Autor: Deborah Wessel Tytu�: Jako i my odpuszczamy naszym winowajcom (As We Forgive Those Who Trespass Against Us) Z "NF" 12/91 Ojciec Malone przesta� modli� si� o spe�nienie swojego najwi�kszego marzenia od dnia, gdy sko�czy� pi��dziesi�t lat. Ju� jako m�ody cz�owiek prosi� Boga o dar pi�knej wymowy i o �ask�, dzi�ki kt�rej potrafi�by swoim przyk�adem zach�ci� jakiego� ch�opca do obrania stanu duchownego. Teraz, jako ma�o przedsi�biorczy, ale zapracowany ksi�dz w parafii �wi�tego R�a�ca mia� zbyt wiele rzeczy, o kt�re powinien si� modli�. Czasami by� tak zaj�ty, �e w og�le brakowa�o mu czasu na modlitw�. Jednak tego w�a�nie ranka ojcu Malone przyda�aby si� chocia� odrobina elokwencji. Co roku w czerwcu wyg�asza� kilka szczerych, porywaj�cych s��w do grupy m�odzie�y, kt�ra mia�a przyst�pi� do sakramentu bierzmowania. Tegoroczne kazanie by�o jeszcze mniej udane ni� zwykle. Nast�pnego dnia przyje�d�a� z Bostonu biskup Davison. Ojciec Malone jasno powiedzia�, �e od m�odzie�y, wkraczaj�cej w doros�e chrze�cija�skie �ycie oczekuje zachowania odpowiedniego do powagi sytuacji. Potem przez prawie kwadrans nak�ania� uczni�w do przeanalizowania cel�w, jakie stawiaj� sobie w �yciu i do por�wnania ich z nauk� Chrystusa. Jednak w tym czasie klasa starannie przygl�da�a si� blatom �awek, ubraniom koleg�w, a przede wszystkim zegarowi wisz�cemu na �cianie. - Tak wi�c, dziewcz�ta i ch�opcy - ko�czy� ojciec Malone, kt�ry nagle poczu� si� zm�czony d�wi�kiem w�asnego g�osu - powinni�cie bra� przyk�ad raczej z waszych rodzic�w i nauczycieli, a najbardziej z nauki naszego Pana Jezusa Chrystusa, nie za� z gwiazd rocka i aktor�w, kt�rzy... Jeden z ch�opc�w zachichota� nagle, patrz�c na innego, kt�ry udawa� gitarzyst�; siedz�ce obok dziewczyny zacz�y si� �mia�. Siostra Anna, stoj�ca z ty�u klasy, spojrza�a i chcia�a ju� podej�� w ich kierunku. Jednak ojciec Malone potrz�sn�� przecz�co g�ow�. Spokojnie sko�czy� m�wi� i wyszed�, ledwie s�ysz�c uprzejme podzi�kowania zakonnicy. Tego wieczora ojciec Malone usiad� na najmniej wygodnym, krytym szorstkim materia�em fotelu. Chcia� by� pewny, �e nie za�nie i zacz�� si� zastanawia�, czym jeszcze powinien si� zaj�� w tym tygodniu. Mia� przecie� na g�owie mas� spraw administracyjnych - bud�et, projekty, raporty. Wszystko, co by�o zwi�zane z dzia�alno�ci� nowoczesnej, du�ej parafii. Ojciec Malone by� doskona�ym administratorem. Chcia�by jeszcze by� lepszym ksi�dzem. Spojrza� przez okno. Ze swojego miejsca widzia� czubki klon�w otaczaj�cych boisko po drugiej stronie ulicy i fragment spokojnego, wieczornego nieba. W�a�ciwie nie lepszym, ale bardziej bezpo�rednim, takim, kt�ry budzi�by zaufanie i sympati� na r�wni z szacunkiem. Kiedy by� ch�opcem, ojciec Simmons stanowi� dla niego najwi�kszy autorytet i to on w�a�nie sprawi�, �e m�ody Malone otworzy� swoje serce na wezwanie Ko�cio�a. Teraz s�u�ba i po�wi�cenie by�y ostatni� rzecz�, kt�ra poci�ga�a m�odzie�. Czy obecno�� ojca Simmonsa mog�aby co� zmieni�? Czy umiej�tno�� nawi�zania kontaktu z lud�mi jest naprawd� taka wa�na...? - To bardzo interesuj�ce pytanie, ojcze - powiedzia� biskup, kt�ry pojawi� si� nagle. Szczup�a posta� wyra�nie odcina�a si� od jasnych drzwi korytarza. Ojciec Malone spojrza� przera�ony, wsta� i zacz�� gor�czkowo szuka� lampy. - Bardzo przepraszam - powiedzia� zmuszaj�c si� do u�miechu, z kt�rym czu� si� jeszcze g�upiej. Nie zna� tego biskupa, a mo�e zapomnia� o um�wionym spotkaniu? - Musia�em... Wydaje mi si�...Chyba si� zdrzemn��em. Nie zauwa�y�em wej�cia waszej ekscelencji. - Oczywi�cie, �e nie. - U�miech nieznajomego by� rozbrajaj�cy, u�cisk r�ki ch�odny, lecz stanowczy. - Czy mog� usi���? - Tak, przepraszam, oczywi�cie. - Bierzmowanie, na pewno o to chodzi. Biskup Davison by� ju� starszym cz�owiekiem, prawdopodobnie zachorowa�. - Zastanawiasz si� - powiedzia� biskup - czy zast�puj� biskupa Davisona. Jeste� zdziwiony moim wczesnym przyjazdem i troch� niezadowolony, �e przy�apa�em ci� w czasie drzemki. Usi�ujesz sobie przypomnie�, czy ju� kiedy� si� spotkali�my. Ksi�dz zaczerwieni� si�. - Obawiam si�, �e... - Nie obawiaj si�. - Biskup podni�s� r�k� i ojciec Malone nagle poczu�, �e ogarnia go spok�j. Jaka� dziwna, obezw�adniaj�ca si�a zatrzyma�a go w fotelu. Biskup by� pe�nym godno�ci, wysokim, przystojnym m�czyzn�, w oczach mia� co� dziwnie jasnego i nieruchomego. - Nie obawiaj si� - powt�rzy�. - Chcia�bym po prostu porozmawia� z tob� o problemach Ko�cio�a i podsun�� ci kilka my�li. Mo�e zdo�am ci pom�c w pokonaniu twoich problem�w. - Moich? - Tak. M�wi� o twoich problemach w nawi�zywaniu kontaktu z m�odzie��. O twoim, nazwijmy to, braku elokwencji. Ludzie nie czuj� si� z tob� swobodnie, ojcze. Nie trafiasz do nich. Ojciec Malone zamkn�� na chwil� oczy i potrz�sn�� g�ow�. Zupe�nie nie m�g� zebra� my�li. - Bardzo chcia�by� do nich dotrze�, prawda? - Biskup m�wi� dalej. Jego g�os by� spokojny, ale stanowczy. - Nie ogranicza� si� do spraw administracyjnych, ale by� duchowym przewodnikiem swojej parafii. Pragniesz, aby m�odzi ludzie poszli za twoim przyk�adem i wst�pili w stan duchowny. Czy� nie, ojcze? Czy nie jest to twoim najwi�kszym pragnieniem? Ksi�dz spr�bowa� wsta�, ale delikatna si�a zatrzyma�a go na miejscu. - Zapewniam ci�, �e to bardzo wznios�y cel - powiedzia� biskup nagle o�ywiony. - W naszym kraju coraz bardziej brakuje ksi�y. W 1967 - przepraszam za ten kr�tki wyk�ad - w 1967 roku w Stanach Zjednoczonych by�o sze��dziesi�t tysi�cy ksi�y. Dzi� zosta�o ju� tylko czterdzie�ci pi��, a liczba wiernych znacznie wzros�a! Czy wiesz, jaki jest dzi� przeci�tny wiek ameryka�skiego ksi�dza? Wiesz? - Przypuszczam, �e mniej wi�cej taki, jak m�j. Oko�o pi��dziesi�tki? - Pi��dziesi�t dziewi�� lat, ojcze. Pi��dziesi�t dziewi��! - Biskup podkre�la� ka�de s�owo uderzaj�c d�oni� o por�cz krzes�a. - Niebezpiecznie blisko wieku emerytalnego, przyjacielu. A co si� stanie, kiedy oni przestan� pracowa�? Kto zast�pi ich w s�u�bie Bo�ej? Ksi�dz potrz�sn�� g�ow� nic nie m�wi�c. By�o to pytanie, kt�re sam cz�sto sobie zadawa�, z odrobin� goryczy obserwuj�c, jak ch�opcy ignoruj� go w czasie lekcji i drwi� z niego. - �miej� si� z ciebie - powiedzia� biskup mi�kko, bez ironii. - Ale nie z twojej wiary. Oni po prostu powierzchownie oceniaj� twoje zachowanie, spos�b bycia. To cecha wszystkich m�odych ludzi. Wydajesz im si� zimny i nieszczery. Ojciec Malone spojrza� przed siebie, zawstydzony prawd�, kt�r� us�ysza�. Ten cz�owiek nie myli� si�. - Ja du�o wiem, ojcze. Wiem, �e twoje �ycie wkr�tce si� zmieni. Ojciec Malone spojrza� zaniepokojony. - Czy moja praca tutaj... hmm... czy maj� zamiar si� mnie... - Nie, nie, nic takiego. Po prostu chc� ci da� szans�. - Biskup si�gn�� do kieszeni i wyj�� g�adkie, srebrne pude�ko. - Kiedy� za�atwiali�my takie sprawy za pomoc� wizji i tajemniczych g�os�w, ale dzi� to denerwuje ludzi. Zreszt� osi�gni�cia techniki s� tak wygodne. Skierowa� pude�ko w stron� telewizora stoj�cego w rogu pokoju. Na ekranie pojawi� si� bardzo wyra�ny obraz. Mia�o si� wra�enie, �e to rzeczywisto��. Ojciec Malone zobaczy� siebie, siedz�cego przy g��wnym stole w czasie jakiej� oficjalnej uroczysto�ci. Na pewno to by� on, ale ca�kiem siwy. Twarz mia� pooran� zmarszczkami. Widzia� siebie jako starego cz�owieka. - To przyj�cie wydane z okazji twojego przej�cia na emerytur�. Masz ponad siedemdziesi�t lat. Sp�jrz uwa�nie na twoich towarzyszy przy stole. By�o tam oko�o dwunastu ludzi, w r�nym wieku. �miali si� i �artowali, ale ich uwaga przez ca�y czas skupiona by�a na nim. W oczach wida� by�o podziw i mi�o��. - To twoi uczniowie, ojcze. Taki �arcik na twoj� cze��. Oni wszyscy odkryli w sobie powo�anie kap�a�skie pod twoim wp�ywem. A jest ich jeszcze wi�cej! Najm�odszy, jak mi si� wydaje, b�dzie wtedy mia� dziesi�� lat. Pomy�l, jak wiele dobrego mogliby uczyni�. Znowu poruszy� srebrnym pude�kiem i obraz znikn��. Ksi�dz jeszcze raz spr�bowa� wsta�, walcz�c z obezw�adniaj�c� go dziwn� si��. - Kim jeste�? - zapyta�, zdziwiony strachem we w�asnym g�osie. - O co chodzi? Biskup siedzia� spokojnie. - Jestem Szatanem - powiedzia� i u�miechn�� si� uspokajaj�co. - Albo raczej jednym z wciele� Szatana. To jest o wiele bardziej skomplikowane, ni� wy, ludzie, sobie wyobra�acie. Wybra�em tak� posta�, �eby nie zdziwi�o ci� moje pojawienie i by� mnie wys�ucha�. Uda�o mi si�, prawda? - To mi si� �ni. Musia�em zasn��. - Oczywi�cie. Ale zapewniam ci�, �e nie obudzisz si�, zanim nie sko�czymy rozmowy. Nie jeste� ciekaw, co chc� ci zaproponowa�? Biskup - wci�� trudno by�o my�le� o nim inaczej - skrzy�owa� r�ce i czeka�. Ojciec Malone przeszed� przez pok�j, pr�buj�c odzyska� jasno�� umys�u. Doszed� do drzwi, potem odwr�ci� si�. - Przypuszczam, �e sam mi to powiesz - us�ysza� sw�j g�os.- No, prosz�! - Chcemy tylko duszy - powiedzia� POWOLI biskup. - Jednej duszy. - Mojej! Chcecie, �ebym sprzeda� wam swoj� dusz�? - Nie, prawd� m�wi�c, nie twoj�. Czyj�� dusz�. Znowu poruszy� srebrnym pude�kiem. Tym razem obraz by� ciemniejszy, postacie id�ce noc� po ulicy. Jedna z nich - m�ody ch�opak - zatrzyma�a si� i wydawa�o si� jakby spojrza�a na Ojca Malone. - Anthony da Silva - powiedzia� biskup - Tony. Poznajesz go? By� to typowy mieszkaniec rybackiej wioski w Nowej Anglii. M�ody, ciemnow�osy, wyra�nie portugalskiego pochodzenia. Ale arogancja, rysuj�ca si� na jego twarzy, mia�a w sobie co� znajomego. - Chyba tak - powiedzia� ksi�dz. - Czy on jest z mojej parafii? - Oficjalnie tak. Ostatni raz by� na mszy w wieku dwunastu lat. Teraz ma siedemna�cie. Kilka miesi�cy temu wybi� szyb� w twoim samo...
vonavi