Summer Love
Rozdział 1 : Zbuntowani
Edward
Dzieeeeeeeeeeeeeeeeeń dobry Państwu!!!! Na zegarach dochodzi 08:00, a Ja witam Was, moi drodzy słuchacze z zalanej słońcem Kalifornii .Termometry w tej chwili wskazują 230C, więc trzeba jakość rozpocząć ten upaaaaaaalny dzień. Na dobry początek mam tutaj, najnowszy kawałek grupy Muse „Supermassivi Black Hole”, bardzo energetyczny utwór, który na pewno postawi Was na nogi z samego rana. Zaczynamy więc poranek z Radiem Cafe, mówi dla Was Tommy Magwelli, życzę miłego wstawania i pozostańcie z nami na 92’8 FM.
- Boooooże –westchnąłem otwierając oczy w półśnie – Przysięgam, że jeśli jeszcze raz ten budzik zadzwoni tak wcześnie, po prostu wypieprzę go przez okno!!! Przestane korzystać z jego „usług” koniec i kropka!
EDWARD!!! Usłyszałem z parteru krzyk swojej matki.
- Ale czy ta kobieta nie mogła mówić o pół tonu ciszej?! – Już schodzę MAMO!Już schodzę”?? Taaaa, łatwo powiedzieć… Kiedy próbowałem podnieść głowę, coś niemiłosiernie ciężkiego przygniotło mi czoło i na powrót opadłem na poduszki.-Uuuuuu zabalowałeś Cullen!!! – powiedziałem sobie w duchuPo kilku mozolnych próbach wreszcie udało mi się wstać.- No, jest dobrze – pomyślałem – a teraz kierunek à łazienka, w końcu było trzeba doprowadzić się do stanu używalności, chociaż czułem, że nie przyjdzie mi to dziś łatwo.
Kiedy wszedłem do łazienki na piętrze, oślepiło mnie ostre światło jarzeniówki.
- O Cholera !!! – krzyknąłem – Moja głowa! Poczułem się tak ,jakby w jednej sekundzie wbito mi w czaszkę miliony igieł. Jednym zgrabnym susem dopadłem umywalki i spojrzałem prosto w zawieszone nad nią lustro. Ukazała mi się twarz człowieka styranego życiem.- uuuuuu zabalowałeś Cullen – powtórzyłem sobie po raz setny tego ranka -…i to ostro. Po jakimś czasie udało mi się wreszcie wyjść z łazienki i muszę powiedzieć, że wyglądem przypominałem już nawet człowieka, a nie Zombi, tak jak parę godzin wcześniej.Pospiesznie zabrałem się do zaścielania łóżka (matka mnie zabije, jeśli tego nie zrobię), nie dbając o ład ani skład i wyszedłem z pokoju, zamykając za sobą drzwi. -Nigdy więcej się tak nie upiję… przysięgam – rzuciłem jeszcze w przestrzeń za sobą i powłócząc nogami zszedłem na dół, prosto w paszczę lwa.
Zastałem matkę w kuchni odwróconą tyłem do wejścia, jej mina nie wróżyła niczego dobrego, przynajmniej nie dla mnie.
- Cześć Esme – rzuciłem niedbale na powitanie, i ruszyłem w kierunku salonu z paczką chipsów z dłoni.
- Tyle razy mówiłam Ci, żebyś nie nazywał mnie Esme! Jeśli jeszcze tego nie zauważyłeś od 17 lat jestem… TWOJĄ MATKĄ! – zagrzmiała w odpowiedzi, z miną zbolałej męczennicy.
Nie zareagowałem, zatkało mnie, jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Już miałem zacząć na powrót kierować się do salonu, kiedy jej głos zatrzymał mnie wpół drogi.
- Czy mógłbyś zostać tu przez chwile? – zapytała nieco spokojniejszym tonem – chciałabym z Tobą porozmawiać.
- O co chodzi?! – westchnąłem poirytowany. Nie rozumiałem jej, ok, opierdoliła mnie za „Esme”, dobra przyjąłem, ale o co do cholery mogło chodzić teraz? W myślach zaczynałem układać sobie już mowę przepraszającą za wszystkie grzechy świata… ale jak mogłem, kurwa mać przepraszać, skoro nawet nie wiedziałem za co?Ech… ta kobieta (moja matka, jakby nie było) zaczynała mi już działać na nerwy, ale co tam wytrzymam, jestem twardy.
Usadowiłem się przy kuchennym stole i czekałem na początek przesłuchania. Czułem się jak szczeniak, który ukradł cukierki ze sklepu za rogiem i teraz czeka na łagodny wymiar kary.
Co ja pierdole, jakiej kary? Przecież nic nie zrobiłem…Chyba…
- Gdzie byłeś wczoraj w nocy? - zapytała Esme, ale nie było to pytanie ani nachalne, ani władcze. Zapytała po prostu jak dobra znajoma, która chciała wiedzieć, co się ze mną działo przez kilkanaście poprzednich godzin.- To tu, to tam – odpowiedziałem wymijająco. Nawet gdybym chciał, nie potrafiłbym udzielić bardziej wyczerpującej odpowiedzi na to pytanie , bo po prostu ni w ząb nie pamiętałem gdzie byłem i co robiłem. Wczorajsza noc odbijała się w moim umyśle jedynie echem głośnej (bardzo głośniej) muzyki i chichotu napalonych lasek.
- Synku, czy ty naprawdę musisz włóczyć się po nocach z tymi kryminalistami?
Oho zaczęło się
- Es... – zacząłem, ale zaraz tego pożałowałem, bo spiorunowała mnie wzrokiem – …znaczy mamo, Paul, Jared i Sam wcale nie są tacy źli. Mogłabyś się o tym sama przekonać, gdybyś tylko nie słuchała tego, co ludzie gadają.
Kogo ja chciałem oszukać, ta „święta” trójca miała na swoim koncie 3 wyroki za kradzież z włamaniem i 1 za pobicie, więc z całą pewnością można ich było, zaliczyć do grona „ kryminalistów”. Co nie zmieniało jednak faktu, że zajebiście się z nimi bawiłem i chciałem, żeby tak zostało.Po minie mojej matki widziałem, że nie ma ochoty, dalej drążyć tego czy moi przyjaciele są kryminalistami, czy nimi nie są, więc uznałem rozmowę za zakończoną. Już miałem wstać, kiedy tej, zachciało się ponownie odezwać…
- Edwardzie zaczekaj, jeszcze jedno.
Jezusie, jak ja nie znosiłem, kiedy matka mówiła do mnie per Edwardzie!!!- Tak słucham! – syknąłem przez zaciśnięte zęby.
- Wczoraj dzwonił do mnie Pan Weber, z pretensjami.
A Ten tu czego??!
- Mówił, że w tym roku prawie w ogóle nie było Cię w szkole i do tego strasznie opuściłeś się w nauce…
- Prawie robi wielką różnicę, mamo – przerwałem jej – „prawie w ogóle” to nie to samo co „w ogóle”, prawda??
Udawałem idiotę, zawsze przychodziło mi to z łatwością i muszę przyznać, że byłem w tym mistrzem.- …Poinformował mnie też, że jesteś opryskliwy względem nauczycieli i nietaktowny w stosunku do koleżanek z klasy – zakończyła Esme, zupełnie ignorując moje wystąpienie.
Że co…? „Nietaktowny w stosunku do koleżanek”?? Ja tylko, zapytałem tą małą z pierwszej ławki czy nie miałaby ochoty zwiedzić mojej sypialni, któregoś pięknego wieczoru? Odpowiedziała „nie”, i ok. O co tyle krzyku??
- Ale, mamo…. – zacząłem wysuwać argumenty na swoją obronę, ale nie pozwoliła mi dojść do słowa. Po prostu uciszyła mnie gestem dłoni.- Miałam tego nie robić, uważałam, że to dla Ciebie zbyt duża zmiana – powiedziała tajemniczo – ale w związku z tym, czego dowiedziałam się od Twojego dyrektora, nie mam wyboru.
- O co ci znowu chodzi?! - irytacja walczyła we mnie z ciekawością.- Podjęłam decyzję, że najbliższe dwa miesiące wakacji, spędzisz u ojca w Forks, może on będzie w stanie przemówić Ci do rozumu?
Co??????!!!!!!
Poczułem, że tracę grunt pod nogami - Jak to, u ojca??!!! – wydarłem się.- Normalnie. Już do niego dzwoniłam, wylatujesz w sobotę.
W sobotę?????!!! Już w sobotę?????!!!!
- Do jasnej cholery ESME, przecież ja go w ogóle NIE ZNAM!!!! – powoli zaczynałem tracić nad sobą panowanie. – Jak mogę spędzić z ojcem CAŁE WAKACJĘ???!!!! Ostatni raz widziałem go, kiedy MIAŁEM 5 LAT!!!! To jest, przecież jakiś PORONIONY POMYSŁ!!! NIGDZIE NIE JADĘ, ROZUMIESZ!!!!!!
- Ależ jedziesz, synku, a dokładniej lecisz, w sobotę o 09:30.- NIENAWIDZĘ CIĘ!!!! – wypaliłem jej prosto w twarz.
- A ja Cię kocham i robię to dla Twojego dobra.
Boże, jeśli ta kobieta, przedstawi mi jeszcze dzisiaj, jakąś rewelację tego typu, przysięgam, że ją zabiję.
Nie zwracając już uwagi na matkę ani na nic innego, wybiegłem z kuchni, trzaskając drzwiami. Po kilku niemiłosiernie długich sekundach znalazłem się, na zalanym słońcem trawniku.
Kurwa jego mać!!!!
Dlaczego ona mi to robi???!!! Przecież nie zrobiłem nic złego (a przynajmniej nie przez ostatnie trzy miesiące). Nie mogłem, przecież spędzić całych wakacji z zupełnie nieznanym mi facetem i jego rodziną, w jakim pieprzonym, zabitym dechami Forks, gdzie diabeł nawet dobranoc nie mówi!!! Nie mogłem być z dala od moich kumpli i od Kalifornii, od świata, w którym żyłem i królowałem…
Bella
- Jak możesz mi to robić mamo?! – wykrzyknęłam, wbiegając po schodach do swojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się na łóżko szlochając. Po kilku minutach ponownie usłyszałam głos mamy.- Bello, dlaczego płaczesz, przecież zawsze uwielbiałaś jeździć do dziadków. Uważałaś, Forks za urocze miasto, zaprzyjaźniłaś się nawet z tamtejszymi dzieciakami. Dzwoniłam już do Państwa Cullenów, przyjadą z Alice w piątek, a Ty oznajmiasz mi teraz, że nigdzie nie jedziesz. Co się z Tobą dzieję?? Przecież wiesz, jak bardzo dziadkowie chcą Cię zobaczyć i jak bardzo tęsknią.
- Tak, wiem mamo, ale zrozum, nie mogę opuścić Jacob na całe dwa miesiące. On jest dla mnie wszystkim, moim centrum wszechświata. Mogę Cię zapewnić na 100%, że bez niego umrę.
- Ależ kochanie – zaśmiała się mama – rozumiem, że Jake jest twoim chłopcem i boisz się rozstania z nim, ale przecież macie telefony i Internet , a jeśli on tylko będzie chciał, może po prostu wpaść do nas na kilka dni. Naprawdę nie będzie tak źle, sama zobaczysz.- Ech…mamuś, jak Ty nic nie rozumiesz. Ja nie mogę rozstać się z Jakiem. Jest to fizycznie niemożliwe, więc w tym roku nie pojadę do Forks – powiedziałam stanowczo. - A, ja Ci radzę córeczko, żebyś powoli zaczęła przyzwyczajać się do tej myśli, bo zdania nie zmienię. Jedziemy na wakacje do dziadków, koniec i kropka – zakończyła mama tonem nie znoszącym sprzeciwu, tym samym, którego tak bardzo u niej nienawidziłam.
Na powrót zostałam w pokoju sama, tylko ja i moje myśli. Kiedy byłam pewna, że nic gorszego już się dzisiaj wydarzy, nagle zadzwonił telefon. To był Jake.
- Hey Jake – odebrałam- Witaj skarbie, wszystko ok.??
- Nie do końca… muszę Ci coś powiedzieć - wychrypiałam czując, że za raz wybuchnę niepohamowanym płaczem.- Ciiiii, spokojnie kochanie… Tak właściwie to ja też chciałbym z Tobą porozmawiać. Zaraz u Ciebie będę Bells, tylko proszę, nie płacz.
- ehm… postaram się – tylko na tyle było mnie stać na zakończenie naszej rozmowy, po czym posłałam mu wirtualnego buziaka i nacisnęłam klawisz przerywający połączenie.
Jacob zjawił się pół godziny później, dostał się do pokoju przez otwarte okno, (Co było nie lada wyczynem, biorąc pod uwagę fakt, że mieszkałam na poddaszu naszego dwupiętrowego domu) ponieważ moi rodzice byli zdania, że chłopak powinien przebywać u szanującej się dziewczyny, nie dłużej niż do godziny 21:00. Budzik na szafce przy łóżku wskazywał już 23:30, wiec czas ich tolerancji dla Jake’a dawno minął.
Gdy tylko pojawił się w zasięgu mojego wzroku, przytuliłam się do niego, z taką mocą, że na moment stracił równowagę.- Kocham Cię Jacob – rzekłam na powitanie - Hey Malutka, ja też Cię kocham, nawet nie wiesz jak bardzo. Ale musiało stać się coś poważnego, skoro tak mnie witasz…
Złapał mnie pod brodę, chcąc zajrzeć w moje oczy. Jego własne przypominały barwą gwieździste niebo za oknem, były ciemne i błyszczące. Kiedy nasze spojrzenia wreszcie się spotkały (co trwało dość długo, ponieważ Jake jest ode mnie sporo wyższy), Jacob uśmiechając się promiennie, wbił wargi w moje rozedrgane usta. Jego pocałunki były delikatne acz sugestywne, nie wiedziałam jak na to wszystko zareagować. Po pewnym czasie usłyszałam za uchem podniecony głos mojego chłopaka.- Hmm… nie martw się skarbie, wszystko będzie dobrze, panuję nad sytuacją – mruknął, po czym jego dłonie zaczęły błądzić wzdłuż moich ramion i kręgosłupa, schodząc coraz niżej i niżej… (BARDZO nisko!!). Teraz również ja raczyłam go namiętnymi pocałunkami (całowaliśmy się już z milion razy, ale nigdy nie w taki sposób… Miałam też dziwne wrażenie, że Jake chce czegoś więcej).Nagle obrócił się w stronę łóżka i wziąwszy mnie na ręce zrobił kilka kroków do przodu… poczułam jak opadam na miękką, satynową pościel. Jacob wbił we mnie wzrok i wsuną ręce pod T Shift, chcąc najwyraźniej zdjąć go ze mnie samą siłą woli (nie żebym jakoś specjalnie protestowała, oooo co to, to nie… potrzebowałam go dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, musiałam odreagować wszystko to, co się dziś wydarzyło). Kiedy już uporał się z moją żółtą bluzeczką Versace (niech nikt nie waży się określać tego koloru jako kanarkowy!!!), jego uwagę przykuły srebrne guziczki Jeansów. Nadal nie spuszczając ze mnie wzroku, Jake (z miną czterolatka, który właśnie dostał wielkiego lizaka) zabrał się za ich rozpinanie.
W tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi.- To mama! – pisnęłam, a on znieruchomiał- Bello, jesteś tam??- Tak mamo- Nic Ci nie jest?
Odpowiedzi na to pytanie nie byłam tak do końca pewna. - Nie mamo, a czemu pytasz??- Usłyszałam jakieś hałasy i przyszłam sprawdzić czy wszystko w porządku- Tak, najzupełniej – uśmiechnęłam się znacząco do Jake’a – To pewnie Nico znów rzuca się na ogrodzenie.- Ojciec będzie musiał wreszcie coś zrobić z tym psem, bo całe ogrodzenie zniszczy. Dobranoc córeczko. - Dobranoc mamo- Nie zapomnij, że jutro mamy ciężki dzień, musimy się spakować.
Tym ostatnim zdaniem przypomniała mi o czymś bardzo ważnym.- Kochanie, muszę z Tobą porozmawiać – zwróciłam się do Jake’a- Czy to koniecznie musi być teraz?? – mruknął i znów schował twarz w moich włosach.- Tak, to nie może czekać – delikatnie go od siebie odsunęłam, ale tak, żeby nie poczuł się urażony.- Słucham skarbie, co chcesz mi powiedzieć??
- Mama wymyśliła sobie, że całe wakacje spędzimy u dziadków, w Forks – wydyszałam jednym tchem, czując, że rozpadam się na kawałki. - Ona w ogóle nie chce mnie słuchać, a przecież ja… ja nie mogę zostawić Cię samego – rozryczałam się jak małe dziecko.
Widząc to Jake mocno mnie przytulił.
- Nie martw się malutka, wszystko będzie dobrze. Ja właściwie też muszę wyjechać, wiec nie będę tutaj sam – rzekł- Jak to musisz wyjechać ? Gdzie ?- Państwo Clearwaterowie zaprosili nas do swojego domku na Florydzie, wiec…- Clearwaterowie, rodzice Lei?! – przerwałam mu bezceremonialnie.- Tak ci sami, wiec… Leah Clearwater -, czytaj, największa puszczalska w naszym liceum. - Nigdzie nie pojedziesz, nie pozwalam Ci !!!! – wydarłam się, czując jak ogarnia mnie fala gniewu.- Ależ Bells, rodzice przyjęli już zaproszenie, więc nie mam wyboru. Nie rozumiem o co robisz tyle szumu, przecież to tylko dwa miesiące.
- No jasne, nie wiesz o co robie tyle szumu… bo przecież to że, mój chłopak spędzi całe wakacje z największą dziwką jaką znam ,to nic takiego, prawda???!!! – wkurzył mnie maksymalnie, tym swoim spokojny wyrazem twarzy. Nie mogłam już dłużej na niego patrzeć.
- Bello, kochanie uspokój się i nie wierz we wszystko co mówią ludzie. Leah wcale nie jest dziwką, to porządna dziewczyna.
- Tak ???!!! Jacob, ona spala z połową naszej szkoły, (bo druga połowa to dziewczyny) a ty mówisz, że „to porządna dziewczyna”??!!! – Idź stąd, jedź sobie na Florydę z tą swoją ” panią porządną” i rób co chcesz!!!! – spojrzałam mu w oczy ze wstrętem. - Bello… - Wynoś się!!!! Nie chce Cię więcej widzieć!!!Popatrzył na mnie jeszcze przez chwilę (z miną zdezorientowanego szczeniaczka, który nie wie, za co dostał karę) po czym wyskoczył przez okno. Słyszałam odgłos jego kroków na zroszonej trawie.
Byłam więcej niż pewna, że swoją kłótnią obudziliśmy cały dom, ale szczerze powiedziawszy nie za bardzo mnie to obchodziło. Teraz jeszcze bardziej niż kiedykolwiek, nie miałam ochoty jechać na wakacje do dziadków. Małe, duszne Forka, pełne rozchichotanej bogatej dzieciarni, chwalącej się nowymi samochodami swoich rodziców, było ostatnim miejscem, gdzie chciałam spędzić najbliższe dwa miesiące. Mimo, że sama od najmłodszych lat należałam do tego świata i byłam nim wręcz przesiąknięta, w tej chwili wszystko to stało jakby poza mną. Potrzebowałam oddechu, żeby poukładać sobie w głowie to wszystko, co się dziś wydarzyło. Byłam z Jacobem ponad rok, on stał się cząstką mnie samej, która właśnie (tak czułam) bezpowrotnie utraciłam…Czy to już koniec, a może dopiero początek??? Może wszystko jeszcze się ułoży?? Może będzie dobrze???? Może…
11
BellC