Rozdział I.doc

(47 KB) Pobierz
Rozdział I

Rozdział I

„Decyzja

 

          W nocy nawiedził mnie okropny koszmar. Obudziłam się o trzeciej nad ranem, ponieważ z pokoju Phil’a dochodziły ciche dźwięki metalu. Pewnie zapomniał wyłączyć wierzy wieczorem-pomyślałam.

           Mam bardziej wyczulony słuch niż mama i Phil, ale te dźwięki były tak ciche, że zapewne sam Phil ich nie słyszał.

           Siadłam na łóżku by przypomnieć sobie sen, który wydawał mi się straszny. Nie mogłam sobie nić przypomnieć. Długo nie wytrzymałam w pozycji siedzącej, więc jak najszybciej włożyłam na siebie swoją ulubioną niebieską tunikę i czarne legginsy, w których według Phil’a wyglądam jak laleczka Barbie.

            Mąż mojej mamy… no cóż. Gdyby mógł, ubierałby się w moje albo Renee ubrania. Zachwyca się nimi, ale nie sądzi, że dałby radę wytrzymać w takim ubraniu w upały, które nieustannie zamieszkują tereny tego stanu.

             W milczeniu i na paluszkach udałam się do pokoju rodziców i wyłączyłam wierzę. Chodziłam na paluszkach tylko na wypadek, gdyby jakimś cudem Renee albo mniej prawdopodobnie Phil usłyszeliby na korytarzu kroki słonia.

             Wyłączyłam muzykę i popędziłam na dół przygotować śniadanie. Wiedziałam, że z każdą godziną zbliżam się do wyjazdu, ale nie dawałam po sobie poznać, jak bardzo mi przykro. Chociaż jedynym powodem, dla którego miałabym się cieszyć, to to, że z każdą godziną zbliżało się spotkanie z dawno niewidzianym, byłym ukochanym, Jacobem Blackiem. Chodziliśmy ze sobą 2 lata. Jeżeli można było to tak nazwać, bo do Charliego wyjeżdżałam tylko na połowę wakacji letnich i zimowych. Mimo to, nie pozwolił sobie na zdradę. Spotykaliśmy się, bardzo się kochaliśmy i byliśmy szczęśliwi. Ale podczas ostatniego mojego pobytu w Forks, Jacob nikomu nic nie mówiąc, po prostu przepadł jak kamień w wodę. Policja szukała, ale niestety nie znalazła. Trzy miesiące temu Jake zadzwonił do mnie, do Phoenix, i opowiedział mi o wszystkim. Okazało się, że musiał pilnie wyjechać do ciotki, której umarł mąż, i z którą jego ojciec się nie odzywa, więc nie mógł nikomu nic powiedzieć.

Mimo to, czułam, że to nie jest do końca prawdą. Ale zamierzałam to wyjaśnić, bo przecież teraz będę miała tyle czasu na przemyślenia. Jednak po tym telefonie jeszcze gorzej się poczułam. Jake powiedział, że możemy zostać tylko przyjaciółmi. Ze względu na moje bezpieczeństwo. Nie wiem, o co mu chodziło z tym bezpieczeństwem. Może wplątał się w jakąś aferę z mafią? Nie dane mi było długo zastanawiać się nad dalszymi wydarzeniami, który miały się zdarzyć w ciągu następnych kilku tygodni, bo do kuchni wparowała mama.

            -Kochanie, czemu tak wcześnie wstałaś? – nie otworzyła jeszcze do końca oczu, ale najwyraźniej się jeszcze do końca nie obudziła.

            -Spytaj się Phil’a. – nie ma co, może to nie czas na żarty, ale na początek dnia dobrze by było trochę się pośmiać.

            -Nie wiem o co ci chodzi… - tak jak mówiłam. Zapewne drugie z szalonego małżeństwa też nic nie słyszało.

            -Czy to, że o trzeciej rano słyszałam muzykę dobiegającą z waszego pokoju nie jest wystarczającym powodem ? – znowu mi się żartów zachciało.

            -Córeczko, idź się jeszcze połóż. – powiedziała zaspanym głosem i ziewnęła w połowie wypowiedzianego zdania.

            -Nie chcę mi się spać. A poza tym, mam coś do zrobienia. Muszę spakować jeszcze kilka rzeczy i część biblioteki, bo zapewne  Forks nie będzie dobrze zaopatrzonej biblioteki.-        Jak najszybciej wyszłam z kuchni i szybko wbiegłam po schodach, by zejść mamie z oczu. Chciałam uniknąć pytań o Jacoba. Rzecz jasna nie mogłam nikomu wyjawić, dlaczego ostatnio tak zniknął.

          W pokoju zamknęłam drzwi na klucz i postanowiłam obejrzeć ostatni raz zdjęcia Jacoba, by go porównać z tymczasowym wyglądem. Tak bardzo zależało mi na naszej przyjaźni. Nie mogliśmy żyć w takim związku na odległość. Nie było możliwości, by ten związek przetrwał, nie było przyszłości dla naszego związku. Widocznie nie byliśmy sobie przeznaczeni.

          Wyjęłam zakurzone pudełko z dna szafy. Różowe pudełeczko oklejone czerwonymi serduszkami. Nic, tylko tam musi być. Nikt oprócz mnie nie miał dostępu do tej skrytki. I bradzo dobrze. Jeszcze tego brakowało. Tam były również listy od Jacoba. Jeden jedyny kawałek został mi w pamięci:

          Droga Bello, mam nadzieję, że dotrze ten list do Ciebie jak najszybciej. Chcę, żebyś wiedziała, jak bardzo Cię kocham, i nie mogę bez Ciebie żyć. Moje życie nie będzie życiem, jeśli nie będzi w nim Ciebie.

         Taki list miłosny. .  . Każda dziewczyna zapewne dostała takie coś kilka razy. To był pierwszy list tego typu skierowany do mnie. Jednak bardzo mnie to ucieszyło. Jednak mimo że utrzymywaliśmy kontakty z Jacobem, czułam, że związek nie potrwa długo.

         Łatwo powiedzieć: zostańmy pzyjaciółmi. Jakże byłoby to bolesne dla którejś z moich znajomych. Jednak ja nie załamałam się. Dla mnie przyjaźń znaczyła więcej niż miłość, bo nigdy nie zaznałam przed Jacobem takiego uczucia. W szkole byłam szarą myszką. Żaden chłopak nigdy się za mną nie spojrzał. Ale miała w sobie coś takiego, co przyciągnęło Jacoba. To ta siła, która działa na zasadzie magnezu; przyciągam wszelkie kłopoty. Gdyby w innym stanie grasowałby seryjny zabójca, z pewnością za jakiś czas trafiłby do Phoenix. Jednakże, jakimś cudem nic takiego się nie stało. Ale cóż, przecież takie rzeczy dzieją się z dnia na dzień, z godziny na godzinę, z minuty na minutę.

          W duchu modliłam się, żebym jakimś cudem nie była odludkiem w liceum w Forks. Było to całkiem możliwe, ponieważ nie potrafiłam przejść nawet kilku metrów na prostej drodze. Gdyby metr ode mnie znajdowała się ściana, jakimś cudem wyrosłaby przede mną. I takie spotkania ze ścianą mam średni co 3-4 dni. Fakt faktem ciągle mam na ciele siniaki i strupy po wywrotkach, więc mama niczego nie zauważyła. Wiedziała, że zawsze będę miała problemy z koordynacja ruchową. Nagle zadzwonił telefon.

          Eh, to Alice. Dzwoni do mnie zawsze, gdy potrzebuję jej pocieszenia. Nie wiem, jak ona to robi, zawsze wyczuwa odpowiedni moment. Moja jedyna przyjaciółka z Forks.

          -Cześć słonko. – zaświergotała swoim slicznym głosikiem.

          -Hej, Alice. – chyba zauważyła smutną nutkę w moim głosie, bo głośno odchrząknęła.

          -Co się dzieje, Bella? – mogłam się bardziej opanować, bo teraz będę musiała jej wszystko powiedzieć.

          -Nic takiego. Smutno mi opuszczać Renee i Phil’a. Sama wiesz najlepiej, gdy musiałaś wyjeżdżac na studia.

          -Nie odpuszczę Ci tego, Bello. A gdzie ty się wybierasz? – ach, ta jej wścibskość.

          -Mam nadzieję, że się ucieszysz. Dzisiaj wsiadam w samolot. Jadę do Forks! – starałam się, żeby słychać było entuzjazm. Chyba mi nie wyszło. – Nie cieszysz się?

          - Nawet nie wiesz, jak bardzo! Skaczę z radości. – nic nie było słychać.

          -Wyjedziesz po mnie na lotnisko w Port Angeles?

          -Oczywiście. Do zobaczenia! – niemal krzyknęła.

Nie było wyjścia, ani możliwości, by się wycofać.  Charlie jeszcze nic nie wiedział. Miałam do niego wpaść robiąc mu niespodziankę. Ale chyba zmienię zdanie, bo Alice miała po mnie przyjechać na lotnisko. Oczywiście odwiedzę Charliego, ale chciałabym pomieszkać u Alice. Nigdy nie poznałam jej reszty rodziny, bo zawsze odwiedzała mnie w Forks. Nawet Charie ją polubił. Przyzwyczaił się do jej przebywania w jego domu.

          Musiałam jak najszybciej powiadomić Renee o podjęciu takiej decyzji. Mam nadzieję, że nie będzie miała nic przeciwno temu. Bardzo chciałam poznać rodzinę Alice. Zrobię jej niespodziankę, mieszkając u niej. Na dwieście procent.

          Na szczęście Renee siedziała sama w kuchni. Nad czymś myślała. Chyba przejmowała się, że zmienię decyzję i nie będzie mogła pojechać z Philem.

          -Mamo, mam dla Ciebie ważną wiadomość. Ale nie martw się. Będziesz mogła pojechać z Philem.

          Milczała.

          -Mamo, nigdy nie mówiłam Ci, że w Forks, a właściwie w okolicach, mieszka moja jedyna przyjaciółka. Kilka minut temu dzwoniła i chciała, żebym zamieszkała u niej na te kilka miesięcy. – Małe kłamstwo nie zaszkodzi. – Ma wyjechać po mnie na lotnisko w Port Angeles.

          Twarz Renee rozjaśniła się i wpełz na jej buzię ciepły i radosny uśmiech. Zmarszczki w kącikach oczu stały się bardziej widoczne.

          -Nie zapomnę o odwiedzinach Charliego. – zapewniłam ją.

          -Nie o tym myślę. – powiedziała słabiutkim głosem.

          -Co się dzieje? – jedyną moją dobrą cechą była spostrzegawczość.

          -Nasz wyjazd się opóźni. Czuję, że rozłoży mnie choroba, i następne dwa tygodnie posiedzę w domu. – smutek był ledwo wyczuwalny, i w tej chwili nie żałowałam, że jest u mnie w posiadaniu spostrzegawczość.

         -Mam zostać z Tobą? – teraz w moim głosie był smutek i rozpacz.

         -Nie, Bells. Przecież umówiłaś się z tą całą twoją przyjaciółką. Nie możesz jej zawieść.

         -Nazywa się Alice Cullen. – poprawiłam ją.

         -Hmmm. –zamyśliła się. – Ojciec , to znaczy Charlie mówił mi, że to bardzo porządna rodzina. – tak, mogę potwierdzić. Chociaż znam tylko Alice i nikogo więcej.

         -Alice wygląda jak chochlik. I jest bardzo zwinna, porusza się z gracją. – lubiałam kogoś chwalić. Cudze chwalicie, swego nie znacie. Nigdy nie zauważałam swoich pozytywnych cech. Zawsze moja uciążliwa wada utrudniała życie nie tylko mnie, ale także i Renee, gdy musiała w centrum handlowym na oczach setek ludzi podnosić mnie, swoją córkę  z podłogi. Wstyd na całego.

         -Dobrze, obudzę Phila. Musi odwieźdź Cię na lotnisko. Ta Alice nie może długo czekać. A i Ty się spóźnisz na samolot.

         -Dobrze. – Gdybym umiała budzić Phila, wyręczyłabym mamę z tej okrutnej dla jej męża pobudki. Tylko kubek zimnej wody pod kołdrę był dobrą metodą na obudzenie wielmożnego pana, który do rana słucha metalu.

         Poczłapałam na górę. Zabrałam pakunki i walizki i ziosłam je stawiając przy szklanych drzwiach prowadzących na zewnątrz. Phil kazał wsiąść do samochodu i czekać na siebie. Postąpiłam posłusznie a on pobiegł pożegnać się z mamą, jakby nie jechał na lotnisko oddalone o kilkadziesiąt mil, tylko gdzieś na inny kontynent oddalony o tysiące mil.

        

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin