Anne Barbour - Na jedna karte.pdf

(1583 KB) Pobierz
Microsoft Word - A. Barbour NA JEDN¥ KARTÊ.doc
Anne Barbour
NA JEDN KART
1
1
D o kata, Toby, rzu im par szylingów i ruszajmy w drog! - Wyadowawszy irytacj, d!entelmen z bardzo
dugimi nogami i rkami poprawi si na siedzeniu kariolki i odczeka, a! ubrany w liberi su!#cy, drobny, mo!e
czternastoletni chopak z rozczochranymi wosami, wygrzebie z obszernej kieszeni zalecony dowód askawo%ci
pana. - Bo!e - wyrzeka tymczasem znu!ony d!entelmen, mru!#c piwne oczy. - Ta kocia muzyka jest niezno%na,
czowiekowi mo!e si raz na zawsze odechcie Bath. My%laem, !e obyczaj witania fanfar# ka!dego przybysza
zmar %mierci# naturaln# dawno, dawno temu. Tylko posuchajcie tego nieboraka! Powinno si go wytarza w
smole i pierzu i wepchn# do jego wasnej tr#by!
Kariolka rycho si oddalia. Su!#cy zerkn# jeszcze przez rami na grupk muzykantów, zgromadzon# na
londy-skim trakcie przy rogatce. Na powitanie nastpnego turkocz#cego powozu z ich instrumentów znów trysny
faszywe d/wiki, niczym woda z dziurawej jak sito stra!ackiej sikawki. Gdy odgosy muzykowania ucichy w
oddali, Toby wzruszy w#tymi ramionami.
- Ka!dy musi jako% zarobi na !ycie, milordzie.
Anthony Brent, hrabia Marchfordu, spojrza marsowo na chopaka i zaton# w rozmy%laniach, powoli
przeprowadzaj#c kariolk coraz bardziej zatoczonymi ulicami. To prawda, pomy%la z niechci#, ka!dy musi z
czego% !y, szkoda tylko !e niektórzy postanowili to robi kosztem innych. Gwatownie skrci, !eby unikn#
zderzenia z wózkiem %piesz#cym na targ. Przeklina obowi#zki, które oderway go od spokojnego bytowania w
Londynie. Tutaj nie czu si u siebie. Zdecydowanie wola gwar wielkiego miasta i swoje codzienne
przyzwyczajenia. A najbardziej !aowa, !e nie mo!e by z pann#, o której rk zamierza w tym tygodniu poprosi
jej ojca.
W kieszeni kamizelki szele%ci mu list, powód jego przyjazdu do Bath. Tony, musisz co z tym zrobi! - brzmiaa
pierwsza linijka, tylokrotnie przekre%lana i pisana na nowo, !e staa si prawie nieczytelna. Hrabia westchn#. Ile
razy sysza te sowa od Eleanor? Poczciwa z niej bya kobieta, jak to siostra, ale niezmiennie chciaa w nim
widzie biegego adwokata, czarnoksi!nika i czowieka do czarnej roboty pospou.
Prawd mówi#c, akurat tym razem susznie chyba podniosa larum. Ciotka Edith bya kobiet# bardzo zamo!n#, a
!e mieszkaa samotnie, pozbawiona opieki i porad m!czyzny, stanowia wymarzony cel dla ka!dego naci#gacza,
który poczu zapach jej pienidzy. Ostatnio tak# pijawk# okazaa si kobieta. Najbardziej nienasycona odmiana
tego gatunku, pomy%la markotnie hrabia. Co gorsza, kobieta ta zamieszkaa z ciotk# jako dama do towarzystwa.
Wedug Eleanor, wkrada si ona w aski ciotki tak dalece, !e Edith zacza przeb#kiwa o sporz#dzeniu
poka/nego zapisu w testamencie na rzecz tej osoby. Trzeba niezwocznie co% przedsiwzi#, !eby przywróci
harmoni i spokój w rodzinie, alarmowaa Eleanor.
Starsza pani latami bronia si ze wszystkich si przed towarzystwem. Upieraa si, !e cakowicie wystarcza jej
obecno% su!#cej, do% przera!aj#cej istoty zwanej Granditch. Ostatnimi czasy, jednak!e, jej sprawno%, a
najwidoczniej równie! wola !ycia mocno osaby. Zbyt wiele czasu ciotka Edith spdzaa samotnie w olbrzymim
domu, czasem nawet odmawiaj#c zej%cia na obiad. W ko-cu Eleanor zdoaa uzmysowi ciotce, !e potrzebuje
kogo%, kto by o ni# dba. Kogo% podobnego usposobienia, kto dotrzymywaby jej towarzystwa, a zarazem
nadzorowa prace domowe.
Eleanor podja si wyszuka tak# osob, gdy jednak ciotka Edith upara si przy wasnym wyborze, który pad
na zbiednia#, cho dobrze urodzon# kobiet, polecon# jej przez przyjaciók, hrabia Marchfordu wpad w irytacj i
listownie skarci siostr.
Robisz wiele haasu o nic, El - napisa w po%piechu. - Jeli Edith chce si zadawa z t star pann, to niech si
zadaje.
Teraz z gorycz# duma nad sw# wielk# pomyk#. Najwyra/niej los spata mu figla za to, !e by nieobecny w
chwili, gdy rodzina najbardziej go potrzebowaa. Pozostao mu boryka si z konsekwencjami.
Przynajmniej jednak znalaz si gdzie trzeba w por, by zapobiec powa!niejszym szkodom. Skrci z
londy-skiego traktu w Guinea Lane, a potem w nastpn# ulic prowadz#c# do rezydencji ciotki. Spodziewa si
szybkiego zaatwienia sprawy. Jeszcze przed ko-cem tygodnia naci#gaczka powinna znale/ si z dala od Edith.
=ywi szczer# nadziej, !e jej !#dania nie oka!# si astronomiczne, aczkolwiek by przygotowany na to, by pozby
si oszustki za wszelk# cen. Najchtniej jednak kazaby j# wytarza w smole i pierzu. Postanowi bardzo uwa!a,
2
by nigdy wicej nikt z jego rodziny nie pad upem krwio!erczej harpii.
Ciekawe, czy kiedykolwiek uda mu si dowiedzie, kim bya ta pierwsza. Ta, której chciwo% pogr#!ya jego
rodzin w gbokiej !aobie. To pytanie zadawa sobie w ostatnich latach wielokrotnie.
Pokona zakrt Cottles Lane i wjecha na Rivers Street. Tam wreszcie ujrza promyczek so-ca w otaczaj#cej go
ponurej mgle. Wa%ciwie nawet dwa promyczki. Przecie! cieszy si na wizyt u ciotki, któr# spo%ród krewnych
starszego pokolenia lubi najbardziej. No, i bya te! Meg, czyli inaczej mówi#c Margaret, jego modsza siostra.
Ko-czya wa%nie elitarne seminarium dla panien w Bath, do którego uczszczaa przez ostatnie lata, i miaa
spdzi u lady Edith kilka tygodni przed wyjazdem do Londynu, gdzie w domu Eleanor czekay j# przygotowania
do debiutu w towarzystwie.
Hrabia u%miechn# si do siebie. Pomy%la, !e tydzie- w towarzystwie Meg zrekompensuje mu uci#!liwo%
obowi#zku, który go tu wezwa, jego siostra bya bowiem radosna, !ywioowa i niezaprzeczalnie urocza. W
przestronne zakole Royal Crescent skrci wic przekonany, !e oczekuje najbli!szych dni ze znacznie wiksz#
ochot#, ni! s#dzi przed chwil#. Przytrzymuj#c cylinder z bobrowej skórki, by uchroni go przed bij#cymi ze
wszystkich stron gwatownymi podmuchami wiatru, omiót spojrzeniem szereg budynków, ci#gn#cy si przed jego
oczami. Wielu uwa!ao je za szczyt europejskiej elegancji.
Energicznie skierowa kariolk ku rezydencji ciotki Edith, niespodziewanie jednak musia pow%ci#gn# konie, ten
biegn#cy z prawej strony poderwa bowiem przednie kopyta, posz#c tym swojego towarzysza po lewej. Hrabia
szybko opanowa sytuacj, wnet te! dostrzeg przyczyn chwilowego zamieszania. Z parku przy Royal Crescent
wybieg na jezdni piesek, który prawdopodobnie uzna, !e konie pojawiy si tam wy#cznie dla jego rozrywki.
Rzuci si nagle w stron podkutych kopyt, w%ciekle ujadaj#c.
- Honey! Honey! Wracaj natychmiast! - Lord Marchford podniós wzrok i ujrza mod# kobiet, wbiegaj#c# za
psem na jezdni, prosto pod jego kariolk. Bya wysoka, ubrana bardzo przecitnie i cakiem obojtna na
niebezpiecze-stwo. Porwaa psa na rce.
Hrabia zakl#, raz jeszcze %ci#gn# wodze i wcisn# je w rce zaskoczonemu Toby’emu. Jednym susem znalaz si
na jezdni i mocno chwyciwszy mod# kobiet, odci#gn# j# od kariolki.
- Postradaa% rozum, kobieto?! Moga% straci !ycie albo okaleczy mi konie!
- Bardzo przepraszam - sapna. - Nie zdawaam sobie sprawy...
- To wida. - Pu%ci j# i cofn# si o krok, by si jej przyjrze. Nie wygl#daa niechlujnie. Praktyczny kostium z
merynosowej weny nie by krzykiem mody, ale sprawia cakiem eleganckie wra!enie. Spod ciemnoszarego
czepka wystawa kosmyk ciemnych wosów. Wzi#wszy wszystko pod uwag, hrabia uzna, !e nigdy w !yciu nie
patrzy na bardziej bezbarwn# posta. Gdy odci#gn# j# od koni przemkno mu nawet przez my%l, !e uleci z jego
obj jak k#b dymu.
- Naprawd bardzo przepraszam - powiedziaa cicho, ze stosown# skromno%ci# spuszczaj#c oczy na spaniela,
wierc#cemu si na jej rkach. - Honey jest urocza, ale nie ma ani krzty rozumu. Baam si, !e konie j# stratuj#.
W tonie jej gosu dawao si zauwa!y opakany brak choby cienia skruchy, tote! hrabia si nasro!y.
- Skoro mowa o braku rozumu, moja pani... - zacz#, ale kobieta zaja si tymczasem psem, po cichu czyni#c mu
agodne wyrzuty.
U%wiadomiwszy sobie, !e stoj# prawie dokadnie przed domem ciotki Edith, hrabia poleci Toby’emu
odprowadzi kariolk do stajni, sam za% przeszed na chodnik, %ladem kobiety. Odwrócia si do niego ponownie i
spojrzaa mu w oczy.
- Masz wszelkie prawo by zdenerwowany, panie - powiedziaa, mile si do niego u%miechaj#c. Przypomniaa mu
si niania, która darzya go dokadnie takim samym u%miechem, kiedy by akurat wyj#tkowo niegrzeczny. - Ale na
szcz%cie nic si nie stao.
Ju! mia ostro zareplikowa, ze zdziwieniem stwierdzi jednak, !e kobieta wchodzi po schodkach, na których
wa%nie postawi nog. Nie bya w niczyim towarzystwie, co wicej nie miaa ani lat, ani zapewne tak!e pozycji
spoecznej, które wskazywayby, !e mo!e skada towarzysk# wizyt lady Edith Brent.
- Czy przysza%, pani, odwiedzi lady Edith? - spyta zaintrygowany.
- Nie - odpara, znów przesyaj#c mu miy u%miech. - Ja tu mieszkam. Jestem jej dam# do towarzystwa. Nazywam
si Alison Fox. A ty, panie...
Lord Marchford zdrtwia. Bo!e. Czy!by ta szara myszka bya w rzeczywisto%ci niebezpiecznym drapie!nikiem,
którego mia unieszkodliwi?
- Jestem Anthony Brent, hrabia Marchfordu - powiedzia zdecydowanie. Wiatr i wysiek fizyczny sprawiy, !e
blade policzki kobiety nabray jasnoró!owego odcienia. Teraz hrabia z niejak# satysfakcj# obserwowa, jak krew
odpywa jej z twarzy. Kobieta kurczowo zacisna donie na kutej porczy i przez chwil wygl#daa tak, jakby
miaa zemdle. Zaraz jednak wzia gboki oddech i wyprostowaa ramiona.
- Ja nie... Och, chc powiedzie, !e lady Edith czsto o tobie wspomina, panie, ale nie wiedziaam, !e ci
oczekuje.
Doszli do drzwi, wic panna Fox odwrócia si, by je otworzy. Hrabia przepu%ci j# i wszed do domu.
- Moje odwiedziny nie s# zapowiedziane - odrzek gadko, dla zaakcentowania ironii tych sów patrz#c jej prosto
3
w oczy. - Ale ufam, !e nie przyjechaem w nieodpowiedniej chwili.
Panna Fox poo!ya smuk# do- na gardle.
- Nie, naturalnie !e nie - powiedziaa cicho. - Lady Edith bdzie zachwycona, milordzie...
- March! - rozleg si ciepy kobiecy gos i hrabia zobaczy drobn# kobiet, zstpuj#c# ku niemu z pitra.
Siwiutkie wosy %wiadczyy o jej zaawansowanym wieku, mimo to poruszaa si spr!y%cie i z wdzikiem. - Mój
kochaniutki March! Czemu mnie nie zawiadomie%, !e przyje!d!asz?
Lady Edith Brent pada bratankowi w ramiona i w jego objciach cakiem dosownie stracia kontakt z ziemi#.
Roze%miaa si cichutko.
Hrabia ostro!nie odstawi starsz# pani# na podog i przyjrza jej si z pewnym zdziwieniem. Wygl#daa dziesi
lat modziej, ni! gdy j# ostatnio widzia. Troch przybraa na wadze, a oczy skrzyy jej si wigorem. Czy!by tak#
odmian spowodowaa ta szara myszka? Ta maa naci#gaczka?
- Chciaem ci zrobi niespodziank, ciociu - powiedzia i roze%mia si do wtóru.
- Paskudnik - czule zajaa go ciotka. - Miaby% za swoje, gdyby% tu przyszed i nas nie zasta. Ostatnimi czasy
bardzo polubiy%my plotki i ploteczki. Ojej - zreflektowaa si. - Przecie! jeszcze nie poznae% Alison, to znaczy
panny Fox. - Zwrócia si do modej kobiety: - Kochaniutka, poznaj, prosz, tego nicponia, mojego bratanka.
Hrabia spowa!nia, skoni si sztywno. Alison odwrócia gow i podaa mu lodowat# rk.
- Ju! si znamy, ciociu. Spotkali%my si, !e tak powiem, na dworze.
Panna Fox, która zdejmowaa akurat pelisk, znieruchomiaa i podniosa oczy, by pierwszy raz spojrze prosto na
niego. Hrabiego omal nie sparali!owao, tak przenikliwe byo spojrzenie jej elektryzuj#cych, zadziwiaj#co
bkitnych oczu. Poczu nagle wokó siebie niezwyke ciepo. Sta przez moment w gbokim oszoomieniu i
patrzy, jak panna Fox uwalnia spod czepka gst# grzyw l%ni#cych, czarnych wosów. Jak moga mu si wyda
bezbarwna?
- Na dworze? - zainteresowaa si lady Edith. - Och, Alison, tylko mi nie mów, !e wysza% z Honey. Tyle razy ci
prosiam, !eby% zo!ya ten obowi#zek na którego% z lokajów. To taka niezno%na psina.
Panna Fox zmusia si do u%miechu, cho jej oczy pozostay powa!ne.
- Park po drugiej stronie ulicy jest cakiem bezpieczny, milady. Ma ogrodzenie, wic Honey nie ucieknie.
Hrabia zwróci uwag na cichy i melodyjny gos panny Fox. Je%li wra!enie go nie mylio, usysza w nim ton
szczerej paniki. Czy!by od dawna liczya si z przybyciem którego% z krewnych ciotki Edith, gotowego zniweczy
jej intryg?
- Chod/my do salonu. - Lady Edith zaprowadzia bratanka z sieni do du!ego, miego pokoju. Panna Fox powloka
si za nimi, wyra/nie skrpowana.
- Przepraszam, milady - powiedziaa przy drzwiach i zawrócia. - Pani i pan hrabia na pewno chcecie...
- Duby smalone - energicznie odpara lady Edith. - Od dawna ju! chciaam ci przedstawi mojemu ulubionemu
bratankowi.
U%miechna si do hrabiego, który zagodnia i cicho si roze%mia.
- Nie bierz mnie, ciociu, na plewy. Przecie! jestem twoim jedynym bratankiem. - Jego %miech nagle zamar, rysy
twarzy znów mu st!ay.
Lady Edith natychmiast stana przy nim i uja go za rk.
- To prawda, mój kochaniutki - powiedziaa skwapliwie. - Ale usi#d/, je%li aska. - Potem zwrócia si do Alison:
- Zadzwo-, prosz, !eby przyniesiono nam herbat. - Na twarzy panny Fox znów pojawi si lekki rumieniec. - A
ty, March, chod/, mam tu dla ciebie miejsce... - Lady Edith spocza na sofie przy kominku i poklepaa poduszk
obok siebie. - I powiedz, co ci sprowadza do Bath. Czy su!ba ju! wniosa twoje baga!e?
Hrabia lekko usiad tam, gdzie go proszono.
- Nie, ciociu. Nawet nie chciabym burzy spokoju twojego domostwa. Zamierzam spdzi w Bath okoo
tygodnia, wic zatrzymam si w York House. Do ciebie zajrzaem tylko powiedzie dzie- dobry i ju! niezwocznie
si tam udaj.
- Ale... - zacza lady Edith. - A wa%ciwie, co tam... - Rozo!ya rce. - Za to mam nadziej, !e przyjdziesz do
mnie dzi% na kolacj. Potem mo!esz nam towarzyszy do Górnych Sal Asamblowych. W mie%cie towarzystwa jest
teraz jak na lekarstwo, ale i tak zobaczysz wiele znajomych twarzy.
- Z najwiksz# przyjemno%ci#, ciociu - powiedzia ciepo lord Marchford, przy okazji konotuj#c w pamici, !e
przyjciem zaproszenia jeszcze bardziej zmiesza pann Fox.
- Och, March! - Lady Edith klasna w donie. - Jutro zjawi si Meggie! Bdzie wniebowzita, kiedy ci tu
zastanie.
- Tak. - Hrabia znów si rozchmurzy, a nawet powesela. - Posiadanie brata w Londynie zawsze dawao jej
poczucie wyj#tkowego statusu w%ród kole!anek ze szkoy. Jestem w peni przygotowany na tysi#ce pyta- o
sprawki regenta i jego %wity. Musz jednak wyzna, !e tym razem nie bd mia wiele do powiedzenia, jako !e
nieczsto obracamy si w tych samych krgach, za co zreszt# ka!dego ranka wznosz dzikczynne mody.
Konwersacja zwrócia si ku tematom bardziej ogólnym. Masters, wieloletni kamerdyner lady Edith, poda
herbat i przed wyj%ciem z salonu wykona bardzo efektowny ukon. Lord Marchford uczstowa panie, a
4
przynajmniej jedn# z nich, naj%wie!szymi plotkami z towarzystwa. Wyjawi te!, !e zamierza zwróci si do
wicehrabiego Briscombe o rk czcigodnej Frances Milford.
- Wprawdzie nie powinienem rozmawia z tob#, ciociu, o sprawie tak delikatnej natury, póki zarczyny nie stan#
si faktem, ale jestem pewien, !e Eleanor ju! was o tym powiadomia. Od miesi#ca siedzi mi na karku i nalega,
!ebym speni swój obowi#zek.
- No, có!. - Ciotka Edith nabia na widelczyk male-ki ks makowca. - Zaiste, Eleanor pisaa do mnie, !e
sprawiasz wra!enie, jakby% mia sabo% do tej panny, nie miaam jednak pojcia, !e sprawy zaszy a! tak daleko.
Ale skoro zaszy - lady Edith otara k#cik ust serwetk# - to co tu jeszcze robisz? Czy przypadkiem nie powiniene%
klcze w salonie Milfordów?
Lord Marchford dozna niezwykego %ciskania w !o#dku. Ciotka z pewno%ci# nie podejrzewaa, !e wizyt o tej
porze zo!y jedynie po to, by odwlec stoj#ce przed nim przykre zadanie. Co za% do zarczyn, to wcale nie
wyczekiwa ich z wielk# niecierpliwo%ci#, w duchu przekonywa si jednak, !e gdy rytua si dopeni, jego !ycie
znów potoczy si jasno wytyczon# %cie!k#. Po wieloletniej su!bie towarzyskiej w roli jednej z najlepszych partii
w%ród kawalerów wielkiego %wiata uzna wreszcie, !e czas podj# krok odpowiedni do jego pozycji. Nie waha si
dugo nad wybrank#. Zadowolio go stwierdzenie, !e Frances Milford jest materiaem na idealn# hrabin, co w
gruncie rzeczy wcale go nie dziwio, jako !e wychowywano j# z my%l# o takiej lub podobnej pozycji. Od czubka
elegancko ufryzowanej gowy po koniuszki palców u stóp, obutych w eleganckie pantofelki, stanowia wzorzec
tego, co stosowne i w dobrym gu%cie. Nie bya chichotliw# panienk#. Przeciwnie, w peni zdawaa sobie spraw ze
swego znaczenia i z szacunku nale!nego jej stanowi, aczkolwiek nie zadzieraa z tego powodu nosa. Wiedziaa te!,
jak zachowa si w towarzystwie, i korzystaa z tego, by uchroni si przed opini# w%cibskiej i zarozumiaej
pannicy. Najwiksze zadowolenie hrabiego budzia jednak nie wyra!ona wprost obietnica, !e Frances nigdy nie
zakóci normalnego toku jego !ycia. Mógby wic spdza dugie godziny w klubie, gdzie wypadao mu si
pokazywa, i w ulubionych domach gry, gdzie czsto bywa, cho wysoko%ci# stawek nigdy nie przekracza granic
rozwagi. Mógby nawet wzi# sobie kochank, nie nara!aj#c si na pretensje, cho tego raczej nie przewidywa,
uwa!a bowiem takie zachowanie za niegodne swojej pozycji. Frances bdzie pani# jego domu, matk# dzieci i
%wiadectwem statusu, jaki przysuguje mu w !yciu. Krótko mówi#c, bdzie wygodn# !on#. Nic dziwnego, !e chcia
jak najszybciej zako-czy sw# dra!liw# misj w Bath i schroni si u jej boku.
- Wszystko w swoim czasie, ciociu - powiedzia, patrz#c z u%miechem, mia nadziej, naturalnym, w oczy lady
Edith. Zerkn# na pann Fox, która zdawaa si mocno za!enowana udziaem w rozmowie o prywatnych sprawach
rodziny. Bkitnych oczu nie zobaczy, ich posiadaczka spu%cia bowiem powieki i patrzya na fili!ank herbaty,
któr# trzymaa na kolanach. Odniós wra!enie, !e leciutko dr!y jej rka. - Panno Fox, radbym usysze co% o pani.
Nerwowo drgna; rumieniec na jej policzkach znacznie si pogbi. Obrzucia go niespokojnym spojrzeniem,
pod wpywem którego hrabia poczu co% dziwnego w %rodku. Mia wra!enie, !e tonie w bkicie tych niezwykych
oczu. Lekko si poruszy, zirytowany sw# nieoczekiwan# i bardzo niepo!#dan# sabo%ci#. Skierowa wic my%li na
co% znacznie bardziej przyziemnego. Ten p#s jest u niej jak najbardziej na miejscu, uzna, z rado%ci# odkrywaj#c u
siebie nowe pokady cynizmu. Ciekawe, czy jak rasowa kurtyzana umie si zarumieni na !yczenie, czy te!
naprawd jest zakopotana. Szczerze mia nadziej, !e zachodzi druga mo!liwo%.
Odpowied/ panny Fox bya jednak bardzo spokojna.
- Niewiele mam do opowiedzenia, milordzie. Pochodz z Hertfordshire. Jestem jedynaczk#, córk# pastora z
Ridstowe. Po jego %mierci, mniej wicej trzy lata temu, lady Strangeways zaprosia mnie do siebie. Byam jej dam#
do towarzystwa. Gdy i ona odesza, przyja mnie pod swój dach lady Edith.
- Augusta Strangeways bya moj# najdro!sz# przyjaciók# - dodaa lady Edith i zamrugaa. - W modo%ci bya
najbardziej poch# istot#, jak# mo!na sobie wyobrazi, potem jednak, w starszym wieku, odk#d zostaa wdow#,
zacza stroni od ludzi. Ale gdy Alison u niej zamieszkaa, wiele razy syszaam od Augusty, jak polubia t mi#
dziewczyn. Z przyjemno%ci# wic wziam j# potem do siebie. I nie !auj tego ani troch. Wniosa do mojego
domu tyle rado%ci...! - Wyci#gna rk i poklepaa Alison po doni, na co ta odpowiedziaa ciepym u%miechem.
Hrabia poczu, !e wszystko si w nim gotuje.
- Zaiste niesamowite, co za szcz%liwy przypadek - mrukn#, spogl#daj#c kpi#co na pann Fox.
W kilka chwil pó/niej dopi herbat i wsta z sofy. Zapewniaj#c, !e z przyjemno%ci# wróci wieczorem, elegancko
si skoni i ozdobiwszy ukon zamaszystym gestem rki trzymaj#cej bobrowy cylinder, podany przez Mastersa,
wyszed.
- No, no! - wykrzykna lady Edith, odwracaj#c si, by przej% do pokoju dziennego. - Co za urocza
niespodzianka. Musisz dzi% wieczorem wo!y t niebiesk# lustrynow# sukni i do tego... ojej, co si stao,
kochane-ka?
Gdy tylko zamkny si drzwi za hrabi# Marchfordu, pann# Fox zatrzsy gwatowne dreszcze i bezwadnie
osuna si na poblisk# aw.
- Lady Edith! - wyszeptaa pobielaymi wargami. - On przyjecha tu za mn#. Wiedziaam, !e tak bdzie. Lord
Marchford przyjecha mnie zniszczy.
2
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin