Grzbiecista.doc

(138 KB) Pobierz

GRZBIECISTA
Rushifua



O godzinie 7:00 rano wszedłem na basen. Trener rozmawiał z jakimś starszym facetem, uradował się na mój widok i skinął ręką, że mam zaczekać. Ich rozmowa nie trwała długo, pożegnali się i trener podszedł do mnie. Uśmiechnął się i serdecznie poklepał mnie po ramieniu.
    – Witaj! Świetnie się spisałeś, Maciek! – powiedział z dumą w głosie. – Złoto i dwa srebra, gratuluję! Jak ci ten miesiąc tam minął w Londynie?
    – Dziękuję – odpowiedziałem, kryjąc satysfakcję z jego pochwały. – Przeleciało, sam nie wiem kiedy.
    Byłem zmęczony i niewyspany, przetarłem oczy.
    – Daruj sobie dziś siłownię – rzekł i objął mnie po ojcowsku. – Wiem, że w nocy wróciłeś, myślałem, że dziś cię nie będzie. Powinieneś zostać w domu i odpocząć. Dałeś z siebie wszystko...
    Właśnie klasa wychodziła z szatni numer siedem, kierując się do siłowni. Zobaczyłem dawno niewidziane twarze. Posłałem im kilka uśmiechów i geściarskich pozdrowień.
    Trener skierował mnie do szatni numer pięć, gdzie miałem swoją szafkę. Usiadłem na ławeczce, trener naprzeciw.
    – Zmęczony jesteś, widać – powiedział.
    – Nie, wszystko w porządku, tylko trochę się nie wyspałem – dłonią zakryłem głębokie ziewnięcie.
    – Miesiąc ostrego treningu i pracy ponad siły, wiem. I są tego efekty... Ale, Maciek, powiedz mi, jak z nauką? Nie chciałbym, żeby... – powiedział poważnie. – Wiem, że nie miałeś z tym problemu, ale Konrad też nie miał i nagle w przeciągu miesiąca złapał trzy gały z matmy. Ma zagrożenie – w jego głosie wyczułem napięcie i troskę.
    Sam się tą wiadomością zdziwiłem. Konrad nie był kujonem, ale nigdy nie miał problemów. Ja też ostatnio zbytnio się do nauki nie przykładałem, ale jakoś mi idzie.
    – Była rada pedagogiczna – mówił trener dalej. – Do ciebie nic nie mieli. Wiem, że nadrobisz ten materiał.
    – Nie mam zaległości. Tamara mailem przesyłała mi lekcje i zagadnienia. Jestem na bieżąco. Wszystkie prace pisemne odsyłałem. Mam zaliczone. Wiem od Tamary, że jest ok. – odparłem i stłumiłem drugie ziewnięcie.
    – Tak... No to się cieszę – trener wstał i przeszedł kilka kroków w te i z powrotem. Ponownie usiadł. – Rada pedagogiczna wycofała Konrada z wycieczki – powiedział. – Dopóki nie poprawi ocen.
    – Co? – byłem zaskoczony. Szeroko otworzyłem oczy. To chyba pierwszy przypadek w historii szkoły!
    – Właśnie... Skończyły się chyba czasy, w których osiągnięcia sportowe gwarantowały wszystkim promocję. Bałem się, żeby z tobą nie było podobnych problemów.
    – Nie będzie, na pewno – zaręczyłem z naciskiem.
    – Wiem. Jesteś inny. Słyszałem, że większość materiału zaliczyłeś jeszcze przed wyjazdem.
    – No... wolałem przed niż po...
    – Podziwiam cię. Konradowi ciebie stawiam za wzór... Aha, co do sztafety zmiennej, mamy nowego delfinistę – powiedział i zaczął się zbierać.
    – A z Konradem... – wstałem z ławki – to już na pewno, że nie pojedzie?
    – Taka jest decyzja rady. Ty mógłbyś kolejny miesiąc spędzić Londynie, treningi i tak dalej, ale on... Trudno – wzruszył ramionami i wyszedł.
    Konrad... Skopałbym mu dupę!...
    Trener ma rację. Dziś zrezygnuję z siłowni.
    Matma... Czy jestem na bieżąco? Od tego roku mamy nowego belfra. Piłuje jak...Wyjąłem zeszyt i powtarzałem definicje i wzory zadań... Chyba musiałem nad nimi przysnąć. I nagle ta wizja, która oderwała mnie całkiem od rzeczywistości. Mocny męski zapach nagle mnie rozdrażnił, rozpalił i przywrócił do życia. Nie powiem, podnieca mnie zapach facetów, ale tylko niektórych, muszą mieć odpowiednie feromony. Podniosłem wzrok i ujrzałem go. Ściągał mokrą czarną koszulkę, na sobie miał tylko kąpielówki. Był wyższy ode mnie i w ramionach dwa razy szerszy. Znakomicie ukształtowane mięśnie, ale gładkie ciało. Świetne uformowana klatka piersiowa, brzuch płaski, bez krateczki, która tak mnie u innych denerwowała. Nogi piękne, gładkie, delikatne, bez zwalistości kulturystów pakerów. I te ramiona, w których można by się schować. I pomimo, że był w moim wieku, żadnego włoska na ciele. Na pewno golił się, jak wszyscy z klasy. W mojej piersi poruszyła się bestia, która go zapragnęła...
    – Część, nie widziałem cię jeszcze. Jestem Mateusz – przedstawił się, podszedł i podał mi rękę. Miał urzekające jasne oczy. Mocno trzymał moją dłoń w uścisku. Czy on...? – Pływam delfinem, dopiero sprowadziłem się do Poznania.
    – Maciej... – odparłem, ściągnąłem okulary, przetarłem oczy i kątem oka zobaczyłem, że zerka na moje pośladki, po czym szybko zmienił swój wzrok. – Ty jesteś pewnie tym nowym delfinistą do sztafety? Trener coś wspominał...
    – Tak – odpowiedział dziwnie grzecznym tonem. Miał piękną barwę głosu. – A ty pewnie jesteś ten sławetny Aries, niepokonany grzbiecista? Słyszałem o tobie, oglądałem przez neta Mistrzostwa Europy. Gratuluję, naprawdę w grzbietowym jesteś nie do pobicia. Masz idealną sylwetkę pod to. Nie dość, że najlepszy w pływaniu, to jeszcze wiem, że najlepszy w szkole i najbardziej popularny.
    – Nie wiedziałem, że takie wieści tak szybko się rozchodzą – odpowiedziałem, ale bestia we mnie została połechtana. Nie powiem, że nie było to miłe, ale chciał mi się podlizać? Po co? W jednym się nie pomylił: popularny to ja jestem. I zapewne wszyscy z klasy czekają, jaką opinię wydam o nowym. Od tego będzie zależało, czy zostanie zaakceptowany, czy nie.
    Zacząłem się przebierać. Pochylony, spod oka zerknąłem na jego kąpielówki. Ciekawe, ile może mieć to ciało, które tak ciasno je wypełnia... Stałem tyłem do niego, ale i tak kątem oka dostrzegłem, jak znowu zerka na moje pośladki. Ściągnąłem gacie, a kąpielówki celowo upuściłem, że niby wypadły mi z rąk. Niech mnie zobaczy na golasa... Schyliłem się, wypinając do niego cały goły tyłek. Niech ma tę przyjemność, oczywiście jeśli jest... A coś mi podpowiadało, że jest! Byłem tego prawie pewien! Ubrałem kąpielówki i skórę rekina, i wyszedłem. Widziałem, jak odprowadzał mnie wzrokiem. Żałowałem, że tak bardzo ukrywa swoje klejnoty, bo pod natryskiem nie ściągnął kąpielówek, a gacie zmieniał pod ręcznikiem.
    Po treningu, jak zwykle, do szkoły. Szedłem w towarzystwie Tamary i Kaśki, które czekały na mnie. Konrad nie był na treningu, dowiedziałem się od nich, że ma szlaban, dopóki nie poprawi ocen. Gadaliśmy, śmialiśmy się i, jak zwykle, zahaczyliśmy o ławeczki nad Wartą. Usiedliśmy i zapaliliśmy papierosy. U nas, jak w każdej szkole sportowej, pije się i pali, oczywiście dla zdrowia i kondycji.
    – Co sądzisz o tym nowym? – wypaliła Kaśka. – Widziałeś go w szatni, nie? Nie powiesz, że ma zajebiste ciałko?
    – Czy od razu mam o nim coś mówić? Raz go dopiero widziałem i tylko przez chwilę – odpowiedziałem z przekąsem. A w myśli dodałem: Boże, jakie te dziewczyny są głupie...
    – Aries – zaczęła Tamara. – Na razie go nie akceptujemy. Zresztą, ja się do niego dopiero przekonuję, a Kaśka za nim latała, dopóki... – i urwała. Dziewczyny spojrzały na siebie porozumiewawczo i uśmiechnęły się. – No dobra, to jak tam było w Anglii?
    – Było... Po pierwsze: przestańcie mnie nazywać Ariesem! – powiedziałem z wściekłością, bo ten głupi przydomek przylgnął do mnie, sam nie wiem dlaczego. – Po drugie, jak coś zaczęłaś, to dokończ!
    – Przecież Aries, to baran. A co, nie jesteś zodiakalnym baranem? – odpowiedziała Tamara. – Po drugie, to taka lekka ironia w stosunku do ciebie.
    Zlekceważyłem, że ironia. Domyśliłem się, dlaczego.
    – Kaśka? – zwróciłem się do niej, bo bestia we mnie rosła na maksa. – Czemu przestałaś za nim latać?
    – No, jaki domyślny! – odpowiedziała z przekąsem. – Przestałam, bo... – Kaśka podrapała się za uchem – bo on jest taki, jak ty...
    – Skąd ta pewność? – zapytałem z równym przekąsem, nieco ją przedrzeźniając i zgasiłem peta. O mnie wiedzą niektórzy i – niektóre. Ile dokładnie wie, ile nie, nie obchodziło mnie. Tamara nie umie trzymać języka za zębami.
    – Widziałyśmy go w „Pokusie” – odpowiedziała Kaśka. – Kłócił się z chłopakiem.
    – Na pewno ze swoim byłem – dodała Tamara. – To dało się wyczuć.
    Kłócił się ze swoim byłym... Właściwie to powinna być dla mnie dobra informacja. I taką była. Bestia znów poruszyła się we mnie niespokojnie. Z jednej strony – nie byłem już prawiczkiem, ale z drugiej – jeszcze z facetem nie byłem. To nie sprzeczność. Byłem tylko raz – z Tamarą. Ona chciała. Co z tego, że wziąłem jej cnotkę i dobrze się spisałem, jeśli po wszystkim czułem, że to nie było to. Powiedziałem jej, że było ok., ale odkrywam w sobie i potwierdzam to coraz częściej, że bardziej pociągają mnie faceci. Odpowiedziała, że rozumie... Ale było jej przykro. Powiedziałem jej, bo nie chciałem, żeby miała złudzenia. I wiem, że powoli ta wiadomość się rozchodzi, ale leję na to. Miałem na oku Konrada. Podoba mi się z urody, pociąga mnie całe jego ciało. I wiem, że nie ma dziewczyny. Gdyby tylko była sposobność, zaryzykowałbym. Ale Konrad nie jedzie na wycieczkę.
    A Mateusz jedzie? Bo ten chłopak bije Konrada w każdym calu. I, jeśli dziewczyny mają rację, to na pewno jest w tym doświadczony.
    Cały dzień minął mi na myśleniu o nim. Pod wieczór doszedłem do wniosku, że jest to mój ideał, że w Mateuszu zakochałem się od pierwszego wejrzenia!
    Wychowawczyni stała przy autokarze, głośno czytała nazwiska i odhaczała na liście. Konrad przyszedł nas pożegnać. Widziałem, że nadrabiał miną. Tydzień w Alpach, białe szaleństwo, a on dał taką plamę!
    Nie miałem wielkiego bagażu, tylko jedna podręczna torba, plecak i snowboard. Wsiadłem do autobusu i zająłem miejsce na samym końcu. Przede mną siedziały Tamara z Kaśką. Wyjąłem komiks i zacząłem go przeglądać. Wtedy do autobusu wskoczył Mateusz. Musiałem walczyć ze sobą, bo bestia we mnie chciała go zawołać, żeby usiadł obok. Ale on od razu sam przeszedł do tyłu i bez pytania, czy wolne, usiadł koło mnie.
    – Zdążyłem na ostatnią chwilę – powiedział głośno. – Ten grat ojca znów nie chciał zapalić. Musiałem taryfą.
    – Poczekaliby – odpowiedziałem.
    Autobus ruszył. Rozpoczął się normalny gwar. Tamara odwróciła się do mnie.
    – Aries, naładowałeś laptopa, prawda? – zaczęła z głupim babskim lizusostwem i prośbą w głosie. – I że mi go pożyczysz na podróż, co...?
    – Jak jeszcze raz powiesz mi Aries, to g... zobaczysz, a nie laptopa.
    – No, Maciek...
    Otworzyłem plecak i podałem jej komputer. Wzięła go z uśmiechem i z Kaśką zaczęły oglądać filmy. Tamara ma na moim komputerze własne konto użytkownika. Od początku dzielimy się prawie wszystkim. Tak było przed... i tak zostało. Na szczęście nie miała dostępu do moich ukrytych katalogów.
    – Nie lubisz, jak ci mówią Aries? – zapytał Mateusz.
    – Nie. Kojarzy mi się z proszkiem do prania.
    – Ariel? No tak, podobne: aries – ariel... – ale zamilkł pod moim spojrzeniem. – Ciekawy jestem, czy ktoś jeszcze zabrał snowboard.
    – Ja – odparłem znad lektury, nie odrywając oczu od książeczki.
    – To super. Pojeździmy razem...? – zapytał, szukając mojego spojrzenia.
    – Możemy – odrzekłem, ale wciąż nie chciałem oderwać oczu od lektury. Mój sierżant, na sam widok Mateusza tak zasalutował, że z trudem mieściłem go w gaciach! I nic nie zapowiadało, że się zmęczy i uspokoi. – O ile dobrze jeździsz – dodałem.
    – No, zobaczymy, kto lepiej – uśmiechnął się. A widząc, że nie mam zamiaru podtrzymywać dalszej konwersacji, zamilkł.
    Zacząłem czytać drugi komiks i nie wiem, kiedy zasnąłem. Minęła mnie nawet granica celna. Ocknąłem się dopiero, gdy dotarł do mnie żywy, natrętny gwar. Otworzyłem oczy i poczułem ostre pieczenie źrenic. Gdzie moje okulary...? Od dziecka mam wadę wzroku. Przy ostrym świetle czuję ból źrenic i oczy bardzo mi łzawią. Te szkła były sprowadzane specjalnie dla mnie, w zależności od natężenia światła zmieniały swoją barwę i przyciemnienie, od jasnego brązu po czerwień i głęboki fiolet, lub były przejrzyste, bezbarwne.
    Po omacku, w panice zacząłem dookoła szukać rękami. Nic! Otworzyłem oczy, które nabiegły mi łzami. Nic nie widziałem! Dostrzegłem tylko zarys dużej sylwetki, która wyciągnęła do mnie rękę.
    – Proszę – usłyszałem głos Mateusza – bo chyba tego szukasz – i wsunął mi okulary w rękę. Od razu je założyłem. Po chwili już wyraźnie widziałem jego sylwetkę. – Zsunęły ci się, jak zasnąłeś, więc je odłożyłem, żebyś nie zgniótł. Nie wiedziałem, że są dla ciebie aż takie ważne.
    – Ok... – odpowiedziałem tylko.
    – Chłopcy! Wasza grupa zabiera rzeczy i wspina się już pod hotel – usłyszałem. – Pospieszcie się!
    Wstaliśmy bez słowa, wziąłem plecak na ramię, zarzuciłem na ramiona długi płaszcz, torbę w rękę, snowboard pod pachę. Nadal jeszcze źle widziałem, światło było za ostre, musiałem mrużyć i zamykać oczy. Szedłem wolniej i ostrożniej, a i tak wypieprzyłem się prawie, zjeżdżając krok w tył. Mateusz mnie podtrzymał. Wyczułem, że uśmiechnął się. Doszliśmy do schroniska, a trener już rozdawał klucze do pokoi. Grupy się same potworzyły i zaczęły się rozchodzić. Tamara i Kaśka oczywiście razem, z nimi jeszcze dwie dziewczyny. My byliśmy na końcu.
    – Spóźnialscy – syknął trener i porzucił mi klucz, który ledwo złapałem. Teraz zmarszczył brwi i spojrzał na mnie. – Za ostre światło, Maciej?
    – Nie, to moja wina – uprzedził mnie Mateusz. – Zdjąłem mu okulary, jak zasnął, nie wiedziałem...
    – I bardzo dobrze – odpowiedziałem spokojnie. – Gorzej by było, jakbym je niechcący zgniótł albo stłukł.
    Trener wyraźnie się rozluźnił.
    – Śpicie na piętrze, tylko mi nie imprezować za dużo – i żartobliwie pogroził nam palcem.
    Zostawiliśmy snowboardy w schowku bagażowym i poszliśmy na górę. Otworzyłem drzwi naszego pokoju. I zaskoczenie: dwie kanapy, szafa wnękowa, stolik, fotele. Dostaliśmy dwójkę...? Balkon z widokiem na piękne góry, łazienka. Wszystko jak w katalogu!
    – Super – powiedział Mateusz, a ja tylko przytaknąłem głową. I niespokojnie pomyślałem: mam tu z nim spędzić całe osiem dni... i osiem nocy? Ja z nim, tylko z nim? Mój sierżant znowu naparł mi na spodnie. Poszedłem do łazienki i przy zgaszonym świetle poprawiłem go w gaciach pionowo do góry i zapiąłem spodnie. Teraz zdjąłem okulary, wyczyściłem je i obmyłem oczy. Zanim wróciłem, Mateusz już rozłożył w szafie nasze ubrania, moje na jednej półce, swoje na drugiej, kurtki i resztę na wieszakach.
    – Mogłem sam to zrobić – powiedziałem lekko wściekły, że ktoś w ogóle śmiał grzebać w moich rzeczach. A gdybym miał tam coś, czego nie powinien widzieć, na przykład męskiego pornola? – Nie musisz mnie wyręczać, nie jestem kaleką.
    – Przepraszam... – Mateusz odwrócił się. Musiały go zaboleć moje słowa. – Suwak przy torbie ci strzelił, więc wyjąłem z niej rzeczy, a suwak naprawiłem, już chodzi... Nie chciałem być wścibski. Nie uważam cię za kalekę.
    – Sory... Dziękuję... I... przepraszam. Jestem po prostu zmęczony. Wszystkie kości mnie bolą – dodałem pojednawczo.
    – Dokładnie. Mnie też...
    Po kolacji wpadły do nas Tamara z Kaśką, która przyprowadziła jeszcze Klaudię, kolejną zainteresowaną Mateuszem. Dziewczyny rozsiadły się na podłodze. Wyciągnąłem whiskeya, którego przywiozłem z Anglii. Mateusz dołączył do nas. Pił z nami, ale palić musieliśmy na balkonie. Powiedział, że zapach dymu tytoniowego dławi go i odrzuca.
    Gdy butelka pokazała dno, a dziewczyny były wesołe aż do euforii, rozkręcony Mateusz zapytał:
    – Dziś Maciek postawił, kto stawia jutro?
    – Wykorzystaliśmy jego dowód, że był w Anglii – powiedziała Tamara.
    – Więc jutro wykorzystamy twój, że jesteś w Szwajcarii – odpowiedział Mateusz.
    – Nie ma mowy! Losujemy! – zawołała.
    Wyjąłem zapałki, nadłamałem, ukryłem w dłoni.
    – No i...?
    No i – i tak wypadło na Tamarę...
    Nagle...
    – Dziewczęta, proszę do łóżek, już późno...
    Nie zauważyliśmy, jak drzwi się otworzyły, a w nich stanął trener. Na szczęście wszystko było już pochowane, balkon otwarty, pokój przewietrzył się sam, więc mógł nas tylko wyczuć po oddechu i wesołym zachowaniu.
    Dziewczyny szybko wyszły, z grzecznym „dobranoc”. Trener popatrzył na nas z domyślnym uśmiechem.
    – Wy też się kładźcie. I proponuję pobieżną toaletę, nie ma już ciepłej wody.
    – Damy sobie radę – odpowiedział Mateusz.
    – Dobranoc.
    – Dobranoc... – odpowiedzieliśmy chórem.
    Wyjąłem swoje przybory toaletowe.
    – Kto idzie pierwszy? – spytałem.
    – To może... razem...? – wypalił i spuścił wzrok. – Żartowałem, no wiesz...
    – No wiesz... Czemu nie...? – odpowiedziałem cicho, a on spojrzał na mnie zaintrygowany. – Pod warunkiem, że umyjesz mi plecy – dodałem.
    – Ja tobie, a ty mnie. Idziemy? – uśmiechnął się, ale widziałem, że moja decyzja jest mu bardzo na rękę!
    – To idę przygotować wodę – powiedział i zniknął w łazience. Po chwili wyszedł, wziął z szafki swoje przybory toaletowe i ręcznik.
    – Gotowe – powiedział.
    Uśmiechnąłem się pod nosem. Jego grzeczność nie jest taka bezinteresowna... I ruszyłem za nim.
    Rozebrałem się pierwszy, do naga, prowokacyjnie. Tyłek już widział mi w szatni, więc – nie ma problemu. Teraz niech zobaczy resztę. Nie mam się czego wstydzić. Wszedłem do wanny, już w połowie wypełnionej budującą się pianą jakiegoś płynu kąpielowego. Zauważyłem gest Mateusza, jakby chciał mnie dotknąć, pogłaskać po tyłku, ale szybko cofnął rękę. Zdjął koszulkę, a mój sierżant, aż dotąd z trudem utrzymywany w ryzach, drgnął mocno. Podrapałem się po jajach, ukrywając ten jego zryw i zanurzyłem się w pianie. Woda rzeczywiście była już tylko letnia. Spojrzałem na Mateusza. Chciałem mu powiedzieć, że woda jest ok., a on właśnie ściągał bokserki... Widziałem wszystkie kutasy wszystkich chłopaków w klasie, ale nikt nie miał takiego. Mateusz każdego z nas bił na głowę! Chociaż penis jeszcze mu wisiał, ale był wyjątkowo duży, i taki soczysty...! Chyba jest tęższy niż wtedy, gdy widziałem go w szatni w kąpielówkach... Nic nie powiedziałem, ale mój sierżant nie wytrzymał. Dobrze, że kryła go piana... Mateusz wszedł do wanny. Doskonale panował nad sobą, ale czułem, że robi to siłą woli. Rozłożył się naprzeciw mnie. Wyprostował stopy, układając je przy moich biodrach. Ja zrobiłem tak samo. Teraz z piany wystawały nam tylko kolana. Rozparłem się wygodnie, on skromniej, polewając się wodą. Patrzyłem mu prosto w oczy. Nie wytrzymał mojego spojrzenia. Położył mi dłoń na udzie.
    – Rządzisz klasą... – powiedział. – Nawet jak cię nie było, to wszyscy tylko: Maciek wróci, to się okaże. Maciek to, Maciek tamto... Ale nie dziwię im się. Sam jestem pod twoim wrażeniem.
    Teraz zauważyłem, że miał wzwód. Jego okazały fallus wystawał ponad pianę. Przygryzłem wargi.
    – Masz w tym interes, żeby mi schlebiać? .
    – Nie... – westchnął głośno i zacisnął rękę na moim udzie. – Ale działasz na ludzi...
    – Jak...? – udałem, że nie rozumiem jego aluzji.
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin