Cabot Meg - Papla 03 - Papla wychodzi za mąż.rtf

(1376 KB) Pobierz
Papla

MEG CABOT

Papla wychodzi za mąż

Tytuł oryginału

Queen of Babble Gets Hitched

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Beniaminowi

Z historii ślubów

W pradawnych czasach śluby były nieco bardziej przypadkowe. Dość często zdarzało się, że członkowie jednego plemienia, chcąc zwiększyć jego liczebność, najeżali na inne, wrogie plemię, tylko po to, aby zdobyć panny młode. Dokładnie tak - kradli sobie nawzajem kobiety. Grupa przeprowadzająca atak składała się z mężczyzn, których dziś nazwalibyśmy panem młodym i jego drużbami.

Tyle tylko, że no wiecie, nie mieli na sobie smokingów, raczej przepaski biodrowe.

Czasem dziewczyna, która miała zostać porwana, wiedziała, co się święci, jeszcze przed najazdem i wcale nie stawiała zaciętego oporu.

Nie oznacza to jednak, że jej rodzina i przyjaciele nie żywili urazy.

Jak uniknąć
katastrofy
w dniu ślubu

Dopilnuj, żeby liczba prezentów na waszej liście ślubnej była większa niż liczba zaproszonych gości. W ten sposób unikniecie otrzymania dwóch takich samych podarunków. A goście, którzy nie mogą być z wami w dniu waszego święta, wciąż mieli szansę kupić wam coś ślicznego!

Lizzie Nichols DesignsTM

Rozdział 1

Z czegokolwiek zrobione są dusze, moja i jego są takie same.

Emily Brontë (1818 - 1848), brytyjska pisarka i poetka

 

Chaz - mówię, trącając palcem mężczyznę w smokingu, który leży rozciągnięty w poprzek mojego łóżka. - Musisz już iść.

Odpycha mo, jakby go denerwowała.

- Mamo... - mamrocze. - Przestań. Powiedziałem przecież, że już wyniosłem śmieci.

- Chaz. - Trącam go jeszcze raz. - Mówię poważnie. Obudź się. Musisz wyjść.

- Co... Gdzie ja jestem? - Chaz rozgląda się nieprzytomnie po pokoju, po czym jego zamglone spojrzenie pada na mnie. - Och, Lizzie. Czas wstawać?

- Czas, żebyś sobie poszedł. - Łapię go za ramię i ciągnę. - No dalej. Wstawaj.

Ale równie dobrze mogłabym próbować ruszyćonia. Ani drgnie.

- Co się dzieje? - chce wiedzieć Chaz. Muszę przyznać, że nie jest mi łatwo tak wrednie się wobec niego zachowywać. Wygląda absolutnie uroczo w białej koszuli, z jednodniowym zarostem, ciemnymi włosami sterczącymi na wszystkie strony i wyrazem zagubienia na twarzy. Patrzy na mnie spod przymrużonych powiek. - Jest już rano? Hej, dlaczego wciąż masz na sobie ubranie?

- Bo nic się między nami nie wydarzyło - mówię, czując ulgę, że to prawda. To znaczy, coś się stało, ale moje obciskające majtki są na swoim miejscu, więc sprawy nie zaszły aż tak daleko.

- Jak to nic się między nami nie wydarzyło? - Chaz wygląda na urażonego. - Jak możesz tak mówić? Masz na policzku bardzo wyraźny ślad po moim zaroście.

Nerwowym gestem podnoszę i dotykam twarzy, przepełniona poczuciem winy.

- Co? O mój Boże! Żartujesz, prawda?

- Wcale nie. Masz podrapaną skó. - Zaczyna się rozciągać, a na jego twarzy pojawia się samozadowolenie. - A teraz chodź tutaj i wróćmy do tego, co tak niegrzecznie przerwał, zasypiając. Postaram się nie mieć ci tego za złe, choć przyznaję, że będzie to trudne i może wymagać odpowiedniej kary, na przykład - z wyraźnym rozbawieniem ciągnie Chaz - wymierzenia ci paru klapsów, jak tylko uda mi się zdjąć z ciebie te, jak je nazwał... obciskające majtki.

Ale ja już jestem w łazience, uważnie oglądając się w lustrze.

Ma zupeł rację. Cała dolna część mojej twarzy jest zaczerwieniona, wszędzie tam, gdzie zarost Chaza ocierał się o moją skó, kiedy całowaliśmy się w taksówce, wracając wczoraj wieczorem z wesela.

- Rany! - wykrzykuję, wracając chwiejnie do pokoju. - Myślisz, że zauważ?

- Myś, że kto co zauważ? - pyta, po czym łapie mnie za rę, przyciąga do siebie i zaczyna mocować się z guzikami mojej sukienki.

- Luke! - wołam. - Mylisz, że Luke zauważ, że mam na twarzy otarcia od czyjejś brody?

- Jak mó to zauważ? - sapie Chaz. - Jest we Francji. Jak to się zdejmuje?

- Nie jest we Francji! - krzyczę, zdejmując z siebie jego ręce. - Jest na dole. To on dzwonił do drzwi.

- Dzwonił? - Chaz przerywa próby rozebrania mnie i wygląda na bardziej niż kiedykolwiek przeuroczo zagubionego. Nie żeby mnie obchodziło, jak bardzo jest uroczy. - Luke jest na dole?

- Nie, już nie - mówię, po raz kolejny odsuwając jego ręce - ale wraca za pół godziny. I dlatego ty musisz już iść. On nie wie, że tu jesteś. I chcę, żeby tak pozostało. - Wyciągam gó od jego smokingu spod kolana, na którym przyklęknął, i mu podaję. - Więc jeśli móbyś być tak miły i opuścić teren...

Chaz unosi jedną brew.

- Chwila moment. Naprawdę chcesz mi powiedzieć, że ty i Pan Romantyczny wracacie do siebie?

- Oczywiście, że wracamy do siebie - odpowiadam, rzucając jednocześnie niecierpliwe spojrzenie na zegarek. Dwadzieścia pięć minut! Luke wróci za dwadzieścia pięć minut! Poszedł tylko poszukać Starbucks, żeby kupić nam kawę i coś do jedzenia, cokolwiek, co można tam dostać w Nowy Rok. Jeśli o mnie chodzi, może to być nawet zjełczały smalec. Co za różnica! - Myślisz, że dlaczego stoję tu, prosząc, żebyś wstał? Nie chcę, by Luke wiedział, że spędził tu noc i że to przez ciebie mam podrapany policzek.

- Lizzie... - Chaz kręci głową, ale, dzięki Bogu, ubiera się. - On nie jest małym chłopcem. Nie możesz go wiecznie chronić. W końcu się o nas dowie.

Zimno przeszywa moje serce.

- O nas? Jakich „nas”? Chaz, nie ma żadnych „nas”...

- Jak to, nie ma żadnych „nas”? - Podnosi głowę znad kieszeni kurtki, któnie przeszukiwał, zapewne chcąc znaleźć swój portfel. - Czy włnie nie spędziliśmy razem nocy?

- Tak - mówię, znowu sprawdzając godzinę. Dwadzieścia cztery minuty! A muszę jeszcze umyćosy. Jestem pewna, że pełno w nich konfetti. Nie wspominając już o tym, ż...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin