Hubbard L. Ron - Saga roku 3000 2.txt

(679 KB) Pobierz
towarzysz�cego wyci�ganiu mikrokamery z otworu i zape�nianiu go cementem. 
Otworzy� drzwi. Zacz�o �wita�. Powoli ruszy� w kierunku swojego mieszkania na wzg�rzu. 
Za jego plecami, przy kostnicy, dwie ciemno ubrane sylwetki zsun�y si� do parowu. 
Cztery godziny p�niej Jonnie, Robert Lis, rada i wszyscy zainteresowani cz�onkowie zespo�u przegl�dali kt�ry� ju� raz utrwalone mikrokamerami obrazy. Nie wolno im by�o niczego przeoczy�. Nie tylko ich los, ale i ca�ych galaktyk zale�a� od tego, czy nie pope�ni� b��du.


RTom II

Rozdzia� 12 

1 

Hol rekreacyjny g��wnej bazy jarzy� si� �wiat�ami i rozbrzmiewa� gwarem. By� zat�oczony w wi�kszo�ci ju� pijanymi Psychlosami. W wiecz�r poprzedzaj�cy cop�roczne odpalenie odbywa�o si� wielkie przyj�cie. A by�o co �wi�towa�: koniec delegacji Chara i dw�ch innych wy�szych funkcjonariuszy na tej przekl�tej planecie. Kelnerzy zwijali si�, roznosz�c rondle z kerbango trzymane w
�apach po sze�� lub osiem naraz. Urz�dniczki Psychlo, zwolnione z obowi�zuj�cego je normalnie sztywnego ceremonia�u, �artowa�y i a� puszcza�y b�ki ze �miechu. Tu i �wdzie wybucha�y k��tnie i b�jki, szybko si� jednak ko�czy�y, zanim ktokolwiek zorientowa� si�, o co w og�le posz�o. W tym og�lnym zamieszaniu odbywa�y si� popisy zr�czno�ciowe i zawody strzeleckie. 
Wyje�d�aj�cym funkcjonariuszom do domu dawano grubia�skie rady: 
- Wytr�b za mnie rondel "Pod Pazurem" w Imperial City! 
- Nie kupuj wi�cej �on, ni� b�dziesz m�g� za�atwi� w jedn� noc!
Opowiedz tam w ministerstwie to i owo o tych parszywych durniach tutaj! 
Nastr�j by� tak swojski, �e nawet Ker podda� si� jego urokowi. Karze� rozsiad� si� i z pompatyczn� wynios�o�ci� pr�bowa� s�dziowa� w konkursie, w kt�rym sz�o o to, ile w ci�gu minuty mo�na wypi� kerbanga z rondla, nie trzymaj�c go w �apach. 
Pi�ciu funkcjonariuszy rycza�o szkoln� �piewk�, kt�ra brzmia�a: "Psychlo, Psychlo, zabij go, zabij go". Powtarzali j� raz za razem, bez �adnej melodii, ale za to g�o�no. 
Tymczasem z parowu za platform� startow� transfrachtu wy�oni�a si�
karawana jucznych koni, kt�re mia�y kopyta os�oni�te futrzanymi ochraniaczami. Karawana posuwa�a si� w absolutnej ciszy przez ciemno�� ku nie o�wietlonej kostnicy. Zielonkawa po�wiata bij�ca od bazy nie zdradza�a obecno�ci intruz�w. Raz tylko zak��ci� cisz� delikatny brz�k metalu, kiedy Angus Mac Tavish otworzy� drzwi kostnicy uniwersalnym kluczem. 
Char by� bardzo pijany. Zatacza� si�. Podszed� chwiejnym krokiem do Terla, kt�ry wprawdzie te� wygl�da� na pijanego, ale w rzeczywisto�ci by� trze�wy, czujny i opanowany.
To jest nawet dobry pomys� - odezwa� si� Char. 
Zawsze by� na�ogowym pijakiem, a im wi�cej pi�, tym bardziej stawa� si� obrzydliwy. 
- Co takiego? - zapyta� Terl, przekrzykuj�c ha�as. 
- Rzec to i owo tym tam w G��wnym Biurze Towarzystwa - powiedzia� Char, pokonuj�c czkawk�. 
Terl znieruchomia�. Char nie widzia�, �e oczy Terla zw�zi�y si� i zagra�y w nich ognie. Po chwili powiedzia� pijackim be�kotem. 
- Mam dla ciebie ma�y upominek,
Char. Wyjd� na zewn�trz ze mn� na chwi... chwil�! 
Char uni�s� w g�r� kostne powieki. 
- To� nie mam maski. 
- Maski s� przy wyj�ciu - be�kota� Terl. 
Nikt nie zauwa�y� Terla prowadz�cego Chara przez hol. Pl�cz�c zapinki, na�o�yli maski. Terl przeszed� przez �luz� atmosferyczn�, wlok�c za sob� Chara. Zaprowadzi� go w pobli�e klatek ze zwierzakami. Nie pali�o si� w nich �adne ognisko. By�o zbyt p�no. 
Wiosenny ch��d panuj�cy na zewn�trz otrze�wi� nieco Chara. Zn�w sta� si� obrzydliwy.
Zwierzaki - powiedzia� - jeste� mi�o�nikiem zwierzak�w. Nigdy ci� nie lubi�em, Terl. 
Terl go nie s�ucha�. Co� chyba si� dzia�o przy kostnicy! Wyt�y� wzrok. By�y tam zwierzaki! 
- Ty jeste� strasznie cwany, Terl. Ale nie na tyle cwany, by ze mnie zrobi� idiot�! 
Terl post�pi� kilka krok�w w stron� kostnicy, pr�buj�c przebi� wzrokiem ciemno��. Wyci�gn�� z kieszeni latark� i skierowa� strumie� �wiat�a na budynek. Br�zowe sk�ry zwierz�ce? Trudno by�o w tej ciemno�ci cokolwiek zobaczy�. 
Nagle dojrza� je lepiej. Stado bawo��w. W ostatnich dniach bawo�y wraz z niewielk� liczb� koni stale w�drowa�y na p�noc. Wy��czy� latark�. S�ycha� by�o delikatne uderzenia kopyt w�druj�cych zwierz�t i g�o�niejsze nieco poparskiwania i odg�osy �ucia �wie�ej wiosennej trawy wyrywanej przez pas�cy si� stado. Gdzie� w oddali pohukiwa�a sowa. Zwyk�y bezsens tej przekl�tej planety. Zwr�ci� sw� uwag� ponownie ku Charowi. Otoczy� �ap� ramiona Chara i poprowadzi� go do punktu, w kt�rym stykaj�ce si� ze sob� koliste kopu�y bazy tworzy�y mroczne zag��bienie. Miejsce by�o bardzo ciemne i ukryte przed niepowo�anymi oczami.
C� to takiego nie zrobi�o z ciebie idioty, przyjacielu Char? - zapyta�. 
Zn�w odezwa�o si� pohukiwanie sowy. 
Terl rozejrza� si� wok�. Nikt nie m�g� ich tutaj zobaczy�. 
Twarz Chara skrzywi�a si� w szyderczym u�miechu. Przybli�y� swoj� mask� tu� do maski Terla i powiedzia�: 
- Dym sp�onki. 
Zatoczy� si�. Terl musia� go podtrzyma�. 
- No i co z tego? - spyta�. 
- A to, �e to nie by� �aden strza� z miotacza w biurze starego Numpha. To by�a zdetonowana sp�onka. S�dzisz, �e
taki stary spec kopalniany jak ja nie potrafi odr�ni� zapachu dymu po strzale od zapachu po detonacji sp�onki? 
Terl wsun�� �ap� pod marynark� i si�gn�� za plecy. Tyle czasu zastanawia� si�, jak sfabrykowa� uzasadnienie dla odpalenia pojutrze bezza�ogowego samolotu z gazem. I oto nagle bez wysi�ku mia� je przed sob�. 
- Mianowa� Kera, t� n�dzn� kreatur�, zaledwie na par� godzin wcze�niej. Ech! - wykrzykn�� Char, nie ukrywaj�c ju� wrogo�ci. - Dla niekt�rych to mo�e i jeste� cwany, ale dla mnie nie. Przejrza�em ci�, Terl, przejrza�em ci�. 
- Co masz na my�li? - zapyta� Terl.
Na my�li! Nic nie musz� mie� na my�li! Ale kiedy b�d� w domu, mog� im tam powiedzie� to i owo. Nie jeste� taki sprytny, jak ci si� zdaje, Terl. My�lisz, �e nie potrafi� odr�ni� jednego zapachu od drugiego? I wszyscy si� ze mn� zgodz�, kiedy wr�c� ju� do domu! 
Terl nie czeka�. Wbi� w serce Chara dziesi�ciocalowy n� z nierdzewnej stali. By� to ten sam n�, kt�ry Jonnie da� Chrissie. 
Z�o�y� s�aniaj�ce si� cia�o na ziemi i nakry� le��cym obok kawa�kiem nieprzemakalnego p��tna. 
Terl zawr�ci� ku klatkom i
Stado bawo��w wci�� w�drowa�o ko�o kostnicy. 
Terl wr�ci� do holu. Mia� jeszcze wiele do zrobienia tej nocy, ale teraz wa�niejsze by�o, aby towarzystwo nie spostrzeg�o jego kr�tkiej nieobecno�ci. Dosiad� si� do �piewaj�cych Psychlos�w. Byli bardzo pijani. 
W dole przy kostnicy ludzie poruszali si� ostro�nie, by nie sp�oszy� bawo��w, kt�re przygnali z r�wniny. Konie po roz�adunku odesz�y. 
Nikt nie by� �wiadkiem morderstwa. 
Ci, kt�rzy kontynuowali prac� w kostnicy, nie mieli poj�cia, �e oto w ich planach pojawi� si� nowy czynnik.
Czynnik, o kt�rym nic nie wiedzieli i kt�rego nie przewidywali. 
Baza nadal hucza�a wrzaw� po�egnalnego przyj�cia, nie�wiadoma, �e gdzie� znikn�� jego honorowy go��. 


2 


Jonnie le�a� w trumnie u wej�cia do kostnicy. Pokrywa by�a lekko uchylona dla zapewnienia mu dop�ywu powietrza. To, co dzia�o si� na zewn�trz, pokazywa�a umieszczona na wieku trumny miniaturowa kamera. Obraz z
niej dociera� do podr�cznego monitora spoczywaj�cego w ciemno�ci u boku Jonnie'ego. Ubrany by� w b��kitny str�j Chinkos�w, ale na nogach mia� mokasyny, poniewa� przynosi�y mu szcz�cie, kt�rego dzi� bardzo potrzebowa�. 
Dzi� bowiem, dok�adnie w ci�gu dw�ch minut, musia� zrealizowa� pewien starannie prze�wiczony plan. Musia� to zrobi� dok�adnie w ustalonym czasie, bo inaczej ca�y plan m�g� run��, a on sam zgin��. Chrissie i Pattie zgin�yby r�wnie�. A z nimi Szkoci i wszyscy ci, kt�rzy jeszcze pozostali na Ziemi. 
Us�ysza� syren� wie�y kontrolnej rejonu transfrachtu ostrzegaj�c� o nadchodz�cej fazie. 
- Wy��czy� silniki! Opr�ni� platform�! 
Rozleg�o si� g�uche dudnienie. Ziemia dr�a�a. Trumna dygota�a. Dudnienie stawa�o si� coraz silniejsze. 
I oto nagle na platformie pojawi�o si� dwustu nowo przyby�ych Psychlos�w z baga�ami. 
Dudnienie usta�o. Pozosta�a ledwie dostrzegalna wibracja. 
- Wsp�rz�dne utrzymywane i po��czone z drugim stopniem. 
Ca�y rejon si� o�ywi�. Do chwili powrotnego odpalenia na Psychlo
pozosta�a godzina i trzyna�cie minut. 
Funkcjonariusze departamentu personalnego odprowadzili nowo przyby�ych na bok i ustawili w szeregu. 
Terl pilnie przygl�da� si� przybyszom. Kiedy ostatnim razem przyby�a dostawa, prze�y� wstrz�s. Teraz wi�c nie chcia� zostawia� sprawy przypadkowi. Istnia�o pi��dziesi�cioprocentowe prawdopodobie�stwo, �e w tej grupie znajduje si� nowy Namiestnik Planety, kt�ry ma zast�pi� Kera. Musia� my�le� i dzia�a� szybko. Przeszed� wzd�u� szeregu, nie interesuj�c si� ani baga�em, ani tym, czy nie zawiera on jakiej� kontrabandy. Patrzy� tylko na twarze widoczne w wizjerach kopulastych he�m�w transportowych i sprawdza� nazwiska. Dwustu. Jeszcze jeden z bzdurnych pomys��w starego Numpha, by �ci�ga�, ilu tylko mo�na, na oszuka�cz� list� p�ac. Terl przeszed� wzd�u� ca�ego szeregu. Odetchn�� z ulg�. Kogo�, kto m�g�by zast�pi� Kera, nie by�o tu. Ot, po prostu zwyk�e rynsztokowe �mieci ze slums�w Psychlo plus ekscentryczny m�ody urz�dnik i paru absolwent�w szko�y g�rniczej. Normalka. Nikogo, kto m�g�by nadawa� si� na Namiestnika Planety. Wszyscy jakby w letargu. I �adnego agenta z I.B.I.!
Terl skin�� �ap� na kadrowc�w, aby podzielili przyby�ych na tych, kt�rzy samolotami transportowymi mieli by� przewiezieni do innych kopalni, i na tych, kt�rzy mieli zosta� na miejscu. Za�adowali ich wraz z baga�ami na ci�ar�wki i odjechali. 
Terl skierowa� si� ku kostnicy. Pas� si� za ni� �w przekl�ty ko� nale��cy do zwierzak�w, kt�ry wci�� kr�ci� si� ko�o bazy. 
- Wyno� si� st�d! - krzykn�� Terl na konia i wykona� �ap� odp�dzaj�cy gest. 
Ale ko� popatrzy� oboj�tnie na Terla i gdy ten poszed� otworzy� drzwi, przybli�y� si� jeszcze bardziej.
Terl odryglowa� drzwi kostnicy i otworzy� je szeroko. 
Dziesi�� trumien le�a�o gotowych do zabrania przez d�wigi. Sprawdzi�, czy na wszystkich pokrywach znajduj� si� ma�e znaki "x". Nigdy za du�o przezorno�ci. 
Pokle...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin