Mieczysław Maliński - Wszystkie nasze dzienne sprawy.doc

(566 KB) Pobierz
Wszystkie nasze

Wszystkie nasze

dzienne sprawy

 

Ks. Mieczysław

MALIŃSKI

Wszystkie

nasze

dzienne sprawy

WROCŁAW 1998

 

IM PRIM ATUR

Kuna Metropolitalna Wrocławska

L.dz 1539/98— 15 lipca 1998 r

•fHenryk Kard Gulbmowicz

Arcybiskup Metropolita Wrocławski

Projekt okładki Izabela Świerad

Ilustracje Irena Rozańska

Korekta Anna Kowalska-Grygajtis

Skład i łamanie Piotr Badyna

TUM

Wydawnictwo Wrocławskiej Księgarni Archidiecezjalnej

50-329 Wrocław, pl Katedralny 19, tel /fax 22-72-11

Tjf

ISBN 83-86968-58-3

Drukarnia Tumska — Wrocław, zam   26/98

 

S S -S

 

 

t- Sf

• l" '"•

 

NA PUSTKOWIU

Czas adwentu. Ziemia chwycona przymrozkiem,

przyprószona szronem. Mgła. Nieruchome powie-

trze, bez podmuchu wiatru. Nagie drzewa, druty ga-

łęzi. Szare niebo wiszące nisko nad ziemią. Przej-

mujące mokre zimno. Ludzie poruszają się jak we

śnie.

Na wszystko to patrzysz jakby z oddali. Jesteś nie-

obecny, bo w tobie pustka. Nawet nie smutek, po

prostu odrętwiałość. Nawet nie obojętność, tylko

nieczułość. Wykonujesz mechanicznie swoje czyn-

ności, pracujesz, załatwiasz, rozmawiasz - aż się

dziwisz, że cię na to stać. Nie czujesz wiary ni na-

dziei, nie czujesz miłości. Nie czujesz ludzi, nie czu-

jesz Boga.

To jest twój czas Adwentu, który przypada czasem

na okres liturgiczny, a czasem poza nim.

 

I POCZĄŁ GO KUSIĆ

To przychodzi na ciebie nieoczekiwanie, kiedy się

najmniej spodziewasz - w największym rozgwarze

zabawy lub gdy wieczorem ulicą wracasz do domu,

podczas rozmowy z kimś najbliższym lub gdy za-

mykasz za sobą drzwi pokoju: nagle zaczynasz ro-

zumieć swoją samotność.

Jak ręka spadająca bezwładnie po szczeblach dra-

biny...

Jak tonący, który wie, że dna stopami nie dosięgnie...

Obyś wtedy miał siłę uwierzyć, że nie jesteś sam.

 

ZNALAZŁAM DRACHMĘ

Musi cię wciąż nurtować pytanie o sens życia: cze-

go chcę, na co liczę, co pragnę osiągnąć? Czy od-

kryłem wartości, z których nie chciałbym nigdy zre-

zygnować, za które jestem gotów oddać wszystko?

Nie dziw się, że nigdy nie jesteś spokojny, jak bywa

ten, co znalazł. Bo odpowiedź na te pytania dać moż-

na tylko całym życiem.

 

BIADA WAM BOGACZOM, BO MACIE

POCIECHĘ WASZĄ

Im bardziej mamy gdzie mieszkać, co jeść, w co się

ubrać, tym wyraźniej staje przed nami pytanie: po

co żyć? Ale wykręcamy się od niego. Udajemy zaję-

tych swoimi troskami, zaaferowanych rozlicznymi

kłopotami. Spychamy to pytanie w rejestr spraw od-

kładanych do późniejszego załatwienia, gdy będzie-

my mieli spokojną głowę.

I może się zdarzyć, że odniesiesz sukces: przestanie

cię dręczyć to pytanie. Pozostaną tylko sprawy jesz-

cze lepszego mieszkania, ubrania, jedzenia.

10

 

KRÓLESTWO BOŻE PODOBNE JEST

DO SKARBU UKRYTEGO W ROLI

Gdzież jest świat pełen słońca, śmiechu, przyjaźni,

beztroski, zdrowia? W Londynie mówią, że to w No-

wym Jorku; w Nowym Jorku mówią, że w Kalifor-

nii; w Kalifornii mówią, że to w Paryżu i w Rzymie;

w Rzymie i w Paryżu mówią, że w Londynie.

Ale gdzieś jest świat pełen szczęścia.

11

 

ODSZEDŁ I POWIESIŁ SIĘ

Jak żyć? Na zasadzie przeliczania? Dawać kopiato,

którym się dawać opłaci; odcinać się od tych, którzy

na nic się już nam nie przydadzą; wyciągać od każ-

dego-, ile się da; nie zdradzać się z niczym, żeby ktoś

nie skorzystał i nie przerósł nas; chwalić tych, któ-

rzy są daleko; nie powiedzieć dobrego słowa o tych,

którzy mogą stać się rywalami; zniszczyć ich za ple-

cami, zanim wyrosną na przeciwników.

Tak żyć?

12

 

PRZYPROWADZILI MU OPĘTANEGO

Z czym ci się wszystko kojarzy? Z seksem, pieniędz-

mi, karierą, sławą? Co cię opętało, że ze środka uczy-

niłeś cel, że w szczególe zobaczyłeś istotę, sens ży-

cia? I czy z tego zdajesz sobie sprawę?

13

 

JA PRZYJDĘ ;

Wyglądanie przez okno, nerwowe spoglądanie na ze-

garek, niecierpliwe kroki po pokoju. Albo tęsknota:

czekamy na kogoś, czekamy na coś. Są rozmaite cze-

kania - te wyraźne, niecierpliwe i te głęboko ukryte,

ale nie mniej ciężkie.

Życie ludzkie składa się z czekan.

Spośród różnych czekan jest jedno czekanie najważ-

niejsze, wspólne wszystkim - czekanie na Boga.

14

 

9

A ZNAJDZIECIE ODPOCZNIENIE

Jesteśmy jak ćmy tłukące wieczorem o żarówki.

A Pan Jezus Frasobliwy podparł ciążącą Mu głowę

i patrzy na niepokój człowieczy. Kiedy przyjdzie

ukojenie?

Rozbity wóz, na brzegu szosy leżące ciało. Spod ga-

zety widać twarz. Jakiż w niej głęboki spokój. Do-

piero teraz?

15

 

10

11

ŚWIATŁOŚĆ PRZYSZŁA NA ŚWIAT

ODDALIŁ SIĘ NA OSOBNOŚĆ

Żyjemy w półtonach, w półcieniach, w szarościach.

Dobre czyny nakładają się na wątpliwej wartości

intencje, z jasnymi zamiarami łączą się fałszywe

podteksty, ostrożność rozmazuje się w tchórzostwo,

poświęcenie w wyrachowanie, roztropność w spryt,

prawdomówność w obmowę, odpoczynek w leni-

stwo, oszczędność w skąpstwo, szczerość w brutal-

ność, sprawiedliwość w okrucieństwo. I niepostrze-

żenie coraz głębiej przesuwa się granica cienia, coraz

bardziej szarzeją barwy, zatracamy poczucie zła;

dopiero gdy się stanie, uświadamiamy sobie, że to

zło, że to od dawna już było zło.

Aż przejdzie obok nas jakiś wielki dobry czyn -ja-

kaś miłość - światło - w którym ujrzymy wszystkie

barwy w całym natężeniu i zawstydzimy się naszej

szarości.

Każdy z nas jest jak dziecko, które idzie przez mia-

sto. Dużo ulic, masa wystaw. A na jednej radia, a na

drugiej pajac, a na innej cukierki. Przy krawężniku

stoi samochód, jakiś nowy model. Na płocie plakat

kolorowy. Wielkimi literami wypisane zawody spor-

towe. Ale czy wiesz, po coś wyszedł i dokąd idziesz?

Może być i sport, i samochód, ale czyś nie stracił celu

z oczu?

Każdy z nas jest jak turysta. W oddali ośnieżony

szczyt, gdzieś szemrze potok, na stoku wśród lasu

polana. Ale czyś nie zgubił szlaku? Może być i po-

tok, ale czy dobrze idziesz?

16

17

 

12

NIECH WEŹMIE KRZYŻ SWÓJ

Gdzieś w mroku niepewności wciąż jeszcze tli w to-

bie nadzieja, że twoja umiejętność życia i oszczę-

dzania się nie dopuści do ciężkich chorób i kalekiej

starości. • •'*? >}*'•'* -'

Gdzieś w mroku niepewności wciąż jeszcze tli w to-

bie nadzieja, że twoja mądrość życiowa uratuje cię

od krzywd, które mogą wyrządzić ci ludzie.

I choć idziesz przez pustynię bezwodną, i choć nic

ci nie zostało oszczędzone, nic podarowane - gdzieś

w mroku niepewności tli w tobie nadzieja.

ABY OSIĄGNĄĆ ŻYCIE WIECZNE

A gdy już sobie wszystko ułożysz, nagromadzisz,

zbudujesz, przyklepiesz, wywindujesz się i rozgo-

ścisz, On ci to wszystko zdmuchnie, strąci ci twoją

czapkę tytułów z głowy, bogactwa zamieni w popiół.

Ale ty z uporem będziesz z powrotem składał rozbi-

te skorupy, zlepiał papierowe korony, z powrotem

wspinał się na piedestał - i gdy na nowo zbudujesz

swoje królestwo i zaczniesz w nim panować, On ci

po raz wtóry je zniszczy. I tak ci będzie wciąż nisz-

czył i w piołun zamieniał słodycz i w popiół bogac-

two, w nicość twoje plany. - Żebyś zrozumiał.

18

19

 

14

15

ABY CHOĆ RĘKĘ NA NIE WŁOŻYŁ

SYNOWIE TEGO ŚWIATA

W nieskazitelnie białej koszuli, dokładnie zapięty.

Bijący brawo jedną ręką. Oglądacz wystaw, kin, ko-

ściołów, mszy świętych, dusz ludzkich, ich cierpień

i radości. Nie dotknięty, nie naruszony. Przyglądają-

cy się pobłażliwie rym, którzy jak ćmy spalili sobie

skrzydła w ogniu. Pełen satysfakcji, że ciebie to nie

spotkało - że nie dałeś się nabrać. Z konwencjonal-

nym uśmiechem, w który ani ty sam, ani nikt nie

wierzy. Rozmawiasz z pozorną powagą o pogodzie

i spędzonym urlopie. Ale ciebie nie ma: jesteś do-

skonale nieobecny. I oni wiedzą, że ciebie nie ma.

Jest tylko ściana: twoja pogarda. A tyś ukryty w wie-

ży z kości słoniowej, nastawiony na przeczekanie

burz, które przewalają się nad twoim niebem.

A naprawdę to jesteś skrzywdzonym dzieckiem, ob-

rażonym na ludzi i na świat, które ze s woj ą krzywdą

poradzić sobie nie umie - które nie umie przebaczyć.

Na co cię jeszcze stać? Czy na to, żeby potem przyjść,

uścisnąć rękę i powiedzieć: Słuchaj, stary, ale byłeś

wspaniały.

My, kibice, oglądacze, turyści życiowi, którzy zajęli

stałe miejsce nie na arenie, ale na na widowni. Z ha-

słem naczelnym: Nie dać się wciągnąć, nie zdradzić

swoich myśli, zamiarów nawet uśmiechem, nawet

ruchem brwi, a już nigdy słowem. I patrzeć, jak so-

bie łby urywają. A potem - marzysz - gdy się wszyst-

ko skończy, gdy załatwią twoje sprawy swoimi rę-

kami, gdy zaczną wynosić trupy bohaterów, wtedy

ty, ściskając im w przejściu dłoń i nakładając wie-

niec laurowy, będziesz wiedział, jak siew życiu usta-

wić. Powiesz, że obraz to za surowy, że gdy o wiel-

kie sprawy chodzi, nie muszą cię szukać. Wtedy nie

zawiedziesz. A włączać się w głupstwa szkoda cza-

su i energii, a nade wszystko szkoda ryzykować.

Tylko przyznaj: jakoś tak się dziwnie składa, że na

twojej drodze wciąż nie ma tych wielkich spraw.

20

21

 

17

ZDAJ SPRAWĘ Z WŁODARSTWA TWEGO      I POCZĄŁ SIĘ ROZLICZAĆ

Inaczej się gra, jeżeli w swojej, może nawet nijakiej,

talii kart ujrzy się wielką kartę. Tylko rzecz w tym,

żeby chcieć nią zagrać.

Czyś już zagrał swoją życiową kartą? Bo jeżeli tak

i jeżeli ci się udało, to musisz przyznać, że teraz ła-

twiej jest żyć. Bo pamięć tej wielkiej chwili rzuca

blask na całe dalsze życie. Dodaje odwagi, wspania-

łomyślności, daje poczucie godności.

A może jeszcze jesteś przed tym wydarzeniem?

Uważaj, żebyś pod koniec życia nie spostrzegł, że tę

wielką kartę wciąż kurczowo trzymasz w rękach. Do

momentu, gdy ci ją wyjmą i odrzucą.

Gdybyś wiedział, ileś dostał i ile masz zyskać; za

co jesteś odpowiedzialny, a co już ciebie nie doty-

czy, czym nie musisz się przejmować. Gdybyś wie-

dział. Ale ty nie wiesz. Nie wiesz, gdzie się kończy

granica zmęczenia, a gdzie się rozpoczyna lenistwo;

jak długo potrzebujesz odpoczynku, a gdzie jest już

czasu marnowanie. Ile pracy brać na siebie, a ile

przerzucać na swoich współpracowników. Dokąd

są wyrzuty sumienia, a kiedy rozpoczyna się chora

wyobraźnia.

I jesteś wciąż rozdarty, pozostawiony w niepewno-

ści. I nikt cię nie potrafi od tych wątpliwości do końca

uwolnić.

22

23

 

18

19

W DRODZE

Doczekać się nie możesz, kiedy wreszcie znikną

ostatnie rusztowania, wykopy, zwały cegieł, góry

piachu, hałdy konstrukcji stalowych - kiedy wresz-

cie twój świat będzie uporządkowany. Doczekać się

nie możesz, kiedy wreszcie wyjdziesz na twoje upra-

gnione piętro, gdzie będziesz spokojnie mógł urzę-

dować.

Ale takiego świata nie ma. A naprawdę wtedy, gdy

kładziesz kolejną cegłę twojej stabilizacji, musisz

równocześnie przewidywać, jak ją zdemontować.

I umrzesz wśród zwałów nie uporządkowanych

spraw, gór nie wykończonych prac, ciągle przebu-

dowując swoje życie.

PÓKI ŚWIATŁOŚĆ MACIE

Obyś wciąż słyszał przesypujący się piasek twojej

klepsydry. 31? ^f

Ile jeszcze lat. Hę jeszcze miesięcy. Ile jeszcze go-

dzin ci pozostało. Czy ty masz świadomość czasu?

Jak żyjesz? Jaki procent tego czasu poświęcasz na

sprawy ważne, którym się oddałeś, w które jesteś

zaangażowany? Czy masz takie? A może życie ci

cieknie z godziny na godzinę na niczym: Na jakimś

gadaniu. Na jakimś jedzeniu. Na jakimś chodzeniu.

Na jakimś odpoczywaniu. A później przyjdą lata -

one już przychodzą - kiedy będziesz się zajmował

łataniem swojego rozlatującego się organizmu. Skon-

centrujesz się na lekach, metodach, sposobach lekar-

skich - na podtrzymywaniu życia, a właściwie we-

getowania: powiększania ilości twoich pustych dni.

Obyś wciąż słyszał przesypujący się piasek twojej

klepsydry.

24

— Wszystkie nasze...

25

 

f

18

W DRODZE

Doczekać się nie możesz, kiedy wreszcie znikną

ostatnie rusztowania, wykopy, zwały cegieł, góry

piachu, hałdy konstrukcji stalowych - kiedy wresz-

cie twój świat będzie uporządkowany. Doczekać się

nie możesz, kiedy wreszcie wyjdziesz na twoje upra-

gnione piętro, gdzie będziesz spokojnie mógł urzę-

dować.

Ale takiego świata nie ma. A naprawdę wtedy, gdy

kładziesz kolejną cegłę twojej stabilizacji, musisz

równocześnie przewidywać, jak ją zdemontować.

I umrzesz wśród zwałów nie uporządkowanych

spraw, gór nie wykończonych prac, ciągle przebu-

dowując swoje życie.

24

 

19

PÓKI ŚWIATŁOŚĆ MACIE

Obyś wciąż słyszał przesypujący się piasek twojej

klepsydry.

Ile jeszcze lat. Ile jeszcze miesięcy. Ile jeszcze go-

dzin ci pozostało. Czy ty masz świadomość czasu?

Jak żyjesz? Jaki procent tego czasu poświęcasz na

sprawy ważne, którym się oddałeś, w które jesteś

zaangażowany? Czy masz takie? A może życie ci

cieknie z godziny na godzinę na niczym: Na jakimś

gadaniu. Na jakimś jedzeniu. Na jakimś chodzeniu.

Na jakimś odpoczywaniu. A później przyjdą lata -

one już przychodzą - kiedy będziesz się zajmował

łataniem swojego rozlatującego się organizmu. Skon-

centrujesz się na lekach, metodach, sposobach lekar-

skich - na podtrzymywaniu życia, a właściwie we-

getowania: powiększania ilości twoich pustych dni.

Obyś wciąż słyszał przesypujący się piasek twojej

klepsydry.

-Wszystkie nasze...

25

 

KTO WAS PRZYJMUJE, MNIE PRZYJMUJE

Pozamykaliśmy drzwi naszych mieszkań i pozasu-

waliśmy storami okna. Odcięliśmy się od ludzi i ki- j

simy się. we własnym sosie. W najlepszym wypadku

tkwimy bez końca w gronie tych samych ludzi, gdzie

z góry od lat już wiadomo, co kto wie i co kto po-

wie. Wygodnie nam na tym wygniecionym foteliku,

mamy poczucie własnej wartości.

A przyznać się nie chcesz, że boisz się wartościo-

wych ludzi, bo przy nich ujawniają się twoje braki - •

przy nich czujesz, jak bardzo nie dostajesz pod każ-

dym względem. Unikasz ich, bo kontakt z nimi zmu-

sza cię do skupienia, uwagi, wysiłku, żąda od ciebie

pracy, zmiany, odnowy.

Głupiejesz. Bo się odciąłeś od ludzi - od Boga, któ-

ry w ich postaci do ciebie chce przyjść.

26

 

KTO BY ZGORSZYŁ JEDNO  Z TYCH

NAJMNIEJSZYCH

Co chcesz dać światu? Jaki kształt chcesz na nim

odcisnąć? Jak chcesz wychować swoje dziecko, przy-

jaciela? Na człowieka? Na operatywnego człowie-

ka, na zręcznego człowieka, na zaradnego człowie-

ka, na człowieka umiejącego pracować, zachować

się? Ale co te słowa u ciebie znaczą? Jaka filozofia

życiowa za nimi się kryje? Filozofia człowieka, któ-

ry nie pozwoli się zagryźć, a który zagryza spokoj-

nie tych, którzy mu stają na drodze, czy też człowie-

ka, który chce czynić dobrze?

To dajesz światu, czym sam jesteś. Nie skryjesz się

za kurtyną swoich słów. Wychowujesz twoje dziec-

ko, przyjaciela, ludzi, z którymi obcujesz, na kształt

swojej osobowości.

27...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin