Carol Marinelli
Zauroczenie
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Meg zdjęła identyfikator i stetoskop i wrzuciłaje do szafki, po czym, korzystając z tego, że w przebieralni nie było nikogo, głośno zatrzasnęła drzwi, aby wyładować chociaż część frustracji, a następnie, dla wzmocnienia efektu, zrobiła to ponownie. Nie pomogło. Właściwie nawet tego nie oczekiwała. – Witaj, Meg! – Jess zdyszana wpadła do pokoju iwbłyskawicznym tempie zaczęła się rozbierać. – Od trzydziestu lat jestem pielęgniarką i po raz pierwszy się spóźniłam. Dasz wiarę? Gdybychodziło okogoś innego, Meg zpewnościąby nie uwierzyła. Dla Jess, która uczyła się zawodu w czasachsztywnychsio śtrprzełożonych iwykrochmalonych uniformów, punktualność była kwestią honoru, a nieodłącznym atrybutem noszony w widocznym miejscu mały kieszonkowy zegarek. – Powiedz mi, czy to Carla, wiesz, ta, która studiuje pielęgniarstwo, wybiegłastądprzed chwilą zalana łzami? Meg skinęłagłową, ale ku wyraźnemu rozczarowaniu Jess nie podjęła tematu. – Sądziłam, że zupełnie dobrze sobie radzi, przynajmniej podczas dziennych dyżurów. – Irlandzki akcent Jess był tak wyraźny jak u matki Meg. Być może dlatego, ilekroć Jess sięzbliżała, Meg czuła się, jakby za chwilęmiałabyć przezniąskarcona.–Pewnienieźlejej nagadałaś. – Wcale jej nie nagadałam. – Meg wciągnęła szorty i T-shirt i zaczęła rozczesywać swoje długie, ciemne włosy, spięte pod pielęgniarskim czepkiem przez całą noc, po czym związała je w konśki ogon. – Byłapo prostu roztrzęsiona z powodu pacjenta, którego nam w nocy przywieziono. – A więc miałyście dużo pracy? – Nie, właściwie nie. – Meg zamilkła na chwilę, rozpuściławłosy i ponownie je rozczesując, dodała: – Straciliśmy w nocy dziecko. Jess przerwała napełnianie kieszeni nożyczkami, szczypczykami i innymi przyborami niezbędnymi pielęgniarkom z oddziału nagłych wypadków, i po chwili milczenia zapytała: – Ile miało lat? – Dwa. Większość pielęgniarek w takiej sytuacji zaczęłaby szczegółowo opowiadać o tym, jak małe dziecko pozostawiono w kąpieli bez opieki, i jak sanitariusze wbiegli do szpitala z nie dającym żadnych oznak życia bezwładnym ciałkiem. Wszyscy zdawali sobie sprawę,że kontynuowanie reanimacji nie ma sensu, ale nikt nie chciał tego głośno powiedzieć. A potem ta straszna rozmowa z rodzicami dziecka iświadomość bezsensowności tej śmierci. Meg nie chciała o tym mówić. Uporała się wreszcie zwłosami i odwróciła się do Jess. –Uważałam, że powinnam pomóc jej przez to przejść.To była jej pierwsza śmierć–oznajmiła. –Biedna Carla –westchnęła Jess. –Pierwsza śmierć jest zawsze dużym przeżyciem, szczególnie wtedy, gdy odchodzi dziecko. Czy chcesz, żebym z niąo tym porozmawiała? Intencje Jess były z pewnościądobre, ale Meg pokręciłagłową. –Wzięła kilka dni wolnego, ta przerwa dobrze jej zrobi. Ale mogędo niej zadzwonići zapytać, czy nie chciałaby wpaśćna kawęijeszcze raz o tym porozmawiać. –A ty, Meg? –Jess spojrzała na niąniepewnie. –Ty nie chcesz o tym pogadać? –Czekała na odpowiedź, ale Meg milczała. –Jeśli nie czujesz siędobrze... –Nic mi nie jest, taka jest ta nasza praca. Zdążyłam sięjużdo tego przyzwyczaić. –Wiem. Tylko że... –Jess z trudem przełknęłaślinę –takie rzeczy zawsze na nas działająi jeśli potrzebujesz z kimśpogadać, to jestem do dyspozycji. Meg uśmiechnęła sięuspokajająco. –Nic mi nie jest, Jess. Naprawdę. Jess bywała trochęirytująca, czasami nieco zanadto dramatyzowała, ale intencje z pewnościąmiała dobre. Gdyby siedziały przy filiżance kawy, Meg byćmoże otworzyłaby sięnawet przed nią. Jednak sytuacja, gdy Jess miała za chwilęobjąćdyżur, a Meg właśnie go skończyła, nie zdawała siętemu sprzyjać. Jess wiedziała, że rozmowa jest skończona, przestała więc naciskać. –Zostaniesz, żeby poznać nowego konsultanta? –zapytała, zmieniając temat. –Zupełnie o tym zapomniałam. On dziśzaczyna? –Właśnie. Bufet przygotowałnawet z tej okazji sniadanie dla personelu. Chyba nie masz zamiaru zrezygnować z poczęstunku i z okazji poznania nowego i podobno wielce obiecującego nabytku? Meg uśmiechnęła sięsceptycznie. –Mam na ten temat inne zdanie. Z tego, co słyszałam, doktor Flynn Kelsey przez ostatnie dwa lata prowadziłw instytucie jakieśprace badawcze. –To prawda, ale dotyczyły one urazów i reanimacji. Tak czy inaczej dobrze, że kogośprzyjęli. Doktor Campbell nie mógłjużdłużej pracowaćsam. Kto wie? Może od razu przypadnąsobie do gustu i wkrótce okaże się,że ten nowy to rzeczywiście fantastyczny lekarz. –Jeśli jest taki dobry, to po co na dwa lata zagrzebał sięw książkach po uszy? Praktyka ma o wiele większe znaczenie –stwierdziła stanowczo Meg. –A więc nie zostaniesz, żeby go powitać? –Co sięodwlecze, to nie uciecze. –Nie daj sięprosić–nalegała Jess. –Skuśsię chociażna szybkąkawę. Meg ziewnęła ostentacyjnie. –Naprawdę, Jess, jestem wykończona. W tej chwili łóżkojestdlamnienajwiększąatrakcją. –Wzięładoręki torbęi przerzuciłająprzez ramię. –Trzymaj się. –W progu zatrzymała sięna chwilę. –Och, jeszcze jedno, Jess. Zostawiłam wszystkie papiery dotyczące Luke’a, tego zmarłego dziecka, w biurze szefa oddziału. Doktor Leighton powinien wpisaćwszystkie leki, które zostały podane. Ich wykaz przypięłam do karty wypadkowej. – Oczywiście. Kiedy Meg odwróciła się do drzwi, z jej ust wyrwało się ciche westchnienie: – Biedne dziecko. – Po czym szybko się zreflektowała i zdusiła emocje w kolejnym, potężnym ziewnie ˛ciu. – Padam z nóg. Lepiej będzie, jak już pójdę do domu. W istocie Meg nie była zmęczona ani trochę. Kiedy wyjeżdżała z parkingu, zastanawiała się nawet, czy nie zrobić po drodze zakupów. Natychmiast jednak uznała ten pomysł za zbyt trywialny w obliczu tamtej tragedii. Biedne dziecko. Jadąc wzdłuż wybrzeża, przez chwilę wahała się, czy nie wpaść po drodze do rodziców. I chociaż myśl o herbacie, grzankach i współczuciu matki była bardzo pociągająca, to jednak szybko sięrozmyśliła i skierowała w stronę wiodącej pod górę drogi, gdzie stał jej dom. Krzywiąc się przy zmianie biegów, uzmysłowiła sobie,dlaczego bolijąręka.Przypomniała sobiedoktora Leightonawpatrującego sięwpłaskąlinięna monitorze. – Ciągniemy to jużod czterdziestu pięciu minut. Bez powodzenia. Uważam, że powinniśmy to przerwać. Czy sąjakieś wątpliwości? Ampułka z adrenaliną, którątrzymaław ręku, pękła nagle, ale Meg nawet nie drgnęła. – Może jeszcze nie przerywajmy, przynajmniej nie wtedy, kiedy będę rozmawiała z jego rodzicami. Może to przyniesie im ulgę,że wciążgo ratujemy. –Wyrzuciła zgniecioną ampułkę do kosza i nalepiła plaster na małą, lecz głębokąrankę, po czym odetchnęłagłęboko i skierowała się do poczekalni, aby przekazać rodzicom tragiczną wiadomość. A potem ten wyraz rozpaczy na ich twarzach, gdy weszli, aby pożegnać się ze swoim dzieckiem. Piękny widok na leżącą w dole zatokę tym razem nie przyniośł Meg ukojenia. W uszach wciąż dźwięczała jej rozmowa z rodzicami chłopca. Pokonywałatę drogę setki, a może nawet tysiące razy. Pamiętała każdy, najmniejszy nawet zakręt, każdą zmianę biegów, która zapewniała bezpieczną jazdę do domu. Tym razem jednak wstrząsający obraz małego Luke’a i jego matki, który jej nie opuszczał, łzy, które napłynęły jej do oczu, szloch, który nagle wyrwał się z jej ust – wszystko to w znacznym stopniu osłabiło jej koncentrację.I właśnie wtedy, w ułamku sekundy zakręt, który tyle razy brała niemal z zamkniętymi oczami, niespodziewanie ją zaskoczył. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że jedzie za szybko. Zanim jednak zdołała nacisnąć na hamulec, auto wypadło z drogi. Nie miała czasu na nic – była tylko porażająca bezradność, gdy usłyszała krzyk, huk metalu i trzask rozsypującego się dookoła szkła. Porażający uszy krzyk zdawał się trwać bez końca. Pomyślała o matce Luke’a. Dopiero wtedy, gdy auto przekoziołkowało i gdy Meg poczuła, jak kierownica wbija się jej w klatkę piersiową, krzyk nagle zamarł i w ostatnim przebłysku świadomości zdała sobie sprawe ˛,że tym kimś, kto tak głośno krzyczał,była ona sama.
ROZDZIAŁ DRUGI
– Jużdobrze, Meg. Wydostaniemy cięstąd, jak tylko to będzie możliwe. – Znajomy głos Kena Holmesa, jednego z paramedyków, którego Meg poznała w pogotowiu, przywołał ją do życia. Wszystko było znajome: unieruchamiający szyję kołnierz, sonda do ucha kontrolująca poziom nasycenia organizmu tlenem. Meg często wyjeżdżała do wypadko ´wzzespołemratunkowymiznała proceduręorazcały ekwipunek aż do najmniejszego szczegółu. Ale to wcale nie poprawiało jej samopoczucia. Ani trochę. Poranne słońce świeciło jaskrawo i dopiero teraz Meg zdała sobie sprawę, w jakiej znalazła się sytuacji. Jej samochód, lub raczej to, co z niego zostało, wbił się w pień potężnego drzewa. Dochodzące do jej uszu trzaski nie zapowiadały niczego dobrego. Siedziałaz głowąodrzuconądo tyłu, obserwując, jak masywny stalowy łańcuch powoli opasuje drzewo. Po chwili poczuła silne szarpnięcie, gdy pętla zacisnęła się wokół pnia. Bolałają każda część ciała, jej język był opuchnięty i czuła smak spływającej do gardła krwi. – Ile czasu trzeba, aby jąstąd uwolnić? – usłyszała tuż za sobą głęboki męski głos. Nie znała go. Dopiero teraz zorientowała się,że ktoś jest w samochodzie razem z nią. – Starają się zabezpieczyć drzewo. Dodatkowy sprzęt jest już w drodze. – Jak długo to potrwa? – Wgłosie nieznajomego słychać było zniecierpliwienie. – Dwadzieścia minut, najwyżej pół godziny. – Chcę jej podłączyć jeszcze jednąkroplówkę i zbadac ´ obrażenia. Ken, przyjdź tu i przytrzymaj jej głowę. Ja muszę przejść do przodu. – Nie poczekasz do przybycia reszty sprzętu? – Nie. A ty? –Wgłosie nieznajomego tym razem nie było nawet śladu zniecierpliwienia, a tylko pełne napięcia wyczekiwanie. Ale Ken się nie wahał. – Spróbuję wejść z drugiej strony. – Doskonale. Przytłumiony umysł Meg usiłował rozpoznać męski głos, który spokojnie wydawał polecenia, gdy Ken wśliznął się do środka i teraz to on podtrzymywał jej głowę, podczas gdy jego tajemniczy towarzysz usiłował przedostać się górą na połamane siedzenie obok niej. Niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu Meg mogła jedynie słuchać jego ciężkiego oddechu i rzucanych od czasu do czasu przeklenśtw, gdy jakaś gałąź albo kawałek pogiętego żelastwa stawały mu na drodze. – Masz na imię Meg, prawda? Usiłowała skinąć głową, ale kołnierz nie pozwalał na najdrobniejszy nawet ruch. Usiłowała odpowiedzieć, ale wargi po prostu jej nie słuchały. – Już dobrze – rzekł nieznajomy, widząc, jak Meg zmaga się ze sobą. – Nie musisz nic mówić. Nazywam się Flynn Kelsey. Jestem lekarzem i za chwilę mam zamiar wprowadzić ci igłę wżyłę ręki, żeby dostarczyć organizmowi trochę więcej płynów, zanim cię stąd wydobędziemy. Najwyraźniej nie miał pojęcia, że Meg jest pielęgniarką. Prawdopodobnie doszedł do wniosku, że paramedycy poznali jej imię z prawa jazdy albo z dowodu rejestracyjnego. To niesamowite, jak jej umysł usiłował skoncentrować się na najdrobniejszych i nie mających żadnego znaczenia detalach, jak starał się nie dopuścić, aby dotarło do niej, w jak niebezpiecznej znalazła się sytuacji. Z niepokojem obserwowała, jak Flynn Kelsey zabiera się do pracy. Był dobrze zbudowany i niewielka przestrzeń, jaką miał do dyspozycji, nie ułatwiałamu zadania, chociaż zdawał się tego nie dostrzegać. Zdjął jedynie ciężki pomarańczowy kask i spokojnie przystąpił do pracy. Zauważyła, że ma szare oczy, wysokie kości policzkowe i dobrze ostrzyżone, ciemne włosy. Mimo iż był starannie ogolony, na jego twarzy można było dostrzec cień zarostu. Od czasu do czasu traciła go z oczu. Unieruchomiona głowa uniemożliwiała jej podążanie za nim wzrokiem, mimo to przez cały czas wiedziała, że jest przy niej. Czuła jego dotyk i spokojny oddech. Ponownie pojawił się w jej polu widzenia i gdy na sekundę jego chłodne, szare oczy zetknęły się z jej badawczym wzrokiem, uśmiechnął się, jakby chciał dodać jej odwagi. – Wszystko wskazuje na to, że zostaniemy tu jeszcze przez jakiś czas – oznajmił. – Dlaczego nie można mnie stąd wyciągnąć? – To były pierwsze wypowiedziane przez nią słowa, ale jej głos był tak ochrypły i cichy, że Flynn musiał pochylić się jeszcze niżej, aby ją zrozumieć. – Gdy tylko samochódbędzie trochę bardziej bezpieczny, zrobimy to natychmiast. Ta wymijająca odpowiedź zaniepokoiłają jeszcze bardziej. Wciągnęłagłęboko powietrze i mocno zacisne ˛ła powieki. Flynn domyślił się,że jest przerażona. – Należysz do kobiet, które lubiąznać prawdę, tak? – Umilkł na chwilę, po czym dodał: – Twój samochód wypadł z drogi na Elbow’s Bend. Znasz to miejsce? Meg znała je doskonale. Stąd można było podziwiać wspaniały widok na leżącą sto metrów niżej zatokę. – Na szczęście grupa drzew uchroniła cię przed stoczeniem się wdół. I oto teraz jesteśmy na wąskiej skalnej półce, dzięki której mamy trochęmiejsca do pracy. Meg usłyszała szczękanie własnych zębów, gdy Flynn spokojnym głosem ciągnął: – Samochód zatrzymał się na drzewach, a strażacy wszystko zabezpieczyli i na razie nic nam nie grozi. Jednak zanim przyjedzie reszta sprzętu, lepiej nie zaczynać akcji na własną rękę. Nie powiedział, jak niebezpieczna jest jej sytuacja, zanim przybyły ekipy ratunkowe. Ani słowem nie wspomniał też, jak bardzo obaj z Kenem ryzykowali, by znaleźć się razem z nią w tym samochodzie. Nie musiał. Meg zbyt często wyjeżdżała do wypadko ´w, aby sobie z tego nie zdawać sprawy. – Wkrótce będziesz zupełnie bezpieczna. – Nie odchodź! – zachrypiała, nie otwierając oczu. – Och, nie mam takiego zamiaru. Spędzimy tu razem jeszcze trochę czasu. Czy wiesz, gdzie jesteś? Pytanie na pozór zdawało się bezsensowne, ale Meg wiedziała, że Flynn bada jej stan pod kątem neurologicznym. – W moim samochodzie, lub raczej w jego smętnych resztkach. – Zgadza się. – ś cisnął jej rękę, gdy zaczęłapłakać. – Ale to tylko samochód; ty żyjesz i to jest najważniejsze. Pamiętasz, co się stało? Czy możesz sobie przypomniec ´, co spowodowało ten wypadek? – Patrząc na jej zapłakanątwarz, postanowił zmienić taktykę. – Wrócimy do tego później, kiedy znajdziemy się w szpitalu. Porozmawiajmy teraz o przyjemniejszych rzeczach. Opowiedz mi coś o sobie, Meg. Chciała pokręcić głową, ale nic z tego nie wyszło. – Jestem zmęczona. – Nie zgadzam się, Meg! Jeśli ja mogę zostać z tobą, totymożeszprzynajmniej zemnąporozmawiać.– Mówił stanowczym głosem, starając się nie dopuścić,by zasnęła. – Masz męża? Chłopaka? Opowiesz mi o nim? – Rozstaliśmy się. – Otworzyła lekko oczy i natychmiast je zmrużyła, gdy ostre promienie słońca przedarły się przez gałęzie drzew. Miałazłotobrązowe oczy, prawie bursztynowe w słońcu, obramowane gęstymi, ciemnymi rzęsami, na których lśniły krople łez. – Oszukał mnie. Tak łatwo było to powiedzieć, czuła się jednak zbyt zmęczona, a sprawa wydawała się zbyt skomplikowana, by ją teraz wyjaśniać. – A więc jest głupi! – zdecydował Flynn. – Zapomnij o nim. – Właśnie nad tym pracuję. Flynnroześmiał się.świecił jejteraz woczymaleńką latareczką. – Zapomnij o nim przynajmniej na chwilę. Pomyśl o czymś, co naprawdę lubisz. Niczego nie będę ci sugerował. A więc co najlepiej poprawia ci nastrój? Milczała. Pragnęła po prostu, aby nikt jej nie przeszkadzał. Przymknęła oczy, marząc, by Flynn sobie poszedł i zostawił ją w spokoju. – Meg! Z trudem podniosła powieki. – Jestem zmęczona. – A ja znudzony. Meg, pogadaj ze mną. Jeśli mam tu z tobą siedzieć, to przynajmniej mnie zabawiaj. – Plaża. – Odkaszlnęła i przesunęłajęzykiem po zaschniętych wargach. – Lubię chodzić na plażę. – Mieszkasz blisko plaży? – Niezupełnie. Była już naprawdę zmęczona. Powieki ciążyły jej coraz bardziej i coraz trudniejsza była walka ze snem. – To zbyt kosztowne, prawda? Meg, nie zasypiaj! Opowiedz mi o tej plaży. – Mama i tata... – Czy oni mieszkają w pobliżu plaży? – Na plaży – poprawiła go. – I pewnie często tam wpadasz? Uśmiechnęła się leciutko. – Mama mówi, że traktuję hotel... – Wszystko jej się pomieszało. – Traktuję dom jak... – Przymknęła oczy, na próżno usiłując znaleźć właściwe słowo. – Jakhotel? –ś wiatłolatarkiponowniezaatakowało jej oczy. – I pewnie tak jest. No więc co robisz na tej plaży? Uprawiasz surfing? Narciarstwo wodne? – dociekałuparcie. – Otwórzoczy ipowiedz mi, corobisz natej plaży, Meg?! Promienie słońca były takie jasne, ciepłe i przyjemne. Kiedy zamknęła oczy, usłyszała szum oceanu i niejasno wyobraziła sobie, że leży na miękkim piasku. – Meg! – To był znowu on. Znowu nie pozwalał jej śnić. – Co robisz na plaży? – ś pię. Słyszała, jak Flynn jednocześnie śmieje się i dobrodusznie złorzeczy. – Na dobrą sprawę, Ken, ona sama się zahipnotyzowała. Powiedz im, że mogą się brać do roboty. Meg nie wiedziała, czy to na skutek nalegania Flynna, czy też drzewo było dostatecznie zabezpieczone, ale nagle ,,szczęki życia’’ zaczęły odcinać dach samochodu z taką łatwością, jakby miały do czynienia z kartonowym pudełkiem. Hałas był ogłuszający, a wszystko dookoła trzęsło się tak, jakby za chwilę miało się rozlecieć. Przez cały czas jednak Flynn był przy niej i trzymał ją za rękę,aż w końcu pojawił się nad nimi strażak. Przez ostatnią godzinę Meg marzyła tylko o tym, aby wydostac ´ się z tego wraka; kiedy jednak ta chwila nadeszła, znowuogarnął jąstrach.Chwyciła mocniej rękę Flynna. – Będzie mnie bolało. – Wytrzymasz. W karetce dam ci coś przeciwbólowego. – Obiecujesz? Uśmiechnął się do niej. – Zaufaj mi. – Uwolnił palce z jej uścisku. – Przejdę dookoła, żeby ci podtrzymać głowę, kiedy będą cię wyciągać. W karetce znowu będę do ciebie mówił. Musiała się tym zadowolić. Podtrzymywał jej głowę, gdy ratownicy podnosili ją do góry, a takżepóźniej, gdy powoli szli w kierunku drogi. Chciał mieć pewność,że jej szyja będzie w odpowiedniej pozycji aż do chwili, gdy prześwietlenie pokaże, czy kręgi szyjne nie uległy jakiemuś uszkodzeniu. I chociaż Meg nigdy w życiu tak nie cierpiała, to jednak czuła się bezpiecznie. Wiedziała, że jest w dobrych rękach – dosłownie i w przenośni. Silne dłonie ułożyłyją delikatnie na noszach i po chwili poczuła wstrząs, gdy ratownicy ruszyli z nią w kierunku czekającej w pobliżu karetki. Przez cały czas docierały do niej fragmenty rozmów między policją a strażakami. – ...żadnego śladu poślizgu. – ś wiadkowie twierdzą,że zjechała od razu w dół. – Właśnie skończyła nocny dyżur... To była typowa wymiana zdań, jaką Meg słyszała prawie każdego dnia, maleńkie kawałki układanki, które, pracowicie poskładane, utworząłańcuch prowadzący do wypadku. Tylko że tym razem to chodziło o nią. Kiedyumieszczonojąwkaretce, przesunęłakoniuszkiem języka po wyschniętych wargach. – Gdzie jest Flynn? Ken pogłaskał ją po ramieniu. – Zaraz przyjdzie. – Obiecał,żetu będzie. – Daj mu jeszcze chwilę, Meg. Miał ciężki ranek. Słowa Kena zdawały się nie mieć sensu. W końcu to ona cierpi, a nie Flynn. – Na co tym razem narzeka? – To był ponownie Flynn, trochę bledszy, ale uśmiech miał wciąż ten sam i to samo łobuzerskie spojrzenie. – Dobrze się czujesz? Meg już otwierała usta, by mu odpowiedzieć, gdy zorientowała się,że pytanie Ken skierował do Flynna. Flynn mruknął coś pod nosem o ,,wrednej szarlotce’’ i po przyjęciu od Kena miętusa wziął do ręki maleńką latarkę i zaświecił nią w oczy Meg. – Ona bardzo cierpi, Flynn, ale podstawowe funkcje życiowepozostająwnormie.Czymożemyjużjechać do szpitala? – Muszę ją przedtem zbadać. – Szybko wyciągnął stetoskop i zaczął nim delikatnie wodzić po obolałej i posiniaczonej klatce piersiowej Meg. – Drogi oddechowe w porządku – mruknął. – Czy bardzo boli? – Ja nie... – zachrypiała. Flynn wyjął stetoskop z uszu i nachylił się nad nią. – O co chodzi, Meg? – Ja nie... – Ale nie mogła dokończyć zdania. Łzy napłynęły jej do oczu, a z ust wyrwało się łkanie. – W porządku, Meg. Nic nie mów. Jesteś już bezpieczna. Zaraz dam ci coś przeciwbólowego. – Zacisnął wargi i Meg zauważyła, że na jego czole pojawiły się krople potu, ale głos wciąż brzmiał pewnie. – Najważniejsze, że już cię z tego wyciągnęliśmy – powtórzył. Jego szare oczy zdawały się przenikać ją na wylot i Meg ze zdumieniem stwierdziła, że nie jest w stanie oderwać od niego wzroku, nawet wtedy, gdy odezwała się syrena i karetka ruszyła. Zrobiony przez Flynna zastrzyk najwyraźniej zaczął działać. Czuła, jak jej powiekistająsięcorazcięższe ipochwili zapadławsen. – Meg O’Sullivan! Nie spodziewaliśmy się ciebie tak szybko i nie mów czasem, że jesteś tu z tęsknoty za nami – żartowała Jess, gdy załoga karetki przenosiła Meg na wózek. – A może ona po prostu cię sprawdza – roześmiał się Ken Holmes, gdy personel oddziału nagłych wypadków zamieniał należące do ratowników monitory i ekwipunek na własny sprzęt. – Lub... – Jess uśmiechnęła się, zakładając mankiet do mierzenia ciśnienia krwi na obolałe ramię Meg – zdecydowała, że chce poznać nowego konsultanta. – To ona tu pracuje? – Ona tu pracuje – zauważyła nieco sarkastycznie Meg. Brwi Flynna uniosły się odrobinę, podczas gdy jego palce z wielką wprawą badały jej brzuch. – A co konkretnie robisz, Meg? – To samo co Jess. – A co robi Jess? O Chryste, po co te wszystkie pytania? Jedyne, czego naprawdę pragnęła, to zasnąć. Zamknęła oczy, usiłując ignorować Flynna, który ciągnął dochodzenie. – Meg, jaką pracę tu wykonujesz? – Jego ostry głos nie pozwalał jej zasnąć. – Jestem pielęgniarką – odparła niechętnie. Może teraz zostawi ją w spokoju. – Jaki mamy dziś dzień? 19 Badanie najwyraźniej nie było jeszcze skończone. Teraz przyszła kolej na kontrolę odruchów. Podnosząc lekko jej nogi i pukając w kolana, Flynn powtórzył pytanie. – A więc, Meg, jaki mamy dziś dzień? – Dzień wypłaty. Jess roześmiała się. – To też, dzięki Bogu – dodała. – Debet na mojej karcie kredytowej urośł już pewnie niebotycznie. Ale teraz, Meg, bądź grzeczna i powiedz panu doktorowi, jaki mamy dzień,żeby mógł wreszcie pójść na dobrze zasłużone śniadanie. – Wtorek. – Nie, wtorek był wczoraj. Meg zawsze się wszystko plątało po nocnym dyżurze. – ś roda – powiedziała stanowczo. – Dzisiaj jest środa. – Pamiętasz, co się stało? – Miałam wypadek. – To prawda. Chodzi mi jednak o to, co się wydarzyło przed wypadkiem. Pamiętasz, jak do niego doszło? Otworzyła usta, by mu wyjaśnić, jak doszło do tej katastrofy, w nadziei, że w końcu da jej spokój, kiedy jednak postanowiła to zrobić, poczuła się tak, jakby chciała odtworzyć sen. Drobne fragmenty sekwencji zdarzeń przebiegały jej przez głowę, lecz chociaż bardzo chciała je zatrzymać, szybko umykały. – Możeszsobieprzypomnieć?–powtórzyłłagodnie. – Nie – odparła i to słowo nagle jąprzeraziło. – Przypomnisz sobie. Potrzebujesz tylko nieco więcej czasu. Musimy zrobić jej tomografię komputerową kręgów szyjnych, głowy i brzucha –dodał, zwracając się do Jess. –Potrzebny też będzie rentgen klatki piersiowej i brzucha, no i zapas krwi na wypadek, gdyby konieczna była transfuzja. Poza tym myślę,że dobrze byłoby założyć cewnik. – Nie. – Tym razem głos Meg zabrzmiał o wiele bardziej stanowczo, i Flynn i Jess odwrócili się do niej równocześnie. –Nie – powtórzyła. – Nie chcę cewnika. – W porządku – zgodził się Flynn. – Jeśli jednak nie oddasz moczu w ciągu najbliższej godziny, nie będzie wyjścia. – Ponownie zwrócił się do Jess. – Oczywiście, na razie nie wolno jej przyjmować niczego doustnie. Muszę teraz odbyć pewnąrozmowę, ale zaraz potem tu wrócę i sprawdzę, co się dzieje. Dzwoń do mnie, jeśli zauważysz coś niepokojącego. I staraj się nie podawać jejwięcejśrodkówprzeciwbólowych.Muszęsporządzić pełną ocenę neurologiczną. Podszedł do łóżka i przez chwilę patrzył na pacjentke ˛. Jej rozsypane na poduszce włosy były zmierzwione ipełne szkła, na policzkach miała smugi zaschniętej krwi, a usta rozbite i opuchnięte. Mimo to wokół niej panowała jakaś dziwna aura dostojenśtwa, która połączona z nieufnym, ale nieco wyniosłym spojrzeniem, sprawiła, żekąciki jego ust leciutko zadrżały. – Odchodzisz? – Pytanie było dziwne i Meg nie mogła uwierzyć,że je zadała. – Tylko na chwilę. Niedługo wrócę sprawdzić, jak sięczujesz. –Wyraźnieuspokojonaopadłanapoduszkę. –Jeśli będziesz grzeczna, przyniesiemy ci drożdżówkę. Zamknęła oczy i, mając jego obraz pod powiekami, zapadła w sen. – Ona się budzi. – Zostaw ją, Kathy. Pielęgniarka powiedziała, żeby jej nie przeszkadzać. – Ostry głos Mary O’Sullivan, na dźwięk którego Meg odruchowo stawała na baczność, zupełnie nie działał na jej siostrę. – To było dwie godziny temu. Chcę tylko się przekonać,że nic jej nie jest – odparła Kathy, zerkając z niepokojem na siostrę. Obudziłaś się–wyszeptała i jej oczy wypełniły się łzami. – Na Boga, Kathy, czy ty nie rozumiesz prostych poleceń?Pielęgniarkamówiła,żebyzostawićjąwspokoju. – Cześć,mamo –wymamrotałaMeg. –Przepraszam za wszystkie kłopoty. – Nie byłożadnych kłopotów, jeśli nie liczyć mojego ataku serca, kiedy policja zapukała do naszych drzwi. – Ten żart był gorszy niż największa bura i Meg znowu zamknęła oczy. – Dobrze się czujesz, skarbie? Meg skinęłagłową. Teraz, gdy zdjęto jej kołnierz, mogła wreszcie wykonać przynajmniej ten ruch. W piersiach czuła taki ból, jakby przygniatał jąjakiś okropny ciężar. Matka gawędziła z niąjeszcze przez chwilę, ale gdy wskazówki zegara pokazały szośtąi matka zaczęła się zbierać do domu, Meg przyjęła to z prawdziwąulgą. – Ta miła irlandzka pielęgniarka, Jess, bardzo nas podtrzymała na duchu. Skończyła już dyżur, ale przed wyjściem powiedziała, że powinnaś dużo wypoczywać. Teraz więc, kiedy doszłaś do siebie, zabiorę ojca do domu. Miałwziąć insulinę już półgodziny temu. Wrócę tu jutro rano, ale wieczorem zadzwonię jeszcze. Idziesz, Kathy? – zapytała, zwracając się do młodszej córki. – Nie. – Meg czuła, jak łóżko poruszyło się, gdy Kathy się na nim usadowiła. – Zostanę z nią. Jake mnie później podwiezie... A z tą policją to był żart – dodała Kathy, kiedy rodzice wyszli z pokoju. – Odkąd to mama żartuje? – Zawsze kiedyś jest ten pierwszy raz. Byłam na basenie, na hydroterapii, kiedy Jess zawiadomiła o wypadku Jake’a, a on naszą mamę. Meg spojrzała na siostrę. Jej zmierzwione jasne włosy i ostry zapach chloru zdawały się potwierdzać jej wersję. – Mówisz więc, że nie było policji? – Nie. – Kathy roześmiała się, ale jej pełne łez oczy zadawałykłam beztroskiej paplaninie. – Właściwie to wyświadczyłaś mi przysługę. Mają nowego szefa od fizykoterapii i ćwiczenia, jakie każą mi wykonywać,są chyba takie jak na obozie w wojsku. A mama, niezależnie od tego, co mówi, spędziławspaniałe popołudnie, rozmawiając z Jess o swojej ukochanej Irlandii. Meg miała ochotę się uśmiechnąć, ale jakoś nic jej z tego nie wyszło. – Ona bardzo to przeżyła, wiesz. – Kathy ścisnęła rękę Meg. – Naprawdę. – A teraz jest zła. – Przecież wiesz, jaka jest mama. Meg wiedziała o tym aż za dobrze. Ostatnie miesiące były koszmarne. Już sam fakt, że po osiemnastu miesiącach znajomości odkryła, że jej chłopak, którego tak kochała i z którym wiązała duże nadzieje na wspólną przyszłość, jest żonaty, był okropny. Jednak jakby tego byłomało, okazało się,że jest on mężem siostry jej koleżanki. No i sprawa stała się głośna. Tak więc Meg nie tylko czuła dezaprobatę personelu w szpitalu w Melbourne, ale również musiała się uporać z niezadowoleniem matki. Mary O’Sullivan natomiast wcale nie była pewna, co uważać za większe nieszczęście: czy to, że jej starsza córka została napiętnowana jako osoba rozbijająca rodzine ˛, czy też niezaprzeczalny fakt, żeta córka nie jest już dziewicą. A teraz rozbiła samochód. – Okropny rok. Nienawidzę go. – Wiem, ale przecież zawsze jest następny. – Następny pewnie będzie taki sam. – Nie – zaprotestowała Kathy. – Masz nowąpracę, nowych przyjaciół i nowe życie. Musisz się tylko odrobinę wyluzować. – Wyluzować?! – Spróbuj się przed ludźmi otworzyć.świat jest piękny. Wiem, że Vince cię zranił, ale nie wszyscy są tacy jak on. Na wspomnienie jego imienia z oczu Meg popłynął strumieńłez.Niepłakałaodchwili,gdyzesobązerwali, a już na pewno nie w obecności innych osób, ale tamta zdrada i ten dzisiejszy ból stanowiły tak straszliwe połączenie, żepłacz stał się jedynie jego naturalną konsekwencją. – Mam dla ciebie wiadomość, która być może choć trochę cię pocieszy – oznajmiła Kathy z przejęciem. Widok siostry, która nigdy nie płakała, a teraz roniła łzy w poduszkę,był dla niej prawdziwą torturą. – Co byś powiedziała na to, aby zostać moją druhną? I nagle, jakby ktoś zakręcił kranik, Meg przestała płakać i spojrzała ze zdumieniem na siostrę. – Jesteś zaręczona? – Tak. Od... – spojrzała na zegarek – od dwudziestu czterech godzin. Oświadczył mi się wczoraj wieczorem. – Kto, Jake? Kathy zaśmiała się cicho. – Nie, konduktor z tramwaju. Oczywiście, że Jake. – Co mama na to? – Fakt, że chcemy zaręczyć się już w walentynki, wywołał kilka podejrzliwych pytań, ale w końcu udało sięmamę przekonać,żeniechodzioprzyspieszonyślub. ż e po prostu bardzo się kochamy i chcemy być razem tak szybko, jak to tylko jest możliwe. Mama nalega oczywiście na przyjęcie zaręczynowe, ale my chcemy, żeby to była jedynie trochę bardziej uroczysta kolacja. Meg roześmiała się, chociaż wcale nie przyszło jej to łatwo. – A więc jutro spędzi niewątpliwie cały dzień przy telefonie, wydzwaniając do niezliczonych krewnych. – Pewnie tak – przyznała Kathy. – Ale później nie omieszka przyjść do ciebie – dodała pospiesznie. – Chyba się ulotnię, bo idzie Flynn. – Flynn? To ty go znasz? – zdziwiła się Meg. – To przyjaciel Jake’a... – Kathy urwała, ponieważ Flynn zbliżył się właśnie do łóżka Meg. – Dobry wieczór! – Skinął głową obu siostrom. – Cześć, Flynn. Muszę lecieć. Zobaczymy się jutro, siostrzyczko. – Pocałowała Meg w policzek i opuściła pokój. – Jak się czujesz? – Lepiej. Boli mnie wszystko, ale w sumie lepiej. – Czuła, że się czerwieni. – To dobrze. Miałaś ogromne szczęście. Wyniki wszystkichbadań sąwporządku.Pozalicznymistłuczeniami, których skutki będziesz odczuwała jeszcze przez jakiś czas, i lekkim wstrząsem mózgu, wyszłaś z tego obronnąręką. –Przezchwilę patrzył wswojenotatki,po czym podjął indagację. – Czy przypomniałaś sobie, jak doszło do wypadku? Meg pokręciłagłową i w innych okolicznościach pewnie by się do tego ograniczyła, tym razem jednak coś kazało jej przedłużyć rozmowę. – Nie, ale przypomniałam sobie, że obiecałeś mi drożdżówkę. Zapomniałeś, prawda? Jednak próba nakłonienia go do zmiany tematu nie powiodła się. – Policja podejrzewa, że zasnęłaś za kierownicą. Zakłopotana jego urzędowym tonem czuła, że czerwieni się jeszcze bardziej. – Nie zasnęłam. – Nie znaleźli żadnych śladów hamowania. Poza tym Jess mówiła mi, żebyłaś bardzo zmęczona, kiedy skończyłaś dyżur. Tego nie zanotowałem. – Przeczesał palcami włosy. – Dlaczego, do diabła, nie wzięłaś taksówki?! – spytał z rozdrażnieniem. Wiedziała, że Flynn nie ma racji, ale luka w pamięci pozbawiałają argumentów. – Nie zasnęłam – powtórzyła z uporem. – Policja... – Policja się myli – odparowała szybko. – A poza tym to nie twoja sprawa. – Wiedziała, że jej zachowanie pozostawia wiele do życzenia, ale w jego obecności po prostu nie była sobą. A może jednak była? Może zmieniała się w tamtą Meg, która nie znała jeszcze Vince’a. Jednak Flynn był innego zdania. – To jest moja sprawa, młoda damo – odrzekł sucho. – Stało się tak dziś rano, dokładnie o ośmej, kiedy stabilizowałem twoje kręgi szyjne we wraku samochodu. – Jego głos brzmiał szorstko i bardzo urzędowo. – To moja sprawa, odkąd dowiedziałem się,że jedna z moich pielęgniarek była po nocnym dyżurze tak cholernie zmęczona, że niewiele brakowało, aby zabiła samąsiebie. Sama więcwidzisz, Meg,że to jednak moja sprawa. I chociaż w jego głosie słychać byłozłość, to jednak ani razu nie wspomniał o realnym niebezpieczenśtwie, na jakie dobrowolnie się narażał, zostając z niąw samochodzie aż do zakończenia akcji. I właśnie to, że dysponując takim argumentem, nie zdecydował się go użyć, ogromnie ją poruszyło. – Rozmawiałem z twoimi rodzicami – dodał. – Jutro będziesz mogła opuścić szpital, pod warunkiem jednak, że się u nich zatrzymasz. – Tego mi tylko brakowało – mruknęła Meg. – Zanim wyjdziesz, przyjdzie do ciebie fizykoterapeuta i pokaże ci kilka ćwiczeń oddechowych. – Nie. Flynn westchnął ciężko, nie kryjąc irytacji. – Rozumiem, że nie chciałaś cewnika, ale na litość boską, co masz przeciwko fizykoterapeucie? – Nie rozumiesz. – No to mnie oświeć. – Na tym oddziale fizykoterapeutą jest Jake Reece – zaczęła Meg, rozglądając się dookoła, by się upewnić, że w pobliżu nie ma Kathy. – Nie rozumiem, w czym problem. – On się żeni z moją siostrą. Twarz Flynna rozjaśniła się w szerokim uśmiechu. – JakeiKathypobierająsię?Tofantastycznawiadomos ´ć! – Spojrzał na nią z zakłopotaniem. – Dlaczego więc, na Boga, nie chcesz, żeby do ciebie przyszedł? – Ponieważ, w przeciwienśtwie do ciebie, wcale mnie ta wiadomość nie zachwyca. – Dlaczego? – zawołał ze zdumieniem i Meg nie mogła pojąć,że Flynn nie potrafi zrozumieć, co ona czuje. – On jest jej fizykoterapeutą, na litość boską. Kathy jest upośledzona. Ten związek, to nie jest w porządku. Wyraz jego twarzy nagle się zmienił. Zaskoczenie zastąpił wyraźny niesmak. – Tylko nie staraj się mi powiedzieć,że jesteś aż tak politycznie poprawny, że nawet tego nie zauważyłeś. – Oczywiście, że zauważyłem. Kathy sama mi równiez ˙ o tym mówiła. W przeciwienśtwie do ciebie, ona wydaje się nie mieć z tym żadnego problemu. O ile pamiętam z naszych rozmów, ma od urodzenia łagodne porażenie mózgowe, co powoduje, że trochę utyka i ma pewne kłopoty z mową. Nie powiedziała mi natomiast, ale szybko sam to odkryłem, że ma szczęście być wesołą, pogodną, wrażliwą i bardzo atrakcyjną kobietą. – On jest starszy od niej o dziesięć lat. – Za to nikogo jeszcze nie wieszają. – Przez chwilę obserwował ją w milczeniu, po czym dodał: – Jak sama powiedziałaś, jest jej fizykoterapeutą, a nie lekarzem. Gdybyś zamiast ich krytykować, spędziła z nimi trochę czasu, mogłabyś być mile zaskoczona. Podpisał jej wypis ze szpitala i bez słowa opuścił pokój. Została sama i jej jedynym pragnieniem było zapaść się jak najszybciej pod ziemię.
ROZDZIAŁ TRZECI
Dziecinśtwo Meg skończyło się, gdy miała dziewięć lat, a dokładnie w dniu, w którym na świat przyszła Kathy. Spędzaładługie popołudnia w szkolnej świetlicy, podczas gdy jej matka odbywałaz młodszą córką bezustanne wizyty u pediatrów, terapeutów mowy i terapeuto ´w zajęciowych. Jedynąosobą, która doskonale sobie z tym wszystkim radziła, była Kathy. Na przekór ponurym prognozom specjalistów z uporem pokonywała wszelkie zahamowania i przeszkody. Aż w końcu, w wieku czterech lat, zrobiła pierwszy samodzielny krok. Dzięki niezwykle pogodnej naturze z łatwością nawiązywała przyjaźnie; nie można było jednak wykluczyć,że tak jak inne podobne do niej dzieci stanie się ofiarą czyjegoś okrucien śtwa czy bezmyślności. Tak więc od dnia, gdy Kathy przywieziono ze szpitala do domu, Meg przejęła odpowiedzialność za opiekę nad nią. Wyglądało to tak, jakby Meg miała wbudowanyradar nastawiony naswojąmałąsiostrzyczke ˛. I chociaż Kathy miała już dziewiętnaście lat i była wyjątkowo atrakcyjną kobietą, ten radar wciąż działał. Opiekuńcze uczucia Meg nigdy nie osłabły. To właśnie dlatego odnosiła się do Jake’a z taką rezerwą. Po prostu bała się,że Kathy będzieprzez niegocierpiała. Wkońcu nikt nie wiedział lepiej niż ona, jak łatwo można złamać komuś serce. Jednak w ciągu tych dwóch tygodni, które spędziła w rodzinnym domu, miała wiele czasu na przemyślenia i w końcu zrozumiała, że Kathy już nie chce ani nie potrzebuje jej opieki. Kathy jednak nie była jedynym problemem Meg. Często myślała o sobie, o swoim złamanym sercu i o stracie mężczyzny, którego tak kochała. Poobijana i posiniaczona miała wreszcie pretekst, by się swobodnie wypłakać. Kiedy jednak siniaki zmieniły barwę na żółtą i opuchlizna zeszła z warg, do Meg dotarło wreszcie, żetę miłość ma już za sobą. – Przyniosłam ci trochę zupy. Meg skrzywiła się wymownie, gdy Kathy stanęła w drzwiach z tacą wrękach. – Nie mogę już patrzeć na zupę. – A co ja mam powiedzieć? Nie miałam wypadku, a muszę jeść bulion dwa razy dziennie. Ty możesz przynajmniej trochę utyć, a ja, jak tak dalej pójdzie, na przyjęciu zaręczynowym będę gruba jak beczka. – Co się stałoz tą, jak to określiłaś, ,,trochę bardziej uroczystą kolacją’’? Kathy roześmiała się. – Mama wkroczyła do akcji. Nie mogę pojąć, jak w tak krótkim terminie udało się jej wynająć salę izałatwić catering. Boję się pomyśleć, jak będzie wyglądało przyjęcie weselne. Moja jedna połowa marzy tylko o tym, żeby ominąć te wszystkie przygotowania i jak najszybciej wziąć ślub. – A druga? – zapytała Meg, nie podnoszącgłowy znad talerza z zupą. – Druga już kupuje ślubne żurnale, zmagając się zdylematem, cowybrać:gniecionyjedwabczyorganzę, lilie czy frezje. Właściwie nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie będę mężatką. Tym razem Meg podniosłagłowę. Widząc rozpromienionątwarz siostry i jej błyszczące oczy, pomyślała, że Kathy nigdy nie wyglądała na szczęśliwszą. – Ty go naprawdę kochasz? – powiedziała. – Kocham i wiem, że on kocha mnie, całą, razem ztymmoim utykaniem. Mówi,żegdybynie toutykanie, nigdy byśmy się nie spotkali. Nie uważasz, żetomiłe? To jest miłe, pomyślała Meg. Ostatnio zaczęła zupełnie inaczej patrzeć na Jake’a. W ciągu tych dwóch tygodni, które dzięki Flynnowi spędziła w domu rodzico ´w, często obserwowała Jake’a i Kathy i jej obawy powoli zaczęły zanikać. – Jak się czujesz w związku z jutrzejszym powrotem do pracy? Meg wzruszyła ramionami. – Cudownie będzie uciec wreszcie od tej zupy. – Nie byłabym tego taka pewna. Mama kupiła właśnie solidny termos, tak więcbędziesz na jej bulionach jeszcze przez wiele tygodni. – Widząc, że Meg się nie śmieje, zauważyła: – Chyba się jednak denerwujesz. – Trochę – przyznała Meg. – Wszyscy zdają się uważać,że zasnęłam za kierownicą. – Nie przejmuj się. Wkrótce znajdąsobie inny temat do plotek. – Tak bardzo bym chciała przypomnieć sobie, co się wtedy stało. – Przypomnisz sobie. Meg bawiła się bezmyślnie łyżką. – Czuję się tak, jakby mnie tam nie było od miesięcy, a nie zaledwie od dwóch tygodni, i denerwuję się bardziej niż wtedy, gdy szłam do pracy po raz pierwszy. – Zobaczysz, po kilku godzinach wszystko wróci do normy. Wydaje mi się,że twoje koleżanki to sympatyczne dziewczyny. Powinnaś spróbować się do nich zbliz ˙yć. Ta Jess, kiedy czekaliśmy, aż się obudzisz, była dla nas bardzo miła. – O tak, Jess jest miła. Wprawdzie potrafi być trochę apodyktyczna, ale intencje ma dobre. Chyba jest jedyną osobą,zktórąjestem nieco bardziej zżyta, ale całonocna zabawa z Jess nie jest szczytem moich marzeń.Równie dobrze mogłabym wybrać się tam z naszą mamą. – A pozostałe? – Wszystkie sprawiają wrażenie miłych – odparła Meg. – Rzecz w tym, żewłaściwie wcale ich nie znam. Rozmawiamy o pracy i o tym, co robiłyśmy w wolne dni, ale, jeśli nie liczyć Jess, niewiele o nich wiem. – A czyja to wina? – zauważyła Kathy. – Wiem, jak ciężko ci było ostatnio, ale najwyższy czas otworzyć się trochę na świat. Meg skinęłagłową. – Wiem. Kathy położyładłoń na czole siostry. – Panie doktorze! Ta dziewczyna majaczy. To niemoz ˙liwe, ty się ze mną zgadzasz? Meg odsunęłarękę Kathy i roześmiała się szeroko. – Tym razem tak. Cholerny Vince. – Brawo! – zawołałaze śmiechem Kathy. – ś wiat pełen jest wspaniałych, samotnych mężczyzn. – Chwileczkę – przerwała jej Meg. – Nowy związek to ostatnia rzecz, której w tej chwili pragnę. Miałam na myśli odnowienie kontaktów towarzyskich, nic więcej. Naprawdę –dodała, widząc, że Kathy patrzy na niąspod oka. – Wierzę ci. Ale jeśli jest ktoś, kogo chętnie widziałabys ´ na liście gości, to mi zwyczajnie powiedz. Przez ułamek sekundy Meg pomyślała o Flynnie, jednak natychmiast tę myśl odrzuciła. To była droga, którą ona nie pójdzie, a ostatnią osobą, od której oczekiwałaby pomocy w tak delikatnej materii, jest jej siostra. Kobieta powinna mieć swoją dumę! – Potrafię sama zadbać o moje życie towarzyskie, wielkie dzięki. Kathy roześmiała się, niezrażona jej wyniosłym tonem. – Dobra, dobra! To była tylko luźna propozycja. – Podniosła do ust okruszek chleba. – Tak czy owak, mamy już jakiś początek. W oczach Meg był to krok milowy. Tym razem, kiedy włożyła strój pielęgniarski i przypięła identyfikator, przywołała na twarz uśmiech i ruszyła na oddział z mocnym postanowieniem, że jeśli ktoś zaproponuje jej wypad do baru lub na prywatkę, zamiast szukać wykrętu uśmiechnie się serdecznie i przyjmie zaproszenie. – Dzień dobry, Meg. Cieszę się,że cię znowu widzę. – Witaj, Carla, co u ciebie? – W porządku. – Przebywająca na praktyce Carla szybkim ruchem dłoni odgarnęła z oczu długą blond grzywkę, która natychmiast opadła znowu. – Gdzie dziś pracujesz? – Na razie w izbie przyjęć, ale Jess powiedziała, że jeśli ktoś trafi na reanimację, to mam przyjść. – W jej głosie słychać było niepokój. – Będzie dobrze. Nie musisz nic robić i nikt od ciebie tego nie oczekuje. Włączysz się, jeśli poczujesz się na siłach. – Dzięki. Ty też tam będziesz? Meg nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ w tej właśnie chwili podeszła do nich Jess, jak zawsze w nienagannie białym uniformie. – Jak tam, Meg? Nie masz nic przeciwko temu, że od razu zostaniesz rzucona na głęboką wodę? Pracujemy dziś w nieco zmniejszonym składzie, a ja o dziesiątej muszę iść na wykład z bezpieczenśtwa i higieny pracy. To nie do wiary, że od ostatniego minęły już dwa lata. – Nie ma sprawy – uspokoiłają Meg, po czym, odwróciwszy się do Carli, dodałaz uśmiechem: – Praca z doktorem Campbellem to prawdziwa przyjemność. – Tylko że on wyjechał na dwutygodniowy urlop – zauważyła Jess. – Flynn ma dziś dyżur. Obiecał,że jeśli będzie spokojnie, poprowadzi zajęcia dla studento ´w i pielęgniarek z udzielania pierwszej pomocy. Ale czy tu kiedykolwiek było spokojnie? – rzuciła retoryczne pytanie. – Powiedziałam mu, że Annie jest zepsuta iże trzeba jej przyszyć rękę, jednak jemu najwyraźniej wcale to nie przeszkadza. – Co się stało Annie? – zdziwiła się Meg. Annie, plastikowa lalka, na której personel doskonalił swe umiejętności, traktowana była niemal jak członek załogi i niepokójwgłosie Meg wydawał się zupełnie zrozumiały. – Niewolnominicpowiedzieć!–Jessdramatycznie zawiesiłagłos. – Miejmy tylko nadzieję,że następnym razem, kiedy doktor Kelsey będzie pokazywał, jak nastawić zwichnięteramię,zostawibiednąAnniewspokoju. Ten człowiek chyba nie zdaje sobie sprawy ze swojej siły! – Jess prychnęła, po czym spojrzała z dezaprobatąna Carlę. – Za moich czasów, a wcale nie byłoto takdawno, nosiłyśmykapelusze, icałkiem słusznie.Idź, moja droga, i zrób coś ztą piekielną grzywą, albo będziesz nosiła operacyjny czepek do końca praktyki. Kiedy odeszła, Carla wzniosła oczy do nieba. – Ona mówi tak, jakby zaczęła pracę jeszcze podczas drugiej wojny światowej. Ile ona właściwie ma lat? – Pięćdziesiąt parę – mruknęła Meg. – Och, to wiele wyjaśnia – zauważyła Carla, przyjmując od Meg kawałek bandaża i wiążącwłosy w efektowny konśki ogon. – ś wiadczy jedynie o jej dużym doświadczeniu –rzuciła cierpkoMeg. –Jestwspaniałąpielęgniarką,ito nie tylko z profesjonalnego punktu widzenia. O kimś takim marzy każdy, kogo wniosą przez te drzwi. Związane włosy i elegancki wygląd mogą się wydawać czymś błahym, ale są bardzo ważne. Trzeba pokonać długą drogę, zanim zdobędzie się zaufanie i sympatię pacjentów. Po tej reprymendzie Carla podążyła za Meg do sali reanimacyjnej. – Wiem, że to nieustanne sprawdzanie sprzętu może się wydawać nudne, ale często właśnie to decyduje ożyciu i śmierci – tłumaczyła dalej Meg. – Wszystko w tej sali ma swoje miejsce. Kiedy ktoś walczy ożycie, czas odgrywa najistotniejszą rolę i nie można go tracić na szukanie najpotrzebniejszych rzeczy. – Wpełni się z tym zgadzam. Meg nie musiała podnosić głowy, by odgadnąć,do kogo należy ten głęboki głos. – Witaj, Flynn! – zawołała Carla i Meg zmarszczyła brwi, zdziwiona tym zaskakująco poufałym tonem. – Dzień dobry, Carla. – Flynn przez chwilę przyglądał się jej uważnie. – Co ci jest? Zęby cię bolą? – Nie, skądże. – Carla wzruszyła ramionami. – To pewnie przez te włosy. – Dzień dobry, doktorze Kelsey – rzekła Meg, rzucając wymowne spojrzenie na Carlę. Jednak Flynnowi poufałość dziewczyny wyraźnie nie przeszkadzała. – Wystarczy Flynn. Doktor Kelsey to mój ojciec. Meg zacisnęłazęby. Tym dwojgu udało się sprawić, że ona sama nagle poczuła się staro. – Cóż, wobec tego – odparła pozornie pogodnym tonem – dzień dobry, Flynn. Przynajmniej nie tylko ja się rumienię, pomyślała Meg, widząc, że Carla jest czerwona jak burak. Czy jednak można jąza to winić? Flynn osiódmej trzydzies ´ci rano wyglądał imponująco. Wszystko w nim emanowałome ˛skością: nie tylko wspaniała sylwetka, ale także dźwięczny głos i świeży zapach wody kolonśkiej. – Wyglądasz lepiej niż ostatnio. Jak się czujesz? – Dziękuję, dobrze. – Nie sądziłem, że tak szybko dojdziesz do siebie. To był paskudny wypadek. – Dobrze się już czuję. – Meg się najeżyła. – Posłuchaj, jestem lekarzem. – Flynn uśmiechnął się szeroko. – Jeśli dojdziesz do wniosku, że za wcześnie wróciłaś, powiedz mi o tym, a natychmiast cię zwolnię do domu. – A może chciałbyś już? – mruknęła Meg, ale Flynn zajął się właśnie ściąganiem ze ścian połowy ekwipunku, który Meg dopiero co tam rozmieściła. – Co robisz? – Przygotowuję się do zajęć. Gdzie Annie? – Przecież Jess już ci mówiła, że Annie jest w naprawie. Ktoś– powiedziała z naciskiem – potraktował ją najwyraźniej jako przeciwnika. – Nie ja – zaprotestował Flynn. – Ja tylko chciałem pokazać studentom, jak nastawić ramię. – Uśmiechnął się i Meg wiedziała, że nie zrezygnuje z zajęć. – Hej, Carla, czy mogę cię prosić o filiżankę kawy, a potem ościągnięcietustudentów?–GdyCarlazniknęła, dodał: – Zanim mnie zaatakujesz, chciałbym ci wyjaśnić,że musiałemzostać ztobąsamnasam,żebycięprzeprosić. – Za co? Czyżby za pochopne i niesprawiedliwe oskarżenie, że zasnęłam za kierownicą i insynuacje, że jestem świętoszką? – Chodzi mi o Kathy – wyjaśnił. – Posłuchaj, rzeczywis ´cie byłem na ciebie wściekły, najbardziej o to, że zasnęłaś za kierownicą. – Widząc, że Meg otwiera usta, by zaprotestować, podniośł do góry ręce. – Lub że ,,podobno’ zasnęłaś. Zaprosiłem wczoraj Jake’a i Kathy na drinka i nawet nie wiesz, ile się nasłuchałem, jaką to nadzwyczajną jesteś siostrą. Nie chcę wprawić cię w zakłopotanie powtarzaniem szczegó...
chomciomania