Autor: John Morressy Tytul: DOLINA STRACONEGO CZASU Z "NF" 1/96 Kruki z ochryp�ym krakaniem ko�owa�y w g�rze. W dole panowa�a cisza. �ywi odeszli, unosz�c �upy i rannych towarzyszy. Konaj�cy zaprzestali j�k�w. Nic nie pozosta�o, tylko trupy, strzaskana, por�bana bro� i stratowany ug�r przesi�kni�ty ludzk� krwi�. Czarodziej Kedrigern, siedz�c na kamieniu, spogl�da� na pobojowisko, wzdycha� i powoli, ze smutkiem potrz�sa� g�ow�. Przez d�ugi czas siedzia� bez ruchu. Nie zwr�ci� uwagi na ub�oconego rycerza, kt�ry powoli podjecha� do niego na zm�czonym koniu. - Zwyci�yli�my. Pole jest nasze - oznajmi� rycerz. Nie podnosz�c wzroku, czarodziej odpar�: - Straci�e� dobrych ludzi, Vernianie. Zbyt wielu. - Bersac straci� wi�cej. G�upcem by� wypowiadaj�c bitw�. - Mo�na by�o tego unikn��. - Czy mia�em znosi� jego obelgi? Pozwala�, �eby nazywa� mnie tch�rzem? Kedrigern zmierzy� go zimnym spojrzeniem. - Nikt nie nazwie ci� tch�rzem, Vernianie. Ale mog� w�tpi� w twoj� m�dro��. Ilu ludzi dzisiaj zgin�o? Setka? Dwie setki? I za co? Za bezwarto�ciowy sp�ache� b�ota i kamieni, nadaj�cy si� najwy�ej na cmentarz dla ludzi, kt�rzy oddali za niego �ycie. - Walczyli�my, �eby odzyska� ziemi� skradzion� naszym ojcom - o�wiadczy� rycerz. - Poleg�ych uczcimy jako bohater�w. - Z pewno�ci� - przy�wiadczy� Kedrigern, podnosz�c si� sztywno i rozprostowuj�c ko�ci. - Podejrzewam jednak, �e wdowy i sieroty wola�yby m�czyzn mniej bohaterskich, ale za to �ywych. - Nie jeste� wojownikiem. Nie rozumiesz. - Nie. I nie chc� rozumie�. - A jednak przyszed�e� nam z pomoc�. Os�oni�e� nas przed zakl�ciami czarodzieja wynaj�tego przez Bersaca. Kedrigern wzruszy� ramionami. - Nie mog�em odm�wi� staremu przyjacielowi. I odrzuci� szczodrej zap�aty. Vernian za�mia� si� i pochyli�, �eby poklepa� czarodzieja po ramieniu. - Nareszcie m�wisz jak Kedrigern, kt�rego znam. Z�y nastr�j minie. Dzisiaj opatrzymy rannych. Jutro b�dziemy �wi�towa� i otrzymasz nagrod�. - Dzi�kuj� ci, Vernianie. Nie chcia�em psu� rado�ci ze zwyci�stwa. Po prostu nie lubi� patrze�, jak dobrzy ludzie umieraj�. - Wszyscy ludzie umieraj�, czarodzieju. Pechowcy gin� z g�odu, w wypadku lub od zarazy. Szcz�liwi oddaj� �ycie w walce o s�uszn� spraw�. Vernian �ci�gn�� wodze i zawr�ci� bojowego rumaka. Przez rami� krzykn��: - Zostaw to miejsce �cierwnikom. Chod� i pom� przy rannych. Odjecha�, lecz Kedrigern nie ruszy� za nim. Wci�� spogl�da� na milcz�ce pole bitwy. Kruki sfrun�y na ziemi� i kilka ju� przyst�pi�o do uczty. S�o�ce zni�y�o si� nad horyzontem, a wyd�u�one cienie i szybkie trzepotanie skrzyde� padlino�erc�w �udzi�y wzrok. Kedrigern zobaczy� co�, co wygl�da�o jak ruchomy cie�, a potem spostrzeg� inne, bledsze cienie unosz�ce si� wok� tamtego. Zamieraj�ce �wiat�o zaciera�o kontury, wi�c musia� spojrze� przez Szczelin� Prawdziwej Wizji w medalionie, �eby widzie� wyra�nie. Po pobojowisku rzeczywi�cie kroczy�a ciemna posta�, zatrzymywa�a si� przy ka�dym powalonym wojowniku i pochyla�a si� nad nim, jakby chcia�a obudzi� �pi�cego towarzysza. Z ka�dego cia�a unosi� si� blady kszta�t, kt�ry zajmowa� miejsce w szeregu za cmentarnym przewodnikiem. Nier�wna procesja wci�� si� wyd�u�a�a, a kiedy podesz�a bli�ej, Kedrigern uniesion� d�oni� pozdrowi� posta� krocz�c� na czele. Znali si� od dawna. - Cze��, �mier�. Wiedzia�em, �e ci� tu spotkam - zawo�a� przez pole. Ciemna posta� pomacha�a mu kos�, ale nie odpowiedzia�a ani nie przerwa�a pracy. Kedrigern obserwowa� j� oboj�tnie, tak jak kto�, kto wype�ni� swoje obowi�zki, spogl�da na zaj�tego towarzysza. Traktowa� tego ponurego i strasznego go�cia z ostro�n� �yczliwo�ci� cz�owieka, kt�ry dwukrotnie s�ysza� przera�aj�ce wezwanie na Drug� Stron� i dwukrotnie wyja�niono mu w�r�d licznych przeprosin, �e zasz�a drobna pomy�ka, takie rzeczy czasami si� zdarzaj�, bardzo nam przykro, je�li narazili�my ci� na jakie� niewygody, b�d� tak dobry i nie m�wmy o tym wi�cej. Kedrigern nie cierpia� partactwa, ale bynajmniej nie �ywi� urazy. Wszyscy pope�niamy b��dy, orzek�. Nawet �mier�. Trudno by�o nie lubi� biednej przepracowanej staruszki, kt�rej ju� nie potrafi� si� ba�. Odwiedziwszy ka�dego zabitego, �mier� ustawi�a ich cienie w lu�nym szyku i podesz�a do czarodzieja. Usiad�a na kamieniu, post�kuj�c ze zm�czenia. - Ta wojna zaj�a mi ca�e popo�udnie, a jak tylko ich dostarcz�, ruszam nad rzek� Durdon. Zaraza nawiedzi�a wioski nad rzek�. Niebiosom tylko wiadomo, jak d�ugo tam b�d� uwi�zana. M�wi� ci, dos�ownie lec� z n�g. - Ci�gle nie masz pomocnika? - Ani jednego. I ani odrobiny wsp�czucia. Wszyscy ci�gle bior� sobie wolne dni, ale biednej starej �mierci nie chc� da� urlopu. O nie. I czy s�ysza�am kiedy� chocia� s�owo podzi�kowania? - Spod czarnego kaptura dobieg� kr�tki, chrapliwy, pe�en goryczy �miech. - Jeste� zbyt obowi�zkowa, w tym ca�y k�opot. - Wiem, wiem - przyzna�a �mier� z westchnieniem m�czennicy. - Dawniej mog�am wygospodarowa� troch� czasu na gr� w szachy z klientem, ale teraz... - Nast�pne g��bokie, smutne westchnienie. - To cud, �e jeszcze si� nie pogubi�am. Kedrigern zauwa�y� ze s�odkim, niewinnym u�miechem: - Jak sobie przypominam, par� razy pope�ni�a� omy�k�. �mier� chcia�a wykona� gniewny zamach kos�, ale o ma�o nie roz�upa�a sobie czaszki. Rzuci�a zdenerwowanym tonem: - Obieca�e�, �e nie pi�niesz ani s��wka! Obieca�e�, Kedrigern! - Dotrzyma�em obietnicy. - Och. - Zapad�o d�ugie milczenie, po czym �mier� odezwa�a si� nie�mia�o: - Doceniam twoj� lojalno��. Naprawd�. By�abym bardzo upokorzona, gdyby kto� si� dowiedzia�. - Nikt si� nie dowie. Nie ode mnie - przyrzek� Kedrigern, ale �mier�, ju� bardzo zm�czona, nie zwr�ci�a uwagi na to zapewnienie. - Co innego, gdybym sama pope�ni�a b��d, ale to wszystko wina tych t�pych urz�das�w. No wiesz, dwa razy wysy�ali mnie wyra�nie po czarodzieja, a ty by�e� na miejscu, i oczywi�cie nigdy nie dadz� mi czasu, �eby porz�dnie przeczyta� zlecenie, i pisz� okropnie niewyra�nie, i przekr�caj� po�ow� nazwisk, i... Nigdy nie przyjdzie im do g�owy, �e w okolicy mo�e by� dw�ch czarodziej�w. - Jasne, �e to ich wina. - Trzeba ich przywo�a� do porz�dku. Wyobra�aj� sobie, �e pozjadali wszystkie rozumy, te typki zza biurka. �adnego szacunku dla nas, kt�rzy wykonujemy prawdziw� prac�. - Wsz�dzie jest tak samo - stwierdzi� czarodziej ze wsp�czuj�cym westchnieniem i powoli pokiwa� g�ow�. - Bardzo przyzwoicie si� zachowa�e�, Kedrigern, i nie zapomn� twojej lojalno�ci. Gdybym kiedy�... - �mier� nagle zamilk�a, po czym wsta�a z po�piechem m�wi�c: - Lepiej wr�c� do mojej grupy. Na pocz�tku zawsze s� troch� og�uszeni, ale znasz �o�nierzy. Daj im czas na opami�tanie, a zupe�nie przestan� ci� s�ucha�. - Wydaj� si� troch� niespokojni. - Nie znosz� tego. �o�nierze s� niemo�liwi. Je�li nie b�agaj� o �ask� i nie proponuj� �ap�wek, to gro�� i stawiaj� warunki. A ten j�zyk! Nie uwierzy�by�... Naprawd� musz� i��. �mier� ruszy�a szybkim krokiem, sun�c bezg�o�nie nad rozdart� ziemi�. Po kilku krokach zawaha�a si� i obejrza�a. Kedrigern pomacha� na po�egnanie, ale �mier� zamiast ruszy� dalej zawr�ci�a. - Nie powinnam tego robi�, Kedrigernie, ale tak �adnie si� zachowa�e�... i wiem, �e z pewno�ci� nikomu nie powiesz - zacz�a. - Moje usta s� nieme - zapewni� czarodziej. - Przegl�da�am wykaz. Twoje nazwisko jest na li�cie. W czarodzieja jakby piorun strzeli�. - Moje nazwisko? Moje? - Tak. Pod koniec zimy. - Ale nie mam nawet stu siedemdziesi�ciu lat! Daleko mi do tego! Jestem jeszcze prawie dzieckiem! - zaprotestowa� Kedrigern. - Niemniej jednak widzia�am twoje nazwisko. - Czarodzieje powinni �y� przez stulecia! Czy to nie by�o nazwisko podobne do mojego... Kenneth albo Kenilworth, albo Kepler...? Jeste� ca�kiem pewna? - Jestem pewna - odpar�a �mier�. - Absolutnie pewna? Na mur? Bez cienia w�tpliwo�ci? �mier� nie odezwa�a si� ani s�owem, tylko powoli, powa�nie pochyli�a czarny kaptur. Czarodziej usiad� na kamieniu i otar� pot z czo�a. Podni�s� wzrok z niemym pytaniem. �mier� ponownie kiwn�a g�ow� i powiedzia�a: - Sprawdzi�am bardziej ni� dok�adnie. Wierz mi, to by�o twoje nazwisko. - Pod koniec zimy, m�wi�a�? - Tak. - I to wszystko? Sprawa za�atwiona? Nic nie mo�na zrobi�? �mier� przez chwil� trwa�a w niezr�cznym milczeniu. Wreszcie powiedzia�a: - Nie powinnam tego nikomu m�wi�... - Powiedz mi! �mier� zni�y�a g�os: - Wykaz nie jest zupe�nie uko�czony, dop�ki Wydzia� Statystyczny go nie sprawdzi. Zawsze pozostaje ci nadzieja, �e urz�dnicy znajd� b��d w obliczeniach. To si� zdarza... och, raz czy dwa na tysi�clecie. Kedrigern rozejrza� si�, pochyli� do przodu i zni�y� g�os. - Mo�esz za�atwi�, �eby znale�li b��d? �mier� cofn�a si� o dwa kroki i zesztywnia�a. - M�j drogi Kedrigernie, jak mo�esz nawet proponowa�...! Po tym, jak okaza�am ci uprzejmo��... Och, doprawdy, ci ludzie! Czarodziej wyra�nie si� zmiesza�. - Nie chcia�em... Po prostu jestem wytr�cony z r�wnowagi. Ca�kiem mnie zaskoczy�a�. �mier� odpr�y�a si� lekko i podesz�a o krok bli�ej. - Zawsze zaskakuj� ludzi. Przepraszam. - Czy nic nie mog� poradzi�? - Je�li tw�j czas si� sko�czy�, musz� ci� zabra�. Dobieg�y do nich okrzyki: "�re�! Dajcie �re�!" i "Kto ma co� do picia?" Gromada bladych duch�w unosz�cych si� tu� nad ziemi� zaczyna�a si� niecierpliwi�. Kilka z nich wszcz�o burd�, inni zbierali si� w grupki i wybuchali ha�a�liwym �miechem. Wrzaski: "Co to za mundur?" i "Kiedy nam zap�ac�?" zag�usza�y pierwsze strofki "Ma�ki, c�rki m�ynarza". - Musz� do nich wr�ci� - oznajmi�a �mier�. - Za kilka minut ca�kiem si� rozzuchwal�. Zobaczymy si� wkr�tce, Kedrigernie. Skin�wszy kos� na po�egnanie, ciemna posta� ruszy�a...
vonavi