DOWCIPY16.DOC

(174 KB) Pobierz
Placze zgwalcona Maryna, podchodzi baca : - Czemu placzesz Maryna

Baca jest sądzony za zabójstwo turysty, ale się nie przyznaje. Sędzia pyta:

      - No to jak to było, Baco?

      - Ano nijak. Siedziołek se na przyzbie i strugałek osikowy kołecek. A ten turysta siad se

      kole mnie i zacoł jeść cereśnie. I co zjod, to mi pesteckom trach!!! w oko. A jo nic, ino se

      strugom ten kołecek. A on znowu zjad i trach!!! mie pesteckom w oko. A jo nic i dalej

      strugom... A on zjad łostatniom cereśnie, rzucił mi torebke pode nogi, wstał i tak

      niescęśliwie sie potknął, że upadł na ten kołecek, com go strugoł. I tak, panie, coś ze 27

      razy...

 

      Jak żegna się kleryk-informatyk?

      W imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego, Enter.

 

      Syn wrócił do domu z samymi dwójami na świadectwie. Ponieważ ojciec przez cały

      rok suszył mu głowę o oceny i czepiał się nauki, syn bał się jak diabli pokazać

      świadectwo. Ojciec jednak, zamiast rzucać gromy i lać paskiem, zaprosił syna na fotel.

      Syn usiadł niepewnie. Ojciec wyjął papierosy:

      - Zapal synu...

      - Tata, no co ty, ja nie palę...

      - Pal, synu!

      Zapalili. Po chwili ojciec otworzył barek i wyjął szkocką.

      - Napij się, synu...

      - Tata, daj spokój, ja nie piję...

      - Pij, jak ojciec daje!

      Napili się. Ojciec wyjął zza tapczanu Playboya.

      - Masz, oglądaj...

      - No nie, tata, nie wygłupiaj się...

      - Oglądaj!!!

      Siedzą, popijają, czas płynie leniwie. Syn już całkiem się wyluzował, sięgnął sam po

      papieroska, lekko szumi mu w głowie. Przerzuca kartki Playboya, zaciąga się z widoczną

      przyjemnościa i wreszcie rzuca od niechcenia znad kolejnej rozkładówki:

      - Kurna... tata... i kto to wszystko dupczy? No kto to wszystko dupczy???

      - Prymusi, synu, prymusi...

 

      Australijczyk kupił nowy bumerang. Tylko za cholerę nie mógł wyrzucić starego...

 

      Baca jest sądzony o pobicie obcokrajowca dewizowego. Sędzia pyta:

      - Baco czemuście go pobili?

      - Bo pedzioł do mnie "chuju"!

      - Ależ baco, to obcokrajowiec, Anglik - może powiedział "how are you", to zwrot

      grzecznościowy po angielsku! Przeproście go i jesteście wolni.

      - Moze i tak pedzioł. Jo sie na angielskim nie znom! Kiej tak, to niek mi wybocy!

      Wraca baca do domu i coś mu spokoju nie daje. Mruczy pod nosem:

      - Moze i ten Anglik pedzioł "hałarju", ale cemu potem dodoł "pierdolony"???

 

      Wiejskie baby drą pierze w zimowy wieczór i opowiadają sobie, jaki to jest największy

      ból na świecie:

      - Największy ból jest wtedy, jak zęby bolą, ło Jezu jak to boli...

      - Eeeee, gówno sie znacie kumo - największy ból był, jakem mojego Franusia rodziła...

      - A dyć tam, godocie! Nic nie wiecie! Największy ból jest wtedy, jak sie chłop po pijoku

      dobierze do baby nie tam gdzie trza!

      A stara Wojciechowa przysłuchuje się tym przekrzykiwaniom i wreszcie nie wytrzymuje:

      - Syćko co godocie, to je nieprawdo! Cy wom nigdy cycka do sieckarni nie porwało?

 

      Do Manhattan Chase Bank przychodzi staruszka z workiem pieniędzy i prosi o

      rozmowę z dyrektorem. Urzednik po długim wahaniu prosi dyrektora.

      - W czym mogę pani pomóc ?

      - Chcialabym wpłacic do waszego banku sumę 200 tys. $

      - Dobrze, ale skąd pani ma tak dużą kwote pieniędzy?

      - Po prostu zakładam sie z różnymi osobami o bardzo duże sumy i zawsze wygrywam,

      jeżeli pan chce, moge się też z panem założyć. Załóżmy się o 50 tys. $ że jutro o 12:00 w

      południe pana jaja staną się kwadratowe...

      - Chyba pani żartuje - Ale dyrektor mysli sobie ...50 tys. $ to niezły pieniądz, a szansa

      na kwadratowe jaja równa jest zeru. Dyrektor przyjął zakład i umowili się na 12:00

      następnego dnia. Dyrektor po przyjściu do domu sprawdził swoje jaja, rano też, ale nie

      zanosiło się na to, żeby stały się kwadratowe. W miarę zbliżania się godz. 12:00 dyrektor

      coraz częściej upewniał się, a pewność wygranej rosła z każdą chwilą. Punktualnie o 12:00

      do banku przyszła staruszka z pewnym facetem.

      - To świadek zakładu, w razie wygranej chcę, aby wszystko było zgodnie z prawem.

      - Dobrze, ale moje jaja sprawdzałem przed chwilą i są takie jak zawsze...

      - Ale ja też muszę się przekonać o tym, prosze pokazac!

      Dyrektor trochę zażenowany rozpina rozporek, zdejmuje spodnie...

      - Proszę, są takie jak powinny! Przegrała pani 50 tys!

      - Ale rozumie pan, że dopiero po wymacaniu można to stwierdzić, muszę to sama

      sprawdzić.

      Dyrektor zezwolił, staruszka obiema rękami dotyka, ściska i maca jego jaja. Wtedy gość

      towarzyszacy staruszce blednie, zaczyna wrzeszczeć, walić głową w mur i pada na

      posadzkę

      - Co mu się stało? - pyta dyrektor

      - Własnie stracił 150 tys. $, bo założyłam się z nim, że o dzisiaj 12:00 będę trzymała za

      jaja dyrektora Manhattan Chase Bank.

 

      Na miasto napadl smok. Palil domy, pozeral dziewice i robil duzo innych okropnych

      rzeczy. W miescie mieszkalo trzech rycerzy: Duzy, Sredni i Maly. Tak wiec mieszkancy,

      gdy tylko uswiadomili sobie co sie dzieje, co sil w nogach pobiegli do Duzego Rycerza po

      pomoc:

      - Duzy Rycerzu, Duzy Rycerzu! Ratuj nasz grod przed strasznym smokiem! W tobie nasza

      nadzieja!

      Duzy Rycerz zmarszczyl czolo i mowi:

      - Hm... Wyprawa na smoka to powazna sprawa! Nie moge zdecydowas sie tak od razu.

      Dajcie mi czas do namyslu. Przyjdzie po odpowiedz za... no, za tydzien.

      Ha! Smok, jak sie zdaje, nie mial zamiaru czekac ani godziny. Coz bylo robic? Mieszkancy

      popedzili co sil w nogach do Sredniego Rycerza.

      - Sredni Rycerzu! Ratuj nas przed okrutnym smokiem!

      A Sredni Rycerz na to:

      - No, no... Walka ze smokiem to nie byle co! Musze sie wczesniej dobrze zastanowic -

      sami rozumiecie. Odpowiem wam za... za... moze za dwa tygodnie?

      Rozgoryczeni, bez wiekszych oczekiwan, poszli mieszkancy do Malego Rycerza.

      - Maly Rycerzu, na nasze miasto napadl smok! Ratuj nas!

      Maly Rycerz nic nie odpowiedzial, tylko osiodlal konia, wlozyl zbroje, wsiadl na konia,

      dobyl miecza i tarczy i juz, juz chcial odjezdzac, gdy ktorys z oniemialych ze zdziwienia

      mieszkancow wykrztusil z siebie:

      - Maly Rycerzu, ty... ty nie potrzebujesz ani chwili, zeby sie zastanowic?

      A Maly Rycerz na to:

      - Tu sie nie ma co zastanawiac, tu trzeba spierdalac!

      (Marcin Sawicki, Warszawa)

 

      Przychodzi Jasio do sklepu i kładzie na blacie wsze i mówi:

      - Poproszę Coca-Cole

      A ekspedientka na to:

      - Za co?

      - Za-wsze Coca-Cola.

      (Wojtek Pawlikowski)

 

     Przychodzi kura do kury:

      - Dzień dobry, jest mąż?

      - A jest, jak zwykle, grzebie przy aucie...

 

      Przychodzi dżdżownica do dżdżownicy:

      - Dzień dobry, jest mąż?

      - Eee... nie ma, wyciągnęli go na ryby...

 

      Stary Żyd, fabrykant win, leży na łożu śmierci. Dookoła rodzina. On szepcze:

      - Teraz przekażę wam tajemnicę produkcji wina. Należy wziąć zleżałych śliwek, albo

      gruszek ulęgałek, albo obitych jabłek, albo...

      Jego syn nagle przerywa:

      - Tate, ja słyszałem, że wino robi się z winogron!!!

      - Też można...

 

      Siedzi facet u dentysty. Od kilku godzin dentysta męczy się przy jego trzonowcach,

      wreszcie ociera pot z czoła i pyta facia:

      - To co, zrobić przerwę na papierosa?

      - O tak, tak, prosze!

      I dentysta wyrwał mu obie jedynki...

 

      Jadą sobie rycerze, a tu przy gościńcu stoi starzec w bardzo złym stanie. Zatrzymali się i

      indagują:

      - Któżeś ty, dobry człowieku?

      A starzec pokazuje, że nie może mówić, bo ma wyrwany język. Oko ma również

      wyłupione.

      - Przebóg! Tyżeś Jurand ze Spychowa???

      Onże kiwa głową w potwierdzeniu.

      - Kto ci taki gwałt zadał, daj znak jakiś!

      Starzec kreśli w powietrzu znak krzyża...

      - Nie może być! Na pogotowiu cię tak urządzili???

 

      Przychodzi facet do lekarza z bolącym łokciem. Lekarz bada go pobieżnie i każe

      oddać mocz do analizy. Facet wraca do domu i zastanawia się: "Po cholerę mu mój mocz,

      przecież mnie boli łokieć!" Po czym złośliwie wlewa do słoika swój mocz, mocz córki, żony

      i stary olej silnikowy. Po kilku dniach idzie po wyniki. Lekarz rzecze:

      - Nie mam dla pana dobrych wiadomości. Żona się panu puszcza codziennie, córka jest w

      ciąży z Murzynem, auto się sypie, a pan niech przestanie się onanizować w wannie, bo

      tłucze pan łokciem o krawędź i to od tego tak boli...

 

      Siedzi misio na kanapie i ogląda swój palec, a potem wącha z zaciekawieniem:

      - Wosk? - niucha dalej...

      - Raczej gówno... - ale wącha ponownie...

      - Eeee.... wosk, na pewno wosk... - wącha znowu...

      - Kurcze, chyba jednak gówno...

      - Nie, wosk, na sto procent wosk...

      - Tak, to wosk!

      Po chwili sie głęboko zamyśla:

      - Ale skąd w dupie wosk???

 

      - Jasiu nie pij wody z kałuży!!!

      - Dlaczego?

      - Bo tam jest mnóstwo bakterii

      - Eeee.... nie ma ani jednej, przejechałem po nich dwa razy rowerem!

 

      We wsi był młynarz, co żadnej dziewce nie przepuścił. Każdą wykorzystał. Ludzie

      przymykali oko, bo przecież każdy miał we młynie interesy, ale miarka się przebrała, gdy

      młynarz wyruchał córkę sołtysa. Sołtys zwołał radę starszych i powiada:

      - Tak dalej być nie może! Musimy coś z tym zrobić, bo nam we wsi ani jedna panna nie

      zostanie. Radźcie kumowie co robić! Po długiej chwili podnosi się z końca izby wielka

      włochata łapa...

      - Gadaj kowal, coś wymyślił?

      - Ja... mogę... tego, no... przypierdolić młynarzowi...

      - Eeee... głupiś! Rękę masz jak niedźwiedź - przywalisz i zabijesz, a młynarza ino jednego

      we wsi mamy. Radźcie kumowie jak to inaczej załatwić. Po długiej chwili podnosi się z

      końca izby wielka włochata łapa...

      - Coś tam znowu wymyślił, kowal?

      - Ja... eeee... tego, no mogę przypierdolić krawcowi! Krawców mamy dwóch!

 

      W restauracji gość życzy sobie na obiad kurczaka, ale zaznacza, że ma to być

      kurczak z Dębicy. Kelner biegnie na zaplecze i opowiada kierownikowi o sprawie. Kierownik

      decyduje:

      - Nie wygłupiaj się, wszystkie kurczaki są takie same! Daj mu tego, co jest pod ręką, z

      Pruszkowa, i niech się facet buja! - Kelner zatem serwuje gościowi po chwili kurczaka na

      stół. Facet wkłada kurczakowi palec w kuper, wyciąga, oblizuje i mówi:

      - Pan mnie oszukał, to nie jest kurczak dębicki, to pruszkowski. Ja stanowczo domagam

      się przyrządzenia kurczaka dębickiego!

      Kelner spietrany leci na zaplecze. - Szefie, poznał się! Co robimy? - Szef powiada:

      - Kurna, ma rację, te pruszkowskie są do niczego. Tu obok w sklepie są kurczaki kieleckie,

      prawie takie dobre jak dębickie - leć kup i daj mu! No przecież, kurna, nie może się

      zorientować!

      Po jakimś czasie kelner serwuje nowego kurczaka. Facet znowu wkłada kurczakowi palec

      w kuper, wyciąga, oblizuje i mówi do drżącego kelnera:

      - Proszę pana, to jest kurczak kielecki! Ja chcę dębickiego!

      Kelnera zmyło z sali. Na zapleczu narada bojowa. Kierownik poddaje się:

      - Dobra, kurna, załatwił nas! Niech stracę, trzeba mu dać tego cholernego kurczaka z

      Dębicy! Wsiadaj w taksówkę, jedź do delikatesów i kup najlepszego dębickiego kurczaka.

      Przyrządzić i podawać!

      Po pewnym czasie kelner drżącymi rękoma podaje gościowi kurczaka. Ten na oczach całej

      sali, zamarłej w bezruchu, powtarza procedurę: wkłada kurczakowi palec w kuper, wyciąga,

      oblizuje i mówi:

      - Dziękuję, to jest kurczak dębicki. - I zabiera się do jedzenia. Wszyscy oddychają z ulgą.

      W tym momencie do stolika przytacza się jakiś kompletnie nawalony facet, ściąga spodnie

      i wypina dupę do gościa:

      - Panie... eeep! błagam, pomóż mi pan... eeep! bo ja nic nie pamietam, kurna, gdzie ja

      mieszkam?

 

      Bardzo głodny rycerz jedzie przez las, aż tu na polanie widzi gospodę. Myśli sobie -

      "No, wreszcie się najem". Uwiązuje konia, wchodzi do gospody, zamawia jadło i czeka

      przy stole. Nagle w drzwiach gospody pojawia się jakiś pachołek i wrzeszczy w panice:

      - Ludzieee! Ratuj się kto może! Czarny Rycerz nadjeżdża!

      Wszyscy w wielkim popłochu opuszczają gospodę. Nasz rycerz, wiedziony instynktem

      stadnym, również ewakuuje się z tłumem. A głodny jest jak cholera! Wreszcie, po

      odczekaniu kilku godzin w ukryciu, powoli ludzie wychodzą z krzaków i wracają do

      gospody. Niestety muszą zaczekać, bo pod kominem zgasło i jadło wystygło. Rycerz

      siedzi i czeka na swój posiłek myśląc: - "Kurna, teraz się nie dam spłoszyć! Muszę coś

      zjeść, bo umrę z głodu!" I w chwili, gdy karczmarz już pojawił się w drzwiach kuchni,

      niosąc dla rycerza pół pieczonego prosięcia, wszystkich znów poraził krzyk pachołka:

      - Ludziska! Uciekajcie! Czarny Rycerz znowu nadjeżdża!!!

      Karczma pustoszeje w mgnieniu oka. Rycerz poniesiony nagłym odruchem, spieprza

      znowu w krzaki, a w brzuchu burczy mu niemiłosiernie!!! W ukryciu myśli: - "Któż to jest

      ten Czarny Rycerz? Azali ja sam nie jestem rycerzem? Stawię mu czoła, ale zjeść muszę i

      basta!!!" Po kilku godzinach karczma ponownie się zaludnia. Znowu odgrzewanie jedzenia

      itp. Wreszcie nasz rycerz dostaje swego prosiaka i łapczywie wkłada w usta pierwszy kęs.

      Kubki smakowe ożywają, ślina wypełnia jamę ustną. Z błogostanu wyrywa go krzyk

      przeszywający do szpiku kości:

      - Ludzieeee!!!! Czarny Rycerz wraca!!!!!

      W sekundę w karczmie jest pusto. Tylko nasz rycerz kuli się przy stole, orząc nerwowo

      ostrogami polepę. W ręce zaciska gicz wieprzową i myśli: - "Przebóg! Choćbym miał

      zginąć - zjeść muszę! Nie ulęknę się".

      Za plecami słyszy tętent konia, parskanie i ciężkie kroki. Ogromny cień przesłania wejście.

      Kroki zbliżają się, stal szczęka o stal, a głos powiada:

      - A więc to tak! Chojraka zgrywasz? Za to zrobisz mi laskę albo cię zabiję!

      Nasz rycerz kalkuluje w pośpiechu: - "Jeszczem nie dojadł, szkoda tak zacnego prosiaka

      zostawiać. Zrobię mu laskę, a potem jeść dokończę". Po czym odwraca się i nie patrząc

      nawet do góry przyklęka na kolano (w zbroi strasznie mu niewygodnie) i robi laskę. Słyszy

      głos z góry:

      - A uważaj, przyłbicą nie przytnij! - Po chwili czuje dobrotliwe klepanie po głowie stalową

      rękawicą:

      - No, no, udatnie to robisz! A pośpiesz się, bom słyszał, że tu Czarny Rycerz rychło

      nadjedzie i będziem musieli spierdalać...

 

      Baca jest sądzony za gwałt. Sędzia życzy sobie usłyszeć, jak przebiegało całe zajście.

      Baca opowiada:

      - Wsedłek do izby, patrze, Maryna ciasto miesi. No to mie sparło, wzionem jo za kiecke i

      zdarłem. Potem złapałek jo za prawy cycek...

      Sędzia reaguje gwałtownie: - Baco, nie mówi się za cycek, tylko za pierś! Mówcie jeszcze

      raz.

      - No dobra... Wsedłek do izby, patrze, Maryna ciasto miesi. No to mie sparło, wzionem jo

      za kiecke i zdarłem. Potem złapałek jo za prawo pierś, potem za lewy cycek....

      - Baco, nie mówi się za cycek, tylko za pierś! Pilnujcie się, jak zeznajecie!

      - No dobra... Wsedłek do izby, patrze, Maryna ciasto miesi. No to mie sparło, wzionem jo

      za kiecke i zdarłem. Potem złapałek jo za prawo pierś, potem za lewo pierś i ciepłem jo na

      wyrko. Zdjonem portki i jo wydupcyłek

      - Baco, uważajcie! Macie powiedzieć: "odbyłem z nią stosunek seksualny"

      - No dobra... Wsedłek do izby, patrze, Maryna ciasto miesi. No to mie sparło, wzionem jo

      za kiecke i zdarłem. Potem złapałek jo za prawo pierś, potem za lewo pierś i ciepłem jo na

      wyrko. Zdjonem portki i odbyłek z nio stosunek seksualny. A potem jo galanto

      wydupcyłek...

 

      Rozmawiają dwa ślepe konie:

      - Będziesz startował jutro w Wielkiej Pardubickiej?

      - Nie widzę żadnych przeszkód...

      (Jurek Różycki)

 

      Polak, Rusek i Niemiec dostali od diabła zadanie: wytresować psa. Każdy dostał worek

      kiełbasy, psa i dwa tygodnie na tresurę. Po tym czasie odbywa się sprawdzian. Wchodzi

      Niemiec, chudy jak patyk, wymęczony, niewyspany, pies nażarty jak bania. Niemiec

      podaje komendy: siad, łapa, proś, leżeć... Pies wykonuje pięknie każde polecenie. Diabeł

      chwali Niemca. Po chwili wchodzi Rusek w podobnym do Niemca stanie - wychudzony,

      wycieńczony. Pies gruby jak świnia, posłusznie wykonuje wszystkie polecenia: siad, łapa,

      proś, leżeć... Diabeł chwali Ruska. Wreszcie wchodzi Polak. Nażarty, wypasiony,

      wyluzowany. A pies - szkoda gadać: skóra i kości. Diabeł z pyskiem na Polaka:

      - Ty durniu, zeżarłeś całą kiełbasę!!! No i czego nauczyłeś psa?

      A Polak tylko wycelował palcem w psa i mówi: - Proś!

      A pies: - Prooooooszeeeee......

 

      Baca wlecze do lasu ścierwo psa. Sąsiad zagaduje:

      - A cóz to sie stało, kumie?

      - Aaaa... musiołek go zastrzelić!

      - To pewnie był wściekły, co???

      - No, zachwycony to nie był!!!

 

      W Hyde Parku ktoś notorycznie wyżerał jabłka z drzew. Ogrodnik postanowił zaczaić

      się na złodzieja. Gdy w nocy coś zaczęło szeleścić w gałęziach, ogrodnik podkradł się do

      jabłonki i ujrzał na niej ciemną postać. Niewiele myśląc, złapał złodzieja za jaja. Ścisnął i

      pyta:

      - Gadaj, ktoś ty?! - Odpowiedziała cisza. Ściska więc mocniej:

      - Gadaj, pókim dobry, ktoś ty ??!!!! - Dalej cisza... Ścisnął z całej siły:

      - Gadaj draniu, ktoś ty ?????!!!!!!!!!! Zduszony głos wyjąkał:

      - ....Józek..... nie...mo...wa.... ze wsi........

 

 

 

Zbrodniarza-betoniarza, najlepiej z praktyką w branży obuwniczej, wynajmę do

robót wykończeniowych.

 

 

Zatrudnię oprawcę. Zakład Introligatorski.

 

Młodych i obrotnych zatrudnię do pracy przy karuzeli.

 

Przyjmę pracownika na budowę. Praca murowana.

 

 

 

Płacze zgwałcona Maryna, podchodzi baca : - Czemu płaczesz Maryna ? - Oj zgwałcili mnie zgwałcili ! - A o pomoc wolałaś ? - Oj wołałam wołałam ? - I nikt nie przyszedł ? - Nikt nie przyszedł ! - A ku wsi wolałaś ? - Oj wołałam wołałam ? - I nikt nie przyszedl ? - Nikt nie przyszedl ! - A ku halom wolalas ? - Oj wołałam wołałam ? - I nikt nie przyszedl ? - Nikt nie przyszedl ! - A ku wierchom wolalas ? - Oj wołałam wołałam ? - I nikt nie przyszedl ? - Nikt nie przyszedl ! - A ku lasowi wolalas ? - Oj wołałam wołałam ? - I nikt nie przyszedl ? - Nikt nie przyszedl ! - Nikt nie przyszedl ? - Nikt, nikt nie przyszedl ? - To i ja sobie ulżę !

 

Przychodzi pedał do lekarza:
- Panie doktorze, mój "mały" nie chce stać !
Lekarz obmacał członek pacjenta:
- No i stoi ! Czego pan jeszcze chce ?!
- Wytrysku !!
- Jest i wytrysk ! Nie potrzebnie mi pan zawraca głowę, z panem wszystko w porządku...
- No to jeszcze buzi na pożegnanie !

 

Siedzi baca nad rzeką i się onanizuje. Podchodzi turysta i się pyta: -Baco co wy robicie ?Na to baca: -Jak to co ? Wysyłam dzieci nad morze

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin