asimov isaac-nemesis.pdf

(1140 KB) Pobierz
Isaac Asimov
Isaac Asimov
Nemezis
2
NOTA AUTORA
Książka ta nie jest częścią Fundacji ani serii poświęconej Robotom. Nie
należy także do cyklu Cesarstwo. Jest oddzielną całością. Pomyślałem, że
powinienem poinformować o tym Czytelników, by uniknąć nieporozumień.
Oczywiście nie jest wykluczone, że kiedyś napiszę powieść łączącą tę
książkę z innymi, z drugiej strony jednak nie ma pewności, czy tak się
stanie. Jak długo można katować własny umysł wymyślając koleje
przyszłej historii?
Kolejna sprawa. Dawno temu postanowiłem przestrzegać jednej
podstawowej zasady pisarskiej: być przejrzystym. Porzuciłem wszelką
myśl o pisaniu poetyckim, symbolicznym czy eksperymentalnym, a także
o wszystkich innych formach pisarskich, które być może zapewniłyby mi
(zakładając, że byłbym wystarczająco dobry) Nagrodę Pulitzera. Zależy mi
tylko na przejrzystości, dzięki której nawiązuję bardzo ciepłe stosunki z
Czytelnikami.
A krytycy? Cóż, niech mówią, co im się podoba.
Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że moje książki piszą się same. Ze
zdumieniem odkryłem kiedyś, że powieść, którą macie Państwo przed
sobą, napisała się dwutorowo: jeden ciąg wypadków dzieje się w
narracyjnej teraźniejszości, drugi odbywa się w przeszłości, ale stale
dogania teraźniejszość. Z pewnością nie nastręczy to kłopotów w czytaniu,
ale ponieważ jesteśmy przyjaciółmi, wolałem Państwa uprzedzić.
3
PROLOG
Siedział samotny, odgrodzony od świata.
Gdzieś tam były gwiazdy i ta jedna, wokół której krążyło kilka planet.
Widział ją oczyma duszy; widział ją znacznie lepiej niż w rzeczywistości za
matowymi teraz oknami.
Niewielka, różowoczerwona gwiazda, koloru krwi i zagłady, nosząca także
odpowiednie miano.
Nemezis!
Nemezis, uosobienie zemsty bogów.
Przypomniał sobie opowieść zasłyszaną w dzieciństwie; legendę, mit, baśń
o ziemskim potopie, który zgładził grzeszną, zdegenerowaną ludzkość,
ocalając jedną rodzinę, od której wszystko zaczęło się na nowo.
Tym razem nie było potopu. Tylko Nemezis.
Ludzkość ponownie uległa degeneracji i zemsta Nemezis będzie
odpowiednią karą. Żaden potop. Nic tak trywialnego jak potop.
Czy ktoś ocaleje...? A jeśli nawet, to dokąd pójdzie?
Dlaczego nie czuł litości? Ludzkość nie może istnieć tak jak do tej pory.
Jej grzechy prowadziły ją ku zagładzie. Czy powinien odczuwać litość, jeśli
powolna, pełna cierpień śmierć zostanie zastąpiona przez inną, znacznie
szybszą?
A oto planeta krążąca wokół Nemezis. Obok niej satelita. I Rotor
okrążający Księżyc.
Podczas potopu uratowała się jedna rodzina, która zbudowała arkę. W
zasadzie nie wiedział, czym była arka, wyobrażał jednak sobie, że była
czymś podobnym do Rotora. Rotor także uratuje fragment ludzkości, od
którego wszystko zacznie się na nowo w innym, lepszym świecie.
Stary świat? Niech zajmie się nim Nemezis!
I znowu ją zobaczył. Czerwonego karła nieugięcie prącego do przodu.
Karzeł nie musiał obawiać się niczego.
Podobnie jak jego planety. A Ziemia? No, cóż...
Ziemio! Nemezis zdąża ku tobie!
Dyszy żądzą Zemsty!
4
Rozdział 1.
MARLENA
Marlena po raz ostatni widziała Układ Słoneczny, gdy miała nieco ponad
roczek. Oczywiście niczego nie pamiętała. Co prawda wiele czytała na
temat Układu, mimo to nigdy nie czuła się z nim związana, nie była jego
częścią. Przez całe swoje piętnastoletnie życie znała tylko Rotora. Zawsze
wydawało jej się, że jest olbrzymi. Miał przecież średnicę ośmiu
kilometrów. Gdy skończyła dziesięć lat, zaczęła co jakiś czas - najczęściej
raz na miesiąc, jeśli tylko była wolna - spacerować wokół Rotora, tak dla
rozrywki. Specjalnie wybierała okolice o małym ciążeniu, mogła wtedy
trochę się poślizgać. To dopiero było śmieszne! Ślizgała się i spacerowała,
a Rotor ciągnął się bez końca razem z domami, parkami, farmami, no i
przede wszystkim z ludźmi.
Spacer zabierał jej cały dzień, ale matka nie protestowała. Zawsze mówiła,
że Rotor jest absolutnie bezpieczny.
„Nie tak jak Ziemia” - dodawała, ale nie wyjaśniała, co miała na myśli. Na
pytanie, dlaczego Ziemia nie jest bezpieczna, odpowiadała ciągle:
„nieważne”.
Marlena nie przepadała za ludźmi. Mówiono, że według nowego spisu na
Rotorze mieszka ich sześćdziesiąt tysięcy. Za dużo. Strasznie dużo. Każdy
z nich nosił maskę. Marlena nienawidziła masek, ponieważ wiedziała, że
ludzie w środku są inni. Nie mówiła o tym nikomu. Kiedyś, gdy była
młodsza, usiłowała powiedzieć o tym matce, ale ona bardzo się gniewała i
zabroniła jej powtarzać takie bzdury.
Dorastając, coraz wyraźniej widziała fałsz na ludzkich twarzach, przestała
się jednak tym martwić. Nauczyła się traktować to jako coś normalnego,
coraz częściej też wolała być sama z własnymi myślami.
Ostatnio zastanawiała się nad Erytro - planetą, wokół której krążyli przez
całe jej życie. Nie miała pojęcia, skąd biorą się te myśli. Wślizgiwała się na
pokład obserwacyjny o przeróżnych porach i wpatrywała się w glob
zgłodniałym wzrokiem, który wyrażał chęć bycia tam, właśnie na Erytro.
Matka, która wreszcie straciła cierpliwość, pytała ją, po co ktoś taki jak
ona miałby polecieć na pustą, martwą planetę, ale Marlena nie znała
odpowiedzi. Nie miała pojęcia, po co.
„Po prostu chcę”, mówiła.
Teraz także stała samotna na pokładzie obserwacyjnym i przyglądała się
Erytro. Rotorianie rzadko tutaj zaglądali. Widzieli planetę tyle razy i z
jakiegoś powodu absolutnie nie podzielali zainteresowania Marleny.
A oto i Erytro, częściowo oświetlona, częściowo zaś pokryta cieniem. W
mrokach pamięci Marlena odnajdywała obraz siebie samej trzymanej na
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin