Marinelli Carol - Zauroczenie.doc

(419 KB) Pobierz

 

 

 

 

Carol Marinelli

 

Zauroczenie

 

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY 

Meg zdjęła identyfikator i stetoskop i wrzuciłaje do  szafki, po czym, korzystając z tego, że w przebieralni nie  było nikogo, głośno zatrzasnęła drzwi, aby wyładować  chociaż część frustracji, a następnie, dla wzmocnienia  efektu, zrobiła to ponownie.  Nie pomogło.  Właściwie nawet tego nie oczekiwała.  – Witaj, Meg! – Jess zdyszana wpadła do pokoju  iwbłyskawicznym tempie zaczęła się rozbierać. – Od  trzydziestu lat jestem pielęgniarką i po raz pierwszy się  spóźniłam. Dasz wiarę?  Gdybychodziło okogoś innego, Meg zpewnościąby  nie uwierzyła. Dla Jess, która uczyła się zawodu w czasachsztywnychsio śtrprzełożonych iwykrochmalonych  uniformów, punktualność była kwestią honoru, a nieodłącznym atrybutem noszony w widocznym miejscu  mały kieszonkowy zegarek.  – Powiedz mi, czy to Carla, wiesz, ta, która studiuje  pielęgniarstwo, wybiegłastądprzed chwilą zalana  łzami?  Meg skinęłagłową, ale ku wyraźnemu rozczarowaniu  Jess nie podjęła tematu.  – Sądziłam, że zupełnie dobrze sobie radzi, przynajmniej  podczas dziennych dyżurów. – Irlandzki akcent  Jess był tak wyraźny jak u matki Meg. Być może  dlatego, ilekroć Jess sięzbliżała, Meg czuła się, jakby za  chwilęmiałabyć przezniąskarcona.–Pewnienieźlejej  nagadałaś.  – Wcale jej nie nagadałam. – Meg wciągnęła szorty  i T-shirt i zaczęła rozczesywać swoje długie, ciemne  włosy, spięte pod pielęgniarskim czepkiem przez całą  noc, po czym związała je w konśki ogon. – Byłapo  prostu roztrzęsiona z powodu pacjenta, którego nam  w nocy przywieziono.  – A więc miałyście dużo pracy?  – Nie, właściwie nie. – Meg zamilkła na chwilę,  rozpuściławłosy i ponownie je rozczesując, dodała:  – Straciliśmy w nocy dziecko.  Jess przerwała napełnianie kieszeni nożyczkami,  szczypczykami i innymi przyborami niezbędnymi pielęgniarkom  z oddziału nagłych wypadków, i po chwili  milczenia zapytała:  – Ile miało lat?  – Dwa.  Większość pielęgniarek w takiej sytuacji zaczęłaby  szczegółowo opowiadać o tym, jak małe dziecko pozostawiono  w kąpieli bez opieki, i jak sanitariusze wbiegli  do szpitala z nie dającym żadnych oznak życia bezwładnym  ciałkiem. Wszyscy zdawali sobie sprawę,że kontynuowanie  reanimacji nie ma sensu, ale nikt nie chciał  tego głośno powiedzieć.  A potem ta straszna rozmowa z rodzicami dziecka  iświadomość bezsensowności tej śmierci.  Meg nie chciała o tym mówić. Uporała się wreszcie  zwłosami i odwróciła się do Jess.  –Uważałam, że powinnam pomóc jej przez to  przejść.To była jej pierwsza śmierć–oznajmiła.  –Biedna Carla –westchnęła Jess. –Pierwsza śmierć  jest zawsze dużym przeżyciem, szczególnie wtedy, gdy  odchodzi dziecko. Czy chcesz, żebym z niąo tym  porozmawiała?  Intencje Jess były z pewnościądobre, ale Meg  pokręciłagłową.  –Wzięła kilka dni wolnego, ta przerwa dobrze jej  zrobi. Ale mogędo niej zadzwonići zapytać, czy nie  chciałaby wpaśćna kawęijeszcze raz o tym porozmawiać.  –A ty, Meg? –Jess spojrzała na niąniepewnie. –Ty  nie chcesz o tym pogadać? –Czekała na odpowiedź, ale  Meg milczała. –Jeśli nie czujesz siędobrze...  –Nic mi nie jest, taka jest ta nasza praca. Zdążyłam  sięjużdo tego przyzwyczaić.  –Wiem. Tylko że... –Jess z trudem przełknęłaślinę  –takie rzeczy zawsze na nas działająi jeśli potrzebujesz  z kimśpogadać, to jestem do dyspozycji.  Meg uśmiechnęła sięuspokajająco.  –Nic mi nie jest, Jess. Naprawdę.  Jess bywała trochęirytująca, czasami nieco zanadto  dramatyzowała, ale intencje z pewnościąmiała dobre.  Gdyby siedziały przy filiżance kawy, Meg byćmoże  otworzyłaby sięnawet przed nią. Jednak sytuacja, gdy  Jess miała za chwilęobjąćdyżur, a Meg właśnie go  skończyła, nie zdawała siętemu sprzyjać.  Jess wiedziała, że rozmowa jest skończona, przestała  więc naciskać.  –Zostaniesz, żeby poznać nowego konsultanta?  –zapytała, zmieniając temat.  –Zupełnie o tym zapomniałam. On dziśzaczyna?  –Właśnie. Bufet przygotowałnawet z tej okazji  sniadanie dla personelu. Chyba nie masz zamiaru zrezygnować z poczęstunku i z okazji poznania nowego  i podobno wielce obiecującego nabytku?  Meg uśmiechnęła sięsceptycznie.  –Mam na ten temat inne zdanie. Z tego, co słyszałam,  doktor Flynn Kelsey przez ostatnie dwa lata  prowadziłw instytucie jakieśprace badawcze.  –To prawda, ale dotyczyły one urazów i reanimacji.  Tak czy inaczej dobrze, że kogośprzyjęli. Doktor  Campbell nie mógłjużdłużej pracowaćsam. Kto wie?  Może od razu przypadnąsobie do gustu i wkrótce okaże  się,że ten nowy to rzeczywiście fantastyczny lekarz.  –Jeśli jest taki dobry, to po co na dwa lata zagrzebał  sięw książkach po uszy? Praktyka ma o wiele większe  znaczenie –stwierdziła stanowczo Meg.  –A więc nie zostaniesz, żeby go powitać?  –Co sięodwlecze, to nie uciecze.  –Nie daj sięprosić–nalegała Jess. –Skuśsię  chociażna szybkąkawę.  Meg ziewnęła ostentacyjnie.  –Naprawdę, Jess, jestem wykończona. W tej chwili  łóżkojestdlamnienajwiększąatrakcją. –Wzięładoręki  torbęi przerzuciłająprzez ramię. –Trzymaj się.  –W progu zatrzymała sięna chwilę. –Och, jeszcze  jedno, Jess. Zostawiłam wszystkie papiery dotyczące  Luke’a, tego zmarłego dziecka, w biurze szefa oddziału.  Doktor Leighton powinien wpisaćwszystkie leki, które  zostały podane. Ich wykaz przypięłam do karty wypadkowej.  – Oczywiście.  Kiedy Meg odwróciła się do drzwi, z jej ust wyrwało  się ciche westchnienie:  – Biedne dziecko. – Po czym szybko się zreflektowała  i zdusiła emocje w kolejnym, potężnym ziewnie ˛ciu. – Padam z nóg. Lepiej będzie, jak już pójdę do  domu.  W istocie Meg nie była zmęczona ani trochę. Kiedy  wyjeżdżała z parkingu, zastanawiała się nawet, czy nie  zrobić po drodze zakupów. Natychmiast jednak uznała  ten pomysł za zbyt trywialny w obliczu tamtej tragedii.  Biedne dziecko.  Jadąc wzdłuż wybrzeża, przez chwilę wahała się, czy  nie wpaść po drodze do rodziców. I chociaż myśl  o herbacie, grzankach i współczuciu matki była bardzo  pociągająca, to jednak szybko sięrozmyśliła i skierowała  w stronę wiodącej pod górę drogi, gdzie stał jej dom.  Krzywiąc się przy zmianie biegów, uzmysłowiła  sobie,dlaczego bolijąręka.Przypomniała sobiedoktora  Leightonawpatrującego sięwpłaskąlinięna monitorze.  – Ciągniemy to jużod czterdziestu pięciu minut. Bez  powodzenia. Uważam, że powinniśmy to przerwać. Czy  sąjakieś wątpliwości?  Ampułka z adrenaliną, którątrzymaław ręku, pękła  nagle, ale Meg nawet nie drgnęła.  – Może jeszcze nie przerywajmy, przynajmniej nie  wtedy, kiedy będę rozmawiała z jego rodzicami. Może  to przyniesie im ulgę,że wciążgo ratujemy. –Wyrzuciła  zgniecioną ampułkę do kosza i nalepiła plaster na  małą, lecz głębokąrankę, po czym odetchnęłagłęboko  i skierowała się do poczekalni, aby przekazać rodzicom  tragiczną wiadomość. A potem ten wyraz rozpaczy na  ich twarzach, gdy weszli, aby pożegnać się ze swoim  dzieckiem.  Piękny widok na leżącą w dole zatokę tym razem nie  przyniośł Meg ukojenia. W uszach wciąż dźwięczała jej  rozmowa z rodzicami chłopca.  Pokonywałatę drogę setki, a może nawet tysiące  razy. Pamiętała każdy, najmniejszy nawet zakręt, każdą  zmianę biegów, która zapewniała bezpieczną jazdę do  domu. Tym razem jednak wstrząsający obraz małego  Luke’a i jego matki, który jej nie opuszczał, łzy, które  napłynęły jej do oczu, szloch, który nagle wyrwał się  z jej ust – wszystko to w znacznym stopniu osłabiło jej  koncentrację.I właśnie wtedy, w ułamku sekundy  zakręt, który tyle razy brała niemal z zamkniętymi  oczami, niespodziewanie ją zaskoczył.  Z przerażeniem uświadomiła sobie, że jedzie za  szybko. Zanim jednak zdołała nacisnąć na hamulec,  auto wypadło z drogi. Nie miała czasu na nic – była tylko  porażająca bezradność, gdy usłyszała krzyk, huk metalu  i trzask rozsypującego się dookoła szkła.  Porażający uszy krzyk zdawał się trwać bez końca.  Pomyślała o matce Luke’a. Dopiero wtedy, gdy auto  przekoziołkowało i gdy Meg poczuła, jak kierownica  wbija się jej w klatkę piersiową, krzyk nagle zamarł  i w ostatnim przebłysku świadomości zdała sobie sprawe ˛,że tym kimś, kto tak głośno krzyczał,była ona sama. 

ROZDZIAŁ DRUGI 

– Jużdobrze, Meg. Wydostaniemy cięstąd, jak tylko  to będzie możliwe. – Znajomy głos Kena Holmesa,  jednego z paramedyków, którego Meg poznała w pogotowiu,  przywołał ją do życia.  Wszystko było znajome: unieruchamiający szyję  kołnierz, sonda do ucha kontrolująca poziom nasycenia  organizmu tlenem. Meg często wyjeżdżała do wypadko ´wzzespołemratunkowymiznała proceduręorazcały  ekwipunek aż do najmniejszego szczegółu. Ale to wcale  nie poprawiało jej samopoczucia. Ani trochę.  Poranne słońce świeciło jaskrawo i dopiero teraz  Meg zdała sobie sprawę, w jakiej znalazła się sytuacji.  Jej samochód, lub raczej to, co z niego zostało, wbił się  w pień potężnego drzewa. Dochodzące do jej uszu  trzaski nie zapowiadały niczego dobrego.  Siedziałaz głowąodrzuconądo tyłu, obserwując, jak  masywny stalowy łańcuch powoli opasuje drzewo. Po  chwili poczuła silne szarpnięcie, gdy pętla zacisnęła się  wokół pnia. Bolałają każda część ciała, jej język był  opuchnięty i czuła smak spływającej do gardła krwi.  – Ile czasu trzeba, aby jąstąd uwolnić? – usłyszała  tuż za sobą głęboki męski głos.  Nie znała go. Dopiero teraz zorientowała się,że ktoś  jest w samochodzie razem z nią.  – Starają się zabezpieczyć drzewo. Dodatkowy  sprzęt jest już w drodze.  – Jak długo to potrwa? – Wgłosie nieznajomego  słychać było zniecierpliwienie.  – Dwadzieścia minut, najwyżej pół godziny.  – Chcę jej podłączyć jeszcze jednąkroplówkę i zbadac ´ obrażenia. Ken, przyjdź tu i przytrzymaj jej głowę.  Ja muszę przejść do przodu.  – Nie poczekasz do przybycia reszty sprzętu?  – Nie. A ty? –Wgłosie nieznajomego tym razem nie  było nawet śladu zniecierpliwienia, a tylko pełne napięcia  wyczekiwanie.  Ale Ken się nie wahał.  – Spróbuję wejść z drugiej strony.  – Doskonale.  Przytłumiony umysł Meg usiłował rozpoznać męski  głos, który spokojnie wydawał polecenia, gdy Ken  wśliznął się do środka i teraz to on podtrzymywał jej  głowę, podczas gdy jego tajemniczy towarzysz usiłował  przedostać się górą na połamane siedzenie obok niej.  Niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu Meg  mogła jedynie słuchać jego ciężkiego oddechu i rzucanych  od czasu do czasu przeklenśtw, gdy jakaś gałąź  albo kawałek pogiętego żelastwa stawały mu na drodze.  – Masz na imię Meg, prawda?  Usiłowała skinąć głową, ale kołnierz nie pozwalał na  najdrobniejszy nawet ruch. Usiłowała odpowiedzieć, ale  wargi po prostu jej nie słuchały.  – Już dobrze – rzekł nieznajomy, widząc, jak Meg  zmaga się ze sobą. – Nie musisz nic mówić. Nazywam  się Flynn Kelsey. Jestem lekarzem i za chwilę mam  zamiar wprowadzić ci igłę wżyłę ręki, żeby dostarczyć  organizmowi trochę więcej płynów, zanim cię stąd  wydobędziemy.  Najwyraźniej nie miał pojęcia, że Meg jest pielęgniarką. Prawdopodobnie doszedł do wniosku, że paramedycy  poznali jej imię z prawa jazdy albo z dowodu  rejestracyjnego. To niesamowite, jak jej umysł usiłował  skoncentrować się na najdrobniejszych i nie mających  żadnego znaczenia detalach, jak starał się nie dopuścić,  aby dotarło do niej, w jak niebezpiecznej znalazła się  sytuacji.  Z niepokojem obserwowała, jak Flynn Kelsey zabiera  się do pracy. Był dobrze zbudowany i niewielka  przestrzeń, jaką miał do dyspozycji, nie ułatwiałamu  zadania, chociaż zdawał się tego nie dostrzegać. Zdjął  jedynie ciężki pomarańczowy kask i spokojnie przystąpił do pracy. Zauważyła, że ma szare oczy, wysokie  kości policzkowe i dobrze ostrzyżone, ciemne włosy.  Mimo iż był starannie ogolony, na jego twarzy można  było dostrzec cień zarostu.  Od czasu do czasu traciła go z oczu. Unieruchomiona  głowa uniemożliwiała jej podążanie za nim wzrokiem,  mimo to przez cały czas wiedziała, że jest przy niej.  Czuła jego dotyk i spokojny oddech. Ponownie pojawił  się w jej polu widzenia i gdy na sekundę jego chłodne,  szare oczy zetknęły się z jej badawczym wzrokiem,  uśmiechnął się, jakby chciał dodać jej odwagi.  – Wszystko wskazuje na to, że zostaniemy tu jeszcze  przez jakiś czas – oznajmił.  – Dlaczego nie można mnie stąd wyciągnąć? – To  były pierwsze wypowiedziane przez nią słowa, ale jej  głos był tak ochrypły i cichy, że Flynn musiał pochylić  się jeszcze niżej, aby ją zrozumieć.  – Gdy tylko samochódbędzie trochę bardziej bezpieczny,  zrobimy to natychmiast.  Ta wymijająca odpowiedź zaniepokoiłają jeszcze  bardziej. Wciągnęłagłęboko powietrze i mocno zacisne ˛ła powieki. Flynn domyślił się,że jest przerażona.  – Należysz do kobiet, które lubiąznać prawdę, tak?  – Umilkł na chwilę, po czym dodał: – Twój samochód  wypadł z drogi na Elbow’s Bend. Znasz to miejsce?  Meg znała je doskonale. Stąd można było podziwiać  wspaniały widok na leżącą sto metrów niżej zatokę.  – Na szczęście grupa drzew uchroniła cię przed  stoczeniem się wdół. I oto teraz jesteśmy na wąskiej  skalnej półce, dzięki której mamy trochęmiejsca do pracy.  Meg usłyszała szczękanie własnych zębów, gdy  Flynn spokojnym głosem ciągnął:  – Samochód zatrzymał się na drzewach, a strażacy  wszystko zabezpieczyli i na razie nic nam nie grozi.  Jednak zanim przyjedzie reszta sprzętu, lepiej nie  zaczynać akcji na własną rękę.  Nie powiedział, jak niebezpieczna jest jej sytuacja,  zanim przybyły ekipy ratunkowe. Ani słowem nie  wspomniał też, jak bardzo obaj z Kenem ryzykowali, by  znaleźć się razem z nią w tym samochodzie.  Nie musiał. Meg zbyt często wyjeżdżała do wypadko ´w, aby sobie z tego nie zdawać sprawy.  – Wkrótce będziesz zupełnie bezpieczna.  – Nie odchodź! – zachrypiała, nie otwierając oczu.  – Och, nie mam takiego zamiaru. Spędzimy tu razem  jeszcze trochę czasu. Czy wiesz, gdzie jesteś?  Pytanie na pozór zdawało się bezsensowne, ale  Meg wiedziała, że Flynn bada jej stan pod kątem  neurologicznym.  – W moim samochodzie, lub raczej w jego smętnych  resztkach.  – Zgadza się. – ś cisnął jej rękę, gdy zaczęłapłakać.  – Ale to tylko samochód; ty żyjesz i to jest najważniejsze.  Pamiętasz, co się stało? Czy możesz sobie przypomniec ´, co spowodowało ten wypadek? – Patrząc na jej  zapłakanątwarz, postanowił zmienić taktykę. – Wrócimy  do tego później, kiedy znajdziemy się w szpitalu.  Porozmawiajmy teraz o przyjemniejszych rzeczach.  Opowiedz mi coś o sobie, Meg.  Chciała pokręcić głową, ale nic z tego nie wyszło.  – Jestem zmęczona.  – Nie zgadzam się, Meg! Jeśli ja mogę zostać z tobą,  totymożeszprzynajmniej zemnąporozmawiać.– Mówił  stanowczym głosem, starając się nie dopuścić,by  zasnęła. – Masz męża? Chłopaka? Opowiesz mi o nim?  – Rozstaliśmy się. – Otworzyła lekko oczy i natychmiast  je zmrużyła, gdy ostre promienie słońca przedarły  się przez gałęzie drzew. Miałazłotobrązowe oczy,  prawie bursztynowe w słońcu, obramowane gęstymi,  ciemnymi rzęsami, na których lśniły krople łez. – Oszukał  mnie.  Tak łatwo było to powiedzieć, czuła się jednak zbyt  zmęczona, a sprawa wydawała się zbyt skomplikowana,  by ją teraz wyjaśniać.  – A więc jest głupi! – zdecydował Flynn. – Zapomnij  o nim.  – Właśnie nad tym pracuję.  Flynnroześmiał się.świecił jejteraz woczymaleńką  latareczką.  – Zapomnij o nim przynajmniej na chwilę. Pomyśl  o czymś, co naprawdę lubisz. Niczego nie będę ci  sugerował. A więc co najlepiej poprawia ci nastrój?  Milczała. Pragnęła po prostu, aby nikt jej nie przeszkadzał.  Przymknęła oczy, marząc, by Flynn sobie  poszedł i zostawił ją w spokoju.  – Meg! Z trudem podniosła powieki. – Jestem zmęczona.  – A ja znudzony. Meg, pogadaj ze mną. Jeśli mam tu  z tobą siedzieć, to przynajmniej mnie zabawiaj.  – Plaża. – Odkaszlnęła i przesunęłajęzykiem po  zaschniętych wargach. – Lubię chodzić na plażę.  – Mieszkasz blisko plaży?  – Niezupełnie.  Była już naprawdę zmęczona. Powieki ciążyły jej  coraz bardziej i coraz trudniejsza była walka ze snem.  – To zbyt kosztowne, prawda? Meg, nie zasypiaj!  Opowiedz mi o tej plaży.  – Mama i tata...  – Czy oni mieszkają w pobliżu plaży?  – Na plaży – poprawiła go.  – I pewnie często tam wpadasz? Uśmiechnęła się leciutko. – Mama mówi, że traktuję hotel... – Wszystko jej się  pomieszało. – Traktuję dom jak... – Przymknęła oczy, na  próżno usiłując znaleźć właściwe słowo.  – Jakhotel? –ś wiatłolatarkiponowniezaatakowało  jej oczy. – I pewnie tak jest. No więc co robisz na tej  plaży? Uprawiasz surfing? Narciarstwo wodne? – dociekałuparcie.  – Otwórzoczy ipowiedz mi, corobisz natej  plaży, Meg?!  Promienie słońca były takie jasne, ciepłe i przyjemne.  Kiedy zamknęła oczy, usłyszała szum oceanu i niejasno  wyobraziła sobie, że leży na miękkim piasku.  – Meg! – To był znowu on. Znowu nie pozwalał jej  śnić. – Co robisz na plaży?  – ś pię.  Słyszała, jak Flynn jednocześnie śmieje się i dobrodusznie  złorzeczy.  – Na dobrą sprawę, Ken, ona sama się zahipnotyzowała.  Powiedz im, że mogą się brać do roboty.  Meg nie wiedziała, czy to na skutek nalegania  Flynna, czy też drzewo było dostatecznie zabezpieczone,  ale nagle ,,szczęki życia’’ zaczęły odcinać dach  samochodu z taką łatwością, jakby miały do czynienia  z kartonowym pudełkiem. Hałas był ogłuszający,  a wszystko dookoła trzęsło się tak, jakby za chwilę  miało się rozlecieć.  Przez cały czas jednak Flynn był przy niej i trzymał ją  za rękę,aż w końcu pojawił się nad nimi strażak. Przez  ostatnią godzinę Meg marzyła tylko o tym, aby wydostac ´ się z tego wraka; kiedy jednak ta chwila nadeszła,  znowuogarnął jąstrach.Chwyciła mocniej rękę Flynna.  – Będzie mnie bolało.  – Wytrzymasz. W karetce dam ci coś przeciwbólowego.  – Obiecujesz? Uśmiechnął się do niej. – Zaufaj mi. – Uwolnił palce z jej uścisku. – Przejdę  dookoła, żeby ci podtrzymać głowę, kiedy będą cię  wyciągać. W karetce znowu będę do ciebie mówił.  Musiała się tym zadowolić.  Podtrzymywał jej głowę, gdy ratownicy podnosili ją  do góry, a takżepóźniej, gdy powoli szli w kierunku  drogi. Chciał mieć pewność,że jej szyja będzie w odpowiedniej  pozycji aż do chwili, gdy prześwietlenie  pokaże, czy kręgi szyjne nie uległy jakiemuś uszkodzeniu.  I chociaż Meg nigdy w życiu tak nie cierpiała, to  jednak czuła się bezpiecznie. Wiedziała, że jest w dobrych  rękach – dosłownie i w przenośni.  Silne dłonie ułożyłyją delikatnie na noszach i po  chwili poczuła wstrząs, gdy ratownicy ruszyli z nią  w kierunku czekającej w pobliżu karetki. Przez cały czas  docierały do niej fragmenty rozmów między policją  a strażakami.  – ...żadnego śladu poślizgu.  – ś wiadkowie twierdzą,że zjechała od razu w dół.  – Właśnie skończyła nocny dyżur...  To była typowa wymiana zdań, jaką Meg słyszała  prawie każdego dnia, maleńkie kawałki układanki,  które, pracowicie poskładane, utworząłańcuch prowadzący do wypadku. Tylko że tym razem to chodziło  o nią.  Kiedyumieszczonojąwkaretce, przesunęłakoniuszkiem  języka po wyschniętych wargach.  – Gdzie jest Flynn? Ken pogłaskał ją po ramieniu. – Zaraz przyjdzie.  – Obiecał,żetu będzie.  – Daj mu jeszcze chwilę, Meg. Miał ciężki ranek.  Słowa Kena zdawały się nie mieć sensu. W końcu to  ona cierpi, a nie Flynn.  – Na co tym razem narzeka? – To był ponownie  Flynn, trochę bledszy, ale uśmiech miał wciąż ten sam  i to samo łobuzerskie spojrzenie.  – Dobrze się czujesz?  Meg już otwierała usta, by mu odpowiedzieć, gdy  zorientowała się,że pytanie Ken skierował do Flynna.  Flynn mruknął coś pod nosem o ,,wrednej szarlotce’’  i po przyjęciu od Kena miętusa wziął do ręki maleńką  latarkę i zaświecił nią w oczy Meg.  – Ona bardzo cierpi, Flynn, ale podstawowe funkcje  życiowepozostająwnormie.Czymożemyjużjechać do  szpitala?  – Muszę ją przedtem zbadać. – Szybko wyciągnął  stetoskop i zaczął nim delikatnie wodzić po obolałej  i posiniaczonej klatce piersiowej Meg. – Drogi oddechowe  w porządku – mruknął. – Czy bardzo boli?  – Ja nie... – zachrypiała. Flynn wyjął stetoskop z uszu i nachylił się nad nią. – O co chodzi, Meg?  – Ja nie... – Ale nie mogła dokończyć zdania. Łzy  napłynęły jej do oczu, a z ust wyrwało się łkanie.  – W porządku, Meg. Nic nie mów. Jesteś już bezpieczna.  Zaraz dam ci coś przeciwbólowego. – Zacisnął  wargi i Meg zauważyła, że na jego czole pojawiły się  krople potu, ale głos wciąż brzmiał pewnie. – Najważniejsze,  że już cię z tego wyciągnęliśmy – powtórzył.  Jego szare oczy zdawały się przenikać ją na wylot  i Meg ze zdumieniem stwierdziła, że nie jest w stanie  oderwać od niego wzroku, nawet wtedy, gdy odezwała  się syrena i karetka ruszyła. Zrobiony przez Flynna  zastrzyk najwyraźniej zaczął działać. Czuła, jak jej  powiekistająsięcorazcięższe ipochwili zapadławsen.  – Meg O’Sullivan! Nie spodziewaliśmy się ciebie  tak szybko i nie mów czasem, że jesteś tu z tęsknoty za  nami – żartowała Jess, gdy załoga karetki przenosiła  Meg na wózek.  – A może ona po prostu cię sprawdza – roześmiał się  Ken Holmes, gdy personel oddziału nagłych wypadków  zamieniał należące do ratowników monitory i ekwipunek  na własny sprzęt.  – Lub... – Jess uśmiechnęła się, zakładając mankiet  do mierzenia ciśnienia krwi na obolałe ramię Meg  – zdecydowała, że chce poznać nowego konsultanta.  – To ona tu pracuje?  – Ona tu pracuje – zauważyła nieco sarkastycznie  Meg.  Brwi Flynna uniosły się odrobinę, podczas gdy jego  palce z wielką wprawą badały jej brzuch.  – A co konkretnie robisz, Meg?  – To samo co Jess.  – A co robi Jess?  O Chryste, po co te wszystkie pytania? Jedyne, czego  naprawdę pragnęła, to zasnąć. Zamknęła oczy, usiłując  ignorować Flynna, który ciągnął dochodzenie.  – Meg, jaką pracę tu wykonujesz? – Jego ostry głos  nie pozwalał jej zasnąć.  – Jestem pielęgniarką – odparła niechętnie. Może teraz zostawi ją w spokoju. – Jaki mamy dziś dzień?  19  Badanie najwyraźniej nie było jeszcze skończone.  Teraz przyszła kolej na kontrolę odruchów. Podnosząc  lekko jej nogi i pukając w kolana, Flynn powtórzył  pytanie.  – A więc, Meg, jaki mamy dziś dzień?  – Dzień wypłaty. Jess roześmiała się. – To też, dzięki Bogu – dodała. – Debet na mojej  karcie kredytowej urośł już pewnie niebotycznie. Ale  teraz, Meg, bądź grzeczna i powiedz panu doktorowi,  jaki mamy dzień,żeby mógł wreszcie pójść na dobrze  zasłużone śniadanie.  – Wtorek. – Nie, wtorek był wczoraj. Meg zawsze  się wszystko plątało po nocnym dyżurze. – ś roda  – powiedziała stanowczo. – Dzisiaj jest środa.  – Pamiętasz, co się stało?  – Miałam wypadek.  – To prawda. Chodzi mi jednak o to, co się  wydarzyło przed wypadkiem. Pamiętasz, jak do niego  doszło?  Otworzyła usta, by mu wyjaśnić, jak doszło do tej  katastrofy, w nadziei, że w końcu da jej spokój, kiedy  jednak postanowiła to zrobić, poczuła się tak, jakby  chciała odtworzyć sen. Drobne fragmenty sekwencji  zdarzeń przebiegały jej przez głowę, lecz chociaż  bardzo chciała je zatrzymać, szybko umykały.  – Możeszsobieprzypomnieć?–powtórzyłłagodnie.  – Nie – odparła i to słowo nagle jąprzeraziło.  – Przypomnisz sobie. Potrzebujesz tylko nieco więcej  czasu. Musimy zrobić jej tomografię komputerową  kręgów szyjnych, głowy i brzucha –dodał, zwracając się  do Jess. –Potrzebny też będzie rentgen klatki piersiowej  i brzucha, no i zapas krwi na wypadek, gdyby konieczna  była transfuzja. Poza tym myślę,że dobrze byłoby  założyć cewnik.  – Nie. – Tym razem głos Meg zabrzmiał o wiele  bardziej stanowczo, i Flynn i Jess odwrócili się do niej  równocześnie. –Nie – powtórzyła. – Nie chcę cewnika.  – W porządku – zgodził się Flynn. – Jeśli jednak nie  oddasz moczu w ciągu najbliższej godziny, nie będzie  wyjścia. – Ponownie zwrócił się do Jess. – Oczywiście,  na razie nie wolno jej przyjmować niczego doustnie.  Muszę teraz odbyć pewnąrozmowę, ale zaraz potem tu  wrócę i sprawdzę, co się dzieje. Dzwoń do mnie, jeśli  zauważysz coś niepokojącego. I staraj się nie podawać  jejwięcejśrodkówprzeciwbólowych.Muszęsporządzić  pełną ocenę neurologiczną.  Podszedł do łóżka i przez chwilę patrzył na pacjentke ˛. Jej rozsypane na poduszce włosy były zmierzwione  ipełne szkła, na policzkach miała smugi zaschniętej  krwi, a usta rozbite i opuchnięte. Mimo to wokół niej  panowała jakaś dziwna aura dostojenśtwa, która połączona  z nieufnym, ale nieco wyniosłym spojrzeniem,  sprawiła, żekąciki jego ust leciutko zadrżały.  – Odchodzisz? – Pytanie było dziwne i Meg nie  mogła uwierzyć,że je zadała.  – Tylko na chwilę. Niedługo wrócę sprawdzić, jak  sięczujesz. –Wyraźnieuspokojonaopadłanapoduszkę.  –Jeśli będziesz grzeczna, przyniesiemy ci drożdżówkę.  Zamknęła oczy i, mając jego obraz pod powiekami,  zapadła w sen.  – Ona się budzi.  – Zostaw ją, Kathy. Pielęgniarka powiedziała, żeby  jej nie przeszkadzać. – Ostry głos Mary O’Sullivan, na  dźwięk którego Meg odruchowo stawała na baczność,  zupełnie nie działał na jej siostrę.  – To było dwie godziny temu. Chcę tylko się  przekonać,że nic jej nie jest – odparła Kathy, zerkając  z niepokojem na siostrę. Obudziłaś się–wyszeptała i jej  oczy wypełniły się łzami.  – Na Boga, Kathy, czy ty nie rozumiesz prostych  poleceń?Pielęgniarkamówiła,żebyzostawićjąwspokoju.  – Cześć,mamo –wymamrotałaMeg. –Przepraszam  za wszystkie kłopoty.  – Nie byłożadnych kłopotów, jeśli nie liczyć mojego  ataku serca, kiedy policja zapukała do naszych drzwi.  – Ten żart był gorszy niż największa bura i Meg znowu  zamknęła oczy. – Dobrze się czujesz, skarbie?  Meg skinęłagłową. Teraz, gdy zdjęto jej kołnierz,  mogła wreszcie wykonać przynajmniej ten ruch. W piersiach  czuła taki ból, jakby przygniatał jąjakiś okropny  ciężar. Matka gawędziła z niąjeszcze przez chwilę, ale  gdy wskazówki zegara pokazały szośtąi matka zaczęła  się zbierać do domu, Meg przyjęła to z prawdziwąulgą.  – Ta miła irlandzka pielęgniarka, Jess, bardzo nas  podtrzymała na duchu. Skończyła już dyżur, ale przed  wyjściem powiedziała, że powinnaś dużo wypoczywać.  Teraz więc, kiedy doszłaś do siebie, zabiorę ojca do  domu. Miałwziąć insulinę już półgodziny temu. Wrócę  tu jutro rano, ale wieczorem zadzwonię jeszcze. Idziesz,  Kathy? – zapytała, zwracając się do młodszej córki.  – Nie. – Meg czuła, jak łóżko poruszyło się, gdy  Kathy się na nim usadowiła. – Zostanę z nią. Jake mnie  później podwiezie... A z tą policją to był żart – dodała  Kathy, kiedy rodzice wyszli z pokoju.  – Odkąd to mama żartuje?  – Zawsze kiedyś jest ten pierwszy raz. Byłam na  basenie, na hydroterapii, kiedy Jess zawiadomiła o wypadku  Jake’a, a on naszą mamę.  Meg spojrzała na siostrę. Jej zmierzwione jasne  włosy i ostry zapach chloru zdawały się potwierdzać jej  wersję.  – Mówisz więc, że nie było policji?  – Nie. – Kathy roześmiała się, ale jej pełne łez  oczy zadawałykłam beztroskiej paplaninie. – Właściwie  to wyświadczyłaś mi przysługę. Mają nowego  szefa od fizykoterapii i ćwiczenia, jakie każą mi  wykonywać,są chyba takie jak na obozie w wojsku.  A mama, niezależnie od tego, co mówi, spędziławspaniałe  popołudnie, rozmawiając z Jess o swojej ukochanej  Irlandii.  Meg miała ochotę się uśmiechnąć, ale jakoś nic jej  z tego nie wyszło.  – Ona bardzo to przeżyła, wiesz. – Kathy ścisnęła  rękę Meg. – Naprawdę.  – A teraz jest zła.  – Przecież wiesz, jaka jest mama.  Meg wiedziała o tym aż za dobrze. Ostatnie miesiące  były koszmarne. Już sam fakt, że po osiemnastu miesiącach  znajomości odkryła, że jej chłopak, którego tak  kochała i z którym wiązała duże nadzieje na wspólną  przyszłość, jest żonaty, był okropny. Jednak jakby tego  byłomało, okazało się,że jest on mężem siostry jej  koleżanki. No i sprawa stała się głośna. Tak więc Meg  nie tylko czuła dezaprobatę personelu w szpitalu w Melbourne,  ale również musiała się uporać z niezadowoleniem  matki.  Mary O’Sullivan natomiast wcale nie była pewna, co  uważać za większe nieszczęście: czy to, że jej starsza  córka została napiętnowana jako osoba rozbijająca rodzine ˛, czy też niezaprzeczalny fakt, żeta córka nie jest  już dziewicą.  A teraz rozbiła samochód.  – Okropny rok. Nienawidzę go.  – Wiem, ale przecież zawsze jest następny.  – Następny pewnie będzie taki sam.  – Nie – zaprotestowała Kathy. – Masz nowąpracę,  nowych przyjaciół i nowe życie. Musisz się tylko  odrobinę wyluzować.  – Wyluzować?!  – Spróbuj się przed ludźmi otworzyć.świat jest  piękny. Wiem, że Vince cię zranił, ale nie wszyscy są  tacy jak on.  Na wspomnienie jego imienia z oczu Meg popłynął  strumieńłez.Niepłakałaodchwili,gdyzesobązerwali,  a już na pewno nie w obecności innych osób, ale tamta  zdrada i ten dzisiejszy ból stanowiły tak straszliwe  połączenie, żepłacz stał się jedynie jego naturalną  konsekwencją.  – Mam dla ciebie wiadomość, która być może choć  trochę cię pocieszy – oznajmiła Kathy z przejęciem.  Widok siostry, która nigdy nie płakała, a teraz roniła łzy  w poduszkę,był dla niej prawdziwą torturą. – Co byś  powiedziała na to, aby zostać moją druhną?  I nagle, jakby ktoś zakręcił kranik, Meg przestała  płakać i spojrzała ze zdumieniem na siostrę.  – Jesteś zaręczona?  – Tak. Od... – spojrzała na zegarek – od dwudziestu  czterech godzin. Oświadczył mi się wczoraj wieczorem.  – Kto, Jake? Kathy zaśmiała się cicho. – Nie, konduktor z tramwaju. Oczywiście, że Jake.  – Co mama na to?  – Fakt, że chcemy zaręczyć się już w walentynki,  wywołał kilka podejrzliwych pytań, ale w końcu udało  sięmamę przekonać,żeniechodzioprzyspieszonyślub.  ż e po prostu bardzo się kochamy i chcemy być razem  tak szybko, jak to tylko jest możliwe. Mama nalega  oczywiście na przyjęcie zaręczynowe, ale my chcemy,  żeby to była jedynie trochę bardziej uroczysta kolacja.  Meg roześmiała się, chociaż wcale nie przyszło jej to  łatwo.  – A więc jutro spędzi niewątpliwie cały dzień przy  telefonie, wydzwaniając do niezliczonych krewnych.  – Pewnie tak – przyznała Kathy. – Ale później nie  omieszka przyjść do ciebie – dodała pospiesznie. – Chyba  się ulotnię, bo idzie Flynn.  – Flynn? To ty go znasz? – zdziwiła się Meg.  – To przyjaciel Jake’a... – Kathy urwała, ponieważ  Flynn zbliżył się właśnie do łóżka Meg.  – Dobry wieczór! – Skinął głową obu siostrom.  – Cześć, Flynn. Muszę lecieć. Zobaczymy się jutro,  siostrzyczko. – Pocałowała Meg w policzek i opuściła  pokój.  – Jak się czujesz?  – Lepiej. Boli mnie wszystko, ale w sumie lepiej.  – Czuła, że się czerwieni.  – To dobrze. Miałaś ogromne szczęście. Wyniki  wszystkichbadań sąwporządku.Pozalicznymistłuczeniami,  których skutki będziesz odczuwała jeszcze przez  jakiś czas, i lekkim wstrząsem mózgu, wyszłaś z tego  obronnąręką. –Przezchwilę patrzył wswojenotatki,po  czym podjął indagację. – Czy przypomniałaś sobie, jak  doszło do wypadku?  Meg pokręciłagłową i w innych okolicznościach  pewnie by się do tego ograniczyła, tym razem jednak coś  kazało jej przedłużyć rozmowę.  – Nie, ale przypomniałam sobie, że obiecałeś mi  drożdżówkę. Zapomniałeś, prawda?  Jednak próba nakłonienia go do zmiany tematu nie  powiodła się.  – Policja podejrzewa, że zasnęłaś za kierownicą.  Zakłopotana jego urzędowym tonem czuła, że czerwieni  się jeszcze bardziej.  – Nie zasnęłam.  – Nie znaleźli żadnych śladów hamowania. Poza  tym Jess mówiła mi, żebyłaś bardzo zmęczona, kiedy  skończyłaś dyżur. Tego nie zanotowałem. – Przeczesał  palcami włosy. – Dlaczego, do diabła, nie wzięłaś  taksówki?! – spytał z rozdrażnieniem.  Wiedziała, że Flynn nie ma racji, ale luka w pamięci  pozbawiałają argumentów.  – Nie zasnęłam – powtórzyła z uporem.  – Policja...  – Policja się myli – odparowała szybko. – A poza  tym to nie twoja sprawa. – Wiedziała, że jej zachowanie  pozostawia wiele do życzenia, ale w jego obecności po  prostu nie była sobą. A może jednak była? Może  zmieniała się w tamtą Meg, która nie znała jeszcze  Vince’a.  Jednak Flynn był innego zdania.  – To jest moja sprawa, młoda damo – odrzekł sucho.  – Stało się tak dziś rano, dokładnie o ośmej, kiedy  stabilizowałem twoje kręgi szyjne we wraku samochodu.  – Jego głos brzmiał szorstko i bardzo urzędowo.  – To moja sprawa, odkąd dowiedziałem się,że jedna  z moich pielęgniarek była po nocnym dyżurze tak  cholernie zmęczona, że niewiele brakowało, aby zabiła  samąsiebie. Sama więcwidzisz, Meg,że to jednak moja  sprawa.  I chociaż w jego głosie słychać byłozłość, to jednak  ani razu nie wspomniał o realnym niebezpieczenśtwie,  na jakie dobrowolnie się narażał, zostając z niąw samochodzie  aż do zakończenia akcji. I właśnie to, że  dysponując takim argumentem, nie zdecydował się go  użyć, ogromnie ją poruszyło.  – Rozmawiałem z twoimi rodzicami – dodał. – Jutro  będziesz mogła opuścić szpital, pod warunkiem jednak,  że się u nich zatrzymasz.  – Tego mi tylko brakowało – mruknęła Meg.  – Zanim wyjdziesz, przyjdzie do ciebie fizykoterapeuta  i pokaże ci kilka ćwiczeń oddechowych.  – Nie. Flynn westchnął ciężko, nie kryjąc irytacji. – Rozumiem, że nie chciałaś cewnika, ale na litość  boską, co masz przeciwko fizykoterapeucie?  – Nie rozumiesz.  – No to mnie oświeć.  – Na tym oddziale fizykoterapeutą jest Jake Reece  – zaczęła Meg, rozglądając się dookoła, by się upewnić,  że w pobliżu nie ma Kathy.  – Nie rozumiem, w czym problem.  – On się żeni z moją siostrą. Twarz Flynna rozjaśniła się w szerokim uśmiechu. – JakeiKathypobierająsię?Tofantastycznawiadomos ´ć! – Spojrzał na nią z zakłopotaniem. – Dlaczego  więc, na Boga, nie chcesz, żeby do ciebie przyszedł?  – Ponieważ, w przeciwienśtwie do ciebie, wcale  mnie ta wiadomość nie zachwyca.  – Dlaczego? – zawołał ze zdumieniem i Meg nie  mogła pojąć,że Flynn nie potrafi zrozumieć, co ona  czuje.  – On jest jej fizykoterapeutą, na litość boską. Kathy  jest upośledzona. Ten związek, to nie jest w porządku.  Wyraz jego twarzy nagle się zmienił. Zaskoczenie  zastąpił wyraźny niesmak.  – Tylko nie staraj się mi powiedzieć,że jesteś aż tak  politycznie poprawny, że nawet tego nie zauważyłeś.  – Oczywiście, że zauważyłem. Kathy sama mi równiez ˙ o tym mówiła. W przeciwienśtwie do ciebie, ona  wydaje się nie mieć z tym żadnego problemu. O ile  pamiętam z naszych rozmów, ma od urodzenia łagodne  porażenie mózgowe, co powoduje, że trochę utyka i ma  pewne kłopoty z mową. Nie powiedziała mi natomiast,  ale szybko sam to odkryłem, że ma szczęście być  wesołą, pogodną, wrażliwą i bardzo atrakcyjną kobietą.  – On jest starszy od niej o dziesięć lat.  – Za to nikogo jeszcze nie wieszają. – Przez chwilę  obserwował ją w milczeniu, po czym dodał: – Jak sama  powiedziałaś, jest jej fizykoterapeutą, a nie lekarzem.  Gdybyś zamiast ich krytykować, spędziła z nimi trochę  czasu, mogłabyś być mile zaskoczona.  Podpisał jej wypis ze szpitala i bez słowa opuścił  pokój. Została sama i jej jedynym pragnieniem było  zapaść się jak najszybciej pod ziemię. 

ROZDZIAŁ TRZECI 

Dziecinśtwo Meg skończyło się, gdy miała dziewięć  lat, a dokładnie w dniu, w którym na świat przyszła  Kathy. Spędzaładługie popołudnia w szkolnej świetlicy,  podczas gdy jej matka odbywałaz młodszą córką  bezustanne wizyty u pediatrów, terapeutów mowy i terapeuto ´w zajęciowych.  Jedynąosobą, która doskonale sobie z tym wszystkim  radziła, była Kathy. Na przekór ponurym prognozom  specjalistów z uporem pokonywała wszelkie zahamowania  i przeszkody. Aż w końcu, w wieku czterech lat,  zrobiła pierwszy samodzielny krok. Dzięki niezwykle  pogodnej naturze z łatwością nawiązywała przyjaźnie;  nie można było jednak wykluczyć,że tak jak inne  podobne do niej dzieci stanie się ofiarą czyjegoś okrucien śtwa czy bezmyślności.  Tak więc od dnia, gdy Kathy przywieziono ze  szpitala do domu, Meg przejęła odpowiedzialność za  opiekę nad nią. Wyglądało to tak, jakby Meg miała  wbudowanyradar nastawiony naswojąmałąsiostrzyczke ˛. I chociaż Kathy miała już dziewiętnaście lat i była  wyjątkowo atrakcyjną kobietą, ten radar wciąż działał.  Opiekuńcze uczucia Meg nigdy nie osłabły. To właśnie  dlatego odnosiła się do Jake’a z taką rezerwą. Po prostu  bała się,że Kathy będzieprzez niegocierpiała. Wkońcu  nikt nie wiedział lepiej niż ona, jak łatwo można złamać  komuś serce.  Jednak w ciągu tych dwóch tygodni, które spędziła  w rodzinnym domu, miała wiele czasu na przemyślenia  i w końcu zrozumiała, że Kathy już nie chce ani nie potrzebuje  jej opieki. Kathy jednak nie była jedynym problemem  Meg. Często myślała o sobie, o swoim złamanym  sercu i o stracie mężczyzny, którego tak kochała. Poobijana  i posiniaczona miała wreszcie pretekst, by się  swobodnie wypłakać. Kiedy jednak siniaki zmieniły  barwę na żółtą i opuchlizna zeszła z warg, do Meg  dotarło wreszcie, żetę miłość ma już za sobą.  – Przyniosłam ci trochę zupy.  Meg skrzywiła się wymownie, gdy Kathy stanęła  w drzwiach z tacą wrękach.  – Nie mogę już patrzeć na zupę.  – A co ja mam powiedzieć? Nie miałam wypadku,  a muszę jeść bulion dwa razy dziennie. Ty możesz  przynajmniej trochę utyć, a ja, jak tak dalej pójdzie, na  przyjęciu zaręczynowym będę gruba jak beczka.  – Co się stałoz tą, jak to określiłaś, ,,trochę bardziej  uroczystą kolacją’’?  Kathy roześmiała się.  – Mama wkroczyła do akcji. Nie mogę pojąć, jak  w tak krótkim terminie udało się jej wynająć salę  izałatwić catering. Boję się pomyśleć, jak będzie  wyglądało przyjęcie weselne. Moja jedna połowa marzy  tylko o tym, żeby ominąć te wszystkie przygotowania  i jak najszybciej wziąć ślub.  – A druga? – zapytała Meg, nie podnoszącgłowy  znad talerza z zupą.  – Druga już kupuje ślubne żurnale, zmagając się  zdylematem, cowybrać:gniecionyjedwabczyorganzę,  lilie czy frezje. Właściwie nie mogę się doczekać, kiedy  wreszcie będę mężatką.  Tym razem Meg podniosłagłowę. Widząc rozpromienionątwarz siostry i jej błyszczące oczy, pomyślała,  że Kathy nigdy nie wyglądała na szczęśliwszą.  – Ty go naprawdę kochasz? – powiedziała.  – Kocham i wiem, że on kocha mnie, całą, razem  ztymmoim utykaniem. Mówi,żegdybynie toutykanie,  nigdy byśmy się nie spotkali. Nie uważasz, żetomiłe?  To jest miłe, pomyślała Meg. Ostatnio zaczęła zupełnie  inaczej patrzeć na Jake’a. W ciągu tych dwóch  tygodni, które dzięki Flynnowi spędziła w domu rodzico ´w, często obserwowała Jake’a i Kathy i jej obawy  powoli zaczęły zanikać.  – Jak się czujesz w związku z jutrzejszym powrotem  do pracy?  Meg wzruszyła ramionami.  – Cudownie będzie uciec wreszcie od tej zupy.  – Nie byłabym tego taka pewna. Mama kupiła  właśnie solidny termos, tak więcbędziesz na jej bulionach  jeszcze przez wiele tygodni. – Widząc, że Meg się  nie śmieje, zauważyła: – Chyba się jednak denerwujesz.  – Trochę – przyznała Meg. – Wszyscy zdają się  uważać,że zasnęłam za kierownicą.  – Nie przejmuj się. Wkrótce znajdąsobie inny temat  do plotek.  – Tak bardzo bym chciała przypomnieć sobie, co się  wtedy stało.  – Przypomnisz sobie.  Meg bawiła się bezmyślnie łyżką.  – Czuję się tak, jakby mnie tam nie było od miesięcy,  a nie zaledwie od dwóch tygodni, i denerwuję się  bardziej niż wtedy, gdy szłam do pracy po raz pierwszy.  – Zobaczysz, po kilku godzinach wszystko wróci do  normy. Wydaje mi się,że twoje koleżanki to sympatyczne  dziewczyny. Powinnaś spróbować się do nich zbliz ˙yć. Ta Jess, kiedy czekaliśmy, aż się obudzisz, była dla  nas bardzo miła.  – O tak, Jess jest miła. Wprawdzie potrafi być trochę  apodyktyczna, ale intencje ma dobre. Chyba jest jedyną  osobą,zktórąjestem nieco bardziej zżyta, ale całonocna  zabawa z Jess nie jest szczytem moich marzeń.Równie  dobrze mogłabym wybrać się tam z naszą mamą.  – A pozostałe?  – Wszystkie sprawiają wrażenie miłych – odparła  Meg. – Rzecz w tym, żewłaściwie wcale ich nie znam.  Rozmawiamy o pracy i o tym, co robiłyśmy w wolne  dni, ale, jeśli nie liczyć Jess, niewiele o nich wiem.  – A czyja to wina? – zauważyła Kathy. – Wiem, jak  ciężko ci było ostatnio, ale najwyższy czas otworzyć się  trochę na świat.  Meg skinęłagłową.  – Wiem. Kathy położyładłoń na czole siostry. – Panie doktorze! Ta dziewczyna majaczy. To niemoz ˙liwe, ty się ze mną zgadzasz?  Meg odsunęłarękę Kathy i roześmiała się szeroko.  – Tym razem tak. Cholerny Vince.  – Brawo! – zawołałaze śmiechem Kathy. – ś wiat  pełen jest wspaniałych, samotnych mężczyzn.  – Chwileczkę – przerwała jej Meg. – Nowy związek  to ostatnia rzecz, której w tej chwili pragnę. Miałam na  myśli odnowienie kontaktów towarzyskich, nic więcej.  Naprawdę –dodała, widząc, że Kathy patrzy na niąspod  oka.  – Wierzę ci. Ale jeśli jest ktoś, kogo chętnie widziałabys ´ na liście gości, to mi zwyczajnie powiedz.  Przez ułamek sekundy Meg pomyślała o Flynnie,  jednak natychmiast tę myśl odrzuciła. To była droga,  którą ona nie pójdzie, a ostatnią osobą, od której  oczekiwałaby pomocy w tak delikatnej materii, jest jej  siostra. Kobieta powinna mieć swoją dumę!  – Potrafię sama zadbać o moje życie towarzyskie,  wielkie dzięki.  Kathy roześmiała się, niezrażona jej wyniosłym  tonem.  – Dobra, dobra! To była tylko luźna propozycja.  – Podniosła do ust okruszek chleba. – Tak czy owak,  mamy już jakiś początek.  W oczach Meg był to krok milowy. Tym razem,  kiedy włożyła strój pielęgniarski i przypięła identyfikator,  przywołała na twarz uśmiech i ruszyła na oddział  z mocnym postanowieniem, że jeśli ktoś zaproponuje jej  wypad do baru lub na prywatkę, zamiast szukać wykrętu  uśmiechnie się serdecznie i przyjmie zaproszenie.  – Dzień dobry, Meg. Cieszę się,że cię znowu widzę.  – Witaj, Carla, co u ciebie?  – W porządku. – Przebywająca na praktyce Carla  szybkim ruchem dłoni odgarnęła z oczu długą blond  grzywkę, która natychmiast opadła znowu.  – Gdzie dziś pracujesz?  – Na razie w izbie przyjęć, ale Jess powiedziała, że  jeśli ktoś trafi na reanimację, to mam przyjść. – W jej  głosie słychać było niepokój.  – Będzie dobrze. Nie musisz nic robić i nikt od ciebie  tego nie oczekuje. Włączysz się, jeśli poczujesz się na  siłach.  – Dzięki. Ty też tam będziesz?  Meg nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ w tej  właśnie chwili podeszła do nich Jess, jak zawsze  w nienagannie białym uniformie.  – Jak tam, Meg? Nie masz nic przeciwko temu, że  od razu zostaniesz rzucona na głęboką wodę? Pracujemy  dziś w nieco zmniejszonym składzie, a ja o dziesiątej muszę iść na wykład z bezpieczenśtwa i higieny  pracy. To nie do wiary, że od ostatniego minęły już  dwa lata.  – Nie ma sprawy – uspokoiłają Meg, po czym,  odwróciwszy się do Carli, dodałaz uśmiechem: – Praca  z doktorem Campbellem to prawdziwa przyjemność.  – Tylko że on wyjechał na dwutygodniowy urlop  – zauważyła Jess. – Flynn ma dziś dyżur. Obiecał,że  jeśli będzie spokojnie, poprowadzi zajęcia dla studento ´w i pielęgniarek z udzielania pierwszej pomocy. Ale  czy tu kiedykolwiek było spokojnie? – rzuciła retoryczne  pytanie. – Powiedziałam mu, że Annie jest zepsuta  iże trzeba jej przyszyć rękę, jednak jemu najwyraźniej  wcale to nie przeszkadza.  – Co się stało Annie? – zdziwiła się Meg.  Annie, plastikowa lalka, na której personel doskonalił  swe umiejętności, traktowana była niemal jak członek  załogi i niepokójwgłosie Meg wydawał się zupełnie  zrozumiały.  – Niewolnominicpowiedzieć!–Jessdramatycznie  zawiesiłagłos. – Miejmy tylko nadzieję,że następnym  razem, kiedy doktor Kelsey będzie pokazywał, jak  nastawić zwichnięteramię,zostawibiednąAnniewspokoju.  Ten człowiek chyba nie zdaje sobie sprawy ze  swojej siły! – Jess prychnęła, po czym spojrzała z dezaprobatąna Carlę. – Za moich czasów, a wcale nie byłoto  takdawno, nosiłyśmykapelusze, icałkiem słusznie.Idź,  moja droga, i zrób coś ztą piekielną grzywą, albo  będziesz nosiła operacyjny czepek do końca praktyki.  Kiedy odeszła, Carla wzniosła oczy do nieba.  – Ona mówi tak, jakby zaczęła pracę jeszcze podczas  drugiej wojny światowej. Ile ona właściwie ma lat?  – Pięćdziesiąt parę – mruknęła Meg.  – Och, to wiele wyjaśnia – zauważyła Carla, przyjmując od Meg kawałek bandaża i wiążącwłosy w efektowny  konśki ogon.  – ś wiadczy jedynie o jej dużym doświadczeniu  –rzuciła cierpkoMeg. –Jestwspaniałąpielęgniarką,ito  nie tylko z profesjonalnego punktu widzenia. O kimś  takim marzy każdy, kogo wniosą przez te drzwi. Związane  włosy i elegancki wygląd mogą się wydawać  czymś błahym, ale są bardzo ważne. Trzeba pokonać  długą drogę, zanim zdobędzie się zaufanie i sympatię  pacjentów.  Po tej reprymendzie Carla podążyła za Meg do sali  reanimacyjnej.  – Wiem, że to nieustanne sprawdzanie sprzętu może  się wydawać nudne, ale często właśnie to decyduje  ożyciu i śmierci – tłumaczyła dalej Meg. – Wszystko  w tej sali ma swoje miejsce. Kiedy ktoś walczy  ożycie, czas odgrywa najistotniejszą rolę i nie  można go tracić na szukanie najpotrzebniejszych  rzeczy.  – Wpełni się z tym zgadzam.  Meg nie musiała podnosić głowy, by odgadnąć,do  kogo należy ten głęboki głos.  – Witaj, Flynn! – zawołała Carla i Meg zmarszczyła  brwi, zdziwiona tym zaskakująco poufałym tonem.  – Dzień dobry, Carla. – Flynn przez chwilę przyglądał się jej uważnie. – Co ci jest? Zęby cię bolą?  – Nie, skądże. – Carla wzruszyła ramionami. – To  pewnie przez te włosy.  – Dzień dobry, doktorze Kelsey – rzekła Meg,  rzucając wymowne spojrzenie na Carlę.  Jednak Flynnowi poufałość dziewczyny wyraźnie nie  przeszkadzała.  – Wystarczy Flynn. Doktor Kelsey to mój ojciec.  Meg zacisnęłazęby. Tym dwojgu udało się sprawić,  że ona sama nagle poczuła się staro.  – Cóż, wobec tego – odparła pozornie pogodnym  tonem – dzień dobry, Flynn.  Przynajmniej nie tylko ja się rumienię, pomyślała  Meg, widząc, że Carla jest czerwona jak burak. Czy  jednak można jąza to winić? Flynn osiódmej trzydzies ´ci rano wyglądał imponująco. Wszystko w nim emanowałome ˛skością: nie tylko wspaniała sylwetka, ale także  dźwięczny głos i świeży zapach wody kolonśkiej.  – Wyglądasz lepiej niż ostatnio. Jak się czujesz?  – Dziękuję, dobrze.  – Nie sądziłem, że tak szybko dojdziesz do siebie. To  był paskudny wypadek.  – Dobrze się już czuję. – Meg się najeżyła.  – Posłuchaj, jestem lekarzem. – Flynn uśmiechnął  się szeroko. – Jeśli dojdziesz do wniosku, że za wcześnie  wróciłaś, powiedz mi o tym, a natychmiast cię zwolnię  do domu.  – A może chciałbyś już? – mruknęła Meg, ale Flynn  zajął się właśnie ściąganiem ze ścian połowy ekwipunku,  który Meg dopiero co tam rozmieściła.  – Co robisz?  – Przygotowuję się do zajęć. Gdzie Annie?  – Przecież Jess już ci mówiła, że Annie jest w naprawie.  Ktoś– powiedziała z naciskiem – potraktował ją  najwyraźniej jako przeciwnika.  – Nie ja – zaprotestował Flynn. – Ja tylko chciałem  pokazać studentom, jak nastawić ramię. – Uśmiechnął  się i Meg wiedziała, że nie zrezygnuje z zajęć. – Hej,  Carla, czy mogę cię prosić o filiżankę kawy, a potem  ościągnięcietustudentów?–GdyCarlazniknęła, dodał:  – Zanim mnie zaatakujesz, chciałbym ci wyjaśnić,że  musiałemzostać ztobąsamnasam,żebycięprzeprosić.  – Za co? Czyżby za pochopne i niesprawiedliwe  oskarżenie, że zasnęłam za kierownicą i insynuacje, że  jestem świętoszką?  – Chodzi mi o Kathy – wyjaśnił. – Posłuchaj, rzeczywis ´cie byłem na ciebie wściekły, najbardziej o to, że  zasnęłaś za kierownicą. – Widząc, że Meg otwiera usta,  by zaprotestować, podniośł do góry ręce. – Lub że  ,,podobno’ zasnęłaś. Zaprosiłem wczoraj Jake’a i Kathy  na drinka i nawet nie wiesz, ile się nasłuchałem, jaką to  nadzwyczajną jesteś siostrą. Nie chcę wprawić cię  w zakłopotanie powtarzaniem szczegó...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin