Lord kamerdyner - Martin Michelle.pdf
(
1012 KB
)
Pobierz
Microsoft Word - Michelle Martin - Lord kamerdyner
Michelle Martin
LORD KAMERDYNER
Prolog
K
apry
Ļ
nym zrz
Ģ
dzeniem losu John Rawlins urodził si
ħ
jako trzeci syn ksi
ħ
cia Merifielda. Jego
narodzinom nie towarzyszyło jednak uroczyste bicie dzwonów ani wspaniałe fajerwerki, czym uczczono
przyj
Ļ
cie na
Ļ
wiat jego braci, albowiem Jack był synem z nieprawego ło
Ň
a, owocem wieloletniego
romansu ksi
ħ
cia z gospodyni
Ģ
domu w jednej z jego licznych posiadło
Ļ
ci. Ksi
ĢŇħ
, rozzłoszczony srodze
na Catherine - na tyle bezczeln
Ģ
, by pocz
Ģę
dziecko - zesłał j
Ģ
do skromniejszego maj
Ģ
tku w
Stradfordshire, zanim ksi
ħŇ
na zdołała dostrzec jej brzemienno
Ļę
. Catherine, podaj
Ģ
c si
ħ
za wdow
ħ
,
pracowała tam i wychowywała swego syna. B
ħ
d
Ģ
c niewiast
Ģ
praktyczn
Ģ
- co stało w niejakiej sprzecz-
no
Ļ
ci z lekkomy
Ļ
lnym romansem z ksi
ħ
ciem - przyuczała Jacka do słu
Ň
by, zawodu uprawianego przez
ni
Ģ
i jej przodków.
Jack zobaczył po raz pierwszy ojca dopiero w wieku lat dwunastu. Podczas pobytu ksi
ħ
cia w
Stradfordshire, gdzie zaimprowizowano polowanie z udziałem licznych jego kompanów, ojciec z synem
nie zamienili nawet słowa, arystokrata nie obdarzył go ani spojrzeniem, nie uczynił w jego stron
ħ
Ň
adnego gestu. Jack był dla niego po prostu urodziwym chłopcem na posyłki spełniaj
Ģ
cym pa
ı
skie
polecenia.
Gdy Jack sko
ı
czył lat czterna
Ļ
cie,
Ļ
lepy los sprawił,
Ň
e co
Ļ
si
ħ
w jego
Ň
yciu odmieniło. Na zaproszenie
ksi
ħ
cia znów odbyło si
ħ
w Stradfordshire huczne polowanie. Tym razem Jack usługiwał ojcu, je
Ň
d
ŇĢ
c u
jego boku wierzchem i masakruj
Ģ
c w imi
ħ
sportu tuziny ptactwa. Umiej
ħ
tno
Ļ
ci Jacka w posługiwaniu si
ħ
broni
Ģ
i je
Ņ
dzie konnej wywarły na ksi
ħ
ciu wra
Ň
enie. Postanowił wi
ħ
c przypomnie
ę
sobie o swych
rodzicielskich powinno
Ļ
ciach i zadba
ę
o wykształcenie syna. Zaopatrzył chłopca w odpowiedni
Ģ
odzie
Ň
i
sum
ħ
pieni
ħ
dzy, upominaj
Ģ
c go zarazem surowo, by nie zdradził nikomu i pod
Ň
adnym pozorem swego
pochodzenia, i wysłał do szkół w Szkocji, jak najdalej od miejsc, w których si
ħ
obracał, aby chłopak nie
natkn
Ģ
ł si
ħ
na nikogo, kto mógłby dostrzec podobie
ı
stwo syna do tak znakomitego ojca. Skoro Jack
osi
Ģ
gał dobre wyniki zarówno w nauce, jak i w sporcie (w przeciwie
ı
stwie do swoich przyrodnich braci),
ksi
ĢŇħ
ponownie okazał mu łaskawo
Ļę
. Wysłał go na uniwersytet do Edynburga, ostrzegaj
Ģ
c,
Ň
e je
Ļ
li
pi
Ļ
nie cho
ę
słowo o ich pokrewie
ı
stwie, cofnie mu natychmiast wszelk
Ģ
finansow
Ģ
pomoc.
Wydawałoby si
ħ
,
Ň
e syn słu
ŇĢ
cej b
ħ
dzie wdzi
ħ
czny ojcu za to, co dla niego uczynił, ale Jack Rawlins
nie
Ň
ywił tego uczucia. Oczywi
Ļ
cie, rad był,
Ň
e mo
Ň
e czerpa
ę
wiedz
ħ
z ksi
ĢŇ
ek i od wykładowców, lecz
szkoła, jak
Ģ
dali mu studenci, odmieniła jego szlachetne serce i wyjawiła okrutna prawd
ħ
o
Ļ
wiecie.
Koledzy z wy
Ň
szych sfer ignorowali i otwarcie lekcewa
Ň
yli syna słu
ŇĢ
cej. Opanowanie - tej sztuki Jack
uczył si
ħ
ka
Ň
dego dnia. I oto dzi
ħ
ki niej, bystro
Ļ
ci umysłu i celuj
Ģ
cym ocenom jego szkoccy koledzy
zacz
ħ
li czu
ę
przed nim respekt. Mało tego, stał si
ħ
wr
ħ
cz ich przywódc
Ģ
, na
Ļ
ladowali jego sposób bycia;
byli mu szczerze oddani i nie było rzeczy, jakiej by dla niego nie zrobili. Odtr
Ģ
cony w dzieci
ı
stwie i
uhonorowany w młodo
Ļ
ci poznał gorzk
Ģ
prawd
ħ
o sobie samym. Nie nale
Ň
ał ani do
Ļ
wiata matki, ani do
Ļ
wiata ojca. Urodzenie i edukacja zamkn
ħ
ły mu drog
ħ
do nich obojga.
Po uko
ı
czeniu studiów John Rawlins miał wykształcenie d
Ň
entelmena, pierwszorz
ħ
dne maniery
słu
ŇĢ
cego, gruntown
Ģ
znajomo
Ļę
hipokryzji, prawie sto funtów, jakie udało mu si
ħ
zaoszcz
ħ
dzi
ę
, siln
Ģ
niech
ħę
do sfery, do której nale
Ň
ał ojciec, oraz pierwszy i ostatni list, jaki otrzymał od ksi
ħ
cia Merifielda.
Ojciec obwieszczał mu,
Ň
e jest wielce rad z wypełnienia swoich ojcowskich obowi
Ģ
zków.
ņ
yczył synowi
sukcesu w dziedzinie, jak
Ģ
sobie obierze, rekomenduj
Ģ
c mu kapła
ı
stwo, prawo b
Ģ
d
Ņ
słu
Ň
b
ħ
morsk
Ģ
-
kariery wybierane przez młodszych synów Merifieldów.
Jack wybrał armi
ħ
.
*
Po uko
ı
czeniu studiów Fitzwilliam Hornsby, ósmy wicehrabia Lyleton i prawy dziedzic tego tytułu,
otrzymał zgodnie z wol
Ģ
swego dziada, sze
Ļę
tysi
ħ
cy funtów rocznego dochodu oraz Charlisle, du
ŇĢ
posiadło
Ļę
w Somersetshire wraz z rozległymi pastwiskami na wzgórzach, mieni
Ģ
cymi si
ħ
zieleni
Ģ
polami uprawnymi, lasami oraz pi
ħ
knymi ogrodami - wszystko to zostało opisane w najlepszych
przewodnikach podró
Ň
niczych, które zachwalały zwłaszcza wspaniały el
Ň
bieta
ı
ski dwór z pocz
Ģ
tku XVII
stulecia. Jasno
Ň
ółta kamienna budowla l
Ļ
niła w promieniach sło
ı
ca. Wysokie komnaty, marmurowe i
drewniane posadzki, eleganckie apartamenty zachwycały najbardziej wybrednych. Wordsworth, który
pewnego pi
ħ
knego lata zwiedzał Charlisle, tak j
Ģ
okre
Ļ
lił: „Cudowna, ton
Ģ
ca w sło
ı
cu sielanka, miejsce
nawiedzane niechybnie przez bogini
ħ
Dian
ħ
”.
Któ
Ň
mógłby marzy
ę
o wspanialszej wiejskiej siedzibie?
Fitzwilliam Hornsby, Fitz dla przyjaciół, do których zaliczał si
ħ
równie
Ň
Jack, przybył do Charlisle
dopiero po trzech latach od sko
ı
czenia uniwersytetu, i to na wyra
Ņ
ne
ŇĢ
danie zarz
Ģ
dcy maj
Ģ
tku.
Wicehrabia nie cierpiał wsi, wszechobecnego brudu, psów, wie
Ļ
niaków w zgrzebnym przyodziewku.
Uwielbiał miejskie
Ň
ycie - modne stroje, przechadzki Bond Street, gr
ħ
w karty a
Ň
do
Ļ
witu u Watiera.
Gdyby go zapytano o główny cel w
Ň
yciu, odparłby: sta
ę
si
ħ
w mie
Ļ
cie kim
Ļ
znanym, słyn
Ģ
cym z
fantazji.
W przeciwie
ı
stwie do wielu rówie
Ļ
ników osi
Ģ
gn
Ģ
ł swój cel ju
Ň
za młodu.
Jedynym utrapieniem Fitza byli jego rodzice. Hrabiostwo Lavesly nie przyjmowali do wiadomo
Ļ
ci
faktu,
Ň
e Fitz liczy ju
Ň
sobie dwadzie
Ļ
cia cztery lata i jest dorosłym, maj
ħ
tnym m
ħŇ
czyzn
Ģ
. Traktowali go
jak małego chłopca, który wci
ĢŇ
potrzebuje rodzicielskiej kurateli. Zaledwie w ubiegłym miesi
Ģ
cu
wygłosili długie i k
ĢĻ
liwe kazanie na temat jego strojów, gry w karty, pró
Ň
niactwa, nieodpowiednich
przyjaciół, pasji do koni i niech
ħ
ci do mał
Ň
e
ı
stwa.
To ostatnie było powodem nieustannego zatroskania rodziców, ale na nic si
ħ
zdały ich perswazje. Fitz
ani my
Ļ
lał o o
Ň
enku, gotów byłby doło
Ň
y
ę
wszelkich stara
ı
, by przed trzydziestk
Ģ
nie stan
Ģę
na
Ļ
lubnym
kobiercu, a z upływem lat zacz
Ģ
ł si
ħ
powa
Ň
nie zastanawia
ę
, czy nie podwy
Ň
szy
ę
swego progu do lat
czterdziestu. Lubił kobiety, owszem. Uwa
Ň
ał,
Ň
e stanowi
Ģ
mił
Ģ
rozrywk
ħ
, której do
Ļę
cz
ħ
sto si
ħ
oddawał,
szczególnie z tymi niewiastami, które podziwiały jego nowy paltot b
Ģ
d
Ņ
oryginaln
Ģ
kompozycj
ħ
jego
czarnych loków.
Lecz co do wymarzonego przez rodziców
Ļ
lubu, to wolałby przywdzia
ę
worek pokutny i posypa
ę
głow
ħ
popiołem, wyrzec si
ħ
gry u Watiera, odda
ę
wszystkie swoje konie jakiemu
Ļ
biednemu Szkotowi ni
Ň
zwi
Ģ
za
ę
si
ħ
w
ħ
złem mał
Ň
e
ı
skim. Fitz mo
Ň
e i nie grzeszył m
Ģ
dro
Ļ
ci
Ģ
, ale miał bardzo rozwini
ħ
ty instynkt
samozachowawczy. Wiedział,
Ň
e jako bogaty i przystojny m
ħŇ
czyzna jest
Ļ
wietn
Ģ
parti
Ģ
. Obserwował
czujnie wszystkie matrony pragn
Ģ
ce złowi
ę
go dla swych córek i jak mógł, op
ħ
dzał si
ħ
przed nimi.
Wygłaszane przez rodziców co jaki
Ļ
czas kazania były do
Ļę
nisk
Ģ
cen
Ģ
, jak
Ģ
płacił za swoj
Ģ
wolno
Ļę
. Z
tego te
Ň
powodu uwa
Ň
ał si
ħ
za człowieka, któremu los sprzyjał bardziej ni
Ň
innym jego rówie
Ļ
nikom.
Niestety, jego wiara w szczególn
Ģ
przychylno
Ļę
losu run
ħ
ła pewnego majowego dnia 1813 roku,
albowiem hrabia i hrabina Lavesly powiadomili go,
Ň
e pod koniec czerwca b
ħ
dzie pełnił rol
ħ
gospodarza
letniego sezonu, na który zjedzie do Charlisle około dwudziestu pi
ħ
ciu zaproszonych przez nich go
Ļ
ci. Co
gorsza, rodzice b
ħ
d
Ģ
pilnie baczy
ę
, by nawet przez godzin
ħ
nie wa
Ň
ył si
ħ
zaniedba
ę
ci
ĢŇĢ
cych na nim
obowi
Ģ
zków. Wie
Ļę
owa zupełnie go oszołomiła - czeka go zatem niezno
Ļ
ny pobyt na wsi.
Fitz mógł si
ħ
zaledwie domy
Ļ
la
ę
,
Ň
e za tym wszystkim kryje si
ħ
jaki
Ļ
niecny cel. Usiłował stanowczo
si
ħ
temu przeciwstawi
ę
. Do diabła, mog
Ģ
sobie wkroczy
ę
do Hadesu, ale nie b
ħ
d
Ģ
włóczy
ę
si
ħ
po Charli-
sle! - słowa te zawisły na jego wargach, lecz gro
Ņ
ne spojrzenie ojca kazało mu zamilkn
Ģę
. Poczuł si
ħ
zupełnie zdruzgotany.
Rad nierad wicehrabia pogodził si
ħ
z losem. Pisemna instrukcja, jak
Ģ
wysłał do słu
Ň
by swej wiejskiej
rezydencji, była do
Ļę
lakoniczna. Podawał w niej liczb
ħ
oczekiwanych go
Ļ
ci i polecił przygotowa
ę
wszystko jak nale
Ň
y. Reszt
ħ
pi
ħ
knego maja sp
ħ
dził w ponurym nastroju, mniej lub bardziej lituj
Ģ
c si
ħ
nad
sob
Ģ
, w zale
Ň
no
Ļ
ci od wypitego wina. List, jaki otrzymał pod koniec miesi
Ģ
ca, pogr
ĢŇ
ył go ostatecznie.
Ów arkusik papieru nie tylko pozbawił go rado
Ļ
ci
Ň
ycia, ale te
Ň
odebrał mu apetyt i sen. Fitz schudł,
pobladł, oczy płon
ħ
ły mu niezdrowym blaskiem.
- Mój drogi - rzekł John Rawlins, wszedłszy do porannego salonu miejskiej rezydencji wicehrabiego
przy Berkeley Square - wygl
Ģ
dasz nad wyraz mizernie. - Zmarszczył czoło. - Có
Ň
si
ħ
takiego wydarzyło?
Fitz j
ħ
kn
Ģ
ł i ukrył twarz w dłoniach.
- Jestem na dnie, Jack - powiedział. - Diabeł przykrył mnie ogonem i nie mog
ħ
go z siebie strz
Ģ
sn
Ģę
.
Zawsze byłe
Ļ
moim aniołem stró
Ň
em. Musisz mi pomóc.
- Przyjacielu - rzekł anioł stró
Ň
z westchnieniem - zaledwie przed trzema miesi
Ģ
cami wróciłem do
Anglii i ju
Ň
zdołałem uwolni
ę
ci
ħ
z matni szulerów i wyja
Ļ
ni
ę
nieporozumienie tycz
Ģ
ce wy
Ļ
cigów Bow
Street. W dniu, kiedy osiedliłem si
ħ
w Devonshire, o
Ļ
wiadczyłem ci,
Ň
e nie b
ħ
d
ħ
ju
Ň
za ciebie nadstawia
ę
karku. Czy
Ň
by
Ļ
znowu znalazł si
ħ
w kłopotliwym poło
Ň
eniu? Ratuj si
ħ
sam z opresji. Do
Ļę
mam
pseudoheroicznych wyczynów. I nie zamierzam rozstawa
ę
si
ħ
z moimi sadami, polami i lasami. Chc
ħ
wie
Ļę
takie
Ň
ycie, jakie sobie obrałem, i niech piekło pochłonie cały
Ļ
wiat.
- Niech piekło ciebie pochłonie, Jack, je
Ļ
li nie przyjdziesz mi z pomoc
Ģ
! - wykrzykn
Ģ
ł zdruzgotany
wicehrabia. - Przysi
ħ
gam na wszystkie
Ļ
wi
ħ
to
Ļ
ci,
Ň
e je
Ļ
li teraz mi pomo
Ň
esz, do ko
ı
ca roku o nic ci
ħ
prosi
ę
nie b
ħ
d
ħ
.
Jack westchn
Ģ
ł ci
ħŇ
ko. Niewielu było ludzi, którzy zdołaliby si
ħ
oprze
ę
błagalnemu spojrzeniu czarnych
oczu Fitza.
- Có
Ň
, dobrze, poka
Ň
mi ten list.
- Jeste
Ļ
nadzwyczajny - rzekł Fitz, nie panuj
Ģ
c nad emocjami. Wr
ħ
czył przyjacielowi nieszcz
ħ
sny
dokument.
Jack rozsiadł si
ħ
na fotelu, swobodnie wyci
Ģ
gaj
Ģ
c przed siebie nogi. Miał na sobie zakurzony płaszcz do
jazdy konnej, bryczesy i buty je
Ņ
dzieckie z wywini
ħ
t
Ģ
cholew
Ģ
- zaledwie przed półgodzin
Ģ
przyjechał
wierzchem z Devonshire. W takim stroju nie uchodziło pokazywa
ę
si
ħ
na salonach, ale we własnym
gronie przyjaciele mało dbali o konwenanse.
Dokument był zwi
ħ
zły i rzeczowy. Sir Marcus Templeton o
Ļ
wiadczał, i
Ň
jest w posiadaniu listu lorda
Lyletona do Aldory Higgins, tancerki operowej niew
Ģ
tpliwej urody i w
Ģ
tpliwej moralno
Ļ
ci. Fitz
zapewniał j
Ģ
w li
Ļ
cie o swojej dozgonnej, wielkiej miło
Ļ
ci i obiecywał
Ň
arliwie rychłe mał
Ň
e
ı
stwo, Sir
Marcus, obecny opiekun młodej kobiety, dawał Fitzowi do wyboru: albo po
Ļ
lubi dziewczyn
ħ
, albo
wypłaci pewn
Ģ
sum
ħ
... jemu wła
Ļ
nie.
- Naprawd
ħ
napisałe
Ļ
do niej taki list? - zapytał Jack z niedowierzaniem.
Fitz j
ħ
kn
Ģ
ł przeci
Ģ
gle i złapał si
ħ
za obolał
Ģ
głow
ħ
.
Nie do wiary, pomy
Ļ
lał Jack, przygl
Ģ
daj
Ģ
c si
ħ
uwa
Ň
nie przyjacielowi.
- Ty, zagorzały wróg mał
Ň
e
ı
stwa? Mógłbym przysi
Ģ
c,
Ň
e drugiego takiego nie ma w całej Anglii. Jak
mogłe
Ļ
wyst
Ģ
pi
ę
z podobn
Ģ
propozycj
Ģ
?
- Wszystko przez brandy - burkn
Ģ
ł Fitz. - I przez te jej perfumy. Człowieku, ka
Ň
demu m
ħŇ
czy
Ņ
nie
zawróciłyby w głowie.
Z przekle
ı
stwem na ustach, mn
Ģ
c list w dłoni, Jack wstał z fotela.
- I oto mamy na karku tego szubrawca. Szczwany lis, nie omieszka skorzysta
ę
z twojej słabo
Ļ
ci -
powiedział, wrzucaj
Ģ
c list do kominka. - Hipokryta! Sir Marcus Templeton okrył ha
ı
b
Ģ
wi
ħ
cej panien i
spłodził wi
ħ
cej b
ħ
kartów ni
Ň
ksi
ĢŇħ
Clarence. A teraz
Ļ
mie gani
ę
ci
ħ
za uwiedzenie tancerki? Ta
dziewczyna miała na pewno wielu kochanków, zanim ty połasiłe
Ļ
si
ħ
na jej wdzi
ħ
ki. - Zamilkł na chwil
ħ
.
- Łatwo to b
ħ
dzie udowodni
ę
w s
Ģ
dzie.
Wicehrabia uniósł gwałtownie głow
ħ
, na jego ładnej twarzy malowało si
ħ
przera
Ň
enie.
- O Bo
Ň
e, nie!
ņ
adnej sprawy s
Ģ
dowej! Wyobra
Ň
asz sobie, w jakie piekło zamieniłoby si
ħ
moje
Ň
ycie,
gdyby rodzice dowiedzieli si
ħ
o Aldorze?!
- O, nie w
Ģ
tpi
ħ
, to byłoby istne piekło - zgodził si
ħ
Jack.
- Na pewno... jeste
Ļ
taki sprytny i m
Ģ
dry... na pewno co
Ļ
wymy
Ļ
lisz, by uratowa
ę
mnie przed tym
draniem Templetonem.
- Szanta
Ň
to diabelnie trudna sprawa - przyznał Jack, siadaj
Ģ
c ponownie na fotelu.
- Do ko
ı
ca
Ň
ycia odechce mi si
ħ
ju
Ň
mał
Ň
e
ı
stwa, mo
Ň
esz mi wierzy
ę
.
- Wcale ci si
ħ
nie dziwi
ħ
. Ale my
Ļ
l
ħ
,
Ň
e mógłbym upora
ę
si
ħ
z tym kłopotem.
Fitz a
Ň
podskoczył, w jego czarnych oczach po raz pierwszy od dwóch tygodni rozbłysła nadzieja.
- Mój drogi przyjacielu! Zrobisz to dla mnie? Naprawd
ħ
?
- Dobrze. Spróbuj
ħ
.
- Och, Jack, jeste
Ļ
najm
Ģ
drzejszym człowiekiem w Anglii. Od czego mamy zacz
Ģę
?
John Rawlins westchn
Ģ
ł.
- Twoi rodzice ułatwili nam sytuacj
ħ
- rzekł. -
ņĢ
daj
Ģ
, by
Ļ
pełnił obowi
Ģ
zki gospodarza w Charlisle - i
bardzo dobrze. To nam daje sposobno
Ļę
odzyskania twego listu do Aldory. Jedyne, co powiniene
Ļ
teraz
zrobi
ę
, to zaprosi
ę
sir Marcusa na letni sezon do Charlisle. Powiedz mu, niech we
Ņ
mie ze sob
Ģ
ten list, a
je
Ļ
li jest prawdziwy, odkupisz go od niego.
- Ale ja nie chc
ħ
nic mu płaci
ę
.
- Nie b
ħ
dziesz musiał, bo przy pierwszej okazji ukradn
ħ
list.
- Ukradniesz? Pod nosem przeszło dwudziestu najdostojniejszych go
Ļ
ci z wy
Ň
szych sfer? W jaki
sposób?
Jack skrzywił si
ħ
nieznacznie - oto los zatoczył kr
Ģ
g w jego
Ň
yciu.
- Słu
ŇĢ
cy, no, powiedzmy, kamerdyner w wiejskiej rezydencji ma dost
ħ
p o ka
Ň
dej porze dnia do
ka
Ň
dego pomieszczenia. Wyst
Ģ
pienie w roli kamerdynera w Charlisle nie sprawi mi najmniejszej
trudno
Ļ
ci; poczekam na odpowiedni
Ģ
chwil
ħ
, przeszukam pokój Templetona, odzyskam list, i niech diabli
wezm
Ģ
tego szubrawca.
Wicehrabia Lyleton patrzył na Jacka szeroko rozwartymi oczami, jakby dopiero teraz docenił
wielkoduszno
Ļę
przyjaciela.
- Naprawd
ħ
zrobisz to dla mnie?
Po raz pierwszy tego dnia twarz Jacka przybrała spokojny wyraz.
- Jestem pewien - powiedział -
Ň
e gdybym ja znalazł si
ħ
w tarapatach, ty obmy
Ļ
liłby
Ļ
plan stokro
ę
sprytniejszy. A teraz słuchaj mnie uwa
Ň
nie: powodzenie całego przedsi
ħ
wzi
ħ
cia zale
Ň
y od ciebie. Musisz
zwraca
ę
si
ħ
do mnie po nazwisku - Rawlins, nie Jack.
- Przyjacielu, je
Ň
eli wyci
Ģ
gniesz mnie z tej pułapki, oddam ci hołd nale
Ň
ny cesarzowej Józefinie.
- Czy aby który
Ļ
z go
Ļ
ci nie rozpozna mnie z czasów studiów w Edynburgu?
Fitz potrz
Ģ
sn
Ģ
ł głow
Ģ
z pow
Ģ
tpiewaniem. Któ
Ň
wpadłby na pomysł,
Ň
e on, Fitz, ma tak ponurego
przyjaciela?
- W
Ģ
tpi
ħ
, Jack, czy ci ludzie wiedz
Ģ
,
Ň
e Szkocja nale
Ň
y do Imperium.
ņ
adnemu z nich nie przyszłoby
zapewne na my
Ļ
l przekroczenie jakiejkolwiek granicy. To
Ļ
wiatek mały i zamkni
ħ
ty. Nikt ci
ħ
nie rozpo-
zna.
-
ĺ
wietnie. A wi
ħ
c twoim pierwszym zadaniem b
ħ
dzie wysłanie kamerdynera Charlisle na urlop.
1
C
harlisle jest pi
ħ
kne, prawda, Saro? - zapytała ksi
ħŇ
na.
- Istotnie - przyznała z niejak
Ģ
wstrzemi
ħŅ
liwo
Ļ
ci
Ģ
jej najmłodsza córka. Ksi
ħŇ
na Somerton nigdy nie
czyniła uwag bez podtekstu. Co
Ļ
si
ħ
kryło za tym jej zachwytem, i Sara wolała o tym nie wiedzie
ę
.
- Jak mniemam, Lyleton ma równie
Ň
wspaniał
Ģ
rezydencj
ħ
na Berkeley Square - dodał ksi
ĢŇħ
patrz
Ģ
c na
gzyms kominka, na którym porcelanowy pastuszek zalecał, si
ħ
do porcelanowej pasterki. Wzruszył ra-
mionami i spojrzał na obie panie. - Niewiele wymagałoby zachodu, by owa rezydencja stała si
ħ
o
Ļ
rodkiem
Ň
ycia towarzyskiego w stolicy. Lyleton, jak wiadomo, jest w swoim
Ļ
rodowisku osob
Ģ
do
Ļę
popularn
Ģ
.
- Wicehrabia, jak s
Ģ
dz
ħ
, lubi towarzystwo - zgodziła si
ħ
Sara, powa
Ň
nie ju
Ň
zaniepokojona.
- Młody, atrakcyjny, bogaty,
Ļ
wietnie urodzony - ci
Ģ
gn
ħ
ła ksi
ħŇ
na. - Jego przyszła narzeczona powinna
doprawdy by
ę
szcz
ħĻ
liwa, nie uwa
Ň
asz, Saro?
Lady Sara Thorndike patrzyła na matk
ħ
z przera
Ň
eniem w oczach. Tylekro
ę
w przeszło
Ļ
ci słyszała
podobne złowieszcze pytania,
Ň
e wnet domy
Ļ
liła si
ħ
, do czego matka zmierza.
- Nie miałam dot
Ģ
d okazji poznania pana tego domu, matko. Jak
Ň
e wi
ħ
c mogłabym wydawa
ę
opini
ħ
o
szcz
ħĻ
liwym b
Ģ
d
Ņ
nieszcz
ħĻ
liwym losie jego przyszłej
Ň
ony?
- Ju
Ň
trzy lata min
ħ
ły, Saro... - odezwał si
ħ
ksi
ĢŇħ
. - Pół minuty po przekroczeniu progu tego domu -
ci
Ģ
gn
Ģ
ł - powinna
Ļ
mie
ę
własne zdanie o tym młodym człowieku.
- Mimo i
Ň
wicehrabia nie obracał si
ħ
w naszych kr
ħ
gach towarzyskich, z pewno
Ļ
ci
Ģ
dobiegły ci
ħ
o nim
słuchy - o
Ļ
wiadczyła ksi
ħŇ
na, zwracaj
Ģ
c w stron
ħ
córki
Ļ
widruj
Ģ
ce spojrzenie bladoniebieskich oczu. - W
mie
Ļ
cie, jak si
ħ
domy
Ļ
lam, gło
Ļ
no jest o nim. Musisz sama wyrobi
ę
sobie zdanie o tym młodym
człowieku.
- Musz
ħ
? - zapytała Sara przyciszonym tonem.
- Jak wiesz, nie znosz
ħ
wykr
ħ
tów, szczególnie gdy dotyczy to moich własnych dzieci - rzekła ksi
ħŇ
na ze
zwykł
Ģ
sobie brutaln
Ģ
szczero
Ļ
ci
Ģ
. - Zadałam ci proste pytanie i
ŇĢ
dam równie prostej odpowiedzi. Co
s
Ģ
dzisz o lordzie Lyletonie?
- Ma w sobie co
Ļ
...
Ň
e tak powiem... z dandysa, nie uwa
Ň
asz, matko? - zaryzykowała Sara.
- No có
Ň
, w naszych czasach ka
Ň
dy młody, pełen temperamentu człowiek jest troch
ħ
dandysem -
oznajmił ksi
ĢŇħ
. - Dojrzeje i z upływem lat pozb
ħ
dzie si
ħ
tej cechy.
- Hrabiostwu Lavesly wyra
Ņ
nie przypadła
Ļ
do gustu, Saro - o
Ļ
wiadczyła ksi
ħŇ
na.
- Sk
Ģ
d ta pewno
Ļę
?! - wykrzykn
ħ
ła córka, coraz bardziej t
Ģ
rozmow
Ģ
zatrwo
Ň
ona. - Przed pi
ħ
cioma
minutami zobaczyli mnie po raz pierwszy. Tyle
Ň
e dygn
ħ
łam im w hallu.
- A
Ň
nie do wiary,
Ň
e tak si
ħ
odnosisz do tej niezwykle powa
Ň
nej kwestii - rzekła ksi
ħŇ
na z surow
Ģ
min
Ģ
; jej na rudo ufarbowane kunsztowne, długie loki poruszyły si
ħ
z lekka. - Powinna
Ļ
wiedzie
ę
,
Ň
e ja i
twój ojciec prowadzimy od pewnego czasu rozmowy z pa
ı
stwem Lavesly. W ubiegłym miesi
Ģ
cu
doszli
Ļ
my do porozumienia w sprawie kontraktu mał
Ň
e
ı
skiego. Przed dniem
Ļ
wi
ħ
tego Michała po
Ļ
lubisz
wicehrabiego Lyletona.
- Ale ja nie chc
ħ
go po
Ļ
lubi
ę
! - wybuchła Sara.
W salonie zapanowała na moment martwa cisza. Sara spu
Ļ
ciła wzrok - wpatrywała si
ħ
pilnie w
Plik z chomika:
ZBIGNIEW-JULIUSZ
Inne pliki z tego folderu:
Jej sekret - Foley Gaelen.pdf
(16031 KB)
Alchemia - Quick Amanda.pdf
(1633 KB)
Cienie przeszłości - Dailey Janet.pdf
(1355 KB)
Anielski hultaj ( Miłość szpiega ) - Putney Mary Jo.pdf
(1445 KB)
Aksamit - Feather Jane.pdf
(603 KB)
Inne foldery tego chomika:
#Te polecam
★ Niespodziewane szczęście
✿Nowe ebooki1111
❤❤❤ Nie chowaj tej książki przed żoną i tak kupi sobie nową - cała seria❤❤❤
❤❤❤ ROMANS HISTORYCZNY - cała seria ❤❤❤ (marinella86)
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin