pojedynków pochodziły od aurorów, którzy byli świadkami tych wydarzeń i złożyli w ich sprawie oficjalne raporty. Harry nie mógł nic poradzić na to, że zaczął się zastanawiać, czy nie byłoby możliwe, aby pozbyć się wszystkich reporterów i od teraz bazować jedynie na sądowych rejestrach i raportach aurorów.
Gazety krążyły wzdłuż i wszerz stołów w Wielkiej Sali. Potterowi udzielono więcej niż jednego spojrzenia przepełnionego szokiem, gdy coraz więcej osób poznawało historię dzisiejszych wydarzeń. Spojrzał na Severusa siedzącego przy stole prezydialnym. Mężczyzna wpatrywał się w niego uważnie, w związku z czym młody Gryfon zarumienił się pod wpływem tego spojrzenia, po czym ponownie skupił całą swoją uwagę na kolacji. Był bardzo głodny – opuścił śniadanie i mało co zjadł na obiad. Zarumienił się – raczej z przyjemności – gdy przypomniał sobie, dlaczego na obiedzie był tak bardzo roztargniony. Przyłapał się na myśleniu o tym, jak Severus spędził dzisiejszy dzień.
Ugryzł dopiero drugi kęs Pasterskiej Zapiekanki, zanim jego posiłek został przerwany przez Hermionę, która odsunęła od niego talerz i zamiast niego położyła przed przyjacielem wydanie Proroka.
- Jadłem to! - zaprotestował chłopak.
- O co w tym wszystkim chodzi? – dopytywała panna Granger, znacząco wskazując na tytuł widniejący na samej górze jednej ze stron gazety.
Ron i reszta kolegów Harry’ego uważnie się w niego wpatrywali. Większość z nich pochylała się w jego kierunku, by lepiej usłyszeć cokolwiek, co Potter powie. Naprzeciwko nich widział wszystkich Ślizgonów, którzy odwrócili się w jego stronę, by móc na niego spojrzeć – Draco trzymał w jednej dłoni gazetę, a na jego twarzy widniał wyraz kompletnego szoku.
- Jak to, o co? – Harry wzruszył ramionami. – Całkiem dokładnie to wyjaśnili. Aurorzy przeklęli każdego dziennikarza, więc wszystkie notatki pochodzą z sądowych rejestrów, a ja…
- Harry! – przerwała mu Gryfonka. – Pozwoliłeś Lucjuszowi zająć miejsce w Wizengamocie! Albo raczej dziesięć miejsc!
- Wydawało mi się to słusznym rozwiązaniem.
Młodzieniec westchnął. Poczuł w czole dziwne ukłucie bólu. Spokojny obiad byłby naprawdę miłą odmianą.
- Słusznym rozwiązaniem?! – zapytała zszokowana Hermiona. – Dałeś mocną pozycję człowiekowi, który jest jednym z największych zagrożeń w naszym kraju, człowiekowi, który pragnie pozbyć się każdego, kto nie jest czystej krwi. Najpierw dajesz wilkołakom i wampirom równe prawa w naszym rządzie, a potem odwracasz się i stawiasz je przeciwko komuś takiemu jak Lucjusz Malfoy. Jeśli na tym świecie istnieje chociaż jedna osoba, która nie zasługuje na to, by mieć cokolwiek do powiedzenia w sprawie naszej przyszłości, to jest nią właśnie on. Po tym wszystkim, co zrobił, nie zasługuje na drugą szansę, a to jest dokładnie to, co mu dałeś.
Gryfon zamrugał z zaskoczenia, widząc jak żarliwie Hermiona podchodziła do tego tematu – nawet Remus i Syriusz nie zareagowali tak silnie. Rozejrzał się wokół siebie i musiał westchnąć we frustracji, gdy zobaczył Rona wpatrującego się w niego w zamyśleniu, Neville’a wyglądającego na zdezorientowanego oraz Seamusa i Deana, którzy wydawali się być całkowicie zagubionymi. Wystarczająco trudno było wytłumaczyć to wszystko Severusowi, Remusowi i Syriuszowi.
Po drugiej stronie Wielkiej Sali, przy jednym z pozostałych stołów, Harry dostrzegł Draco, wpatrującego się w niego intensywnie. On również pragnął wszystko zrozumieć, choć w jego oczach dało się dostrzec słaby błysk nadziei, której brakowało w spojrzeniach pozostałych. Charlie, siedzący przy stole prezydialnym, mówił żywo do Syriusza i Remusa, bez wątpienia próbując zrozumieć, jaki to wszystko będzie miało wpływ na ich przyszłość. Mimo wszystko Lucjusz Malfoy był teraz jego teściem.
- Hermiono – powiedział cicho Harry. – Masz rację, Lucjusz Malfoy nie zasługuje na drugą szansę, ale ja nie chcę żyć w świecie, w którym ludzie dostają tylko to, na co zasłużyli.
- Ty… co?!
Panna Granger – podobnie jak pozostali – wyglądała na kompletnie zaskoczoną tym, co właśnie powiedział.
- Pomyśl o tym, Hermiono – poprosił Potter. – Czy naprawdę chcesz żyć w świecie, w którym ludzie dostają dokładnie to, na co zasłużyli? Bo jeśli tak, to oznacza to, że moi rodzice zasłużyli na śmierć, podobnie jak Cedrik, a tamtego dnia na stadionie wszyscy ludzie zasłużyli na to, aby zostać zjedzonymi przez tę kreaturę.
Dziewczyna zbladła, słysząc jego słowa.
- Harry, to nie jest to samo – powiedziała.
- To jest to samo – przekonywał, marszcząc brwi, gdy jego czoło znów przeszyła fala bólu. – Złe rzeczy, tak samo jak i dobre, zdarzają się ludziom, którzy na nie nie zasłużyli. A jeśli jestem jedynym, który ma zdecydować, którą z tych rzeczy ktoś powinien dostać, to mam zamiar opowiedzieć się po stronie dobra i mieć nadzieję, że ludzie zmienią się na tyle, że będą na nie zasługiwali.
Młodzieniec dostrzegł, jak frustracja miesza się z niedowierzaniem na twarzy panny Granger.
- Nadzieję? – zapytała łagodnie. – Nadzieję na to, że Lucjusz Malfoy się zmieni? To naprawdę wydaje ci się prawdopodobne, Harry?
- A wyglądam na kogoś, kto ma nadzieję jedynie w sprawach oczywistych? – zapytał Potter. – Gdyby tak było, już dawno bym się poddał.
- Nie możesz uratować wszystkich, Harry – powiedziała mu Hermiona. – To niemożliwe.
- Mogę spróbować – nalegał chłopak. Miał wrażenie, że gdzieś daleko usłyszał dźwięk trzepotu skrzydeł. – Muszę spróbować.
Kolejna ostra fala bólu przeszyła jego czoło. Tym razem skrzywił się, podnosząc rękę, by dotknąć nią blizny.
- Harry? – powiedziała ze zdezorientowaniem panna Granger.
Młodzieniec poczuł, że Ron dotyka jego ramienia.
- Wszystko w porządku, kumplu? – zapytał Weasley.
- Tak. – Gryfon skinął twierdząco głową. – Tylko boli mnie głowa.
Kruki pojawiły się z powrotem, żywo do niego szepcząc. Starał się nie słuchać setek głosów skupionych w Wielkiej Sali, by móc dobrze usłyszeć, co mówią mistyczne ptaki.
- Harry? – Głos Rona przepełniony był zmartwieniem. – Chcesz, żebym przyprowadzić profesora Snape’a albo Syriusza?
- Nie, ja… - zaczął Gryfon, potrząsając przecząco głową.
Potem przepłynęła przez niego fala mocy, powodując, że sapnął z szoku, a jego ciało zesztywniało, gdy pogrążał się w umyśle, który do niego nie należał. W jednej chwili siedział w Wielkiej Sali, a w następnej był w jakiejś ciemnej, podziemnej komnacie. Stał na płonącej pieczęci, która została wyryta w płytach na podłodze. Miał jedynie moment, by jej się przyjrzeć – był to znak starożytnego demona, wyryty w różnych miejscach na całym świecie, a to, co widniało ponad nim, było znajomą formą Mrocznego Znaku.
Potter poczuł, jak do jego umysłu dostaje i porusza się w nim Voldemort. Zaznał jego wściekłości, szaleństwa i obezwładniającej satysfakcji, że w końcu wszystko zbliża się ku końcowi. Jego panowanie nad światem miało zacząć się lada chwila – bezsporne i wieczne. Wszyscy jego wrogowie byli już martwi. Po prostu jeszcze o tym nie wiedzieli.
- Do widzenia, Harry Potterze – zaśmiał się Voldemort. – Czas minął.
A potem Gryfon był z powrotem sam w swoim umyśle. Znów był w Wielkiej Sali. Stał, szarpiąc się w przerażeniu z daleka od stołu Gryffindoru.
- To jest to?! Ta tajemnica? – wrzasnął w trwodze, mgliście zdając sobie sprawę, że Ron i Hermiona wstali ze swoich miejsc i zbliżali się do niego, starając się go uspokoić.
Poczuł krew spływającą mu po oczach, kiedy jego blizna otworzyła się.
Kruki krążyły tuż ponad jego głową, kracząc do niego. Mówiły mu, że ma się skupić, że czas już nadszedł.
Czas minął – czas umierać. To była tak prosta rzecz, tak prosty sekret… ale i tak ogarniało go przerażenie na myśl, co to oznaczało.
Obrócił się, gorączkowo rozglądając się wokół w poszukiwaniu pomocy. Wszyscy nauczyciele przy stole prezydialnym wstali ze swoich miejsc, zaalarmowani jego zachowaniem. Spojrzenie młodzieńca było utkwione w oczach Dumbledore’a.
- Pomóż mi! – błagał.
Stary czarodziej już wyciągnął swoją różdżkę, odchodząc od swojego krzesła. Manewrował przy prezydialnym stole, by móc go ominąć i dostać się do Harry’ego. Syriusz wybił się ze swojego krzesła i przeskoczył dokładnie ponad nauczycielskim stołem, a Severus… Gryfon zobaczył, jak Severus skręca się z bólu, próbując złapać oddech, zaciskając prawą dłoń na lewym przedramieniu, gdzie pod szatami ukryty był Mroczny Znak. Przy stole Ślizgonów dwóch siódmoklasistów trzymało się za swoje własne przedramiona, sycząc w agonii, kiedy ich własne Mroczne Znaki zapłonęły żywym ogniem.
A potem wszyscy zaczęli padać na podłogę, jeden po drugim – jak marionetki, których linki zostały odcięte.
Ron i Hermiona, stojący tuż obok niego, trzymali się za ręce. Jęknęli, po czym osunęli się, upadając na podłogę. Remus, który do tej pory próbował utrzymać Severusa w pozycji pionowej, osunął się pod stół prezydialny. Syriusz, przeskoczywszy stół nauczycielski, był już w połowie drogi przez Wielką Salę, potknął się i przewrócił na stół Krukonów, uderzając prosto w kilku czwartoklasistów, którzy poupadali twarzami na blat – podobnie jak większość ich kolegów z klasy. Ciało Hagrida wstrząsnęło podłogą, gdy gajowy uderzył w podłogę za stołem prezydialnym.
Wszyscy Puchoni ledwie zdążyli wydać choćby jeden dźwięk, zanim opadli na siebie nawzajem, nieruchomiejąc. Dało się usłyszeć charakterystyczny dźwięk, jaki wydają upadające na ziemię sztylety, gdy upadał Slytherin. Gryfoni polegli jak zabawkowe żołnierzyki pozostawione na pastwę silnego wiatru.
Harry usłyszał odgłos drewna upadającego na podłogę, gdy różdżka Dumbledore’a wyślizgnęła się spomiędzy jego palców. Stary czarodziej popatrzył na Harry’ego ze zdziwieniem, po czym przewrócił się, układając w stos bordowych szat i śnieżnobiałych włosów.
To nie może się dziać, powiedział Potter do samego siebie, stojąc samotnie pośród unieruchomionej Wielkiej Sali. Nie może na to pozwolić. Kruki siedziały teraz na jego ramionach, każdy z nich szeptał do innego ucha. Opadł na kolana tuż obok nieruszających się ciał Rona i Hermiony. Gryfon przyłożył płasko dłonie do kamiennych, starych płyt, którymi wyłożono podłogę.
- Już czas – powiedziały do niego kruki.
Potter zobaczył obrazy migające w jego głowie, a sny powróciły, by go prześladować. Nagle przypomniał sobie siebie stojącego głęboko pod Hogwartem – w Komnacie Tajemnic, podczas gdy Syriusz przemieniał pomieszczenie, w którym spał Remus. Dotknął wtedy ich magicznych rdzeni. Wyobrażał sobie wtedy, że gdyby pchnął swoją magię, mógłby obudzić Lunatyka, z powrotem wlewając życie do jego żył, a tym samym znosząc działanie Wywaru Żywej Śmierci.
Skupił się teraz na każdym posiadanym przez siebie zmyśle, starając się wyczuć jakikolwiek rdzeń magiczny wokół siebie. Wyczuł ich wszystkich – Rona, Hermionę, Syriusza, Remusa, Severusa, Dumbledore’a. Te sygnatury były dla niego tak znane, tak ważne… A poza nimi odkrył magię innych nauczycieli oraz pozostałych uczniów: wszystkich Krukonów z ich chłodnym intelektem i Puchonów z ich wszechogarniającym ciepłem. Ślizgoni i Gryfoni byli rozpaleni, przepełnieni pasją – zarówno jasną, jak i ciemną.
Mógł poczuć ich wszystkich – nawet kilka nieokreślonych jednostek, które kryły różne miejsca poza Wielką Salą.
- Już czas – powiedziały do niego kruki. – Zrób to teraz.
Gryfon pchnął całą swoją magię ze wszystkich sił. Posłał ją w kierunku tych wszystkich magicznych sygnatur, wysyłając do ich żył kawałek swojej własnej magii. Przyspieszył ich serca, z powrotem tchnął do ich magicznych rdzeni oddech życia.
Kruki wzbiły się powietrze, a Harry skinął głową w zrozumieniu, wysyłając swoje myśli razem za nimi.
- Tutaj – powiedziały mu. – Tędy musisz podróżować.
Gryfon dostrzegł wielkie linie światła na ziemi, które rozprzestrzeniały się w każdym kierunku jak rozżarzona pajęczyna obejmująca cały glob. Linie geomantyczne zerwały się z ogromną siłą prosto z samego centrum ziemskiego rdzenia.
Oczywiście, była to jedyna opcja, którą mógł wybrać Harry, bo mimo wszystko był tylko szesnastoletnim chłopcem, który posiadał wystarczającą ilości mocy, potrzebnej do zrobienia tego, co musi zostać zrobione.
Pchnął dalej swoje uzewnętrznione myśli, posyłając je prosto na te świecące linie potęgi, łącząc z nimi swoją własną magię, jednocześnie posyłając kruki w zapomnienie.
Teraz mógł również poczuć umysły pozostałych ludzi. Wszystkie na niego czekały. Czekały na jego dotyk, który miałby przywrócić ich do życia. Pchnął mocniej: umysł, magię i duszę, rozprzestrzeniając to wszystko w każdym możliwym kierunku, przesuwając się coraz dalej i dalej – prosto do miejsca pochodzenia, z dala od swojego własnego ciała.
Musiał dosięgnąć ich wszystkich. Teraz do niego wołali – wzywali jego imię, jego magię.
Odpowiedzieli mu, kiedy wołał do nich tamtej nocy w Stonehenge, więc teraz nadeszła jego kolej – czas się spalić, wykrwawić i rozsypać duszę, by obudzić świat.
Poczuł, jak jego umysł odsuwa się od niego coraz bardziej. Magia spalała duszę Harry’ego, gdy ten sięgał do nich wszystkich.
A potem wśród żarzących się niedopałków jego ludzi, pojawiły się cienie – nie był w stanie ich dotknąć, w dodatku nic, co znajdowało się w nich, nie mogło dosięgnąć nawet najmniejszej jego części.
- Tych musisz zostawić – powiedziały do niego kruki, nakazując mu się odwrócić.
Na tej ścieżce nie ma żadnej nadziei.
Ale było ich tak wielu – tak wielu…
Harry poczuł, jak myśli ich wszystkich spływają wzdłuż jego ciała. Nie mógł ich zostawić – nie mógł zostawić żadnego z nich. Jednakże nie było w nich niczego, co mógłby przyspieszyć – żadnych rozżarzonych niedopałków, które mógłby rozdmuchać, by na powrót stali się żywym ogniem.
- Odwróć się! – poleciły kruki. – Nie możesz uratować ich wszystkich.
- Muszę spróbować! – wykrzyczał Harry.
Pchnął jeszcze raz, tym razem mocniej, porzucając swoje ciało i pozwalając swojemu umysłowi całkowicie wsiąknąć w samo centrum w środku ziemi.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin