Scenariusz zajęć zintegrowanych dla 6-latków (Kochamy swoich najbliższych).doc

(68 KB) Pobierz
SCENARIUSZ ZAJĘĆ

SCENARIUSZ ZAJĘĆ ZINTEGROWANYCH

DLA 6-LATKÓW

 

 

GRUPA: 6 – latki

 

TEMAT BLOKU: Nasze rodziny

 

TEMAT DNIA: Kochamy swoich najbliższych

 

CEL GŁÓWNY:

 

ü             rozwijanie mowy i myślenia,

ü             rozwijanie percepcji wzrokowo – słuchowej,

ü             rozwijanie techniki liczenia w zakresie określonego zbioru,

ü             rozwijanie wrażliwości estetycznej.

 

CELE OPERACYJNE:

 

Dziecko:

 

ü             wypowiada się na określony temat,

ü             operuje słownictwem z zakresu tematu,

ü             liczy w sposób poprawny,

ü             stosuje liczebniki porządkowe,

ü             układa obrazek z pociętych elementów.

 

METODY PRACY:

 

ü             metody aktywizująco – twórcze,

ü             metody oglądowe,

ü             metody słowne.

 

FORMY PRACY:

 

ü             indywidualna,

ü             zbiorowa.

 

ŚRODKI DYDAKTYCZNE:

 

ü             tamburyn,

ü             wiersz W. Szumanówny Paluszkowa rodzina,

ü             obrazki przedstawiające rodziny,

ü             opowiadanie M. Terlikowskiej Nikt się nie trzęsie,

ü             karta pracy cz. 1, nr 7 – obrazek do pocięcia,

ü             nożyczki,

ü             klej.

 

 

 

 

PRZEBIEG ZAJĘĆ:

 

1.           Zabawa według W. Szumanówny Paluszkowa rodzina.

Dzieci inscenizują razem z nauczycielem treść wiersza, zwracając uwagę
na występujące w nim nazwy członków rodziny.

 

Ten pierwszy to dziadziuś,

a obok babunia.

Największy to tatuś,

a przy nim mamunia.

A to jest dziecinka mała.

Trala la la la la.

A to moja raczka cała!

Trala la la la la!

 

 

 

2.           Oglądanie swoich dłoni i porównywanie ich przez przykładanie do dłoni kolegów i nauczyciela.

 

3.           Liczenie palców u jednej i u drugiej ręki. Sprawdzanie równoliczności przez dotykanie opuszkami palców obu dłoni swoich kolegów.

 

 

4.           Dostrzeganie różnicy w wyglądzie palców, nazywanie ich. Posługiwanie się liczebnikami porządkowymi.

 

Lewa ręka – nauczyciel nazywa palec, a dzieci wymieniają liczebniki:

Prawa ręka – nauczyciel wymienia

liczebniki, a dzieci nazywają palce:

palec mały jest ... pierwszy

palec serdeczny jest ... drugi

palec środkowy jest ... trzeci

palec wskazujący jest ... czwarty

kciuk jest ... piąty

pierwszy to ... kciuk

drugi to ... palec wskazujący

trzeci to ... palec środkowy

czwarty to ... palec serdeczny

piąty to ... palec mały

 

5.           Zabawa na ćwiczenie dużych grup mięśni Dzieci rosną.

Na hasło małe dzieci wszyscy wykonują przysiad, na hasło dzieci rosną – powoli podnoszą się, aż do wspięcia na palce.

 

6.           Zabawa z elementami czworakowania Pomagamy mamie myć podłogę.

Dzieci czworakują po sali i naśladują ruchem mycie podłogi. Na uderzenie
w tamburyn wstają, prostują się i wieszają mokrą ścierkę na sznurku,
na dwa uderzenia w tamburyn – ponownie czworakują.

 

7.           Zabawa z elementami skoku Buziaki dla rodziców.

Dzieci maszerują po sali w rytm tamburynu, na hasło buziaki dla mamy
lub taty – podskakują w miejscu, aby dać całuski rodzicom. Dźwięki tamburynu są sygnałem do ponownego swobodnego marszu.

 

8.           Oglądanie obrazków przedstawiających członków rodziny. Dzieci wskazują poszczególnych członków rodziny i liczą, z ilu członków składa się rodzina.

 

9.           Ekspresja słowna. Dzieci kończą zdanie: Moja rodzina liczy ... osób, są to ...

 

10.      Czytanie opowiadania M. Terlikowskiej Nikt się nie trzęsie.

 

¾                 Po co nam ten cały Tomasz? – pomyślał ze złością Marek, zbiegając szybko po schodach. Umyślnie biegł tak szybko, szybciej niż zwykle. Do niedawna mama otwierała drzwi i wołała za nim:

¾                 Marku! Uważaj na schodach!

A jeśli w domu była babcia, to babcia wołała:

¾                 Mareczku! Nie tak szybko, bo jeszcze upadniesz i zrobisz sobie krzywdę!

Ale dziś nikt nie otworzył drzwi. I nikt nie zatroszczył się o to, czy Marek spada ze schodów czy nie. Oczywiście przez tego Tomasza. Na podwórku nie było nikogo ciekawszego. Marek podszedł do trzepaka i fiknął parę koziołków.
Nagle z sąsiedniego bloku wyszła jakaś wysoka dziewczynka z psem. Dziewczynka rzuciła patyk i zawołała:

¾                 Przynieś!

Pies pobiegł pędem, po chwili był już przy dziewczynce, z patykiem w zębach
i z rozradowaną miną.

¾                 Byłoby lepiej, gdyby rodzice postarali się o psa – pomyślał Marek z żalem. – Z psa jest przynajmniej jakiś pożytek. A z Tomasza? Tylko brudzi pieluszki, krzyczy i nie daje ludziom spać.

¾                 Jak się nazywa twój pies? – spytał Marek zbliżając się do dziewczynki.

¾                 Ami – odpowiedziała dziewczynka. – Ale to nie jest mój pies,
tylko sąsiadów, państwa Kowalskich. Wyprowadzam go na spacer trzy razy dziennie – wyjaśniła dziewczynka.

¾                 A sami nie mogą? – zainteresował się Marek.

¾                 Nie, bo pan Kowalski miał wypadek na budowie i złamał nogę, a pani Kowalskiej urodził się śliczny mały dzidziuś.

¾                 Dzidziuś? – Marek aż się wzdrygnął. – U nas też jest dzidziuś. Śliczny... Wygląda jak żaba.

¾                 Co ty mówisz? – oburzyła się dziewczynka. – Żaba jest mokra i...

¾                 On też jest przeważnie mokry.

¾                 Jak się go przewinie, to jest suchy. I taki cieplutki, i gładki... jak atłas.

¾                 Ja tam go nie głaskałem – burknął Marek niegrzecznie. – Wolę głaskać psa.

Dziewczynka spojrzała na niego ze zdumieniem.

¾                 Jak to? Nie dotykałeś jeszcze swojego braciszka?

¾                 A po co mam go dotykać? – burknął Marek jeszcze niegrzecznej. –
I tak wszyscy się nad nim trzęsą.

¾                 A nad Toba przestali, co? – spytała dziewczynka i roześmiała się.

¾                 Nade mną nikt się tak nie trzęsie, bo... – zaczął Marek, ale nie dokończył. Przypomniało mu się codzienne wołanie mamusi:

¾                 Marku, uważaj na schodach.

Przypomniał mu się wełniany szalik, który babcia wkładała mu na szyję,
kiedy dzień był chłodny. I wreszcie przypomniały mu się jego własne słowa:

¾                 Ojejej, babciu, niech się babcia tak nade mną nie trzęsie, nic mi nie będzie.

A teraz przestali. Może nawet zapomną o wełnianym szaliku? Nagle z okna czwartego piętra wychylił się młody mężczyzna i zawołał:

¾                 Haniu! Zostaw psa i chodź prędko do nas! Pękła gdzieś rura od wody!

Hania rzuciła markowi psia smycz i wbiegła do domu.

¾                 To u Kowalskich! – zawołała zdyszanym głosem. – Lecę po dozorcę,
żeby zamknął wodę! Pilnuj psa!

I już jej nie było. Na chodniku pojawiła się młoda kobieta pchająca dziecięcy wózek.

¾                 O rety! – pomyślał Marek. – To pewnie pani Kowalska. Muszę jej powiedzieć... Proszę pani...

Ale pani Kowalska zdążyła już zauważyć kłęby pary wylatujące z okna na czwartym piętrze.

¾                 Co się u nas stało? – krzyknęła przerażona.

¾                 Nic takiego, tylko rura pękła – powiedział Marek. – A ja pilnuję psa.
Jak pani chce, to popilnuję też wózka...

¾                 Dobrze, popilnuj, bo tam jest mój mąż. Ma nogę w gipsie.

I biegiem ruszyła w stronę schodów. Wszystko to trwało najwyżej minutę. Zanim Marek zdążył ochłonąć, został sam ze skomlącym psem przy nodze i piszczącym zawiniątkiem w wózku. Dzidziuś! Ostrożnie, żeby nie zrobić dziecku krzywdy, Marek odchylił kocyk i spojrzał na malutką, okrągłą buzię, która wykrzywiła się od płaczu.

¾                 No cicho, cicho – powiedział opiekuńczym tonem. – Zaraz naprawią
tę wstrętna rurę i będziesz mógł wrócić do domu.

Maluch przestał płakać i spojrzał na Marka niebieskimi oczkami. Parę minut później z klatki wybiegła pani Kowalska. Na widok Marka pochylonego nad wózkiem powiedziała przyjaźnie:

¾                 No, woda już nie leci. Dziękuję ci za przypilnowanie małego. Nie wszyscy chłopcy są skorzy do pomocy.

Marek zaczerwienił się i wyjąkał:

¾                 Eee... Ja nic takiego nie zrobiłem. Zresztą mam małego braciszka, więc jestem przyzwyczajony.

¾                 Wszystko w porządku! Woda zamknięta, a hydraulik przyjdzie za godzinę – nad uchem Marka zabrzmiał wesoły głos Hani.

Markowi zrobiło się strasznie głupio. Przecież Hanka wie, sam jej przecież mówił... Czy powtórzy pani Kowalskiej, że nazwał tomka żabą? Ale Hania była równą dziewczyną. Szybko wnieśli wózek do windy, a potem pomogli zebrać wodę
z podłogi w zalanym mieszkaniu. Kiedy Marek wrócił do domu, było już bardzo późno.

¾                 Gdzieś Ty był? – zawołała babcia.

¾                 Szukałem Cię po wszystkich podwórkach – dodał groźnie tata.

¾                 Na pewno wpadł do wody! – jęknęła mamusia. – Spójrzcie! Jest cały mokry!

¾                 Jestem mikry, bo u Kowalskich pękła rura i wycieraliśmy z Hanią podłogę – wyrecytował Marek jednym tchem. – A przedtem pilnowałem dziecka i psa.

Rodzina spojrzała na Marka w osłupieniu.

¾                 No proszę – odezwała się wreszcie babcia. – U Kowalskich to nawet podłogę wycierał. A w domu?

¾                 Tatusiu, czy możemy zabrać Tomeczka na spacer? – zawołał Marek.

¾                 Nie! – krzyknęła babcia. – Najpierw przebierzesz się w suche rzeczy i zjesz obiad.

¾                 Ojej, babciu – powiedział marek z uśmiechem. – Niech się babcia nade mną nie trzęsie. Przecież teraz wszyscy trzęsiemy się nad Tomkiem. Prawda mały?

Tomek spojrzał na starszego brata poważnie, zupełnie, jakby był dużym Tomaszem. Ale jaki tam z niego Tomasz. Tomek, Tomuś, Tomeczek...

 

11.      Rozmowa na temat opowiadania.

 

ü             Dlaczego Marek nie lubił młodszego brata? O co był zazdrosny?

ü             Co wydarzyło się w mieszkaniu państwa Kowalskich?

ü             Jak zachował się Marek?

ü             Dlaczego pani Kowalska była mu wdzięczna?

ü             Co wpłynęło na zmianę stosunku Marka do jego młodszego brata

Zgłoś jeśli naruszono regulamin