Autor: Mike Resnick Tytu�: Bacon z komputera (Frankie the Spook) Z "NF" 6/91 Przyci�gaj�c j� do siebie, dysza� ci�ko z nie spe�nionych ��dz; przesun�� r�k� z jej ma�ych po�ladk�w w g�r� ku �ebrom i dalej... Symulowany komputerowo obraz Sir Francisa Bacona przesta� czyta� i skrzywi� si� na ekranie monitora. - To jest okropne - oznajmi� stanowczo. - Naprawd�? - zapyta� Marvin Piltch, gapi�c si� w komputer z nieszcz�liw� min�. Bacon przytakn��. - Jeszcze gorsze od ostatniego kawa�ka. Marvin westchn��. - Tego si� obawia�em. - I to odwo�anie si� do cyca - kontynuowa� Bacon. - Co to w�a�ciwie jest ten cyc? - Damska pier�. - Zgodnie z moim zaprogramowanym s�ownikiem musi to by� szalenie chamska pier�, skoro otrzyma�a tak� nazw�. - C� - powiedzia� Marvin, wzruszaj�c ponownie ramionami - je�li dobrze si� zastanowi�, to chyba tak jest... - To bez sensu - ci�gn�� dalej Bacon. - Jak nazwiesz �okie�? Czy masz dla niego odpowiednio g�upi� nazw�? - Nie - przyzna� Marvin. - Aha - powiedzia� Bacon. - A wi�c uwa�asz, �e �okie� jest lepszy od piersi. Marvin ponownie wzruszy� ramionami. - Musz� przyzna�, �e nie jest to temat, kt�remu ostatnio po�wi�ca�em wiele uwagi. - Wiem. Faktem jest, �e je�li po�wi�ci�e� jakiemukolwiek tematowi cho� odrobin� uwagi, to z pewno�ci� nie ma to odbicia w tym, co piszesz. - A jednak sporo si� zastanawia�em nad pewn� spraw�. - Och - zdziwi� si� Bacon unosz�c brew. - Jak��? Marvin u�miechn�� si�. - My�la�em o tobie. - By�em pewien, �e rozmowa potoczy si� w�a�nie w tym kierunku - powiedzia� Bacon z sarkazmem w g�osie. - A wi�c domy�lasz si�, o co chc� ci� prosi�? - Naturalnie. Marvin pochyli� si� i bacznie wpatrywa� w komputerowy wizerunek Bacona. - Zrobisz to? - Czy najwi�kszy pisarz, jakiego wyda�a ludzko��, napisze za ciebie t� twoj� �a�osn� powie��? - drwi� Bacon. - Z ca�� pewno�ci� nie. - Ale pisa�e� dla Szekspira - zaprotestowa� Marvin. - Dlatego kaza�em memu komputerowi symulowa� w�a�nie ciebie. - Marvin, pisz swoje zaprogramowanie i daj mi �wi�ty spok�j. - To si� nazywa oprogramowanie... - Wszystko jedno. Dla mnie to oczywiste, �e jeste� stworzony do pracy z komputerami. Twoja nieznajomo�� �wiata idzie w parze jedynie z twoj� nieznajomo�ci� j�zyka angielskiego. - Dlatego jeste� mi potrzebny. - Nie. - Ale ja mam kontrakt. - Nie. - I zap�ac� kar� za ka�dy dzie� zw�oki. - To oddaj powie�� w terminie. - Je�li zostanie odrzucona przez wydawc�, musz� odda� zaliczk�. - A co to ma ze mn� wsp�lnego? - Je�li b�d� zmuszony odda� zaliczk�, to b�d� musia� zastawi� komputer, by zdoby� fors�. - �wietnie - powiedzia� Bacon. - Dzi�ki temu wkr�tce b�d� rozmawia� z kim�, kogo powa�nie interesuje wymiana pogl�d�w, a nie jedynie kradzie� cudzych pomys��w. - Ja niczego nie ukrad�em - odparowa� Marvin. - M�wi� to z przykro�ci�, ale w swym nijakim �yciu nie wymy�li�e�, Marvin, nic oryginalnego - z grymasem skwitowa� Bacon. - Szekspir wiedzia� chocia�, �e chce pisa� dramaty. - I ty mu pomog�e�. - Pomog�em? - powt�rzy� Bacon z w�ciek�o�ci� w g�osie. - Jak my�lisz, kto napisa� te wszystkie sztuki? Jego komputerowy wizerunek z trudem odzyskiwa� kontrol� nad sob�. - Ten cz�owiek by� g�upcem, kompletnym i sko�czonym g�upcem! Do dnia �mierci nie potrafi� zrozumie�, dlaczego nie chcia�em napisa� Henryka IX! A mimo to, nawet teraz, tyle wiek�w p�niej, ten dure� zbiera plony za m o j � prac�, m�j talent, m�j geniusz. A ty masz odwag� prosi� mnie, bym ponownie pisa� na czyj� rachunek? - Nie wiedzia�em, �e tyle w tobie goryczy - powiedzia� Marvin. - Czy masz poj�cie, �e ten kretyn chcia� osadzi� Trojlusa i Kresyd� w Rzymie? - M�wiono mi, �e Rzym to pi�kne miasto - o�wiadczy� Marvin. - Taaa... - wymamrota� Bacon. - Wy��cz mnie. - Z�o�y�em ci� do kupy i zostaniesz tu tak d�ugo, dop�ki nie pomo�esz mi wydosta� si� z tarapat�w. Za dwa tygodnie mija termin oddania powie�ci. - M�wiono mi, �e Rzym to pi�kne miasto - z sarkazmem powt�rzy� Bacon. - Mo�e tam uda ci si� ukry� przed wierzycielami. - Wi�c nie chcesz mi pom�c - j�kn�� Marvin. - A ty stanowczo odmawiasz wy��czenia mnie? - Przykro mi - powiedzia� Marvin. - Ale w rzeczy samej, odmawiam. Bacon westchn�� z rezygnacj� w g�osie. - Wiem, �e tego po�a�uj�, ale chcia�bym zapyta�, jak to si� sta�o, �e takie zero literackie jak ty otrzyma�o zam�wienie na powie��? - Kuzyn mojej by�ej �ony jest wydawc�. Dosta�em to zam�wienie jeszcze przed rozwodem. - Ka�dy, kto kupuje od ciebie nie napisan� powie��, zas�uguje na to, co dostanie - powiedzia� Bacon. - Co zgodnie z moj� fachow� opini� oznacza, �e nie dostanie nic. - Ale ja nie mog� zwr�ci� zaliczki - skamla� Marvin. - Ju� j� wyda�em. - Tragedia godna Szekspira - powiedzia� drwi�co Bacon. - Czego chcesz? - Ciszy i spokoju. - Czego chcesz za napisanie tej powie�ci? - Odejd� i daj mi �wi�ty spok�j. - Nie mog�. Pr�cz ciebie nie mam do kogo si� z tym zwr�ci�. - Trzeba by�o zastanowi� si� przed podj�ciem takiego zadania. Nie ka�dy artysta potrafi osi�gn�� wymagane minimum przy pisaniu... jak si� ma nazywa� to twoje opus magnum? - "Panny na godziny". Bacon u�miechn�� si� szeroko. - Mi�ej zabawy. - B�agam ci� - wykrzykn�� z rozpacz� Marvin. - Odmawiam. - Podaj cen�. - Jaki w mym obecnym stanie mog� mie� u�ytek z pieni�dzy? - zapyta� Bacon. - To co by� chcia�? - By� zostawi� mnie w spokoju. Wy��cz komputer. - Nie mog�. Zaproponuj co� innego. Bacon przygl�da� mu si� przez d�u�sz� chwil�, przymru�y� oczy i w zadumie pociera� policzek swymi w�skimi palcami. - Je�li si� zgodz� napisa� za ciebie t� ksi��k�, za��dam w zamian przys�ugi... - ��daj, czego zechcesz - zgodzi� si� Marvin. - Zamierzam napisa� autobiografi�, kt�ra raz i na zawsze wyja�ni spraw� autorstwa sztuk Szekspira. Zobowi��esz si� dopilnowa�, by wydano j� i rozpropagowano na ca�ym �wiecie tak, by w ka�dym nast�pnym wydaniu dzie� Szekspira widnia�o moje nazwisko jako nazwisko prawdziwego autora. - To mo�e ci�gn�� si� latami. - Mam ponad czterysta lat - odpar� Bacon. - Mog� sobie pozwoli� na kilkadziesi�t lat zw�oki. - Ale ja nie mog� - zaprotestowa� Marvin. - W takim razie mi�o by�o ci� pozna�. Wychodz�c z pokoju nie zapomnij zgasi� �wiat�a. - Nie zadowolisz si� eleganckim popiersiem w miejscowym muzeum sztuki? - Do widzenia, Marvin. - A co powiesz na plakaty holograficzne? Mam przyjaciela, kt�ry je robi. Bacon popatrzy� na niego i nawet nie odpowiedzia�. - No dobrze, dobrze - z g��bokim westchnieniem zgodzi� si� Marvin. - Umowa stoi. - Nie mog� zmusi� ci� do dotrzymania jej warunk�w - odrzek� Bacon - ale, jak mi B�g mi�y, je�li z�amiesz dane mi s�owo, b�d� ci� straszy� dniami i nocami do ko�ca twego �ycia. - Mo�esz by� spokojny. - W porz�dku - odpowiedzia� Bacon. - Potrzebne mi s� pewne informacje, zanim zabior� si� do pisania. - To tylko powie�� erotyczna... - Nie b�dzie ni�, gdy j� sko�cz�. Marvin wzruszy� ramionami. - Dobra, pytaj. Je�li nie b�d� mia� materia��w, zdob�d� je. - Zacznijmy od informacji podstawowej... - To znaczy? - Co to takiego te "panny na godziny"? Bacon napisa� powie�� w dziewi�� dni. Marvin zmieni� jedena�cie s��w, kt�rych nie rozumia�. I tylko ich dotyczy�y poprawki, kt�re oszo�omiony redaktor nani�s� w wydawnictwie przed wys�aniem powie�ci do sk�adu. Nast�pnie Marvin zdecydowa� si� na miesi�c wakacji przed rozpocz�ciem poszukiwa� nowych sposob�w zarobienia na �ycie i sp�acenia wierzycieli. Jak si� okaza�o, musia� czeka� na to zaledwie dziewi�tna�cie dni. - To hit! - Piosenki s� hitami. Ksi��ki s� bestsellerami - poprawi� go Bacon. - Niewa�na nazwa, wa�ne, �e jeste�my bogaci! - tu Marvin zrobi� kr�tk� przerw�. - A tak mi�dzy nami m�wi�c, to sk�d u licha znasz takie s�owo jak bestseller? W twoich czasach nie by�o nic takiego. - Jestem tu zamkni�ty dniami i nocami z kup� procesor�w tekst�w - odpowiedzia� Bacon. - Nie maj�c nic lepszego do roboty studiuj� s�owniki. - Ach - powiedzia� Marvin. - A wracaj�c do tematu, pisz� o nas w "New York Timesie". Nazwali powie�� pastiszem el�bieta�skiego dzie�a erotycznego i dodaj�, �e to bardziej zjadliwe ni� "Kandyd". - Ju� od pierwszej strony - odrzek� Bacon z wy�szo�ci�. - I nie by�o w tym nic z pastiszu. Co jeszcze? - spyta� po chwili. - Pisz�, �e jestem geniuszem i �e w dziedzinie erotyki dokona�em czego�, z czym jeszcze nie mieli�my do czynienia. Tych kilku krytyk�w, kt�rzy nie napomykaj� przy okazji o Szekspirze - obraz Bacona drgn�� - por�wnuje mnie do Woltera. - Zdecydowanie drugorz�dny talent - prychn�� Bacon. - No, ale czeg� mo�na si� spodziewa� po krytykach. - Jeste�my na pierwszym miejscu listy bestseller�w, a w ci�gu dw�ch tygodni ukaza�o si� sze�� kolejnych wyda�. - Tylko sze��? - zdziwi� si� Bacon. - Przeceni�em inteligencj� ameryka�skiego czytelnika. - Czy�by? - odpali� Marvin. - Prawie trzy miliony ludzi wybuli�o fors�, by przeczyta� debiut literacki Marvina Piltcha... - nagle z niepokojem przeni�s� ci�ar cia�a z nogi na nog� - oczywi�cie napisan� przy niewielkiej pomocy sir Francisa Bacona. - Przy niewielkiej pomocy - zawy� Bacon. - Ty egocentryczny, egoistyczny... - Nie zapominaj o swoim ci�nieniu - wtr�ci� Marvin. - Ja nie musz� o nim pami�ta�, ty imbecylu - w�cieka� si� Bacon. - Jestem komputerow� symulacj�... - zatrzyma� si� dla nabrania swego elektronicznego tchu. - Co za niewdzi�czno��! Nawet Szekspir dopiero po pi�ciu czy sze�ciu sztukach zacz�� przypisywa� sobie ich autorstwo. - Przepraszam. - Wypada�oby, do choler...
vonavi