Pruszkowska Maria, Krippendorf Zofia - Kapitanówna do kwadratu.pdf

(988 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
ZOFIA KRIPPENDORF i MARIA PRUSZKOWSKA
KAPITANÓWNA DO KWADRATU
* * *
właśnie dlatego, że zostałeś przemustrowany na inny statek i na inną linię. Mój list dogoni Cię pewnie w Kolombo i
w momencie, gdy go będziesz czytał, znajdę się akurat w oku cyklonu, który sama rozdmuchałam. Zresztą to Ty
będziesz winien, jeśli wpakuję się w jakąś paskudną historię. Trzeba było stawać na głowie, żeby jeszcze raz popłynąć
według starej trasy. Jak :dałeś się przerzucić na linię japońską, to z~dajesz sobie chyba sprawę, że ktoś musi to
załatwić. Nie mogę czekać rok czy dwa lata. Wtedy mogłoby być za późno! W dodatku nie miałabym chwili spokoju,
denerwując się myślą, że może to nieprawda, że to tylko jakieś nieporozumienie. Ostatecznie mogłeś się przecież
omylić.Dobrze wiem o ryzyku, niebezpieczeństwie i grożących konsekwencjach, nie strasz mnie więc, bo i tak nie
pomoże.Uważam, że nadarza mi się jedyna okazja. Gdybym z niej nie skorzystała, okazałabym się tchórzem i idiotką.
Trzymaj za mnie palce i życz ,powodzenia. Elżbieta
PS. O obietnicy pisania pamiętnika nie zapomnę. Sporządzę nawet testament, w którym zapiszę Ci go w spadku, w
razie gdybym, mówiąc stylem cioci Julki, "położyła łeb pod Ewangelię". Cześć!
- Nie rusz tej walizy, Elżbieto! Przecież za ciężka dla ciebie! Weź tamtą, mniejszą, a potem wrócimy po resztę -
komenderowała pani Nowakowa, szarpiąc się z kuferkiem pokaźnych rozmiarów. Kierowca mikrobusu wyskoczył z
szoferki i pobiegł na pomoc.
Wspólnymi siłami wyciągnęli bagaże z przedsionka Urzędu Celnego i umieścili w aucie. - Ufff!. - odsapnęła
Nowakowa opadając na siedzenie wozu i ocierając chustką spoconą twarz.. - Pierwszą rzecz mamy za sobą. - Pierwszą,
ale wcale nie najtrudniejszą. - szepnęła Elżbieta i przytulając policzek do ramienia Nowakowej dodała.. - Cioteczko!
Skóra mi cierpnie. Boję się. - Cicho, smarkulo! Teraz cię strach obleciał? A przedtem udawałaś taką bohaterkę!
Mikrobus zatrzymał się koło burty statku. Elżbieta zręcznie wyskoczyła na nabrzeże. Za nią składając się jak
scyzoryk, aby nie uderzyć głową o niski daszek auta, wytoczyła się Nowakowa. - Panie ochmistrz!. - wykrzyknął
donośnie marynarz stojący na trapie.. - Panie ochmistrz! Małżonka przyjechała!
Na korytarzu wiodącym w głąb statku zadudniły szybkie kroki i ochmistrz ukazał się na burcie. - Idę! Idę! Dłużej
nie mogłyście się grzebać? Już bałem się, że wam się coś złego przytrafiło. - gderał schodząc po stromym trapie tak
szybko i zręcznie, jak tylko pozwalała mu na to jego otyła postać. - Dzień dobry, wujciu. - zawołała Elżbieta.. -
Przyjechałyśmy późno, bo długo trzymali nas na cle. Zanim to wszystko obejrzeli Ochmistrz spojrzał na stertę
bagaży leżącą na nabrzeżu i jego twarz przybrała wyraz zdumienia. - To. To wszystko twoje?
A moje!. - wojowniczo wykrzyknęła ochmistrzowa. - Kobieto! Tyś chyba oszalała! Przecież ustaliliśmy parę dni
temu, co zabierasz. I przecież nie było tego aż tyle. - Pierwszy raz w życiu wyjeżdżam za granicę i mam chodzić jak
dziadówka? W jednej sukienczynie? Dobry sobie!. -
Po pierwsze nie mówię, żeby w jednej, ale po co zaraz taka przesada. A po drugie.. - A po dziesiąte. - przerwała. -
musiałam zabrać tyle, ile zabrałam. Szkoda czasu na gadanie. Prowadź tam, gdzie będę się mogła rozpakować
Ochmistrz spojrzał na żonę szczerze zdziwiony. Co jej się stało?. - pomyślał. Nigdy nie słyszał u niej takiego tonu.
Była z natury łagodna i skłonna do zgody. A tu masz! Raptem zaczyna się stawiać tak energicznie. Czyżby to był
objaw zdenerwowania przed podróżą?
Wzruszył ramionami i sięgnął po pierwszą walizę. - Zawołajcie mi tu stewardów do pomocy!. - krzyknął ku
trapowemu..
- Przecież sam nie dam rady tym tłumokom. I gdzie my to wszystko pomieścimy w małej kabinie?. Do magazynku
zanieść czy może lepiej do ładowni?. -
Antoni!. - jęknęła błagalnie ochmistrzowa.. - Tylko nie rób mi przykrości. Tak się cieszyłam na ten wyjazd.
Bagaże muszę mieć przecież pod ręką. Nie po to wiozę ubrania, żeby leżały w ładowni. No chyba to rozumiesz?
Nowak westchnął ciężko. Stęknąwszy z wysiłku podniósł walizę i podreptał w stronę trapu, prowadząc za sobą żonę
Elżbieta weszła za nimi wśród innych podróżnych. Nowakowie zajęci bagażami zapomnieli o niej i zniknęli w głębi
korytarza. Poczuła się zagubiona i wbrew swej naturze trochę niepewna. - Dzień dobry!. - zawołał znajomy marynarz
Felek. -Panna Elżbieta do pana kapitana? Trzeba się pośpieszyć, bo chyba za jakie pół godziny odcumujemy.
Odprowadzę panią. - Dziękuję. - szepnęła dziewczyna.. - Sama trafię do ojca Zręcznie przeskoczyła wysoki próg
oddzielający pokład od nadbudówki śródokręcia i zatrzymała się niezdecydowanie w korytarzu. - Kwiatki zwiędną. -
popędził ją wachtowy Elżbieta uśmiechnęła się blado i powoli zaczęła wchodzić po trapie prowadzącym na pokład
pasażerski Co jej się stało?. - zmartwił się Felek.. - Taka zawsze była wesoła i gadatliwa Elżbieta tymczasem, ponuro
zamyślona, wspinała się powolutku, zdecydowanie starając się odroczyć spotkanie z ojcem Na statku panował ruch, jak
zawsze przed wyruszeniem w rejs. Nowi pasażerowie szukali stewardów, aby dowiedzieć się cokolwiek o życiu na
statku.
Stewardzi starali się w grzeczny sposób uniknąć na razie kontaktu z pasażerami, aby przed odcumowaniem
pokończyć te roboty, które jak to w życiu, zwalały się zawsze ludziom na ostatnią chwilę. Marynarze wprowadzali i
wyprowadzali swe żony i dzieci, które jeszcze raz chciały się pożegnać Na zakręcie schodów na pokład kapitański
Elżbieta omal nie została stratowana. To oficer radiowy i radzik wielkimi susami pędzili z góry. - Dzień dobry!. -
zawołał wymijając ją zręcznie tak zwany pan radio.. - Niech się panna Ela spieszy i. Nie trzeba tam długo siedzieć, bo
stary jakiś dzisiaj nie w humorze. - dodał konspiracyjnym szeptem asystent radiowy wyszczerzył w zalotnym uśmiechu
białe i ładne zęby i błyskając czarnymi oczami przybrał twarz w jedną ze swoich najbardziej uwodzicielskich min.
Zatrzymał się też tak, jakby chciał coś powiedzieć, jakby chciał sprowokować, żeby go starszy kolega przedstawił Z
wyrazu twarzy można było bez trudu poznać, że Elżbieta zrobiła na nim ogromne wrażenie. Ale kapitanówna minęła
radzika bez jednego spojrzenia i przyśpieszyła kroku. Przed drzwiami do gabinetu zatrzymała się, wreszcie nieśmiało
zapukała. - Proszę. - usłyszała głos ojca. - Przyniosłam ci trochę kwiatków, tatusiu. I chciałam się jeszcze raz pożegnać.
Bo pomogłam cioci Zuzi. Przywiozłam ją na statek. - Serwus, Ela!. - zawołał zrywając się z fotela pierwszy oficer.. -
To biuro pozwoliło jednak ochmistrzowi zabrać w ten rejs żonę? Przecież słyszałem, że mu kategorycznie odmówiono.
- Odmówiono. - uśmiechnął się kapitan.. - Ale Nowak tak zaczął rozrabiać, że wywalczył wreszcie ten rejs dla żony. -
Świetnie. Będziemy mieli w morzu jubileusz. Dwudziestopięciolecie ślubu ochmistrza to nie byle jaka uroczystość na
statku. Będzie się musiał stary sknera postawić Obaj panowie roześmieli się, co pomogło Elżbiecie pozbyć się
wewnętrznego naprężenia. - Tylko jestem wściekły na tych z biura. - dodał kapitan. - że wydając ostatecznie
pozwolenie na wyjazd, zarządzili jednocześnie zakwaterowanie jej; w kabinie męża. - Cóż za bzdura!. - wykrzyknął
pierwszy. - Właśnie. - zgodził się skwapliwie kapitan.. - Jedna dwuosobowa kabina idzie na statku zupełnie pusta i
byłoby w niej kobiecie wygodnie i spokojnie. Ale jeśli im przepisy nie pozwalają.. - A kiedy Ela z nami porejsuje?. -
zmienił temat oficer. - Tatuś obiecał, że zabierze mnie, jak skończę szkołę, najwcześniej więc za rok. A może dopiero
za dwa lata czy ja wiem?. - uśmiechnęła się wesoło i spojrzała porozumiewawczo na. Ojca. - Zdaj maturę, a pojedziesz
w najpiękniejszy rejs -odpowiedział. - To ja już pójdę i będę wkuwać bez wytchnienia, żeby prędzej zdać tę maturę. I
trzeba się jeszcze pożegnać z ciocią Nowakową. Dziś nie będę mogła czekać na odcumowanie, bo umówiłam się z
kierowcą mikrobusu, że podrzuci mnie do domu. Muszę się spieszyć. O piątej mam angielski. - No to dobrze, bo już
zaczynasz nam przeszkadzać Powiedz jeszcze raz ode mnie ciotce, że jak tylko w przyszłym tygodniu wyjedziesz na
obóz, ona ma bezwzględnie wybrać się na kurację do sanatorium. - Tatuś nie zna cioci?. - mruknęła niechętnie
Elżbieta. - No tak. - westchnął kapitan i w formie wyjaśnienia dorzucił.. - Nie mogę namówić siostry, żeby o siebie
dbała Wydaje się jej, że gdyby nie snuła się po mieszkaniu od świtu do późnej nocy, to by całe nasze gospodarstwo
zawaliło się. Jest ogromnie surowa dla wszystkich, a zwłaszcza dla siebie. - To już chyba rodzinne. - mruknęła
kapitanówna. - Elżbieto!. - wykrzyknął z oburzeniem ojciec. - Ja, tatku, pomyślałam o sobie. Staram się przecież być
taka sama. Przede wszystkim surowa dla siebie Chief stłumił wybuch śmiechu, a Elżbieta szybko rzuciła się ojcu na
szyję i zaczęła go mocno ściskać i czule całować Rozstawali się przecież na długo, na całe sześć tygodni Ochmistrz
głucho jęknął i usiłował przewrócić się na bok. - Zuziu!. - zawołał żałośnie półgłosem. Zuziu, tak mi duszno Żona nie
odpowiedziała. Nowak uniósł się na posłaniu, zapalił lampkę umieszczoną nad głową i przechyliwszy się z górnej koi
spojrzał na dolną, na której niedawno pomógł się ułożyć do snu małżonce. - Zuziu. - jęknął z niedowierzaniem.. -
Gdzie ty się -podziałaś?
Powiódł dokoła zaspanymi oczami, jakby chciał sprawdzić, czy mu się nie śni. Ale wszystkie meble stały na
miejscach, a dwie zamknięte walizy rozpierały się w kącie kabiny. - Zuziu. - powtórzył bezmyślnie, gramoląc się po
drabince ze swej górnej grzędy. Złapał w biegu szlafrok i wypadł na poszukiwanie żony. Ale nie było jej ani w
korytarzu, ani w mesie załogowej, ani w oficerskiej. Coraz bardziej spotniały uganiał po wszystkich zakamarkach
statku.,. - Rozpłynęła się we mgle. - stwierdził nagle z rozpaczą, gdy uchyliwszy drzwi na pokład zobaczył białe
tumany spowijające statek Trzeba zawiadomić kapitana. - przeleciało mu przez głowę.. - On na wszystko znajdzie radę.
On ją na pewno odszuka I już miał skoczyć w kierunku kapitańskiego pokładu, gdy zorientował się, że ubrany jest w
kostium Prozerpiny, w którym występował zawsze, jako najpulchniejszy członek załogi, na uroczystościach
równikowych chrztów Przecież nie mogę iść do kapitana w tym błazeńskim przebraniu. Muszę włożyć coś
przyzwoitego!
Pognał w dół schodami, potem pustym korytarzem i gwałtownie otworzywszy drzwi do swej kabiny, zamarł z
przerażenia. Obie walizy, do których żona nie dała mu się dotknąć i których nie chciała rozpakować, przewróciły się
teraz wskutek kołysania statku, a oderwane zamki pozwoliły odsunąć się pokrywom. Z pierwszej wysypywał się biały
proszek podobny do soli. - Kokaina!. - jęknął ochmistrz i poczuł zimny pot przerażenia.. - A Elżunia mówiła, że w
Urzędzie Celnym oglądano bagaże.. - Nic już nie mógł zrozumieć Zdenerwowany, drobnymi kroczkami podszedł
bliżej i delikatnie zaczął uchylać wieka drugiej walizki. Ale ledwo jej dotknął, pokrywa odskoczyła i masa maleńkich
bałtyckich meduz trochę zgniecionych w ciasnym zamknięciu radośnie zaczęła się rozprostowywać. Te z wierzchu na
wyprężonych nóżkach wyskakiwały na podłogę, chwiejąc zalotnie parasoleczkami główek, podczas gdy następne
gramoliły się z wnętrza Rany boskie? To wstrętne robactwo rozpełznie się po statku!
Zamarł z przerażenia i obrzydzenia. I byłby tak stał nie wiadomo jak długo, gdyby nagle nie usłyszał cichutkiego
brzęczenia dzwonków sygnalizujących manewry do maszyny Co się stało?. - pomyślał zapominając o kłopotach
Pływając od wielu lat przyzwyczaił się reagować na każdy odgłos, toteż i teraz zaczął nasłuchiwać intensywnie. Nagle
ciszę nocną przerwało żałosne buczenie syreny okrętowej, a maszyny zmieniły rytm ,. - Przeszliśmy na półobroty.
Mgła!. - zamruczał do siebie i wyrobionym przez lata instynktownym ruchem sięgnął ręką do wyłącznika
elektrycznego nad głową Światło, które rozjaśniło kabinę, pozwoliło mu po dłuższej co prawda dopiero chwili
powiązać to, co było, z tym, czego nie było. - Fuj! Cóż za idiotyczny sen. - stwierdził wreszcie Jeszcze raz powiódł
oczami po kabinie, żeby upewnić się, że nic złego się nie dzieje. Przechylił się też nad deską, którą obudowana była
jego koja, i spojrzał na dolne posłanie W tym momencie zdębiał. Żony nie było. Gwałtownym ruchem cofnął się na
swoją grzędę i jeszcze gwałtowniejszym zaciągnął koce na głowę. - O Boziu? Boziu!. - zamamrotał, czując
niesamowity dreszcz grozy wzdłuż kręgosłupa..
- Czyż wszystko ma się powtórzyć od początku?
Przez dłuższą chwilę leżał sapiąc ciężko i usiłując zmusić się do logicznego myślenia, ale nie bardzo mu się to
udawało. Czuł, że za żadne skarby nie zejdzie z koi, nie weźmie szlafroka i że nie ma takiej siły, która zmusiłaby go do
poszukiwania żony. Nie wierząc w to. - wierzył jednak, że w którymś momencie okaże się, iż ma na sobie nie szlafrok,
ale kostium Prozerpiny i wszystko potoczy się dokładnie tak samo jak na taśmie drugi raz kręconego filmu. - O Boziu!
Boziu!. - powtórzył jękliwie Nagle do jego uszu przez pokłady koców dotarł szmer delikatnie otwieranych drzwi.
Jednym szarpnięciem ściągnął zasłony i zobaczył wchodzącą do kabiny żonę. - Zuziu! Zuziu! Gdzież ty byłaś? I co
masz w tych cholernych walizach?. -
Cicho, Antoś, cicho. - półgłosem odpowiedziała żona.. - Obudzisz sąsiadów Długo trwało, zanim udało się pani
ochmistrzowej uspokoić męża i wytłumaczyć, że wyszła do toalety, że w walizach, których rzeczywiście nie chce
otworzyć, znajdują się niespodzianki, że nie teraz co prawda, ale nieco później sprawią mu one niewątpliwą radość
Trochę udobruchany i trochę rozbrojony ochmistrz zrozumiał, że właściwie nie ma dość ważnego powodu do nocnych
awantur i zastanawiał się, jak by tu z honorem wybrnąć z tej małżeńskiej sceny. Pomogła mu sytuacja na statku. Z
niższych bowiem pięter pomieszczenia śródokrętowego dobiegło cichutkie brzęczenie dzwonków, w chwilę później
stanęły maszyny, a do zawodzącego buczenia własnej syreny dołączyło się trochę głuche buczenie z morza. - Mgła?. -
zapytała spokojnie, świadoma morskich spraw ochmistrzowa.. - Powiedz, czy mam się zacząć bać natychmiast, czy
jeszcze mam czas. - Zaraz tam mgła. - mruknął mąż, sam trochę zaniepokojony.. - To na pewno tylko lekki oparek
przedświtowy. - dodał autorytatywnym tonem.. - A ty zaraz mgła?.
-
To dlaczego buczymy i dlaczego maszyny stanęły?. -
Nasz stary jest ostrożny. Nie znasz go? Zresztą pójdę zobaczyć, a ty kładź się i śpij List do Kolombo wysłałam
pocztą. Wędruje teraz przestworzami do ciebie, a ja jak obiecałam, zabieram się do pamiętnika Mam w pisaniu
niesłychaną wprawę, ponieważ raz w życiu już to robiłam, a zakończenie okazało się wyjątkowo efektowne. Miałam
wtedy chyba dziesięć lat. Ojciec popłynął w jakiś bardzo długi i egzotyczny rejs, jak mówiliśmy. na drugi koniec
świata Pamiętasz, jak wściekałeś się, że musisz siedzieć w szkole i wkuwać rzeczy, które cię nic nie obchodziły,
zamiast za jego przewodem natychmiast zostać wilkiem morskim i przemierzać oceany? Jeśli sobie dobrze
przypominam, twoi rodzice mieli z tobą sporo kłopotów, bo ciągle groziłeś, że uciekniesz z domu na morze. Wydaje mi
się nawet, że wybijano ci to z głowy przy pomocy silnych "argumentów, " choć oczywiście nigdy się do tego nie
przyznawałeś. Mnie zresztą bardzo się podobała twoja buntownicza postawa W głębi duszy podziwiałam cię,
uważałam za bohatera, który nieugięcie walczy o swoje ideały i oczywiście chciałam cię naśladować Biedna ciotka
Julia! Co ona przeze mnie przeżywała. Bo oczywiście nie mając nikogo innego pod ręką, ją uważałam za uosobienie
tyranii, z którą należy walczyć. A ponieważ nie wiedziałam, w imię czego mam prowadzić tę "świętą , wojnę", na
wszelki wypadek zaczęłam się pieklić o wszystko. Wiesz dobrze, co z tego wynikło. Ciotka, która początkowo znosiła
moje histeryczne wybuchy dość spokojnie, w końcu zbuntowała się, stosunki między nami zaczęły się definitywnie
psuć, a awantury stały się chlebem powszednim. I właśnie taką pokazową awanturę urządziłam kiedyś w dniu powrotu
ojca z rejsu. Powód był na pewno zupełnie błahy, ale efekty niezrównane. Ojciec zastał nas w okropnym stanie. Ja
byłam zapuchnięta i zachrypnięta od ryku, a ciotka roztrzęsiona, śmiertelnie blada i sztywna już zupełnie jak drut.
Ojciec był przerażony. Najpierw długo konferował z ciotką, a potem wezwał mnie na rozmowę Wygłosił do mnie
bardzo poważne i długie kazanie, w którym padały słowa. "Samokontrola",
"dyscyplina wewnętrzna" i cała masa innych mądrych zdań. Oczywiście nic z tego nie zrozumiałam i musiałam mieć
odpowiednio głupią minę, bo tata wreszcie się zorientował, że rzuca grochem o ścianę. Wtedy zmienił ton. Wziął mnie
na kolana i wesoło powiedział.. - Wiesz, córeczko, doszedłem do przekonania, że bardzo mało cię znam. Jestem
przecież gościem w domu i prawie się nie widujemy. Czy mogłabyś spróbować pisać pamiętnik, w którym
opisywałabyś wszystko, co się zdarzy w twoim życiu? Po moim powrocie z rejsu przeczytamy go sobie i będzie nam
się zdawało, że cały czas byliśmy razem. Dobrze?. - Zgodziłam się oczywiście z zapałem No i jak statek taty zniknął za
horyzontem koło Helu, kupiłam gruby brulion w pięknej okładce i zabrałam się do pisania. A po dwóch miesiącach,
gdy ojciec wrócił i zaczęliśmy czytać pamiętnik, myślałam, że pęknę ze złości, bo ojciec śmiał się do łez Mój
pamiętnik wyglądał bowiem tak.
"Rano wstałam, ubrałam się, zjadłam śniadanie i poszłam do szkoły. W szkole na lekcjach starałam się uważać, a na
przerwach bawiłam się z koleżankami. Potem wróciłam do domu, zjadłam obiad i odrobiłam lekcje. Potem bawiłam się
na podwórku, a jak zaczął padać deszcz, wróciłam. Wieczorem zjadłam kolację i położyłam się spać" Następnego dnia
zanotowałam te same rewelacje i dzień zaczął się od.
"Rano wstałam, ubrałam się, zjadłam śniadanie" W ten sposób cierpliwie prowadziłam pamiętnik z dnia na dzień
przez parę tygodni. Jak więc widzisz, mam wielką wprawę i wobec tego przyrzekłszy ci, że będę pisać, zaczynam
uroczyście.
"Rano wstałam, ubrałam się, zjadłam śniadanie" Ochmistrz sapał ze złości, a pod nosem pomrukiwał coś z wielką
pasją. Gdyby można było podsłuchać, co mamrocze, okazałoby się, że sadzi diabłami, czortami i szatanami,
przeplatając te litanie co soczystszymi przekleństwami, które zebrał do swego repertuaru w ciągu całego życia Z urzędu
swego ochmistrz jest gospodarzem na statku i od jego sprawnej pracy zależy dobre samopoczucie wszystkich osób
znajdujących się w tym małym światku, co oznacza, że zakres jego obowiązków jest ogromny Dziś pan Nowak chciał
jak najprędzej odwalić swą papierkową robotę, której jak zawsze na początku rejsu było bardzo dużo. Miał wielką
ochotę choć trochę pogadać z żoną, nacieszyć się jej obecnością, oprowadzić ją po statku, pochwalić się swoim
królestwem i porządkiem w nim panującym. Ale to wszystko, co sobie obiecywał i na co się cieszył, jakoś się nie
udawało. Niewyspany, umęczony nocnymi koszmarami,, dręczony był teraz za dnia nie kończącą się kolejką
interesantów. Bo i cała prawie załoga miała do niego jakieś interesy, i szef kuchni zanudzał go swoimi kłopotami; i
pasażerowie wstępowali po informacje, a w dodatku żeby zamieszanie było większe. - i koledzy, którzy znali panią
Zuzannę, przychodzili się przywitać. Prowadzili też z nią długie rozmowy o swoich rodzinach, zwierzali się z tęsknoty
za żonami i radzili w sprawie wychowywania dzieci Nad wieczorem statek miał wejść do Kanału Kilońskiego i w
związku z tym roboty było jeszcze więcej, a pochód interesantów i gości w dwóch malutkich pomieszczeniach
przyprawiał ochmistrza o zawrót głowy i lekkie ataki furii, które starał się siłą opanować. Gdy jednak steward
pasażerski przyszedł się żalić, że zginął mu gdzieś klucz od jednej nie zajętej kabiny i chciał zabrać drugi, zapasowy,
który powinien być w biurze, a pan Nowak nie mógł go znaleźć ani w żadnej szufladzie, ani w szafce. - miara się
przepełniła i gospodarz statku ryknął jak ranny tur, proponując wycieczkę do czeluści piekielnych i wszystkim kluczom
od kabin, i wszystkim kabinom, i naturalnie wszystkim stewardom. Wobec tego Lewandowski, wieloletni pracownik
na liniach żeglugowych, a od roku pierwszy steward, czmychnął długim korytarzem, aby nie rozdrażniać jeszcze
bardziej swego szefa, a pani Zuzanna, zorientowawszy się w trudnościach małżonka, wyprowadziła taktownie swych
gości do saloniku oficerskiego.. -
O Boziu! Boziu!. - zajęczał ochmistrz tym razem z ulgą i z impetem rzucił się na swoje papierki. Ale niezbyt długo
mógł się przy nich skupić, ponieważ obecność żony czyniła ten rejs zupełnie odmiennym od dawnych, spokojnych i już
prawie zrutynizowanych rejsów. Poza tym coś ! w zachowaniu żony drażniło go Coś tu nie jest w porządku. - zamyślił
się, nie widzącymi oczami wpatrzony w rozłożoną przed nim księgę.. - Bo na przykład co znaczy ta historia z
termosem? Przecież Zuzia wie, że podróż na statku to nie wycieczka do lasu. Po cóż przytaszczyła tu dwulitrowy
termos? I co jest w tych walizach?. - spojrzał podejrzliwym okiem na dwa niewinnie w dziennym świetle wyglądające
pakunki Powoli jednak uspokajał się. Czekająca go praca zaczęła absorbować myśli i pozwoliła zapomnieć o innych
troskach Zachodni Bałtyk przywitał statek dość dobrze rozkołysaną falą, nie na tyle jednak przykrą, aby przeszkodzić
w czymś mogła ludziom morza. Pasażerowie natomiast stwierdzili konieczność przystosowania się do tego kiwania i
kołysania w pozycji leżącej, czyli w kojach, toteż na statku panował wyjątkowy spokój. Jedna ochmistrzowa czuła się
świetnie. Całe popołudnie grała w kierki w saloniku oficerskim z tymi członkami załogi, którzy akurat wolni byli od
wacht, i nie absorbowała męża swoją obecnością Ochmistrz położył się spać, zadowolony z odwalonej roboty. Noc
zapowiadała się idealnie. Statek przed zmrokiem przedostał się przez śluzy portu kilońskiego i teraz wędrował po
cichych wodach kanału. - Jutro, Zuziu, nareszcie oprowadzę cię po statku -obiecywał żonie.. - Prognoza pogody jest
bardzo dobra Morze Północne będzie spokojne. Przed nami więc piękny dzień!. -
Możliwe. - mruknęła ochmistrzowa z jakimś powątpiewaniem w głosie. Tak jak zapowiedział pan radio, ranek na
Morzu Północnym był słoneczny, powierzchnia wody wygładzona prawie idealnie, a przez iluminator zaglądały
wesolutkie błękity Toteż ochmistrz zeskoczył raźnie z drabinki i nawet się nie zdziwił, że żony nie ma w kabinie.
Zaczął się ubierać podśpiewując dziarsko, choć fałszywie. Nagle drzwi się otworzyły i pani Zuzanna, ubrana już,
umyta i uczesana, stanęła na progu. Jej dziwna mina sprawiła, że ochmistrz znieruchomiał. - Co się stało?. - zapytał z
niepokojem.
- Będziesz musiał pomóc mi w załatwieniu z kapitanem jednej bardzo trudnej sprawy. - odpowiedziała dziwnie
zduszonym głosem.
- Co się stało?. - zawołał i koszula, którą trzymał w ręku, upadła na podłogę Pani Nowakowa nie patrząc na męża
półgłosem wyjaśniła sprawę, z którą musiała iść do kapitana. - O Boziu! Boziu!. - zajęczał ochmistrz i bezwładnie
opadł na fotelik. Nagle zerwał się i ryknął dzikim głosem.. - I ty, kobieto, w tym pomagałaś?!
Nareszcie! Nareszcie na statku zdarzyło się coś sensacyjnego Podczas gdy dziób rozgarniał błękitną falę, a statek
według wyznaczonego kursu zbliżał się do Wysp Fryzyjskich, we wszystkich pomieszczeniach zakipiało. - Jak tylko
ochmistrz z żoną wkroczyli do kabiny kapitana z takimi dziwnymi minami, od razu zrozumiałem, że coś się stało. -
opowiadał rozgorączkowany steward pasażerski swemu najserdeczniejszemu przyjacielowi, stewardowi oficerskiemu..
- Tylko nie mów o tym nikomu. Wprawdzie i tak wszyscy szybko się dowiedzą, ale niech to nie wyjdzie ode mnie.
Mnie przecież obowiązuje dyskrecja Takie zastrzeżenia miałyby sens i mogłyby zmusić drugiego stewarda do
obowiązującego milczenia, gdyby chodziło o jakąś niewiele znaczącą plotkę, choćby nawet o pasażerach. To jednak, w
co został wtajemniczony, przekraczało wszelkie granice panującej wśród stewardów dyskrecji. Poczuł, że wiadomość,
którą usłyszał, rozsadzi go, jeśli jak najprędzej nie puści jej dalej w ruch. Odczekał dla przyzwoitości chwilę, aby
kolega zaparzył kawę dla kapitana i opuścił pentrę. Natychmiast też po jego wyjściu rzucił ścierkę i wypadł na
korytarz. Będąc w posiadaniu tak sensacyjnej nowiny zrezygnował z pojedynczych słuchaczy To, co miał do
obwieszczenia, wymagało większego audytorium. Ale wszyscy oficerowie byli już po śniadaniu i jedni odbywali
przepisowe wachty, inni rozproszeni byli po kabinach. Wobec tego wypadł na pokład, a widząc grupkę marynarzy,
którzy pod okiem bosmana sprawdzali sprzęt pożarniczy, przypadł do nich i wrzasnął.. -
Chłopaki! Kapitanówna się zablindowała! Kapitanówna jedzie z nami na gapę!
W sekundę został otoczony przez grupę mężczyzn, którzy rzucili robotę, podnieceni rewelacyjną wiadomością,
wprowadzającą jakąś odmianę w monotonię życia na statku. - Nieprawdopodobne!. - wyszeptał bosman trzymając
jeszcze w ręku gaśnicę. Przejęty tym, co usłyszał, skierował wylot gaśnicy bezmyślnie w pierś stewarda.
- Weź pan, te maszyne. - poprosił steward.. - I bez tego celowania wszystko opowiem. - No!. - niecierpliwie popędzali
go koledzy. - Więc Lewandowski akurat sprzątał u starego i miał już wychodzić po śniadanie, bo kapitan dziś nie
schodził do jadalni, gdy nagle weszli ochmistrzowie. Kapitan trochę się skrzywił, ale powiedział grzecznie coś takiego.
że przeprasza ochmistrzową i że dopiero po południu, jak odeśpi Kanał Kiloński, to będzie mógł jej służyć. A ona na
to, że muszą w bardzo ważnej sprawie porozmawiać natychmiast i w tym miejscu spojrzała wymownie na
Lewandowskiego Lewandowski za wszelką cenę chciał pozostać w gabinecie, więc złapał za odkurzacz. że niby taki
zajęty i śpieszy się ze sprzątaniem. Ale niewiele mu to pomogło, bo stary kazał mu przynieść kawę. No to musiał
wyjść, ale przyznał mi się, że przytknął ucho do drzwi i zaczął podsłuchiwać I wtedy usłyszał, jak ochmistrzowa
powiedziała, że w tej pustej kabinie znajduje się panna Elżbieta. Gdyby nasz stary zaczął ryczeć, to Lewandowski
jeszcze zaryzykowałby dalsze podsłuchiwanie i wiedzielibyśmy więcej. Ale kapitan zaczął gadać powolutku, prawie
szeptem, tak na sylaby a to wiadomo. Znak, że jest naprawdę wściekły. Więc Lewandowski wolał się wycofać i zwiał
spod drzwi.
- On już wczoraj gadał o tej pustej kabinie. - przypomniał sobie starszy marynarz Kropidłowski.. - Wydawało mu się,
że słyszy tam pluskanie wody i nie mógł sprawdzić, czy przypadkiem kurki nie są poodkręcane, bo nigdzie nie było
kluczy Marynarze zapomnieli o robocie, omawiając z przejęciem zasłyszaną nowinę Tymczasem steward
Lewandowski dygocąc z podniecenia wniósł tacę ze śniadaniem do gabinetu kapitana i ciekawym spojrzeniem obrzucił
obecnych. Wydawało mu się, że przed jego wejściem wszyscy mówili naraz.. - Dziękuję. - wyskandował groźnym
szeptem kapitan. Steward rzucił żałosne spojrzenie w kierunku stojącego na dywanie odkurzacza, ale nie miał odwagi
zatrzymać się przy nim i cicho zamknął drzwi za sobą.
Na schodach wpadł na niego rozradowany radzik. - Wiesz pan o wielkiej nowinie?. - zawołał wesoło. -Córka
kapitana, ta fajna dziewczyna, jedzie z nami!. -
Bydlak. - mruknął Lewandowski pod adresem swego . Kolegi, stewarda oficerskiego Na szczęście radzik nie
zwrócił uwagi na te pomruki, bo wpadł do kabiny oficera radiowego, gdzie spodziewał się usłyszeć nowe szczegóły
niecodziennego wydarzenia. Poczta pantoflowa okazała się niezawodna. Po upływie kilku minut wszyscy na statku
wiedzieli o obecności Elżbiety. Wszyscy też z taką niecierpliwością oczekiwali na dalszy rozwój wypadków, że zaczęli
podsłuchiwać przy uchylonych na korytarz drzwiach. Wreszcie drzwi gabinetu otworzyły się i usłyszano.. -
ale ja naprawdę nic nie wiedziałem. Naprawdę nic.. - Głos ochmistrza drżał i łamał się ze zdenerwowania.. - Wiem,
stary przyjacielu. - spokojnie już, normalnym tonem odpowiedział kapitan.. - Staliśmy się ofiarami niewieściego
spisku. I ty, i ja, i władze. Teraz tylko trzeba będzie się starać to załatwić. No, nie martw się na zapas! Jakoś będzie. -
Taaak.. - Westchnął ochmistrz.. - Tak! Moja własna żona w spisku przeciw mnie i kapitanowi. Nowakowa powoli
zamknęła drzwi, zbliżyła się do męża i kładąc mu rękę na ramieniu, powiedziała błagalnie.. -
Antoś, jak możesz tak mówić! To nie żaden spisek. - Nie spisek? Przecież jej pomagałaś!. -
Pomagałam. - odpowiedziała ze łzami w oczach. -Ale naprawdę nie mogłam postąpić inaczej.. - To dla Elżbiety
zabrałaś ten termos?. - zapytał w zamyśleniu, starając się powiązać w logiczną całość fakty, które go niepokoiły.. - A
czy pozwoliłbyś, aby dziecko było prawie przez dwie doby bez ciepłego jedzenia?. -
A jakaż to dla mnie "niespodzianka". - słowo. Niespodzianka przesylabizował ironicznie. - jest w, tych walizkach?.
- przypomniał sobie to, co jątrzyło go od samego początku.. - Sukienki, bielizna i drobiazgi małej. - usłyszał w
odpowiedzi.. - A klucze od kabiny, które zginęły i u mnie, i u stewarda?. - pytał coraz głośniej i natarczywiej.. - Nie
mogłam pozwolić, żeby ją za wcześnie znaleziono. - przyznała się pani Zuzanna.. - Więc twierdzisz, że to nie był
spisek, a jednak okazuje się, że wszystko, ale to wszystko było obmyślone w najdrobniejszych szczegółach.
Przewidziałyście nie tylko sposób, w jaki wemknie się na statek, nie tylko miejsce, gdzie się ukryje, ale nawet czas,
kiedy będzie mogła bezpiecznie wyleźć z kryjówki. Nie mogłaś pozwolić, żeby ją za wcześnie odkryto! Pewnie! Żeby
to było na Bałtyku, to jak niepyszna musiałaby wrócić do domu! Ale za kanałem? Wiadomo. Musi jechać z nami tam i
z powrotem. Postawiłyście na swoim i skompromitowałyście kapitana, mnie, stewarda i sam diabeł wie kogo jeszcze.
Nie ma co mówić Koronkowa robota! I to wszystko tak sobie! Dla fantazji!
Ochmistrzowa słuchała wymówek męża w milczeniu Wiedziała, że jego ataki złości, choć bardzo gwałtowne, są
zwykle krótkotrwałe. Było jej jednak ogromnie przykro, że musi wysłuchiwać tego wszystkiego bez powiedzenia
choćby jednego słowa na swoją obronę. Gdyby mogła mu powiedzieć, że to nie tylko, ;dla fantazji". - sprawa
wyglądałaby zupełnie inaczej Kapitan zapukał do kabiny radiooficera. - Panie kolego, proszę nawiązać łączność z
Gdynią. Muszę natychmiast rozmawiać z armatorem i z WOP-em. Zawrócił ku schodom prowadzącym na mostek i do
kabiny radiowej. Zauważywszy jednak, że za panem radio wynurza się z kabiny rozradowany i przejęty radzik,
zatrzymał się i rzucił.. -
Zgłoś jeśli naruszono regulamin