Sherman David, Cragg Dan - Starfist 01 - Pierwsi w boju.pdf

(1413 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Sherman David, Cragg Dan
Pierwsi w boju
Przełożył: Marek Pawelec
Tytuł oryginału: „First to Fight"
PROLOG
- Wz. Jeden? - zapytał gunny Charlie Bass. Posłał technikowi Terminal Dynamics ciężkie spojrzenie.
- Jest pan pewien, że zdołamy złapać naszych bandytów, używając Wz. Jeden? - Machnął ręką w stronę
leżącego na stole czarnego pudełka.
- Wz. Jeden, jak pan to nazywa, sierżancie, to Uniwersalny Po-zycjonator Odbiorczo-Nadawczy
Wzór Jeden - odpowiedział protekcjonalnym tonem Daryl George. Bass nie miał wątpliwości, że
reprezentant firmy opisywał działanie swojej zabawki zebranym wokół stołu podoficerom tylko dlatego,
że uważał ich za zbyt ograniczonych, by mogli cokolwiek zrozumieć bez jego wyjaśnień.
- Gdzie przeprowadzono testy polowe? - zapytał gunny Bass. Sierżant major Tanglefoot posłał mu
groźne spojrzenie.
- Cieszę się, że pan o to spytał - odpowiedział George w stronę zebranych sierżantów 31 OPUF.
Wygładził swój cieniutki wąsik grubym palcem. - Macie panowie prawo wiedzieć wszystko co konieczne
na temat testowania sprzętu, od którego może zależeć życie wasze i waszych ludzi. Testy końcowe UPON
- przelitero-wał z namaszczeniem - przeprowadzono na Aberdeen. Na wszystkich etapach testów zebrał
najwyższe oceny. - George uśmiechnął się szeroko, jakby oznajmił właśnie, że wygrał na loterii.
- Aberdeen... czyli poligon. Innymi słowy, mówi nam pan, że Wz. Jeden nie brał jeszcze udziału w
akcji. - Bass starannie unikał spoglądania na sierżanta majora.
- Jak już mówiłem, sierżancie - George wyprostował się na całą długość swojego puszystego ciała i
agresywnie wysunął szczękę w stronę pytającego - wszystkie etapy testów zaliczył z najwyższymi
ocenami.
Bass zacisnął szczęki z powodu nieustannego nazywania go „sierżantem", jakby był jakimś cholernym
podoficerem Armii. Nie był w Armii, był Gunnym Korpusu Marines Konfederacji.
6
David Sherman i Dan Cragg
-
Są jeszcze jakieś pytania? - wtrącił się sierżant major Tangle-foot.
I znów odezwał się Bass.
- Sierżancie majorze, wie pan równie dobrze jak ja i każdy podoficer w tym pokoju, że istnieje
olbrzymia różnica między kontrolowanymi testami a testami w warunkach bojowych. Bierzemy udział w
operacji bojowej. Nie ma tu miejsca na testowanie niesprawdzonego sprzętu.
- Wszystko, co mamy w Korpusie, musiało kiedyś zostać po raz pierwszy przetestowane w
warunkach bojowych - odpowiedział Tanglefoot. W jego głosie było słychać, że zaczyna mieć tego dość. -
To pierwszy raz dla UPON.
Bass skrzywił się.
- Tak jest, sierżancie majorze. - Przełknął, zdając sobie sprawę, że spór z Tanglefootem to stąpanie
po bardzo cienkim lodzie. - Po prostu myślę, że nie powinniśmy używać Wz. Jeden bez zabierania ze sobą
nadajników radiowych i lokalizatorów, o których wiemy, że działają. Na wypadek, gdyby to nawaliło.
Tanglefoot odpowiedział mu tonem nie znoszącym dalszego sprzeciwu.
- Dowództwo poleciło oddać wszystkie nadajniki plutonów i kompanii, lokalizatory geopozycyjne i
komputery naprowadzające. Każda kompania i pluton otrzymają zamiast nich UPONy. To jedno
urządzenie zamiast trzech. Zbrojmistrze, oddacie stary sprzęt i osobiście wydacie nowy. Sierżanci
kompanii dopilnują wykonania rozkazu. To wszystko. Wykonać.
Dwudziestu starszych podoficerów jednostek operacyjnych 31. Oddziału Pierwszego Uderzenia Floty
podniosło się z miejsc i zaczęło opuszczać pomieszczenie.
Charlie Bass wiedział, kiedy odpuścić. To była właśnie jedna z takich sytuacji. Niestety Daryl George nie
wiedział, kiedy przestać.
- Nie martwcie się, sierżancie - odezwał się do Bassa - Osobiście gwarantuję, że UPON Wzór Jeden
spełni wszystkie wymagania.
PIERWSI W BOJU
7
Bass odwrócił się i posłał George'owi płomienne spojrzenie.
- A ja osobiście gwarantuję, że jeśli stracimy choć jednego człowieka z powodu jakiejś wady tego
czegoś, pan osobiście za to zapłaci.
-
Bass, dość! - warknął sierżant major Tanglefoot. - Dajcie spokój tym bzdurom, Gunny.
- Tak jest, sierżancie majorze. Przepraszam, sir. - Posłał Geor-ge'owi spojrzenie, z którego jasno
wynikało, że bynajmniej nie żałuje. Potem wyszedł z pomieszczenia za sierżantem szefem swojej
kompanii.
-
Uważaj, Bass - szepnął sierżant szef.
\ \ \
„Bandyci" ścigani przez Marines na Fiesta de Santiago wydawali się znikać w górach z jeszcze większą
łatwością niż wśród mieszkańców nizinnych miast. Do popołudnia trzeciego dnia po tym, jak Marines
wysiedli ze swoich Smoków, by ruszyć przez teren zbyt nierówny dla szturmowych poduszkowców, poza
okazjonalnymi śladami stóp wciąż nie widzieli swojej zwierzyny.
- Gdzie jesteśmy według Wz. Jeden? - zapytał Bass starszego szeregowego LeFarge'a, ich
łącznościowca, gdy jednostka Brawo zatrzymała się, by zaplanować następny krok.
- Moja pozycja - odezwał się LeFarge do czarnego pudełka. UPON był długi na trzydzieści
centymetrów, szeroki na dwadzieścia i gruby na pięć. Jedna z powierzchni rozjarzyła się, prezentując
ekran, który zamigał po poleceniu LeFarge'a, po czym wyświetlił zestaw współrzędnych i schematyczną
mapę z zaznaczoną pozycją.
-
Jakieś wieści od Starego? - zapytał Bass, wykreślając współrzędne z UPON na papierowej mapie.
W połowie drugiego dnia marszu dowódca kompanii podzielił jednostkę na dwie grupy. Wraz z
sierżantem szefem wziął dwa plutony oraz pół plutonu wsparcia i oddalił się jednym ze szlaków, podczas
gdy jego zastępca i Bass ruszyli drugim szlakiem z pozostałym plutonem i drugą połową plutonu wsparcia.
Teraz utracili łączność.
8
David Sherman i Dan Cragg
- Nic od 0830 - odpowiedział LeFarge. Rozejrzał się po otaczających ich upstrzonych głazami i
zalesionych zboczach, po czym niedbałym gestem starł z czoła strużkę potu. Było prawie czterdzieści
stopni w cieniu. - To pewnie góry blokują transmisje.
Bass potrząsnął głową. Znajdowali się w paskudnym miejscu. Teren świetnie nadawał się na pułapkę.
- To rzekomo ma być łączność z satelitami sznura pereł, nie w zasięgu wzroku. W górze zawsze jest
jakiś satelita. - Użył kompasu do wyznaczenia azymutu względem trzech charakterystycznych punktów
orientacyjnych wokół wąskiego wąwozu o stromych ścianach, w którym się znajdowali, po czym
zaznaczył wyliczoną przez siebie pozycję na kartce i spisał współrzędne. Staromodna nawigacja lądowa
na bazie kompasu i mapy wciąż się sprawdzała.
-
Pogadaj z łącznościowcem trzeciego plutonu i dowiedz się, czy dostał takie same odczyty jak ty.
LeFarge zaczął mamrotać do mikrofonu swojego hełmu, porozumiewając się z łącznościowcem trzeciego
plutonu, który znajdował się sto metrów za nimi.
Bass wstał, żeby pokazać dowódcy grupy Brawo swoje wyliczenia na podstawie kompasu oraz
współrzędne podane przez UPON. Według urządzenia znajdowali się w dolinie sąsiadującej z tą, którą
Bass określił na podstawie obliczeń.
-
Jak bardzo jesteś tego pewien? - zapytał porucznik Procescu.
Bass wskazał punkty orientacyjne, których użył do wyznaczenia
położenia. Dolina, w której mieli się znajdować według UPON, nie miała podobnego ukształtowania
terenu.
-
Gunny - odezwał się LeFarge - trzeci pluton dostał prawie takie samo położenie jak ja.
-
Zdołamy wrócić do domu? - zapytał Procescu.
Bass kiwnął głową.
-
Używając kompasu i mapy, jeśli nic innego nie zadziała.
-
Gdzie powinniśmy być?
- Ścigać Pancho - odpowiedział Bass, wzruszając ramionami. Może któryś z bandytów ściganych
przez Marines miał na imię
PIERWSI W BOJU
9
Pancho, a może nie. Nie miało to znaczenia. Za każdym razem, gdy Marines ruszali przeciwko
partyzantom, określanym jako bandyci, nadawali im imię „Pancho".
- W takim razie jeśli nie ma problemu z odnalezieniem drogi do domu - oświadczył Procescu - to
gońmy Pancho. - Zwrócił się do LeFarge'a. - A ty próbuj wywołać Starego.
- Jeśli będziemy potrzebowali wsparcia powietrznego, a eskadra lotnicza spróbuje nas namierzyć
na podstawie współrzędnych podanych przez Wz. Jeden, to możemy równie dobrze ich nie wzywać -
mruknął Bass, zakładając plecak i sprawdzając broń.
- Zbierać się! - zawołał do drużyny poprzedzającej grupę dowodzenia Bravo i podniósł prawą rękę,
pozwalając opaść rękawowi kameleona, po czym zasygnalizował „wstawać i ruszać". Odpoczywający,
prawie niewidoczni Marines drużyny na szpicy wstali i ruszyli w górę wąskim dnem parowu. Na chwilę
zamigotali, gdy ich kameleony zaczęły dostosowywać się do otoczenia. Wędrujących ludzi można było
dość łatwo wypatrzyć - ich kameleonowe stroje nigdy bowiem do końca nie dopasowywały się do
otoczenia, a jedynie zmieniały kolory, by upodobnić się do otaczających ich skał i ziemi. Za to ukryci w
cieniu na zboczach skrzydłowi byli praktycznie niewidzialni, chyba że obserwator wypatrzyłby ich
odsłonięte twarze, dłonie czy szyje w niedopiętych bluzach.
- Ścigamy około dwudziestu Pancho - rzucił Procescu do Bas-sa - a jest nas czterdziestu sześciu.
Kiedy ich złapiemy, nie będziemy potrzebowali wsparcia powietrznego.
\ \ \
Kwadrans po tym, jak Bass dokonał kontroli położenia, wzmocniony pluton grupy Brawo dotarł do
miejsca, gdzie niedawny wstrząs zrzucił na dno doliny wiele potężnych głazów i wywrócił większość
drzew rosnących na stromych zboczach. Ptaki sprowadzone z Ziemi oraz miejscowe ćwierkały i śpiewały,
polując na owady brzęczące w sennym powietrzu. Nagie zbocza wydawały się puste i można było odnieść
wrażenie, że aż do osiągnięcia kolejnego zalesionego obszaru, odległego o pół kilometra, jedyny problem
Marines to groźba skręcenia nogi na nierównym podłożu.
10
David Sherman i Dan Cragg
Drużyna na szpicy i drużyna wsparcia przechodziły właśnie przez otwarty teren, a grupa dowodzenia
Brawo znalazła się na jego skraju, gdy rozległ się krzyk zwiadowcy osłaniającego oddział z lewej.
- Pancho! - Krzyk został zagłuszony ozonowym trzaskiem jego broni, która częściowo odparowała
odsłonięty but bandyty. Dwóch Marines na lewym zboczu natychmiast otwarło ogień, a trzask ich broni,
jeszcze głośniejszy huk pękającej od trafienia skały i skwierczenie odparowywanego ciała niemal stłumiły
wrzask bandytów zranionych stopionymi odpryskami kamieni.
- Kryć się! - ryknął Bass, rzucając się za pobliski głaz. Z całego stoku doliny rozległy się rozproszone
trzaski broni przeciwników. Marines na dnie niecki próbowali odpowiedzieć ogniem zza osłon, podczas
gdy drużyna wsparcia rozstawiała swoją broń, ale tarcze siłowe chroniące ich przed bronią energetyczną
bandytów w żaden sposób nie osłaniały przed stopionymi odpryskami skał rzucanymi w powietrze przez
trafiające w nie kule plazmy. Marines złapani w strefę ostrzału mogli tylko kulić się za głazami, kryjąc się
przed trzeszczącymi pociskami i tryskającą magmą.
Procescu szybko ocenił sytuację i spokojnie wydał rozkazy przez komunikator.
- Trójka, bierz resztę drugiej drużyny i działko na to zbocze, pomożesz flance. Swojego sierżanta i
dwie drużyny wsparcia wyślij do zwiadowców ze skrzydła na drugim zboczu, niech ich przycisną ogniem.
Reszta drużyny wsparcia i jej dowódca do mnie.
Bass przestawił przełącznik pozwalający mu słuchać wszystkiego, co działo się w sieci łączności do
poziomu dowódcy sekcji ogniowej. Usłyszał, jak dowódca trzeciego plutonu wydaje rozkazy, a sierżant
zbiera resztę drużyny wsparcia, dowódcę drużyny, dowódcę drużyny wsparcia oraz dowódców sekcji
ogniowych, poganiając ich. Dowódcy sekcji ogniowej i wsparcia, przygwożdżeni na otwartym terenie,
zgłosili, że nie mają żadnych ofiar.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin