Eckhart - POUCZENIA DUCHOWE.doc

(260 KB) Pobierz
POUCZENIA DUCHOWE

POUCZENIA DUCHOWE

Wstęp

Jeśli nie brać pod uwagę zaginionego Komentarza do Sentencji Piotra Lombarda, jest to pierwsze większych rozmiarów dziełko Eckharta - w każdym razie pierwsze zredagowane w języku niemieckim. Napisał je, gdy był przeorem swego macierzystego konwentu, Erfurtu, a równocześnie wikariuszem klasztorów Turyngii. Jednoznacznie wskazuje na to rozbudowany nagłówek, w którym oprócz imienia Mistrza z Hochheim wzmiankowane są obie pełnione przez niego wtedy funkcje. Łączenia tych dwóch urzędów w jednej osobie zakazała Kapituła Generalna w 1298 roku, Pouczenia musiały zatem powstać przed tą datą. Co do ich autentyczności historycy mają obecnie zupełną pewność. Dzięki odnalezionym 44 rękopisom, została ona lepiej potwierdzona niż któregokolwiek innego dzieła Eckharta

Tytuł Die Reden der Unterweisung, poświadczony nielicznymi tylko, późniejszej daty rękopisami, z pewnością nie pochodzi od samego autora. Pierwotnie brzmiał prawdopodobnie Reden - określenie, które może znaczyć: mowy, przemówienia, ale również - jako odpowiednik łacińskich sermones - kazania lub konferencje. Na genezę i pierwotną formę Pouczeń naprowadza ich Sitz im Leben. Wspomniany nagłówek mówi mianowicie, że Eckhart głosił je swoim "dzieciom" gromadzącym się na kolację. Zarówno wygłaszana wtedy, przerywana może pytaniami, konferencja, jak i wywiązująca się po nich swobodna dyskusja miały cel dydaktyczno-wychowawczy - omówienie jakiegoś zagadnienia dotyczącego życia wewnętrznego. Niemieckie Lehrgespräch jest u prawdopodobnie odpowiednikiem łacińskiego collatio .

"Dzieci", to oczywiście duchowi synowie Eckharta, może w większości młodsi, a więc nowicjusze i bracia studenci. Nie znaczy te jednak, że tematyka tych wieczorów dyskusyjnych ograniczała się do spraw klasztornych.

W redakcji pisemnej Pouczeń nieliczne tylko, pozostałe zwroty przypominają pierwotną formę rozmowy .

Redakcja ta była z pewnością dziełem samego Eckharta, a jej celem udostępnienie wygłoszonych w klasztorze konferencji szerszym kręgom czytelników. Poświadczają to bardzo liczne rękopisy, które w przeciwieństwie na przykład do traktatu O odosobnieniu, nie przechowały się razem z tekstami literatury mistycznej, lecz w zupełnie innych zbiorach, a mianowicie wśród dzieł przeznaczonych dla wszystkich dążących do pogłębienia swego życia religijnego.

Zatem Pouczenia nie są duchowym przewodnikiem dla nowicjuszy i kleryków zakonnych, choć dla nich były najpierw przeznaczone. Podobnie zresztą jak inne dzieła Eckharta, Kazania zwłaszcza, niezależnie od tego jakiej grupie społecznej były głoszone, skierowane są do wszystkich i zawierają ogólną chrześcijańską doktrynę, w swej tematyce i wysuwanych postulatach aktualną także dla człowieka XX wieku.

Mimo że Eckhart był już człowiekiem intelektualnie w pełni dojrzałym (miał około 35 lat), w odróżnieniu od pozostałych jego dzieł niemieckich, Pouczenia nie zawierają niemal zupełnie tak dla niego charakterystycznego pierwiastka metafizycznego. Pojawi się on dopiero u Eckharta-Mistrza Świętej Teologii, a więc po 1303 roku. Ta różnica tak rzuca się w oczy, że była nawet wysuwana w zakończonych już obecnie dyskusjach nad autentycznością tego dzieła. Poruszane są tu natomiast liczne zagadnienia dotyczące życia wewnętrznego, które niemal zupełnie znikły w późniejszych dziełach tego autora. Przemawia on tutaj i do zakonników, i do świeckich, wszystkim wskazuje drogę prowadzącą nie tyle do mistycznej kontemplacji, co do chrześcijańskiej doskonałości. Stawia go to w rzędzie takich wielkich duszpasterzy i wychowawców chrześcijaństwa, jak Augustyn, Bernard z Clairvaux, Ryszard ze św. Wiktora, Jan Gerson i Tomasz a Kempis. Wymagania, jakie stawia swoim dzieciom dążącym do dobrego życia, są bardzo wysokie, nie ma w nich jednak ascetycznej surowości. Zło, szatan, piekło nie wysuwają się na pierwszy plan, cierpienia pomaga nam znosić Bóg, grzech nie niszczy człowieka, dobro ma moc równą złu. Bóg jest zawsze blisko. W innym tonie była utrzymana przeciętna literatura religijna tamtych czasów.

Od wymienionych wyżej przykładowo autorów różni Eckharta język. Tamci pisali po łacinie, on w języku ojczystym. Eckhart nie był na tym polu pionierem, miał poprzedników, którzy pisali po niemiecku dzieła z zakresu życia duchowego. Dlaczego nie napisał (a najprawdopodobniej i nie wygłosił) Pouczeń po łacinie, mimo że skierowane były przede wszystkim do słuchaczy znających ten język? K. Ruh twierdzi, że wybór języka podyktowany był w tym wypadku nie rodzajem słuchaczy lub czytelników, lecz naturą omawianych zagadnień. U schyłku XIII wieku łacina była już językiem martwym, nie miała charakteru twórczego i choć mogła ciągle stanowić wypróbowane narzędzie literatury fachowej, mniej nadawała się do wyrażania mowy serca, przeżyć osobistych i pobożności charyzmatycznej. Podobnie więc jak w poezji, również w tej dziedzinie coraz częściej sięgano do języka ojczystego.

W 23 rozdziałach Pouczeń można dość łatwo wyodrębnić trzy kolejne grupy tematyczne, różniące się od siebie również strukturą. Najbardziej zwarty, jednolity charakter ma pierwsza (rozdziały 1-8). - Wyraźnie w niej widać, że Eckhart ściśle się trzyma nakreślonego uprzednio planu swoich pogadanek. Pod koniec każdego rozdziału znajdujemy zapowiedź następnego tematu. Zaczyna od omówienia ślubu posłuszeństwa, co jeśli weźmiemy pod uwagę pierwszych adresatów, wydaje się zupełnie normalne. Już tutaj pojawia się motyw, który jak się okaże, stanowi przewodnią ideę całej tej pierwszej części. Jest to "wyjście z siebie". Wprawdzie techniczne określenia tego postulatu, słowa "wyrzeczenie" i "odosobnienie", pojawiają się dopiero w trzech dalszych rozdziałach, ale jest to iakby wspólny mianownik, do którego sprowadzane są wszystkie poruszane w tej grupie tematy, nie wyłączając samego posłuszeństwa. Wychodzenie z siebie, stanowiące przeciwieństwo własnej egoistycznej woli, prowadzi człowieka do osiągnięcia wolności serca albo jak najczęściej czytamy w Kazaniach "wolności głębi.

Kto pragnie osiągnąć tę wolność, a zarazem towarzyszący jej wewnętrzny pokój, ten musi się najpierw wyrzec siebie samego. Jeśli się wyrzeknie swojej własnej woli, tym samym porzuci wszystko inne.

To opuszczenie wszystkiego (Lassen) nie oznacza, jak Eckhart niejednokrotnie się zastrzega, wyzbycia się wszystkich rzeczy w sensie zewnętrznym. Nie głosi on programu totalnej abnegacji, nie mówi też ciągle o zwalczaniu złej zmysłowej natury - temat tak częsty w literaturze tamtych czasów. Eckhartowi chodzi o pokonanie własnego "ja". Żeby to osiągnąć, człowiek musi dobrze poznać siebie - stąd powtarzający się, kategoryczny postulat: poznaj siebie samego! "Skieruj wzrok na siebie samego!"

To wyrzeczenie się siebie samego, stanowiące warunek wyrzeczenia się wszystkiego innego, nie stanowi celu samo w sobie. Etyczny program Eckharta jest na wskroś pozytywny. Tak samo jak w niemieckich Kazaniach i tutaj uczy on, że celem "wychodzenia z siebie " jest pozostawienie wolnego miejsca Bogu. Gdziekolwiek bowiem człowiek wyrzeknie się swego, tam wchodzi Bóg ze swoim, a w następstwie tego człowiek staje się "Boski".

Postulowana w życiu wewnętrznym wymiana ludzkiego na Boskie stanowi dla Eckharta podstawę jego etyki ontycznej (Seinsethik) przeciwstawianej etyce powinności (Sollen-sethik). "Nie próbujmy opierać świętości na działaniu, budujmy ją raczej na bytowaniu, bo nie uczynki nas uświęcają, lecz my mamy je uświęcać" - oto jej zasada.

Charakterystyczną cechą tego nowego, Boskiego człowieka Jest udział w Bogu, posiadanie Go niezależnie od warunków, w jakich żyje, jak też od obranego rodzaju życia. Kto Boga znajduje w kościele i na modlitwie, a nie znajduje w ulicznym gwarze, ten daje dowód swej niedoskonałości. Niewiele też pomoże uciekanie do pustelni, jeśli się człowiek nie nauczy znajdywać jej w sobie samym. Odosobnienie (Abge-schiedenheit) ma dla Eckharta decydujące znaczenie, ale rozumiane nie jako zewnętrzne oddalenie się od ludzi, lecz jako oderwanie się od wszystkich stworzeń. Zatem można pozostać w świecie, ale należy wyrobić w sobie nowy do niego stosunek, polegający na dostrzeganiu we wszystkich rzeczach nie siebie samego, lecz Boga. Jest to droga trudna i długa, w rozdziale 6 Eckhart porównuje ją do nauki rzadkiej w średniowieczu sztuki pisania.

Również w następnych siedmiu rozdziałach można się dopatrzyć pewnej jedności tematycznej, ale nie jest już ona tak wyraźna jak w pierwszej grupie. Przedmiot rozważań stanowi tutaj grzech i jego przeciwieństwo - miłość. Podobnie jak w pierwszej części, i tutaj przy końcu każdego rozdziału pojawia się słowo-hasło, zapowiadające szczegółowy temat następnego.

Problematyka grzechu była w czasach Eckharta niezwykle aktualna. Podejmowali ją przedstawiciele różnych ruchów heretyckich lub znajdujących się na pograniczu herezji, jak na przykład begardzi (męski odpowiednik beginek) i Bracia wolnego ducha. Były to ugrupowania, które wyrastały z odrodzonych jeszcze w końcu XII wieku tendencji manichejskich, dla których zwalczania powołał swych synów św. Dominik. Do stałego niemal programu doktrynalnego sekciarzy należało podważanie wartości dobrych uczynków i pomniejszanie szkodliwości grzechu w procesie duchowego rozwoju człowieka. Pojawiały się wręcz twierdzenia, że na pewnym stopniu doskonałości nie obowiązuje zachowywanie przykazań, zwłaszcza kościelnych, a cokolwiek by człowiek uczynił, nie będzie mu to poczytane za grzech. Na terenie, gdzie działał Eckhart, głównym przeciwnikiem tych ruchów był arcybiskup Kolonu, Henryk z Wirneburga, który z niezwykłą energią tropił i zwalczał podejrzanych o tego rodzaju tendencje. Eckhart, który właśnie wrócił z Paryża, gdzie miał zlecone wykłady z Sentencji Piotra Lombarda i napisał do nich Komentarz, był już wytrawnym teologiem i z całą pewnością dobrze się orientował w aktualnych problemach związanych z teologią grzechu oraz rozumiał potrzebę ostrożności w wypowiedziach na ten temat. Niemniej wśród potępionych przez bullę Jana XXII zdań znalazły się również dwa dotyczące grzechu, a jedno z nich (art. 15) wyjęte zostało właśnie z 12 rozdziału Pouczeń. Brzmi ono: "Tak, kto by całkowicie był zanurzony w woli Bożej, ten nie powinien chcieć, żeby grzech, którego się dopuścił nie został popełniony". Najbliższy treścią temu zdaniu artykuł bulli jest nieco inaczej sformułowany i nie można mieć pewności, czy Eckhart jest rzeczywiście jego autorem.

Jako doświadczony duszpasterz Eckhart zdawał sobie dobrze sprawę ze szkodliwości grzechu i był jak najdalej od jego lekceważenia. I tutaj jednak przeważa w jego wypowiedziach pozytywne nastawienie. Mistrz nie wdaje się w pesymistyczne rozważania nad ułomnością i grzesznością człowieka ani w kazuistyczne rozróżnianie rodzaju grzechów, lecz przemawiając jako ojciec i wychowawca, stara się dodać otuchy swoim duchowym dzieciom. Grzech jest w człowieku wprawdzie rzeczywistością smutną, we wszystkich kierunkach wyciągającą swoje niszczące macki, ale Eckhart dostrzega i wskazuje również dobre strony tej sytuacji, wynikłej z upadku pierwszych rodziców, a mianowicie potrzebę walki, która umacnia wolę i warunkuje doskonałość cnót. Sprawiedliwy nigdy nie powinien prosić Boga o usunięcie skłonności do grzechu, gdyż ona właśnie pobudza go nieustannie do czujności i ćwiczenia się w cnocie. Ten optymizm Eckharta dochodzi do głosu w takich na przykład wypowiedziach: "Dobro ma równie wielką moc czynienia dobra jak zło czynienia zła albo: "Musisz też wiedzieć, że dobra wola nigdy nie może utracić Boga".

Zatem nie dopiero kilkanaście lat później napisana książka nosząca odpowiadający podobnemu celowi tytuł, ale już Pouczenia są Księgą Boskich pocieszeń - tą ze wszech miar słuszną uwagą podsumowuje K. Ruh swoją ocenę rozdziałów poświęconych problemowi grzechu.

Gdzie występuje dobra wola, tam pojawia się też miłość - przeciwieństwo grzechu. Jej omówieniu zarezerwowane są ostatnie rozdziały drugiej części Pouczeń. Krytycznej ocenie poddaje tu Eckhart pewne zauważone przez siebie zjawiska, występujące wtedy zwłaszcza w klasztorach sióstr.Chodzi mianowicie o niektóre, niezwykłe, zewnętrzne przejawy miłości, na przykład ekstaza czy dar łez, którym siostry przypisywały nadmierne znaczenie oraz świadomie dążyły do ich wywołania przez odpowiednie ćwiczenia i modlitwę. Eckhart nie odmawia im wszystkim autentyczności, ale relatywizuje ich znaczenie. Twierdzi mianowicie, że wiele z tych przejawów może mieć źródło w samej naturze człowieka, a poza tym ponad takie nadzwyczajne łaski stawia najdrobniejszy nawet uczynek miłości bliźniego i w tym zgodny jest ze stałą tradycją chrześcijańską, a ostatecznie - z Ewangelią.

Trzecia, najdłuższa część Pouczeń (rozdziały 17-23) wykazuje najmniej jednolitości od strony tematycznej. K. Ruh wysuwa w związku z tym przypuszczenie, że Eckhart przede wszystkim zgromadził tu tematy poruszone w dyskusjach ze słuchaczami, mniej się przy tym troszcząc o ich systematyczne uporządkowanie. Zresztą, biorąc pod uwagę różnorodność poruszanych zagadnień, nie było ono chyba nawet możliwe.

Nasuwają się dwie zasadnicze uwagi, charakteryzujące całą tę grupę rozdziałów: Przez wszystkie przewija się obecny od początku tego dzieła główny motyw, a mianowicie postulat całkowitego wyrzeczenia się własnego "ja". Poza tym zdziwienie może budzić fakt, że autor nigdzie nie porusza sprawy specyficznego charakteru i zadań własnego zakonu. Potwierdza to wrażenie, że Pouczenia, choć zrodziły się z klasztornych collationes, przeznaczone były, przynajmniej w ostatecznej redakcji, dla ogółu chrześcijan. Dlatego kładzie on akcent na naśladowaniu Chrystusa, stale też powtarza, że Bóg nie związał uświęcenia i zbawienia człowieka z jednym tylko stanem czy rodzajem życia ("sposobem"), a jeśli powołał kogoś na jakąś określoną drogę, zapewnia mu też nadprzyrodzone pomoce niezbędne do osiągnięcia celu.

Na specjalną uwagę zasługuje stanowiące zamkniętą całość, dosyć długie rozważanie o Najświętszym Sakramencie (rozdz. 20). Nie należy wykluczać możliwości, że jest to później dopiero włączone do Pouczeń kazanie. Jeśli pamiętamy o kontekście historycznym, a zwłaszcza o częstych wówczas, kazuistycznych dyskusjach na temat "godnego" przyjmowania Komunii świętej, uderza nas duża swoboda Eckharta w podejściu do tego tematu. Między innymi podkreśla on znaczenie nie tyle zewnętrznej dyspozycji człowieka, co obiektywnej, uzdrawiającej i uświęcającej mocy Sakramentu. Jego zaś pogląd na częstotliwość przystępowania do Stołu Pańskiego streszcza lapidarne zdanie: "Im częściej będziesz przyjmował Najświętszy Sakrament, tym lepsza i pożyteczniejsza będzie ta praktyka"

Z innych omawianych w Pouczeniach ogólnochrześcijańskich tematów na pierwszy plan wysuwają się: potrzeba nieustającej gorliwości i trwania w obecności Bożej, współpraca z łaską, ubóstwo w duchu, stosunek łaski do natury. W związku z niezwykle ważnym w głoszonej przez siebie etyce zagadnieniem wartości uczynków, Eckhart podkreśla, że jeden przynajmniej jest zawsze konieczny i nigdy, na żadnym etapie życia wewnętrznego człowiek nie może go zaniechać, a mianowicie uniżanie samego siebie. Jest ono tak bardzo ważne, dlatego że stanowi miarę wywyższenia człowieka.

Kończą się Pouczenia uwagami na temat wewnętrznego pokoju i radości; są one udziałem tych tylko, którzy swą wolę całkowicie złączyli z wolą Bożą.

POUCZENIA DUCHOWE

Oto mowy brata Eckharta z Zakonu Kaznodziejskiego, wikariusza Turyngii, przeora erfurckiego, które swoim dzieciom zgromadzonym na wieczornych zebraniach klasztornych wygłaszał dla ich pouczenia, odpowiadając przy tym na liczne pytania.

1. Prawdziwe posłuszeństwo

Prawdziwe i doskonałe posłuszeństwo to cnota przewyższająca wszystkie inne. Bez niej nie mogą się obejść największe nawet dzieła, z drugiej zaś strony, posłuszeństwo przydaje wartości najmniejszym, jak na przykład odprawianie lub słuchanie mszy, modlitwa, kontemplacja itp. Najpospolitsze nawet czynności, jakie ci mogą przyjść na myśl, prawdziwe posłuszeństwo czyni lepszymi i szlachetniejszymi. We wszystkim dokonuje ono tego, co najlepsze, nie zakłóca żadnej czynności, niczemu nie szkodzi - pod warunkiem że jest prawdziwe. Przez posłuszeństwo bowiem nie tracimy żadnego dobra, jemu samemu żadnego nie brak, o nic też nie musi się martwić.

Wszędzie, gdzie człowiek przez posłuszeństwo wychodzi z własnego "ja" i wyrzeka się swego, tam musi wejść Bóg, Gdy bowiem ktoś nie chce niczego dla siebie samego, Bóg musi dla niego pragnąć dokładnie tego, czego chce dla siebie. Jeśli wyrzekłem się swojej woli przez to, że złożyłem ją w ręce przełożonego i niczego już nie chcę dla siebie, to wówczas Bóg musi chcieć dla mnie, a jeśli straci coś dla mnie, straci również dla siebie. Tak jest we wszystkim: gdy niczego nie chcą dla siebie, wtedy On chce dla mnie. Ale słuchajcie no! Czegóż to On chce dla mnie, wtedy gdy ja niczego nie chcę dla siebie? Otóż w tym, w czym ja się wyrzekam własnego "ja", On musi chcieć dla mnie tego wszystkiego, czego chce dla siebie - ani mniej, ani więcej i w ten sam sposób co dla siebie samego. A gdyby tak nie postępował - na Prawdę, która jest Bogiem! nie byłby wtedy sprawiedliwy, nie byłby Bogiem - a przecież to należy do samej Jego natury.

W prawdziwym posłuszeństwie nie ma miejsca na żadne "chcę tak lub inaczej" ani "chcę tego czy tamtego"; wymaga ono pełnej rezygnacji ze swego. Dlatego w najlepszej modlitwie, do jakiej tylko jest zdolny człowiek, niech nie prosi: "Daj mi tę cnotę lub ten sposób" , ani: "Panie, daj mi siebie samego albo życie wieczne", lecz jedynie: "Panie, daj mi to tylko, czego Ty chcesz, a w każdym sposobie czyń tylko to, co chcesz i jak chcesz!" Ta druga modlitwa wznosi się nad pierwszą tak samo jak niebo nad ziemię, i gdy na taką się zdobyłeś, dobrześ się modlił - wtedy mianowicie, kiedy w prawdziwym posłuszeństwie wyszedłeś z własnego "ja" i skierowałeś się do Boga. A jak prawdziwe posłuszeństwo nie zna żadnego "chcę tak", podobnie nie wolno mu nigdy powiedzieć "nie chcę", to bowiem stanowi prawdziwą truciznę dla każdego posłuszeństwa. Tak też powiada św. Augustyn: "Wiernego sługi Bożego nie cieszy, gdy mu mówią lub dają to, co rad słyszy lub widzi, gdyż pierwszym, najgłębszym jego pragnieniem jest słyszeć to, co Bogu się najbardziej podoba".

2. O najpotężniejszej modlitwie i najwznioślejszym uczynku

Najpotężniejsza, wszechmocna niemal, zdolna wszystko osiągnąć modlitwa oraz najszlachetniejszy ze wszystkich uczynek mogą się rodzić tylko w całkowicie wolnym sercu. Im ono swobodniejsze, tym potężniejsze są modlitwa i uczynki, tym one są godniejsze, pożyteczniejsze, chwalebniejsze i doskonalsze. Serce wolne wszystko potrafi.

Cóż to znaczy: "wolne serce"?

To takie, którego nic nie zwodzi i nie krępuje, które swego ideału nie związało z żadnym sposobem, w niczym też nie szuka swego, lecz przeciwnie - zanurzyło się w umiłowanej nade wszystko woli Bożej i wyrzekło swego. W takim to sercu czerpać musi siłę i moc każdy, najmniejszy nawet czyn, zamierzony przez człowieka.

Módl się z tak wielką mocą, że aż zapragniesz, żeby ta modlitwa objęła wszystkie twe członki i władze, oczy, uszy, usta, serce i wszystkie zmysły. I nie przerywaj jej, dopóki nie poczujesz, że jednym się stajesz z Tym, którego masz przed sobą, do którego się modlisz - z Bogiem.

3. O ludziach nieoderwanych i pełnych własnej woli

Niektórzy powiadają: "Ach, Panie, jakżebym pragnął być równie blisko Boga jak inni i cieszyć się tą samą co oni pobożnością i Boskim pokojem. I żeby mi się tak samo jak im wiodło albo żebym był podobnie jak oni ubogi!" Albo też: "Nigdy mi się w życiu nie powiedzie, jeśli się nie znajdę tu lub tam, jeżeli nie zrobię tego lub tamtego. Muszę wyruszyć w obce strony, schronić się w jakiejś pustelni lub wstąpić do klasztoru".

Otóż we wszystkim tym tkwi wyłącznie twoje "ja", nic poza tym. Nawet jeśli nie zdajesz sobie z tego sprawy i inaczej ci się to przedstawia - to twoja własna wola. Ona jest źródłem wszelkiego rodzącego się w tobie niepokoju, choćbyś sobie tego nie uświadamiał. Myślisz sobie niekiedy, że człowiek powinien tego unikać, a tamtego szukać, na przykład określonych miejsc, ludzi, sposobów, licznego towarzystwa czy zajęć, bo zdaje ci się, że te właśnie sposoby lub rzeczy ci przeszkadzają, że one są wszystkiemu winne. Otóż nie, to nie one ponoszą winę, lecz ty sam, ty który w nich tkwisz i masz do nich niewłaściwy stosunek.

Dlatego zacznij od siebie samego i siebie się wyrzeknij. Bo jeśli nie uciekniesz najpierw od siebie samego, wtedy bądź pewny, że dokądkolwiek pobiegniesz, gdziekolwiek się znajdziesz, zawsze natrafisz na przeszkody i niepokój. Ludzie szukają pokoju w rzeczach zewnętrznych: w miejscach i sposobach, u innych i w działaniu albo też na obczyźnie, w ubóstwie lub poniżeniu - cokolwiek by to było i choćby wywierało na tobie najsilniejsze nawet wrażenie, wszystko to pozostanie nicością i nie przyniesie ci pokoju. Którzy w ten sposób szukają, opacznie postępują. Im dalej zawędrują, tym mniej znajdą tego, czego szukają. Idą tak jak człowiek, który zeszedł z właściwej drogi: im dalej pójdzie, tym bardziej pobłądzi. Cóż zatem ma uczynić? Najpierw niech się wyrzeknie, porzuci samego siebie, a tym samym porzuci wszystko inne. Wierzcie mi, gdyby ktoś porzucił królestwo, a nawet cały świat, a zachował siebie samego, ten nie porzucił niczego. Ale jeżeli się wyrzeknie siebie, wszystkiego się tym samym wyrzeka, choćby nie wiem co posiadał: królestwo, zaszczyty itd.

Św. Piotr powiedział: "Panie, oto porzuciliśmy wszystko" (Mt 19, 27) - a przecież pozostawił tylko sieci i łódkę, nic więcej! Otóż pewien święty opatrzył te słowa taką uwagą: Kto chętnie opuszcza jakąś małą rzecz, opuszcza tym samym nie tylko ją jedną, ale wszystko co ludzie tego świata osiągają, a nawet to czego by tylko mogli zapragnąć. Bo kto się wyrzeka swej woli i siebie samego, ten tak samo prawdziwie się wyrzekł wszystkich rzeczy, jak wówczas gdyby one stanowiły jego własność i posiadał je z możliwością zupełnie swobodnego nimi rozporządzania. Jeśli bowiem czegoś nie chcesz posiąść, tym samym złożyłeś to wszystko w ofierze i porzuciłeś ze względu na Boga. Dlatego Chrystus mówi: "Błogosławieni ubodzy w duchu" (Mt 5, 3) - to znaczy: ubodzy w wolę. Niech nikt w to nie wątpi: gdyby istniał jakiś lepszy sposób, na pewno Chrystus , by go nam wskazał - On który powiedział też: "Kto chce Mnie naśladować, niech się wpierw zaprze samego siebie" (Mt 16, 24). Od tego zależy wszystko inne. Skieruj wzrok na siebie samego, a wszędzie gdzie siebie dostrzeżesz, tam się siebie wyrzeknij. Nadto nic nie ma lepszego.

4. Korzyści płynące z wewnętrznego i zewnętrznego wyrzeczenia

Wiedz to, że choćby człowiek osiągnął w tym życiu najwyższy nawet stopień wyrzeczenia, zawsze może jeszcze znaleźć coś, co powinien porzucić. Niewielu jest takich, którzy przywiązują należytą wagę do pełnego wyrzeczenia i nie ustają w jego doskonaleniu. Zachodzi tu równoważna wymiana i sprawiedliwy przetarg: W jakiej mierze wychodzisz z wszystkich rzeczy, na ile się w nich wszystkich swego wyzbyłeś, w tej samej mierze, nie mniej, ani więcej, wchodzi Bóg wraz ze wszystkim co Jego. Od tego zacznij i zrób w tym celu wszystko, na co cię stać. Tylko w ten sposób znajdziesz prawdziwy pokój.

Niech ludzie zbyt wiele się nie zastanawiają, co mają robić, więcej natomiast myślą o tym, jacy mają być. Gdyby oni sami, ich postawa, były dobre, wtedy również ich uczynki mogłyby jaśnieć pełnym blaskiem. Jeśli ty jesteś sprawiedliwy, takie będą również twoje uczynki. Nie próbujmy opierać świętości na działaniu, budujmy ją raczej na bytowaniu, bo nie uczynki nas uświęcają, lecz my mamy je uświęcać. Najświętsze nawet nie będą nas w najmniejszym stopniu uświęcać, brane tylko jako uczynki. W jakiej mierze jesteśmy święci i istniejemy, w takiej samej uświęcamy nasze uczynki: posiłek, sen, czuwanie i wszystko inne. Kto nie jest wielki w swym bytowaniu, temu nie pomogą największe nawet uczynki.
Płynie z tego następująca dla ciebie nauka: całą swą gorliwość masz poświęcać na czynienie siebie dobrym, a więc nie na to, co czynisz oraz jakie są twoje uczynki, ile raczej na to, co stanowi ich podstawę.

5. Rozważ, co decyduje o dobroci twojej istoty i głębi

Istota człowieka i głębia bytu decydujące o dobroci ludzkich czynów są dobre wyłącznie wtedy, kiedy serce człowieka pozostaje całkowicie skierowane ku Bogu. Ze wszystkich sił staraj się o to, żeby Bóg stawał ci się wielki i żeby całe twoje dążenie i gorliwość we wszelkim działaniu, jak i w powstrzymywaniu się od niego, ku Niemu były zwrócone. Bądź pewny, że w im większym stopniu to osiągniesz, tym lepsze będą twoje uczynki, niezależnie od ich rodzaju. Przylgnij do Boga, a On ci przyda wszelkiej dobroci. Szukaj Go, a znajdziesz Jego samego, a wraz z Nim wszelkie dobro. Gdy w takim usposobieniu staniesz na kamieniu, uczynek ten będzie się Bogu bardziej podobał niż przyjęcie Ciała Pańskiego z myślą o własnym pożytku i z mniejszą bezinteresownością. Kto się mocno Boga trzyma, od tego nigdy się nie odłączy ani On sam, ani żadna cnota. A czego przedtem szukałeś, teraz to szuka ciebie; za czym ty goniłeś, teraz ono cię goni; przed czym ty uciekałeś, to teraz przed tobą ucieka. Dlatego: kto mocno się trzyma Boga, tego mocno się trzyma wszystko, co Boskie, od tego też ucieka wszystko, co Jemu niepodobne i obce.

6. O posiadaniu Boga i odosobnieniu

Postawiono mi kiedyś następujące pytanie: są tacy, którzy chętnie by porzucili towarzystwo ludzi i wybrali na stałe samotność albo też nie opuszczali kościoła i w ten tylko sposób znajdywali pokój; czy to jest rzeczywiście najlepsze? Na co odparłem: Nie! - Posłuchaj dlaczego.

Kto jest rzeczywiście dobry, jest taki we wszystkich miejscach i w każdym towarzystwie. Podobnie zły: będzie taki wszędzie i z wszystkimi. Dobry ma bowiem zawsze przy sobie Boga, a kto Jego ma prawdziwie, ten ma Go wszędzie, zarówno na ulicy i wśród ludzi, jak w kościele, pustelni czy celi klasztornej. Kto ma Boga i tylko Jego, w jakichś innych jeszcze sytuacjach, temu nikt nie może wyrządzić szkody.

Dlaczego?

Ponieważ ma tylko Boga, do Niego samego dąży, a wszystkie rzeczy stają się mu Bogiem. Człowiek taki nosi Go w każdym swym uczynku i w każdym miejscu, wszystkie jego uczynki sprawia sam Bóg, uczynek bowiem jest bardziej i prawdziwiej własnością swojej przyczyny, aniżeli tego kto go dokonuje. A jeśli mamy przed oczyma samego tylko Boga, wierzcie, że On właśnie musi sprawiać nasze uczynki i nikt nie może Mu przeszkodzić w działaniu: ani tłum ludzi, ani żadne miejsce. Nikt nie może takiemu człowiekowi wyrządzić szkody, on bowiem dąży tylko do Boga i Jego samego szuka, poza Nim nic mu nie smakuje, bo we wszystkich jego wysiłkach On jest z nim zjednoczony. A jak żadna wielość nie może rozproszyć Boga, tak samo i tego człowieka nic nie może rozproszyć ani naruszyć jego jedności, bo stanowi on jedno w owym Jednym, w którym wszelka wielość staje się jednością i nie-wielością.

Człowiek powinien dostrzegać Boga we wszystkich rzeczach i przyzwyczajać swe serce do ustawicznej Jego obecności w pragnieniu, dążeniach i miłości. Przyjrzyj się pilnie, jak jesteś skierowany ku Bogu, gdy przebywasz w kościele lub celi, i pozostań w tym samym usposobieniu, zachowaj je i wtedy, gdy się znajdziesz w licznym towarzystwie, w niepokoju i nierówności. Jak to już nieraz powtarzałem, równość nie oznacza zapoznawania wszelkiej różnicy między uczynkami, miejscami i ludźmi. Takie rozumienie byłoby całkowicie niesłuszne, bo modlitwa jest przecież lepszą czynnością niż przędzenie, a kościół godniejszym miejscem od ulicy. We wszystkich czynnościach zachowaj natomiast jedno i to samo usposobienie serca, tę samą ufność i miłość ku Bogu oraz jednakową zdecydowaną postawę. Gdy osiągniesz taką stałość, wtedy, wierz mi, nikt ci nie zdoła przeszkodzić w trwaniu w Bożej obecności.

Kto zaś nie przebywa tak prawdziwie w Bogu, lecz musi Go stale ujmować od zewnątrz, w tym i tamtym, kto w uczynkach, ludziach i miejscach szuka Go ze zmiennym usposobieniem, ten Boga nie ma. A ponieważ Go nie ma, ponieważ nie szuka i nie kocha tylko Jego oraz wyłącznie do Niego nie dąży, człowiek taki łatwo napotyka na swej drodze na przeszkody. Szkodzi mu nie tylko złe, ale nawet dobre towarzystwo, nie tylko ulica, lecz i kościół, nie tylko złe, ale również dobre słowa i uczynki. Przeszkoda tkwi bowiem w nim samym, a to dlatego że w nim Bóg nie stał się jeszcze wszystkim. Gdyby to nastąpiło, dobrze by sią czuł we wszystkich miejscach i z wszystkimi ludźmi. Bo wtedy ma Boga, którego nikt mu odebrać nie może, nikt też nie mógłby mu przeszkodzić w działaniu.

Ale co to znaczy: mieć naprawdę Boga, na czym polega to Jego prawdziwe posiadanie?

Prawdziwie ma Boga ten, kto Go ma w sercu, kto w swym wnętrzu, swym duchu zwraca się i dąży do Niego. Niekoniecznie zaś trzeba stale i niezmiennie o Nim myśleć; dla natury byłoby to trudne czy wręcz niemożliwe do osiągnięcia, a poza tym nie jest to najlepsze. Niech człowiek nie poprzestaje na Bogu pojęciowym, w tym wypadku bowiem z chwilą zniknięcia myśli znikałby i Bóg. Powinniśmy raczej mieć Boga istotowego, który się wznosi wysoko ponad myśli człowieka i wszystkich stworzeń". Taki Bóg nie znika, chyba że człowiek się od Niego odwróci swoją wolą.

Kto tak ma Boga, to znaczy w bycie, ten Go ujmuje na sposób Boski, takiemu jaśnieje On we wszystkich rzeczach, ponieważ odczuwa w nich Jego smak. We wszystkich też dostrzega Jego obraz. Nieustannie świeci w nim Bóg, dokonuje się w nim zrywające odwracanie się oraz odciskanie się w nim jego umiłowanego, obecnego Boga. Można by to porównać z palącym pragnieniem: choćby człowiek robił wszystko inne, o wszystkim innym myślał, żadne zajęcie, żadne inne pragnienie ani myśl nie usuną wyobrażenia napoju, dopóki nie zaspokoi pragnienia. A im dotkliwiej pragnie, tym mocniejsze, bardziej natarczywe to wyobrażenie. Podobnie, kiedy ktoś gorąco i całą siłą uczucia coś kocha, do tego stopnia, że nic innego poza tym jednym mu się nie podoba i nie przypada do serca, niczego też poza tym nie pragnie: z całą pewnością, gdziekolwiek się znajdzie, z kimkolwiek, cokolwiek, robi, do czegokolwiek się zabierze, nigdy w nim nie gaśnie to, co tak bardzo kocha, obraz tego będzie znajdował w każdej rzeczy. A będzie to w nim z tym większą mocą obecne, im silniejsza okaże się miłość. Taki człowiek nie szuka pokoju, bo nie przeszkadza mu żaden niepokój.

Ktoś taki przysparza Bogu znacznie więcej chwały, każda bowiem rzecz jawi mu się jako Boska i wznioślejsza niż rozważana sama w sobie. Konieczne są tu gorliwość i poświęcenie, dokładne przyglądanie się własnemu wnętrzu oraz trzeźwa, słuszna, rozsądna i trafna ocena tego, ku czemu pośród rzeczy i ludzi zwraca się serce. Nie można się tego nauczyć przez ucieczki, przez to że człowiek będzie unikał rzeczy i szukał zewnętrznie rozumianej samotności. Musi raczej nauczyć się szukania samotności wewnętrznej i znajdywania jej w każdym miejscu i towarzystwie. Musi się nauczyć przedzierania przez zewnętrzną osłonę rzeczy i znajdywania w nich Boga, po to by móc z całą mocą i na sposób istotowy w sobie samym kształtować Jego obraz. Niech bierze przykład od uczącego się pisać. By posiąść tę sztukę, uczeń musi długo i często ćwiczyć, choćby przy tym odczuwał największą nawet gorycz i ciężar, choćby mu się ta czynność wydawała nieosiągalna; jeśli się będzie pilnie i często do tego przykładał, nauczy się w końcu i opanuje tę sztukę. Zapewne, najpierw będzie musiał myśleć o każdej literze z osobna i każdą mocno wbijać sobie w pamięć. Ale później, z chwilą gdy posiądzie tę sztukę, nie będzie potrzebował już wyobrażeń i namysłu, a napisze lekko i swobodnie. To samo odnosi się do gry na skrzypcach i do wszelkiego innego działania mieszczącego się w możliwościach człowieka. Wystarczy mu uświadomić sobie, że chce wykonywać daną czynność - nawet jeśli o niej bez przerwy nie pamięta, czynność się nie przerywa, choćby myślał o czymś zupełnie innym. Tak samo powinna człowieka do tego stopnia przeniknąć obecność Boga, a Jego kształt tak go przemienić i w nim się urzeczywistnić, żeby mu Jego obecność jaśniała bez najmniejszego z jego strony wysiłku, żeby się uwolnił od wszelkich więzów, jakimi go krępują rzeczy, i zyskał wobec nich pełną wolność. Na początku niezbędne są tu umysł i uważne ćwiczenie, podobnie jak w wypadku ucznia przygotowującego się do jakiegoś rzemiosła.

7. Najbardziej rozumny sposób pełnienia uczynków

U wielu można zaobserwować, że sprawy, z którymi mają do czynienia, nie piętrzą przed nimi przeszkód ani też nie pozostawiają w nich trwałych przywiązań. Dla chcącego nie jest to zresztą trudne, bo gdzie serce pełne Boga, tam nie może być miejsca dla żadnego stworzenia. To nie powinno nam jednak wystarczać, naszym obowiązkiem jest bowiem czerpać z wszystkich rzeczy możliwie największy pożytek, cokolwiek by to było, gdziekolwiek byśmy się znajdowali, cokolwiek widzieli czy słyszeli, bez względu na to jak obce i niestosowne by się coś nam wydawało. Wtedy dopiero, nie wcześniej, będziemy na właściwej drodze. Nigdy też człowiekowi nie wolno się na niej zatrzymywać - przeciwnie, niech nieustannie postępuje i w tym postępie niech rzeczywiście coraz więcej osiąga.

Niech też w każdym uczynku i każdej sprawie uważnie kieruje się rozumem, we wszystkim ma baczny wgląd w samego siebie, w swoje wnętrze, a w każdej rzeczy - niech ujmuje Boga w możliwie najdoskonalszy sposób. Ma on się bowiem stosować do słów Jezusa: "Bądźcie jak ci, którzy nieustannie czuwają, wyczekując powrotu pana" (Łk 12, 36). O, tacy oczekujący są naprawdę czujni i pilnie baczą, z której strony oczekiwany się pojawi, wyglądają go we wszystkim, co się zdarzy, samym sobie na przekór nawet - czy przypadkiem tam właśnie go nie ma. Tak samo i my powinniśmy we wszystkim świadomie wyczekiwać Pana. Konieczna jest tu gorliwość, trzeba próbować wszystkiego, co możemy osiągnąć za pomocą zmysłów i władz. Dopiero wtedy znajdziemy się na właściwej drodze i we wszystkich rzeczach będziemy jednakowo ujmować Boga, a w każdej znajdować Go w równej mierze.

Jeden uczynek różni się niewątpliwie od drugiego, ale gdyby ktoś pełnił uczynki w jednakowym usposobieniu, byłyby one wszystkie sobie równe. Jakby ktoś kroczył właściwą drogą i miał Boga jako własne dobro, temu On ukazywałby się równie jasno i bezpośrednio tak w zupełnie świeckim, jak i w najbardziej Boskim uczynku. Oczywiście, proszę to rozumieć nie w tym sensie, że człowiek powinien robić coś światowego lub niestosownego, lecz że ma kierować ku Bogu wszystkie dostrzeżone i zasłyszane rzeczy zewnętrzne. Komu Bóg jest we wszystkim w taki sposób obecny, kto włada i posługuje się w najdoskonalszy sposób swym rozumem, ten i tylko ten cieszy się prawdziwym pokojem i przebywa w królestwie niebieskim.

Kto chce się trzymać właściwej drogi, ten musi się opowiedzieć za jedną z dwóch możliwości: albo nauczyć się dostrzegania i ujmowania w uczynkach Boga, albo wyrzec się ich wszystkich. A ponieważ w tym życiu człowiek nie może się obejść bez różnorakich czynności nieodłącznych od ludzkiej egzystencji, pozostaje mu tylko uczyć się posiadania Boga i unikania przeszkód we wszystkich uczynkach i miejscach. Dlatego też kiedy początkującemu zdarzy się robić coś pośród ludzi, niech przedtem napełni się Bogiem, na ile tylko zdoła, niech Go mocno osadzi w swym sercu i zjednoczy z Nim całe swe dążenie, myśl, chęci i swoje władze, tak żeby w nim nie pozostało miejsce na żaden inny obraz.

8. O nieustannym, gorliwym doskonaleniu się,

Człowiek nigdy nie powinien uważać swych uczynków za zupełnie dobre i wolne od zarzutu, gdyż to prowadzi do beztroski i zadufania, a w konsekwencji - do rozleniwienia i uśpienia umysłu. Niech raczej nieustannie się wznosi obiema swymi władzami, to jest umysłem i wolą, a tym sposobem szuka swego największego dobra, w jego najwyższym wymiarze oraz roztropnie się zabezpiecza, wewnątrz i na zewnątrz, przed wszelką szkodą. Tak postępując nie tylko że w niczym nie poniesie straty, lecz będzie nieustannie w najwyższym stopniu wzrastał.

9. O pożytku płynącym ze skłonności do grzechu

Musisz wiedzieć, że skłonność do złego prawemu człowiekowi przynosi niemałe i błogosławione owoce. Bo posłuchaj! Jest dwóch ludzi. Jednemu nie dokucza żadna słabość, a jeśli nawet - to tylko niewielka. Drugiego ciągle nawiedzają jakieś pokusy; taka jest już jego natura. Stosownie do okoliczności, obecność rzeczy zewnętrznych pobudza w nim człowieka zewnętrznego do gniewu, szukania próżnej chwały czy też do uciech zmysłowych. Ale w swych wyższych władzach trwa nieporuszony w niezłomnej decyzji i nie chce się dopuścić złego, odrzuca pokusę gniewu jak i pokusy do wszelkich innych grzechów; z całą mocą zwalcza słabość. Mamy tu być może do czynienia ze słabością tkwiącą w samej naturze, istnieją bowiem ludzie od urodzenia skłonni do gniewu, pychy lub innych wad, a mimo to nie chcą popełnić grzechu. Takim należy się o wiele większe uznanie niż pierwszym, znacznie wyższa będzie ich nagroda, a cnota szlachetniejsza. Bo zgodnie ze słowami św. Pawła, doskonałości przydaje cnocie tylko walka - "Cnota doskonali się w słabości", mówi on (2 Kor 12, 9).

Skłonność do grzechu nie jest grzechem, jest nim dopiero przyzwolenie na grzech, dobrowolny gniew na przykład. Gdyby człowiek prawy miał tutaj możność wyboru, nie powinien pragnąć uwolnienia się od skłonności do grzechu, bez niej bowiem nie posiadłby ani pewności, ani spokoju w żadnej spraw...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin