Dick Philip K. - Stowarzyszenie.txt

(18 KB) Pobierz
Autor: Philip K. Dick
Tytul: Stowarzyszenie

(Little Movements)

Z "NF" 7/97

   M�czyzna siedzia� na chodniku, �ciskaj�c w r�kach 
zamkni�te pude�ko. Pokrywa pude�ka poruszy�a si� 
niecierpliwie, napotykaj�c op�r jego palc�w.
   - No ju� dobrze - mrukn�� m�czyzna. Pot �cieka� mu po 
twarzy grubymi kroplami. Z wolna uchyli� pokryw� i 
przytrzyma� j� palcami. Ze �rodka dobieg�o metaliczne 
brz�czenie, niskie uporczywe wibracje pot�guj�ce si� wraz z 
chwil�, kiedy do �rodka wtargn�� blask s�o�ca.
   Pojawi�a si� ma�a g��wka, okr�g�a i b�yszcz�ca, a za ni� 
nast�pna. Kolejno ze �rodka wychyn�o wi�cej g��wek, kt�re 
wyci�gaj�c szyje rozgl�da�y si� wok�.
   - By�em pierwszy - powietrze przeszy� g�osik nale��cy do 
jednej z nich. Mi�dzy g��wkami wywi�za�a si� chwilowa 
sprzeczka, po czym osi�gn�y porozumienie.
   Siedz�cy na chodniku m�czyzna dr��cymi d�o�mi podni�s� 
metalow� figurk�. Postawi� j� na ziemi i nieudolnie zabra� 
si� do nakr�cania. Figurka przedstawia�a stoj�cego na 
baczno��, krzykliwie pomalowanego �o�nierza z broni� i w 
he�mie. Kiedy m�czyzna przekr�ci� klucz, ramiona 
�o�nierzyka pow�drowa�y w g�r� i w d�. Wymachiwa� nimi 
dziarsko.
   Chodnikiem nadchodzi�y dwie pogr��one w rozmowie kobiety. 
Zerkn�y ciekawie na siedz�cego m�czyzn�, pude�ko oraz 
l�ni�c� figurk�, kt�r� trzyma� w r�ku.
   - Pi��dziesi�t cent�w - mrukn�� m�czyzna. - Kupcie 
dzieciakowi co� do...
   - Czekaj! - zabrzmia� w�t�y metaliczny g�osik. - Nie im!
   M�czyzna urwa� gwa�townie. Kobiety spojrza�y po sobie, 
p�niej na niego i na metalow� figurk�. Po�piesznie podj�y 
swoj� w�dr�wk�.
   �o�nierzyk omi�t� bacznym spojrzeniem ulic�, samochody 
oraz ludzi robi�cych zakupy. Raptem zadr�a�, wydaj�c z 
siebie niski podekscytowany chrobot.
   M�czyzna prze�kn�� �lin�. 
   - Nie ten dzieciak - rzuci� ochryp�ym g�osem. Usi�owa� 
przytrzyma� figurk�, lecz metalowe palce bole�nie wpi�y si� 
w jego d�o�. Chwyci� oddech.
   - Ka� im si� zatrzyma�! - za��da�a piskliwie figurka. - 
Zmu� ich, aby stan�li! - Metalowa figurka odmaszerowa�a od 
niego i ze sztywno wyprostowanymi ko�czynami kroczy�a po 
chodniku.
   Ch�opiec i jego ojciec zwolnili kroku, patrz�c na ni� 
ciekawie. Siedz�cy m�czyzna u�miechn�� si� blado; 
obserwowa�, jak figurka podchodzi do nich ko�ysz�c si� z boku 
na bok i wyrzucaj�c r�ce na przemian w g�r� i w d�.
   - Prosz� kupi� co� dla ch�opca. Niezr�wnany kompan. 
Dotrzyma mu towarzystwa.
   Ojciec u�miechn�� si�, �ledz�c ruchy manewruj�cej w 
okolicach jego buta figurki. �o�nierzyk zderzy� si� z butem. 
Zaklekota� i brz�kn��. Nast�pnie znieruchomia�.
   - Nakr�� go! - wykrzykn�� ch�opiec.
   Jego ojciec podni�s� figurk�. 
   - Ile?
   - Pi��dziesi�t cent�w. - Sprzedawca wsta� chwiejnie, 
przyciskaj�c do siebie pude�ko. - Dotrzyma mu towarzystwa. 
Rozbawi.
   Ojciec obraca� w r�kach figurk�.
   - Na pewno go chcesz, Bobby?
   - Na pewno! Nakr�� go! - Bobby si�gn�� po �o�nierzyka. - 
Zr�b, �eby chodzi�!
   - Kupuj� - oznajmi� ojciec. Si�gn�� do kieszeni i poda� 
sprzedawcy banknot dolarowy.
   Umykaj�c spojrzeniem w bok sprzedawca niezgrabnie wyda� 
mu reszt�.
   Wszystko by�o tak jak nale�y.
   Figurka le�a�a spokojnie zatopiona we w�asnych my�lach. 
Okoliczno�ci sprz�g�y si�, by doprowadzi� do optymalnego 
rozwi�zania. Dziecko przecie� mog�o wcale nie chcie� 
przystan��, za� Doros�y m�g� nie mie� przy sobie pieni�dzy. 
Wiele rzeczy mog�o p�j�� nie tak jak nale�y; niezno�na 
by�a sama my�l o nich. Ale wszystko potoczy�o si� bez 
zarzutu. Figurka z zadowoleniem spogl�da�a przed siebie ze 
swojego miejsca w tyle samochodu. Zatem wnioski wysnute na 
podstawie pewnych oznak by�y jak najbardziej poprawne: 
Doro�li sprawowali w�adz� i Doro�li dysponowali pieni�dzmi. 
Posiadali w�adz�, ale ta ich w�adza uniemo�liwia�a 
jakikolwiek kontakt z nimi. Ich w�adza oraz ich rozmiary. Z 
Dzie�mi sytuacja wygl�da�a inaczej. One by�y ma�e, dzi�ki 
czemu �atwiej mo�na by�o si� z nimi dogada�. Wierzy�y w 
ka�de s�owo, a polecenia wykonywa�y bez szemrania. 
Przynajmniej tak m�wili w fabryce.
   Pogr��ona w s�odkich marzeniach figurka le�a�a bez ruchu.

   Serce ch�opca bi�o przy�pieszonym rytmem. Pobieg� na g�r� 
i z impetem otworzy� drzwi. Zamkn�wszy je, ostro�nie podszed� 
do ��ka i usiad�. Nast�pnie przyjrza� si� temu, co 
spoczywa�o w jego d�oniach.
   - Jak si� nazywasz? - zapyta�. - Jak ci na imi�?
   Metalowa figurka nie odpowiedzia�a.
   - Przedstawi� ci� reszcie. Musisz pozna� wszystkich. 
Spodoba ci si� tutaj.
   Bobby od�o�y� figurk� na ��ko. Podbieg� do szafy i 
wydoby� z niej wypchany karton z zabawkami.
   - To jest Bonzo - o�wiadczy�. Podni�s� bladego pluszowego 
kr�lika. - I Fred. - Obr�ci� na wszystkie strony r�ow� 
gumow� �wink�, aby �o�nierzyk m�g� si� lepiej przyjrze�. - I 
Teddo, rzecz jasna. To jest Teddo.
   Przyni�s� Tedda na ��ko i po�o�y� obok �o�nierzyka. 
Teddo le�a� w milczeniu wlepiaj�c w sufit spojrzenie 
szklanych oczu. By� br�zowym misiem, z k�pkami s�omy 
stercz�cymi mu ze szw�w.
   - A jak ciebie nazwiemy? - zastanowi� si� Bobby. - 
Uwa�am, �e powinni�my zwo�a� narad� i zadecydowa�. - Urwa� w 
zamy�leniu. - Nakr�c� ci�, �eby�my wszyscy mogli zobaczy�,
jak chodzisz.
   U�o�ywszy figurk� twarz� w d� pocz�� j� skrupulatnie 
nakr�ca�. Kiedy kluczyk napotka� op�r, schyli� si� i 
postawi� figurk� na pod�odze.
   - No dalej - zach�ci� Bobby. Metalowa figurka sta�a w 
miejscu. Naraz zacz�a chrobota� i brz�cze�. Ruszy�a po 
pod�odze sztywno wyrzucaj�c ko�czyny. Raptem zmieni�a 
kierunek i po�pieszy�a w stron� drzwi. Dotar�szy do nich, 
stan�a. W�wczas obr�ci�a si� do porozrzucanych wok� 
klock�w i zacz�a zrzuca� je na stert�.
   Bobby obserwowa� j� z zainteresowaniem. Figurka zmaga�a 
si� z klockami uk�adaj�c je w piramid�. Wreszcie wdrapa�a 
si� na sam szczyt i przekr�ci�a klucz w zamku.
   Oszo�omiony Bobby podrapa� si� po g�owie.
   - Czemu� to zrobi�? - zapyta�. Figurka zesz�a na d� i 
w�r�d szum�w i brz�k�w przemaszerowa�a przez pok�j w stron� 
ch�opca. Bobby i pluszowe zwierz�ta obrzuci�y j� 
spojrzeniami pe�nymi zdumienia i podziwu. Zbli�ywszy si� do 
��ka, przystan�a.
   - Podnie� mnie! - za��da�a niecierpliwie w�t�ym 
metalicznym g�osikiem. - Szybciej! Nie sied� tak!
   Bobby wytrzeszczy� oczy. Mruga�, nie spuszczaj�c z niej 
wzroku. Pluszowe zwierz�ta zachowa�y milczenie.
   - Jazda! - wrzasn�� �o�nierzyk.
   Bobby wyci�gn�� r�k�. �o�nierzyk u�api� j� z ca�ej si�y. 
Bobby krzykn��.
   - Cicho b�d� - nakaza� mu �o�nierzyk. - Postaw mnie na 
��ku. Mamy do przedyskutowania sprawy niezwyk�ej wagi.
   Bobby umie�ci� go obok siebie na ��ku. Wy��czaj�c lekki 
szum mechanizmu figurki w pokoju panowa�a cisza.
   - �adny pok�j - przerwa� milczenie �o�nierzyk. - Bardzo 
�adny pok�j.
   Bobby odsun�� si� nieznacznie.
   - O co chodzi? - zapyta� ostro �o�nierzyk, obracaj�c si� 
ku niemu i patrz�c w g�r�.
   - O nic.
   - Co jest? - Figurka spogl�da�a na niego badawczo. - 
Chyba si� mnie nie boisz, co?
   Bobby wierci� si� niewyra�nie.
   - Ba� si� mnie? - �o�nierzyk parskn�� �miechem. - Jestem 
po prostu ma�ym ludzikiem z metalu, zaledwie sze�� cali 
wzrostu. - Zanosi� si� �miechem. Nagle urwa�. - S�uchaj no. 
Mam zamiar pomieszka� tu z tob� przez jaki� czas. Nie zrobi�
ci krzywdy; tego mo�esz by� pewien. Jestem przyjacielem - 
dobrym przyjacielem.
   Z lekkim niepokojem zerkn�� w g�r�.
   - Ale musisz robi� to, co ci ka��. Nie masz nic przeciwko 
temu, prawda? Teraz powiedz mi: ilu ich jest w twojej 
rodzinie?
   Bobby zawaha� si�.
   - No ju�, ilu? Doros�ych.
   - Troje... Tatu�, mama i Foxie.
   - Foxie? A kt� to znowu?
   - Moja babcia.
   - Troje. - Figurka skin�a g�ow�. - Rozumiem. Tylko 
troje. Ale inni bywaj� tu od czasu do czasu? Czy jacy�
Doro�li odwiedzaj� ten dom?
   Bobby potwierdzi� skinieniem.
   - Troje to niedu�o. Troje nie stanowi problemu. Wed�ug 
fabryki...
   Urwa�.
   - Dobrze. Pos�uchaj mnie. Nie chc�, aby� cokolwiek im o 
mnie wspomina�. Jestem twoim przyjacielem, sekretnym 
przyjacielem. I tak ich by to nie zaciekawi�o. Pami�taj, nie 
zamierzam ci� skrzywdzi�. Nie masz powodu do strachu. B�d� 
tutaj mieszka�, tu� obok ciebie.
   Przeci�gaj�c ostatnie s�owa, pilnie lustrowa� ch�opca.
   - Zostan� kim� w rodzaju prywatnego nauczyciela. Naucz� 
ci� wielu rzeczy; rzeczy, kt�re masz robi� i rzeczy, kt�re 
masz m�wi�. W�a�nie tak, jak to nauczyciele maj� w zwyczaju. 
Spodoba ci si� to?
   Cisza.
   - Oczywi�cie, �e ci si� spodoba. Rozpocznijmy od zaraz. 
By� mo�e chcia�by� wiedzie�, w jaki spos�b powiniene� si� do 
mnie zwraca�. Powiedzie� ci?
   - Zwraca� si� do ciebie? - Bobby spogl�da� na niego.
   - Masz m�wi� do mnie... - Figurka spauzowa�a z wahaniem. 
Nast�pnie odrzek�a, prostuj�c si� z dum�: - Masz m�wi� do 
mnie: Panie M�j.
   Bobby podskoczy�, przyciskaj�c r�ce do twarzy.
   - Panie M�j - odpar�a niestropiona figurka. - Panie M�j. 
Tak naprawd� to nie musimy zaczyna� od zaraz. Padam z n�g. - 
Przekrzywi�a si� na jeden bok. - Prawie zupe�nie si� 
wyczerpa�em. Prosz�, nakr�� mnie ponownie za godzin�.
   Figurka zacz�a sztywnie�. Zerkn�a na ch�opca.
   - Za godzin�. Nakr�cisz mnie, jak nale�y? Zrobisz to, 
prawda?
   Umilk�a.
   Bobby powoli kiwna� g�ow�.
   - Dobrze - mrukn��. - Dobrze.

   By� wtorek. Otwarto okno i ciep�e �wiat�o s�oneczne 
przedostawa�o si� do �rodka, zalewaj�c pok�j swoim blaskiem. 
Bobby wyszed� do szko�y; pusty dom pogr��ony by� w ciszy. 
Pluszowe zwierz�ta le�a�y na swoich miejscach w szafie.
   Pan M�j le�a� podparty na kom�dce i wygl�da� przez okno, 
z lubo�ci� oddaj�c si� lenistwu.
   Dolecia� go cichy brz�cz�cy odg�os. Co� ma�ego wlecia�o 
znienacka do pokoju. Niedu�y obiekt ko�owa� przez chwil� w 
powietrzu, by zaraz osi��� na pokrywaj�cej kom�dk� bia�ej 
serwecie, tu� obok metalowego �o�nierza. By� to miniaturowy 
model samolotu.
   - Jak leci?...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin